Google
This is a digital copy of a book that was prcscrvod for gcncrations on library shclvcs bcforc it was carcfully scannod by Google as part of a projcct
to make the world's books discoverablc onlinc.
It has survived long enough for the copyright to cxpirc and thc book to cntcr thc public domain. A public domain book is one that was never subjcct
to copyright or whose legał copyright term has expircd. Whcthcr a book is in thc public domain may vary country to country. Public domain books
are our gateways to the past, representing a wealth of history, cultuie and knowledge that's often difficult to discovcr.
Marks, notations and other maiginalia present in the original volume will appear in this file - a reminder of this book's long journcy from thc
publishcr to a library and finally to you.
Usage guidelines
Google is proud to partner with libraries to digitize public domain materials and make them widely accessible. Public domain books belong to the
public and we are merely their custodians. Nevertheless, this work is expensive, so in order to keep providing this resource, we have taken steps to
prevent abuse by commercial partics, including placing technical rcstrictions on automatcd querying.
We also ask that you:
+ Make non-commercial use ofthefiles We designcd Google Book Search for use by individuals, and we request that you use these files for
person al, non-commercial purposes.
+ Refrainfrom automated ąuerying Do not send automatcd queries of any sort to Google's system: If you are conducting rcsearch on machinę
translation, optical character recognition or other areas where access to a laigc amount of text is hclpful, pleasc contact us. We cncourage the
use of public domain materials for these purposes and may be able to help.
+ Maintain attributłonTht Goog^s "watermark" you see on each file is essential for in forming peopleabout this project andhelping them lind
additional materials through Google Book Search. Please do not remove it.
+ Keep it legał WhatCYcr your use, remember that you are responsible for ensuring that what you are doing is legał. Do not assumc that just
becausc we believc a book is in the public domain for users in the United States, that the work is also in the public domain for users in other
countries. Whcthcr a book is still in copyright varies from country to country, and we can'l offcr guidancc on whcthcr any specific use of
any specific book is allowed. Please do not assume that a book's appearance in Google Book Search means it can be used in any manner
anywhere in the world. Copyright infringement liabili^ can be quite severe.
About Google Book Search
Google's mission is to organize the world's information and to make it universally accessible and useful. Google Book Search helps rcaders
discoYcr the world's books while helping authors and publishers reach new audiences. You can search through the fuli icxi of this book on the web
at|http : //books . google . com/|
Google
Jest to cyfrowa wersja książki, która przez pokolenia przechowywana była na bibliotecznydi pólkach, zanim została troskliwie zeska^
nowana przez Google w ramach projektu światowej bibhoteki sieciowej.
Prawa autorskie do niej zdążyły już wygasnąć i książka stalą się częścią powszechnego dziedzictwa. Książka należąca do powszechnego
dziedzictwa to książka nigdy nie objęta prawami autorskimi lub do której prawa te wygasły. Zaliczenie książki do powszechnego
dziedzictwa zależy od kraju. Książki należące do powszechnego dziedzictwa to nasze wrota do przeszłości. Stanowią nieoceniony
dorobek historyczny i kulturowy oraz źródło cennej wiedzy.
Uwagi, notatki i inne zapisy na marginesach, obecne w oryginalnym wolumenie, znajdują się również w tym pliku - przypominając
długą podróż tej książki od wydawcy do bibhoteki, a wreszcie do Ciebie.
Zasady uźytkowEinia
Google szczyci się współpracą z bibliotekami w ramach projektu digitalizacji materiałów będących powszechnym dziedzictwem oraz ich
upubliczniania. Książki będące takim dziedzictwem stanowią własność publiczną, a my po prostu staramy się je zachować dla przyszłych
pokoleń. Niemniej jednak, prEice takie są kosztowne. W związku z tym, aby nadal móc dostEu^czać te materiały, podjęliśmy środki,
takie jak np. ograniczenia techniczne zapobiegające automatyzacji zapytań po to, aby zapobiegać nadużyciom ze strony podmiotów
komercyjnych.
Prosimy również o;
• Wykorzystywanie tych phków jedynie w celach niekomercyjnych
Google Book Search to usługa przeznaczona dla osób prywatnych, prosimy o korzystanie z tych plików jedynie w nickomcrcyjnycti
celach prywatnych.
• Nieautomatyzowanie zapytań
Prosimy o niewysylanie zautomatyzowanych zapytań jakiegokolwiek rodzaju do systemu Google. W przypadku prowadzenia
badań nad tlumaczeniEimi maszynowymi, optycznym rozpoznawaniem znaków łub innymi dziedzinami, w których przydatny jest
dostęp do dużych ilości telfstu, prosimy o kontakt z nami. Zachęcamy do korzystania z materiałów będących powszechnym
dziedzictwem do takich celów. Możemy być w tym pomocni.
• Zachowywanie przypisań
Znak wodny"Googłe w łsażdym pliku jest niezbędny do informowania o tym projekcie i ułatwiania znajdowania dodatkowyeti
materiałów za pośrednictwem Google Book Search. Prosimy go nie usuwać.
Hganie prawa
W ItEiżdym przypadku użytkownik ponosi odpowiedzialność za zgodność swoich działań z prawem. Nie wolno przyjmować, że
skoro dana łisiążka została uznana za część powszecłmego dziedzictwa w Stanach Zjednoczonych, to dzieło to jest w ten sam
sposób tralrtowane w innych krajach. Ochrona praw autorskich do danej książki zależy od przepisów poszczególnych lirajów, a
my nie możemy ręczyć, czy dany sposób użytkowania którejkolwiek książki jest dozwolony. Prosimy nie przyjmować, że dostępność
jakiejkolwiek książki w Google Book Search oznacza, że można jej użj'wać w dowolny sposób, w każdym miejscu świata. Kary za
naruszenie praw autorskich mogą być bardzo dotkliwe.
Informacje o usłudze Google Book Search
Misją Google jest uporządkowanie światowych zasobów informacji, aby stały się powszechnie dostępne i użyteczne. Google Book
Search ułatwia czytelnikom znajdowanie książek z całego świata, a autorom i wydawcom dotarcie do nowych czytelników. Cały tekst
tej książki można przeszukiwać w Internecie pod adresem [http : //books . google . comT]
^ VV-#^Vr^»^/* r.-?/ /,.
L Soc sys-/. /^-J^~
/^
1
mM
SMiA^^^I
BHśta
li
ws
It)aiUarti CoHcgi: ILiljraru
< 'II Al.' 1.
-:s M I \ ( )']■
\
ROZPRAWY
AKADEMII UMIEJĘTNOŚCI.
WYDZIAŁ
HISTORYCZNO-FILOZOFICZNY.
Serya II. Tom XV.
Ogólnego sbiora tom czterdziesty.
(Z liedmioma Dulami).
w KRAKOWIE.
NAKŁADEM AEADEMn lUlEJt^lłOŚCL
BKLiD OŁitynn w khi^o^rni spółki WIDAWNIOZU POŁSKJB).
1901.
Kraków, 1901. — Drakamia Uniwersytetu Jagiellońskiego, pod zarządem J. Filipowskiego.
TREŚĆ.
Strona
1. W. Kętiizy*0Ki: O ^owianmch, mieszkających niegdyś międsy Benem
a Łabą, Salą i cseską granicą 1—142 ^
2. W. Nowodworski: Lata sskolne Jana Zamoyskiego 143 — 173
3. O. Bałsib: W sprawie sankcyi statnta masowieckiego pierwsiego ■ rokn
1632 174—267*^
4. F. Bujak: Kalimach i inajomofó państwa tureckiego w Polsce ok<^o
pocsątka KYI wieka 268—288 ^
5. S. Kutrssba: Sądy aiemskie i grodzkie w wiekach średnich. 1. Woje- y
w6d»two Krakowskie (1374-1601) 289-411 ^
-«F^
o Słowianach mieszkających niegdyś między Renem a Łabą.
Salą i czeską granicą.
Napieal
Dr Wojciech Kętrzyński.
PRZEDMOWA.
Podejmując na nowo sprawę poruszoną przezemnie r. 1868 w mojej
książce ^Die Lygier^, znalazłem się w bardzo trudnem położeniu, gdyż
miejscowe biblioteki w sposób bardzo niedostateczny są zaopatrzone
w dzieła odnoszące się do mego przedmiotu; wiele trzeba było dopiero
kupić, wiele sprowadzić z bibliotek zakrajowycL Wskutek tego nie
korzystałem z całego materyału, w którym mógłbym znaleść jeszcze
nowe szczegóły; pomimo tego sądzę, że i tak zapas wiadomości zebranych
jest tak obfity, że wystarczy zupełnie do przeprowadzenia zamierzonego
dowodu. Że w kwestyach mniej ważnych pozostaną jeszcze wątpliwości,
jest niestety prawdą; na usunięcie ich niema innej rady, jak szczegó-
łowe opracowanie i monografie niektórych narodów słowiańskich, jak
n. p. Markomanów, oraz badanie dokładne początkowej przynajmniej
Łistoryi plemion skandynawskich i germańskich, jak Franków, Saksoń-
czyków, Alamanów, Szwabów, Bawarczyków, Gotów, Wandalów, Lon-
gobardów itp., których dzieje nauka niemiecka, wychodząc z mylnego
zupełnie założenia, prędzej zaciemniła aniżeli objaśniła.
Życzyćby należało, ażeby uczeni czescy, łużyccy i słowieńscy,
starali się zebrać przechowane w ich mowach, słowiańskie nazwy tych
miejscowości w krajach sąsiednich, które znane są dotąd tylko w for-
mie niemieckiej lub w formie zniemczonej, a mianowicie nazwy rzek
Bosprawy Wjdz. biit.-flloz. T. XŁ. 1
2 WOJCIECH KĘTRZYŃSKI.
i gór, które ze wszystkich są najciekawsze i najważniejsze. Wiedząc n. p.
jak niektóre zniemczone miejscowości nazywają się rzeczywiście po
słowiańska, będzie można dopiero wyrobić sobie zdanie, jakim zmianom
uległy owe nazwy i według jakich prawideł odbywały się te zmiany.
Tak postępując uda nam się może odtworzyć na nowo zaginiony
świat zachodnio-słowiański i poznać bliżej charakter jego języka i przy-
należność szczepową.
Lwów w kwietniu r. 1899.
Do niedawna mniemano, że najdalszą ku zachodowi granicę Sło-
wian stanowiły Łaba i jej dopływ Sala, oraz kresy czesko-bawarskie.
Wiedziano jednak o tem, że i poza Łabą i Salą i poza górami cze-
skiemi Słowianie mieszkali na dalszym zachodzie; zastanawiano się
nawet nieraz nad tem, ale opierając się zwykle na szczuj^ej liczbie
faktów lub kierując się uprzedzeniami i teoryami z góry przyjętemi,
przychodzono do rezultatów, które się nie liczyły z rzeczywistym sta-
nem rzeczy, bo objaśniano istnienie Słowian w tamtych stronach zwykle
tem, że św. Bonifacy i Karol Wielki mieli ich osiedlić w Niemczech
południowych i), a do środkowych i północnych okolic Słowianie mieli
wtargnąć po upadku państwa turyngskiego. I jak to mogłoby być
inaczej, skoro nad Ogrzą w ziemi chebskiej, jak przypuszczają, od
prawieków mieszkać mieli Germanie.
Sądząc, że kwestya osiedlenia Słowian w dzierżawach, uważanych
obecnie za pierwotnie i wyłącznie niemieckie, jest zbyt ważna, aby ją,
jak dotychczas, traktować mimochodem, postanowiłem ją rozebrać sy-
stematycznie i gruntownie, korzystając z całego materyału obejmują-
cego przestrzenie od Alp aż do morza niemieckiego, którego nam do-
starczają mapy sztabowe państw niemieckiego i austryackiego, oraz różne
kroniki i dokumenta. Czynimy to zaś w przekonaniu, że wyjaśnienie
bytu Słowian na ziemiach niby czysto niemieckich przyczyni się do
rozjaśnienia innej kwestyi nader ciemnej, do rozwiązania zagadki dzie-
jowej, kiedy Słowianie przybyli właściwie do swoich siedzib historycznie
znanych, bo dotychczas uczeni niemieccy utrzymują, że całą środkową
Europę aż daleko za Wisłę zajmowały pierwotnie narody germańskie
i że Słowianie dopiero wtedy posunęli się naprzód aż do Łaby i Sali,
gdy Germanowie wynieśli się stamtąd na południe i zachód.
O Sepp: Ansiedelang kriegsgefangener Slayen oder Sklaven in Altbayern, sir.
2, 16, 70.
o SŁOWIANACH MIĘDZY RENEM A ŁABĄ I T. D. O
Przeciw takiemu nmiemanin dziś silniej niż kiedykolwiek przedtem
nie tylko wśród Niemców, ale i wśród Słowian rozpowszechnionemu,
wystąpiło od czasów Szafarzyka wielu uczonych słowiańskich, miano-
wicie czeskich i polskich, lecz bez wyraźnego skutku; bo zdanie stoi
-ciągle jeszcze przeciw zdaniu; dotąd nie nastąpiło ani zbliżenie ani
pojednanie. Mamy nadzieję, że drogą, którą obecnie kroczyć zamierza-
my, zdołamy rozwiązać i tę pierwszorzędną dla dziejów całego świata
kwestyę.
I.
Siady słowiańskie na ziemi zachodnio-niemieckiej.
a. Uwagi wstępne,
Wenn die Ydlker Łeben, Namen and Spra-
che verioren haben, so sprecben sie doch noch
in ihren Ortsnamen fort. 8ieuh,
Gdy, jak Steub powiada, narody zaginione prowadzą życie jeszcze
pozagrobowe w swych nazwach miejscowych, to trzeba przedewszyst-
kiem, skoro mówić chcemy o Słowianach i śladach ich istnienia na
ziemi niemieckiej, zastanowić się nad tem, po czem właściwie poznać
nazwy słowiańskie i czem się różnią od niemieckich.
Zgadzają się wszyscy — nie wyjąwszy uczonych niemieckich —
że nazwy miejscowe, zakończone na „itz^, są pochodzenia słowiańskiego,
bo 7,itz^ zastępuje albo patronimiczne „ici, ice^ albo zdrobniałą formę
„ica^. Ponieważ zatem, co się tyczy tego zakończenia, jest zgoda po-
wszechna, przeto przyjęliśmy je za główną podstawę naszych poszuki-
wań, wyłączając z tego szeregu wszystkie te nazwy, w których tkwić
może pierwiastek niemiecki, jak „fritz^, „spitz^, „schlitz^, „kibitz^ itp.
Sądzimy, że głównie na nich polegając, nie popełnimy wiele błędów,
choć i takie tu i ówdzie zdarzyć się mogą, lecz z pewnością nie często.
Tak samo zgoda istnieje co do nazw miejscowych na ^^gast^ ^),
po polsku „goszcz^.
Z nazw miejscowych, zakończonych na „aha, affa, apa, owe, dzi-
siaj au^, które odpowiadają słowiańskim końcówkom „ów, owa, owo
lub awa^, korzystamy tylko w rzadkich wypadkach, gdzie, jak na
kresach północnych i we Frankonii górnej potężniej rozwinęło się życie
O Wyjątek stanowią tylko naswy miejscowe na „^ast" napotykane nad morsem
p^Inocnem, mianowicie we Fryzji, gdzie „ gast** stoi zamiast ngest**, „geist**, co oznacza
jH)le wyiej poloione, snchsze i nmiej urodzajne.
4 WOJCIBGH KĘTRZYŃSKI.
słowiańskie i dłnżej trwało jak gdzieindziej. Wogóle nazwy na „au*^-
bywają częste zwykle w okolicach, gdzie i tak nie brak nazw słowian-^
skich; w stronach od dawien dawna już gruntownie zgermanizowanych^
zakończenie „au" należy do wyjątków.
W Pomeranii licznemi są bardzo nazwy miejscowe na „tin = cin"
a w Polsce na „in"; powtarzają się one także w t. zw. marchii wendyjskiej
nad dolną Łabą; wyliczymy je wszystkie jako niewątpliwie słowiańskie.
Uwzględniliśmy także niektóre inne nazwy, co do których, zda-
niem naszem, nie zachodzi żadna wątpliwość, że są słowiańskie, jak
n. p. Belgrad, Gród, Prag, Premeusel (Przemyśl), Culm lub Kulm i tym
podobne nazwy złożone, przerobione z słowiańskiego „chłum, chełm" itp.
Ich liczba jednak jest tak mała^ że o wyniku rozprawy stanowić
nie może.
Na drugą kategoryę nazw oznaczających bez zaprzeczenia ludność
słowiańską, składają się miejscowości nazwane „Winden, Wind, Wen-
den^ i niektóre od nich pochodne; za kolonie słowiańskie uważają je
Forsteman^), Krieger*), Meitzen*) i inni. Tego samego znaczenia jest
przymiotnik „Windisch" dodany innym nazwom.
O trzeciej kategoryi podają nam wiadomość dokumenta, budowa
wsi słowiańska i nazwy pól słowiańskie, przechowane w wielu miej-
scach do dziś dnia; są to miejscowości z nazwami niemieckiemi, w któ-
rych pomimo to mieszkała niegdyś ludność słowiańska. Na mapach do
niniejszego dzieła dodanych uwzględniliśmy tylko te miejscowości,
w których według dokumentów mieszkali Słowianie. Inne opuściliśmy,
gdyż i tak nazwy zbyt gęsto stoją jedne obok drugich.
Gromadząc nazwy słowiańskie, do dziś dnia istniejące, korzysta-
liśmy przedewszystkiem z map sztabów generalnych niemieckiego i au-
stryackiego, a gdzie pierwszych jeszcze brak, z dawniejszych map
sztabów generalnych pruskiego i hanowerskiego, oraz z dzi^ następu-
jących: Grtlbel: Statistisches Orts-Lexicon des Kónigreiches Baiem.
Ansbach 1896. — Krieger: Topographisches W5rterbuch des Grossher-
zogthums Baden. Heidelberg 1898. — Julius Studer: Schweizer Orts-
^) Althochdeutsohes Namenbach : II, 1617 — 1618. Yinid. Im gansen deuten die
folgenden Namen anf wendische Ansiedlangen ; htSchst eelten kOnnte man yersacht seiiiy
an ahd. V7enti, nhd. wende, grenze za denken.
') Topographisches Wdrterbuch des Orossherzogthams Baden str. 904: Winden
= Boi den Wenden ; womit eine Kolonie kriegsgefangener Slaven gemeint sein dUrfte.
^ Meitzen: Siedelang and Agrarwesen II, iOd; — 405. Wyliczywszy cały szereg
nazw jak Winden, Reinswinden, Geroldswind itp. powiada: Es enstanden also d3 an-
zweifelhaft Ton Slawen bewohnte Ortschaften diesseits des Limes bis weit nach We-
sten etc.
o SŁOWIANACH MIĘDZY RENSM A ŁABĄ I T. D. O
namen. Ztińch 1896. — Dr. Heinrich Boettger: Diocesan und Gau-
grenzen Norddeutschlands. Halle 1875 — 1876. 4 tomy. — Dr. A. Bruck-
ner: Die Blayifichen Ansiedlongen in der Altmark and im Magdebur-
gischen. Łeipzig 1879.
b. Słowiańskie nazwy miejscowe w Niemczech południowych
i w krajach alpejskich.
O Słowianach bawarskich pisali już przed wielu laty Holle^)
i Haas^); nad nimi zastanowił się Zeuss w swem dziele: Die Deut-
Bchen und ihre Nachbarstftmme, oraz Szafarzyk w swoich Staro-
Ź3rtnościach słowiańskich. Poświęcił im uwagę także August Mei-
tzen w swem pod każdym względem znakomitem dziele: Siedelung
und Agrarwesen der Westgermanen und Ostgermanen, der Kelten,
Bomer, Finnen und Slawen, t. II, str. 402 itd. Niedawno temu ogłosił
o nich rozprawę profesor O. Sepp w Monachium: Ansiedlung kriegsge-
fangener Slayen oder Sclayen in Altbayem und ihre letzten Spuren.
1897. Jest to pismo, które robi wrażenie nie rozprawy poważnego
uczonego, lecz raczej broszury napisanej w duchu hakatystycznym.
Chcąc dać obraz osiedlenia słowiańskiego w Bawaryi, podajemy
tu spis miejscowości, idąc od północy ku południowi; nie ręczymy je-
dnak, żeśmy nie opuścili żadnego nazwiska.
Północnym zakątkiem Bawaryi, przytykającym do Czech, jest
górna Frankonia; tam znajdujemy:
Pod miastem Hof: Deberlitz, Feilitsch, Joditz, Koditz, Łanitz,
Lanitz-Mllhle, Łeimitz, Neu-Tauperlitz, Quellitz, Quellitz-Mtihle, Tau-
perlitz, UUitz, Weinzlitz, Zedwitz.
Pod Najłą: Culmitz, Selbitz (Silewice •), Selbitz-Muhle, Thiemitz,
Windisch-Grtin.
Pod Teuschnitz: Kremnitz-Muhle, Teuschnitz, Welitsch.
Pod Behanem: Martinlamitz, Yielitz, Wurlitz.
Pod Kronachem (Crana^): Mitwitz, Redwitz-Hoh, Remschlitz,
Thiemitz, Ttlschnitz, Ktlps (Cupce, Chubitz*).
Pod Mttnchbergiem: Fleischnitz, Fdmitz. Gr. Łossnitz, KI.
Liossnitz, Gundlitz, MOdlitz, OUschnitz, Pullschnitz, Pullschnitz-Berg,
Seubitza, WUstenselbitz.
^) Die 8laven in Oberfranken.
*) Gescbichte des SlayenlaodeB an der Aiach and dem EbrachflOischen. Hollogo
i Haasa nie miałem w ręka.
*) Zeoss : Die Deatichen a. ihre Kaohbant&mme. str. 649. — ^) Zeass str. 650.
b WOJCIECH KĘTRZYŃSKI.
Pod Stadtsteinachem: Marekt Lengast (Lubegast ^), Premeu-
sel (t. j. Przemyśl), Zegast, Zegast-Mtlhle, 2fettlitz.
Pod Berneckiem: Cremitz, Labnitz, Markt Schorgast, PollitZy
Zettlitz.
Pod Wunsiedlem: Grunitz-Mllhle, Kirchenlamitz, Niederlamitz^
Ober Redwitas, Oschwitz, Redwitz, Wendenhammer.
Pod Hochstadtem: Poppenwind.
Pod Lichtenfelsem: Graitz (Grodeze , Grodiz '), Bedwitz^
Schwttrbitz, TheKtz, Trebitas-Mtlhle, Weidnitz, Zettlitz, Zeublitz.
Pod Kulmbachem: Kulmbach (Chulmina 3), Dollnitz, Follsch-
nitz, Kemeritz, Kodnitz, Kodnitzer-Berg, Ober Zettlitz, Porbitsch, Treb-
gast, Unter Zettlitz, Windischen-Haig, Unitz.
Pod Staffel Steinem: Medlitz, Ptlchitz, Unter Zettlitz, Win*-
discb Letten, (Gerhartiswindin, Kotzenwinden *).
Pod Bambergiem: Kolmsdorf , Schesslitz.
Pod Barutami (Bayreuth): Colmdorf, Culm, Culmberg, Dobitsch^
GSrschnitz, Dobersehtltz , Kolmreuth, Nairitz, Ober-ÓUschnitz , Ober-
Preuschnitz, Seulbitz, Unter-OUschnitz , Windischen-Laibach , Zettlitz,
Kragnitz-Holz.
Pod Ebermannstadtem: Kolmhof, Kolmreuth, Lohlitz, Meu-
schlitz, Siegritz, Siegritz-Berg, Treunitz, Windischen Gallenreuth, Ze*-
dersitz.
Pod Forchheimem: Dormitz, Gtornitz, Schossaritz.
Pod Paganicą (Pegnitz): Adlitz, Moggast, Pegnitz, PrebitĄ
Seidwitz, Windischen Hof, Creussen (Crusni, Chrusin^ Kruszyn^).
Doliczmy do tego szeregu jeszcze następujące miejscowości, któ-
rych nazwy uważam także za niewątpliwie słowiańskie, a mianowicie:
Bug, co pięć razy się powtarza, Tschim pod Teuschnitz, góry G5ss-
mitz i Hohe Asslitz pod Lichtenfelsem, Dobra t. j. Dobra, Pinzig= Pińsk
pod Najłą; Gohren (Góry) pod Berneckiem i Najłą, Gorau (Górowo)
pod Barutami, Osseck t. j. Osiek pod Hofem i Rehanem, Woja pod
Rehanem, Bojendorf pod Bambergiem, Modschiedel t. j. Moczydło pod
Lichtenfelsem, oraz rzeki jak Regnitz, dopływ Menu i strumyki jak
Schwesnitz, Regnitz, Flernitz, Lausnitz, Gimitz, Gomitz, Leimnitz,
Quellitz, Proschnitz, Pamitz, Lamnitz, Loquitz, Olschnitz, Selbitz, Treb-
gast, Schorgast-Bach, Kremnitz, Culmitz, oraz Tyzwiz, Taetin, Chletiz ^
i t. p., a zaprzeczyć nie będziemy mogli, że ślady osiedlenia Słowian
w górnej Frankonii są dosyć jeszcze liczne.
') Zeusa Btr. 64:9. — *) Zeuss str. 649. — ^ Zeusa atr. 650. — ') Nie iatnieji) }vA.
ZeuBS Btr. 647. — ^) ZeuB str. 650. — ^ Ostatnie trzy nazwy nieznane mi. Zeuss str. 650.
o SŁOWIANACH lOĘDZT RENBM A ŁABĄ I T. D. 7
Mniej śladów pozostawili po sobie Słowianie we Frankonii dolnej
i środkowej; we Frankonii dolnej znajdujemy bowiem:
Pod Mellrichstadtem nad północną granicą Bawaryi: Kti-
denscbwinden.
Pod Kisicami (Eissingen): Garitz, Kjssingen (Chyzicej Chizziche
i t p.^), Winido-Hoheim (dziś Windheim^).
Pod Hofheimem: Ditterswind.
Pod Ebern: Voccawind, Greroldswind, Bischwind, Kurzewind.
Pod Gerolzhofen: Yognitz, V5gnitz-Mtłlile, Abtswind.
Pod WUrzburgiem : Moskau.
Pod Eitzingen: Segnitz.
Pod Miltenberg: Windischbuch.
W Frankonii środkowej znachodzimy:
Pod Neustadtem nad Iską (Aisch): Neidhardswinden , Wal-
bnrgswinden.
Pod Erlangen: Adlitz.
Pod Rotbenburgiem: Morlitzwinden, Ober-Womitz, Unter-
Womitz, Schweigartswinden, Hermwinde.
Pod Ansbacbem: Colmberg, Winden, Meinbardswinden, Bern-
Iiardswinden, Dautenwinden, Brodswinden, Ratzenwinden, Wolfartswin-
den, Eglofswinden, Wendsdorf.
Pod Fencbtwangen: Grabenwinden, Grimmschwinden, Winds-
Łofen.
Pod Hippoltsteinem: Tautenwind.
Pod Dinkelsbtihlem: Alten Treswitz, Windisch-Brachbach,
Winden, Ehrenschwinden, Windsfeldj Windsdorf.
Pod Gunzenbausen: Windiscbbaasen.
Pod Eichstattem: Bitz, Gohren (Góry).
Uwzględnić należy tutaj jeszcze rzeki Regnitz i Rednitz, oraz
Womitz.
W palatynacie górnym spotykamy następujące nazwy słowiańskie:
Pod Tirschenreuthem: Tirschnitz, Pemów (Barnau).
Pod Kemnathem: Eaibitz, Kodlitz, Koglitz, LćSscbwitz, Selbitz,
Siegritz.
Pod Eschenbacbem: Dollnitz, Naslitz, Nasnitz, Trabitz,
Zettlitz.
*) Dr. H. Bł5ttger: DiScesan n. Gaugrenzen Norddeatschlands I, 232 etc. Dronke:
X)odez dipl. FnldensiB Nr. 531.
*) Schannat: Corpos traditionam Foldensiom. Bachonia yetaB. p. 430. Sepp 4f2.
8 WOJCIECH KĘTRZYŃSKI.
Pcd Neustadtem nad rzeką Waldnab: Calm, góra, Gfómitz,
ScŁirmitz, Sogritz, Windisch Eschenbach.
Pod YoheiistrauBsem: Bohmisch Bruck, Burg Treswitz, Doll-
nitz, Pollitz-Mtlhle.
Pod Ambergiem: K5dritz, Seugast, Windiscbbacli, Kulm góra.
Pod Nabburgiem: Dollnitz, Dosswitz, Girnitz, Kottlitz, Ober-
K5blitz, SsUitz, Transnitz, Trefnitz, Hohentreswitz, Unter-Koblitz, Na-
bawinida^) dziś Wenedig w Nabburgu.
Pod Neuenburgiem: Girnitz, Gleiritscb, Kolmhof, Kroblitz,
Weislitz.
Pod Mnicbowem leśnym (WaldmUnchen): Bród (Fnrth), Osi
(Eschken), Waców, Stachów, Premeischel (Przemyśl), R5tz (Eetsitz^).
Pod Cbamem: Belnitz, Grabitz, Kobritz, Eolmberg, Langwitz,
Windisch Bergerdorf.
Pod Bodingiem: AUetswind, Eolmberg, Windisch BachmUhl.
Pod Burglengenfeldem: Girnitz, Eoblitz, Loisnitz, Loisnitz.
Pod Batysboną: Abbatiswinidun, dziś Appertzwing ^).
Pod Beilengriesem: Winden.
Do nich należy zaliczyć jeszcze jako niewątpliwie słowiańskie: Cham
(porównaj Chamiec), Krain pod Burglengenfeldem, Perschen (pierścień),
Piehl t. j. piła pod Ratysboną, Piehlmiihle t. j. Silgemtthle, Badschin,
Thurau (Turowo) pod Neuburgiem, oraz strumyki: Flesnitz, Lausnitz,
Odrawa (Wondreb).
W palatynacie zareńskim: Winden na południe od Landau i Stein-
wenden pod Kaiserslautern.
W Bawaryi dolnej po obu brzegach Dunaju i nad Izarą prze-
chowały się do dziś dnia następujące nazwy, świadczące o wygasłej
tam ludności słowiańskiej:
Pod Eótzingiem: Eolmitz, Eolmstein, Jawor (Arber, góra). Jeż.
Pod Yiechtachem: Piflitz.
Pod Reganem (Regen): Flanitz, Laipflitz, Sallitz, Śwetla (Zwiesel).
Pod Grafenauem: Bokle (góra Rachel), Luźny (góra Lusen).
Pod Waldkirchen: góra Windisch-Berg, Trojstoliczny (Drei-
sesselberg).
Pod Poganą (Bogen): Eolmberg.
Pod Deggendorfem: Eieflitz.
Pod Passau: Prag.
*) Nabawinida yilla iaxta rirulom Frebinam. Mon. Boioa XI. Monnmenta Ni-
deraltachensia p. 121. Ob. Sepp: Ansiedlang kriegsgefangener Slayen etc. p. 4f7.
') Meitzen II, 417. — *) Sepp str. 47.
o SŁOWIANACH MIEDZY BBNBM A ŁABĄ I T. D. 9
Pod Yilshofen: Piflitz.
Pod Landa u nad Izarą: Granitz.
Pod Dingolfingen: Granitz.
Pod Rottenburgiem: Giebitz, Kuhnod.
Pod Landsbutem: Kolmhub, Trausnitz, Winden, Windten.
Pod Vilsbiburg: Schibitz.
Pod Eggenfelden: Kolmod.
Za słowiańskie uważać można i następujące nazwy miejscowe:
"SdzsL pod Viechbachem, Piehl (piła) pod Rottenburgiem, Piehlmtlhle
pod Poganą, Prom pod Mallersdorfem, Tabor pod Pfarrkirchen, Woka
pod Dingolfingiem, Pretz i Wollaberg pod Passau.
Jeszcze mniej śladów przechowało się w Bawaryi górnej:
Pod Ingolstadtem: Winden,
Pod P f a f f e n h o f e n : G^isenfeldwinden, Kolmhof, Lobwinden,
Winden pod Scheyem, Winden nad rzeką Aign.
Pod Aicbacb: Winden, Windten.
Pod Freisingiem: Pełka, Winidun dziś Hachingen^),góraSchildlitz.
Pod Dacbowem (Dachau): Oberwinden, Piflitz (cf. Poblice, Pi-
▼elicz, Bifliz^).
Pod Erdingiem: Pitz.
Pod Muhldorfem: Wendenham.
Pod Alt-Óttingiem: Kolmbach.
Pod Wasserburgiem : Winden, Gars (Gariza®).
Pod Rosenheimem: Windinhule, dziś Holi*).
Pod Laufen: Winden.
Pod Miesbachem: Kolmberg.
Nad Izarą: Tolz (Tollnitz, Tolenze, Toliz^), Gr6tzer-Holz, Ri-
bisch; po lewym zaś brzegu: Wynidawa 740 (Wendenau^.
Nad górnym brzegiem rzeki Loisach: Gomiwice dziś Garmisch^
i góra Schleinitz.
Pod Weilheimem: Bitz.
Dodać można jeszcze Brodfurth pod Mtthldorfem, gdzie „furth^
jest tylko przekładem wyrazu „bród". Glon pod Friedbergiem, Glonn
pod Ebersbergiem (glon — kawał chleba albo — glina), Gritschen pod
Rosenheimem, Roja pod Ambergiem i Spirka pod Trauensteinem, oraz
rzeka Womitz, która wpada do Dunaju pod Donauwórthem.
W Szwabii bawarskiej pozostało już bardzo mało śladów, które
po większej części skupiają się około kostnickiego jeziora, i dla tego
*) Sepp itr. 48. — ') Sepp Btr. 24. — ■) Sepp str. 41. — *) Sepp atr. 60. —
*) Sepp str. 88 i 59. — ^ Sepp str. 60. — ^ Sepp str. 87.
10 WOJCIECH K^ITRZTI^SKI.
też wyliczymy je dopiero razem z miejscowościami alpejskiemi i szwaj-
carskiemi.
Pod Memmingen tylko, niedaleko wllrtemberskiej granicy, leżą
Wineden i Winedenberg. Czy zaś Leitfritz, Leutfritz oraz FleschUtzen
pod Kempten za słowiańskie uważać można, nie umiem rozstrzygnąć
i dla tego ich nie uwzględniam.
W królestwie wtlrtembergskiem znajdujemy:
Pod Rayensburgiem: AUewinden, Witschwende.
Pod Biberach: Grodt.
Pod Laupheim: Boflitz.
Pod Waldsee: GrOritz, Winnenden, Wendenreuthe, Michaelwi-
neden dziś Michelwinnaden ^).
Pod Calwem: Winden.
Pod Goppingen: B5hmenkirch.
Pod Gmttndem: Winnenden, Winnenthal.
Pod Ellwangen: Elberschwenden, Wendenhof, Niesitz.
Pod Crailsheimem: Windisch - Bracbbach , Winden , Heufel-
winden, Windisch-Bockenfeld, Zwerg Womitz.
Pod Heilbronnem: Windischenbacb.
Pod Ingelfingen nad północną granicą: Wendischenhof.
Słowiańskiemi są niewątpliwie jeszcze Osch (Oś lub Osie) pod
Memmingen, Opitzbach, strumyk, oraz Calw i może także Brenz (Bre-
nica, Branica) i Elsenz (Olszanica). Rzeka Kocher nazywała się dawniej
Kochaną a Tauber Dubrą czyli Dobrą.
Miejscowości położone nad jeziorem kostnickiem wyliczymy do-
piero później.
W wielkiem księstwie badeńskiem spotykamy znów nieco więcej
nazw słowiańskich:
Pod Tauberbischofsheimem: Windischbuch.
Pod Wertheimem: Winden.
Między Philippsburgiem a Bruchsalem Winden, która to
miejscowość już nie istnieje.
Pod Waldkirchem: Winden.
Pod Mtlhlenbachem : Windenbach.
Pod Emmendingen: Windenreuthe , Ober -Winden , Unter-
Winden.
Pod MnUheimem: Simitz, Wendenhof.
Pod Villingen: Bregnitz.
Skoro zaś Bregnitz jest słowiańskie, to musi niem być także
^) Mon. 6er. hist. Necrologia Germ. I. Ob. indeks.
o SŁOWIANACH MIEDZY REKSM A ŁABĄ I T. D. 11
jedno ze źródeł Dunaju, a mianowicie Breg, może także Brigach po-
mimo końcówki niemieckiej.
Do Renu wpada pod miastem KeU rzeka Renitz *). Unditz nazy-
wa} się dawniej strumyk Ettenbach, wpadający pod Kappel do rzeczki
uchodzącej do rzeki Elz.
Inny strumyk Unditz jest dopływem rzeczki Schutter i wpada
do niej pod młynem Dunderheimskim. Słowiańskiemi mogą być jeszcze
Belna 1352, dziś BoUen (porównaj Belno pod Świeciem), Brizzina 1267
w dolinie Mtlnster (Brzezina), dziś Briznach, Wamow 1360, dziś Far-
nau w powiecie berońskim, Eandem (Kędrzyn), Eambiz pod Lorrach
1086, dziś E3. Kems, Lugotten 1351 (por. Lgota), dziś Lugden pod
Elisweiler *).
W okolicach, gdzie dziś niema już ludności słowiańskiej, około
Lienz przy źródłach Drawy znajdujemy cały szereg gór, dolin i innych
miejscowości z nazwami słowiańskiemi, a mianowicie wsie i miasta:
Windisch Matrei, Mallitz, Losnitz, Feistritz, Karli tsch; doliny: Gossnitz,
Wangenitz, Mullitz; dalej zaś na północ od rzeki Salzach góry Mallitz
i Aritz.
Nad granicą bawarską zaś, po prawym brzegu rzeki Inn, leżą
wioski: EOndlitz i Gritschen; po lewym zaś brzegu, w kierunku ku
Innsbruck: Trausnitz, Loditz i Schamitz (Czamica) nad Izarą.
Od Czamicy ciągną się wzdłuż granicy: dolina Schamitz (Czar-
nica), góry Schleinitz i Tamitz, nad rzeką Lech góra Kitz, a nad rzeką
lUer Wengeritz albo Wagneritz.
Od Wengeritz na zachód ku kostnickiemu jezioru leżą miejsco-
wości Ruppenmauklitz, Schreckenmancklitz, Edelitz, Goritz, Engelitz,
Hugelitz, Elitz, Regnitz, DoUen (Doły), Gohren (Gt5ry), dalej Altwinden »),
Gród i Belgrad, wszystko w pobliżu miasta Lindan; nieco dalej na
zachód, niedaleko Friedrichshafen, leży góra Gohren czyli Gohrenberg,
oraz wsie Sederlitz i AUewinden. Na południowym brzegu jeziora leży
sławne z odbytego tam soboru i śmierci tragicznej Husa miasto Kost^
nica (Kostnitz, dziś zwykle Constanz). Jezioro to nazywali Rzymianie
słusznie „lacus Venetus"^).
Na południe od Innsbrucku leżą: Layitz, dolina Gschnitz, Birgitz,
Pafiiitz, dolina Pitz; na lewym brzegu rzeki Inn: Rietz, Dormitz, góra
Visnitz, strumyk Litz, Schlewiz-Alpe pod Vaduz.
') Barthold: Geschichte Pommerns I, 267: mUndet unterhalb Kehl eine Benitz^
fUesBt eine SimitsB im gepriesenen allemannischen Baden.
*) Według Kńegera Topographisches W5rterbuch etc.
*) Schwab: Der Bodensee str. 400. Na mapach tej miejscowości nie zauważyłem..
*) Pomponins Mela III, 2.
12 WOJCIECH KĘTRZYŃSKI.
W Szwaj caryi znajdujemy nad Orlą (Amla, dziś w przekładzie
niemieckim Aar), tam gdzie z nią się łączą Limmat i Reuss, starożytną
osadę Windisch, za rzymskich czasów z celtycka zwaną „Yindonissa^,
która dziś się nazywa Eonigsfeldem.
Pomiędzy Sanem (Saane) a Orlą znachodzimy pod Bemem staro-
żytne miejscowości Eonitz (Chunitz 1228^), Ulmitz, BUmplitz, dalej
Urgitz, a nad jeziorem neuchatelskiem Galmitz.
Nad Rodanem leżą Gradetz, dziś Granges po francuskn, Brieg
(brzeg)j Bister, oraz góra Eritz. Nad rzeką Inn Oemetz (1161 Zamez,
1288 Zemetz ^) t. j. Czerniec, Ardetz i Lngnetz. Mons Penninns na połu-
dnie od Rodanu przypomina nasze Pieniny.
W górach między źródłami Orli i Reuss mieści się do dziś dnia
jeszcze „Wendenthal^, dolina słowiańska.
I nazwa Culm powtarza się kilka razy, jak n. p. nad jeziorem
Zug obok góry Rigi i na południe od Aarau.
Eschenz w Thurgau nazywał się dawniej Eschnicz (Ośnica)
a Bellinzona jeszcze r. 1422 Belnicz ^).
Gerisouw dziś Gersau nad Yierwaldstattersee ma również brzmie-
nie słowiańskie, może Jaryszów?*)
c. Słowiańskie nazwy miejscowe w Niemczech północnych
i środkowych.
Równie obfite, jak w górnej Frankonii, rozrzucone są nazwy sło-
wiańskie i w Niemczech północnych i środkowych, mianowicie w po-
bliżu Łaby i Sali.
Tak znajdujemy w Kehdingen nad dolną Łabą Oppeln (Oppeln
— Opole na Szląsku) i Billkau (Bulkowo w Królestwie).
Pod Bremervorde: Brest (Brześó).
Pod Verden wpada do rzeki AUer rzeka B5hme, której dopływy
są Wamau i Bomlitz.
Pod Nienburgiem nad Wizerą: Wenden, Wendenborstel, Glis-
sen (Glisno).
Pod Łuną (Lttneburg): Wendewisch, Radegast, Garze, Alt-Wen-
dischthum, Breetze, Neetze, Wendhausen, Wendisch Evem.;
Pod Dannenbergiem na lewym brzegu rzeki Jasna (Jeetzet):
Dachau, Calemin, Glienitz, Yentschau, Drethem, Darzau, Sammatz,
^) Jalias Stader: Schweizer OrŁsnamen.
■) Necrologia Geim. I, etr. 376—377.
*) Oaellen zur Schweiser Geschichte III t. Acta Marensia p. 80.
o SŁOWTANAOH MIĘDZY RSNBM A ŁABĄ I T. D. IS
Koyahl, Nfldlitz, Wietzetze, Meudelfitz, Pommoissel (Pomyśl), Nieperfitz,
Gt>yelm, Zienitz, Breese, Pudripp, Sellin, Zernin, Beddin, Timmeitz,
Glieneitz, Retzien, Middefeitz, Prepow, Polau, Zarentin, Yolfien, Wittfei-
tzen, Dommatzen, Marlin, Saggrian, Witzetze w Drawehn, Sareitz,
Sallahn, Mehlfien, Wrechau, Schmardau, Schmessan, Sarenseck, Kiskan^
Streetz, Lllggau, Schmarsau, Lebbien, Carwitz, Riekan, Carmitz, Grra-
bow, Soyen, Liepe.
Po prawym brzegu Jasnej: Grabau, Predohl, Dambeck (Dąbek),
Penkefitz, Bamitz, Dammatz, Sipnitz, Cacherin, Btickan, Weitsche, See-
ran, Banzan, Liepe, Pamiecke, Gedelitz, Cupernitz, Derwatschen, Dul
las, 2^drau, Pretzetze.
PodŁozdami (Saltzwedel): Tarmitz, Yasenthien, Breese, Thurau,
Beddebeitz, Puttbal, Schweskau, Witzeetse, Criwitz, Predohl, Criwitz^
Cbtlden, Bitze, Jebel, Biebau, Prezier^), El. Garz, Buchwitz, Sienau,
Brewitz, Dambek, Bademin, Vietzke, Wopel, Valfitz, Quaden-Dambek,.
Sallenthin, Zierau, Wendisch Langenbeck, Leetze, Zielenitz, Kemnitz,
Wieblitz, Gieseritz, Scbmolau, Thielitz, Gielau, Wendisch Horst, Bombek,
Bockenthin, Belau, Banzau, Warpke, Eulitz, Proitze, Loitze, Llltenthien,
Solkau, Satkau, Hohen Wedderin, Dickfeitzen, Waddeweitz, Guhreitzen,
Clentze, Dalitz, Cassau, Darsekow, Cussebode, Btlhlitz, Sachau, Zeetze,
Mammoissel, Bussau, Salderatzen, Zebelin, Góttin, Belitz, Beitze, GoUau,
Naulitz, Gtlhlitz, Ltichow, Dolgow, Wendisch Wustrow (1361), Wendisch
Apenburg (1363), Wendisch Bierstedt (1420) «), Gtlstritz, Klennow, Sa-
temin, Seerau w Drewahn, Jabel, Schwiepke, Cremlin, Luckau, Brietz,
Chmtlitz.
Pod Seehausen: PoUitz, Natewisch, Wegenitz, Bulow, Dtlsedau,
Garz, Jeggel, Drtlsedau, Krumke, Zedau, Mockem, Bretsch, Dewitz,
Gagel, Leppin, Gontzin, Grestien, Cossebau, Gladigau, Schmersau, Ker-
kan, Schemikau, Sannen, Bademin, Molitz, Nemitz, Lomitz, Schmarsau
Kaulitz, Mechau, Bomenzien.
Pod Wierzbiną (Werben): Kftcklitz - Kirche, Polkritz-Kirche,
Wendemark.
Pod Gardelegen: Dobberkau, Grftwenitz, Polkau, Bochau,
Schartau, Btllitz, Grassau, Damewitz, Schemikau, Belkau, Thtiritz,
Dolchau, Gtólitz, Calbe, Mehrin, Carritz, Poritz, DoUnitz, Laatsche, We-
teritz, Zienau, Javenitz, Cassiek, Kremkau, Berkau, Schftplitz, Tomau,
D5bbelin, Gk)hre, Htlselitz, Llideritz, BSrgitz, Polnischer Berg pod Bor-
gitz, Windisch Bistedt, Windisch Brome.
*) Jest wie4 Deatsch-Prezier, z czego wynika, że było i Windiftch-Prezier.
^ BrUckner : Die Blarischen Ansiedelungen in der Altmark eto. Btr. 24, 25, 56.
14 WOJCIECH KĘTRZYŃSKI.
Pod Stendalem: Polkritz, Niedergome, Dalchau, Beelitz, Jar-
chau, Sannę, Scłdeuss (dawniej Slautitz).
Pod Neuhaldensleben: Steglitz, Schemebeck, DoUe, Rogatz,
Loitschcj Zielitz, Biederitzer-Forst, Colbitz, Zobbenitz, Potzehne, Polkwi-
tzer-Holzer, PoUwitz, Grieben, Bittkau, Cobbel, Briest.
Pod Międzyborzem (Magdeburg): Bukau, Salbke, Schleibnitz.
Pod Goslarem: B.eddeber (Radybor?).
Pod Bernburgiem: Stinitz, UUnitz, Roschwitz, Lobnitz, MadKtz,
Tomitz, Werkleitz, rzeka Wipper (Wieprz).
Pod Brunświkiem: Wendeburg, Wenden.
Pod Osterode Wenden-Berg.
Pod Getyngą: Weende (Winnithi), Potzwenden; rzeki Oder
(Odra) i Wipper (Wieprz).
Pod Heiligenstadtem: Thalwenden (Dalewinethum ^).
Pod Ballenstedtem: Molwerswende, Brannnschwende, Boden-
flchwende, Horla (Orla).
Pod Eiflleben: Plotzkau, Dresewitz, Ihlewitz, Zellewitz, Zicke-
ritz, Lochwitz, Zabitz, Freist, Reidewitz, Closchwitz, Trebitz, Zaschwitz,
Zć3mitz, Godewitz, Schochwitz, Elbitz, Volkmaritz, Hllbitz.
Pod Bleichrode: Wenden, Worbis (Worbizi^).
Pod Sondersbausen: Windehausen.
Pod Querfurtem: Clobikau, Óchlitz, Stobnitz, Wenden, Gleina
(Glina), Gt)ritz, G5hrendorf, Schwaplau, DScklitz, Nansitz im Thal,
Prettitz, Golbitz.
Pod Halą: Gimritz, Granan, Zscberben, Baran, Benchlitz, Ropzig,
Dolitz am Berge, Dorstewitz, Schkopau, Milzau, Netzschkau, Krakau,
Raschwitz, El. Elobikau, Zscherben pod Merseburgiem, Reipisch, E5tz-
Bchen, Góhlitzsch, Daspig, Gr5llwitz, Craslau, G^iselrolitz, Eameritz.
Pod Eschenwege nad Werrą: Schierschwende, PfaflFsohwende.
Pod Mlihlhausen: Wolferschwende (Wolfhareswinidon ^); pagus
Winidon.
Pod Sommerdą: Herrnschwende, Burgwenden, Ostramondra.
Pod Naumburg nad Salą: Weischtłtz, Zscheiplitz, Dobichau,
Pl5ssnitz, Nissmitz, Gr5snitz, Elalbitz, Pommnitz, Taugwitz, Poppel,
Gt5ssnitz, Kodderitzsch, Eosnitz, Stiebritz, Zeitz, Uchteritz, Lobitsch^
Oeblitz, Schelsitz, Dobichan, MarkrOblitz. \
Pod Eisenachem: Wartha, Etterwinden. \
') Gudenai: Codez dlplomatlcas 881— IdOO. Nr. 12.
') ZeusB Btr. 64:8.
") Forstemann: AltdeuUches Namenbnch II, 1618.
o SŁOWIANACH MIĘDZY RENEM A ŁABĄ I T. D. 15
Pod Gothą: Grossen-Lupnitz, Wenigen-Lupnitz.
Pod Erfurtem: Windeberg, Windisch Holzhausen, Branchewinde,
Kohra, Ober Nissa, Unter Nissa, Rettwitz, Milbitz, Kl5switz, Nahwinden,
Silva, que Grebenicze Yulgariter nuncupatur, inter terminos castrormn
Tundorf et Berka. 1304 ^). Rzeka Wipfra — Wieprz.
Pod Jena: Stiebritz, Nerkwitz^ Closewitz, Gospeda, Kotscbaa,
Dobritschen, WaUnitz, Goscbwitz^ Ossmaritz, Sollnitz, Tromlitz, Loss-
nitz, Zimmritz, Kr5bitz, Schimewitz, Gleina, Zwabitz, B3ttelmisch, Gen-
nitz, Drossnitz, Orla rzeka, Zentsch, Róbschtltz, Rodelwitz.
Pod Geisą: Mebritz, Fohiritz, Langwinden, Rlidenscbwinden,
Sintzwinden, Meereschwinden.
Pod Ilmenau: Groschwitz, Gohlitz, Leutnitz, Milbitz, Fróbitz,
Beulwitz, Sorbitz strumyk, Doschnitz, Qaelitz, Golitz, Creunitz, Bóditz,
Pennewitz, Garsitz, Drobischaa, POrlitz.
Pod Radolstadtem; Remscbtltz, Graba, Beschwitz, Weischwitz,
Bretemitz, Lositz, Loąnitz, Dohlen, Ober Lognitz, Markt Gt)litz, Kol-
ditz, Zopten, Munschwitz, Burglemnitz, Drognitz, Liebscbtltz, Bóppisch.
Pod Meiningen: Mehlis (Milizza).
Pod Hildburghausen: Milz (Miliza), Siegńtz, Kftsselitz.
Pod Koburgiem: Belzig (Bielsk), Oslau, Meilscbnitz, Ottowind,
Miirsclmitz, Greidlitz, Crock (Krok), Herbartswind, Rtickerswind, Al-
merswind, Modlitz, Eichitz, Foritz, Scbiersehnitz.
Pod Lobensteinem: Unter Lamnitz, Poritsch, Zoppothen, Colm
góra, strumyki Moschwitz i Sormitz.
W zachodniej części zaś Niemiec znajdują się:
Pod Aurichem: Forlitz i rzeka Abelitz.
Pod Essenzem: Heglitz.
Na północ od Paderbornu: Kaunitz.
Pod Dortmundem: Kamen (Kamień), Bork (Borki lub Borek),
Tzeka Lippe (Lipa).
Pod Fritzlarem: Giflitz.
Pod Dillenburgiem: Lippe (Lipa).
Pod Elberfeldem: Kray.
Pod Si eg en nad Siginą: Winden.
Pod Marburgiem: Samau (Sarnowo) nad Łoganą.
Pod Giessen nad Łoganą Girmes (Gtermice, Germetium*); nie-
daleko Weilburga tamże Winden, Winden także pod Dietz.
Pod Hanau: Geislitz nad rzeką Kińsk (Kinzig).
^) Schannat: Yindemiae literariae. CoUectlo II str. 15.
*) B5ttger I, 146. MilUenhoff II, 207 awaia miejfcowoftó tę za „nndeatsch**.
16 WOJCIECH KĘTRZYŃSKI.
Pod Wiesbadenem: Orlen.
Poniżej Darmstadtu wpada do Benu rzeka Weschnitz niedaleka
Wormacyi; nad rzeką Weschnitz leżą Weschnitz, Kolmbach i Weschnitz.
Na lewym brzega Benu znajdujemy Wemitza (Worms^), Urmitz
pod Koblencyą i Kraków (1480 Kraiokauwe, 1493 Krakau, 1498 Kra-
ckauawe, 1541 Krackauwe, 1579 Kracow, Cracow, 1694 Craeckouw,
Crackouwj 1598 Cracouwe*) niedaleko ujścia Rury do Renu.
Istnieje jeszcze w dokumentach cały szereg nazw słowiańskich
na itz, oraz Winden, ale położenie miejscowości, do których się te
nazwy odnoszą, dziś nie jest znane; pomijam je tutaj, gdyż kilkanaście
nazw więcej lub mniej już nie wchodzi w rachubę^).
d. Hipotezy niemieckie o nazwach słowiańskich.
Rzut oka zatem na mapę przekonywa, że nazwy słowiańskie roz-
rzucone są po całych Niemczech i Alpach od Rodanu począwszy aż
do brzegu morza północnego, od czeskiej granicy, Sali i Łaby aż po
za Ren, jak tego miejscowości Wenden, Urmitz i Kraków dowodzą.
O ogromie tych nazw Niemcy nie mieli dotychczas jasnego wy-
obrażenia; Meitzen, który woale trafnie scharakteryzował ślady Słowian
w Bawaryi, przytacza, mówiąc o siedzibach najbardziej na zachód po-
suniętych, jako fakt uwagi godny okoliczność, że mają nazwy niemie-
ckie wyrażające, że były w posiadaniu tamtejszych panów, oraz że
obok nich już niema nazw słowiańskich^). Pod tym względem Meitzen
jednak się myli, bo nazwy czysto słowiańskie ciągną się dalej aż do
Renu i do Szwajcaryi,
Nazwy słowiańskie dotychczas znane zastanawiały już dawno
uczonych niemieckich, bo jest to zjawisko nie zgadzające się bardzo
z teoryą dziś powszechnie przyjętą, według której Słowian w tamtych
stronach nigdy nie było. Są to bowiem kraje w pojęciu Niemców od-
wiecznie niemieckie, a pomimo to tyle nazw słowiańskich!
Ponieważ każdy fakt historyczny należy objaśnić, więc i tego
próbowano; twierdzą bowiem, że Niemcy tak kochają się w nazwach
słowiańskich, że każde miano stare ze szczegółu]^ pietyzmem przez
^) Lange: Nord- and Deutsche Heldensagen (Yllkinasage) Btr. 227.
') Lacomblet: Urkondenbuch fUr die Oeschichte des Niederrhein lY, 458, 480,
541, 582, 593, 597.
*) Nie śledzę śladów słowiańskich spotykanych na lewym brsegu Renu; aby
iść pewn^ drogą, trzeba uwzględnić, jak języki holenderski, flamandzki i francuski
obchodzą się z dawnemi nazwami, co wymaga osobnego studyum.
*) U, 405.
r
O SŁOWIANACH Ml^ZT REMEM A ŁABĄ I T. D. 17
nich zostało zachowane. Mówi Meitzen I, 541 wyraźnie: Erst in der
Ebne und im offenen Thale finden sich die alten Orte... Aber der
fremde Name ist geblieben, wie es bei den Deutschen llberall, anch
spftter im Slayenlande mit Vorliebe geschehen ist. — II, 390: Die
Deutschen dagegen behalten mit Yorliebe jeden fremden Localna-
men bei oder machen ihn sich nur soweit mnndgerecht, dass es in der
Begel noch erkennbar bleibt, ja sie haben sich selbst fremde, namen-
tlich slayische Personen und Familiennamen gegeben. — II, 402: Da
es deutsche Sitte war mit einer gewissen Yorliebe die fremden
Namen bestehen zu lassen, geben die slawischen Ortsnamen den ziem-
lich sichem Anhalt fttr die Yerbreitung der Ansiedelungen der Wen-
den i t. d.
Racyę ma Meitzen niewątpliwie, że nazwy słowiańskie są dowo-
dem osiedlenia słowiańskiego; czy zaś Niemcy „mit Yorliebe^ zacho-
wali nazwy słowiańskie, jest rzeczą więcej jak wątpliwą. Wobec nazw
rzymskich twierdzenie owo daltoby się jakoś uzasadnić; przypuszczenie
zaś takie co do nazw słowiańskich jest już z tego powodu nie bardzo
możliwe, że wymawianie słów słowiańskich sprawia poważne trudności
Niemcowi, nieobeznanemu od młodości z mową słowiańską. Ale nie ten
wzgląd jest tutaj rozstrzygający, lecz przeciwnie nie o kochaniu się
w nazwach słowiańskich, nie o szanowaniu ich może być mowa tam,
gdzie tępienie ich praktykowało się od wieków, choć pod rozmaitemi
formami.
Kto się chce dowiedzieć, co się dzieje w dzisiejszych, niby ucy-
wilizowanych czasach, gdzie ustawy ogłaszają równość praw i obo-
wiązków wszystkich obywateli bez względu na narodowość i wyznanie,
niech zwróci uwagę na Prusy, gdzie od lat 40 systematycznie usuwają
nazwy polskie ^), zastępując je nieraz niedorzecznemi, byle niemieokiemi.
I na Szląsku^) tępiono i germanizowano nazwy miejscowe; to samo
robiono w Czechach i Łużycach; tak samo działo się w Prusach za-
chodnich za czasów krzyżackich, choć Polacy wcale nie byli narodem
*) Wjkaz miejscowości, których nazwiska polskie do roka 1874 na niemieckie
zmienione soitaty. Poznań 1876, str. 52. Zmian/ zasrie od owego czasu zajęłyby za-
pewne nowy tomik. — Kętrzyński: Nazwy miejscowe polskie Prus zachodnich, wscho-
dnich i Pomorza wraz z przezwiskami niemieckiemi. Lwów 1879, str. 20, kolaom 286,
str. LXXXIV.
*) I. G. Knie: Alphabotisch - statistisch - topographische ti^bersicht der DOrfer,
Flecken, 8t&dtę and anderer Orte der kOnigl. Preuss. Provinz Schlesien. Breslau 1846. —
Konstantin Damroth: Die &1teren Ortsnamen Schlesiens, ihre Entstehang und Bedeo-
tang. Bsuthen 1896. — Stan. Drzaidzyński : Die slawischen Ortsnamen des Kreises
ŁeobBchntK. Leobschtttz 1898, 4^
Sosprawy Wydz. hiit.-filos. T. XŁ. 2
18 WOJCIECH KĘTRZYŃSKI.
podbitym, bo używali tych samych praw co i Niemcy, ale zdziałał to
sam język niemiecki jako urzędowy, do którego wszystko, co było
obce, stosować się musiało. Ponieważ sam o tamtych stosunkach pisa-
łem^), podaję tu w skróceniu najważniejsze zmiany, które pod wpły-
wem języka niemieckiego zaszły w nazwach polskich, bo przykłady
zawsze są pouczające.
Ponieważ zakończenie „ów, owa, owo" odpowiada niemieckiemu
„au, en, e", więc bj'^a przez nie zastąpione n. p.:
Piątkowo — Pyntkau.
Gronowo — Grunau, Grune.
Głuchowo — Glauchau, Glauchen.
Daszkowo — Daschken.
Zakończenia „}'ca, ica, yce, ice i ycz, icz" przerabiają Niemcy
na „itz" a „ieniec" oraz „ica, ice", gdy je poprzedza „n", na „enz", np.
Piwnice — Piffnitz, Piwenz.
Rybieniec — Ribenz, Beibnitz.
Z zakończenia „ożno" powstaje „husen, hausen", n. p.:
Rogoźno — Roghusen, Roggenhausen.
Polskie „in, yn, yny, iny i no" zastępuje niemieckie „en, innen,
ingen", n. p.: Radzyń — Rehden.
Goryń pod Radzynem — Gorinnen.
Goryń pod Biskupcem — Guhringen.
Stolno — Stolen.
Zakończenia „sk i sko" zamieniają się zwykle na „sch", n. p.:
Ryńsk — Reinischdorf, Ranis, Renitz.
Targowisko — Targewisch, Therwisch,
albo jak i „ck" na „zig", n. p.:
Gdańsk — Danzig.
Puck — Putzig.
Jeżeli nazwa jakaś zaczyna się od dwóch spółgłosek, które dla
Niemców trudne były do wymówienia, to się pierwszą zwykle odrzuca,
a mianowicie gdy nią jest „G, M lub W", n. p.:
Gdańsk — Danzig,
Mlewo — Lewen,
Wrocławki — Ratzlawsdorf;
czasem zaś nasuwa się na początku spółgłoskę lub samogłoskę, gdzie
w polskiem jej nie ma, n. p.:
Osiek — Mossek.
^) Kętrzyński: O ludności polskiej w Prusiech niegdjfi krzyżackich. Z traBema
mapami. Lwów 1882.
o SŁOWIANACH MIĘDZY RENEM A ŁABĄ I T. D. 19
Osetno — Mossetten.
Zrzeszło — Iserlo.
Bównym zmianom podlegają także spółgłoski początkowe i środ-
kowe „dzj dź", które się zamieniają zwykle na „z, s lub sch", n. p.:
Działowo — Salendorf, Zalendorf.
Dźwierzno — Schwirsen.
Wądzyn — Wansen.
„Cz" przechodzi również na „sch lub sz", n. p.
Czaple — Szepil.
Czeczewo — Schotzau;
a „t" łatwo w „d", n. p.:
Tytlewo — Diedlef.
„W" zamienia się w „B" a „B" w „F", n. p.:
Watlewo — Batel, Batelfitz.
Gawłowice — Gabelndorf, Gobelindorf.
Browina — Frobina.
Połączenie liter „sl", które było nieznane językom, greckiemu
i łacińskiemu, sprawiało i Niemcom nieraz trudności, stąd formy jak
Czolschau, Scbalschow obok Schloszewo = Słoszewo.
Zachodzą jednak inne jeszcze zmiany, które istotę nazwy pier-
wotnej nadwerężając, nadają jej pozór niemiecki. Dzieje to się w ten
sposób, że odrzuciwszy zakończenie, zwykle „owo, owice, ewice" doda-
wano do pozostałego imienia wyraz „dorf i t. p., przyczem imię przy-
biera końcówkę drugiego przypadku, n. p.:
Gawłowice — Gabelndorf,
Pilewice — Pfeilsdorf.
Działowo — Salendorf.
Piotrowo — Peterndorf.
Nareszcie tłumaczy język niemiecki wszystko, co się da tłumaczyć,
n. p.: Niedźwiedź — Berenwalde, Bahrendorf.
Czystochleb — Schonbrot.
Eielbasin — Wurst.
Sędzice — Landrichter.
Najczęściej jednak nadają polskiej osadzie nowe zupełnie nazwi-
ska, n. p.: Pokrzywno — Engelsburg.
Mgowo — Logindorf.
Strzemocin — Preybuth i t. p.
W krajach nadłabskich i nadmeńskich obchodzono się w ten sam
sposób z nazwami słowiańskiemi , choć wszystkich zmian niepodobna
•dziś śledzić. Przytaczamy na dowód kilka przykładów:
2»
20 WOJCIECH KĘTRZYŃSKI.
Necrologium monasterii s. Michaelis Loneburgensis ^) donosi pod
dniem 30 grudnia: Obiit Fiibiszlaus frater noster, princeps Slayorum^
qui primns procerum Slayie factus est Christianns, pro qQO filius eins
BoreyinuB dedit s. Michaeli in Slayia yillam Szizzimoue, quae nunc
dicitur Mons s. Michaelis.
Soku 954 nadaje Otto I zakonnicom kwedlinburskim: yillam
Spileberg yocatam, que etiam alio nomine Sibrouici dicitur^).
Roku 978 czytamy w przywileju Ottona II: in castello quodam
sclayonice quondam Budizco, nunc autem Theutonice Grimmersloyo^).
Bottger: DiQcesan und Gaugrenzen II, 241 przytacza miejsce: in
dieto loco quondam TzellenseU; nunc autem Medinghe nuncupato*
pod Luneburgiem, gdzie już początkowe ;,Tz^ wskazuje nazwę sło-
wiańską.
Charakterystycznym jest i następujący ustęp odnoszący się do
klasztoru fuldejskiego:
Ezzilo comes tradidit s. Bonifatio in loco Hohenstat, qui situs est
iuxta ripam fluminis Eisga et iuxta Medebach, quicquid proprietatis
habeat maxime autem mancipia 30 ad censum annuatim solyendum.
Idem comes tradidit in eadem Slayorum regione yillas has Tu-
enstete, Lonrestat, Wachenrode, Sampach simul cum inhabitanti-
bus Slayis, qui singulis annis censum reddere debent Fuldensi mo-
nasterio *).
Jest ;,regio Slayorum^, są wsie zamieszkałe przez Słowian, a po-
mimo to nazwy niemieckie, które, skoro od Słowian pochodzić nie
mogą, narzucone zostały przez panów niemieckich.
Zasługuje także na uwagę, co Meitzen II, 390 przytacza, że liczne
nazwy niemieckie na „ing^ są tylko przeróbką słowiańskich na ,,ica
lub ik". Przeróbka ta miała, według niego, na celu zachowanie pier-
wotnych nazwisk, choć w szacie niemieckiej. Tak mówiono „Liesing*^
za „Lieznicha^ „Jassing^ za „Jasnica", „Sommering^ za „Semmemik^;
tak samo przerobiono „Poniwka" na „Ponigl", „Dobrina" na „Tober*^,
„Trebina" na TreflFen", „Scremesnitz" na „Schrems" i t. p.
W podobny sposób zamieniano patronymiczne „ici, ice^ na nie-
mieckie „ingen"; „Kissingen^ n. p. w Bawaryi, znane miejsce kąpie-
lowe, nazywało się pierwotnie „Chizice" ^); nad dolną Łabą jest miej-
scowość LUffingen, której nazwa słowiańska nie została przechowana;.
*) Noten BU einigen Geschichtsschreibem dat deotechen Mittelalten. T. HI.
*) Mon. Ger. Hist. Dipl. reg. I. Otto I, Nr. 172.
^ Tamże str. 198.
*) Dronke: Traditiones et Antiąuitates Foldenses cap. 4, 124.
^) Sepp 42.
o SŁOWIANACH HIĘDZT RENEM A ŁABĄ I T. D. 21
jeżeli zaś uwzględnimy, że dziś jedno z pól tamże nazywa się „Lo-
witz", to nie będzie można zaprzeczyć, że „Ltlffingen" *) jest tylko
przeróbką z „Łowice", któremu wyrazowi odjęto zakończenie słowiań-
skie i dodano niemieckie.
Podobnie ma się rzecz z nazwą „Bezzinizzi^ spotykaną w doku-
mentach, której w tej formie dzisiaj już niema; zamieniła się nie-
wątpliwie na „Bessingen".
W południowych Niemczech istnieje olbrzymia liczba nazw pa-
tronymicznych na „ingen", z których niejedna niewątpliwie jest po-
i^hodzenia słowiańskiego, choć tego dowodnie wykazać nie można, jak
n. p. Balingen, Jesingen, Bellingen, które odpowiadają nazwom Balice,
Jeżyce, Bielice i t. p.
Zakończenie zaś „ica^ z poprzedzającą spółgłoską „n^ przechodzi
^w niemieckim języku na ^jince, enze^ i t. p., o czem obszerniej mówić
będziemy poniżej.
Rozpatrując się w nomenklaturze nazw miejscowych pruskich za
czasów krzyżackich można nieomal nmiemać, jakoby cały kraj był
czysto niemiecki, a do niedawna tak rzeczywiście sądzono; na szczęście
dzierżawy pruskie powróciły na nowo pod berło polskie, a odwieczne
nazwy miejscowe odzyski^y swoje prawo bytu, podczas gdy niemieckie
po części przepadły, choć ludność niemiecka nie została wytępiona.
Jeżeli w Prusiech Zachodnich, na Szląsku, w Czechach i Łuży-
<»ch kontrolować i objaśnić można tamtejsze nazwy niemieckie za po-
mocą żyjącego języka słowiańskiego i miejscowej tradycyi, to o wiele
trudniejszem jest rozpoznanie, co było słowiańskie, w krajach, gdzie
njarzmiona ludność słowiańska została wyniszczona lub zgermanizo-
wana. Tam tylko w rzadkich razach da się na pewno stwierdzić, jaka
Jbyła forma pierwotna.
Z tego wszystkiego wynika, że żadną miarą nie można Niemców
posądzić o kochanie się w nazwach słowiańskich, o szanowanie ich;
oni je tępili, gdzie tylko mogli, a jeżeli pomimo to spora liczba się
przechowała do dziś dnia, to stało się to wbrew ich woli.
Ciekawy też jest sposób, w jaki uczeni niemieccy, mianowicie
germaniści, obchodzą się z nazwami słowiańskiemi. Zanadto światli,
aby nie wiedzieli jako tako, co jest słowiańskie, stosują swoje zapa-
trywanie tylko do pewnej granicy n. p. do t. zw. limes Sorabicus
czyli limes Karola Wielkiego Co na wschód od niego leży, uważają
za słowiańskie i przyznają to; jeżeli zaś to samo nazwisko, to samo
*) A. Bnlckner: Die Blayiachen Aneiedlaogen in der AItmark and im Magdę
borgischeiL Btr. -41.
22 WOJdBCH K^RZYi^SKI.
zakończenie powtarza się jeszcze i poza granicą owej linii, która jest
wyrazem jednej tylko chwili, wtedy szowinizm już nie pozwala tego
uważać za słowiańskie, lecz koniecznie musi i ma być to niemieckiem.
Calbe (Calvo, Calva) nad Łabą, ma być nazwą słowiańską, Calw
zaś w Wttrtenbergii ma być niemieckie. Tiitaj jednak zachodzić może
wątpliwość, bo pierwiastek nie jest zupełnie jasny. Ale co powiedzieć
na to, że i nazwy na „itz^ in^ją być niemi eckiemi, skoro leżą na za-
chód od limes Sorabicus. Tak powiada Meitzen II, 244: Abgesehen
davon, dass es auch einzelne echtdeutsche Namen auf „schtttz" und
„itz" giebt, jak n. p. Forlitz, Heglitz in Ostfriesland, Giflitz in West-
phalen, Yorschtltz, Geislitz, Sterbfritz in Hessen, Boflitz, Burgelitz,
Geifitze, Spitz, Niesitz, Sederlitz in Wtirtenberg, Engelitz in Hohenzol-
lern etc.
Przyznajemy, że Vorschtttz, Sterbfritz, Spitz mogą być nazwami
niemieckiemi, bo schtitz= strzelec, Fritz = Fryderyk, Spitz = koniec ostry
noża, góry it. p. są rzeczywiście wyrazami niemieckimi; co do innych
jednak nie ta okoliczność stanowi o ich charakterze słowiańskim lub
niemieckim, że jedne leżą na wschód, drugie na zachód od limesu
Karolo wego, albowiem rzut oka na mapę już przekonywa, że nazwy
owe nie stoją oderwane od innych słowiańskich, lecz że mają takowe
jeszcze z obu stron koło siebie.
Ten sam uczony mówi na innem miejscu^): Weder Pegnitz noch
Regnitz sind slawische Worte. Es folgten sich yielmehr (nach Menke^s
Gaukarten IV — VI in Spruners Historischem Atlas) in der Karolinger-
Zeit auf der linken Seite der Donau von Gttnzburg abw£lrts: Brenza
mit der Ortschaft Prenza im Brenzgau (heut Brenz), Werinza mit Agira
in Retiarezi (heut WOmitz) beide noch innerhalb des rhfttischen Limes;
dann jenseits der Altmona (Altmtthl) Kethratenza in Rangau (jetzt
Rezat und Regnitz), Solenza in Solzgowe (jetzt die bei Beilngries zur
Altmtthl mttndende Sulz), endlich die Pagenza, jetzt Pegnitz. Alle diese
Flussnamen zeigen das althochdeutsche, bei Orts- und Personennamen
h^uffige Suffix „nz, enza, inza. Dasselbe kommt yorzugsweise
bei lateinischen Namen vor,ist aber hier an wahrschein-
lich keltische Namen angehangen, wie sie den Namen der
tibrigen Flttsse dieser Gegend zu Grunde liegen. Eger (Agira) und
Saale sind deutsch.
Dziwna w tem zdaniu logika. Pegnitz i Regnitz to wyrazy nie
słowiańskie, gdyż zakończenie „enza, inza" jest niemieckie, choć przy-
czepione do wyrazów łacińskich i celtyckich. Czy przez zakończenie
') Meitaen II, 40.3-404;. cf. MUlIenhoff II, 233.
o SŁOWIANACH MIĘDZY RENEM A ŁABĄ I T. D. 23
niemieckie wyrazy łacińskie i celtyckie stają się niemieckimi ? Zakoń-
czenie „au" jest niewątpliwie niemieckie, choć przeważnie go się używa
w wyrazach słowiańskich, czy zaś dlatego „Warschau" jest wyrazem
niemieckim a Warszawa miastem niemieckiem?^).
Jeżeli Niemcy mogli zakończenia łacińskie ,,antia, entia" i odpo-
więdnie celtyckie przerobić na ^jinze, enze", to nie widzę żadnej przy-
czyny, dlaczegoby tego sposób a nie miano stosować także do zakończeń
słowiańskich, a mianowicie do końcówek „eniec i n-ica". I rzeczywiście
tak było, bo jeszcze w XIII i XIV wieku przerabiano w ten sposób
polskie nazwy w kraju, gdzie nigdy ani Rzymianie ani Celtowie nie
przebywali. Stało to się w Prusiech krzyżackich i już powyżej przyto-
czyliśmy przykład, że z polskiego „Piwnice'^ powstało niemieckie „Pi-
wenz" i „Piffnitz", a z „Rybieniec" „Ribenz" i „Reibnitz".
W Krainie*) istnieje tego rodzaju przeróbek czysto słowiańskich
nazw jeszcze dosyć sporo, n. p.:
Koritenze — Koritnica.
Tscheschenza — ćeSnijca.
Kremenza — Kremenica.
Studenz — Studenec.
Ledinza — Lediniza.
Roschanze — Rożanice.
Lipenza — Lipnica.
Radenz — Radenice.
Bratenze — Bratnice.
Jak więc zakończenie „au" z Warszawy (Warschau) nie czyni
*) Podobnymi argamentami posługuje aię Theodor von Gńłnberger w swojej
rozprawce: Zar Kande der oesterreichischan Ortsnamen (Mittheilungen des Instituts
f&r owterreichische Geschichtsforschimg. T. XIX, str. 520 — 534:) i nic dziwnego, ie
asa pomocą form gockich, staroniemieckich, byłych i nie byłych, ale mogących być
i t. p. zawsze kaidą nazwę z niemiecka potrafi wytłumaczyć ; ale o samo tłumaczenie
nie chodzi, chodzi głównie o to, czy słowiańskie zakończenie jest starsse, czyli teŁ
niemieckie, bo od tego zależy, jak który wyraz tłumaczyć. Na wszystkie tego rodzaju
sztuki lingwistyczne niema lepszego argumentu, jak zdanie p. Seppa str. 39 wypo-
wiedziane : „Bei gutem Willen kann man selb t Mekka and Medina ohne viel Scharf-
sinn fiir slarisch erkl&ren, ilussert Miklosich (Die slawischen Ortsnamen 72), obwohl
selbst 81avi8t. Dasselbe gilt yon oft beliebten keltiflchen oder romanischen (dodać
można „und deutschen'') Deutungen. Die Deutschen mach ten aus Chotubanz in Me-
cklenburg „Kuhschwanz".
Kohschwanz jest bez wątpienia wyrazem niemieckim, do tłumaczenia którego
nie potrzeba ani gockiego ani staroniemieckiego języka ani innych narzeczy; pomimo
to błądziłby, ktoby stąd wyprowadził wniosek, te Knhschwanz jest pierwotną nazwą,
m owa wieś praniemiecką osadą.
*) Orts-Kepertorinm des Herzogthums Krain. Laibach 1874;.
24 WOJCIECH KĘTRZYŃSKI.
ani wyrazu ani miasta niemieckiego, tak samo zakończenie ^^inza, enza^
nie przerabia słów ani łacińskich ani celtyckich ani słowiańskich na
niemieckie. Może nawet zachodzić wątpliwość, czy owe zakończenia
zastosowywane były do wyrazów celtyckich, bo niemal wszędzie,
gdzie Niemcy dla nieznajomości słowiańskich języków przypuszczają
pierwiastek celtycki, pokazuje się zwykle wyraz czysto słowiański.
Znaną jest miejscowość Gzamica (Schamitz^) nad Izarą, która
z niemiecka nazywa się „Scerenze i Scarinze^, a r. 764 nawet po ła-
cinie „Scarantia^; obok tych form „Scamiza^ wskazuje słowiańską;
że wszystkie te waryanty oznaczają tylko pierwotnie słowiański wyraz,
przyznaje i Sepp str. 11.
Tak samo ma się rzecz z Kostnicą nad kostnickiem jeziorem,
którą Rzymianie nazywali „Constantia" a Niemcy Kostnitz, Gostanz^),
dziś Constanz. Miasto to nazywało się roku 1251 Gostinze i Ghostanze,
1271 Gostenze, 1327 Eostentze, 1353 Kostnitz ") i tak do niedawna
powszechnie. Za moich młodych lat mówiły niemieckie podręczniki
szkolne tylko o soborze kostnickim — Das Goncil zu Gostnitz.
Stąd wynika niewątpliwie, że Niemcy przez „inze, enza^ zastę-
pują słowiańskie „ica, eniec", również jak niemieckie „au" jest ekwi-
walentem słowiańskiego „owo" i t. p.
Brenza zatem nie jest koniecznie wyrazem niemieckim, lecz może
być przerobieniem słowiańskiego „Branica, Brenitz"; Werinza stoi za
Wemitz, Solenza za Solnitz (Solnica), Pagenza za Pagnitz, Pegnitz,
Beehtratenza za rechte Bednitz; słusznie zatem można uważać za sło-
wiańskie także wszystkie inne wyrazy na „enz" jak n. p. Bregenz«
Bregnitz (of. Bregnitz w Wirtembergii), Bludenz = Bludnitz, Sermenz«»
Sermitz, Elsenz = 01schnitz (Oleśnica), D5rrmentz=Dormitz i t. p. Tak
samo Eger (Agira) może być nazwą niemiecką mającą niendeckie zna-
czenie, co nie wyklucza, że jak czeska Ogrza jest nazwą słowiańską
a Eger jej przeróbą.
I Sala ma być koniecznie wyrazem niemieckim!
MuUenhoffowi ^) zdaje się nazwa rzeki Sala raczej być celtycką
^) Dahn: Urgoschichte der germanischen and romanischen YOlker lY, 133 ma
Scharnitz za wyraz celtycki!
*) Tak pisze jeszcze w naazym wieka Johannes Mttller, aator der Geschichten
Schweizerischer Eidgenos^enschaft.
') Krieger: Topographisches W5r terbach des Grossherzogsthums Baden str. 347.
Daty powyższe dowodzą, że nazwa Kostnica nie pochodzi od Czechów, którzy — zda-
niem Seppa — z powoda śmierci Husa wyrządzili Niemcom te krzywdę, że czysto
niemieckie miasto przezwali po słowiańska.
*) Deatoche Alterthamskande II, 213—214.
o SŁOWIANACH HIĘDZT RENEM A ŁABĄ I T. D. 25
aniżeli niemiecką i wskazywać starsze osiedlenie Celtów między
Wizerą a Łabą. Ale źe to według jego teoryi nie jest możliwem, woli
przypuścić^ że Sala jest właściwą nazwą niemiecką rzeki słonej, której
pierwiastek zaginął w językach germańskich. Nazwę tę mieli Niemcy
zanieść także w kraje naddunajskie, bo oprócz dopływów Łaby i Ła-
giny istnieje jeszcze Sala frankońska, reichenhalska i panońska i do-
pływ Regany. Wszystkie te rzeki p/yną w krajach pierwotnie słowiań-
skich; stąd wnieść należy, że Sala nie jest wyrazem ani celtyckim ani
niemieckim, lecz słowiańskim. Przypuszczenie takie jednak nie mogło
nasunąć się Mtlllenhoffowi, który jako germanista zna tylko języki
niemiecki i celtycki. A jednak źródła niemieckie, mianowicie thuryng-
skie, jak Annales Reinhardsbrunnenses w ThUringische Geschichts-
quellen I, str. 63 świadczą wyraźnie, że Sala jest nazwą słowiańską,
mówiąc: Sicque in orientalem Saxoniam provectus super ripam fluminis,
quod Slayica lingua Sale dicitur, ad urbem Camburg etc. Jedno
takie świadectwo charakteryzuje dostatecznie, jak mi się zdaje, postę-
powanie germanistów.
Niedorzecznem wprost jest mniemanie profesora Seppa^): Den
Fluss Bac, welchen der G-eograph yon Rayenna irrthUmlich zur Donau
laufen Iftsst, haben diese Slayen in Pegnitz umgetauft, auch den deu-
tschen Namen Wisgoz in Weschnitz.
Około rzeki Paganicy (Pegnitz) mieszkali Słowianie, mieszkali
i Niemcy; jedni mogli ją nazywać Bac a drudzy Paganicą (Pegnitz),
tak samo jak Polacy mówią „Wisła" a Niemcy „Weichsel". Chodziłoby
tylko o to, która nazwa jest starsza. Ale jak Słowianie mogli staro-
niemieckie nazwisko rzeki Wisgoz, wpadającej niedaleko Wormacyi
do Renu, wyrugować a Niemcom narzucić formę Weschnitz, tego nikt
nie rozumie, który z panem Sepp przypuszcza, że Słowian nad Renem
nie było.
Cała Francya nazywa Warszawę Varsovie, Niemcy zaś Warschau,
pomimo to Polakom wcale nie przychodzi na myśl stosować się do
tych obcych wyrażeń i dla tego Warszawa jeszcze długo zostanie
Warszawą. Wisgoz jest niewątpliwie nazwą niemiecką rzeki Weschnitz;
jeżeli zaś ta nazwa, poniekąd urzędowa, bo zachodzi w dokumentach,
nie utrzymała się, jeżeli górę wzięła inna, słowiańska, to ostatnia mu-
«iata być ludową, a lud zatem pierwotnie słowiańskim. Inaczej taka
zmiana nie dałaby się wcale wytłumaczyć. Że zaś w owej okolicy
mieszkali niegdyś Słowianie, tego dowodem nie tylko rzeka Weschnitz
oraz dwie wsie tegoż nazwiska i wieś Kolmbach, ale i ta okoliczność,
>) Sepp 8tr. 3.
26 WOJCIECH KĘTRZYŃSKI.
Że doknmenta znają nad rzeką Wisgoz Słowian, jak to wynika z Do-
natio Liatheri in Husen, Sahssenheim et in ałiis locis dnia 1 paździer-
nika 877 zdziałanej, według której nadaje klasztorowi w Lorscb... et
ubi Sclayi habitant, hubas senniles tres... et illum locam, ubi Sclavi
habitant, cum ipsis^).
Więc i ten zarzut, jakoby nazwy słowiańskie były tylko przero-
bione z niemieckich lub celtyckich, nie ma żadnego uzasadnienia,
a zakończenie „itz", czy z tej czy z tamtej strony limesu Karolowego,
zawsze jest dowodem, że tam, gdzie takie nazwy znajdujemy, mieszkali
także Słowianie.
Inni znów, którzy z powodu przewrotnej teoryi nie mogą rozu-
mieć właściwego znaczenia osad słowiańskich, tłumaczą ich powstanie
w ten sposób, jakoby to były osady jeńców słowiańskich^).
Nad kwestyą jeńców i niewolników jako kolonistów ziemi nie-
mieckiej należy tu się zastanowić.
Jeniec wzięty w niewolę wśród bitwy albo wśród wyprawy wo-
jennej był przedewszystkiem wojakiem, który stał się zdobyczą albo
wodza nieprzyjacielskiego albo jego rycerzy biorących udział w wypra-
wie. Stosownie do potrzeby właściciel jeńca albo go umieszczał w swojej
wsi, gdzie z innymi musiał dla niego pracować albo odstępował go han-
dlarzom, którzy go sprzedawali w kraje obce a nawet muzułmańskie. Sły-
nęło z takiego niecnego handlu eunuchami słowiańskimi miasto Verdun ^).
Jeńcy byli naturalnie bez żon, które zostały w domu; jeżeli w nie-
woli żenili się, pobierali Niemki za żony, bo kraj był w zrozumieniu
uczonych niemieckich czysto niemieckim, a choćby takich jeńców było
kilku lub kilkunastu nawet w jednej posiadłości położonej w kraju
niemieckim wśród samych Niemców, to nic to nie stanowi, z jeńców
wojennych nie mogła powstać kolonia słowiańska z nazwą słowiańską,
bo jeńcy nie mogli tworzyć rodzin słowiańskich.
Co innego z ludnością miejscową, jeżeli ją uprowadzali w nie-
wolę. Przy każdej okupacyi ziemi słowiańskiej górna warstwa ludności
t. j. możni panowie i przywódcy narodu padali ofiarą, bo albo ginęli
w walce albo dostawali się do niewoli albo uciekali, a utrzymali się na
miejscu chyba tylko ci, którzy sprzyjali Niemcom i z nimi byli w zmo-
wie; takich wypadków nie zdarzało się jednak wiele. Majątki panów
przechodziły zazwyczaj w ręce panów niemieckich lub instytucyj ko-
ścielnych; ludności zaś wiejskiej, skoro stała się poddaną, nie miano
') Mon. Ger. Kist. SS. XXI, str. 37H— 374
«) Meiuen U, 406, 478.
^) Waitz: Deutsche yerfassungsgeschichte V, 207.
o SŁOWIANACH MIĘDZY RBNBM A ŁABĄ I T. D. 27
powodu ruszać z miejsca, bo i panowie niemieccy potrzebowali siły
roboczej *).
Rodzin pańskich nie osiedlano z pewnością w pobliżu granicy
i w sąsiedztwie siedzib rodzinnych, bo mogły porozumiewać się ze współ-
ziomkami i wzniecać powstania, któreby mogły być niebezpieczne dla
panów niemieckich. Jeżeli takie rodziny uprowadzano, to osiedlano je
albo jako coloni w dalekich stronach i to pojedynczo albo jako man-
cipia w dworach niemieckich, gdzie niewolnik pozbawiony wszelkich
praw nie mógł wywierać żadnego wpływu na otoczenie niemieckie.
Ale przypuśćmy nawet, że z jakiejkolwiek przyczyny upro-
wadzono Słowian z ich siedzib tysiącami, choć o czemś podobnem
źródła nie wspominają, to już dla własnego interesu i bezpieczeństwa
musianoby ich rozdzielić na drobne hufce i rozrzucić po całym obszarze
państwa, jak to roku 804 uczynił Karol Wielki z 10.000 Saksonów,
których, mężczyzn, kobiety i dzieci rozmieszczono po całcm państwie
frankońskiem i Gallii').
Ale jednak zdarzyć się mogło, że rodzin kilkanaście lub kilka-
dziesiąt chciano razem osiedlić, w takim razie wybrano albo miejsce
spastoszałe, które jako takie miało już nazwę, albo kazali im wykar-
ezować las pod nową osadę, a wtedy nazwę nadał pan, do którego
grant należał, albo otoczenie, a skoro otoczenie było niemieckie, i uazwa
musiała nią być, bo ludność niemiecka, nie znająca języków słowiań-
skich, posługiwać się nimi nie mogła.
Że tak a nie inaczej się działo, tego dowodem dokument króla
Dagoberta III z dnia 1 marca r. 706, który wprawdzie jest podro-
biony, ale pomimo to faktu nas interesującego nie miał żadnej przy-
czyny zmyślić. W tym dokumencie nadaje Dagobert klasztorowi św.
Piotra in villa Merovegesburg in Thuringia... czyli Petri Mons... sil-
vam, quae ob numerositatem ceryorum Hirzbruil yocatur, a meridiana
plaga urbis yersus orientem usque ad terminos regionis Orlaa... dedi
nihilominus ad supradictum cenobium yillas a Sclavis in eadem
silva factas scilicet Tunecdorf, Tagebrechtisstete, Tutel-
stete, Neuchenrod, Hochdorf et alias plures et aquam Ge-
ram etc.').
Inny przykład podaje Zeuss str. 649, gdzie „locus, ubi Gluzo
Sclayus habitare... coepit", nazywa się z niemiecka „Gluzengisazi" *;.
*) Meitaen II, 299, 368, 426, 463—474,
«) Waite IV, str. 184.
^) M. O. H. Diplomatam imperii Tomue I Nr. 83.
^) Nib moina przeciw moim wywodom przytoczyć okoliczności, że niektóre osady
28 WOJCIECH KĘTRZYŃ'SKI.
Jest jednak jeszcze jedna okoliczność, na którą należy zwrócić
uwagę. Wśród Indności niemieckiej osada słowiańska musi mieć, jak
widzieliśmy, nazwę niemiecką; ta nazwa jednak, mianowicie w dawniej-
szych czasach, gdy otoczenie pod tym względem było czynnikiem de-
cydującym, mogła mieć związek z ludnością tam mieszkającą. To
znaczy, że ludność otaczająca nazywa swoich sąsiadów innoplemiennych
ich imieniem, t. j. Winden, Wenden. Z wyliczonych przez nas wsi
jedna i druga może mieć takie pochodzenie; nie ulega to żadnej wąt-
pliwości, ale okoliczność ta wcale nie jest jeszcze dowodem, aby wszyst-
kie wsie tegoż nazwiska były koloniami późniejszemi. Starożytne bo-
wiem osady słowiańskie, które mianowicie w południowych Niemczech
przetrwały ladoruchy, były z pewnością nie liczne; gdy zaś naokoło
nich zjawili się osadnicy niemieccy, pierwotna nazwa słowiańska po-
szła w zapomnienie, a nowi przybysze nazywali owych starych roki-
ków tylko Winden, Wenden.
Wielka ilość osad słowiańskich dostała się przy okupacyi skarbowi
cesarskiemu, a z nich korzystał panujący, aby wyposażyć kościoły
i klasztory, albo wynagrodzić zadugi swoich wiernych wasalów. Jeżeli
zatem cesarz lub król podarowi^ kilkudziesiąt, kilkunastu lub choćby
jednego słowianina opatowi lub rycerzowi, osady otrzymały nowe na-
zwiska jak Abbatis Winidi czyli Abtswinden, Wolfhares winden, Niet-
hartswinden, Herbartswind, Almerswind i t. p., gdzie imię właściciela
stoi w drugim przypadku. Nazw takich jest wielka liczba i pomimo
ich formy niemieckiej mogą to być osady istniejące już dawno przed
przybyciem plemion niemieckich.
Osiedlenie zatem kolonistów słowiańskich, o ile to rzeczywiście
miało miejsce, nie mogło zmienić niemieckiego charakteru kraju, gdyby
takim był istotnie, a ludność nie wolna, rozrzucona po kraju, nie mogła
narzucić narodowi panującemu ani swej woli ani swego sposobu mó-
wienia. Przyznał, że tak jest, a inaczej być nie może, przed wielu laty
już Landau, który o tern tak pisze: Yereinzelte Colonisten und noch
-dazu Hórige yermogen aber niemals einen solchen Einfluss auf das
bestehende Yolksthum zu tlben, wie wir dies doch in Thtlringen an-
nehmen mtlssten. Sie yermogen am wenigsten die Form der Dorfer
<zu bestimmen, Stftdte und Burgen zu bauen, weiten Landstrecken und
niemieckie w Polsce miały niemieckie nazwy. Owi koloniści niemieccy nie byli nie-
wolnikami, lecz gośćmi uproszonymi, których dobrowolnie obdarziJo się ziemia i przy-
wilejami, a którym przyznawano i prawo niemieckie i język niemiecki. Nazwa nie-
miecka zaś powstała w zgodzie z władzą państwową, która jn zwykle nmieszozała
jnż w przywileju fundacyjnym.
o SŁOWIANACH MIĘDZY RBNEM A ŁABĄ I T. D. 2&
G^birgen ilirer Sprache entnommene Namen zu geben; sie sitzen auch
nicht in zu diehter Masse beisammen . . . und haben tlberhaupt keine
politischen Rechte^).
Szkoda, że rozamne te słowa przebrzmiały nie znalazłszy żadnego
odgłoso wśród Niemców.
e. Znaczenie nazw słowiańskich. Osiedlenie się Słowian.
Liczne nazwy słowiańskie przez nas wyliczone są dowodem, że
Słowianie byli tu autochtonami, skoro, jak wiadomo, Niemcy a przed
nimi Rzymianie i Celtowie byli w tych stronach tylko zdobywcami,^
tylko przybyszami. Że pomimo wielowiekowej niewoli i tępienia przez
tyle set lat żywioł słowiański jeszcze w wielu miejscach utrzymał się
w gęstych masach, o tem świadczą następujące wiadomości:
Św. Bonifacy, apostcJ Niemców, zi^ożył dwa biskupstwa: eich-
stadtskie i wtlrcburgskie; pierwsze powierzył Willibaldowi, a drugie
„Purchardo vero (746 — 752) in loco, qui appellatur Wirzaburch digni-
tatis officium delegayit et aecdesias in confinibus Franchorum et Sa-
xonum atque Sdayorum suo officio deputayit^ ^.
Przy założeniu biskupstwo nie mogło sięgać dalej na wschód aż
do Reganicy i Ratanicy, bo górna Frankonia i kresy nad czeską gra-
nicą dopiero r. 805 zostały wcielone do państwa Karola Wielkiego.
Jeżeli zatem biskup Wolfgerius (810—832) między latami 826 — 830
twierdził, że Karol Wielki „antecessoribus suis illis et illis (a według
innych odpisów Berewelfowi 785 — 800, Ludrydowi 801 — 804, Egilwar-
dowi 804 — 810) episcopis praecepisset, ut in terra Sclavorum, qui se-
dent inter Moinum et Radentiam fluyios, qui yocantur Moinyinidi et
Batanzwinidi una cum comitibus, qui super eosdem Slavos constituti
erant, procurassent, ut inibi, sicut in ceteris christianorum locis, ecclesie
construentur . . . adserit ... et ecclesias 14 ibi fuisse constructas" ^) —
to należy rozumieć, że Słowianie nadmeńscy i nadrateńscy są właśnie
mieszkańcami okolic położonych na południowym brzegu Menu i za-
chodnim Reganicy i Ratanicy, bo gdyby wiadomość biskupa Wolfgera
ściągała się tylko do górnej Frankonii zdobytej około r. 805, nie by-
łoby potrzeby mówić o „antecessores^, bo wystarczyłaby wzmianka
o poprzedniku Egilwardzie (804 — 810).
') L Landaa: Der Baaemhof in ThUringen und iwischen der Saale u. Schlesien^
cf. Sembera: Zapadni SloYanć w pravćku str. 300.
*) Willlbaldi Vita b. Bonifatii w Ja£fć: Bibliotheca rer. Germ. III, str. 461.
") Mon. Ger. Hist. Legom Sectio Y: Formalae imp. Nr. 40, str. 317—318.
30 WOJCIECH KĘTRZYŃSKI.
Z całego opisu wynika, że to był nie mały szmat ziemi słowiań-
skiej podległej Niemcom, bo pod władzą hrabiów cesarskich, skoro na
niej założono 14 kościołów.
I za Henryka II trzymała sig w tych stronach jeszcze ludność
słowiańska w zbitej masie; świadczy o tem notitia de synodo Franco-
furtensi z roku 1007 *):
„Rex Heinricus . . . episcopatum . . . in ąuodam suae patemae here-
ditatis loco Babenberg dieto ex omnibus suis rebus hereditariis con-
strueret, ut et paganismus Slavorum destrueretur . . . Sed dum parro-
chiam ad eundem locum respicientum non haberet et sanctam pente-
costen in eodem sui regni anno 6 Mogontiae celebraret, quandam partem
Wirceburgensis dioceseos, comitatum yidelicet Ratenzgowi dictum et
ąuandam partem pagi Volcfelt dicti inter fluyios Uraha et Rathenza
sitam ab Heinrico Wirceburgensi episcopo firma ac legali commuta-
tione acquisivit..."
Ziemie wspomniane, poratańska (Ratenzgowi) i Volcfelt, leżą po
lewym brzegu Reganicy i Ratanicy, a rzeka Uraha także od zachodu
wpada do Reganicy*).
Mniej więcej to samo wyraża list biskupa Arnolda halberstadz-
kiego do tegoż Henryka, biskupa wircburskiego, pisany: „Nonne re-
cordaris, quod in priore anno ad eundem locum B(abenbergensem)
nobis eąuitantibus , me adyocato ad te, huiuscemodi sermonem, quasi
praescires, habere cepisti: si rex ibi facere vellet episcopatum, facile
illum ecclesiae tuae, quod tibi utilius esset, posset tribuere; te panrum
inde fructum habere; totam illam terram pene silyam esse; Sclavos
ibi habitare; te in illa longinqua vel nunquam vel raro venisse...^)
Wszędzie tu mowa o stałej ludności, a nie o rozrzuconych ko-
loniach.
W dokumentach także okolica na lewym brzegu Reganicy i Ra-
tanicy występuje wszędzie jako „regio Slavorum" *), w której znajdują
się liczne „Sclaviena oppida" (911) ^).
Bory Św. Wawrzyńca, położone między Norymbergią a Altdorfem,
były jeszcze w VI wieku w ręku Słowian %
*) Mon. Ger. Hist. S3. IV, str. 795.
*) Menke : Deatschlands Gaue. lY, w Spruner-Menke Handatlas fUr die Ge-
schichte deB Mittelalters u. der neaeren Zeit. 1880.
») Jaff^: Bibliotheca rer. Gorm. V, gtr. 477.
^) Dronke: Codez tradlt. Fold. Nr. 353. Dronke: Traditiones et Antiquitate8
4, 129.
*) Mon. Ger. Hist. Dipl. I, str. 1.
^ Meitzen I, 4:79.
o SŁOWIANACH MIĘDZY RENSM A ŁABĄ I T. D. 31
Nie O koloniach słowiańskich, lecz o krajach zamieszkałych przez
Słowian mówi podróżnik Qazwini, wspominając, że Soest jest grodem
w kraju Słowian, a Paderborn mocnym grodem w ziemi słowiańskiej ^).
Opat Stnrm, który około r. 744 założył klasztor fuldejski, szu-
kając dla niego miejsca około rzeki Wltawy (Fulda), „tunc quadam
die dum pergeret, peryenit ad viam, que a Turingorum regione mer-
candi causa ad Mogontiam pergentes ducit; ubi platea illa super flumen
Fuldam yadit, ibi magnam Sclavorum multitudinem reperit eiusdem
fluminis alreo natantes, layandis corporibus se immersisse, quorum
nuda corpora animal, cui praesidebat, pertimescens, tremere coepit; et
ipse vir Dei eorum foe torem exhorruit, qui morę gentilium semim
Domini subsannabant et cum eum ludere yoluissent, diyina potentia
compressi et prohibiti sunt etc. 2).
Słowianie owi, kąpiący się we Wltawie, stanowili niewątpliwie
miejscową ludność, będącą jeszcze pogańską; nie byli to także koloniści
zależni od panów niemieckich, bo obchodziliby się inaczej z duchownym,
który zarazem był Niemcem.
Skoro to wszędzie ziemie odwiecznie słowiańskie, wi(^c jakie zna-
czenie mają nazwy słowiańskie? bo przedtem już przekonaliśmy się,
że rozmaite domysły uczonych niemieckich nie objaśniły wcale ich
natury.
W czasach najdawniejszych, gdy ludność pierwotna oddawała się
jeszcze pasterstwu, nazw przywiązanych do miejsc nie mogło być wiele,
ale zawsze były, bo i pasterz bez nich obchodzić się nie może. Każda
rzeka, wielka czy mała, każda woda, wszystkie góry i lasy, wszystkie
doliny i polany musiały już od naj dawniej szydh czasów posiadać wła-
sne nazwy, bo bez nich nie byłoby możliwem porozumienie, nie wie-
dzianoby, gdzie kto poszedł, gdzie go szukać. Tego rodzaju nazwy na-
leżą niewątpliwie do najdawniejszych utworów mowy ludzkiej.
Ze stanu pasterskiego żaden naród bezpośrednio nie przechodzi
do uprawy roli; wykazał to bez zaprzeczenia Meitzen w swem znako-
mitem dziele: Siedlung und Agrarwesen der Westgermanen und Ost-
germanen, der Kelten, Romer, Finnen und Slawen. I u Słowian tak było.
Gdy przyszła chwila, że samo hodowanie bydła nie zaspakajało
już wszelkich wymagań, potrzeba ta dawała się uczuć przedewszyst-
kiem bogatszym ludziom, posiadaczom licznych stad i trzód. Ci zaś
osadzali pojedyncze rodziny na roli, powierzając głowie jej cały kierunek
') Georg Jacob: £In arabischer Beńchterstatter aus dem X Jahrhandert. Wjd.
lU. 1896. Berlin, str. 45 i 47.
*) Eigilis Yita b. Starmi. Mon. Germ. Hist. SS. II, str. 369.
32 WOJCIECH KORZYŃSKI.
i odpowiedzialność za gospodarstwo, z czego rozwinęła się t. zw. za-
druga słowiańska, czyli jak Niemcy mówią ^die Hauscommunion der
Slaven ^). Ponieważ taka nowa osada, jako miejsce ważne dla ówcze-
snego gospodarstwa, nie mogła zostać bez nazwy, więc przyzwyczajano
się nazywać ją według głowy rodziny, która kierowała osadą, ale w ten
sposób, że tą nazwą objęto nie tylko ową głowę rodziny, lecz i rodzinę
samą, t. j. w sposób patronymiczny. Jeżeli n. p. głowa rodziny osiadłej
nazywała się Jeż, Dalech, Bolech, to osady ich musiały się nazywać
Jeżyce, Daleszyce, Boleszyce lub Bolechowice.
Zauważyć należy, że nazwy takie nie były wówczas nadawane
z góry; aby osada taka otrzymała nazwę słowiańską, musiało koniecznie
istnieć otoczenie słowiańskie, którem w tym względzie kierował duch
języka.
Z tego, co się mówiło, nie wynika bynajnmiej, aby wszystkie
miejscowości na „ice^ były pierwotnie zamieszkane przez ludność za-
leżną; osady takie tworzyć mogły naturalnie i mniej zamożne rodziny
lub rody wolne, przechodząc ze stanu pasterskiego do uprawy roli.
Bogatsze rodziny, posiadające już osady rolnicze i liczne stada,
oddane pod opiekę ludzi zależnych, zakładały także sobie stałe siedziby^
z którychby mogły pokierować obszemem swem gospodarstwem rolni-
czem i pasterskiem. Te siedziby jednak różniły się niewątpliwie od
owych osad rolniczych, bo nazywano je dworem lub grodem, dworem,
jeżeli to tylko było mieszkaniem zwyczaj nem, grodem zaś, jeżeli miej-
sce było ogrodzone płotem lub czemś podobnem, coby mogło przynaj-
mniej chwilowo zabezpieczyć i właściciela i jego ludzi przed niespo-
dziewanym napadem.
Takie dwory lub grody nazywano według imienia założyciela lub
właściciela; jeżeli nim był jakiś Przemysł, Poznań, Orzeł, Grab, Łeb,
to ich dworki i grody otrzymały odpowiednie nazwy przymiotnikowe:
„dwór Przemyśl", „gród Poznań", „gród Orłów", „dwór Grabów",
„dwór Łebin" i t. p., a że każdy wiedział, o co chodzi, więc opuszczano
wyraz „dwór, gród" i mówiono krótko: „Przemyśl, do Poznania, w Or-
łowie, Grabowie, Łebinie" i t. d.
Przypuścić należy, że nazwy patronymiczne osad rolnych od po-
czątku były mniej więcej stałe, bo choć pierwsza głowa rodziny na
roli osiadłej zmarła i nowa została obrana, to była to jednak zawsze
ta sama rodzina^ ten sam ród. Zmiana nastąpiła niewątpliwie, gdy po
wymarciu całego rodu nowa rodzina zajęła starą siedzibę.
Mniej stałe były zapewne nazwy pierwszych dworów i grodów,.
') Meitwjn U, 213—270.
o bŁOWlANACH MIĘDZY KEMEM A ŁABĄ I T. D. 33
zbyt związane z osobistością posiadacza, ale z biegiem czasu przyzwy*
czaj ono się i tu niewątpliwie do pewnej nazwy i zapomniano, źe nie
stosuje się ściśle już do rzeczywistego stanu.
Stan przejściowy z pasterstwa do rolnictwa trwał pewnie wieki
całe, a tworzenie podobnych nazw nie ustało tak prędko, bo po zanie-
chaniu pasterstwa, które potrzebowało wielkich obszarów, rolnictwo na
nich mogło spokojnie się rozwijać i zakładać osadę po osadzie.
Owe pierwotne osady miały kształt dwojaki; tworzyły albo pod-
kowę otwartą tylko z jednej strony; plac w środku zwał się zapewne
rynkiem i) i dla tego sądziłbym, żeby tego rodzaju wsie nazywać ryn-
kowemi; albo stanowiły ulicę prostą, zabudowaną z jednej i z drugiej
strony; są to t. zw. wsie ulicowe. Wsie rynkowe przeważają głównie
na zachodzie, ulicowe zaś na wschodzie; pierwsze były zwykle nie wiel-
kie, drugie większe. Wsie ustroju niemieckiego różnią się stanowczo
od słowiańskich, bo są zwykle wielkie a gospodarstwa rozrzucone
w nieładzie (Haufendorfer).
Gdzie wszystko idzie trybem normalnym, trudno będzie oznaczyć,
kiedy ostatnie założono wsie patronymiczne, o które nam tutaj przede-
wBzystkiem chodzi, bo gdy stosunki się zmienią, działa dalej analogia.
Jeżeli w krajach, które są przedmiotem niniejszej rozprawy, żadną
miarą domyśleć się nie możemy, kiedy zaczęto zakładać pierwsze osady
rolnicze, to nie tak trudno znów określić czas, kiedy przestano zakła-
dać nowe. Chwila ta nastąpiła, gdy Niemcy stali się panami kraju
i całą ludność słowiańską obrócili w niewolników.
Z map załączonych przekonać się możemy, jaka granica była
r. 805. Ale pogranicze czeskie już tegoż roku lub krótko potem do-
stało się pod panowanie niemieckie; pobrzeże Łaby środkowej i Sali
należało już w V wieku do państwa turyngskiego, a po jego upadku
r. 531 do królów frankońskich; tylko w t. zw. marchii wendyjskiej
nad dolną Łabą trwały pomyślniej sze stosunki nieco dłużej.
Osady słowiańskie na pograniczu czeskiem istniejące powstać
musiały niewątpliwie przed rokiem 805, a położone w obrębie państwa
turyngskiego nawet przed wiekiem piątym.
Starają się wprawdzie niektórzy dowieść, że Słowianie wtargnąwszy
*) Rjnki aasywają się w miMtach niemieckich, saloftonych w Eiemiach słowian-
•kich, po niemiecku nKing" ; zwykle przypuszcza się, że nasz rynek jest po prostu
ivyraxem zapożyczonym z niemieckiego; to jednak nie wydaje mi się bardzo prawdo-
podobuem, albowiem rynki s^ czworoboczne, a ring » pierścień, okrijgły. Wyraz „rynek**
był niegdyś bardzo poFpoliŁy, j«ik tego dowodzą nazwy miejscowe, jak Rynek, Ryn-
kowa, Kynkowco, Rynkowek, Kynkówka i t. p. Rynek oznaczał niewątpliwie pierwotnie
plac w środku osady, a Niemcy przejęli nazwę tę od nas, zamieniając ją na „Ring**.
Bosprawy Wydx. hiit..filos. T. XŁ. 3
34 WOJCIECH KĘTRZYŃSKI.
W kraje załabskie mogliby korzystać z chwili sposobnej, aby tam się
usadowić, ale jak się rzekło już przedtem, nadawanie nazw osadom
zależało w owych czasach nie tak od założyciela, jak od otoczenia;
jeżeli było otoczenie niemieckie, to nie było nazwy słowiańskiej.
Ale ze źródła wiarogodnego wiemy, że te wyprawy słowiańskie
w kraje turyngskie odbiły się głównie na ludności słowiańskiej, mie-
szkającej w otwartych miejscach a podległej Niemcom, jak tego do-
wodzą Annales Fuldenses pod r. 880: „Sclavi, qui vocantur Dalmatii
et Behemi atque Sorabi caeteriąue circum circa vicini, audientes stra-
gem Saxonum a Nordmannis factam. pariter conglobati Thuringios
inyadere nituntur et in Sclavis circa Salam fluvium Thurin-
giis fidelibus praedas et incendia exercent. Quibus Boppo comes
et dux Sorabi ci limitis (cum Thuringiis) occurrit et Dei auxilio fretus
ita eos prostravit, ut nuUus de tanta multitudine remaneret".
O wiele wcześniej szemi musiały być osady oraz nazwy rzek,
które przechowały się w okolicach nadreńskich i naddunajskich, tu-
dzież w Niemczech środkowych; o istnieniu wolnych Słowian w tam-
tych stronach prawie nic nie wiemy; wiemy mniej więcej, kiedy owymi
krajami zawładnęli Rzymianie i Niemcy, a uczeni twierdzą, że przed
tamtymi siedzieli jeszcze Celtowie, ale o Słowianach ani słychu; widać^
że albo owi rzekomi Celtowie byli Słowianami, albo że Słowianie i przed
Celtami już tam mieszkali; była zatem chwila, gdzie samotne dziś na-
zwy słowiańskie otoczone były wieńcem mniejszych lub większych
osad, rojących się życiem słowiańskiem , zatopionych dziś w morzu
niemieckiem, co je zalało.
Niemcy przybywając do tych stron zastali je już; jeżeli pomimo
praktyk niemieckich przechowały się do dziś dnia, to nie stało się to
dzięki jakiejś ich wyrozumiałości, lecz dla tego, że ludność słowiańska
niemczejąc powoli, uratowała je od zapomnienia i to mimo woli, a na-
wet wbrew woli Niemców.
f. Nazwy wsi niemieckie a ludność słowiańska.
Mieszkały więc niegdyś ludy słowiańskie nad Renem, nad Du-
najem i w Alpach i łączyły się ze Słowianami mieszkającymi nad Łabą
i Salą i nad czeską granicą, oraz z bracią przebywającą hen daleko
na wschodzie.
Jeżeli zaś Słowianie stanowili niegdyś stałą i ciągłą ludność kra-
jów dzisiaj niemieckich, to oprócz nazw miejscowych, przechowanych
do dziś dnia, powinny znaleść się jeszcze inne ślady, potwierdzające
nasz wywód powyższy.
o SŁOWIANACH MIĘDZY RENEM A ŁABĄ I T. D. 35
Znając jnź zwyczaj niemiecki tępienia nazw słowiańskich, a za-
stępowania ich niemieckiemi, należy przypuścić, że w krajach tu w mo-
wie będących znajdziemy wsie z ludnością słowiańską, choć nazwy
będą niemieckie. Wsie te mogą posiadać ludność czysto słowiańską lub
mieszaną, bo pod panowaniem Niemców zaludnienie było już zależnem
od woli i interesu panów niemieckich. Rozumie się samo przez się, że
nikt nie ułożył umyślnie list i spisów ludności słowiańskiej; jeżeli wo-
gole coś o tern wiemy, jest to czysty przypadek; dla tego też ilość
wzmianek nie daje jeszcze bynajmniej ani w przybliżeniu obrazu rze-
czywistego stanu tejże ludności.
Najwięcej ciekawych wiadomości przekazał nam klasztor fuldejski,
.założony przez św. Bonifacego roku 744 w okolicy wówczas jeszcze
przeważnie słowiańskiej, w okolicy zwanej później dopiero „Buchonia"^).
Klasztor ten otrzymał roku 795: terciam partem in Slayis: in
Heidn et in Trocknesteti terciam partem*). Heidn jest dzisiejszy Heid
położony w kącie utworzonym przez Men w tem miejscu, gdzie do
niego wpada Reganica. Trocknesteti nie mogę znaleść na mapie.
Roku 824 nadał Nidgoz ^) temuż klasztorowi: quidquid proprietatis
habeo in yilla, quae yocatur Turphilun iuxta ripam fluminis Moin in
regione Slaviorum. Thurphilun dziś Dorfleins na północ od Bam-
berga.
Roku 953 dostaje Fulda w zamian od Ottona I*) „Winidsazin
et in tribus villis Sclavorum et Winidon in pago Salagowe, położonym
nad Salą frankońską; nie wiadomo mi, do których miejscowości od-
noszą się owe nazwy.
973 r. zaś czytamy: Item e contra de possessionibus s. Bonifatii
martyris... pari mutuatione concambii dedit in ius et proprietatem
8. Mauritii martyris quicquid in Freckenleben et Scekkensteti, Ameri,
Lembeki et Fasceresrod, Kerlingorod, Mannesfeld, Duddondorf, Rodon-
valli, Nienstedi, Purtin et Elesleba aliisque villis vel yillarum partibus,
quas Sclavanicae familiae inhabitant ^).
Są to miejscowości Frecklebcn, Schekstedt, Leimbach, Yaterrode,
') In ea parte Germaniae, qaam Franci, qui dicuntur orientales, inhabitant
locus est ex nomine ▼icini flaminis Yulda vocatas, sitns in saltu magno, qai modern o
tempore ab incolis illarom regionum Bochonia appellator. Ob. Miracula sanctorum
.in Faldenses ecclesias tranBlatorum. AucŁore Kadolfo (835 — 838) Mon. Ger. H. SS. XV
»tr. 329.
') Schannat: CorpuB traditionum Fuldensium Nr. 105.
•) Tamie Nr. 353.
*) Mon. Ger. Uist. Dipl. I. Otto 1 Nr. 160.
') Schannat: Corpns trąd. Fałd. Nr. 588.
3*
bo "WOJCIBCII KĘTRZYŃSKI.
Mansfeld, Thondorf i Eisloben położone między Halą a Kwedlinbur-
giera. Nie zdołałem odszukać Arneri, Kerlingorod, Rodonvalli i Partin;
Niensteti jest prawdopodobnie Neinstedt pod Kwedlinburgiem.
W Traditiones et Antiąuitates Fnldenses wydanych r. 1844 przez
Dronke'go znajdujemy następujące wiadomości:
4, 115: Adahart comes tradidit s. Bonifatio tria loca Gremistorf,
Hoehstete, Ernesteswiniden, cum familiis et omnibus appendiciis. Er-
nesteswinden leży na prawym brzegu rzeki Iska niedaleko H5clistadt;
czy Gremistorf zaliczyć także do słowiańskich osad, niewiadomo.
4, 129. Ezzilo comes tradidit s. Bonifatio in loco Hohenstat,
qui situs est iuxta ripam fluminis Eisga et iuxta Medebach, quicquid
proprietatis habuit, maxime autem mancipia 30 ad censum annuatim
solyendum. Ezzilo comes tradidit s. Bonifatio in eadem Slayorum
region e vilias has: Tutenstete, Łonrestat, Wachenrode, Sampach et
Stetebaeh simul cum inhabitantibus Slayis, qui singulis annis
censum reddere debent Fuldensi monasteńo.
Wyrażenie „in eadem Slayorum regione" wskazuje, że i Hohen-
stat i Medebach do niej należą. Wymienione miejscowości leżą prze-
ważnie nad rzeką Iską (Eisga« Aisch), dopływem Reganicy z lewej
strony i nazywają się dziś: Hochstadt, Medbach, Guttenstatten. Lon>
nerstadt, Wachenroth i Sampach nad rzeką Reiche Ebrach.
4, 133. Nithard presbyter tradidit s. Bonifatio iuxta ripam fluminis
Eisge... in yilla autem, quae dicitur Medebach, 11 mansi de Slayis
censum singulis annis reddere debent s. Bonifatio, in altera autem
yilla, quae Eberenesbrunno dicitur, 30 mansi sunt censum reddentes.
8. 36. In Zucestete tradiderunt fideles 7, in Binichestorf 4, in
Meisgetorf 7; in Sulzbach Sclayi dederunt 18, in Romstat 7, in Rot-
dorf 7, in Thumifelt 7, in Engride 27, in Cale 9, in Nortfanere iugera 40.
Sulzbach leży pod Weimarem niedaleko rzeki Hm.
Najwięcej jednak wiadomości ciekawych zawiera rozdział 43-ci,
którego napis jest następujący:
Determinatis atque congestis Fuldensis huius monaeterii prediis,
que yel traditionibus fidelium seu oblationibus yel concambiis collata
sunt, nunc de reditibus eorum prediorum, que abbati et fratribus ser-
yiunt, pertractemus.
Z niego wyjmujemy następujące zapiski:
1) In Radisdorfi) territoria II. In Falmaresdorf^) et Haselaho');
in his tribus terram exercere et arare debent XXini lidi pleni —
') Kasdorf pod Hiinfeldem. — *) Folmareadorf podobno w Grabfeldsie. — *) Dziś'
Kirchhasel na północ od Hiinfeldu.
o SŁOWIANACH MIĘDZY RENEM A ŁABĄ I T. D. 87
lidi yero dimidii alii 24, quorum nnusąuisąae similiter in anno tribus
horis 28 agros arat; tridaani; 20 Sclavorum unusąaisąue, 40 libe-
ronim ąuisąue, 20 meldatorum qaisqne 13...
In Engelmarestat ^) noyalia 4, lidi pleni 2, tridaani 7, S cl a vi 4,
liberi 7, mola 1.
2) In Sulaha^ lidi 2, tridaani 15, ąaorum 9 tres dies, alii autem
-2 dies seryiunt et 10 denarios solyant; liberorum unasquisqae 5.
Sclayoram qui8qae 28...
4) In Sulaho terre agrorum 160, lidus 1, seryitorum 14.... ser-
yientes Sclayi 35; yillicas 1 dimidium mansum et 1 Sclayum
faabens . . .
5) In Esgenebach ^) . . . et duo Sclayi cum suo debito.
8) In Geysaha *) . . . Sclayi 55, ex qaibas 43 cum lino 12 libra-
ram aut cum phałta reddunt...
10) In Salzungen ^) . . . Sclayi 24 cum lino reddunt. Omnes yero
Sclayi singuli gallinam unam et 10 oya debent.
11) In Lupenzo **) . . . Sclayi yero 50 cum suo debito; insuper
28 Sclayi kozzos reddunt et alii 55 Franci similiter reddunt.
12) Ad Hagen')... Sclayi 120 singulas libras lini singulosque
lodices duplices et unum modium ayene et unam gallinam... Ad hec
predicti Sclayi primo anno decem porcos et 9 lodices, in secundo
anno 10 lodices et 9 porcos et totidem arietes in mensę maio.
13) In Sumerde^)... Sclayi 13, quorum anusquisque unam
libram lini debet et duas phaltenas.
15) In Bezzingen ^) . . . Sclayi 28, quorum quisque 1 lodicem
dupliccm, exceptis 6, qui dant 12 lodices et lini ad 4 et dimidium
pannum, 20 modios frumenti et 20 oyes et 20 arietes et bracium ad
5 eereyisias.
16) In Yargelaha ^**) . . . Sclayi 13 singulos lodices debent. Et
septem ecciesie, cum duabus hubis singule ... Sclayi sunt 9, qui sin-
gulos lodices duplices debent.
17) In Sconerstete ^1) . . . Sclayi 13 singulos lodices debent.
18) In Salzaha ^^) . . . Sclayi 13 singulos lodices cum lino debent.
19) Sulaha*^) 1 territorium, 4 hubae: Sclayi 27, quorum 18
plenam libram lini et 1 phaltam et 1 gallinam et 2 modios ayene et
1) Niewiadomo gdzie. — ') Marksahl niedaleko Heringen. ~ *) Eschenbach nad
«Sal^ frankońska. — *) Geisa niedaleko Httnfeldu. — *) Salaungen sad Werrą. —
^ Lupnit/.^ Lipnica, niedaleko Eisenachn. — ^) Halna między Eisenachem a Gothą. —
«) Sammerda nad Niestrndą (Unatrut). — ^ Prawdopodobnie Abłabeasingen miedz/
Wieprzem a Niestruda. — ^") Vargala nad Niestrudą. — *») SchOnftedt pod Langen-
aalza. — ^'/ Langensalza? — *") Obacz przyp. 2.
<5
8 WOJGIBCH KĘTRZYŃSKI.
qai Bupersunt 8, debent singuli tantum lini, ąuantum safficiat ad pan-
nnm et dimidiam paltenam. Insnper 18 Sclavi, qm reddunt cum^
denario.
21) In Westera^)... Sclavi 2 linum et ayenam, gallinam et ova.
22) In Cruciburc *) . . . Sclavi 6 linum et łanam reddunt.
23) In Gerstungen *) . . . Insuper 55 Sc la vi singulos porcos sin-
gula8que phaltas et 3 gallinas cum oyis; ad hec 23 Sclavi singulo»
porcos, insuper 95 Sc la vi, ex quibus 150 librę lini debentur singuleque'
paltene.
24) In Heringen *) . . . Sc la vi 50 unusquisque linum ad 2 panno^^
et unam victimam porcinam et 1 paltenam et avene ad 7 cervisie car-
radas. Insuper 23 Sclavi singuli linum ad unum pannum et 4 mo-
dios avene et dimidiam paltenam.
26) In Stetifelt *) . . . Sclavi vero 7 linum reddunt.
27) In Agecella^) Sclavi 37, quorum quisque ad duas camisiales
linum dat et 1 paltenam et 5 modios avene... Beneficii sunt 24 hubę
et una de Sclavis.
29) . . . Steinbach ^ hubę 5, Sc la vi 33, coloni 9...
33) In Łuterenbach ^) . . . Sc la vi 21 singuli linum ad 2 pannos.
34) In Spanelo^)... Sclavi 76 singuli ad pannum linum et 27
paltenas et avene ad 27 carradas cenrisie; adhec 10 linum et denarium
reddunt.
47) In Biberahaio) lidi 6, S cl a vi 36, servitores 37, tributarii 12,
qui unam victimam solvunt.
48) In Nuenburc ") lidi 16, servitores 50, 4 S cl a vi, tributarii 7,
huba una, de qua ferri massa solvitur.
49) In Weitaha**) lidi 6, servitores 20, S cl a vi 13. luniorea
eorum 5, senritores 20, coloni 48, tributarii 7.
50) In Bora»8) lidi 8, senritores 78, Saxones 18, Sclavi 75r
coloni 30, tributarii 39.
In Hamphestat 1*) senritores 20, S cl a vi 31.
51) Ad Hunifelt ^5) . . . S cl a vi 35 cum suo debito solvunt libras
totidem lini.
^) Yesra pod Schleusingen. — ') Creuzbarg nad Werrą. — *) Oerstangen nad
Werrą, niedaleko Eisenachu. — ^) Heringen nad Werrą na poładnie od Gerstungen. —
'^') Stftdtefeld pod Eisenachem. — ^ Dzi6 ArzeU niedaleko Herafeldn. — ^ Niewiadomo
gdzie. — ^ Lantersbach niedaleko od Gr. Luder. — ^ Dzi6 Spahl między Httnfeldem.
a Geiz^ — ^^ Dziś Bibra między górną Werrą a Salą frankońską. — ^^) Neuęnberg^
pod Fuldą. — ^*) Weida na poładnie od Kaltennordheim. — ^') Rohr nad górną Werrą. —
^*) Niewiadomo mi gdzie. — ^^) Htinfeld na północ od Fnldy.
o SŁOWIANACH MIĘDZY RENSM A ŁABĄ I T. D. 39
57) In Nithartesbufien ^) . . . Sciayi 5 cum sao debito.
58) In Goltbach *) et circamiacentdbus locis 2 territoria, 39 hubę
singule singułas oves cum tńduano seryicio; Sciayi 5 cum suo de-
bito, beneficia 7, hubę 11, coloni 4.
59) In Richenbahc *) . . . 18 Sciayi...
62) In Abbetesrode ^) . . . Sciayi 23 cum lino et ayena reddentes.
Insuper sunt 6 hubę, quarum 5 siclos 10 et denarios 30 debent. Scia-
yi 30, ex his ad 70 camiaialea debent.
63) In Ugesberge ^) . . . Sciayi 9 singuli 1 libram lini et unam
paltenam, unam gaUinam cum 5 oyis. Sunt alii Sciayi coloni singulos
porcos, singułas oyes debentes, exceptis tribus, quorum quisque duos
porcos et 2 oyes debent. Decem yiń singuli singułas situlas mellis de-
bent et 28 denarios.
69) In Ludera^)... Sciayi cum pleno beneficio 11, cum dimidio
beneficio 4.
70) In Engelmarestat '') liberorum 17 unusqui8que plenam yicti-
mam dat, quod nos dicimus £riscinge 3; duo molendina persolyunt
statutum censum. Quidam liberorum id est Sclayorum cum libra
lini et una oye et uno panno solyunt, alii frumentum dant id est 3
modios ayene, 1 modium siliginis et dimidium tritici. Triduani sunt 8,
Sciayi 9.
71) In Sulaha^) sunt coloni triduani 13, Sciayi 38 solyentes
linum, ayenam, triticum, gallinas et oya et pannos.
76) In Otricheshusen ^) Sciayi sunt 11, unusquisque persolyit
siclos 2. Et sunt dimidie hubę 3 singulae, unciam 1; noyelli 4, quisque
carratam frumenti et dimidiam.
cap. 45.
7) In Hagen ^^) summa porcorum de lidis 45 et 10 yictime. Prae-
ter hunc numerum Sciayi 19 porcos et 20 yictimas.
24) De Breitenbach ^^) . . . de Sclayis ibidem commorantibus 9
libre lini et totidem modii ayene et paltene totidem solyuntur et insu-
per 5 sieli pro hiemali operę mulierum redduntur.
O wiele nmiej od Fuldy dostarcza nam wiadomości sąsiedni klasztor
hersfeldzki. Według „Breyiarium s. Lulli" ^*) pochodzącego jeszcze z VIII
wieku, posiadał Hersfeld następujące włości z ludnością słowiańską:
^} Neidhartshaasen niedaleko Geiey. — *) Goldbach pod Oothą. — *) Beichen-
bach niedaleko ^^alsangen. — *) Abterode niedaleko Sooden. — ') Ugesberg pod Fał-
dą. — •) Gr. Liłder na lewym bnegu Fuldy, — ^ Niewiadomo gdzie. — *) Marksuhl
niedaleko Heringen. — ") Utterahaaeen pod Fńialarem. — '^ Uaina międsy Eisena-
chem a Gotfaą. — '*) Breidenbach pod Brttckenaa. — ^*) Wenck: HeBsische Lande§-
^eschichte. Urkandenbach znm II Band Nr. XII.
40 WOJCIECH KĘTRZYŃSKI.
yillam, quae dieitur Biscofeshusun i) et sunt ibi hubę 30 et ma-
nent Sola vi.
In Mulnhusun '-) et Remmidi ») et Rudolfestatt *) hubę 7 et S c 1 a v i
habitant.
In Guntestatt^) et Dungede^) et Suabeshusun ^ hubas 12 et
S cl a vi habitant ibi.
In Rodestein®) hubę 14 et Sclavi manent ibi.
In Weiminge^) hubę 30 et ibi Selavi manent.
In Balgestat^^) hubę 3 de Sclavi8 manentibus.
In Zalesdorfi^) hubę 4 de Sclavi8 manentibus.
In Lizichesdorf^^) hubę 3 de Sclavi8 manentibus.
In Rundunesdorf 18) hubę 2 de Sclavi8 manentibus.
In Rimuchesdorf ^3) hubę 4 de Sclavi8 manentibus.
In Unisa^^) hubę 3 Sclavis manentibus.
Klasztorowi św. Gundberta w Ansbachu nadaje Konrad i*) r. 911:
quicquid in loco Fihuriod nuncupato ad regiae serenitatis autoritatem
pertinere videtur una cum caeteris Sclavienis oppidis illuc
iuste conspicientibus.
Mowa tutaj o miejscowości Viereth, położonej na lewym brzegu
Menu w sąsiedztwie Heid i Dorfleins. Yiereth, widaó, byl stolicą oko-
licy czysto słowiańskiej, skoro do niego jeszcze inne miasta słowiań-
skie należały, choó na około niego niema dziś ani jednej nazwy sło-
wiańskiej.
Klasztorowi św. Piotra w Mons Petri nadał Dagobert III*^)...
villas a Sclavis in eadem silva factas scilicet Tunecdorf ^*'), Tagebreeh-
testete^^, Tutelstete ^^), Neuchenrod i^), Hochdorf*<>) et alias plures et
aquam Greram.
Zakonnicom w Kwedlinburgu nadał Otto 1*^) r. 937 „in loci
marca, qui Smeon^*) dieitur,... XII familias Sełavorum cum territoriis
quae ipsi possident.
Klasztor korbejski^^) posiadał około roku 1120 we wsi Sertisle-
*) Bischlinusen nad Werrji. — ') Milhlhausen pod Fritzlarem. — ^ Kemda uie-
daleko Rudolstadtu. — *) Rudolstadt nad Salą. — *) Gunthersleben pod GothR ? —
^ TUngeda pod Langensalza. — ^ Schwabhaasen pod Gothn. — ^ Rothenstein nad
Sala. — ") Niewiadomo mi gdzie. — *°) Balgestftdt pod Naumbiirgiem. — ") Niewia-
domo gdzie. — ^^ Lissdorf między Sttramerdą a Naambargiem. — ^') Niewiadomo
gdzie. — ^*) Mon. 6er. Hist. Dipl. I, str. 1. — ^^) Mon. Ger. Hiat. Diplomatam im-
perii Tomus I 1872, Nr. 83. — ^^) Tonndorf nad lima. — ^') Niewiadomo gdzie. —
^^) Tottelstadt na północ od Erfarta. — ^^ Neuroda nad Gerc. — '°) Niewiadomo
gdzie. — *') Mon. Ger. Hist. Dipl. reg. et imp. Otto I, Nr. 18. — ^^) Hchmon pod
Qaerfurthem. — ") Waitz: Deutsche yerfassungsgeBchichte Y, 157. Meitzen II, 241.
o SŁOWIANACH MIĘDZY RKKEM A ŁABĄ I T. D. 41
ven pod Gbslarem włók „30 a latis Theutonicis. 12 a Tuiurdis (ma l^yć
Smurdis) et 9 a SlayoBicis militibus^ zajętych.
Roku 1123 Otto^), biskup halberstadzki , wydał rozporządzenie
co do dziesięcin płacić się mających przez Słowian i Niemców w Unter
Wiederstedt „de omni novali tam a Selavis quam a Saxonibus in ea-
dem parochia deinceps exstirpando . . . Si autem in eadem parochia id
eyenerit, quod Sclayi terram illam iam prius cułtam deserentes, sicut
Warwize in villa Sciayonica contigit, ałiqua necessitate cogente, inde
discesserint et Saxones ad eandem terram colendam subierint...
Roku 1189 zatwierdza Dytryk*), biskup halberstadzki, posiadłości
klasztoru kaltenbomskiego a między innemi „in Yamstede^) de uno
litonis manso et de uno Slayi manso^.
Biskup zaś Gardolf *) uwalnia klasztor powyższy od dziesięciny
Słowiańskiej „decima a Sclavis de Deusen" t. j. dziś Deutschenthal
pod Halą.
Klasztor św. Piotra w Erfurcie posiadał wsie Bechstedt i Erm-
stedt w pobliżu miasta położone; w pierwszej wsi zapisał im jakiś
Sygfryd r. 1136 „3 mansos... pro quo praedio suscipiendo ad inco-
lendum dederunt pro oblatione unum mensum haereditarii praedii
iaeentes iuxta praedictam yillam quatuor Slayi de saepenominata
yillula, hospites Ludoyici comitis" etc.*). Z drugą wsią klasztor miał
spór r. 1227, przy której sposobności wspomina się o mieszkańcach
słowiańskich „quod supra causa diu coram nobis yentilata ex parte
yenerabilis domini Henrici abbatis et capituli s. Petri in Erfordia ex
una et rusticos Slayos in Ermstete ex parte altera pro quadam decima
iam dictae ecclesiae talis transactio coram nobis est habita^ etc. ^').
Że okolica erfurcka była przeważnie słowiańska, wynika także
z Annales Reinhardsbrunnenses ^, gdzie autor pod r. 1190 opowiada
cud, który się stał właśnie w Bechstedzie: Nemper in partibus Tliu-
ringiae circa Erfordiam in yilla Bechstede, yirginem quandam egrotare
contigit... przy czem daje takie objaśnienie: Est autem error fidei
Slayice gentis, ut indubitanter asserant, hominem sue gentis aut generis
in egritudine quavis laborantem periculum mortis non posse eyadere,
*) Heinemann : Cod. dipl. Anhaltinus Nr. 194.
*) Schmidt: Urknndenbueh dea Hochstiftea Halberstadt und seiner Bischole I,
Nr. 327.
^ Wamstedt pod Kwodlinburgiem.
*) i^ch^lidt: Urkundenbuch etc. Nr. ^07.
') Schanuat: Tindemiae literariae. Collectio II str. 2 — H.
^ Schannat tamże str. 121 Nr. Xiy.
'') Thiiriiigische GeBchichtsąuellen. Tom I: Annales Reinhard&brunnenses str. 65.
42 WOJCIECH KĘTRZTli^SKI.
si sacramentis ecclesiasticis id est unctionem et eucharistiam commu-
nicare contigit. Unde et femina... przyj ąwszy komunią — periculum
mortis eyasit
Stąd wynika, że i owa chora dziewczyna była słowianką, jak
cała okolica słowiańską.
Kolegiacie northeńskiej nadał r. 1055 Lupold, arcybiskup mo-
guncki ^), pomiędzy innemi ^in Dalewinethum decem mansos Slavonico&
dimidios''. Dalewinethun dziś Thalwenden między Werrą a Łaginą na
południe od Getyngi.
Z rozprawy zaś profesora Dra Aleksandra Brtlcknera w Berlinie,
uwieńczonej nagrodą przez towarzystwo im. Jabłonowskich w Lipsku
^Die Slayischen Ansiedelungen in der Altmark und im Magdeburgi-
schen" wyjmujemy następujące szczegóły, odnoszące się do sprawy
w mowie będącej:
Abbendorf pod Salzwedlem: incolae adhuc Sclayi erant. 1160.
Ameburg w powiecie stendalskim: Die Wende to Ameborch. 1441.
Barby pod Kalbem: decimam, quam Sciayani persolyere debent,
ad Barbogi ciyitatem pertinentes.
Baudisin niegdyś w powiecie osterburgskim: yilla Slayica 1208»
Bergmoor, wieś przez ^owian zamieszkała 1160, pod Salzwedlem.
Biere pod Kalbem: Slayicum Byere totum X scilicet mansos 1016.
Buddenstadt: 1160 mieszkali tam Słowianie.
W Brunświku: platea Slayorum 1268; yalya Slayorum 1254;
tamże także Wendengraben, Wendenthurm i Wendenmtlhle.
Buckau koło Wanzleben: 937 XII familias Sdayorum in Buchow.
Burgstadt (nie istnieje już): Slayica yilla Burchstede 1208.
Dolsleben pod Salzwedlem: yilla Slayicalis 1367.
Donnstad pod Neuhaldensleben: Slayica Donstede 1311.
EUenberg pod Salzwedlem; 1160 mieszkali tam Słowianie.
Fahrendorf pod Salzwedlem; 1160 mieszkali tam Słowianie.
Fermersleben pod Wanzleben: in Friedemaresleben in pago Nord-
duringa LVI familias Sdayorum 939.
Flechtingen pod Gardelegen: decimam in Wendeschen Vlech-
tinge 1311.
Frohse pod Kalbem: in Yraso familias Sclayonicas XV. 937.
Germersleben pod Wanzleben: im Grimhereslebn XV familias
Slayorum 937.
^) Guddnus: Codez diplomaticaB ezhibens anecdota ab anno 881 ad 1300. GOt-
tingen 1743. Nr. 12: Fundatio ecclesiae collegialis in NSrthen.
o SŁOWIANACH MIEDZY KENICH A ŁABĄ I T. D. 43
Gestien pod Osterburgiem: ecclesie in Amease proprietatem yille
Slavicalia, que Gntzin yocatnr 1253.
Giachan pod Salzwedłem: in Slayicali Gyschoye 1344
GrabenaUldt pod Salzwedłem: wendiachen Grayenstede 1458.
Honlege — niewiadomo gdzie — Słowianie 1245.
ChUden pod Salzwedłem: in Slayicali yilla Chudene yocata 1282.
Jeeze pod Salzwedłem: Slayi de Jezne 1313.
Insel pod Stendalem: in Inaula yilla Slayica 1238.
Ealbe nad Salą: In Uraso familiaa Sclayonicaa XV et totidem
in Calyo 936; Sclayomm ad ciyitatem, que dicitur Calyo, pertinen-
tiam 961.
Earlbau pod Stendalem: Wenddorf za Colbau 1375.
Kleyn pod Stendalem: in locia aclayonice Clenobie, tentonice Se-
werowinkel noncupatia 983.
Cnzeresdorp niegdyś podobno pod Salzwedłem: 1245 mieazkali
tam Słowianie.
Magdeburg: Scłayani ad urbem Magdeburg pertinentea 961.
Meteme pod Leitzkau: 1173 mieszkali tam Słowianie.
Modenborg, dziś nie istnieje już: 1235 mieazkali tam Powianie..
MOliringen — Morungen prope Stendal Slayitica yilla postea de-
serta facta 1201.
Mose na północ od Wolmirstadt: yilla Mose partim Sclayomm
yomere subigebatur 1145.
MtJilingen pod Ealbe: in yilla Mulinge Slayorum hubas VI. 1016^
Neuendorf pod Warpką w powiecie aalzwedelskim: medietaa Nien-
dorpe yille Slayicalis 1304.
Neulingen w powiecie osterburgakim: in yilla Neylingbe de campo
Slayicali^ qui Stigreyelde in yolgari teutonico nuncupatur 1271.
Noyden pod Arendaee, nie iatnieje już: Slayica yilla 1208.
Paris w powiecie osterburgskim, dawniej Pariswendenmark.
Peckensen pod Salzwedłem: 1160 mieszkali tam Słowianie.
Ritze pod Salzwedłem: yilla Slayicalis Bicze 1367.
Bothenfórde pod Osterburgiem, nie istnieje już: Slayica yilla
Sodenyort 1238.
Rustenbeck pod Salzwedłem: totam yillam Słayicalem Rusten-
bekę 1350.
Salbke pod Wanzleben: in loco Winediscunaałebizi in page Nort-
uringun 1036.
Schelldorf pod Stendalem: alayicalemgue yillam dictam Schel-
dorp 1339.
44 WOJCIECH KĘTRZYŃSKI.
Tillhorn — nie istnieje już: due ville Slavice inxta Osterborgh,
una Yocatur Tilhorn et alia Rodenvort 1238.
Wadekath pod Salzwedlem: 1160 mieszkali tu Słowianie.
Winkelstaedt pod Salzwedlem: in villa Winkelstede duos Slavo8
1319.
Volgfelde pod Gardelegen: duos mansos in Folckfelde a temporibus
Slavorum eeclesie in Luttera (Konigslutter) cum omni iure attinuisse
1191.
Vuiterihhesdorp niegdyś pod Magdeburgiem: in Yuiterihliesdorp
(in page Nordduringa) XXIII familias Sclavorum 939.
Zienau pod Gardelegen: slavicalem yillam Sinow iuxta Gardele-
gen 1279.
Według Meitzena II, 492 były wsiami pierwotnie słowiańskiemi
pod Stendalem jeszcze Voltwich, Locece, Setoch; ostatnie dwie nazy-
wają się także Lotsche i Saethen.
Także Calbe pod Tangermtlndem miało 1375 jeszcze ludność sło-
wiańską: ibi non snnt mansi, sed Slayi morantur ibi et nutńuntur de
piscatione.
Ale i poza granicami starej marchii i poza limesem Karolowym
z r. 805 znachodzimy wsie słowiańskie w wielkiej ilości, pismo bowiem:
Quae praedia Kaminatensia Juditha abbatissa deiecta distribuerit ^)
(1146 — 1148) podaje następujący szczegół ciekawy:
In curia Wichmannesburc (dziś Wichmannsbnrg na południe od
Łuny «• LUneburg) dedit in beneficio 29 mansos et de indominicata
terra 12 mansos cum 3 domibus et curtibus earum. Dedit insuper 20
yillas Slayicas ad eandem curiam pertinentes.
In Badenhusen et Sutherburg (dziś Suderburg niedaleko Ulzen)
dedit ?5 mansos et de indominicata terra 8 mansos cum duabus do-
mibus et curtibus earum et yillas Slayicas 13 et unam dimidiam.
Ponieważ dziś naokoło Wichmannsburga i Suderburga niema ża-
dnych nazw słowiańskich, owe ^yillae Slayicae" posiadały zapewne już
wówczas nazwy niemieckie.
Grtlnhagen, wieś ulicowa na prawym brzegu Ilmenau pod Bie-
nenbtlttel nazywała się r. 1324 „olim yilla Slayica Boyteldorp *).
Ktihstorf, Mahnburg i Hanlage pod Wittingen były roku 1235
jeszcze pogańskie, a więc słowiańskie; również Trebel, Sienander, Tra-
buhu, Lipe^).
^) Epistolae Wilibaldi w Jaffe BiblioŁheca rerum Germanicarum. T. I: Mona-
men ta Corbeiensia 1. 82.
^ Aleitzeii II, ^82. ») Tamże Btr. ^83, 487.
o SŁOWIANACH MIĘDZY RENEM A ŁABĄ I T. D. 45
O Słowianach, żyjących jeszcze w dwóch wioskach szwajcarskich,
AlthUusem i Birri, około XII wieku podają następującą wiadomość
t. zw. Acta Murensia^): „Althusem primitus silya fuit, sed extirpata
est ab hominibus, qui yocantur Winda et sub Gotfrido preposito
in curtem ordinata est, abi sunt Xliii diumales servientes et duo
mansi, onus et dimidius in ipsa yilla et dimidius ad Gerute. Similiter
et Birchi exculta ab ipsis hominibus et sub prefato preposito in curtem
conposita est, ubi habentur XII diumales seryientes, sex in yilluła et
8ex ad Ttirmulon et unus mansus^.
Wsie pierwotnie słowiańskie różniły się swoją budową i kształtem
od niemieckich; stawiano je bowiem w tamtych stronach na kształt
podkowy, otwartej tylko z jednej strony; nazwaliśmy je rynkowemi;
inne wsie słowiańskie stanowią prostą ulicę zabudowsmą z obu stron.
Brfickner w swojej rozprawie powyżej przytoczonej, która i tutaj jest
dla nas głównem źródłem, uwzględnia przeważnie tylko rynkowe; z nich
wypisujemy tylko te, które mają nazwy czysto niemieckie lub bardzo
zniemczone, tak że pochodzenie ich może być wątpliwem.
Inną wskazówką znów pochodzenia słowiańskiego, pomimo nazw
niemieckich, są nazwy polne słowiańskie; rozumie się bowiem samo
przez się, że właściciel Niemiec nazywałby pola i role po niemiecku
a nie po słowiańsku; dla starej Marchii i ziemi magdeburgskiej zesta-
wił je również Brttckner.
Budowy słowiańskiej były lub są do dziś dnia:
Pod Salzwedlem: Andorf, Audorf, Bombeck, Bomsen, Dars-
kan, Dulseberg, Ebersdorf, Eichhorst, Ferchau, Gerstttdt, Cheine, Hei-
mingen, Hestftdt, Holzhausen, Jahrst^ldt, Immekath, Kleistau, Korten-
beck, Marckau, Maxdorf, Mehmke, Mosentin, Neuendorf, Poppau, Red-
digau, Bockentin, Sehieben. Tangeln, Hohen-Tramm, Sieden-Tramm,
Winkelstadt, Wiersdorf, WistJldt. Vitzke, Wiewohl, Unglingen.
Pod Osterburgiem: BOmenzien, Einwinkel, Gagel, Genzin,
Giillensdorf, Hindenburg, Iden, Polkau, Rathsleben, Schrampe, Klein
Wanzer, Zehren.
Pod Gardelegen: Ackendorf, Brttchau, Dannefeld, Ettingen,
Grayingen, Jeggau, Jesehel, Eusey, Latzke, Mannhausen, Miest, Potzfihne,
Qnamebeck, Raxfórde, Sachau, Schwiesau, Trippleben, Wannefeld,
Winkelstadt.
Pod Stendalem: Baumgarten, Buchholz, Dahrenstiidt, Evers-
dorf, Grassau, KOckte, Linddorf, Steinfeld.
*) Quellen zitr Schweizur Geschichto Ul. Basel 1883. Mari: AcU fandationis
str. 72, roKdz. 2Ł
46 wojcnscH kętrzyński.
Pod Neuhaldensleben: Bttlstringen, Parleib.
Pod Wolmirstadtem: Lanken, Loitsche, Sandbeiendorf.
Wsie, w których zachodzą nazwy pól słowiańskie:
Pod Salzwedlem: Bombeck, Bonese, D()hre, Dahrendorf, Dar-
nebeck, Darsekau, Dulseberg, Ebersdorf, Germenau, Gerstndt, Gladder-
stadt, Gniningen, Hanum, Haselhorst, Heine, Henningen, Hestadt, Holz-
hausen, Jeggeleben, Immekath, Kahrstfldt, Kleistan, Klotze, Kcmigstttdt,
Kortenbeck, Liesten, Maxdorf, Mellin, Netgau, Peerz, Ptlggen, Riebau,
Rockentin, Schmolau, Seeben, Steimcke, Tilsen, Tramm, Wallstawe,
Winkelstttdt, Wiewohl, WtlUmersen, Zethlingen.
Pod Osterbnrgiem: Dewitz, Ellingen, GoUensdorf, Kleinau,
Priemern, Rathsleben, Sehemikau, Schrampe, Seehausen, Ziemendorf.
Pod Gardelegen: Brlichau, Estadt, Faulenhorst, Jerchel, Klti-
den, Lockstadt, Ltiffingen, Potzahne, Quarnebeck, Rozfi^rde, Zichtau.
Pod Stendalem: Dahłen, Grassau, Kockte, Lindstadt, Sannę,
Tornau.
Pod Neuhaldensleben: Bulstringen, Satuelle.
Pod K a 1 b e m : Forderstadt, Rosenburg,
Pod Wollmirstftdtem: Lanken, Loitsche, Rogatz.
W tak zwanej ziemi wendyjskiej ^) (Wendland) były również wsie
rynkowe i ulicowe z nazwami niemieckiemi jak n. p. Kettelsdorf (972
Caselendorf) i Wesse (Vuestide) pod Bevensen na lewym brzegu rzeki
Ilmenau, Masendorf i Ripteich pod Oldenstadtem , Ostedt (Gustide)
i Suhlendorf (Ziulendorf), Yolzendorf pod Wostrowem, Ltissen, Gr.
JBreese, Lichtenberg pod Ltichowem, Laasche i Pevesdorf pod Garto-
wem, Mahnburg pod Wittingen (1246 Modenberg), Suttorf, Schliekau
(1289 Sliekowe), Molzen (1289 Multzau) pod Oldenstadtem, Clentze
(1289 Poklenze), Kiefen (1289 Kieve), Bergen pod Clentze, Jeetzel pod
Ltichowem, Trebel, Klennow, Tttschau, Saggrian i t. p. 2).
W Diahren pod Ltichowem znachodzą się słowiańskie nazwy
polne.
W Niemczech południowych wsie rynkowe nie są tak częste jak
na północy, co może stąd pochodzi, że ich dotąd nie zbadano dokładnie.
Rynkowemi były n. p. Posseck pod Kronachem, pod Kruszynem
(Creussen) Prebitz, iSeidwitz, Nairitz, a pod Pretsatem nad Nabą stepową
Zodlitz, Dollnitz, Preisach i Riggau^).
Według Seppa *) ma kształt podkowy wieś Ochsenfeld pod Eich-
stadtem, oraz Konigsdorf pod Monachium.
O Meitzen U, 481. — «) Meitzen II, 485. — ') Meitzon II, 412. — *) Sepp
i. o. 8tr. 53.
o SŁOWIANACH MIĘDZY RENEM A ŁABĄ I T. D. 47
Widzieliśmy więc. źe nie tj^lko nazwy słowiańskie wskazują lu-
dność słowiańską, lecz że także nazwy niemieckie wcale nie są dowo-
dem pierwotnego osiedlenia Niemców, bo ludność słowiańska w takich
wsiach mieszkająca, kształt i budowa wsi, tudzież nazwy polne sło-
wiańskie przekonywają, że przed powstaniem nazw niemieckich,
t. j. przed okupacyą niemiecką nazwy były ieszcze słowiańskie, że
wsz(;^dzie tam bujało życie słowiańskie.
Nie ulega wątpliwości, że liczba nazw niemieckich, zakrywających
dziś słowiańskie pochodzenie osad, kt<5re wyliczyliśmy powyżej, przed-
stawia tylko mały procent, że o większej części miejscowości, które
były słowiańskie, nie mamy dziś żadnych wiadomości.
Jeżeli jeszcze uwzględnimy, że na kresach wschodnich wszystkie
wsie słowiańskie leżą albo w dolinach urodzajnych, podczas gdy osady
niemieckie zajmują mniej urodzajne wyżyny, to nie może ulegać wąt-
pliwości, co zresztą i Meitzen przyznaje, że osady słowiańskie są starsze
od niemieckich ^).
Inaczej ma się rzecz z większą częścią osad nadreńskich lub nad-
dnnajskich, które leżą w górach mało dostępnych; szczegół ten nie jest
dowodem, jakoby owe osady były późniejsze od Niemców, lecz że tu
schroniły się rozbitki ^owian, których ludoruchy, toczące się wzdłuż
Dunaju i przez górny Ren, spłoszyły z siedzib pierwotnych.
Ze zaś w tych stronach, a mianowicie w Alpach, przechowały się
nie tak nazwy wsi słowiańskie, jak raczej nazwy rzek i gór, to do-
wodzi, że tutaj mieszkali pierwotnie Powianie; nazwę wsi mógł zmienić
swym rozkazem nowy właściciel, lecz nazwy rzek i gór utrzymały się
dłużej i zniemczały tylko wraz z całą ludnością.
Na podstawie dotychczasowych rezultatów twierdzić należy, że
Powianie stanowili pierwotną ludność między Łabą, Salą, czeską gra-
nicą a Renem, między Alpami a morzem północnem.
g. Rzekomi Celtowie między Renem a Wizerą.
Według teoryi uczonych niemieckich należałoby przypuścić, że
kraje, położone między Renem a Wizerą i Menem, są kolebką narodu
niemieckiego, że tu znajduje się ich praojczyzna, że przed nimi żaden
Jnny naród tutaj nie siedział; tymczasem rzecz ma się zupełnie inaczej.
Wykazał to najsławniejszy z germanistów niemieckich, Karol Mtlllen-
lioff, którego dzieła są wyrocznią dla starszego i młodszego pokolenia
niemieckiego. Uznając wielką wiedzę MtillenhoflFa, nie jestem pomimo
*) Meitzen II, 404.
48 WOJCIECH KĘTRZYŃSKI.
teg) zwolennikiem jego teoryi, nie wierzę we wszystkie jego hipotezy,
ale tara, gdzie twierdzi, źe coś nie jest niemieckie, bezwarunkowo pod-
daję się jego powadze, bo najlepszy znawca języków germańskich wie-
dzieć musi koniecznie, czy wyraz jakiś jest niemiecki lub obcy.
Nie tylko między Łabą a Wizerą. ale także między ostatnią rzeką
a Renem, znajduje MuUenhoff wiele nazw, uważanych przez siebie za
celtyckie, na podstawie których widzi się zniewolonym przypuścić, że
w owej krainie przed Niemcami mieszkali Celtowie.
Tok jego wywodów jest następujący:
Zanim Aryowist roku 72 przed Chrystusem przeszedłszy ze Swe-
wami Ren, zawładnął pobrzeżem od Wormacyi do Bazylei, zamieszki-
wali Galio wie cały lewy brzeg rzeki od Alp aż do morza; panowali
także, zanim Markomanowie i ich towarzysze usadowili się na południe
od lasu hercyńskiego, nad prawym brzegiem Renu aż do Menu, tudzież
nad górnym Dunajem. Gallowie poznali niewątpliwie Ren prędzej od
Germanów i nadali mu nazwę ^Rin", którą zatem Germanie od nich
przejęli i).
Jeżeli zatem Ren od Gallów otrzymał nazwisko, a Germanowie
później od nich zjawili się nad tą rzeką, stąd wynika, że Gallowie
przed Germanami wzi<jli w posiadanie nie tylko oba brzegi górnego
Renu, lecz i dolnego, do którego Niemcy naprzód przybyli.
Menapiów, którzy za Cezara mieszkali w Uamalande, należy uwa-
żać za szczątki ostatnie zaludnienia celtyckiego z tej strony rzeki ').
Celtycką nazwę ma także Men. tudzież, z wyjątkiem Sali fran-
końskiej, dopływy jego Nidda i Tauber, Nida i Dubra u kosmografa
z Rawenny^).
Co się tyczy rzeki Lahn, Logna u kosmografa, po staroniemiecku
Łiogana, Loganaha, to nazwa ta nie da się przyczepić do żadnego wy-
razu niemieckiego, niestety także do żadnego celtyckiego. W ziemi
nadłogańskiej zachodzą jeszcze rzeki jak Aar (Arda), Iser, Elbę i Ems
(Emisa, Amisa, Amisia). Źródła uzdrawiające nad dolną Łoganą nazy-
wają się 880 Aumenza, 959 Guminci*).
Sieg pozwala wprawdzie na tłumaczenie niemieckie, ale formy
dawne „Siginna, Sigana, Sigona, Sigunna^ są niemiecką przeróbką na-
zwy „Sequana^ *).
Wipper czyli Wupper uchodzi u MtlUenhoffa za wyraz niemiecki ^);
pomimo to jednak tak się wyraża: Bardzo podejrzaną jest nazwa Wipper,.
którą trzy razy spotykamy w Altthtiringen, jako nazwę dopływu Sali,
1) Mtillenhoflf U, 218. — *) MUllenhoff 11, 219. — «) MiillenhoflF II, 220. —
*) Mttllenhoff U, 220—221. — *) MttUenhoff II, 221—222. — ") Mailenhoff II, 222.
o SŁOWIANACH HnSjDZT RBNEM A ŁABĄ I T. D. 49
Uiestrudy i Gery. Wipper jest także dopływem Renu. Lecz gdzie znajdzie
się u Celtów nazwa podobna, z którąby Wipper porównać można?
Cytaty Furstemsuina nie sięgają dosyć daleko wstecz, aby rozstrzygnąć,
czy Wipper ntracił na czele „h". Jonsson jednak i Haldorsen poświad-
czają formę podwójną „hvipp" i „vipp" i tak może Wippra brzmieć
po łacinie „Yibria, Vibra", co oznaczałoby rzekę „skaczącą'^ ^).
Rohr, w VIII wieku Rura lub Rurinna, nie pochodzi ani od
„hror"=»agilis „hrorjan^^^rtihren ani od „raus, ror"=arundo. Nazwa
zdaje się być celtycką, skoro tak się nazywa i dopływ Mozy <).
Rzeka Embscher, w wieku X Embiscara, również ma nazwisko
celtyckie.
Rzeka Lippe nazywa się u starożytnych autorów Lupia; wyraz
to obcy i niezrozumiały dla Niemców'); formę „Lippa", powszechną
od Viii wieku począwszy, znalazł kosmograf z Rawenny już na swojej
mapie pochodzącej z końca V wieku. Dopływem rzeki Lippe, Elison,
nad którym leżał niegdyś gród Aliso, znany z wojen rzymskich, jest
prawdopodobnie rzeka Olme, bo przy jej ujściu leży miejscowość Elsen.
Drugim doj^ywem Lippe jest Pader, dawniej Pathra, pod Pader-
bomem, wyraz nie niemiecki już dla „p" początkowego. Podrebeki
czyli Patherbeki, dziś Porbek nad Rurą, zdaje się zawierać ten sam
pierwiastek *).
Rzeka Ase pod Hammem, w XV wieku Arsene lub Orsene, rów-
nież nie posiada nazwy niemieckiej ^).
Uwagi swoje zamyka MllUenhoff zdaniem następującem ^: jeżeli
Main, Lahn, Sieg, Ruhr, Embscher, Lippe nie są nazwami niemieckiemi,
lecz pierwotnie celtyckiemi, to Celtowie musieli przed Germanami mie-
szkać po prawym brzegu Renu, gdzie ich siedziby sięgały przynajmniej
do miejsc, kędy rozchodzą się dopływy Renu i Wizery; a uwzględniając
dalszą nomenklaturę dochodzi do wnioskuj, że góry harceńskie, tu-
ryngskie i wzgórza na dalszym wschodzie położone, stanowiły niegdyś
ową puszczę, która dzieliła Celtów i Germanów tak, że tylko na rów-
ninach więcej ku północy położonych, stykać się mogli.
Czy wszystkie powyżej przytoczone nazwy są celtyckie, jak Mtll-
lenhoff twierdzi, o tem należy wątpić; co do niektórych przynajmniej
z wszelką stanowczością da się udowodnić, że nie są ani niemieckie
ani celtyckie, lecz słowiańskie i to nie na podstawie etymologii, która
*) MtUlenhoff II, 214—215. — *) Mttllenhoff n, 222. — *) Mttllenhoff H, 223—
224. — *) Mllllenhoff U, 226. — ») Mtillenhoff II, 226. — «) MtUlenhoff H, 226-227. —
*) MHUenhoff U, 236.
BMpnwj Wjdi. hlat-fllos. T. ZŁ. 4e
50 WOJCIECH KĘTRZYŃSKI.
jest gruntem bardzo zwodiiiczyin, lecz na tej podstawie, że większa
częjó ich znachodzi się także na ziemiach czysto słowiańskich.
Ben jest według MtiUenhoffa nazwą celtycką; jeżeli jednak Bar-
thold: Geschichte Pommerns I, 267 nie myli się twierdząc, że „dem
Nibelungen Worms gegenliber ergiesst sich von Colmach (Golm) liber
die Bergstrasse kommend, an Weinheim yortiberziehend eine Weschnitz
in den Bhein, mUndet unterhalb Kehl eine Renitz und fliesst eine Sir-
nitz im gepriesenen allemannischen Baden^, jeżeli Kyńsk na ziemi
chełmińskiej zwał się kiedyś z niemiecka „Renitz^, to Ben musi być
wyrazem sło\nańskim, albowiem Benitz jest jego zdrobniałą formą lub
przeróbką.
Nazwy miejscowe przytoczone na str. 219 przez MtiUenhoffa jak
Bhinbach pod Bemterode nad Wieprzem niedaleko Worbis, rzeka Bhein
pod Bitterfeldem. Bhin pod Fehrbellinem i Bhinow, dopływ Hawoli.
leżą wszystkie w obrębie dawnej Słowiańszczyzny i mogą być uważane
tylko za słowiańskie; ale i na ziemi polskiej spotykamy niemało nazw
pochodzących od owego pierwiastku, n. p. Byń, folwark w nieszaw-
skiem, Bynie, rzeczki w radzymińskiem i wileńskiem, Bynowo w mław-
skiem, Byńsk w ziemi chełmińskiej i Beńsko po4 Szmiglem w wiel-
kiom księstwie poznańskiem.
Men ma prawdopodobnie celtycką nazwę; Czesi nazywają go
Mohan czyli pierwotnie Mogan, z którym to wyrazem stoi w ścisłym
związku Moguntia, znana już Bzymianom. Nazwa czeska dowodzi, że
ulubione na zachodzie końcówki „an, ana^, jak Began, Kochana (Ko-
cher), Łogana itp. są pierwotnie słowiańskie. Z dopływów Menu mają
słowiańskie nazwy Dobra (Dubra, Tauber) i Nida; nazwy te są dość
pospolite w Polsce; potok Dobra wpada do Gniłej Lipy, Nida pod Kor-
czynem do Wisły, druga zaś pod Troszynem w powiecie gębińskim;
Nida alias Grnida jest dopływem Neru, a Nida czarna dopływem Nidy
małopolskiej. Nidą nazywano także Działdówkę mającą swoje źródło
w Prusiech.
Wyrazu Logana nie umiem objaśnić; przypomina go jednak wieś
Łaganów; rzeka Iser powtarza się w Czechach, gdzie uchodzi do Łaby;
po czesku nazywa się lizera. Elbę jest niewątpliwie to samo nazwisko
co Łaba wielka, a z toku naszej rozprawy wynika, że Elbę jest prze-
róbką Łaby, a nie odwrotnie. Ems, Emisa, Amisa, Amisia może być
także wyrazem słowiańskim. Przypuśćmy, że „a" początkowe jest tylko
przy dawką ułatwiającą wymowę jak n. p. w Krainie z słowieńskiego
„Beżise" powstało niemieckie „Arschische" i), w takim razie Misia,
^) Ortsrepertorium des Herzogthums Krain str. 55.
o SŁOWIASACB MIĘDZY BENEM A ŁABĄ I T. D. 51
Misa odpowiadałaby zupełnie nazwie rzeki Mieś, po czeska Mźe^
t. j. Mża.
Aumenza 880, Ouminzi 959, odpowiada słowiańskiej nazwie
^Umnica".
Bzeka Sieg, Sigina, Sigana, Sigona, Sigunna; formy Sigana, Si-
gona przypominają śląską miejscowość Żegan.
Rzekę Wipper, która uchodzi do Renn na północ od Kolonii
i trzy razy powtarza się jeszcze w krajach nadłabskich, znajdujemy
także w Pomeranii, gdzie pod Rtlgenwalde wpada do morza bałtyckiego;
po polsku nazywa się do dziś dnia Wieprzem^).
Wieprz jest także dopływem Wisły z prawej strony. Stąd wynika,
że Wippery nadreński i nadłabskie powinny się nazywać po słowiań-
ska Vepf, Wieprz.
Buhr, Rura lub Rurinna pomimo wyglądu niemieckiego nie jest
jednak wyrazem ani niemieckim ani celtyckim, lecz czysto słowiańskim.
Poświadcza to jak najwyraźniej pochodząca z drugiej połowy XIII lub
a początku XIV wieku „Fundatio monasterii Waldsassensis" ') w ra-
tyspońskiej dyecezyi, gdzie w pierwszym rozdziale czytamy: „Quidam
torrens est in partibus Westfalie, qui yulgariter Rura australis seu
Slayica nuncupatur... Sciendum, quod idem iuxta quoddam oppidum,
Pispergium nomine, in Beni alyeum deriyatur^.
Zwrócić należy uwagę na to, że „australis^ używa się tu w zna-
czeniu „wschodni^ jako przymiotnik od „Austri, Austrasia^; była bo-
wiem jeszcze druga Rura, na zachód od Renu wpadająca do Mozy.
Rzeka Lippe, u Rzymian Lupia, później Lippa, Lippe ma nazwę
słowiańską; jest to bowiem Lipa, która to nazwa często spotyka się w zie-
miach polskich. Słownik geograficzny wylicza dwa potoki górskie tejże
nazwy. Ldpa gniła czyli przemyślańska i Lipa złota uchodzą do Dnie-
stru; inna Lipa znów wpada do Soży, lewego dopływu Dniepru. I Pregel
pruski nazywał się kiedyś Lipą lub Lipką.
Oiekawą jest rzeczą, że i rzeka, która przechodząc około Lipska
uchodzi do Halsztrowa (Elster), nazywała się Luppa'), jak nadreńska
Lipa u Rzymian; że Luppa jest Lipą, dowodzi już okoliczność, że Lipsk
od niej otrzymał swą nazwę. Stąd można wnieść, że Luppnitz, Lupenza,
wieś, która należała do posiadłości klasztoru fuldejskiego, nazywała się
niegdyś też Lipnica.
*) Słownik geograficzny. — Ramułt Stefan: Statystyka ludności kaszubskiej. Ob.
mapę na końca tego dzieła.
') Mon. Qer. Hist. SS. XV. str. 1089.
*) Meitzen II, 2U.
4*
52 WOJCIECH KĘTRZYŃSKI.
Dopływ Lipy Elison, nad którym leżało rzymskie Aliso, brzmiał
po słowiańska zapewne Olesno.
Innym dopływem Lipy jest Pader, dawniej Pathra, co wyprowa-
dzić należy od „patra, patry = flepie zajęcze. Paderborn jest krynicą
Patrową czyli Fatrową. Ten sam pierwiastek znaj daje Mullenhoff także
z nazwie Porbeck, dawniej Podrebeki lub Potherbecki, miejscowości
położonej nad Rurą. Mnie się zdaje, że Podrebeki niczem innem nie
jest jak Podrybaki.
Że zaś okolica nadrurska jeszcze w czasach historycznych była
słowiańska, dowodzi Arab Qazwini, żyjący w Xni wieku, który w swem
dziele ;,Athar al-bilad^ tak się wyraża: Waterburuna (Paderborn) jest
grodem mocnym w ziemi słowiańskiej, niedaleko grodu Schuschit. Schu-
schit t. j. Soest, w wiekach średnich Susatium, jest według Qazwiniego,
„również grodem w kraju Słowian. Tamże istnieje źródło słone, choć
w tamtej okolicy niema wcale soli. Gdy ludzie potrzebują soli, to czerpią
wodę ze źródła, wlewają ją do kotła stojącego na piecu kamiennym;
gdy pod nim podniecają silny ogień, zgęstnieje woda i mętnieje. Skoro
zaś ostygnie, jest to biała, twarda sól. W ten sposób przyspasabiają
sól we wszystkich krajach słowiańskich^.
Wykazawszy zatem, że nie tylko część nazw rzecznych jest po-
chodzenia słowiańskiego, ale że jeszcze w Xin wieku między Rurą
a Lipą znajdowała się ludność słowiańska, skoro Paderborn i Soest
leżały w ziemi słowiańskiej, tudzież że do dziś dnia przetrwały nie-
które miejscowości mające nazwy zakończone na „itz^, lub Winden,
Wenden itp^ możemy śmiało, śmielej nawet od MuUenhoffa twierdzić,
że cała kraina, położona między Renem a Wizerą, była kiedyś zalu-
dniona przez Słowian i to, zanim Niemcy przybyli.
Jeżeli tak było, jak wykazaliśmy, jeżeli Słowianie mieszkali przed
Niemcami w krajach położonych między Renem a Łabą, Salą i czeską
granicą, pomiędzy Alpami a morzem północnem, to musieli koniecznie
już wówczas zajmować wszystkie te siedziby, w których dziś jeszcze
mieszkają lub w których do niedawna przebywali, t. j. wszystkie kraj&
na wschód od Łaby aż do granic wschodnich szczepu ruskiego; twier-
dzenie zatem, jakoby Słowianie dopiero w VI wieku lub za czasów
najazdu Atylowego przybyli do środkowej Europy, należy uważać po
prostu za pomysł niedorzeczny.
Skoro zaś Słowianie tam wszędzie siedzieli, gdzie według twier-
dzeń niemieckich były pierwotne siedziby niemieckich Germanów, to
*) Georg Jacob: Ein arabiacher Borichtentatter aas dem X Jahrhnndert Wy-
danie m, Btr. 47 i 46.
o 8Ł0WTANAGH lOĘDZY RENEM A ŁABĄ I T. D. 53
wynika stąd z całą siłą logiki, że była chwila, gdzie Niemców wogóle
nie było w środkowej Europie.
h. Słowianie znani byli Rzymianom pod nazwą Swewów ^)
i Wencdów.
W dzisiejszych czasach, kiedy uczeni podejmują umyślnie dalekie
podróże, aby wyjaśnić ciemne kwestye etnograficzne i etnologiczne, nieraz
dużo czasu upłynie, zanim nauczą się dokładnie odróżniać w głębokiej
Afryce lub Brazylii jedne narody od drugich. W dalekiej przeszłości
za czasów rzymskich i greckich podróże takie były rzadkie, bo po-
dróżników, jak Herodota, nęciła kultura odmienna Egiptu i państw
azyatyckich, a tylko Pytheas, o którym nie wiele wiemy, dotarł do
krajów północnych, przedtem prawie wcale nieznanych. Powiadam, że
kraje północne były prawie nieznane, lecz tylko ludziom nauki Kupcy,
posuwając się głęboko w nieznane kraje, posiadają bardzo dokładne
wiadomości, ale te są ich tajemnicą, którą z obawy konkurenc]^ rzadko
komu objawili, i tylko głuche wieści o takich podróżach i o tern, co tam
widziano, rozchodzą się.
W wyższym stopniu przyczyniają się do rozjaśnienia ciemnych
stosunków narodów, przedtem mało znanych, wojny, a wojny prowa-
d2dli Bzymianie liczne, od Cezara począwszy, nad Benem i nad Du-
najem.
Ody Bzymianie pierwszy raz spotkali się z Germanami, Cezar
swoje wiadomości o nich zbierał wśród Celtów w Gallii; od nich do-
wiedział się, że za Benem jest kraj zwany przez nich Germanią. Po-
mimo tego, że pierwsze wiadomości o Germanach podaje mąż takiej miary
jak Cezar, jeszcze dużo czasu upłynęło, zanim Grecy i Bzymianie zdali
sobie należytą sprawę z tego, że Niemcy i Gallowie nie są tym samym
narodem.
Słusznie powiada pod tym względem MtlUenhoff I, 484: Aż do
Posidoniusza, który pisał o Cymbrach i Teutonach, Grecy nic nie wie-
dzą o Germanach, bo Pytheas i Timaeus mówią tylko o Celtach czyli
Galatach i Scytach mieszkających w Europie północno-zachodniej
i p<^ocnej. A gdzie brakowało ściślejszej wiadomości i głębszego
poznania rzeczy, było rzeczą naturalną, że zupełnie dowolnie wyobrażali
*) W dawniejszych wydaniach autorów rzymskich przeważa forma Sueri, w no-
wssjeh niemieckich Baebi; nie nmiem powiedzieć, czy ostatnia forma znajduje uzasa-
dnienie w rękopisach lub czy ona nie jest tylko poprawką tekstu wydawców niemio-
ekich, chcj|cych ów wyraz przybliżyć do Szwabii niemieckiej i Szwabów.
54 wojdacH KąrRZYftsKt.
sobie przestrzenie zajęte przez owe narody i geograficzne tychże sto-
sunki. Sądzono jednak powszechnie, że późniejszych (Bermanów nale-
żało uważać za Celtów.
Na innem miejsca II, 179 ten sam uczony tak się wyraża: Je-
szcze t)yodor pisze, że Cezar, rzuciwszy most przez Ren, przeprowadził
wojsko swoje na drugi brzeg i pokonał tou; TC2pxv x«'toixo'jvtxc Fa^iTac
i zarazem twierdzi, że Rzymianie wszystkie narody z tej i ż tamtej
strony Renu mieszkające, 9uXX;^^^i]v jednam mianem nazywają GiilUmi.
I znając już nazwę Germanów, uważano ich pomimo tego za poboczne
plemię celtyckie (II, 189).
Razem z G^ttnananii musieli Rzymianie pozhad i Słowian, skoro
pierwotnie mieszkali aż do Renii. Ale poznawszy jednych i drugich
ani Cezar ani Tacyt nie utnieli dokłfeidnie jednych od drugich odróżnić
i to dlatego^ że nikt nie badał szczegółowo ich języków, jak to dziS
się dzieje, aby na tej podstawie wyrobić sobie sąd wytrawny. Ale jakże
dziwić się pisarzom starożytnym, jeżeli i dziń uczeni tej miary co Zeuss
i MttUenhoff^), czysto słowiańskie nazwy biorą mylnie za celtyckie,
choć słowniki i mapy szczegółowe łnogłyby ich pouczyć, że się mylą.
U Mullenhoffa zachodzi jeszcze pewne uprzedzenie do Słowian
i pewna zarozumiałość co do własnego narodu, które nie pozwalają mu
sądzić spokcjnie i logicznie.
Kie dziwnego zatem, że choć niby Słowian szukisi, znaleść ich
żadną miarą nie może; dochodzi bowiem do rezultatu, że Wenedome
tylko są Słowianami, że ich siedziby są praojczyzhą Słowian. Według
niego tam tylko o nich mowa il starożjrtnych autorów, gdzie G^lrma-
nowie ich nazywają Wendami lub gdzie sami siebie albo drudzy na-
zywają ich SI a vi'). Ze zaś nikt o „Slavi" nie mówi, stąd wypro-
wadza wniosek, że tylko Wenedowie Tacytowi i Ptolemeuszowi są Sło-
wianami.
Zapomina jednak MuUenhoff, że Słowianie z początku nie mieli
własnego miana wspólnego, również jak i Germanowie, że tylko obce,
tylko sąsiednie narody nazywają ich Yenedi lub SIavi; ostatnie na-
zwisko dopiero później stało się wspólnem mianem dla wszystkich, bo
z początku każdy naród słowiański miał z pewnością odrębną nazw^
dla siebie.
Jak Francuzi od Alamanów nazywają Niemców „AUemands^,
tak Celtowie nazywali swoich zareńskich sąsiadów Słowianami dla tego,
że w ich najbliższem sąsiedztwie mieszkało plemię zowiące się Słowia-
nami, a kraj swój Sławią; jest to dzisiejsza Szwabia nad górnym
') MUlIeohoff II, 208-236. ') MUUe&hoff II, 00.
o SŁOWIANACH MIĘDZY RENRM A ŁABĄ I T. D. 55
Dunajem. Nazwisko to powtarza się często na ziemi słowiańskiej; roz-
różniamy obecnie jeszcze Słowieńców i Słowaków; książęta pomorscy
nazywali się „duces Slaviae^; jest to tak zwanii ^Slayia minor, que
a finibus Saxonie proteńditur, lacualis siye stagnalis^. Ten sam autor
Średniowieczny zna jeszcze inną Sławią „maior yidelicet, qae babet
Dahnaciam, Syrmiam, Croaciam et continet multas regiones^ ^).
Jest zatem pewna nielogiczność w żądaniu Mttllenhoffa, aby tam
tylko uzhaó Słowian, gdzie Niemcy icb nazywają Wendami lub gdzie
saitli siebie liib inni ich zowią Slayi; bo i Grerman zat)ytatiy przez
Cezara nie mówiłby ani , że jest Germanem , bo to przezwisko celty-
ckie, ani że jest „ein Deutscber^, bo nazwa ta powstała dopiero o ty-
siąc lat jpóiniej.
Jeżeli zatem Mullenhoff szukał Słowian i znaleśó nie może, bo
ziialazł tylko za Wisłą Wenedów, to dla t^go, że ich znaleśó nie chciał,
bo wie bardzo dobrze, że wyrazu „Slayi'* żadną miarą napotkać nie
może, skoro połączonych liter „sl" ani Grek ani Rzymianin nie mógł
wymawiać*); trudności sprawiały te litery i Niemcom, dla tego mówi
się dziś jeszcze „Sklave", „Schlawe" (miasto Sławno), „Weichsel"
(Wissel) ^ Wisła łtp.
Te same trudności nasunęły się prawdopodobnie także Celtom,
z ust których Bzytnianie otrzymali pierwsze wiadomości o Słowianach;
nie wiemy niestety, jak oni wymawiali słowiańskie „ł^ i czy nie oni
już zamienili je na „u" czyli „v" jak i dziś „ł" przeobraża się nieraz
w „w" w obrębie nawet słowiańskich języków. Nazwę „Suiivi, Suevi,
Suebi" przejęli więc zapewne Rzymianie od Celtów, choć nie jest wy-
kluczonem, że do prp:ekształcenia wyrazu „Słowianin" w „Sucwis**
przyczynili się jedni i drudzy.
I w dzisiejszych czasach wyraz „Słowianin" w ruźnych językach
wymawia się w różny sposób; tak n. p. Francuz mówił pierwotnie
^Esclave"3), dodał zatem dwie litery, Włoch zaś „Schiayonc, Schiayi";
tu zachodzi to samo zjawisko, co w wyrazie „Suevi"; w jednym wy-
padku „ł** zamieniło się na „u" czyli „v", a w drugim na „i"; pomimo
to nikt nie twierdzi, aby „Schiayone" było czemś innem od wyrazu
„Słowianin".
Że „Sueyus" i „Słowianin" oznaczają, jeden i ten sam naród,
wynika także z tej okoliczności, że Swcwowie Cezarowi mieszkają
jeszcze wszędzie nad Eenem aż do morza północnego, to jest w tych
okolicach, na które wskazują pozostałe po nich ślady, uwidocznione
*) Mon. Pol. Hist VI, 687-588. ») MUllenhoff II, 208.
*) Tak pisze już Fredegarius „£sclavi*' obok „^Sclayi".
56 WOJCIECH KĘTRZYŃSKI.
na mapach załączonych. Swewowie zaś Tacytowi zajmują tę część
Europy, którą Słowianie posiadali jeszcze za czasów historycznych.
Że tak jest, a nie inaczej, to czuł już Jakób Grimm, który
w swojej „O^schichte der deutschen Sprache^ I, 322 tak się wyraża:
„Sueyen und Slayen scheinen ganz dasselbe Wort... Der Name Suebi
scheint allerdings slayisch und bedeutet, wie wir oben sahen „freie^.
Wpadlibyśmy jednak w tę samą wadę jednostronności, co uczeni
niemieccy, którzy twierdzą, że wszyscy Swewowie są Germanami, gdy-
byśmy to, co u Cezara i Tacyta ma pdne jeszcze znaczenie, przenieśli
także na późniejsze czasy, utrzymując, że wszystkie narody swewskie
bez wyjątku są słowiańskie.
Tak n. p. Slawia naddunajska, od której cały szczep słowiański
otrzymał swą nazwę, przeniosła swe miano w formie celtyckiej jako
„Sueyi, Suayi^ na Alamanów, którzy tam się usadowili. Dziś nazywają
ich zwykle Szwabami^).
Wiedząc, że „Sueyus" i „Slayus" jest w gruncie rzeczy jedno
i to samo, nie zawsze umiano w późniejszych czasach odróżnić jednych
od drugich i dla tego nie należy się dziwić, gdy w notce do Gotfredi
Yiterbiensis speculum regum *) (1183) czytamy: „Istis temporibus Gothi
regnum Francie invaserunt et Romam expugnayerunt, urbem despoliar
rerunt et Sclayi Hispaniam expugnayerunt". A Chronicon Yedasti-
num^) z końca XI wieku tak się wyraża: „Alanos, quos dicunt Sclayos".
Pierwszy raz pojawia się forma Sclayus, później powszechnie uży-
Ayana, w początku VI wieku w wierszu Martini Dumiensis episcopi*):
Inmanes yariasque pio sub foedere Christi
Adsciscis gentes: Alamannus, Saxo, Toringus,
Pannonius, Bugus, Sclayus, Nara, Sarmata, Datus,
Ostrogotus, Francus, Burgundio, Dacus, Alanus
Te duce nosse Deum gaudent; tua signa Sueyus
Admirans didicit etc.
gdzie Sueyus już przybrał inne znaczenie.
Pod innem jeszcze mianem znali Słowian Rzymianie. Narody są*
siednie, mianowicie skandynawskie i, jak się zdaje, także niektóre
plemiona południowe nazywały Słowian Winniles, Winuli, Venedi,
') Gens Suavorum id est Alamannorum. Mon. Ger. HIsŁ. SS. XXIII str. 681.
») Mon. Ger. Hi«t SS. XXII atr. 85.
») Mon. Ger. Hist. bS. XXIII, 680.
*) Mon. Ger. Hist. Auctorum antiąnisBimorum T. yi. Aviti ep. yiennensis opera.
Appendix. XXII.
o SŁOWIANACH MIĘDZY BENEM A ŁABĄ I T. D. 57
Veneti, Wenden, Winden, Vandali^), Gaandali, Guinidi itp. Tacyt tą
nazwą obejmuje Słowian wschodnich czyli ruskich.
Nie ulega wątpliwości, że Yeneti nadadryatyccy, najbliżsi sąsiedzi
Eraińców (Camów) również byli Słowianami, choć może wcześnie wy-
narodowionymi. Że i szwajcarscy Słowianie znani byli pod nazwą Ve-
netów, Wenedów, choć już nie jako naród samodzielny, o tem świadczy
wiadomość Pomponiusza Meli, piszącego około r. 40 po Chrystusie,
który III, 2 podaje: „Rhenus ab Alpibus decidens prope a capite duos
lacus efficit, Yenetum et Acronium^, oraz okoliczność, że niedaleko
niego istniiJa osada zwana z celtycka „Yindonissa^, za wieków śre-
dnich „Windisch^, dziś zaś „KOnigsfelden^. Przymiotnik „Yenetus"
nie może oznaczać tutaj jakiegoś narodu ilirskiego lub celtyckiego,
lecz odnosi się do Słowian na około jeziora kostnickiego mieszkają-
cych, czego dowodem wielka liczba nazw słowiańskich, otaczających
owo jezioro.
O Wenetach nadalpejskich słyszeli Bzymianie zapewne od Ligur-
czyków lub Recyan.
Znali zatem Bzymianie świat słowiański, choć niekoniecznie z bli-
ska; gdy dotarli do okolic przez nich zamieszkałych, znaleźli tam jako
narody panujące albo Celtów, jak na południe od Dunaju, albo G«r-
manów-Niemców, jak za Renem. O dalszych narodach słowiańskich
słyszeli przeważnie z ust niemieckich, celtyckich, dackich, ilirskich,
sarmackich itp., w małej cząstce od samych Słowian. A że nie wszyst-
kie narody dziś jeszcze istnieją, od których Rzymianie i Grecy otrzy-
mali swe wiadomości, dla tego też niektóre nazwy są dotąd niewy-
jaśnione, będąc zagadką dla uczonych badaczy.
Naród czeski nazywał się u Rzymian Bojami; jest to nazwa nie-
wątpliwie słowiańska, nadana im zapewne od sąsiednich Słowian nad-
reńskich i nadmeńskich. Niemcy przejąwszy od nich to nazwisko, na-
zwali kraj czeski „Boiohaemum^ t. j. Bojenheim czyli dziś Buhmen;
u Ptolemeusza już Bx£(xoi '). Istnieli wprawdzie takie celtyccy Bejowie
których z niepojętych przyczyn dziś ciągle mieszają z tamtymi, choć
jak to później jeszcze zobaczymy, mieszkali w innej zupełnie okolicy ')
i to na południe od Dunaju. Że starożytni autorowie brali jednych za
^) Guandali dicantnr Sclayi in Latino, in lingua vero Theotonica Tocantur Gui-
nidi. Adam bremeński mówi „Wandali** i „WinaU**.
') Według Mftllenboffa mają Bai;xot obejmować ws^z/stkie narody germańskie
mieszkające »a Morawą.
*) lUyricam et Pannonia ab oriente flamine Drlno, ab occidente desertis, in
qaibii8 babitant Boi et Carni, a septentrione fluniiue Danabio — finiantur. Ob.
MaUenboffa n, str. 267.
58 WOJCIECH KĘTRZYŃSKI.
drugich, ta okolicżtibńó nie może tmiewitmió dzisiaj szych uczonych,
gdy ten sam błąd ciągie ^owtai^ają.
Markomańów należy uważać za Iforawian. Kzeka Morawa nazy-
wała się u starożytnych Marus i Margus. Nazwa ^Marns^ t. j. „Mar
lub Mara^ ma się do Morawy tak, jak Sala do Solawy — Bolawą tia<>
zywali Salę Polacy; — Mar i Salę należy uważać za formy pierwotne,
Moi^awę i Solawę za pochodne. Margus jest niewątpliwie fo^mą celtycką,
a Matcotn&ni nazn^ą celtycką a nie niemiecką, bo o nich słyszał pier-
wszy Cezar z ust Gallów, gdy Aryowist gotował się do walki z Rzy-
mianami ^). Matcomani Aryowista nie pochodzą z nad Renu, jak zwykle
przypuszczają, lecz z Moraw. Jest to rzecz wcale nie dziwna^ skoro
także cteltyccy Bojowie z pod Norei brali udział w wyprawie Helwe*-
tów *) przeciw Gallom i Rzymianom. Zresztą Aryowist w tamtych stro-
nach nie był nieznany, skoro jedna z jego żon była Słowianką, a drugd
pochodziła z Noryki ^). Jeszcze w wiekach órednich nazywają Morawian
„Margi" jak n. p. Annales Xantenses^).
Morawianie zatem odgrywają w dziejach pierwotnych Czech rolę
pierwszorzędną, któfa kończy się dopiero z rozbiciem państwa moraw-
skiego przez Węgrów; wtedy przechodzi przewaga stanowczo na
Czechów.
Kwadowie są dzisiejszymi Słowakami; kto ich tak nazwał, czy
Gallowie lub Sarmaci, niewiadomo.
Za Czechami i Słowakami siedział ku p<^ocy wielki naród, który
się dzielił na kilka plemion, nazywany przez starożytnych „Lygii^
albo też „Lugi^, jak u Ptolemeusza, gdzie w rękopisach zachodzi je-
szcze lekcya „Longi^; Strabo pisze mylnie „Luii^ zamiast „Lugi^; na
Tabula Peutingeriana stoi „Lupiones^ zamiast „Lugiones^, a u Zosima
nazywają się oni „Logiones" *).
Jak wiadomo, Ptolemeusz miał dla swojej Germanii dwa źródła,
które wypisuje, nie spostrzegając się, że jedno i drugie zawiera tę samą
wiadomość z nazwami jednak nieco zmienionemi. Z tego powodu
umieścił on ten sam naród na innem miejscu pod nazwą „Lingae^
(Lincae); niektóre rękopisy atoli czytają „Silingae"; u nich bowiem
poprzedza ten wyraz czasownik czasu teraźniejszego w trzeciej osobie
liczby nmogiej kończący się na „si" — oikoOct Atyyai^) — co mogło
łatwo dać powód do pomyłki.
^) Caesar: De bello Gallico I, 51.
*) Caesar 1. c. I, 5.
') Caesar 1. c. 53.
*) Mon. Ger. Hist. SS. II.
'^) Kętrzyński: Die Lygier, str. 119 i n. *) Kętrzyński: Die Łygier, str. 52.
o SŁOWIANACH MIĘB2T RKNBlt A ŁABA I T. D. 59
Zródłosłowem wszystkich form są wyrazy ^łąg^ łi^g, ^^S^j będące
odmianami jednego pierwiastku, oznaczające mieszkańców po łęgacłi
czyli ługach.
Nazwa z przytępioną samogłoską nosową była, widać) powszechnie
rozpowszechniona na zachodzie, ale ie Słowiańszczyzna zachodnia za-
gin^a, nie zostawiwszy po sobie żadnych pomników językowych, więc
trudno orzec, na jakiej to się działo podstawie i według jakiej zasady.
Forma ptolemeuszowa „Lingae^ jest podstawową tej nazwy, któirą
do dzió dnia sąsiedzi północni, wschodni i południowi nazywają Polaków.
Litwini dotąd jeszcze używają nazwy „Lankas, Lenkas lub Lyn-
kas^. Madziarowie, przybywszy do swoich siedzib dzisiejszych, słyszeli
B ust ujarzmionych przez siebie Słowian, że sąsiedzi północni nazywają
się Lechami (Lęgami) i stąd utworzyli obecną nazwę „Leng-iel^ (ezytaj
Lendziel). Jeszcze w Xni wieku miano to było znane na południu
Europy, jak to poświadcza Tomasz, arcliidyakon spolettiński , który
w swojej Hist. Sal. c. 7 tak się wyraża: „yenerunt de partibus Polo-
liiae, qui Lingones appellantur^ ^).
Tego samego pochodzenia jest wyraz „Lach^, którym darzą nas
Rusini, bo w dawniejszych rękopisach zawiera jeszcze samogłoskę no-
sową i pisze się AAXk.
Odmienna hipoteza Nehringa i Małeckiego, opierająca się na serb-
skim wyrazie „Ledzianin'', nie może być uważaną za szcz(;^śliwe roz-
wiązanie kwestyi; Serbowie albowiem nie będący bezpośrednimi sąsia-
dami Lachów, nie mogli też posiadać własnego nazwiska dla potężnego
narodu północnego, lecz przejęli je od Węgrów nie według pierwotnej,
lecz według późniejszej wymowy tego wyrazu.
Nadmienić jeszcze należy, że niektórzy uczeni odnosz!^ nazwę
^Lugii, Lygii^ itp. do dzisiejszych Łużyczan. Nie przecząc bynajmniej,
ie pierwiastkiem wyrazu „Łużyczanin^ jest ^ług", utrzymujemy jednak,
że przypuszczenie powyższe nie jest historycznie wcale uzasadnione.
Lygowie czyli Lingowie byli według świadectwa Tacyta i innych
autorów wielkim narodem. Tacyt sam wylicza pięć plemion jego;
były to tylko najpotężniejsze, yalentissimae; istniały jednak jeszcze inne
mniejsze, jak tego dowodzi świadectwo Ptolemeusza, który ich dwa
jeszcze wymienia.
Łużyczanie zaś byli tylko małą cząstką serbskiego narodu, roz-
siadłego niegdyś od rzeki Bóbr począwszy aż poza Salę i Łabę. Łuży-
czanie byli mieszkańcami żupy łużyckiej, obejmującej dzisiejsze Łu-
') Scliwandtner : Script. rer. Hangar. III, b^l. BielowKki: Mon. Pol. hist. I,
•tr. 839.
60 WOJCISCH K^RZYli^KI.
życe dolne. Dopiero za czasów niemieckicli rozszerza się ta nazwa na
sąsiednie kraje i żupy, które razem stanowiły t. z w. marcłdę łużycką.
Pierwszą wzmiankę o źapie łużyckiej podaje geograf bawarski,
który jej przypisuje „30 civitates"; przedtem w dziejach mowa tylko
o Serbach, Sorbach. Z drugiej strony wynika z Ptolemeusza, że Lu-
gowie przebywali między Odrą i Wisłą, Łużyczanie zaś mieszkają
między Odrą a Łabą, tak że i położenie geograficzne się sprzeciwia
takiemu przypuszczeniu.
Na zachód od Ługów czyli Lingów mieszkają ku Łabie Semnones
t. j. Zemene czyli Ziemianie, o których Tacyt bardzo ciekawe przy*
tacza szczegóły; za Łabą i Salą zaś Hermunduri i Naristi, o których
później jeszcze będzie mowa.
Właściwe Pomorze było uczonym starożytnym prawie wcale nieznane.
W Pannonii naddunajskiej znachodzimy niewątpliwie siedziby
Chrobatów, dręczonych nieustannie najazdami najróżniejszych narodów.
W Pannonii doszczętnie wyginęli, przechowali się jednak za Drawą
i Sawą jako Chorwaci i Serbowie. O Pannończykach wyraża się Mttl-
lenhoff IV, 102 w ten sposób: Pannończycy wraz z Kamami (Gami),
co się tyczy ich narodowości, należą zapewne do szczepu albańskiego,
którego jedynie prawdziwymi potomkami są według Zeussa dzisiejsi
Albańczycy. Czy tamtych jednak bezwarunkowo do nich zaliczyć wy-
pada, jest dla mnie rzeczą wątpliwą, nazwy miejscowe bowiem noszą
po części charakter słowiański (slawisches Geprftge).
I Noricum należy uważać za słowiańskie, czyli raczej za słowień-
skie, choć bardzo wcześnie już celtyccy Bejowie opanowali Noreję,
stolicę kraju. Ze zaś imię Słowieńcówjuż w pierwszym wieku po
Chrystusie było znane Bzymianom, tego dowodzi kolonia rzymska
„Flavium Solvense", która leżała pod Lipnicą (Leibnitz) ^) między rze-
kami Mur i Łosznica. „Solvense" jest przymiotnikiem, wyróżniającym
owo Flayium od innych, ale jako takie nie daje żadnego sensu, gdyż
zrozumieć nie można, od czego jest przymiotnikiem, bo łączność z cza-
sownikiem „solyere" jest wj-kluczona. Jeżeli jednak uwzględnimy, że
Bzymianie nie umieli wymówić „sl", to łatwo pojmiemy, że „Solvense'*
stoi zamiast „Sloyense'' i „Flayium Solyense^ nie oznacza nic innego,
jak „Flayium" słowieńskie, Flayium leżące na ziemi słowieńskiej. W po-
dobny sposób obchodzą się czasem i Niemcy z „sl^ w nazwach polskich,
bo mówili zamiast „Słoszewo" „Czolschau" i „Schalschow", „Zolse"
obok Schloszewo *).
') Plinias in, 27.
') Kętrzyński: „O ludności polskiej w Prasach niegdyś kneyiackich^ str. 86.
o SŁOWIANACH MIĘDZY RENBM A ŁABĄ I T. D. 61
Cami^) byli, jak powszechnie sądzą, Celtami; później zajęli ich
kraj Rzymianie, potem Gotowie, a po Gotach mieli dopiero przyj śó
Powianie, którzy się nazywają „Kranjcami", a ziemię swoją „Kranjsko".
Dziwną okoliczność, że pierwszy celtycki a ostatni słowiański
naród noszą jednakowe nazwisko — Carni « Kamjcy ze zwyczajnem
przestawieniem „r^ — tłumaczą tern, że Słowianie je przejęli od owych
Celtów w spnściinie. Niedorzeczne to przypuszczenie! Gdyby tamtejsi
Słowianie mieli inne nazwisko, a sąsiedzi tylko ich tak nazywali, to
takie przypuszczenie byłoby jeszcze zrozumiałe. Ale tamtejsi Słowianie
sami się tak nazywają, a więc musieli przybywszy po Gotach do kraju
wygasłych Kamów, a nie mając chyba własnego imienia, wyznaczyć
komisyę, aby zbadać przeszłe dzieje owej krainy, a dowiedziawszy się,
że nie tylko Gotowie i Rzymianie tam mieszkali, lecz i celtyccy Kar-
nowie, upodobać sobie to miano i przyjąć je jako własne! Takie tłu-
maczenie jest bajką, której nikt na seryo brać nie może. Nazwisko
„Kranjcy, Kranjsko" wywodzi się od wyrazu „kraj", który tutaj ma
znaczenie pogranicza. Słowiańskie zatem nazwisko przekształcili Rzy-
mianie na „Carni", bo tak im było mówić wygodniej, a rzymscy „Carni"
a dzisiejsi Kranjcy, a po naszemu Kraińczycy, są i byli jednym i tym
samym narodem.
Że i Recya, po części przynajmniej, zaludniona była przez Sło-
wian, to wskazują „lacus Yenetus" i Yindelici, którzy byli Wendami
mieszkającymi nad rzeką Licus czyli Lech.
i. Nazwy miejscowe słowiańskie znane jui Rzymianom.
Zwracano już nieraz uwagę tych, którzy twierdzą, że Słowianie
od dawien dawna mieszkali w obecnych swych siedzibach, na to, że
prawie niema nic nazwisk miejscowych słowiańskich, któreby znane
były Rzymianom. Uwaga ta pod pewnym względem jest słuszna; ale
ci, co ten zarzut podnoszą, zapominają, że w czasie, kiedy źródła płyną
już obficiej, te właśnie kraje słowiańskie, które Rzymianie znali sto-
sunkowo najlepiej, były zajęte albo przez Germanów albo przez Celtów
albo po ujarzmieniu jednych i drugich zdobyte przez Rzymian i za-
siane ich koloniami. Szczep celtycki miał upodobanie w życiu miej-
skiem, dla tego też miasta mają przeważnie nazwy celtyckie lub rzym-
skie, a o osady i wsie, w których przebyivał żywid! słowiański, mało
*) Mailenhoff II, 263. Felix Dahn : Urgeechichte I, 13. III, 11. Zensi : Die Den-
tsehen a. ihre Nachbant&mme str. 171, 24A.
62 WOJCIECH KĘTRZYŃSKI.
kto dbał. Pomimo tego nie brak zupełnie śladów i miast i gór i rzek
z czasów rzymskich, z których tu niektóre wyliczamy.
W okolicach nadreńskich:
Rhe^us = Ren ^).
Gesonium por. Jesiony, wieś, Jasion, Jasień itp.
Bacenus, por. Bacna pod Tralą w Krainie*).
Lupia później Lippe = Lipa.
Itida.
Alisa (dziś Elz) = Olsza.
Ąlisontia (Alsenze, Elesenze, Elsenze) = Olesznica.
Arula == Orla, po niemiecku Aar, co jest prostym przekładem
słowiańskiego wyrazu.
Constantia (tak u kosmografa z Bawenny, Costenze, Chostanze,
Costentz, Costintz, Gostnitz, Costenz) = Kostnica.
Brigantium (Bregenz) = Bregnica czyli po polsku Brzeźnica.
W okolicach naddunajskich:
Danuyius, Danubius = Dunaj, pierwotnie Dunaw, jak Dunajec
w dokumentach „Dunayilł" *).
Zwykle twierdzą, że Danuyius jest nazwą celtycką; od Celtów
mieli ją przejąó germańscy Swewowie, którzy zamienili ją na ^Do-
navia".
Nazwa ta, powiada MtlUenhoff II, 364— 365, musiała wcześnie
już przybyć do Germanów wschodnich. Gotowie, twierdzi on, znali ją
już, gdy jeszcze siedzieli nad Bałtykiem i dolną Wisłą; wyruszywszy
stąd ku Czarnemu morzu i Dunajowi, nadali ową nazwę i dolnemu
Dunajowi. Ze tak uczynili, wynika stąd, że Słowianie, następcy Gotów
w tamtych stronach, bez wątpienia swoje „Dunaw, Dunaj'' od nich
pożyczyli i o grecką nazwę „Istros" wcale nie dbali. Gotowie mu-
sieli być pośrednikami pomiędzy Rzymianami a Słowianami. Przeciw
pochodzeniu słowiańskiemu Dunaju oświadczył się słusznie już Mi-
klosich.
Dziwna w tym ustępie logika; przypuściwszy nawet, że wszystko
tak się ma, jak to Mtillenhoff przedstawiał
Gotowie mieszkają nad Bałtykiem i dolną Wisłą, Słowianie we-
dług niego nad górną Wisłą. Mieszkali zatem o wiele bliżej tych Swe-
wów-Niemców, którzy według MtiUenhoffa rzekę sobie znaną nazywali
pDonayia^. Ponieważ ta nazwa nie była żadnym sekretem, żadną
*) Ob. 8tr. 50.
') OrŁsroportoriiim des Herzogthums Krain sir. 39.
'} Cod. Dlpl. TjDecensiB str. 2.
o SŁOWIANACH MUjDZY RENKM A ŁABĄ I T. D. 63
tajemnicą objawioną tylko wybranym ludom, logika każe przyjąć za
pewne, że Słowianie nad górną Wisłą mogli prędzej o nazwie Donaju
dowiedzieć się aniżeli bardziej oddaleni Gotowie. Słowianie zatem nie
potrzebowali wcale pośrednictwa Gotów, choćby siedziby ich były ta-
kie, jakie im Mullenhoff przypisuje
Nie potrzeba byio także pomocy Gotów, aby dolny Dunaj nazy-
wał się Dunajem a nie Istrcm ; Grecy przyjęli nazwę Istros od swoich
sąsiadów północnych, od Traków i Bessów albo Getów. Rzymianie
utrzymali pierwsi nazwę Dunaju z ust Celtów w formie „Danuyius^.
Rozszerzając swoje panowanie dalej na wschód, zanieśli tam i nazwę
Dunaju, która, że aż do ujścia tej rzeki po obu jej brzegach mieszkali
przeważnie albo Słowianie albo Celtowie, musiała wejść w ogólue uży-
wanie i z literatury greckiej nawet wyrugować tracki Istros.
Ze Miklosich oświadczył się przeciw słowiańskiemu pocho4zeniu
nazwy Dunav, Dunaj, nie jest żadnym dowodem za twierdzeniem Mtil-
lenhoffa, bo on, jak i inni Slawiści, stał na tem samem stanowisku co
Mullenhoff; przyjąwszy za dogmat hypotez;^ germanistów o nadmier-
ijepi niegdyś rozsiedleniu się Niemców w środkowej Europie, piusiał
tak twierdzić, bo inaczej nie mógł. Nie zastanawiał się jednak i^ad tem,
że Dunaj na ziemi słowiańskiej jest bardzo pospolitem zjawiskiem, bo
w samej Polsce powtarza się kilkanaście razy; n. p. Dunaj, osada
w powiecie sieradzkim; D unaj lub Donaj, osada w powiecie łęczyckim;
Dunaj, wieś w powiecie ostrolt^ckim; Dunaj czyli Ludzianka, do-
pływ Bzury; Dunaj, strumień, dopływ rzeki Norupie; Dunaj, ulica
warszawska; Dunaj czy ce, dobra w powiecie słuckim; Dunajczyk,
rzeka w powiecie lidzkim; Dunaje, folwark w powiecie wilejsldm;
Dunajec, dopływ Wisły (Dunajec biały i Dunajec czarny); Duna-
jec suchy, strumyk wpadający do rzeki Kaniówki; Dunajecki za-
mek, po węgiersku Nadeczvar; Dunajek, wieś w powiecie gołdap-
skim; Dunajek, wieś w powiecie oleckowskim w Prusach wschodnich;
Dunaj ki, wieś w powiecie kościerskim; Dunaj ki, wieś w powiecie
brodnickim w Prusach zachodnich; Dunajów nad złotą Lipą; Du-
naj owce ^), miasteczko w powiecie uszyckim; dalej w Krainie: Du-
naj, wieś pod Selcami (Selzach). oraz Dunaj pod Kerskiem *).
Przykłady te pouczają, że Dunaj, Dunaw, jest szczerze słowiań-
skim wyrazem, który Celtowie przejąwszy od Słowian, przystosowali
do swojej mowy, zamieniając go na „Danuyius" przez przestawienie
dwóch samogłosek.
^) Ob. Słownik ^geograficzny, którym tataj głównie się posiłkujemy.
') Ortarepertorinm des Heraoglbame Krain.
64 WOJCIECH KĘTRZYŃSKI.
Gantium, Guntia (dziś Gtinzburg) = Gońce albo Gonice; por.
Gończe, gospoda wiejska nad Eapańką, albo Gonice, dobra w powiecie
wrzesińskim; Goniće, w Krainie.
Virdo, dopływ rzeki Licus czyli Lech = Brda; por. Brda, po nie-
miecku Brahe, która uchodzi do Wisły; Berdo pod EoTorem i Berdo
pod Ihanem na Krainie.
W Noricum i Kamii:
Turum = Tur; tego nazwiska jest kilka wsi i jezior w Polsce.
Lentia = Łyniec; tejże nazwy wieś w ziemi chełmińskiej.
Cucullae = Eukuły, por. Kukała czyli Kukułka; Kukuł, szczyt
w Karpatach; Kukuły, wieś nad Kamionką.
Surontium, por. Zorence pod Butorajem na Krainie.
Sabatinca, por. Sabatyn-ówka, Sobocin, wsie w Polsce.
Saloca = Załuki, Zaloka; por. wieś Załuki w Polsce, Zaloka pod
Sent-Bupertem na Krainie.
Yirunum, por. Berun, Brno.
Pultoyia = Pułtowa; por. Pułtawa, Pułtowce.
Teumia = Tuma; jest kilka wsi i rzek tegoż nazwiska w Polsce;
turniami nazywają się najwyższe wierzchołki gór karpackich i ta-
trzańskich.
Santicum por. Sątki na Mazowszu.
Lontium = Łącze, Łęcze, na Krainie Luce, od „łąka''.
Dravus = Drawa, por. Drawę = Dragę w Pomeranii.
Sayus = Sawa; tejże nazwy dwie wsie i jeden strumyk w Polsce.
Strabo VII, 5, 3 mówi: 'OpLotoK Xi xal ix TefYe(rroiv x(0[jl7jc Kap-
vixijc uicep^^n; brA Sta rffi ''Oxpac dc tXoc Aouyeoy xaXo6juvov, t. j. z Trsta
prowadzi droga przez górę Okrę (czy Okra czasem nie to samo co
góra?) do pewnego iT^oc zwanego, naturalnie przez mieszkańców — Xou-
yeoy. Ponieważ i\oc^) t. j. Sumpf, Niederung, Aue, wo Erlen und der-
gleichen wachsen u. Heerden weiden = ług*) t. j. Sumpf i łąg t. j.
sumpfiges Wiesenland, więc nie ulega wątpliwości, że w Kamii mó-
wiono po słowiańsku.
Między limesem rzymskim a czeską granicą:
Deyona por. Dziewan-ów.
Bergium = Brzeg.
Menosgada, może Menogasda lub Nemogasda = Namegast, miej-
scowość zaginiona, należąca niegdyś do klasztoru michelfeldzkiego.
^) Papę: Griechisch-dentiche* HandwOrterbach.
*) Słownik Lindego: Ing i t^g.
o SŁOWIANACH MIĘDZY RENEM A ŁABĄ I T. D. 65
Brodentia = Brodnica, dziś albo Fllrth = Bród nad czeską gra-
nicą albo raczej miasto Furth nad Beganicą.
Silva Grabreta, stanowiąca część granicy czeskiej od zachodu, ma
nazwisko swoje zapewne od wyrazu „garb" — t. j. garbata. Nazwa ta
doszła Rzymian, jak się zdaje, za pośrednictwem Celtów.
W środkowej Germanii:
Sala, źe to słowiańskie nazwisko, wykazaliśmy powyżej na pod-
stawie źródeł niemieckich.
Mesuion, należy czytać Mesnion t. j. Miśnia, Meissen nad Łabą.
Mugilones mają swą nazwę od Mogilna (u Thietmara Mogilina,
dziś MUggeln).
W Czechach:
Marabudum = Marowody.
Philecia por. Pilica.
W kraju Ługów czyli Lechów (Lachów):
Stragona por. Strzegom w sandomierskiem.
Viritium, por. Wierzyce, wieś w gnieźnieńskiem, Wierzyca, rzeka
w Prusach zachodnich.
Scurgum, prawdopodobnie Skurgiew, w Prusach zachodnich.
Calisia, dziś Kalisz.
Eburum por. Jawor.
Vistula, Yistla, Viscla, Bisola = Wisła.
Sinus Codanus, w którym leżała i Skandynawia (Mela III, 6),
miał się znajdować nad ujściem Łaby — super Albim Codanus ingens
sinus (Mela III, 3). Pomieszał tu Mela Łabę z Wisłą, bo skoro Łaba
uchodzi do morza północnego, nie może być mowy, jakoby tam leżała
Skandynawia. Nazwa Codanus zaś odpowiada zupełnie, jak to już nie-
którzy inni zauważyli, wyrazowi „Gdan", w średniowiecznej łacinie
„Gedanum". Miasto Gdańsk zaś jest miejscowością położoną nad Gda-
nem, jak, widać, nazywano niegdyś u nas morze bałtyckie. Że zaś
miejscowości, których nazwa kończy się na „sk i ck", przybrały swe
miano od wód, nad któremi leżały, tego dowodzą między innemi Lipsk,
Szląsk, Busk itp., pod któremi płyną rzeki Lipa, Szlęza, Buziec itp.
W Pannonii:
Scarabantia, Scarbantia (cf. MtiUenhoffa mapa II) = Skarbnica.
Sabaria por. Zabara, Zabary, kilkanaście wsi tegoż nazwiska
w Polsce.
Arrabo = Baba lub Bawa.
Sala.
Siscia, dziś Szyszek.
Seryicium, Serbitium = Serbice.
Rozprawy Wyda. hlst-flloz. T. XL. 5
66 WOJCIECH KĘTRZY^^SKI.
Bregetio = Bregeć, po polsku Brzeziec, miejscowość tej nazwy
pod Komarnem.
Salinum por. Salin, wyspa na Dubissie.
Peiso, Pelso, po starosł. pleso = jezioro ^).
Sinnium = Śrem.
Pathissus, Parthiscus = Potiśe; Tisia, Titza = Tisa lub Cisa.
Bustricius, rzeka = Bystrzyca.
W dalszych stronach 2):
Dierna, Tierna, statio Tsiernensis, Zernensium colonia = Cema,
osada niegdyś nad rzeką Ćerną pod Orsową.
Bersobis, Bersovia = Berza nad Brzawą, dopływem rzeki Temes ^).
II.
Hipotezy uczonych niemieckich o 6erni<anii i o Germanach.
a. Charakterystyka Miillenhoffa.
Wykazaliśmy, zdaje nam się, dowodami przekonywającymi, źe
Słowianie od najdawniejszych czasów nie tylko mieszkali w swych sie-
dzibach dzisiejszych, lecz źe pierwotnie zajmowali także kraje nadreń-
skie aż do granic celtyckich, źe zatem była chwila, gdzie Niemców
wcale nie było w środkowej Europie.
Odwrotnie nauka niemiecka twierdzi, jak z powyższych wywo-
dów wynika, mylnie, źe między Wisłą a Renem z początku mieszkali
sami tylko Niemcy, podczas gdy Słowianie czyli Wenedowie mieli sie-
dzieć na wschód od górnej Wisły w dzisiejszej Galicyi.
Zapatrywanie to z gruntu mylne nie cieszyło się jeszcze w pier-
wszej połowie tego wieku powszechnem uznaniem, gdyż jedni*), opie-
rając się na śladach pozostałych po Słowianach, przyznali im szerokie
siedziby przynajmniej aż do Wizery, podczas gdy inni^), zapatrzeni
w Tacyta Germanię, brali wszystko, co w niej się mieści, za czystej
krwi niemieckie narody. Od czasu jednak, kiedy wystąpili germaniści:
Grimm, Zeuss i Mtillenhoff, którzy na wszystkie rzekome miana ger-
*) Ob. MttUenhoff H, 378.
«) MttUenhoflf U, 378.
') Nazwj powyżej przytoczone zebrałem z Spmnera AtlasD hutoryoznego.
*) Do tego grona należy z pomiędzy Niemców Schl5zer, Spittler, Anton, Sell,
Bies ter, Wersebe, Schulze, Popp, Schwab, Laabe, Łedebur, MULler, Kalina y. Jftthen-
stelo, Stenzel, Jacobi, Landaa, Yirchow itp.
^) N. p. Thunmann, Barth, Menzel, Łuden, Pfister, Yoigt, Hering itd.
o SŁOWIANACH MIĘDZY KENEM A ŁABĄ I T. D. 67
mańskie — Grimm czyni tylko o tyle wyjątek, że mu się ciągle na-
suwają etymologie słowiańskie — mają w pogotowiu zawsze jakieś
tłumaczenie niemieckie, oparte nieraz na bardzo dowolnych podstawach,
opinia powszechna przechyliła się stanowczo na stronę germanistów,
dla których każdy wywód lingwistyczny jest dowodem więcej zna-
czącym aniżeli świadectwo autorów dawnych, czerpiących jeszcze
z żywej trądy cyi narodowej. Tymczasem wiadomo, że nieraz da się
przeprowadzić dowód lingwistyczny, odpowiadający wszelkim regułom
gramatyki, który pomimo to tak długo będzie tylko pozornym, póki
nie będzie miał i podstawy historycznej; ale o tę podstawę historyczną
mniej dbano.
Ostatecznym wyrazem tej tendencyi jest Karol Mtlllenhoff, który
w bardzo licznych rozprawach, rozrzuconych po zawodowych pismach,
był jej głównym heroldem i zażartym bojownikiem; w końcu życia
zaczął opracowywać swoje zapatrywania na nowo w wielkiem dziele,
wydanem dopiero po jego śmierci w 5 tomach, a dzieło to jest dziś
wyrocznią nie tylko dla autorów niemieckich, ale ze wstydem trzeba
przyznać, także dla słowiańskich lingwistów i historyków.
Mtlllenhoff jest niewątpliwie wielkim erudytą i większym jeszcze
germanistą, ale języki słowiańskie i dzieje słowiańskich narodów są
mu bardzo powierzchownie tylko znane.
Teza, że Germanowie od początku zajmowali całą środkową Eu-
ropę od Wisły aź do Renu, stała się dla niego nieomal artykułem
wiary, a każde zdanie odmienne uważa po prostu za herezyę, za świę-
tokradztwo. A jednak jego „Deutsche Alterthumskunde" nie jest niczem
innem, jak na wielką skalę obmyślaną i zręcznie przeprowadzoną obroną
owej tezy.
Kto się zaś broni, widać, ma przeciwników, którzy innego są
zdania; są zatem dwie partye spierające się z sobą, są zatem kwestye
sporne, które należy w naukowy sposób wyjaśnić, ale nie odrzucać
w obelżywy sposób, jak to czyni MttUenhoff. Aby nic nie uronić z cie-
kawych jego słów, podaję je tutaj w tekście oryginalnym^): „Den
Ausgangspunkt fttr die Aufstellung bilden die germanischen Goten, die,
wenn die Wenden ihren ertraumten Platz an der Weichselmtln-
dung — postawił ich tu Ptolemeusz; sposób zaś, w jaki ich Mtlllenhoff
usunął, a w ich miejsce umieścił Gotów, jest bardzo charakterystyczny;
powrócimy później jeszcze do tego przedmiotu — rftumen, nothwendig
hier fttr sie ihrem sonst auch wohl yerbtlrgten Rechte
gem&ss eintreten und damit ais Herrn l&ngs der ganzen rechten
^) Mfillenhoff II, 18.
68 WOJCIECH KĘTRZYŃSKI.
Seite des unteren Flusslaufes dastehen. Das Bemsteinland beherrschten
sie entsebieden nicht^.
Na innem miejscu *): ^Dass die obere Weichsel mindestens bis
zor EinmUndung des Bugs, yon wo abwiirts ungefóbr das Gebiet der
Goten begann, die Ostgrenze der Germanen war, steht durch die Zeu-
gnisse der Alten vollkommen fest, nicht etwa weil diese auf eigener
Anschanung und Nachforsehung, wohl auf der Aussage kundiger Ger-
manen beruben, die die Unwabrheit zu sagen keine Ursache hatten,
dereń Glaubwttrdigkeit auch Niemand anfechten wird — nie o wiaro-
godność świadectw tu cbodzi, lecz o zastosowanie icb przez Ptolemeusza,
a co do tego MuUenhoff ma jak najgorszą opinię o Ptolemeuszu —
der nur bedenkt, dass die Goten ihre durch die alten Zeugen, wie die
eigene spfttere tJberlieferung gleichmftssig anerkannte Stellung innerhalb
der grossen Beugung des unteren Flusses ohne die StUtze an einer
germanischen Beyolkerung im Suden desselben nicht wohl Jahrhunderte
lang behaupten konnten...
AUein dass in dem ganzen Gebiet von der Oder oder dem Rie-
sengebirge, ja von der Elbę an ostwftrts Slawen ais untertHnige Urbe-
vOlkerung neben und unter Germanen gesessen htttten, ist eine Ver-
muthung, die in Wahrheit jedes Anhaltes und vernUnftiges Grundes
entbehrt, die einerseits — wie sich gleichfalls spftter ergeben wird —
das unsinnige, Iftcherliche Ziel verfolgt, den Germanen
den Ursprung und die Existenz abzuschneiden...^
Tak nie mówi człowiek, który nie wątpi o prawdziwości swego
przekonania; tak mówić może tylko adwokat, który broniąc świadomie
złej sprawy, a nie mogąc przekonać przeciwnika, obrzuca go obelgami
i podejrzeniami, a jednak do liczby adwersarzy nie należą sami Sło-
wianie, lecz także długi szereg bardzo poważnych uczonych niemieckich,
którzy swoją egzystencyą już dowodzą, że spór istnieje od dawien
dawna. Wszystkie ataki skierowane przeciw teoryi germanistów mają
za cel wyświetlenie prawdy, bo w prawieku germańskiej i słowiańskiej
historyi nie było żadnych wymarzonych roszczeń słowiańskich, ani
wysłużonych i wysiedzianych praw germańskich; toczyły się walki
między szczepami, a że zwycięstwo przechyliło się później na stronę
Germanów, to ani Gotom ani Germanom nie nadaje prawa do wyjąt-
kowego stanowiska w badaniach historycznych.
Zresztą cały tok naszych badań wykazał już, po czyjej stronie
jest słuszność i że roszczenia nie są po tej stronie, którą MtiUenhoff
o roszczenia posądza. Pomimo to, że sprawa cała została już rozstrzygnięta
») Miillenhoff II, 77.
o SŁOWIANACH MIĘDZY RENEM A ŁABĄ I T. D. 69
drogą zupełnie nową, zamierzamy tutaj krytycznie jeszcze rozebrać
główne podstawy tezy germanistów, która się opiera głównie na myl-
nem tłumaczeniu i pojęciu wyrazu Germanii i na hipotezie wynikającej
z premisy mylnej , jakoby Germanowie w prawieku przybywszy do
Wisły, tu dzielili się na Germanów i Skandynawczyków, z których
jedni poszli dalej na zachód aż do Renu, podczas gdy drudzy obrali
drogę na północ, gdzie zajęli i zaludnili Skandynawię. Tak utrzymuje
Mtlllenhoff i jego szkoła, choć źródła i tradycye narodowe zuprfnie co
innego podają.
b. Germania obejmowała nie tylko narody germańskie czyli niemie-
ckie, lecz takie słowiańskie. Myt o synach Manna.
Powszechna jest zgoda, że nazwa „Germania, Germani" nie była
mianem narodowem Niemców; Niemcy nigdy ani sami siebie Germa-
nami ani kraju swego Germanią nie nazywali; występując w historyi,
nie posiadają wspólnego nazwiska, lecz każde plemię używa własnej
nazwy. Zgoda jest także, że nazwa „Germania, Germani^ została im
nadana przez Celtów, którzy pierwotnie tem mianem obejmowali wszyst-
kie kraje i narody zareńskie lub też narody z za Renu do Gallii przy-
byłe. Zapatrywania Celtów przyjęli Rzymianie za swoje, jak to z dal-
szego ciągu wyniknie.
Juliusz Cezar, który kilka lat życia przepędził w Gallii, walcząc
z jej mieszkańcami i dla tego doskonale obeznany był z jej stosunkami
etnograficznymi, mówi pomimo tego: „Gallia est omnis divisa in partes
tres; quarum unam incolunt Belgae, aliam Aquitani, tertiam, qui ipso-
rum lingua Celtae, nostra Galii appellabantur. Hi omnes lingua, insti-
tutis, legibus inter se diflFerunt".
Wiemy, że Aąuitani należeli do szczepu iberyjskiego czyli do
nharodu Basków, którzy do dziś dnia różnią się językiem od wszystkie
innych sąsiadów i tak samo za Cezara stanowili całość odrębną od
Gallów. Nie byli zatem żadnymi Gallami.
O Belgach opowiada Cezar ^): „Plerosąue Belgas esse ortos a Ger-
manis Rhenumque antiquitus traductos propter loci fertilitatem ibi
consedisse Gallosque, qui ea loca incolerent, expulisse... W dalszym
ciągu zaś wymienia tych plero8que szczegółowo: Condrusos, Eburones,
Caeroesos, Paemanos, qui uno nomine Germani appellantur..." „Segni
Condrusique ex gente et numero Germanorum, qui essent citra Rhe-
num . . ," *).
») De bello GaUico II, 4. *) Tamże VI, 32.
70 WOJCIECH KĘTRZYŃSKI.
Belgowie zatem także, pierwotnie przynajmniej, nie należeli do
Celtów, choć wypędziwszy możnych i ujarzmiwszy pozostałą ludność,
z biegiem czasu mogli częściowo przynajmniej wynarodowić się.
Belgów zatem można poniekąd już zaliczyć do Celtów.
Z tego wywodu wynika, że „Gallia omnis" Cezara nie jest poję-
ciem etnugraficznem , oznaczającem naród jednolity, lecz jest pojęciem
geograficznem, obejmuj ącem bez względu na pochodzenie różnolite na-
rody zupełnie odmiennego pochodzenia.
Przykład ten jeden poucza, że oznaczeń tego rodzaju nie należy
brać w etnograficznem znaczeniu, że Rzymianie tworząc lub przejmując
od innych tego rodzaju termina, mieli więcej na względzie całokształt
pewnego terytoryum, aniżeli oddzielny jakiś naród.
Tak jak z Gallią, ma się rzecz niewątpliwie i z Germanią Cezara.
Cezar nie podaje opisu całej Germanii, bo była mu za mało znana;
jakie jej nadał granice, dowiedzieć się można mimo to z rozrzuco-
nych po dziele jego notatek.
Nad dolnym Renem niedaleko ujścia jego znajdują się germańscy
Usipetowie i Tenkterowie. „Usipetes Germani et item Tencteri magna
cum multitudine hominum flumen Rhenum transierunt non longe a mari,
quo Rhenus influit" ^).
0 południowej granicy Germanii pouczają nas następujące wia-
domości: Helwetowie mieszkając według Cezara między Orlą a Renem,
sąsiadują z Germanami zareńskimi i walczą z nimi. albowiem proxi-
mique sunt Germanis, qui trans Renum incolunt, quibuscum
continenter bellum gerunt. Qua de causa Helvetii quoque reliquos Gallos
virtute praecedunt, quod fere cotidianis praeliis cum Germanis conten-
dunt, nam aut suis finibus eos prohibent aut ipsi in eorum finibus
bellum gerunt 2); na innem zaś miejscu mówi Cezar: „quod noluit eum
locum, unde Helvetii discesserunt, vacare, ne propter bonitatem agro-
rum Germani, qui trans Rhenum incolunt, e suis finibus in
Helvetiorum fines transirent et finitimi Galliae provinciae Allobrogi-
busque essent" ^).
1 „silva Hercynia" leży według Cezara w Germanii południowej.
Las ów bercyński ma swój początek w pobliżu krajów Helwetów, Rau-
raków i Nemetów i ciągnie się wzdłuż prawego brzegu Dunaju aż do
kraju Daków i Anartów, tam zwraca się w lewo t j. przechodzi na
lewy brzeg rzeki, która w tem miejscu przybiera kierunek południowy.
„Oritur ab Helvetiorum et Nemetum et Rauricorum finibus rectaque
fluminis Danuvii regione pertinet ad fines Dacorum et Anartium; hinc
*) De bello Gallico IV, 1. ») Tamże I, 1. *) Tamże I, 28.
o »<OWIANACH HIĘDZT RENEM A ŁABĄ I T. D. 71
se flectit sinistrorsus diyersis a flumine regionibus multarumque gen-
tiiun fines propter magnitudinem attdngit. Neque quisquam est huius
Germaniae, ąni se aut adisse ad initium eias silvae dicat, cum die-
ram iter LX processerit aut, qao ex loco oriatur, acceperit^ ^).
Skoro Cezar tak mówi, nie można wątpić o tem, że ma na myśli
stoki północne Alp, które zatem należą jeszcze do Germanii, a nie, jak
zwykle utrzymują, wyżyny ciągnące się wzdłuż lewego brzegu Dunaju.
O pierwotnej ludności Germanii południowej nie podaje Cezar
żadnych wiadomości, nadmienia tylko, że Celtowie żyźniejsze okolice
w pobliżu lasu hercyńskiego zajęli „Ac fuit antea tempus, cum Ger-
manos Galii yirtute superarent, ultro bella inferrent, propter hominum
multitudinem agriqu6 inopiam trans Rhenum colonias mitterent.
Itaque ea, quae fertilissima Germaniae sunt loca circum Hercyniam
silyam... Volcae Tectosages occupaverunt atque ibi consederunt" *).
Do tych celtyckich kolonij zaliczyć należy i Noricum, skąd Be-
jowie przybywszy przyłączyli się do wyprawy Hel wetów ^).
Na północy nad Eenem mieszkają właściwi Germanowie; są nimi
przedewszystkiem Usipetes i Tencteri, których siedzib szukać należy
nad dolnym Renem w pobliżu morza północnego.
Na południe od rzeki Lipy po obu brzegach rzeki Wieprz mie-
szkali, jak się zdaje, Sugambrowie.
Wyżej w okolicy, gdzie dziś Kolonia, siedzieli Ubiowie, a nad
dolną Wizerą Cheruskowie.
Nie w Germanii, lecz na zachód od Renu mieszkał cały szereg
plemion germańskich jak Segni, Caeroesi, Caemani, Condrasi i Ebu-
rones, o których Cezar wyraźnie poświadcza, że są Germanami*).
Do nich trzeba zaliczyć także Vangiones, Triboci i Nemetes^),
mieszkających po lewym brzegu rzeki Ren od Wormacyi aż poza
Strasburg.
Oprócz Celtów i Germanów mieszkają w Germanii jeszcze Swe-
wowie, o których Cezar IV, 1 tak się wyraża: „Suevorum gens est
longe maxima et bellicosissima Germanorum omnium^.
Cezar, choć nie znał tak dokładnie stosunków germańskich, jak
celtyckie, pomimo to zupełnie świadomie rozróżnia Swewów od Ger-
manów; daje bowiem opis i charakterystykę Swewów w rozdziałach
1 — 3 księgi czwartej. Germanów zaś w rozdziałach 21 — 28 szóstej
księgi. A choć tu i tam w charakterystyce pobłądził, przypisując nie-
») Cąesar: De bello Gallico VI, 26. — •) Tamże VI, 24. — •) Tamże I, 5. —
^ Tamże II, 4 i VI, 32. — ^ Cezar nie podaje nio o narodowości ich; że byli Ger-
manami, wynika i Tacyta.
72 WOJCIECH KĘTRZYŃSKI.
które rysy Swewom, które się należały Germanom i na odwrót, to je-
dnak trudno go posądzić o taką bezmyślność, jakoby on jeden i ten
sam naród opisał dwa razy, podając każdym razem o nim co innego.
Że Swewowie i dla Cezara byli narodem od Niemców zupełnie odrę-
bnym, wynika nie tylko z odmiennej charakterystyki i odrębnego na-
zwiska, lecz z całego zachowania się ich wobec Germanów.
W pierwszym rozdziale naszej pracy wykazaliśmy już, że Swe-
wowie-Słowianie mieszkali pierwotnie od źródeł Renu aż do morza
północnego; Cezar zna ich jeszcze nad Renem powyżej Ubiów, zna ich
jeszcze nad morzem i w środku Germanii, choć od wschodniego brzegu
Renu wyparli ich Usipetowie, Tenkterowie, Sugambrowie i Ubiowie,
a Cheruskowie, usadowiwszy się nad dolną Wizerą, rozbili już łączność
plemion słowiańskich i zagrozili tyłom Słowian nadreńskieh.
Przeciw tym Germanom-Niemcom występują wszędzie Swewowie
zaczepnie i prowadzą z nimi walki dość pomyślne.
Usipetów i Tenkterów zmuszają „magna cum multitudine hominum
flumen Rhenum" przejść „non longe a mari, quo Rhenus influit.
Causa transeundi fuit, quod ab Sueyis complures annos exagitati
bello premebantur et agricultura prohibebantur" *). O nich mówi Cezar
jeszcze w 4 rozdziale: „In eadem causa, jak Ubiowie, fuerunt Usipetes
et Tencteri... qui complures annos Sueborum vim sustinuerunt, ad ex-
tremum tamen agris expulsi et multis locis Germaniae triennium va-
gati ad Rhenum penrenerunt: quas regiones Menapii incolebant et ad
utramque ripam fluminis agros, aedificia vicosque habebant" etc.*).
Swewowie zatem musieli mieszkać w bezpośredniem ich sąsiedz-
twie, aby po kilkuletnich walkach wyprzeć ich na lewy brzeg Renu,
gdzie Cezar dotkliwą im zadał klęskę. Rozbitki ich schroniły się do
kraju Sugambrów.
Że zaś Cezar właśnie z tej okoliczności korzysta, aby dać cha-
rakterystykę Suewów i opis,, że ich nazywa „longe maxima et bellico-
sissima (gens) Germanorum omnium" ^). że im w następnem zdaniu
przypisuje „centum pagos'^, stąd wnieść można, że z tylu za Usipetami
») De bello Gallico IV, 1.
*) Zwjkle przyjmuje sie, że Usipetes i Tencteri mieszkali nad dolnym Benem
niedaleko ujścia morza. Przypuszczenie takie jest moiliwe, ale nie konieczne; mogli
tu mieszkać, a wygnani wałęsać się po Germanii przez trzy lata, jak niegdyś Teato-
nowie i Cymbrowie i nareszcie powrócić do swoich siedzib, alo znalazłszy je zajęte
przez Monapiów. przojńć rzekę, biedziby jednak ich mogły być także gdzieindziej, nad
Mża (Amisia) lub Wi/.era. Nie mogąc sie tutaj utrzymać, tułali Bię po Germanii, a£
iSwewowie nare^^zcie wyparli ich za Ren, gdzie doznali klęski od Cezara.
») Caesar 1. c. IV, 1.
o SŁOWIANACH MIĘDZY RENEM A ŁABĄ I T. D. 73
i Tenkterami nie siedziała jakaś tylko garstka^Słowian, lecz zbite ich
masy.
Taki sam stosunek jest Swewów do Ubiów; mówi bowiem Cezar
IV, 3: „Itaqne una ex parte a Suebis circiter milia passnum sexcenta
a^ yacare dicuntor. Ad alteram partem succedunt Ubii, quorum fait
civitas ampla atqae florens, ut est captns Grermanorum et paulo sunt
eiasdem generis ceteris humaniores propterea, qaod Rhenum attingunt
moltomąne ad eos mercatores yentitant et ipsi propter propinquitatem
Gallicis sont moribas assuefacti. Hos cum Suebi multis saepe bellis
experti propter amplitudinem grayitatemque ciyitatis finibus expel-
lere non potuissent, tamen yectigales sibi fecerunt ac multo humi-
liores infirmioresque redegerunt^
Starali się Swewowie wyprzeć Ubiów, ale nie udało się, uczynili
ich jednak od siebie zależnymi. Ubiowie natomiast szkodzili im, gdzie
tylko mogli.
Wśród wojny z Aryowistem dowiedział się Cezar, „pagos centum
Sueyorum ad ńpam Rheni consedisse, qui Rhenum transire conarentur^,
jakoby z pomocą Aryo wistowi. Gdy zaś po klęsce tegoż Swewowie
cofnęU się — domum reyeni coeperunt — napadli na nich Ubiowie
i wielką ich liczbę zabili ^).
Zagrożeni w swej egzystencyi, bo Swewowie ciągle na nich na-
stawali, szukali Ubiowie poparcia i pomocy u Ezymian — Ubii autem,
qui uni ex Transrhenanis ad Caesarem legatos miserant, amicitiam fecerant,
obsides dederant, magnopere orabant, ut sibi auxilium ferret, quod
grayiter a Suebis premerentur" 2). Pomimo tego trudno im było
się utrzymać; Agrippa przesiedlił ich r. 37 przed Chrystusem na lewy
brzeg Senu, gdzie ich „oppidum" r. 50 po Chrystusie zostało zamie-
nione na rzymską kolonię pod nazwą Colonia Agrippinensis.
Jeżeli zaś Cezar VI, 10 mówi „silyam esse ibi infinita magnitu-
dine, quae appellatur Bacenis; hanc longe introrsas pertinere et pro
natiyo muro obiectam Cheruscos ab Suebis Suebosque ab Cheruscis
iniuriis incursionibusque prohibere" — to odnosi to się do Słowian
nadreńskich, przeciw którym Cezar właśnie przeszedł Ren. Skoro tylko
^óra uniemożliwiła „iniurias et incursiones'', to musiał Cezar wiedzieć,
że pomiędzy nimi istniała nienawiść i walka, która toczyła się, ale na
innem terytoryum.
Przez Bacenis należy rozumieć albo Westerwald albo Sauerwald,
a. nie Harz ani Thttringerwald, które o wiele za daleko leżą od Renu,
aby o nich mógł myśleć Cezar.
*) De bello Gallico I, 64. ') Tamże IV, 16.
74 WOJCJECH KĘTRZYŃSKI.
Przeprawy Cezara przez Een skierowane były głównie przeciw
Swewom. Roka 55 przeprowadził Cezar swoje wojsko przez Ren po
moście w tym celu umyślnie postawionym i zwrócił się naprzód prze-
ciwko Sugambrom; nie spotkał się jednak z nimi, bo schronili się
z całym swoim dobytkiem do puszcz i lasów. Stąd udał się do Ubiów,
aby udzielió im obiecanej pomocy, gdyby Swewowie im dokuczali. Do
rozprawy jednak nie przyszło, bo dowiedziawszy się, źe „Suebos...
morę su o concilio habito nuntios in omnes partes dimisisse, uti de (»p-
pidis demigrarent, liberos, uxores suaque omnia in silvis deponerent
atque omnes, qui arma ferre possent, uńum in locum convenirent: hunc
esse delectum medium fere regionum earum, quas Suebi obtinent; hic
Romanorum adventum exspectare atąue ibi decertare constituisse", po-
stanowił Cezar powrócić do Gallii*).
W roku 53 zbuntowali się przeciw Cezarowi Trewerczycy, którzy
gdy „ab proximis Germanis impetrare (auxilium) non possent, ulteriores
temptant" ^) t. j. Swewów; pomocy ich jednak nie doczekali się, bo
zanim przybyli, Labienus pobił Trewerczyków ^), poczem tamci cofn;;li
się za Ren. Cezar powróciwszy z kraju Menapiów postanowił przepra-
wić się znowu przez Ren, aby skarcić Germanów za pomoc, którą
miano nieść Trewerczykom przeciw niemu.
Niedaleko miejsca, gdzie był pierwszy most, stanął dinigi; prze-
szedłszy Ren, Cezar przekonał się, że nie Ubiowie, których miał za
wytłumaczonych, lecz Swewowie posłali posiłki" *).
Po kilku dniach dowiedział się od Ubiów „Suebos omnes in unum
locum copias cogere atąue iis nationibus, quay sub eorum sint imperio,
denuntiare, ut auxilio peditatus equitatusque mittant" ^). Po niejakim
czasie donieśli mu szpiedzy „Suebos omnes, posteaquam certiores nuntii
de exercitu Romanorum venerint, cum omnibus suis sociorumque copiis,
quas coegissent, penitus ad extremos fines se recepisse; silvam esse
ibi infinita magnitudine, quae appellatur Bacenis... ad eius initium
silvae Suebos adyentum Romanorum exspectare constituisse" ®).
Dowiedziawszy się zatem, co w rozdziale 29 powtarza, źe „Suebos
sese in silvas recepisse, inopiam frumenti veritus, quod... minime ho-
mines Germani agriculturae student", postanowił nie posuwać się dalej,
lecz powrócić do Gallii.
O rozległości siedzib słowiańskich podaje Cezar dwie wiadomości
ciekawe; dowiedział się bowiem, źe wzdłuż granicy ich ciągnie się
») De bello Gallico IV, 18—19. — ») Tamże VI, 2. — *) Tamże VI, 8. —
^) Tamże VI, 9 : Cognits Caepar causa reperit ab fc;aebi8 ansilia missa esse. — ^) Tamie
VI, 10. - «) Tamie VI, 10.
o SŁOWIANACH MIĘDZY RENEM A ŁABĄ I T. D. 75
puszcza umyślnie utrzymana na sześćset mil rzymskich — ^itaque una
ex parte a Suebis circiter milia passuum 8excenta agri vacare dicun-
tur" *). Słyszał również, że Swewowie posiadają „sto pagów"; o nich
mówi dwa razy; raz mieli Swewowie przed klęską Aryowista w liczbie
stu pagów usadowić się nad Benem ^); drugi raz wspomina o nich
w ogólnej charakterystyce: „Hi centum pagos habere dicuntur" ^).
Pierwsza notatka jest niewątpliwym dowodem, że Cezar dobrze
nie wiedziały co te ;,pagi^ słowiańskie znaczą, bo widocznie zrozumiał
przez nie oddziały wojackie. Że mu mówiono o stu pagach, które Swe-
wowie posiadają, nie wątpię; chciano jednak przez to tylko to wyrazić,
źe wobec Germanów zareóskich, liczących ledwie kilka pagów, Swe-
wowie dzierżyli ich niezliczoną moc.
Czem był właściwie Aryowist, Germaninem lub Słowianinem, na
pewno nie wiadomo. Cezar nazywa go „rex Germanorum" *), a wojsko
jego „Germani" *). Wojsko to składało się z Harudów, Markomanów,
Tryboków, Wangionów, Nemetów, Sedusiów i Swewów; byli w niem
więc Słowianie (Suebi i Marcomani), byli i Niemcy (Vangiones, Triboci,
Nemetes); do którego szczepu zaliczyć Harudów i Sedusiów, nie wiem.
Miejsce jednak, gdzie Aryowist spotkał się z Rzymianami i gdzie sto-
czono bitwę, pozwala domyślać się, źe Aryowist przybył z okolic nad-
dunajskich, że zatem prawdopodobnie był Słowianinem, albowiem już
Metellus CeJer, który roku 62 był prokonsulem galijskim, mówił
o Aryowiście jako „rex Sueborum" %
Z całego wywodu naszego wynika, że Germania Cezara jest, jak
jego Gallia, pojęciem geograficznem , skoro nie obejmuje Germanów
mieszkających w Gallii, skoro w niej siedzą nie tylko Niemcy, lecz
także Sł'. wianie i Celtowie. Swewów zatem nie wolno brać za Niemców
tylko dla tego, że mieszkają w Germanii.
Cezar był pierwszym autorem, który podał nam dokładniejsze
niektóre wiadomości o Germanii t.j. o Niemcach i Słowianach; Tacyt
zaś około 150 lat po nim piszący obdarza nas w swojej Germanii opi-
sem najobszerniejszym, który pomimo jasnej dyspozycyi siei się źró-
dłem najbałamutniejszych hipotez, rozszerzonych przez uczonych nie-
mieckich. Owe hipotezy, uznawane wszędzie wśród Niemców, przyjęły
się także u nas w Polsce i wśród Słowiańszczyzny.
Jak u Cezara, tak i u Tacyta Germania jest pojęciem geografi-
cznem, obejmującem wiele krajów znanych i nieznanych i liczne na-
») De bello Gallieo IV, 8. — •) Tamie I, 37. — ■) Tamie IV, 11. — *) Tamie
I, HI. — •) Tamie I, 51. — <") HttllenhofF IV, 29.
76 WOJCIECH KĘTRZYŃSKI.
rody, o których albo miał wiadomości dobre i trafne, albo słyszał tylko
z opowieści. Germanię wydał około roku 98 po Chrystusie.
Jego „Germania omnis" oddzielona jest od Gallii, Recyi i Pan-
nonii rzekami Ren i Dunaj; wschodnia granica nie była znana do-
kładnie, bo że Germania u niego „a Sarmatis Dacisque mutuo mętu
aut montibus separatur", jest to frazes, którym zasłania brak wiedzy
rzeczywistej. Północną granicę stanowi ocean.
Stosownie do rzeczy^yistych stosunków narodowych, panujących
w Germanii, dzieli on swoje dziełko na dwie odrębne części, z których
jedne poświęca Germanom-Niemcom, a drugą Swewom-Słowianom.
Pierwsza część obejmuje rozdziały 2—37; druga rozdziały 38 — 45;
rozdział zaś 46 jest przyczynkiem uzupełniającym, tak źe w swojej
Germanii omawia całą Europę nie będącą w posiadaniu Rzymian. Aby
należycie ocenić wiadomości, podane przez Tacyta, należy uwzględnić,
źe osobiście nie bawił w Germanii, że zatem nie mówi jako świadek
naoczny, lecz ogłasza tylko to, co u innych czytał lub co od innych
słyszał.
Że przy takim stanie jego źródeł pomyłki i nieporozumienia nie
są wykluczone, to się samo przez się rozumie.
Opisawszy zwyczaje i obyczaje germańskie, wylicza Tacyt w roz-
dziale 28 narody, które z Germanami sąsiadują; pierwsze miejsce zaj-
mują tu Celtowie, którzy z Gallii przybyli do Germanii — eoque cre-
dibile est etiam Gallos in Germaniam transgressos". Tymi zaś Celtami
byli Helwetowie, którzy według niego zajmowali niegdyś kraje poło-
żone „inter Hercyniam silvam Rhenumque et Moenum*^ ^); dalej za
nimi mieszkają Bojowie, których kraj nazywa Boihaemum. Ponieważ
jednak ci Bojome mają być Celtami, widocznem jest, że Tacyt cze-
skich Bojów pomieszał z celtyckimi, siedzącymi w Noricum aż ku Pan-
nonii na południe od Dunaju, którzy niewątpliwie za Helwetami „ulte-
riora... tenuere".
W dalszym ciągu zastanawia się nad tern, czy „Aravisci in Pan-
noniam ab Osis, Germanoruin natione, an Osi ab Araviscis in Germa-
niam commigraverint". gdzie zapewne nie myśli o Niemcach, lecz ma
na względzie szersze znaczenie Germanii.
^) Tacyt w tern miejscu korzysta z Cezara de bollo Gallico VI, 25, który je-
dnak przez las hercyński zupełnie co innego rozumiał, aniżdli późniejsi. Tacyt nad tą
różnica nie zastanowił sie, a że jego „silva Hercynia" leżała na prawym brzegu Menu,
Cezara zaś stanowiła stoki półuocuc Alp, wskutek tego nadał Helwetom tak szerokie
granice, od jeziora genewskieg-o bowiem poza Men, jakich nigdy nie posiadali. Ptole-
mcusz maj^c przed sobą Cezara i Tacyta, pogodził obydwóch wymyślajjjc swoje „De-
serta Uelyetioram'*.
o SŁOWIANACH MIĘDZY RENEM A ŁABĄ I T. D. 77
Liczba narodów belgijskich, które swój początek wyprowadziły
z Germanii, pomnożyła się za Tacyta o dwa nowe; Trewerczycy bo-
Triem i Nerwiowie przyznali się do pochodzenia germańskiego, o czem
za czasów Cezara jeszcze nie marzyli. Przyczynili się do tego może
Ubiowicj którzy osiedleni na lewym brzegu Renu około Kolonii, mie-
szali się z tamtymi. Ubiów liczy Tacyt już do Germanów przedreńskich
wraz z Wangionami, Trybokami, Nemetami i Batawami, mieszkającymi
na wyspie utworzonej ujściami Renu. Batawów nazywa Tacyt „Chat-
torum quondam populus".
Czy zaś do germańskich narodów (inter Germaniae populos) za-
liczyć należy mieszkańców pól dekumackich „quamquam trans Rhenum
Danuviumque consederint", waha się Tacyt rozstrzygnąć, sądząc, że to
przeważnie Celtowie ^).
Odgraniczywszy w ten sposób to, co nazywa Germanią, przechodzi
Tacyt do Chattów^), którzy na północ od pól dekumackich mieszkali
pod lasem hercyńskim, zaczynającym się od góry Taunus i obejmują-
cym także góry czeskie. Chattowie zajmują zatem te siedziby, w któ-
rych za Cezara spotkaliśmy Swewów; zachodzi przeto kwesty a, czem
są Chattowie i gdzie się podzieli Swewowie. Odpowiedź może być dwo-
jaka: albo Chattowie są Swewami, tymi samymi, których znał Cezar,
a w takim razie oprócz nazwy nie zmieniło się nic w przeciągu prze-
szłych 150 lat albo Chattowie są Niemcami, a w takim razie należy
przypuścić, że Powianie ulegli w walce z nimi, a co nie uszło, dostało
się do niewoli; Chattowie byli panami, Słowianie niewolnikami. Za
ostatniem zapatrywaniem przemawia okoliczność, że Chattowie i Bata-
wome byli jednego pochodzenia, oraz wiadomość, którą Dio Cassius
podaje 55, 1: olW h; t7jv XaTTwv we^Sa^s 5tai Tcpo^^O-c w.£}^pl tt^; ^oioj^iac,
z czego wynika, że za Chattami dopiero zaczęła się ówczesna Swewia
czyli Sławią.
Bezpośrednimi sąsiadami Chattów byli Usipi (Usipetes) i Tencteri ^),
znani z Cezara, którzy zajmują miejsce zamieszkałe niegdyś przez Su-
gambrów; obok Tenkterów siedzieli przedtem Brukterowie, których
siedziby po ich wypędzeniu zajęli Chamavi i Angrivarii — „nunc
Chamavos et Angrivarios immigrasse narratur, pulsis Bructeris".
W tyle za ostatnimi siedzieli Dulgubnii, a przed nimi Frisii nad
Renem i morzem północnem; obok Fryzów mieszczą się Chauci i Chatti,
a z boku (in latere Chaucorum Chattorumque Cherusci*) Cheruskowie
i Fosowie, upokorzeni przez zwycięskich Chattów.
*) Germania rozdz. 29. — ^ Tamże rozdz. 30. — ^ Tamże rozdz. 32. —
*) Tamże rozdz. 36.
78 WOJCIECH KĘTRZYŃSKI.
Co Tacyt wspomina jeszcze o Oymbrach, jest tylko — w czem
wszyscy się zgadzają — reminiscencyą historyczną bez realnego zna-
czenia.
To jest wszystko, co Tacjrt podaje o Niemcach; jak za Cezara
siedzą oni głównie nad Renem, a najdalej posuniętym na wschód na-
rodem są. jak wówczas, Cheruskowie. Pomimo to zaszły w przeciągu
półtora wieku zmiany znaczne. Znikła Słowiańszczyzna między Renem
a Wizerą, bo wzięta z dwóch stron w kleszcze przez Niemców, nie
mogła się utrzymać; jej miejsce zajmują Chattowie, Chamawowie i An-
giywaryowie, a Niemcy wogóle posunęli się dalej aź do brzegów Menu.
Czy Fryzowie i Chaukowie po Cezarze dopiero zajęli Pomorze
północne lub czy Cezar o nich nie wspomina dlatego, źe o nich nie
słyszał, nie wiadomo.
Z rozdziałem 38 rozpoczyna Tacyt swój opis Swewii, do której
liczy nie tylko narody słowiańskie, lecz także skandynawskie, fińskie
i prusko-litewskie; widać, źe o Swewii nie miał dokładnego wyobra-
żenia, pomimo tego, źe podaje o niej nie mało ciekawych i cennych
wiadomości: „Nunc de Suebis dicendum est, ąuorum non una, ut Chat-
torum Tencterorumye gens; maiorem enim Germaniae partem optinent
propriis adhuc nationibus nomiiiibusque discreti, quamquam in commune
Suebi yocentur".
Zastanawia różnica, którą Tacyt konstatuje między Niemcami
a Słowianami; Niemcy składali się zdrobnych plemion (gentes) jak n. p.
Chattowie i Tenkterowie, ale nie stanowili jeszcze większej jedności,
nie byli jeszcze narodem; Słowianie zaś stanowią narody (nationes)
z odrębnemi nazwiskami, z których znów każdy składał się z plemion
licznych, jak n. p. Lygowie; podczas gdy plemiona niemieckie zajmują
tylko małe terytorynm, Słowianie zamieszkują „maiorem partem Ger-
maniae" t j. większą część nie rzymskiej Europy.
Uderza Tacyta przedewszystkiem sposób układania włosów u Sło-
wian, który tak opisuje: „insigne gentis obliquare crinem nodoque sub-
stringere; sic Suebi a ceteris Germanis, sic Sueborum ingenui a servis
separantur. In aliis gentibus seu cognatione aliqua Sueborum seu quod
saepe accidit, imitatione rerum et intra iuventae spatium, apud Suebos
usque ad canitiem horrentem capillum retro sequuntur ac saepe in ipso
solo yertice religatur; principes et ornatiorem habent..." ^).
Najstarszymi i najszlachetniejszymi ze wszystkich Stowian są Se-
mnonowie, którzy się szczycą świętym gajem, w którym „stato tem-
perę... omnes eiusdem sanguinis populi legationibus coeunt caesoque
') Germania rozdz. 38.
o SŁOWIANACH MIĘDZY KEKKM A ŁABĄ I T. D. 79
publice homine celebrant barb<ari ritus horrenda primordia". Z tych
słów wynika już, że Semnonowie są wielkim narodem, który składa
si(^ z wielu „populi'*; potwierdza to Tacyt sam mówiąc w końcu roz-
działu: „adicit auctoritatem fortuna Semnonum; centum pagis habitant
ma{jnoque corpore efricitur, ut se Sueborum caput credant".
O czcij którą Semnonowie oddawali świ^^^temu gajowi, mówiłem
obszernie w mojej książce „Die Lygier" str. 86 i n., której rezultaty
tu krótko treszczt^^; powiada bowiem Tacyt: „nemo nisi yinculo ligatus
ingreditur, ut minor et potestatem numinis prae se ferens. Si forte
prolapsus est, attolli et insurgere haud lici tum: per bumum evolvuntur.
Eoque omnis superstitio respicit, tanquam inde initia gentis, ibi
regnator omnium Deus, cetera subiecta atque parentia" ^) t. j.:
Nikt do gaju nie wchodzi jak tylko związany i to na znak, że czuje
8i<^ małym i przed oczyma ma potęgę bóstwa. Gdy przypadkiem kto
upadnie, nie wolno mu się podnieść, tylko pełzając po ziemi wyniesie
się. Do ziemi bowiem odnosi się cała ich wiara, jakoby z ziemi
początek narodu, iakoby w niej Bóg, który wszystkimi rządzi, któremu
wszystko podlega i oddaje posłuszeństwo.
Stąd wynika, że Semnones wyprowadzają swój początek z ziemi
źe uważają się za dzieci ziemi czyli za ziemian; i etymologia zatwier-
dza słowiańskość Semnonów*).
Semnonowie mieszkali na wschód od Łaby, między Łabą a Odrą;
jeszcze tysiąc lat przeszło po Tacycie istniało tam kilka świątyń, ma-
jących szersze znaczenie, choć nie wiadomo, o której właściwie mówi
Tacyt. Opisuje Helmold^) jedne z nich w ten sposób: „Siquidem Ria-
duri sive Tholenzi propter antiquissimam urbem et celeber-
rimum illud fanum, in quo simulacrum Radigast ostenditur, re-
gnare volebant, ascribentes sibi singularem nobilitatis hono-
rem, eo quod ab omnibus populis Sclavorum frequenta-
rentur propter responsa et annuas sacrificiorum impensiones'*. Słowa
te zgadzają się zupełnie z treścią opisu Tacyta, tak źe wątpić nie
można, że to miejsce właśnie miał na myśli.
O gaju poświęconym Radygastowi wspomina Thietmar, biskup
merseburgski VI, 17: „Est urbs quedam in pago Riedierum Riedegost
nomine . . . quam undique silva ab incolis intacta et venerabilis circum-
dat magna".
O Langobardach mówi Tacyt*), przeciwstawiając ich Semnonom,
^) Germania rozdz. 39. — ') Ziemia po staroftł. zemja, po czeska zeine; stąd
ziemianin, po czeska seman, zemĆnin, zemanin; pierwotne znaczenie według Lindego
i Jungmanna: Erdensohn, Erdbewohner. — *) I, 21. — ^) Germania rozdz. 40.
80 WOJCIECH KĘTRZYŃSKI.
Że ich „paucitas nobilitat; plnrimis ac yalentissimis nationibus cincti
non per obseąuium, sed proeliis ac periclitando tuti sunt".
Langobardowie siedzieli na lewym brzegu dolnej Łaby; o nich
później jeszcze obszerniej mówić będziemy.
Mało nam wiadomo o plemionach, które w dalszym ciągu Tacyt
wylicza: „Reudigni deinde et Ayiones et Anglii et Varini et Eudoses
et Suardones et Nuithones fluminibus aut silvis muniuntur. Nec quic-
quam notabile in singulis, nisi quod in commune Nerthum id est terram
matrem colunt eamąue intervenire rebus hominum, invehi populis ar-
bitrantur".
Zamiast „Reudigni" należy może czytać „Keudigni"; w takim
razie ziemia Kedinga przy ujściu Łaby na lewym brzegu wskazywa-
łaby ich siedziby; „Ayiones" nie są znani; ma to być nazwa niemiecka,
oznaczająca wyspiarzy; Anglii" i „Varini" mieszkali nad morzem bal-
tyckiem i niemieckiem w Szlezwigu. „Eudones" mają być „Jttten"
czyli „Joten" t. j. mieszkańcy Jutlandyi.
Wszystkie te narody były prawdopodobnie pochodzenia skandy-
nawskiego i panowały nad Słowianami ujarzmionymi; dla tego Tacyt
wliczył je do swojej Swewii. Jest bowiem rzeczą wiadomą, choć szcze-
gółowo jeszcze nie zbadaną, że Słowianie mieszkali i na jutlandzkim
półwyspie. Za czasów historycznych Egdora (Eider) była granicą Sło-
wian i Duńczyków.
Słowiańskie nazwy jednak trafiają się jeszcze na wyspie Falster
(Koselitz) i na Lalandzie (Herritz, Tillitz, Binitz); na starym lądzie
znajdujemy jeszcze Warnitz nad zatoką pod Appenrade *), a ziemia
Wendila, Wendala i Wendilskagi *) na północnym cyplu Jutlandyi
zdaje się być jeszcze śladem pierwotnego zaludnienia słowiańskiego.
Suardones zaś i Nuithones czyli Vuithones mieszkali, jak się
zdaje, na wschód od Elby nad morzem; pierwsi zapewne nad rzeką
Swartawą, która pod Bukowcem (Ltlbek) wpada do Trawny; ostatni
siedzieli prawdopodobnie dalej na wschód w pobliżu wyspy Rany i to
dla tego, że Tacyt ich łączy z kultem religijnym na wyspie, której
nazwy nie podaje. Mówi bowiem: „Est in insula Oceani castum nemus
dicatumąue in eo vehiculum veste contectum; attingere uni sacerdoti
concessum. Is adesse penetrali deam intelligit vectamque bubus feminis
multa cum yeneratione prosequitur. Laeti tunc dies, festa loca, quae-
cunque adventu hospitioque dignatur. Non bella ineunt, non arma su-
munt; clausum omne ferrum; pax et quies tunc tantum nota, tunc
*) Meitzeu II, IŁ — ') Gnandali dicantar Sclavi in LiŁino, in lingua Yero
Tbeotonica yocantar Guinidi. Mon. Ger. Hist. SS. XXII, sŁr. 102.
o SŁOWIANACH MIĘDZY KSNEM A ŁABĄ I T. D. 81
tantam amata, donec idem sacerdos satiatam conyersatdone mortalium
deam templo reddat. Mox yehicnlum et yestes et, si credere velis, nu-
men ipsam seereto lacu abluitnr. Servi ministrant, quos statim idem
lacus hauńt. Arcanus hinc terror sanctaque ignorantia, quid sit illud,
quod tantam perituri yident" ^).
Niema nad brzegiem morza bałtyckiego i północnego żadnej wy-
spy, któraby tak odpowiadała opisowi Tacytowemu, jak Rana, z nie-
miecka dziś Rugia. Jest w środku jej do dziś dnia jezioro, jest i las,
są ślady świątyni, w której jeszcze tysiąc lat po Tacycie odbywały się
uroczystości, mające wielkie znaczenie dla plemion okolicznych. Mówi
o tem Adam bremeński w swoich Gęsta Hammaburgensis ecclesiae
IV, 18: „Altera (insula) est contra Wilzos posita, quam Rani possident,
gens fortissima Sclayorum, extra quorum sententiam de publicis rebus
nihil agi lex est: ita metuuntur propter familiaritatem deorum yel po-
tias daemonum, qQOs maiori cultu yenerantur quam ceteri".
Helmold zaś o owym kulcie tak się wyraża I, 6: „peryenerunt
ad eos, qui dicuntur Rani siye Ruiani et habitant in corde maris. Ibi
fomes est errorum et sedes idolatriae . . . Solo nomine sancti Viti glo
ńantur, cui etiam templum et simulacrum amplissimo cultu dedicaye-
runt, illi primatum Deitatis specialiter attribuentes. De omnibus quoque
proyinciis Sclayorum illic responsa petuntur et sacrificiorum exhibentur
annuae solutiones . . . Flaminem suum non minus quam regem yene-
rantur^. W rozdziale zaś I, 52 tak pisze: „Inter multiformia autem
Sclayorum numina prepollet Zyanteyith, deus terre Rugianorum
utpote efficacior in responsis. Cuius intuitu ceteros quasi semideos exi-
stimabunt. Unde etiam in peculium honoris annuatim hominem cristi-
colam, quem sors acceptayerit, eidem litare consueyerunt. Quin et de
omnibus Sclayorum proyinciis statutas sacrificiorum impensas illo trans-
mittebant. Mira autem reyerentia circa fani diligentiam affecti sunt;
nam neque iuramentis facile indulgent neque ambitum fani yel in ho-
stibus temerari patiuntur^, a II, 12, gdzie wszystko to powtarza, do-
daje jeszcze: „Unde etiam nostra adhuc etate non solum Wagirensis
terra, sed et omnes Sclayorum proyincie illuc tńbuta annuatim trans-
mittebant, illum Deum deorum esse profitentes. Rex apud eos modice
estimationis est comparatione flaminis. Ule enim responsa perquirit et
eyentus sortium explorat'' etc.
Zgadza się więc nie tylko miejscowość we wszystkich szczegółach,
lecz wiadomości podane o kulcie przez Adama bremeńskiego i Hel-
molda nie pozwalają wątpić, że o tym samym kulcie mówi i Tacyt.
') Germania rozda. 40.
Rosprawy Wydz. hUt-fllos. T. XŁ.
82 WOJCIECH KĘTRZYŃSKI.
Światowit był deus terrae Rugijczyków; Tacyt mówi wprawdzie,
że to była „terra mater", ale to nieporozumienie da się łatwo wytłu-
maczyć, bo według pojęć rzymskich, ponieważ terra jest rodzaju żeń-
skiego, terra może przybrać tylko postać bogini, podczas gdy iSlowianie
owo bóstwo mogli sobie wyobrażać także w postaci męskiej. Różnica
zaś w nazwach bóstwa u Tacyta i Helmolda da się w ten sposób wy-
tlumaczyć;. że Nerthus był pierwotnem mianem jego, a Światowit jego
przydomkiem, który, jak to się nieraz zdarzało w świecie starożytnym,
wyrugowawszy z biegiem czasu tamto, stał się jedynem jego nazwi-
skiem.
Niemcy uważają „Nerthus" za bóstwo celtyckie^), co w obrębie
Germanii ma to samo znaczenie, co słowiańskie, jak o tem przekona-
Uśmy się przedtem.
U Tacyta mowa tylko o jednym duchownym „uni sacerdoti",
„idem sacerdos", relacye średniowieczne również znają tylko jednego
„flaminem".
Według Tacyta, nie obywało się przy owych uroczystościach bez
ofiary ludzkiej; według Helmolda, za czasów jego ofiarowywano także
ludzi Swiatowitowi.
Z tych powodów byłbym zdania, że Suardones i Nuithones należy
uważać za Słowian mieszkających niedaleko wyspy rańskiej; ale i pod-
dani słowiańscj'^ Anglów i Wary nów mogli należeć do tego kultu i dla
tego mógł Tacyt lub raczej źródło jego twierdzić, że i tamte narody
czciły owo bóstwo.
Jeżeli ilichelsen: Vorchristliche CulturstHtten wyspę Tacytową
przenosi do Alsen, a MuUenhoff nawet do morza północnego, to należy
uwzględnić, że oni wychodząc ze stanowiska, że wówczas Słowian je-
szcze nie było w .środkowej Europie, inaczej postąpić nie mogli, bo
biorąc Ranę za wyspę Tacytową, obaliliby od razu cały gmach hipotez
z takim mozołem i taką sztuką wystawiony.
To była ta część Swewów, o których Tacj^t miał niezbyt dokła-
dne wiadomości, co niewątpliwie wyraża początek rozdziału 41: „Et
haec quidem pars Sueborum in secretiora Germaniae porrigitur".
Załatwiwszy się z zachodem i najbliższą północą, zwraca się
Tacyt ku południu, gdzie postanowił pójść w ślad za Dunajem. Jako
pierwsze plemię słowiańskie wymienia on tutaj „Hermundurorum civi-
tas; fida Romanis^, którzy posiadając zupełne zaufanie Rzymian mogli
z nimi handel prowadzić nie tylko w oznaczonych miejscach nad Du-
najem, lecz w całej Recyi.
>) Meitzen II, 16.
o SŁOWIANACH MIĘDZY REMEM A ŁABĄ I T. D. 83
Położenie Hermundurów oznacza Tacyt mówiąc: „In Hermunduris
Albis oritur, flumen inclitum et notum olim, nunc tantum anditur**.
Ponieważ Rzymianie w owym czasie nie znali jeszcze górnego biega
Zjaby — źródło jej leżało według ówczesnych pojęó w kraju Bojów
lub Markomanów — przeto mowa tutaj o jej głównym dopływie, o Sali,
której porzecze aż do najpóźniejszych czasów przechowało charakter
słowiański i dziś go jeszcze uwidocznia w nazwach miejscowych. Kró-
lem Hermundurów był Yibilius, które to imię zapewne to samo znaczy
co „wybił**; rodzaj to nazwisk i dziś jeszcze u Czechów ulubiony.
Obok Hermundurów siedzą Naristi — tak mają rękopisy, Mtll-
lenhoflF zaś poprawia „Yaristi**, co przeszło do wydań, i to dla tego,
że „Yaiisti" można uważać za superlatiyus od „vara" = wojak. Na-
zwiska na „ist** mogą jednak być równie dobrze słowiańskiemi, albo-
wiem starosłowiańskie „iśt" znaczy tyle co zakończenie „ic" ^).
O Bojach czeskich, Markomanach i Kwadach wspomnieliśmy już
przedtem; Tacyt podnosi, że „Marcomanis Quadisque usque ad nostram
memoriam reges mansere ex gente ipsorum, nobile Marobudui et Tudri
genus; iam et externos patiuntur, sed yis et potentia regibus ex aucto-
ritate Bomana. Baro armis nostris, saepius pecunia iuyantur nec minus
yalenf* ^).
Mlillenhoff tłumaczy imię Marobuduus przez „Marahpato"='l7nró-
[iLz^o;; mnie się zdaje, że imię to oznacza tylko to, czem Marbod rze-
czjrwiśeie był t. j. Marów wodza, czyli Maro wód. Co do innych imion
wstrzymuję się od objaśnień; nie będąc slawistą, muszę zostawić zba-
danie ich uczonym zawodowym.
W tyle za Markomanami i Kwadami kładzie Tacyt ") cały szereg
drobnych plemion jak Marsigni, Cotini, Osi i Buri. Marsignów i Bu-
rów — Ptolemeusz liczy ostatnich do narodu lackiego — Tacyt uważa
„sermone cultuque" za Swewów; „Cotinos Gallica, Osos Pannonica
lingua coarguit non esse Germanos"; Kotynów zatem ma za Celtów,
Osów za Pannończyków, a więc za Słowian. Nie byli zatem Germa-
nami-Niem cami.
Wszystkie te plemiona były niewątpliwie mieszkańcami gór, dzie-
lących Czechy, Morawy i Słowaczczyznę od Lachów. „Dirimit enim —
powiada Tacyt, scinditque Suebiam continuum montium iugum, ultra
quod plurimae gentes agunt, ex quibus latissime patet Lygiorum nomen
in plures civitates diffusum. Valentissimas nominasse sufficiet, Harios,
Helyaeonas, Manimos, Helisios, Nahanaryalos.
^) Bruckner: Die slawiBchen Ansiedelangen in der Altmark und im Magdebur-
gischen str. 61. — \ Germania 42. — ') Germania 43.
6*
84 WOJCIECH KĘTRZYŃSKI.
O Lygiach czyli Lachach mówiliśmy juź przedtem. Jeżeli z ple-
mion lackich, wyliczonych przez Tacyta, żadne nie zachowało staro-
żytnej swej nazwy do dziś dnia, to pochodzi to niezawodnie stąd, że
owe nazwy nie były rodzime, lecz nadane przez Daków, Sarmatów lub
Celtów, używających własnych terminów. Harii tylko zdają się ozna-
czać Gk)rali, Helisii zaś mieszkańców nad Olszą wpadającą do Odry,
a więc może Szlązaków; przy źródłach Wisły usadawia Ptolemeusz
Burów; w Nahanarvalach upatrywałem już 30 lat temu Nadnarwian
czyli Mazowszan. Helyaeonów Wadzie Ptolemeusz na Pomorzu, Mani-
mów czyli Omanów w Wielkopolsce, Dydunów w Małopolsce. Na da-
tach jednak Ptolemeuszowych żadną miarą polegać nie można i dla
tego rozmieszczenie i utożsamienie owych plemion lackich z dzisiejszymi
ludami Polski jest, jak na teraz, trudem bezcelowym, bo nie mogącym
dać rezultatu.
Podaje jednak Tacyt kilka jeszcze szczegółów ciekawych, a mia-
nowicie pisze o Nahanary alach: „Apud Nahanaryalos antiquae religionis
lucus ostenditur. Fraesidet sacerdos muliebri ornatu, sed deos interpre-
tatione Romana Castorem Follucemque memorant. Ea yis numini, no-
men Alcis. NuUa simulacra, nullum peregnnae superstitionis yestigium;
ut fratres tamen, ut iuvenes yenerantur".
Castor i Pollux są to Lei i Polel, których nazwiska jeszcze
w XV wieku były w ustach ludu polskiego. Ze tak to należy zrozu-
mieć, na to zwracano już nieraz uwagę i nawet Grimm wskazał Lela
i Polela ^), lecz zdanie to porzucił *) „weil alle lygischen Volker schwer-
lich Slawen gewesen" i „weil das Gotterpaar Lei i Polel selbst noch
zu sehr der Auskunfb bedtirftig''. Że zaś i Niemcy nic pewnego nie
umieją powiedzieć, wynika już stąd, że nieomal każdy z nich podaje
inne kombinacye, które zestawiłem w „Lygier" str. 134 — 136 w przy-
dłuższym przypisku.
Znaczenie imienia „Alci^ wskazują słowa Tacyta „ut fratres ta-
men, ut iuvenes yenerantur** ; albowiem w czeskim języku „holcy**
oznaczają „iuTenes**; „alei" jest niewątpliwie starożytną formą wyrazu,
który w polskiej mowie przechował się tylko jako pochodny w „pa-
cholę**. Lei i Polel zatem są owymi bolcami czyli Alei podania Tacy-
towego.
O góralskich Hariach opowiada Tacyt: „Ceterum Harii super
yires, ąuibus enumeratos paulo antę populos antecedunt, truces insitae
feritati arte ac tempore lenocinantur: nigra scuta, tincta corpora; atras
ad proelia noctes legunt ipsaque formidine atque umbra feralis exer-
*) Grimm: .Mjthologie str. 339. ') Tamie str. 57 przypisek i str. 339.
o SŁOWIANACH MIĘDZY REKEM A ŁABĄ I T. D. 85
ińtns terrorem infernnt, nullo hostium sustinente noynm ac yelut infer-
num aspectum; nam primi in omnibus proeliis oculi yincuntur^).
Na tem kończą się wiadomości o Słowianach w Germanii Tacyta;
co jeszcze w rozdziale 43 następuje, odnosi się już do t. zw. plemion
windilskich, które przybywszy ze Skandynawii, osiadły na ziemi ru-
skiej, a rozdział 44 mówi już o samej Skandynawii.
W rozdziale 43 podaje Tacyt: „Trans Lygios Gotones regnantur...
protinus deinde ab Oceano Rugii et Lemovii". Siedziby Gotów zatem
mieszczą się za granicami narodu lackiego, a więc za Bugiem; granic
ich Tacyt nie określa; jeżeli zaś Rugii i Lemoyii siedzą już nad Ocea-
nem, to może to być tylko za granicami plemion aestijskich, które
zajmowały pierwotne Prusy, Litwę i kraj Łotyszów; o nich bowiem
mówi Tacyt w 45 rozdziale: „ergo iam dextro Suebici maris litore
Aestiorum gentes alluuntur, quibus ńtus habitusque Sueborum, lingua
Britannicae proprior^. Siedzib ich szukać należy za Dżwiną.
Wszystko to ma już dla nas interes podrzędny i jest tylko o tyle
ciekawe, że wraz z Swewią należy do Germanii; ale nie tylko Aestii,
nie tylko Gotowie, Rugiowie i Lemowiowie byli mieszkańcami Germa^
nii, ale do niej należy także Skandynawia ze swoimi mieszkańcami
aryjskimi i fińskimi.
Na tem kończy Tacyt opis Swewii; ostatni rozdział poświęcił na-
rodom najmniej sobie znanym: Peucinom, Wenedom i Finnom, co do
których nie wie, czy ma ich zaliczyć do Germanów czy do Sarmatów.
Peucynów nazywają niektórzy Bastarnami, którzy „cultu, sede
ac domiciliis, ut Germani agunt", z czego jednak nie wynika, aby byli
Niemcami.
Co do Wenedów, przez których należy rozumieć Słowian ruskich,
jest on mniemania, że prędzej do Germanów zaliczyć ich można, bo
„Venedi multum ex moribus traxerunt; nam quicquid inter Peucinos
Fennosque silyarum ac montium erigitur, latrociniis pererrant. Hi ta-
men inter Germanos potius referuntur, quia et domos figunt et scuta
gestant et pedum usu ac pernicitate gaudent, quae omnia diyersa Sar-
matis sunt in plaustro equoque yiyentibus".
Z toku naszego rozbioru wynika, że Germania Tacyta obejmując
oprócz Germanów-Niemców. Swewów i Wenedów czyli Słowian zacho-
dnich i wschodnich, Aestiów czyli narody prusko-litewskie, Skandy-
nawczyków, Lapończyków oraz Czuchońców, nie posiada znaczenia
etnograficznego, lecz tylko geograficzne; że zatem mylnem jest wyobra-
żenie uczonych niemieckich, jakoby Germania zawierała w sobie tylko
^) Germania rozdz. 43.
86 WOJCIBGH KĘTRZYŃSKI.
plemiona niemieckie; jeżeli pomimo tego wydzielają z niej Sitonów, Fin-
nów i Wenedów, których trudno było nważaó za Niemców, to burzą
sami zasadę, na której się opierają; gdzie bowiem koniec wyjątków?
Germania Tacytowa, jeżeli ją śledzimy na mapie, przedstawia się
jako przeciwstawienie „imperium Romanum^; czego imperium rzymskie
nie obejmuje władzą swoją i wpływem, to należy do Germanii.
Tacyt dzieli swoich Germanów na dwa szczepy, którym poświęca
osobne rozdziały: na G^rmanów-Niemców i na Swewów- Słowian; niema
jednak żadnego śladu, jakoby Germanów dzielił na Ost i West-Ger-
manen^); jest to domysł zupełnie nie uzasadniony, a nawet przeciwny
źródłom, skoro Swewowie według Cezara mieszkali także w pobliżu
Renu, więc tam, gdzie i Westgermanen.
W ścisłem połączeniu z kwestyą powyżej rozebraną stoi myt
germański o pochodzeniu szczepu. Mówi bowiem Tacyt w rozdziale II:
„Celebrant carminibus antiąuis, quod unum apud illos memoriae et
annalium genus est, Tuistonem deum terra editum et filium Mannum,
originem gentis conditoresąue. Manno tres filios assignant, e quorum
nominibus proximi Oceano Ingaevones, medii Herminones, ceteri Istae-
Tones vocentur. Quidam, ut in licentia yetustatis, pluris Deo ortos
plurisąue gentis appellationes, Marsos, Gambrivios, Suebos, Yandilios
affirmant, eaque yera et antiqua nomina. Ceterum Germaniae voca-
bulum recens et nuper additum, quoniam qui primi Rhenum trans-
gressi Gallos expulerint, ac nunc Tungri, tunc Germani vocati sint...**
Nie ulega wątpliwości — i na to zgadzają się także uczeni nie-
mieccy, poprzednicy Mtlllenhoffa — że według tradycyi narodowej In-
gaeyones, Herminones i Istaeyones stanowią gromadę plemion niemie-
ckich, które świadome były wspólności swej narodowej i wspólnego
pochodzenia; z nich zatem sUada się właściwa Germania niemiecka.
Co Tacyt dalej donosi o Marsach, Gambriwiach, Swewach i Wan-
diliach, nie ma według Riegera 2) nic wspólnego z mytem o potomkach
Manna. Nazwy bowiem nie są zastosowane do siebie w podobny sposób,
jak to ma miejsce z Ingaewonami, Herminonami i Istaewonami. a cztery
różne nagłowy sprzeciwiają się regułom poezyi starożytnej t. j. alite-
racyi, a zatem także tradycyi. Nie mogły ani między sobą ani z tam-
tymi tworzyć podania logicznego. Nie może zatem byd mowy, jakoby
Tacyt na jednem miejscu mówił o 3 familiach, a na drugiem o 7 fa-
*) Meitzea I, ^8.
') Hieger: Ingaevoncn, Istaovonen und Herminonen w Haupta Zeit»chrift fUr
deutsches Alterthum. T. XI, str. 177—178. — Dr F. H. Mttl'er: Die Deutschen und
ihre Fursten I, 116.
o SŁOWIANACH MIĘDZY BKNSM A ŁABĄ I T. D. 87
niiHach plemion niemieckicb, wyprowadzających swój pocsątek od boga
Manna.
Słowa Tacyta odnoszące się do Marsów, Gambriwiów, Swewów
i Wandiliów są jednak o tyle ciekawe, źe w nich zawarte jest zeznanie
że wspomniane 4 narody nie były objęte owemi pieśniami narodowemi
i owym mytem, bo gdyby do niego należały, nie byłoby potrzeba
tworzyć dla nich odrębnego protoplasty.
Że w tym wypadku mamy do czynienia prędzej z opinią i zda-
niem antykwarzy rzymskich, aniżeli niemieckich gęślarzy, to, zdaje mi
się, nie ulega żadnej wątpliwości, a wyrazy „ut in licentia vetustatis^
temu się także nie sprzeciwiają. Swewowie jako Słowianie i wrogowie
Niemców eo ipso nie mogli pochodzić od jednego z nimi protoplasty,
a Yandilii są to niezawodnie te plemiona skandynawskie, które osiadły
wńród Wenedów czyli Słowian wschodnich i dla tego Vindilii, Yan-
dilii zostały nazwane; o nich myt niemiecki jeszcze nie mógł nio
wiedzieć.
Ciekawszą rzeczą jest to, że za czasów Tacyta nie wszystkie
plemiona niemieckie objęte były tym mytem.
Jeżeli sobie przypomnimy, że Germanowie-Niemcy nawet według
MflUenhoffa siedzą na obcej ziemi, a według nas na słowiańskiej, to
nie może być wątpliwem. że myt ów uwzględnia tylko najstarszych
osadników, którzy, jak to później jeszcze zobaczymy, przybyli z pół-
nocy, ze Skandynawii.
Skoro zaś Marsowie i Gambriwiowie do potomków Manna nie
należą, trzeba ich uważać za późniejszych przybyszów, a że Marsowie
stanowili część Sugambrów, a Gambrywiów znów niektórzy uwaiżają
za Sugambrów, to trzeba stąd wyprowadzić wniosek, że Sugambrowie
także nie byli objęci ową trójcą narodową. Z których zatem plemion
składali się Ingaeyones, Herminones i Istaeyones?
Tacyt o Ingaeyonach mówi, że mieszkali nad oceanem; byli to
zatem niewątpliwie Fryzo^yie i Chaukowie. Herminones są według
niego „medii", siedzą więc między Ingaevonami a Istaevonami. Istae-
Yonami byli, jak z Tacyta domyślać się można i co Pliniusz wyraźnie
poświadcza, Niemcy nadreńscy t. j. prawdopodobnie Tungrowie, Usi-
petowie i Tenkterowie. Sugambrowie nie należeli do tego grona, tudzież
Chattowie mieszkający bardziej jeszcze na południu. Herminonami zaś
nie mogli być Cheruskowie, siedzący nad Wizerą, bo za Cezara od
Niemców nadreńskich dzieliły ich jeszcze dzierżawy słowiańskie. Po-
chodzenie ich wspólne z tamtymi jest i dla tego wątpliwem, źe zaczęli
posuwać się w głąb kraju od ujścia Wizery. Za Herminonów zatem
uważać należy tylko te plemiona, które Tacyt sam umieszcza w bez-
88 WOJCIBCH KĘTRZYŃSKI.
pośredniem sąsiedztwie tamtych t. j. (Brukterów), Chama wów, Angri-
variów, Dulgubniów i Cbasvariów.
Tyle tylko wypływa, mojem zdaniem, z relacyi Tacytowej.
Takie pojęcie rzeczy jednak żadną miarą zadowolić tych nie
mogło, którzy pojmując Grermanię Tacytową w znaczenia etnograficznem,
zaludnili całą środkową i wschodnią Europę Niemcami wbrew nawet
historycznej tradycyi niemieckiej. Wszyscy ci powołują się na Pliniu-
sza, który podaje inny podział plemion niemieckich z uwzględnieniem
mytu, ale według własnego wyobrażenia i własnej kombinacyi ^).
Słowa jego są następujące (IV, 28): „Germanorum genera quinque:
Vandili, quorum pars Burgundiones, Varini, Carini, Gutones. Alterum
genus: Ingaevones, quorum pars Cimbri, Teutoni ac Chaucorum gentes.
Proximi autem Rheno Istaevones, quorum Cimbri. Mediterranei Her-
miones, quorum Suevi, Hermunduri, Chatti, Cherusci. Quinta pars Peu-
cini, Bastcrnae supradictis contermini Daois.
Pliniusz podając owe pięć kategoryj Germanów, sam wyklucza
Vandilów t. j. Burgundionów, Yarinów, Carinów i Gotów, oraz Peucinów
i Bastamów z pod oweo^o mytu i to bardzo słusznie. Ale i informacya
jego co do potomków Manna wcale nie jest dokładna. Do Ingaevonów
liczy on nieistniejących Cymbrów i Teutonów, oraz Chaucorum gentes,
w czem zgadza się z Tacytem. Na innem miejscu znów (IV, 27) po-
wiada tenże autor: „Incipit inde (t. j. a Scythia) clarior aperiri fama
ab gente Ingaevonum, quae est inde prima Germaniae". Zdania tego
jednak nie można w ten sposób tłumaczyć, jak to niektórzy czynią,
jakoby Ingaevones sięgali aż do dalekiego wschodu, lecz że Scytya
Pliniuszowa tak samo, jak i przed tem nieraz, graniczyła z Ingaevo-
nami t. j. tutaj z Chaukami.
O Istaevonach Pliniusz prawie nic nie wie, bo Cimbri to błąd,
a Sugambrów według Tacyta za takich uważać nie można. Do Hermi-
nonów liczy słowiańskich Swewów i Hermundurów, a Cheruskowie
ani Chattowie do potomków Manna też nie należeli.
Zeuss^) pomimo, że sam przyznał, iż wiadomość Pliniusza jest
*) Kieger 1. c. str. 178 tak o tem mówi: Seine (Pliniusza) Pentas ist allcrdings
ein System, aber dies System sicherlich seine Hypothese, kein deutncber Mythus; die-
selben Grunde sprechen dagegen. die bei Tacitus verbieten eine lleptas anzunehmen. —
Zeuss str. 70 : Aiif welcber Seite (t. j. n Tacyta lab a Pliniasza) das Wahre und Echte
liege, ist nicht schwierig zu entnchieden ; des Plinius Anordnang zeigt sich nlLherer
BeŁrachtung bald ais eigenmftchtige Compilation . . . Plinius stellt ohne Kiicksicht aaf
Art und Bedeutung willktlrlich nur weit verbreitete Namen zusammen; or b8,tte noch
Ligii aud andere hinzufiigen kounen.
'') Zeuss str. 70.
o SŁOWIANACH MIĘDZY RENEM A ŁABĄ I T. D. 89
dowolną kombinacją, w sposób jeszcase dowolniejszy łączy Tacyta
z Pliniuszem i wciska w ów myt całą ludność środkowej Europy. Do
Herminonów należą według niego: 1) Swewowie t. j. Markomanowie
i Kwadowie, 2) Hermundurowie, 3) Chattowie, 4) Cheruskowie; tak da-
leko zgadza się z Pliniuszem; od siebie zaś dodaje: a) Sugambrów,
h) Batawów i Kanninefatów. c) Tubantów, Usipów, Tenkterów; d) na-
rody lygijskie czyli lackie, pomiędzy którymi znajdują się także Wan-
dalowie, oraz e) narody bastameńskie, które na południowy zachód
mieszkają od tamtych.
Do Istaevonów liczy, biorąc Pliniuszowych Wandilów za jedno
z Istaeyonami: 1) Gutonów z ich sąsiadami Taifalami i Gepidami,
2) Burgundionów, 3) Warinów sąsiadujących z Semnonami, 4) Karinów,
pod którą nazwą domyśla się Zeuss Semnonów, którzy potem z Wan-
dalami występują jako Szwabowie.
Do Ingaevonów należą według Pliniusza 1) Cymbrowie, 2) Teu-
tonowie. 3) Chaukowie; od siebie dodaje a) Anglów z Saksonami i Ju-
tami, h) Fryzów wraz z Brukterami, c) Suardonów czyli Pharadeinów
czyli późniejszych Herulów. Wątpliwą jest rzeczą, czy tu zaliczyć jeszcze
Rugów i Turcilingów.
Herminowie (!) — powiada Zeuss str. 82 — zjawiając się w hi-
storyi, mieszkają od ujścia Benu do ujścia Dunaju; za nimi nad brze-
giem mórz niemieckiego i bałtyckiego siedzieli Ingaevonowie, a między
nimi Istaevonowie od Wisły począwszy aż do Łaby!
Jest to nie lada sztuka, której Zeuss tu dokazał; słusznie za to
zgromił go Mtillenhoff i), któr}'' uważa opowieść Tacyta za niedokładną,
ale za to Pliniusza wiadomość za jedynie odpowiednią i logiczną; tekst
Pliniusza tylko o tyle poprawia, że do Wandilów liczy nie tylko Gu-
tonów. lecz także Wandalów i Lygiów, że przez Swewów rozumie nie
wszystkie narody wyliczone przez Tacyta, lecz tylko Markomanów,
Kwadów, Semnonów i Langobardów.
Istaevones obejmują według niego narody mif^^dzy Wizerą a Re-
nem, a mianowicie Batawów, Chamawów, Ubiów, Usipiów, Tenkterów,
Sugambrów, Angriwariów itp. Frankowie jako przodkowie Niederland-
czyków i Holenderczyków pochodzą także od Istaevonów.
Z Ingaeyones wyszli angielscy Saksonowie i niemieccy Fryzowie.
Alemańczycy i Szwabowie zawdzięczają swój początek Hermino-
nom, również jak i Turynczycy i Hessowie.
Saksończycy zaś starożytni siedzieli na dzierżawach herminoń-
skich, istaevońskich, a nawet ingaevońskich.
*) MUllenhoff IV, 115—121.
90 WOJCIECH KĘTRZYilSKI.
Bawar czy cy są potomkami Markomanów; nazwisko ich świadczy^
że pochodzą z Czech (Baiaheim, Baiheim, Beheim); zadziwia jednak
okoliczność, dla czego Bawarczycy w takim razie nazywają się Baiu-
yarii, Baiern, a nie Bohemi, Bohmen lub Markomani?
W późniejszych czasach zmienił Mtlllenhoff wed! ag zapewnienia
Meitzena ^) o tyle jeszcze swoje zdanie, że utrzymywał, jakoby wszystkie
plemiona ingaevońskie i istaevońskie pochodziły od Herminonów, co
już zupełnie nie zgadza się ani z tradycyą rodzimą ani z hypotezami
rzymskiemi.
Taką samą dowolnością, jak Zeuss, kierował się także MuUenhoff,
a twierdzenia ich wobec ścisłych faktów historycznych powyżej wyka-
zanych są rezultatem nie krytyki poważnej, lecz wygórowanego szowi-
nizmu narodowego.
c. Wista nie byta wschodnią granicą Germanii.
Bezpodstawną, jak powyższe tłumaczenie mytu Tacytowego o sy-
nach Manna, jest również hipoteza, jakoby Wisła była granicą wscho-
dnią Germanii niemieckiej. Jest racya, że Ptolemeusz Wisłą dzieli
Germanię od Sarmacyi, ale MflUenhoff z pewnością nie ma racyi, że
się na takiem właśnie świadectwie opiera, mówiąc II, 79: „Die Wei-
chsel, soweit nicht die Goten auf ihrem rechten Ufer herrschten, galt
ftlr die Grenze und war nach allem, was wir wissen und ermessen
konnen, wirklich die Grenze, die bis auf die Zeiten der Wanderung
Germanen und Slaven schied. Diese Thatsache ist so wohl begrtln-
det und so wohl bezeugt, wie nur eine aus unserem Alterthum;
denn die Zeugnisse verlieren nichts von ihrer Entschiedenheit und Zu-
yerlftssigkeit, wenn Plinius selbst 4, 97 ttber die Lagę der Venedi noch
einigermassen ungewiss ist oder Tacitus den Grenziluss mit Namen
zu nennen unterlttsst oder Marinus von Tyrus aus den Finnen und
Yeneden im Nordosten und Sttdosten der Eisten stidliche und nord-
westliche Nach1)am derselben machte".
Z tego, co Mtlllenhoff przytacza, należałoby właściwie wnioskować,
że „keine Thatsache istso schlecht begrttndet und so schlecht
bezeugt", jak jego twierdzenie, opierające się na Ptolemeuszu, który
czerpie z Maryna tyryjskiego. Ze zaś Ptolemeusz jest bardzo bałamutną
głową i nie posiada żadnej krytyki, że różne wiadomości, pochodzące
z dwóch lub trzech źródeł'-^), które miał przed sobą, zestawia jedne
obok drugich, jakoby się ściągały do różnych narodów, choć odnoszą
^) Meitzen I, 32, U, 16. *) MUllenhoff U, 343.
o SŁOWIANACH MIĘDZY BBNEM A ŁABĄ I T. D. 91
się tylko do jednego, o tem wszystkiem wie dobrze Mtillenhoff i nieraz
go za to gani n. p.:
n, 325: Bei Ptolemaens. der aus Mangel an jeder genaue-
ren Orientirung in dem ganzen sfldlichen Theile seiner Kartę
von Germanien sich begnttgte, die Namen der V5lker und Grebirge
bios in Reihen von Norden nach Sttden unter einander aufzustellen^
ist 8elb8tverstftndlich nichts darauf zu geben, wenn etc.
111,95: Schlimmer ais Poeten und Prunkredner stellte
er (Marinus) ais Kartenzeichner die Dinge auch da nocb ais ge-
nan ermittelte, nach Mass und Zahl bestimmte Thatsa-
cben hin, wo jede Kunde aufhorte und er nicht die geringste
Oewissheit haben konnte. Den Mathematiker Ptolemaeus, der sein
Werk in die uns vorliegende Gestalt brachte, trifiFl; dann wenigstens
der Yorwurf gedankenloser, handwerksma.ssigerArbeit,
die sich jeder Nachprflfung des Einzelnen entscblug.
Diese Systematiker sind erst diewahren Sudelkoche der alten
Geographie und alles, was der Admirał Plinius etwa fthnli-
ches geleistet bat, ist gegen sie nur ein Einderspiel.
III, 323: Ptolemaeus, dessen Earte hier in heillose Yerwir-
rnng gerathen ist etc.
IV, 50: Die Thesis von Grossgermanien (Ptolemeusza), die fast
ganz aus Namen und Zahlen besteht, indem mit grosser Sicherheit und
Bestimmtheit der Lauf der Fltlsse, die Lagę der Gebirge, der Volker
und einer Menge Stftdte und Orte naeb Graden der Lftnge und Breite
ang^;eben werdeu. Dies wftre tlberaus werthyoll und wichtig, wenn.
nicht die Yerwirrung in die Augen fiele, nicht ein ein-
ziger Ansatz ist vollig richtig. Ptolemaeus gab (sein Werk)
um das Jahr 150 heraus. Man darf aber seine Nachrichten nicht fUr
gleichzeitige halten. Er sagt I, 19 selbst, dass er nur das Werk des
Marinus von Tyrus umarbeiten und neu redigiren woUe, dieser aber
lebte und schrieb unter Trajan um das Jahr 100 gleichzeitig mit
Tacitus.
Bardzo ostry wydał Mtillenhoff tu sąd o Pliniuszu, Marin usie
i Ptolemeuszu, choó niewątpliwie słuszny. Pomimo tego jednak, zamiast
korzystać z uwag i spostrzeżeń przez siebie uczynionych, bez wahania
czerpie i to pełną ręką i z Pliniusza i z Ptolemeusza, gdzie wiadomości
ich, choć nieprawdopodobne, popierają jego hipotezę o Wielkiej Ger-
manii.
Już sama nazwa Sarmacyi, którą Wisła oddzielić ma od Germa-
nów, powinna była zwrócić uwagę Mtlllenhoffa na to, że za Wisłą
wcale nie było Sarmatów, bo Ptolemeusz wylicza na prawym jej brzegu
92 WOJCIECH KĘTRZYŃSKI.
od morza począwszy Wenedów, Gythonówj Finnów, Sulonów, Frugun-
dyonów, a Avarinów „iaxta initium Vistulae fluvii". Sarmaccy zaś
Jazygowie mieszkali dopiero między Dunajem a Cisą. Stąd już wynika,
że Sannaeya jest pustym dźwiękiem bez odpowiedniego znaczenia t. j.
że Sarmacya była tylko geograficznym terminem technicznym tak samo
jak i Germania.
Ale nie o to chodziło MtlllenhoflFowi; Wisła ma być granicą między
Germanią a Słowianami. Ale i na to ma radę.
Wszystko, co Ptolemeusz mieści na prawym brzegu Wisły, jest
bałamutne; nad morzem kładzie Wenedów, a tymczasem wiemy, że
tam Aestiowie mieszkali; pod nimi sadzi Gytonów, a pod Gytonami
Finnów, których nigdy nad Wisłą nie było. Mając takie daty niemo-
żliwe, zamiast je zbadać krytycznie, Mtlllenhoff w istnie aleksandrowski
sposób rozcina ów węzeł gordyjski. Wenedów wyrzuca z nad morza
do górnej Wisły, Finnów zaś za piątą górę, a w miejscu tak stanowczo
zdobytem na potulnych Słowianach i Czuchońcach mogą swobodnie
teraz panować Gotowie ^).
Dla czego zaś przenosi MullenhoflF Wenedów-Słowian z nad morza
do górnej Wisły, a nie jak Tacyt tego się domaga — Venedi... qaic-
quid inter Peucinos Fennosque silvarum ac montium erigitur, latroci-
ciis pererrant" — w sąsiedztwie Finnów i Bastarnów czyli Peucynów?
Wenedów mu potrzeba gdzieś nad Wisłą, skoro ona ma być granicą
Germanii, a Wenedowie Tacytowi nie mogli siedzieć nad Wisłą, lecz
chyba za Bugiem i Niemnem. Czy to nie jest po prostu sfałszowanie
historyi?! Ale i ten fortel jest bardzo wątpliwym tylko zyskiem, skoro
według pojęcia Mttllenhoffa i twierdzenia Ptolemeusza Gotowie mie-
szkają na prawym brzegu Wisły; Wisła zatem nie była granicą Ger-
manii.
Wendowie są według Ptolemeusza „gens maxima"; do „minores
gentes", które zamieszkują Sarmacyę, należą Gotowie; według Mttllen-
hofTa ma się naturalnie wszystko odwrotnie, bo tego wymaga jego
hipoteza i jego duma germańska.
Wie bardzo dobrze MttUenhoff, że Ptolemeusza daty bardzo często
są bałamutne, że na nich bezwarunkowo polegać nie można, jeżeli nie
ma okoliczności objaśniających i wyświetlających. Wie także, że Ptole-
meusz źródła swoje wypisuje bezkrytycznie i nie tylko nieraz, lecz
bardzo często nawet dobre wiadomości mieści na miejscach niewłaści-
wych i nieodpowiednich. Jeżeli więc wiadomości Ptolemeusza odrzucić
») Mullenhoff II, 18, 77—79.
o SŁOWIANACH MIĘDZY RENEM A ŁABĄ I T. D. 9S
nie można, bo nazwy wymienione są historyczne, to trzeba je przenieść
tam, gdzie według świadectw historycznych siedziały odnośne narody.
Przedewszystkiem skonstatować należy, że porządek ich nie może
być takim, jak Ptolemeusz podaje, od północy ku południowi — Ve-
nedae, Gythones, Finni — lecz odwrotnie: Finni, Gythones, Venedae.
Jeżeli Finnowie, jak MttUenhoff II, 76—77 powiada, już w VI
i V wieku przed Chrystusem i przedtem przebywali nad Wołgą
(a wogóle w północnej Europie) jak tysiąc i dwa tysiące lat później,
jeżeli dalej należy przypuścić, że Słowianie lub ich przodkowie mieli
obok nich swe siedziby już wówczas, jak i później ^), to mojem zdaniem
ł^innowie Ptolemeuszowi mogli tam tylko siedzieć, gdzie i dzisiaj, to
jest mniej więcej na wschód od Dźwiny, bo od Wisły do Dźwiny
mieszkały narody prusko-litewskie.
Przez Wenedów rozumieją autorowie starożytni, jak już przeko-
naliśmy się, Słowian ruskich. Jeżeli zatem Gotowie siedzieli między
Finnami a Rusinami, to może to tylko znaczyć, że siedzieli jako zdo-
bywcy i jako panowie na ziemi zdobytej mieczem na obydwóch na-
rodach tak, jak późniejsi Waregowie.
Że tylko tutaj, a nie gdzieindziej należy szukać ówczesnych sie-
dzib Gotów, wynika nie tylko z historyi ich podanej przez Jordanesa^
lecz przedewszystkiem z tej okoliczności, że Finnowie wielką liczbę
pierwiastków, odnoszących się do stosunków domowych i gospodarskich,
przejęli z mowy gockiej, będącej w takiem stadyum rozwoju, w jakiem
mogła znajdować się za czasów Tacyta. To zaś miało miejsce, jak z zesta^-
wienia Ptolemeusza wynika, rzeczywiście w pierwszym i drugim wieku
po Chrystusie, co także Tacyt i Pliniusz potwierdzają').
Według MuUenhoffa i jego szkoły mieszkali zatem Niemcy-Ger-
manowie po obu brzegach Wisły, a tylko nad górną przeznaczyli skro-
mny kącik Słowianom. Pomimo tego i wbrew temu nazwa Wisły jest
słowiańska! Temu też nie zaprzecza Mflllenhoff, przyznając, że „Yistla
ist daher aus Yisla entstellt und zwar im Munde der Deutschen...
nnd Yisla muss der ursprllngliche Name sein, den die Germanen erst
yon Westen her gegen den Fluss yorrUckend, yon den Littauern und
Slayen aufhahmen'' ^).
^} Słowa jego : „Sp&ter . . . wird sich aach noch einmal von einer gana anderen
Seite heraasstellen , dass die Finnen im fiinften und sechsten Jahrhandert vor Chr.
and frtilier an der Wołga ebenso da standen, wie ein bis zwei Jahrtaasende sp&ter
and daas ron den Slayen oder ihren Vorvfttern dieaelbe Stellung neben den Finnen
f^ jene Zeiten anianehmen ist, wie nachmals zur Zeit ihres er^ten geschichtiiohen
^aftretens**.
*) ]^Ieitzen II, 176 i n., 497 i n. MiUienhoff II, 55 i n. — ^ Malienhoff U, 208*
'94 WOJCIECH KĘTRZYŃSKI.
Według teoryi Mtlller.Loffa Germanowie od prawieku siedzieli
nad Wisłą, lecz tutaj nagle dowiadujemy się, że Germanowie od za-
chodu podchodząc ku tej rzece, o jej nazwie zaczerpnęli wiadomość
z ust Litwinów i Słowian! Mimo woli stwierdził MuUenhoff fakt histo-
ryczny, bo Niemcy po ujarzmieniu Słowiańszczyzny zachodniej, dopiero
w XIII wieku dotarli do Wisły.
Jeżeli Mullenhoff z okoliczności, że Ren i jego dopływy mają
nazwy przeważnie celtyckie, wnosi, że po obu brzegach jego mieszkali
niegdyś Celtowie, to dziwimy się, dla czego tej samej zasady i logiki
nie trzyma się także wobec Wisły. Dopły\vy Wisły są słowiańskie,
a jeżeli jeden i drugi ma dziś nazwę niemiecką lub zniemczoną jak
n. p. Schwarzwasser po polsku = Wda, Brahe po polsku = Brda itp.,
to słowiańskie wszystkie są starsze; to samo da się powiedzieć o Odrze,
które miano Mtillenhofl"^) przywłaszcza sobie jako niemieckie, twierdząc,
że ta nazwa w krajach słowiańskich prawie nigdzie się nie pojawia. I pod
tym względem myli się Mtlllenhoff; nazwa ta bowiem i jej pierwiastek
są dosyć pospolite w samej nawet Polsce n. p. Odr, błoto na Polesiu;
Odra wieś w Prusach Zachodnich; Odrów, rzeka w powiecie olszań-
skim, uchodząca do Dniepru; Odrj^, wieś w opawskiem; Odry około
Chojnic^); Odrawa, po niemiecku Wondreb, dopływ Ogrzy w Czechach.
Dopływy Odry dochowały także, po części przynajmniej, słowiańskie
swe nazwy.
Tem samem więc prawem, według którego kraje między Renem
a Wizerą Mu)lenhoff uważa za celtyckie, ziemie między Wisłą a Odrą
powinny być uznane za pierwotnie i wyłącznie słowiańskie. W osta-
tnich dopiero wiekach Niemcy usadowili się tutaj i zagnieździli.
Ze Wisła rzeczywiście niegdyś była granicą Germanii niemieckiej
i że Słowianie opuszczone przez Niemców kraje między Wisłą a Odrą
położone zajęli, na to znajduje Mtlllenhoff^) jeszcze dowód w nazwie
„Szląsk czyli Śląsk". Nazwa ta pochodzi, jak wiadomo, od rzeki Ślęza
i jest przymiotnikiem. Ślęza zaś wywodzi się według MtlllenhoflFa
zgłoska za zgłoską a litera za literą od wyrazu ^Silingi", a nimi byli
wandalscy Silingowie, którzy według Ptolemeusza mieszkać mieli wła-
śnie w owej okolicy.
Słowianie musieli zatem, twierdzi MtlllenhofiF, znać jeszcze ger-
mańskich Silingów, albo przed rokiem 406, zanim z Wandalami i Swe-
bami przeszli przez Ren do Hiszpanii, albo krótko potem, gdy Rugowie
i Skirowie przenieśli się przez Karpaty na południe, a tylko słabe
») Mullenhoff II, 209. — ') Ob. Słownik geograficany. — ») MUllenhoff II,
92—93.
o SŁOWIANACH MIĘDZY RBNEM A ŁABĄ I T. D. 95
szczątki pierwotnej ludności pozostały nad Ślęzą. Silingowie ci pozo-
stali zamienili się powoli w Słowian. Do tego zdania przychyla się
także Meitzen i).
Według MtłllenhoflFa mieszkali Słowianie na prawym brzegu, we-
dług Meitzena zaś po obu brzegach górnej Wisły i w Galicyi. Byli
zatem sąsiadami niemieckich Silingów i mieli ich znać. Mogliby ich znać
rzeczywiście, gdyby tak było, jak oni to przedstawiają, choć wiemy
już, że stosunki były zupełnie inne. Ale przypuściwszy, że tak istotnie
było, nie możemy nie wątpić, że po wyniesieniu się Silingów właśnie
ci Słowianie pierwsi zajęli Szląsk, którzy najbliżej nich byli. Zająwszy
Szląsk. wzięli w niewolę i pozostałych mieszkańców niemieckich, nie
dbając z pewnością o ich zwierzenia i nabożeństwa. Ale że ci Słowianie
nie pozostali na Szląsku, lecz poszli aż do Renu, więc zabrali z sobą
także cały swój dobytek i swoich niewolników. Za nimi zaś przyszli
inni i znowu inni, którzy szli za tamtymi coraz dalej i zabrali z sobą
co poprzednicy przypadkiem zostawili. Ci zaś Słowianie, którzy już
zostali na Szląsku, jako pochodzący z najdalszych okolic, nic z pewno-
ścią o niemieckich SiUngach nie słyszeli, ani śladów ich już nie zna-
leźli pod Sobótką. Twierdzenie zatem MtiUenhoffa nie da się wcale
uzasadnić w ten sposób.
Ale czy kiedykolwiek niemieccy Siliii<^owie mieszkali nad Ślęzą?
Pierwsza wzmianka pewna o Silingach pochodzi z V wieku i wspomina,
że „Wandali nomine Bilingi" *) osiedlili się w Baetica w południowej
Hiszpanii.
Przedewszystkiem należy zwrócić uwagę na to, że Silingi nie jest
nazwą plemienną, lecz patronymiczną , bo y,ingi" oznacza członków
pewnej rodziny, pewnego rodu. W ten sposób Astingi przedstawiają
ród królewski Wandalów^); jeżeli zaś Astingi byli rodem wandal-
skim. nie rozumiem żadną miarą, dlaczego Silingi mają być narodem
wandalskim. Jeżeli zaś byli rodem, nikt twierdzić nie może, aby ród
ten istniał już kilka wieków przedtem, zwłaszcza, że o nich jest ogólne
milczenip. ])o wspomina o nich tylko Ptolemeusz. Nie kładę wagi na
okoliczność, że Ptolemeusz umieścił ich pod Semnonami, a więc między
Odrą a Łabą, bo to jest rzecz obojętna; zachodzi jednak wątpliwość,
czy geograf aleksandryjski wogóle mówił w swojej Germanii o Silingach,
bo inne rękopisy jego mają „Hingae i Lingae", a w drukach łaciń-
skich znajdujemy w tem miejscu „Lincae i Lingae"; forma zaś „Lingae"
odpowiada, jak nadmieniliśmy już, nazwie ruskiej „Lach, Lech" nadanej
*) Meitzen II, U7— 148. — *) Zeuss str. 456. — ») Mullenhoff II , 91. Zeusa
8tr. 461.
96 WOJCIECH KĘTRZYŃSKT.
Polakom. Być więc możCj że Ptolemeusz o Polakach miał dwojaką
relacyę; w jednej nazywano ich „Lugii", a w drugiej ^Lingae".
Ale nawet gdyby się okazało, że nazwa „Silingae" jedyna jest
uzasadniona, to logika wymaga widzieć w nich przedewszystkiem
Szlązaków tam mieszkających od najdawniejszych czasów, a nie Bilin-
gów-Wandalów, o których pierwsza wieść pochodzi z V wieku z po-
łudniowej Hiszpanii.
Zresztą Silinguwie t. j. Wandalowie nigdy nie mieszkali na Szlą-
sku, lecz w pobliżu Gotów daleko od Odry i Wisły.
d. Rozłączenie Niemców i Skandynawczyków nie nastąpiło
nad Wista. Tradycya narodów skandynawsko - germańskich o ich
pochodzeniu.
Hipoteza postawiona przez uczonych niemieckich, jakoby Niemcy
zaludnili całą środkową Europę, jakoby Słowianie dopiero po nich za-
jęli swe późniejsze siedziby, nie dała się przeprowadzić bez zgwałcenia
wszelkich podstaw historycznych i wszelkiej logiki i krytyki.
Twierdząc) bowiem, że Germanowie-Niemcy już w prawieku
dziejów szczepów aryjskich idąc w ślad za Celtami, zajęli kraje od
Wisły do Renu, oraz że za nimi dopiero przybyli do Europy Aestiowie
czyli narody litewskie, które opanowały pobrzeże bałtyckie od Di winy
do Wisły, oraz Słowianie, którym różni różne przekazują siedziby od
kraju bajecznych Melanchlaenów i Anthropofagów począwszy aż do
źróddt Wisły.
Mając już stałe siedziby w Europie, odłączyli się od Germanów
Skandynawczycy, jak twierdzi MuUenhoff*), i przenieśli się drogą lą-
dową do Skandynawii. Twierdzenie to nie liczy się wcale ani z naturą
ludzką ani z doświadczeniem na dziejach opartem, że narody, szuka-
jące lepszego bytu, lepszych warunków egzystencyi, wybierają się ku
stronom, dokąd dobrobyt i pomyślniej szy klimat wabią. Dla tego w sta^
rożytności i wiekach średnich wszystko ciągnie ku południowi i ku za-
chodowi, do krajów słynących od dawna z bogactwa i dobrego bytu.
Gdyby Germanom koło Wisły było za ciasno, zamiast pójść do
Skandynawii mało obiecującej, byliby się rzucili przedewszystkiem na
ludy sąsiednie, aby je podbić i ujarzmić, jak to rzeczywiście wszędzie
czynili, aby w ten sposób bez wielkiego trudu uzyskać domy, żywność
i niewolników mogących za nich pracować.
Nie jest także prawd opodobnem, aby morzem udali się ku północy,
») .Miillenhoflf lU, 167—168. ") Mttllenhoff U, 77. Ul, 170.
o SŁOWIANACH MIĘDZY RENEM A ŁABĄ 1 T. D. 97
bo Tacyt, który jednak z wszystkich pisarzy starożytnych najlepsze
o północy ma wiadomości, nie wspomina nic. aby którykolwiek z na-
rodów germańskich słynął z żeglarstwa lub flotę posiadał, lecz o Skan-
dy na wczykach wyraźnie poświadcza: „Suionum hinc ciyitates ipso in
Oceano praeter viros armaque classibus valent. Forma navium eo dif-
fort, quod utrimque prora paratam semper appulsus frontem agit. Nec
yelis ministrant nec remos in ordinem lateribus adiungunt'' etc. ^).
Nie może być zatem mowy o jakiejś wędrówce Germanów z nad
Wisły lub wogóle z wybrzeża morza bałtyckiego ku Skandynawii;
o niej nic nie wiedzą ani dzieje ani tradycye narodów germańskich
i skandynawskich. Już w prawieku, kiedy ludy aryjskie zaczęły zalu-
dniać Europę, Germanowie czyli raczej Skandynawczycy poszli wprost
do Skandynawii, zepchnięci na północ przez inne szczepy aryjskie.
Skandynawia zatem jest kolebką wszystkich narodów germań-
skich i gookich, jak to słusznie zaznaczył już w VI wieku po Chr.
Jordanes mówiąc IV, 2b: „Ex hac igitur Scandza insula, quasi officina
gentium aut certę yelut yagina nationum'' etc.
Uczeni niemieccy nie uwzględniając, czego uczy natura i trady-
cya, lecz opierając się przy tem, że cała Europa środkowa zaludniona
była przez Germanów, znajdują się w pewnym ambarasie, bo mają
przed Bobą liczne nazwy narodów, które według ich teoryi miały opu-
ścić swoje siedziby, a o których w wędrówkach ludów germańskich
niema ani śladu; chwycili się dla tego rozmaitych hipotez identyfiku-
jących jedne plemiona z drugiemi, a gdzie tradycye plemienne zanadto
głośno mówią, negują je zarzucając im kłamstwo.
Do jakich konsekwencyj taka metoda prowadzi, o tem niech
świadczą następujące przykłady:
Semnones są według Mannerta Geographie der Griechen und
Bomer DI, 381 prawdopodobnie tylko przydomkiem Longobardów.
W Schmidta AUgemeine Zeitschrift ftlr Geschichte VIII str. 247 Mttl-
lenhoff identyfikuje Szwabów jako pokrewnych narodu markomańskiego
z Jutungami, a tych ostatnich z Semnonami. Według Meitzena II, 685
Jutungami są także Teutones. Tenże uczony zestawia I, 403 taki szereg:
Juthungen = Suapa (Suavi) = Cyuvari = Teotonarii = Semnones.
Semnonowie jako Szwabowie stanowią tutaj „pars Alamanorum" a ich
siedzibą to Szwabia naddunajska. Według Zeussa zaś (str. 457) poszli
Semnonowie naprzód jako Swewowie na wschód, a stamtąd z Wanda-
lami i Alanami do Hiszpanii; na str. 81 zaś miesza ich Zeuss z Ca-
rinami.
^) Germania 46.
Rozprawy Wydz. hlst.-flloz. T. XL.
98 WOJCIECH KĘTRZYŃSKI.
Lygii. Według Grimma Gcschichte der deutschen Sprache 802
są Lygiowie i Burgundowie w gruncie rzeczy jedno i to samo. Zieuss
str. 143 ma Mugilones za Burgundów, a Lygiów za Wandalów (str.
444); tak samo Meitzen I, 408, który II, 146 do nich liczy i Azdingów.
Arii. W Nordalbingische Studien I, 134 uważa Mullenhoff Ariów
lub Hariów za Herulów; Grinmi zaś Geschichte der deutschen Sprache
str. 712 bierze Suardones za Herulów, a str. 470 zestawia Hirri=He-
ruli. Suardones ma Zeuss str. 154 za jedno z Pharadeini.
Nahanarvali. W Haupta Zeitschrift ftir deutsches Alterthum
1X5 255 utrzymuje MtlllenhoflF, że Nahanarvali i Victuali lub Victohali
są jednym i tym samym narodem; on też zestawia tamże XII, str. 347
Nahanarvalów z Azdingami.
Nuithones. Według Grimma Geschichte etc. I, 500, 716 Ju-
thones = Vithones czyli Nuithones; Nuithones zaś zestawia Munck:
Die Insel der Nerthus in Pfeiffers Germania IV, str. 399 z Witami
i Gepidami; Zeuss identyfikuje Gepidów z Sigipedes, Sicobotes.
Lemovii i Rugi i. Mttllenhoff w Nordalbingische Studien I, 123
uwtiźsL Rugiów i Lemowiów za Sidini Ptolemeusza, Ruticlei zaś są
według niego = Turcilingi = Lemovii. Ostatni może są tym samym
narodem co Sibini Strabonowi i Sidini Ptolemeuszowi (Haupt Zeitschrift
IX, str. 52).
Przykładów na teraz zdaje mi się dosyć; dowodzą one, jak chao-
tyczną przedstawia się wielka Germania w oczach germanistów i ich
zwolenników. Ale inaczej być nie może; co przeciw logice się poczęło,
może wydać tylko rezultat nielogiczny, potworny.
Wbrew zatem dotychczasowym hipotezom uczonych niemieckich
twierdzimy stanowczo, że wszyscy Germanowie wyszli kiedyś ze Skan-
dynawii, że Skandynawia jest ich wszystkich wspólną ojczyzną.
Nic dziwnego zatem, że nazwy narodów, które najpóźniej opuściły
Skandynawią, odszukać tam jeszcze można. Jak na stałym lądzie spo-
tykamy Gotów i Greutungów, Rugów i Harudów, tak powtarzają się
w południowej Szwecyi Gautor i Evagreotingi , a w Norwegii Rygir
i Hordar. Skiringssaal nad zatoką krystyańską i Skiringen prz3rpomi-
nają Scirów, którzy razem z Gotami występując).
Aryjczycy przybywszy w prawieku do Skandynawii znajdowali
z początku dostateczne warunki życia wzdłuż morza i w pobliskich
dolinach, gdzie klimat był łagodniejszy.
Gdy się jednak rozmnożyli, położenie ich stawało się coraz tru-
dniejsze, a walka o byt coraz cięższa. Otoczeni morzem, które często
') Mttllenhoff lY, 121. Meitoen I, 41.
o SŁOWIANACH MIĘDZY RENEM A ŁABĄ I T. D. 99
-wdziera się głęboko w kraj, zmuszeni byli korzystać t akźe z rybołów-
stwa; rybołówstwo zaś dało im sposobność oswajania się z morzem
i budowania czółen i okrętów. Wprawiwszy się w nowe rzemiosło
i nabrawszy doświadczenia, oddalali się coraz bardziej od lądu, a do-
tarłszy do sąsiednich wysp, których nie mało było w niezbyt wielkiem
oddaleniu od kraju, zawładnęli niemi i posuwając się coraz dalej, do-
stali się do przeciwległego brzegu, gdzie inne narody, Czuchońcy, Slo-
ganie i Celtowie żyli w korzystniejszych od nich warunkach. Dobrobyt
obcych zachęcał śmiałych żeglarzy północnych, aby przywłaszczyć sobie
ich mienie, bo plony w ten sposób zdobyte zapewniły im dostatek bez
pracy uciążliwej, zwłaszcza, że pokonani przez nich krajowcy prawem
wojennem stali się ich łupem t. j. ich własnością czyli niewolnikami.
Bozwijało się u nich korsarstwo na wielką skalę; rozbójnicy skandy-
nawscy stali się postrachem całego świata, mianowicie, gdy wyprawili
się na obce kraje w liczne okręty z liczną załogą. Rozbójnicy owi
nazywali się wikingami lub waregami i dziś ich tak nazywają, a do-
wódcy wypraw mienili się być królami morskimi. Rozumie się samo
przez się, że wyprawy morskie w dalekie strony nie dały się uskute-
cznić bez pewnej organizacyi wojskowej, bez wodza, który kierował,
bez wiarusów, którzy szli za jego rozkazem. Tą organizacyą wojskową
górowali Skandynawczycy nad wszystkimi prawie ludami, z którymi
się spotykali i dla tego nic dziwnego, że zdołali nie tylko usadowić się
w obcych krajach, lecz także zakładać państwa, z których jedno prze-
trwało do czasów dzisiejszych. Znane są powszechnie ich wyprawy
korsarskie, poczynające się od 8-go wieku na Anglię, Francy ę, na morze
Śródziemne itd.; to samo miało miejsce i na wschodzie, gdzie przybysze
ze Skandynawii t. zw. Waregowie nie tylko przechodzili przez Ruś do
Orecyi, lecz także na samej Rusi zakładali państwa, z których wyrosło
dzisiejsze carstwo rosyjskie. Nie ulega wątpliwości, że wybrano drogę
najdogodniejszą i że Waregowie szli szlakami Gotów, których ludoruchy
ze swoimi przewrotami zatrzeć nie zdołały. Drogę tę opisuje Nestor,
ale w odwrotnym kierunku, bo z Grecyi do Skandynawii: „Gdy Po-
lanie (naddnieprscy) żyli z osobna po górach tych, był szlak z Warę-
gów do Grecyi, a z Grecyi Dnieprem; u wierzchowiny Dniepru był
włok do Łowoty; Łowotą wejdziesz w wielkie jezioro Newo; jezioro
to ma swój odpływ w morze waręgalde" itd.
Relacyę Nestora akceptuje i Meitzen ^), który o tem tak się roz-
wodzi: „Okręty Waregów, których doskonałe urządzenie znał już Tacyt,
^ak były zbudowane, że w razie potrzeby załoga mogła je nosić. Na
') MeiŁsen U, 499.
7*
100 WOJCIECH KĘTRZYŃSKI.
walcach toczono je nieraz przez kraj, ą od Łowoty, dopływu południo-
wego jeziora ilmeńskiego, aż do najbliższych dopływów Dźwiny, od
Kaspelii do Dniepru zakładano włoki czyli koleje drzewne, po których
ciągniono okręty przez wzgórza dzielące wody uchodzące z jednej
strony do morza bałtyckiego, z drugiej do morza Czarnego.
Roku 6367 (859) Waręgowie, powiada Nestor, z za morza przy-
chodząc, brali dań od Czudów i od Słowian, od Merów i od Wesów
i EIrywiczów itd.
Roku 6370 (862) wygnali Waręgów za morze; co dalej Nestor
opowiada, jakoby wskutek niezgody narody czuchońskie i słowiańskie
zaprosiły Rasów z za morza do ciebie, jest naturalnie bajką późniejszą,
powstałą, gdy Waręgowie już byli zniszczeni, bo nie chcieli >vówczas
uchodzió za uciemiężycieli , lecz za przyjaciół ludu ruskiego. W dal-
szym ciągu opowiada ów kronikarz: „I wybrali się trzej bracid —
jąk i w mycie o aynach Manna — z rody swoimi, wzięli z sobą
^3zystką Ruś i przyszli do Słowian naprzód i obwarowali gród Ładogę
i osiadł Ruryk najstarszy w Ładodze, a drugi Sineus w Białem jezior
rze, a trzeci Truwor w Izborsku ... Po dwóch zaś latach umarł Sineus
i ^fcąt jego T^ruwor i obj^ Ruryk sam wszystką ziemię i przyszedłszy
joad ^mer ^), obwarował gród nad Wołchowem i nazwał go Nowogrodem
i psiądł w nim jako książę i rozdawał dostojnikom swoim włości
i grody... I byli u niego (Curyka) dwaj męże ani plemiiennicy jego
Bfń bojarowie i wyprosili się u niego do Garogrodu wraz z rodem
ęwp^' I poszli Dnieprem . . . Owóż Oskold i Dir zostali w grpdzie tym
.(Kijó;w) i zgroinadzili mnóstwo Waręgów i poczęli władać Polską (nad-
^niepr&k^), podczas gdy ^uryk w Nowogrodzie panował.
Roku 6387 (879) umarł Ruryk, oddawszy rząd państwa Olegowi,
^t(^y Jbył z rodu jego, oddal mu też w opiekę syna swego Igora; był
bowiem bardzo młody.
Roku 6390 (882) wyprawił się Oleg, zebrawszy mnóstwo wojska
z Waręgów, Czudów, Słowian, Merów, Wesów i Krywiczów i przyszedł
do Smoleńska na Krywiczów i wziął gród i osadził swymi ludźmi.
Stąd poszedł w dół i wzi^ Lubecz i osadził swymi ludimi. Przy-
szedłszy Oleg ku górom kijowskim, ujrzał, że Oskold i Dir tu panują...
Zabito Oskolda i Dira ... i osiadł Oleg na księstwie w Kijowie . . . Ten
zaś Oleg począł stawiać grody i nałożył dań na Słowiany, Krywicze
i Mery i postanowił dawać dań Waręgom z Nowogrodu grzywien 300
co rok dla pokoju i dawano ją Waręgom do śmierci Jarosława^.
Wypisałem tutaj umyślnie podanie Nestorowe w obszemem stre-
^) Na mapach nazjwa się to jezioro zwykle „Ilmen'
o SŁOWIANACH MIĘDZY REKEM A ŁABĄ I T. D.
lOl
szczenią, bo objaśnia nas, w jaki sposób te zabory nastąpiły, jak Skan-
dynaitczycy uzyskawszy niektóre punkta położone w pobliżu morza,
ufortyfikowali je, ludy sąsiednie zniewolili do poddaństwa i powoli
posuwali się dalej ku południowi. Nie trzeba tylko myśleć, jakoby to
wszystko działo się w przeciągu lat kilkunastu, jak Nestor pisze; na
to potrzeba było co najmniej lat kilkadziesiąt, a może i wiele więcej.
Fakta zatem świadczą, że Skandynawczycy najeżdżali Europę
przez wiele wieków; co się stało za wieków średnicb, staó się mogło
także już za czasów rzymskich i greckich, chociaż wyprawy ich kor-
sarskie nie były takie głośne, jak później, gdyż skierowane były ^rze-^
ciw ludom, nie posiadającym jeszcze ścisłej organizacyi państwowej
śid wyższej kultury; dla tego czyny ich przeminęły bez świadectw
ze strony zaczepionych, ale echo ich przechowało się w tradycyach
owych narodów skandynawskich, które potem utworzywszy pańdtwa,-
odgrywały ważną rolę w dziejach Europy.
Waregowie nie byli pierwszymi najezdcami Czuchońców i Rudi,
oni szli tylko drogą wskazaną sobie przez Gotów, którzy nie wiedzieó
kiedy, prawdopodobnie już przed naszą erą zaczęli przenosić się ku
kresom fińskim i słowiańskim. Wędrówkę ich opisuje dokładnie biskup
Jordanes, Got z pochodzenia, który czerpał i z tradycyi narodowej
i z zaginionych dzieł gockich historyków.
Już I, 9 mówi on wyraźnie: „Habet is ipse inmensus pelagud in
parte artoa id est septentrionali amplam insulam nomine Scandzam,
unde nobis sermo, si Dominuś iubaverit, est adsumpturus, quia genis,
cuius originem flagites, ab huius insulae gremio yelut ez£i-
men apium erumpens in terram Europae advinit".
O samej wędrówce Gotów rozpisuje się Jordanes w ten sposób
IV, 25: „Ex hac igitur Scandza insula, quasi officina gentium aut certę
velut yagina nationum [Qt)thi] cum rege suo nomine Berig quondam
memorantur egressi: qui ut primum e navibus exientes terras attige-
runt, ilico nomen loci dederunt. Nam odiequ6 illic, ut fertur, Gotiscandza
Tocatur".
IV, 26. „Unde mox promoventes ad sedes Ulmerugorum, qui
tunc Oceani ripas insidebant, castra metati sunt eosque commisso
praelio. propriis sedibus pepulerant eorumque vicinos Vandalos iam
tunc subiugantes suis aplicavere victoriis. Ubi vero magna populi nu-
merositate crescente et iam pene quinto rege regnante post Berig, Fi-
limer filio G^darigis, consilio sedit, ut exinde cum familiis Gothorum
promoveret exercitus".
IV, 27. „Qui aptissimas sedes locaque dum quereret congrua,
peryenit ad Scythiae terras, quae lingua eorum Oium yocabatur''.
102 WOJCIECH KĘTRZYŃSKI.
IV, 28. „...ad gentem SpaJorum... exmdeque iam velut yictores
ad extremam Scythiae partem, quae Ponto mari yicina est, properant*
quemadmodum et in priscis eorum carminibas pene storicu ritu in
commune recoletur".
Według własnej zatem tradycyi Gotowie, wychodząc ze Skandy-
nawii, przybyli do kraju lub raczej wyspy, którą zwali Gothiscandza;
jest to wyspa Gothland. Stamtąd wyruszywszy, naturalnie na okrętach,
przybyli do nadmorskich Ulmerugów t. j. do Rugów, siedzących od
ilmeńskiego jeziora aż do morza, których wypędzili z siedzib również
jak ich sąsiadów Wandalów.
Stąd wynika, że Rugowie i Wandalowie pierwsi wyszli ze Skan«-
dynawii i to przed Gotami, z którymi odtąd łączy ich pewna wspólność
dziejów. Tutaj nad morzem siedzieli około stu lat, bo dopiero za Fili-
mera, będącego piątym królem po Berigu, który ich wyprowadził
z ojczyzny, wyruszyli w dalszą drogę i przeszli do Scytyi, zwanej
„Oium, lub Ouim, Ovin", co niewątpliwie oznacza t. zw. Vinland czyli
kraj Tacytowych Wenedów.
Scytya bowiem jest u Jordanesa to samo, co Sarmacya u Ptole-
meusza, bo oznacza kraj na wschód Germanii leżący; mówi bowiem
V, 31: „Haec, inąuam, patria id est Scythia longe se tendens lateque
aperiens, habet ab oriente Seres in ipso sui principio litus Caspii maris
commorantes; ab occidente Germanos et flumen Yistulae; ab arctu id
est septentrionali circumdatur Oceano, a meridie Persida, Albania, Hi-
beria, Ponto atque extremo alveo Istri, qui dicitur Danubius ab ostea
sua usque ad fontem".
W dalszjrm pochodzie dotarli przez kraj Spalów Herodotowych
aż do Czarnego morza.
Hermanryk, ostatni król gocki na wschodzie panujący, miał pod
swoją władzą Golthescytha, Thiudos, Inaunxis, Vasinabroncas, Merens,
Mordens, Imniscaris, Rogas, Tadzans, Athaul, Navego, Bubegenas, Cal-
das ^), oraz Herulów *), mieszkających nad Meotydą. I Venedów podbił,
jak Jordanes twierdzi, choć jZ natury rzeczy wynika, że musieli od
dawna już podlegać panowaniu Gotów, skoro pochód od jeziora Ilmen
prowadził ich przez kraje słowiańskie.
Państwo gockie, dzierżące pod swojem berłem narody słowiańskie,
czuchońskie i skandynawskie, rozprysło się jednak jak bańka mydlana,
gdy Hunnowie rozpoczęli swój pochód na Europę.
Razem z Gt)taini przybyli na stały ląd według Jordanesa i Ge-
pidowie; mówi bowiem XVII, 94 — 95: „meminisse debes me in initio
') Jordanes XX Ul, 116.
*) Jordanes XXIII, 117. Herulowie i Hirri są prawdopodobnie jedno i to samo-
o SŁOWIANACH MIĘDZY RENEM A ŁABĄ I T. D. 103
de Scandzae insalae gremio Gothos dixi8se egressos cum Berich rege
Buo, tribus tantum nayibus vectos ad ripam Oceani citeńoris id est
Grothiscandza; ąuarnm trium una nayis... tardior nancta nomen genti
fertur dedisse. nam lingua eorum pigra „gepanta" dicitur. Hinc factum
est, ut paulatim... nomen eis ex convicio nasceretur Gepidas. Nam
sine dubio exQothorum prosapia ethi trabent originem.
Pierwotnycb zatem siedzib Gepidów należy szukać w pobliżu
Gotów i jeziora ilmeńskiego. Jordanes wprawdzie wspomina o wyspie
otoczonej „Yisclae amnis vadis" '); zdaje mi się jednak, że się myli,
gdyż przy ujściu Wisły niema i nie było żadnych ani większych ani
mniejszych wysp; znajdują się zaś takie przy ujściu Dżwiny, miano-
wicie Ozylia, gdzie zatem z początku Gepidowie prawdopodobnie mie-
szkali. I Burgundowie mieszkali niedaleko nich.
Z innych plemion pochodzenia niewątpliwie skandynawskiego
mieszkali w pobliżu Gotów Lemovii obok Rugiów, prawdopodobnie
nad Newą, gdzie rzeka Lemowża jeszcze ich nazwę przypomina.
Scirowie osiedli się, jak się zdaje, w Kurlandyi^), gdzie wiele
nazw miejscowych przechowało ich pamięć.
Tak przedstawiają się początkowe dzieje plemion wandilskich
czyli skandynawskich według własnej tradycyi w pieśniach i pismach
przechowanej, której niewątpliwie więcej należy ufać, aniżeli uczonym
a przewrotnym hipotezom germanistów niemieckich.
Ale i Germanowie sami mieli podobne tradycye; niema prawe
żadnego plemienia wybitniejszego, któreby się nie chlubiło, że skądinąd
pochodzi, a gdzie tradycya zagasła, tam wymyślano sobie bajeczki
o Trojanach i wojsku Aleksandra Wielkiego^).
Wybitną rolę odgrywali w dziejach Lan<^obardowie i dla tego
nie można się dziwić, że liczne przechowały się relacye o ich pocho-
dzeniu ze Skandynawii, które mniej więcej zgodne są z sobą, a prze-
ważnie tylko Ipod względem stylistycznym się różnią. „Origo genti s
Langobardorum"^), ułożony w środku VII wieku, podaje taką opowieść:
„Est insula, qui dicitur Scadanan, quod interpretatur excidia, in par-
tibus aquilonis, ubi multae gentes habitant; inter quos erat gens parva,
quae Winnilis vocabatur. Et erat cum eis mulier nomine Gambara,
habebat duos filios; nomen uni Ibor et nomen alteri Agio; ipsi cum
^) Jordanes XVII, 96.
*) Śafarik: Slav. Alterthamer I, 435.
^) Bajeczki te aczone może przyczyniły sie właśnie do tego, że o prawdziwej
tradycyi zapomniano. Podobnie ma się rzecz z Saksończykami.
*) Mon. Ger. Hist. Script. rer. Langobardorum et Ital. saec. VI — IX, str. 2 — 3.
104 WOJCIECH KĘTRZYŃSKI.
matre sua nomine Qambara principatum tenebant super Winniles.
Moyerunt se ergo duces Wandalorum id est Ambri et Assi cum exer-
citu suo et dicebant ad Winniles: Aut solvite nobis tributa aut prae-
parate yos ad pugnam et pugnate nobiscum! Tunc responderunt Ibor
et Agio cum matre sua Gambara: Melius est nobis pugnam praeparare,
quam Wandalis tributa persolvere. Tunc Ambri et Assi hoc est duces
Wandalorum rogaverunt Godan, ut daret eis super Winniles yictoriam
Eo tempore Gambara cum duobus filiis suis id est Ibor et Agio^ qui
principes erant super Winniles, rogaverunt Fream [uxorem Godan],
ut ad Winniles esset propitia. Tunc Frea dedit consilium, ut sol sur-
gente, venirent Winniles et mulieres eorum, crines solutae circa faciem
in similitudinem barbae et cum yiris suis yenirent. Tunc luciscente
sol dum surgeret, girayit Frea, uxor Godan, tectum, ubi recumbebat
yir eius, et fecit faciem eius contra orientem et excitayit eum. Et ille
aspiciens yidit Winniles et mulieres eorum habentes crines solutas circa
faciem et ait: Qui sunt isti longibarbae? Et dixit Frea ad Gt>dan:
Sicut dedisti nomen, da illis et yictoriam. Et dedit eis yictoriam, ut,
ubi yisum esset, yindicarent se et yictoriam haberent. Ab illo tempore
Winniles Langobardi yocati sunt".
2) Et moyerunt se exinde Langobardi et yenerunt in Golaidam
et postea possiderunt aldonus Antbaib i Bainaib seu et Burgundaib etc.
Tradycja longobardzka jest bardzo zamącona, a bardziej jeszcze
zaciemnili ją Paweł dyakon i Historia Langobardorum codicis Go-
thani itd.
Z Tacyta i innych pisarzy starożytnych wiemy, źe Langobardo-
wie mieszkali na lewym brzegu dolnej Łaby i byli narodem swewskim
czyli słowiańskim; nie przeczy temu bynajmniej nazwa niemiecka
temuż narodowi nadana — jak ów naród się nazywał po swojemu,
nie wiadomo 1) — bo grecka nazwa nie czyni Antropofagów i Melan-
chlenów Grekami, ani celtycka Germanów Celtami.
Skoro Godan przyrzekł Wandalom zwycięstwo, a Freja poradziła
Winnilom, aby kobiety ich z włosami rozpuszczonymi na około twarzy
wraz z mężami stanęły w oznaczonym czasie przed obliczem G^dana,
to widać, że udając brodaczów, mieli podstępnie ubiedz Wandalów.
Wandalowie zatem byli właściwymi Langobardami. Według podania
Winniles od owej chwili otrzymali nazwisko Langobardów, co należy
tłumaczyć w ten sposób, że pobiwszy Langobardów zajęli ich ziemię
albo gwałtem albo podzielili się nią z nimi na podstawie dobrowolnych
układów, wskutek czego przyjęli także nazwisko zwyciężonych; jest to
*) Domysł nasz później wypowiemy.
o SŁOWIANACH MIĘDZY RENEM A ŁABĄ I T. D. 105
zjawisko powtarzające się nieraz w dziejach, że wspominam tylko
o dzisiejszych Prusakach, którzy przejęli nazwisko swoje od plemienia
litewskiego przez nich wytępionego.
Nazwa Wandalów oznacza w tym wypadku to samo, co Słowianie.
Ale i wyraz Winniles przypomina tak dalece nazwę Winulów czyli
Wendów, że w późniejszych czasach Langobardów włoskich po prostu
uważano za Słowian „unde usque hodie Sclayi, qui fuerant genere
Langobardi^ ^).
Langobardowie późniejsi nie byli z pewnością czystym narodem
germańskim, lecz musieli po części zlać się z narodem podbitym i dla
t^o panuje także pod względem religijnym u nich pewne zamieszanie.
Wandalowie = Langobardowie słowiańscy bowiem modlą się do Gk>-
dana czyli Wodana, boga Skandynawczyków, Winniles natomiast do
Frei, która tuta] uchodzi za żonę Qodana, podczas gdy zwykle jest
nią Frigg. Zagi skandynawskie obydwie wyróżniają n. p.:
So mogen milde
Mftchte dir helfen
Frigg und Freya^)
i uważają Freję za boginię pochodzenia wendyjskiego, której miano
słowiańskie było zapewne „Pfyja".
Są to niewątpliwie objawy i skutki długoletniego obcowania Skan-
dynawczyków z Langobardami słowiańskimi.
Droga, którą Skandynawczycy przebyli ze Skandynawii aż do
późniejszych swoich siedzib w Pannonii, jest bardzo niejasna; T^regio
bowiem, quae appellatur Scoringa", do której naprzód przybyli, oznacza
zachodnie pobrzeże Norwegii. Mauringa zaś zachodnią część Germanii
od morza do Dunaju; Anthaib i Bainaib są to samo, co kraj Antów
i Wendów czyli Słowian. Jeżeli zaś Historia Langobardorum codicis
Gk>thani z początku IX wieku wspomina o bitwie, stoczonej w owym
pochodzie „in Beowinidis", to niewątpliwie ma na myśli Czechy, któ-
rędy rzeczywiście droga ich prowadziła do Burgundaib t. j. do kraju
Burgundów nad Dunajem w Pannonii.
Po Agionie, który owych Skandynawczyków wyprowadził z pół-
nocy nad Łabę. miało panować do roku 487 — „illo tempore exivit
rex Audoacheri de Rayenna cum exercitu Alanorum et venit in Rugi-
lande et expugiia/it Rugos et occidit Theuvane regem Rugorum secum-
que multos captiros duxit in Italiam. Tunc exierunt Langobardi de
suis regionibus et habitaverunt in Rugilande annos aliquantos" ^ —
*) Mon. Ger. Hist. SS. XXIL Ptr. 484 przyp.
*) Die Lygier 96 i 109. ') Origo goutis Langobardorum 3.
106 WOJCIECH KĘTRZYŃSKI.
pięciu królów: Agilmund, Lacamicho, Letui, Aldihoc i Godehoc; przy-
puściwszy, źe każdy z nich przeciętnie rządził około lat 30, to od czasu
wyjścia ze Skandynawii przeszło mniej więcej 180 — 200 lat; najechali
zatem Langobardów i ich kraj dopiero w końcu HI wieku po Chr.
Saksonów, którzy dziś ze wszystkich plemion niemieckich dzierżą
największe przestrzenie, bo od Renu aż do Inflant i Estonii, Tacyt
jeszcze nie znał. Pierwszy o nich wspomina Ptolemeusz, przeznaczając
im siedziby za ujściem Łaby, ale jego dokładność mało budzi zaufania
jak gdzieindziej, tak i tutaj, bo prawdopodobnie siedzieli wyżej w Szle-
zwiku lub w Jutlandyi nad brzegiem morza północnego. Pomimo,
że Ptolemeusz rozróżnia Saksonów od Cherusków, których zupełnie
gdzieindziej pomieścił, uczeni niemieccy uważają właśnie ostatnich ra-
zem z Chaukami i Angrivariami za protoplastów tamtych, a Meitzen ^)
nawet wyprowadza ich wraz z Frankami z okolic nadłabskich i nad-
salskich, jednych ku dolnej Łabie, a drugich ku dolnemu Eenowi.
Tymczasem Saksonowie już od połowy III wieku po Chr. znani
są jako niebezpieczni rozbójnicy morscy i lądowi '^), a od r. 350 są
postrachem całej Gallii. Cesarz Walentynian pobił ich hufce nad Renem
pod Dziewicanu (Deutz, Divitia), a r. 370 zniszczono jedną z ich wy-
praw morskich. W czwartym i piątym wieku zagnieździli się tak da-
lece na pobrzeżu północnem Gallii, że nazywano je „litus Saxonicum" **).
Gdy Frankowie posuwali się ku zachodowi, Saksończycy zajęli wyspy
leżące przed ujściem Ligery; niedługo potem osiedlili się pod Bayeux
i Nantes*). Roku 449 przenieśli się wraz z Anglami do Anglii, gdzie
się usadowili we wschodnich ziemiach.
To wszystko przemawia za narodem od dawna mieszkającym nad
morzem i oswojonym z żeglugą. Cheruskowie zaś i Angrivariowie mie-
szkali daleko od morza, a Chaukowie należeli raczej do Fryzów ani-
żeli do Saksonów.
Że zaś Saksonowie siedzieli pierwotnie poza obrębem późniejszych
swych siedzib, wynika z tradycyi, która zgodnie donosi, że z za morza
przybyli do Niemiec, że tutaj w ten sam sposób się usadowili, jak
gdzieindziej, lecz z większym sukcesem.
Najdawniejszy ich kronikarz Widukind, zakonnik z Korbei, z po-
chodzenia Sas, podaje o ich przybyciu do Niemiec taką relacyę:
I, 2: Nam super hac re (origine gentis) varia opinio est, aliis
^) Meitzen II, 15.
*) Meitzen II, 25 „gefahrliche Seerftuber. — Dahu: Urgeschichte der germani-
schen and romanischen Yolker 4, 176 „rasche Eiiuber zu Wasser und zu Land.
'*) Meitzen I, 508. *) Dahn IV, 176. — Zeusa 384.
o SŁOWIANACH MIĘDZY KBKEM A ŁABĄ I T. D. 107
arbitrantibns de Danis Northmannisque originem duxisse Saxo-
nes, aliis autem aestimantibas , nt ipse adolescentulus audiyi quendain
praedicantem , de Grecis, quia ipsi dicerent, Saxoiie8 reliąuias fuisse
Macedonici exercitns, qui secutus Magnam Alexandrum immatura morte
ipeius per totam orbem sit dispersus.
1,3: Pro certo autem noyimus Saxones his regionibus
nayibuB adyectos et loco primum applicuisse, qui usque bodie
nuncupatur Hadolaum.
I5 4: Incolis vero adventum eorum graviter ferentibus. qui Thu-
ringi traduntur fuisse, arma contra eos movent. Saxonibus vero acriter
resistentibus, portum obtinent. Diu deinde inter se dimicantibus et
multis binc inde cadentibus, placuit utrisque de pace tractare, foedus
inire; actumque est foedus eo pacto, quo baberent Saxones yendendi
emendique copiam, caeterum ab agris, a caede hominum atque rapina
abstinerent; Btetitque illud foedus inyiolabiliter multis diebus. Cumque
Saxoiiibus defecisset pecnnia, quid yenderent aut eme-
rent non babentibus, inutilem sibi pacem esse arbitrantibns .. .
Że podanie o pochodzeniu Saksonów od wojska macedońskiego
jest bajką uczoną a nie tradycyą, tego nie potrzeba nawet udowadniać,
bo się samo przez się rozumie.
Jako pewnik jednak podaje Widukind, że Saksonowie nie byli
tubylcami w ówczesnych swych posiadłościach, skoro „his regionibus
nayibus adyectos", oraz „de Danis Northmannisque originem duxisse".
Według podania Saksonowie wylądowali w Hadolaha, która to
ziemia leży na południe od ujścia Łaby i to między wschodnim brze-
giem Wizery a rzeką Ostą. Po walkach z tubylcami zajęli port i wy-
musili na nich prawo kupczenia, przyrzekając, że się będą wstrzy-
mywali od gwałtów wobec mieszkańców. Ta ugoda nie trwała zbyt
długo, bo gdy głód Saksonom zaczął doskwierać, wnet o niej za-
pomnieli; przyszło znów do walk, oraz do układów, a charaktery-
stycznym jest sposób, w jaki się pozbyli swych przeciwników. Widu-
kind I, 6 pisze o tem, jak następuje: „Diu itaque crebroque cum
alterutris pugnatum foret et Thuringi Saxone8 sibi superiores fore
pensarent, per internuntios postulant, utrosque inermes conyenire et de
pace iterum tractare, condicto loco dieq ue. Saxones postulatis se oboe-
dire respondent. Erat autem illis diebus Saxonibu8 magnorum cultello-
rum usus, quibus usque hodie Angli utuntur, morem gentis antiqui
sectantes. Quibus armati Saxones sub sagis suis, procedunt castris
occurruntque Thuringis condicto loco. Cumque yiderent hostes inermes
et omnes principes Thuringorum adesse, tempus rati totius regionis
obtinendae, cultellis abstractis, super inermes et inproyisos irruunt et
108 WOJCIECH KĘTRZYŃSKI.
omnes fandunt, ita nt ne unus ąuidem ex eis Buperfuerit. Saxones
clari existere et nimium terrorem yicinis gentibus incutere coeperunt!!"
W ten podstępny sposób Saksonowie stali się panami na lewym
brzegu Łaby dolnej, a nie przebierając w środkach, rozszerzyli swoje
panowanie powoli aż do Bena.
Mieszkańców, z którymi Saksonowie najprzód się spotkali i wal-
czyli, nazywają Widukind i wszystkie inne podania „Thuringi", co
uczeni niemieccy uważają za bajeczkę. Twierdzą bowiem, że Thuringi
są potomkami starożytnych Hermundurów, że nawet nazwiska są jedne
i te same.
Twierdzenie to jest tylko do połowy prawdziwe.
Hermundurowie byU narodem swewskim, a więc słowiańskim;
miano jest na wpół niemieckie; nazwiskiem właściwem owego narodu
jest „Duri", zamiast czego dzisiaj mówimy zwykle „Durzyńcy**.
W „Hermun" ukrywa się wyraz niemiecki „ermin" = magnus, czyli
że taki przydomek ma zazwyczaj znaczenie odróżniające, „maior".
Hermunduri są zatem Duri maiores, jak byli Frisii maiores, Chauci
maiores, naturalnie w odróżnieniu od Duri minores, jak byli i Frisii
minores i Chauci minores. Ze rzeczywiście istnieli i Duri minores, choć
o nich wszystkie świadectwa milczą, znajduję w tem dowód, że dotąd
istnieją dwie ziemie (pagi), mające swe nazwisko od Durzyńców t. j.
Thuringia między Werrą, Salą i Niestrudą t. j. siedziba właściwych
Hermundurów czyli Duri maiores. Druga ziemia, która ma swoją na-
^wCj j*k przypuszczam, od Duri minores, leży mi^zy Orą i Bodą,
dopływami Łaby, a Alerą, która wpada do Wizery.
Do Durzyńców mniejszych — czy Bzymianie tychże mieli na
myśli mówiąc o Hermundulach ? i) — należały niewątpliwie kraje nad-
morskie, do których Saksonowie wtargnęli *).
Durzyńcy zatem byli Słowianami 8); północni ulegli zaraz z po-
czątku Saksonom, choć niewiadomo, w którym wieku to się stało.
Turyngowie zaś byli Niemcami, lecz nie byli potomkami Het-
^) Zeusa Btr. 104.
*) Być możo, ie tymi Duri minores byli Langobardowio, których własne imię
nie jest znane; czy nie leży właśnie w tym nsczególe powód, dla czego Tacyt o nich
mówi, £e ich paucitas nobilitat?
') Johaun Kothe : Daringische Chronik (Thilringische Gaschichtsąuellen. III tom
str. 107 — 10(^): dis was nu der dritte streit, den sie nnder eynander hatten, den die
Dorynge onch verloren und mussten do aller dynge obir den Hartz wichen; unde do
sie (Snxonowie) erkante das land, das nu Doriiigeu heist, das is also fruchtbar was,
do treben sic mit gowalt die Wenden uas unde die mnsten wichen yn das Oster-
land t. j. sa iSalę.
o SŁOWIANACai MIEDZY KBNEM A ŁABĄ I T. D. 109^
mundarów, jak Niemcy twierdzą; pochodzenie ich jest zupełnie inne,
jak to wynika z napisu na jednym ze zwojów praw i zwyczajów ple-
miennych: „Lex Angliorum et Warinornm Łoc est Thuringorum".
Angliowie i Warinowie znani już Tacytowi, siedzieli niewątpliwie
w sąsiedztwie Saksonów w dzisiejszym Szlezwiku, skoro razem z nimi
przeprawili się do Anglii.
Szczątki tych dwóch narodów przeniosły się w tym samym czasie
może, kiedy i Saksonowie, bardziej na południe, gdzie zajęły ziemię
Hecmundurów, podczas gdy tamci opanowali brzegi morskie.
Główny pagus mniejszych Durzyńców nazywał się odtąd „Nor-
thuringowe^, ziemia wielkich Durzyńców „Thuringowe czyli Thuringia'^;
z czasem przeszła nazwa dawnego narodu, ale w odmiennej formie^
bo od nazwy ziemi, na zdobywców i panów, z Thuringo powstała ła-
cińska nazwa Thuringia, a według niej nazywano mieszkańców Tu-
ryngami =^ Thuiingi. W późniejszych czasach nie umiano już rozróżnić
memieckidi Turyńczyków od riowiańskich Durzyńcdw, wskutek czego
mieszano jednych z drugimi, jak to ma miejsce także w podaniu Wi-
dokinda.
Państwo niemieckich Turyngów było dosyć obszerne i potężne,
bo rozciągało swoje wpływy aż do Dunaju. Nie istniało jednak długo,
bo już r. 531 zburzyli je Frankowie, którzy odtąd są panami w tam-
tych stronach. Po pierwszych zdob3rwcaoh nie pozostało nic, tylko pa-
gus Engli nad dolną Nieatrudą przechował ślad zaginionych Angliów.
Początki Franków ciemną są dla nas pokryte zasłoną; wiadomo
prawdzie, że w ich szeregach mają się mieścić i Sugambrowie, któ-
rych Tacyt jednak już nie zna, oraz Ohamayi; mając jednak na wzglę-
dsde, że przypływ z północy nie ustawał, że stamtąd w czasach potacy-
towych przybyli Saksończycy, Anglowie i Warinowie, możemy zapytać
się, czy i Frankowie czasem nie są takimi przybyszami z północy,
którzy będąc jeszcze w posiadaniu całej dzikiej siły pierwotnej, nad
dolnym Renem zawładnęli ziomkami swymi bardziej już zniewie-
ściałymi.
Przypuszczenie takie zgadzałoby się poniekąd z twierdzeniem
niemieckiem. jakoby w owym czasie plemiona niemieckie łączyły się
w związki jak n. p. frankoński, alamański itp., ale temu trudno dać
wiarę; ludy bowiem pierwotne nie jednoczą się dobrowolnie; podlegają
natomiast przymusowi i przemocy silniejszego, który stawszy się ich
przewodnikiem i wodzem, nadaje zarazem im także swoje nazwisko.
Dla tego nie należy może odrzucać bezwarunkowo podania Grze-
gorza z Tours, który II, 9 twierdzi, co następuje: „Tradunt enim multi,
eosdem (Francos) de Pannonia fuisse degressus et primnm quidem
110 WOJCIECH KĘTRZYŃSKI.
litora Rheni omnes incoluisse, dehinc transacto Rheno Thoringiam trans-
measse ibique iuxta pagus vel ciyitates regis crinitos super se crea-
yisse de prima et, ut ita dicam, nobiliore suorum familia^.
Gdyby tak było, jak Grzegorz utrzymuje, Frankowie musieliby
być plemieniem gockim, co znów nikogo zadziwić nie powinno, kto
uwzględni, że i Burgundowie do tego samego koła należeli.
Być jednak może, że razem z Wannami i Angliami wyszli z pół-
nocy. Wskazywać zdają się to słowa króla frankońskiego Teodoryka,
gdy r. 531 zachęcał swoich Franków do walki z Turyńczykami nad-
salskimi, mającej położyć kres i koniec ich panowaniu: „Becolite, Tho-
ringuB ąuondam super parentes nostros yiolenter adyenisse ac multa
illis intulisse mała. Qui datis obsidibus pacem cum his inire yoluerunt,
sed illi obsedes ipsius diyersis mortibus peremerunt" ^).
Podanie to da się tylko w ten sposób wyjaśnić, gdy przypuścimy,
że Frankowie i Turyngowie kiedyś w pobliżu siebie mieszkali, że nie
z Pannonii (lub Dacyi), lecz z Danii wyszli razem z przodkami Tu-
ry ngów*).
Ponieważ Frankowie dopiero nad Renem doszli do potęgi, Anglo-
wie i Warinowie już nad Łabą i Salą, więc byli w danej chwili nie-
wątpliwie silniejszymi od tamtych i gnębić ich mogli; gdy Frankowie
mieszkali już nad dolnym Renem, obydwa narody były zanadto odda-
lone od siebie, a gdy wskutek zdobyczy tamtych znów zbliżyły się
do siebie. Frankowie posiadali już taką potęgę, że z łatwością znieśli
państwo nienawistnych Turyngów*).
Roku 213 występują po raz pierwszy Alamanowie; skąd się
wzięli, nie wiadomo; zwykle uważają ich za związek kilku plemion,
w którym Chattowie ważną odgrywali rolę. Pomimo to nie jest nie-
^) Grzegorz [II, 7 w Mon. Ger. Hist Scriptonim rer. MeroTingicaram t. I*
') Thoringia wspomniana leżała na lewjm brzegu Bena pod Daisburgiem, albo-
wiem wedlag Grzegorza z Tourn ^Bispargnm castrnm... qaod est in terminom Tho-
ringoram*'. Widzieliśmy jni przedtem, ie mianem Taryngów, Dutzjńców oznaczano
pierwotnych mieszkańców słowiańskich; i tutaj, zdaje się, mamy do czynienia ze szciąt-
kami tej pierwotnej Induońci, po której jeszcze w KY wieka był ftlad w zamka Kra-
ków, położonym pod MOrsem.
*) Obacz także Meitzen II, 15.
*) Nawiasowo wspominam, że Franków wyprowadza od Trojanów Chronicon
Epternacense (M. G. U. SS. XXIII, str. 40) : „Troianoram . . . pars altera . . . in finitimas
Pannoniae regioniz secas Meotydas palades secesiit. Ibi Sicambri a Sicambria ci^itate,
qaam fecerant... in Germaniam prorompentes . . . apad yillas Germaniae Sale cham,
Bodecham et Widegam legem habere ceperunt. Post Faremandam Clodio filias eias
rex apad Dispargam castrum in finibus Thuringomm habitayit. Qai... partem Bel-
gicae Galliae occapayit**.
o SŁOWIANACH MIĘDZY RENEM A ŁABĄ I T. D. 111
możebną rzeczą, że i Alamanowie przybyli z północy i zniewoliwszy
sobie inne plemiona niemieckie, rozpoczęli rozszerzać swoje panc .ranie.
Być jednak może, że Alamanowie są potomkami Nemetów i Wan-
gionów, mieszkańców Alisacyi czyli Alsacyi, którzy już za panowania
Kzymian mogli zająć silną pozycyę w t. zw. agri decnmates i stamtąd
swobodnie dalej się rozszerzać.
Nad Benem i w Szwajcaryi występują Alamanowie pod wlasnem
nazwiskiem; gdy na północ kostnickiego jeziora osiedli w t. zw. „Sua-
via, Suabia", przyjęli nazwę Szwabów; posunąwszy się dalej na wscbód
aż do kraju, w którym niegdyś mieszkali celtyccy Bojowie, przybrali
miano „Baiuyarii czyli Baiern =: Bawarczyków ^). ^owiańscy Bojowie
czyli Czechowie i Morawianie czyli Marcomani nie mogą być proto-
plastami niemieckich Bawarczyków.
Pod względem językowym wszystkie te trzy plemiona stanowią
jedną całość. Sigmuod Biezler: Geschichte Baiems. Gotha 1878 po-
wiada o tem, co następuje: ^Narzecze bawarskie spokrewnione jest
najbardziej ze szwabskiem; szwabskie narzecza i bawarskie tworzą
t. zw. język gómo-niemiecki. Szwabowie zaś czyli Alamanowie — bo
to jest jedno i to samo — należą do szczepu swewskiego" itd.
I za dawnych czasów byli ludzie tego samego zdania, czego do-
wodzi Grzegorz z Tours II, 2: „Suebi id est Alamanni^ i Chronicon
Yedastinum z końca XI wieku: „6ens Suayorum id est Alamanno-
rum" etc. ^).
Plemiona te nie zostawiły po sobie żadnego podania odnoszącego
się do swego pochodzenia ze Skandynawii; mimo to wspominają
późniejsi historycy szwajcarscy, opierając się na ustnej trądy cyi ludo-
wej, jakoby i Alamanowie wyprowadzili się z p<toocy z kraju Szwe-
dów i Fryzów*).
Dodajmy to jeszcze, że i Duńczycy nie uważają się za autochto-
nów w Danii i na wyspach duńskich, lecz że wyprowadzają się jak
wszyscy inni Germanowie ze Skandynawii; świadczą o tem między
innemi Annales Byenses z Xin wieku, mówiąc: „Dani, ut testantur
historiographi . . . tempore Saruch, proavi Abrahae, regnum, quod nunc
Dania vel Dacia dicitur, intrayerunt, yenientes de Gothia" etc. i już
w najdawniejszych czasach toczą Duńczycy walki ze Słowianami i Ru-
sinami, którzy zatem mieszkać musieli gdzieś nad morzem, a nie tylko
nad górną Wisłą i w Galicyi, bo tam nie łatwo byłoby się Duńczykom
») Por. MllUenhoff U, 267. — *) Por. Bieiler I, 8. — ») Mon. Ger. Hiat. 88.
XXIII, 681. — *) JohanneB Mttller : Der Geachichten BchweiseriBcher EidgenosBenschaft
I, 8tr. 417.
112 WOJCIECH KĘTRZYŃSKI.
dostać, o tych samych walkach donosi także Saxo Grammaticus
w swojej „Historia Daniae", wydanej w obszernych excerptach w Mon .
Ger. Hist. SS. XXIX str. 37 etc.
Zwykle przypuszcza się, że przyczyną wypraw skandynawskich
i dalszych wędrówek narodów gockich i germańskich był brak roli,
że szukały gleby, którąby uprawiać mogły. To jednak nie jest możliwe,
bo narody rolnicze są zarazem osiadłe, które mogą rozszerzać się przez
kolonie i przez wojny szczęśliwe, które jednak nie wędrują z rodzi-
nami, caJtym statkiem domowym i niewolnikami. Można Skandynaw-
czyków pod pewnym względem porównać z Arabami dzisi:;jszymi
którzy dla handlu niewolnikami ujarzmili wielką część Afryki. Skan-
dynawczycy może oddawali się także handlowi, ale handel ich był
zwykle pretekstem, aby dla celów rabunkowych uśpili podejrzenie
P^yszłej ofiary, jak to czynili homerowi Fęnicyanie i Sasi według
Widttkinda.
Dążeniopi korsarzy skandynawskich było życie bez troski; dla
tego pierwszem ich zadaniem było, gdzie się usadowili, ujarzmić lu-
dność miejscową gwałtem lub podstępnie, by pracowała przedewszyst-
kiem za nich i dla nieb.
Wyniszczywszy wszystko naokoło, ruszali zwykle w dalszą drogę
^ całym dobytkiem i niewolnikami, aż nareszcie utonęli w państwie
rzymskiem. Ze tymi niewolnikami byli głównie Słowianie, których
włóczyli ze sobą po całym świecie, tego dowodzi nazwa Słowianina =
3clayus, która nieomal we wszystkich językach oznacza dziś niewol-
nika = Sclare, Eselaye, Schiarone eto.
Ze w .tem przedstawieniu niema złośliwej przesady, o tern świad-
czy wymownie pisarz dziejów gockich Jordanes, który z ustnej tra-
dycyi czerpał wiele rzeczy ciekawych; pisze bowiem LVI, 283: „Mi-
nuentibus deinde hincinde yicinarum gentium spoliis, coe-
pit et Gothis yictus yestitusąue deesse et hominibus, quibus
dudum bella alimonia praestitissent, pax coepit esse contraria^, wskutek
czego Thiudimer ze swoimi wybrał się do Rzymu wschodniego, a Vi-
dimer do Włoch.
W podobny sposób wyraża się podanie narodowe o Saksonach:
„Cumąue Saxonibus defecisset pecunia, quid yenderent aut
emerent non habentibus, inutilem sibi pacem esse arbitrantibus . . .^).
Wcześniej od Gotów i pokrewnych plemion Niemcy germańscy
chwycili się roli i to było niewątpliwie przyczyną, że nie poszli, jak
») Ob. 8tr. 107.
o SŁOWIANACH MIĘDZY łlENRM A ŁABĄ I T. D. 113
inni, dalej z całą fortuną, lecz ostawszy się na miejscu założyli pań-
stwo do dziś dnia istniejące.
Wykazaliśmy zatem w pierwszym rozdziale, że był kiedyś czas,
kiedy Słowianie zajmowali całą Europę środkową od Dniepru do Renu,
udowodniliśmy dalej, że wszystkie narody germańskie, o ile mieszkały
w środkowej Europie, pochodziły według własnej tradycyi ze Skandy-
nawii; wyjaśniliśmy, rozbierając Cezara i Tacyta, że ich Germania ma
znaczenie geograficzne a nie etnograficzne, że zatem wszystkie wywody
uczonych niemieckich, pojmujących Germanię etnograficznie, nie mają
żadnej podstawy historycznej. Nie można także odwołać się do później-
szych autorów, jakoby mieli jeszcze świadomość, że wszędzie tam, gdzie
obecnie Słowianie, mieszkali niegdyś Niemcy. Autorowie owszem z całą
świadomością mówią o Germanii jako pojęciu geograficznem; dowodzą
tego następujące przykłady.
Paulus Diaconus I, 1 tak się wyraża: „At non inunerito uniyersa
Ula regio Tanai tenus usque ad occiduum, licet et propriis loca in
ea singula nuncupentur nominibus, generaU tamen vocabulo Germania
yocitetur. Orothi 8iquidem, Wandalique, Hugi, Heruli atque Turcilingi
nec non etiam aliae feroces et barbarae nationes e Germania prodierunt^.
Historia Langobardorum Florentina ^) pisze: „Germania provincia
est in occidentali parte per septentrionalem plagam yersus orientem
protensa, a septentrione habet oceanum marę, a meridie ponticum et
Danubium, ab oriente flumen Thanay, qui de Rifeis montibus descen-
dens paludes Meothidas facit, ab occidente yero Bheno flumine termi-
nalnr. CSontinet autem in se multas et magnas proyincias tam in terra
firma qaam in insulis in se contentis. Nam in terra firma sunt hee,
▼idelicet Saxonia, Frisia, Sueyia, Franconia, Bayaria, Austria, Boemia,
Połonin, Gk)thya et Pannonia. Insule yero Dacia, Norye.>ia, Scandana
vel Seandinayia^.
W podobny sposób wyraża się Alfred*), król angielski 871 — 901 :
Od rzeki Don na lewo aż do Renu... i ku pc^udniu aż do Dunaju
i na północy aż do oceanu zwanego Cyensae — wśród tych granic
mieszka wiele narodów i to wszystko nazywa się Germanią.
Einhardus w Vita Caroli 15 '): „Deinde onmes barbaras ac feraa
nationes, quae inter Bhenum ac Yisulam fluyios oceanumque ac Danu-
bium positae, lingua quidem paene similes, moribus yero atque habitu
*) Mcm. Gemi. Hist. Script. rer. Lan^bardicaram et Italicaram saec. VI— IX.
IV, 8tr. 699.
*) Mon. Pol. Uist. I. Btr. 12.
*) Mon. Germ. Hist. SS. II.
Soiprawy Wyds. hiBU^filos. T. XŁ. 8
114 WOJCIECH KĘTRZYŃSKI.
yalde dissimiles, Germaniam incolunt, ita perdomuit, ut eas tribntarias
ef&ceret. Inter quas fere praecipuae sunt Weletabi, Sorabi, Abodriti,
Boemanni . . ."
Adam bremeński, dobry znawca stosunków germańskich, powiada
II, 18: „Sclayania igitar amplissima Grermaniae proyincia, a Winulis
incolitnr, qiii olim dicti sunt Wandali Decies maior esse fertur, prae-
sertim si Boemiam et eos, qui trans Oddaram snnt, Polanos, quia nec
habitu, nec lingua discrepant, in partem adieceris Sclavaniae" etc.
I gęsta Friderici imperatoris Ottona z Fryzyngi^) mówią tak:
„Est autem Polinia, quam modo Sclayi inhabitant, sicut placet his, qui
situs terrarum descriptionibus notant, in finibus Germaniae superioris,
habens ab occidente Odderam fluyium, ab oriente Yistulam, a septen-
trione Buthenos et marę Sciticum, a meridie sylyas Boemorum^.
Tak pisali w wiekach średnich Niemcy, znający dobrze stosunki
swego kraju; kwestya sama jest jasną, a nie była ciemną dla nikogo;
dopiero w nowszych czasach germaniści wyświetlili ją tak dalece, że
w tym chaosie nikt drogi znaleść nie może.
m.
Dzieje SłowiańszczyzDy zachodniej.
a. Najazdy skandynawskie.
Dzieje starożytne podają wiadomość o trzech wędrówkach ludności
celtyckiej; pierwszy ruch dotarł tylko do brzegów morza śródziemn^o
i poznajomił Greków osiadłych w Marsylii z ludnością celtycką. Stało
to się prawdopodobnie w przeciągu VI wieku przed Chr. Druga wę-
drówka Celtów, zwanych przez Bzymian Gallami, dotarła w końcu IV
wieku do Włoch górnych, gdzie Gallowie r. 396 zdobyli Melpum, bo-
gate miasto Etrusków, a r. 390 lub 389 zburzyli Bzym.
Współcześnie z Insubrami, Bojami, Senonami, Cenomanami, Lon-
gonami, którzy osiedli we Włoszech północnych i nad Adryatykiem,
inne plemiona celtyckie przeszedłszy Ben, usadowiły się wzdłuż lasu
hercyńskiego, mianowicie Helwetowie nad górnym Bodanem, Bojowie
w Noricum, a inne plemiona aż w pobliżu Iliryki.
W latach zaś 281 — 279/8 przed Chr. wdzierają się Gallowie,
zwani przez Greków Galatami, do Tracyi, Macedonii i Grecyi i prze-
chodzą nareszcie do Azyi mniejszej. Siedliskiem tego ruchu były
O Mon. G«rm. Hist. SS. XX, str. 417.
o SŁOWIANACH MIĘDZY RENEM A ŁABĄ I T. D. 115
zapewne kraje, zajęte przez nich wzdłuż Alp, a nie sama Gallia przed-
reńska.
Jaka byJa przyczyna tych ruchów i wędrówek? Podania staroży-
tnych autorów nic nie objaśniają; MflUenhoff ^) dopiero jest pierwszym,
który je łączy z ruchem germańskim, a pod tym względem niewątpliwie
ma racyę, choó mylnym jest kierunek, który on nadaje owym ruchom,
jakoby Germanie, idąc od wschodu ku zachodowi, wyparli Celtów
za Ben.
Jeżeli zatem wolno łączyć ruchy celtyckie z wyprawami mor-
akiemi Skandynawczyków i zdobyczami przez nich uczynionemi na
lądzie stałym, w takim razie trzeba przypuścić, że Skandynawczycy
już w Vn i VI wieku przed Chr. dali się we znaki mieszkańcom
nadmorskim jako śmiali i niebezpieczni korsarze i rozbójnicy. Jeżeli
wszystko nie myli, to pierwsze wyprawy, mające na celu stałe usado-
wienie się, były skierowane ku ujściom Renu. Nie były to wówczas
kraje obfitujące w bogactwa wszelkiego rodzaju, lecz owszem były to
okolice mokre, pełne moczarów, przystępne przeważnie ludziom posiar-
dającym statki i czółna. Siedliska pierwsze tu położone na kępach
suchych, były z początku tylko stacyami, skąd Skandynawczycy z nie-
naeka napadli Celtów i Słowian, zamieszkujących żyżniejsze i bogatsze
okolice nad Renem, Mozą i Skaldą. Znękani ciągłymi napadami mie-
szkańcy, aby uniknąć rozbojów, cofnęli się wstecz w głąb kraju. Nie
zyskali jednak nic na tem, bo Skandynawczycy korzystając z popłochu,
zajęli miejsca przez tamtych opuszczone i usadowili się w nich na
dobre. Mając wygodną już pozycyę, sprowadzili z ojczyzny swoich
krewnych i przyjaciół, swoje żony i dzieci. Wzmógłszy się w liczbę^
zmusili pierwotnych mieszkańców do poddania się, do pracowania za
nich i dla nich, albo do opuszczenia stron rodzinnych.
Faktem jest znanym, że narody rolnicze, których cały byt i egzy-
stencya łączy się ściśle z ziemią Ż3n^cielką, niechętnie opuszczają oj-
czyznę i dlatego, skoro obronić się nie mogą, prędzej podlegają ob-
cemu panowaniu, narzuconej niewoli. Lud zaś pasterski, którego boga-
ctwa stanowią liczne stada i trzody, wiedzie z natury rzeczy więcej
tułacki żywot, a gdy nie może dać sobie rady z nieprzyjacielem nie-
pokojącym go, to cofa się ze stadami w dalsze okolice, o ile temu
nieprzyjaciel przeszkodzić nie może.
Jeżeli zatem celtyckie ludoruchy w ścii^ym są związku z wtar-
gnięciem Germanów, to, mojem zdaniem, wówczas Celtowie byli jeszcze
>) MtiUenhoff II, 237—2:68.
8*
116 WOJCIKCH KĘTRZYŃSKI.
ludem pasterskim, albo przynajmniej w czasie przejściowym; to samo*
należy powiedzieć o Słowianach sąsiadujących z nimi.
Ludy zatem z północnej Gallii, wyparte przez Skandynawczyków,
parły na swoich sąsiadów, ci znów na dalszych, tak że nareszcie jedno
i drugie plemię szukać musiało ratunku poza granicami własnego szczepu,
gdzie narody rolnicze lub mniej rozwinięte zapewniały łatwiejsze zwy-
cięstwo.
Pierwszemi plemionami skandynawskiemi, które usadowiły się
w Gallii belgijskiej i które dały prawdopodobnie powód do ruchów
celtyckich ku południu i wschodowi, byli Segnowie i Caeroesowie, bo
siedzą najbardziej wysunięci ku południowi, między Mozą a Mozelą
w pobliżu lasu ardueńskiego; za nimi ku północy między Mozą a Be^
nem mieszkają Oaemanowie, Oondrusowie i Eburonowie, którzy później
przybyli. Plemiona te pomimo wyższej kultury celtyckiej wynarodowiły
się tylko w małej części, choć mieszkały w miastach z celtyckiemi
nazwami, bo Celtom zabranych, choć możni nosili imiona celtyckie;
uważać ich można i trzeba za praojców Flamandczyków a może i Ho*
lendrów.
Pierwszem plemieniem skandynawskiem, które się spotkało ze
Słowianami, byli niezawodnie Nemetowie^), od których Słowianie cały
naród nazwali Niemcami. Posuwając się doliną Renu, zajęli krainę od
Spiry, która dla tego nazywa się także Ciyitas Nemetum, aż poza
Strassburg; około zaś Wormacyi wiedzieli germańscy Wangionowie,
a pomiędzy nimi a tamtymi Trybokowie.
Za Cezara siedzieli nad Renem aż do rzeki Lipy Usipetowie
i Tenkterowie; powyżej nich Sugambrowie^ a około Kolonii Ubiowie
na terytoryum odebranem Słowianom; panowanie ich obejmowało z po-
czątku prawdopodobnie tylko dolinę Renu.
Za Cezara jednak nie tylko Ben, lecz także Wizera była już drogą,,
którędy żywioł skandynawski zaczął się szerzyć; osiedli bowiem na
lewym brzegu Cheruskowie. Wszędzie indziej zaś mieszkali jeszcze
Słowianie zwani z celtycka Swewami.
Choć Skandynawczyoy jako korsarze górowali nad Słowianami
swoją organizacyą wojskową, która była podstawą i warunkiem ich
powodzenia, to jednak Powianie, choć pokonywani, nie dawali za wy-
grane, lecz ciągłemi walkami potrafili tak znużyć swych gości niepro-
szonych, że Tenkterowie i Usipetowie opuścili swe siedziby, aby prze-
') B76 może, że Nemetowie weześniej nawet od Segnów i Caeroesów przybyli
nad Ren; kwestye te będzie można rozstrzygnąć dopiero wtedy, gdy aię będzie wie-
działo, jak daleko po lewym brzega Rena mieszkali Słowianie.
o SŁOWIANACH MIĘDZY RBNBM A ŁABĄ I T. D. 117
niećó się Ea Ren do GalliL W tej chwili wmieszał się w sprawy ger*
mańsko-^owiańskie przeważny wpływ Rzymian; Cezar bowiem, zgro-
miwszy Tenkterów i Usipetów, zmusił ich do powrotu za Ren i także
Ubiów wziął w obronę przeciw ^owianom.
Że walki pomiędzy Niemcami a Słowianami nie ustawały, tego
dowodem są wyprawy germańskie Drususa, który roku 9 przeprawiwszy
się przez Ren, znalazł germańskich Chattów tam, gdzie za Cezara sie-
dzieli jeszcze Swewowie, a przeszedłszy ich kraj, natrafił dopiero na
Swewów^). Wyparto ich zatem już zupinie od brzegów Renu, a że
wódz rzymski zwróciwszy się ku Cheruskom, wtedy przekroczył Wi-
zerę, przypuścić można, że Słowianie trzymali się jeszcze koło rzeki
Fuldy, gdzie ich szczątki przetrwały aż do późniejszych wieków.
Roku &-go po Chrystusie dotarł Tyberyusz aż do Langobardów,
a zwyciężywszy ich, posunął się dalej aż do Łaby.
Gdy zaś Marbod w Czechach i Morawach wielkie założył państwo,
przez czas jakiś i Langobardowie należeli do niego ^; później jednak
odpadłszy od niego, połączyli się z Cheruskami przeciw niemu; r. 19
opuścił Marbod swoje państwo jako wygnaniec.
Nad morzem, gdzie Słowianie dzielnie za Cezara walczyli zUsipetami
i Tenkterami, Swewowie roku 30 przed Chr. wzięli udział w powstaniu
przeciw Rzymianom Morinów mieszkających nad Skaldą, lecz Caius Ca-
rinas^ pobił ich; pomimo tej klęski część Swewów musiała długo jeszcze
trzymać się nad rzeką Mżą (Ems), skoro tam przechowały się niektóre
nazwy miejscowe słowiańskie aż do dnia dzisiejszego. Inni zaś musieli
w^ tamtych okolicach znaleść przytułek wśród Celtów, skoro w później-
szych czasach Vita s. Eligii II, 3 wspomina: pFlandrenses atque An-
doverpenses, Frisiones et Suevi et barbari quique circa maris litora
degentes^, a II, 8 „multum in Flandris laboravit, iugi instantia Ando-
verpis pugnavit multosque erroneos Suevos convertit" *). Mówią o nich
jeszcze w IX wieku Annales Vedastini pod r. 880: „Nortmanni Cur-
tnaco sibi castrum ad hiemandum construunt indeąue Menapios atąue
Sueyos usque ad internecionem deleyere, quia valde illis infesti erant^ *).
I od południa zadali Rzymianie cios dotkliwy Słowianom. W roku
bowiem 15 przed Chr. zdobyli Drusus i Tyberyusz Noricum i Recyę
aż do Dunaju, a ludność zddną do boju uprowadzili, zostawiając tam
^) Dio Cassius 55, 1.
*) Yelleiua Patercalaa II, 106.
^) 8cLiUer: Geschichte dw rOmischen Kaiserseit I, 210.
*) Ob. Zeuas str. 67.
*) Mon. Ger. Hist. SS. I, 519. Taj nie naleiy w tych Swewach lareńtkich upa-
trywać Mcz^tków pierwotnej ludnoM słowiańskiej tamtejszej?
118 WOJCIECH KĘTRZYŃSKI.
tylko starców i kobiety. Nic dziwnego, że romanizacya w krótkim
czasie zrobiwszy olbrzymie postępy, zatarła powoU wszelkie ślady pier-
wotnej ludności.
Za Tacyta panują Germanie niepodzielnie już między Renem
a Wizerą, a Swewia zaczyna się dopiero od lewego brzegu Łaby i Sali^
gdzie Langobardowie i Hermundurowie jeszcze trzymali się, mając
siedziby od morza aż do Dunaju.
Ale i tym dwom narodom zagroziła niewola i zagłada od północy.
W końcu III wieku po Cbr* opuściło swoją ojczyznę w Skan-
dynawii plemię, nazywające się według podania Winniles, pod prze-
wództwem królów swycb Ibora i Agiona i dotarło, nie wiadomo którą
drogą, aż do dolnej Łaby, gdzie zapanowało nad słowiańskimi Lango-
bardami. Jak długo przebywali Skandynawczycy nad dolną Łabą, nie
wiadomo; zdaje się jednak, że dopiero w drugiej połowie V wieku,
stąd wyruszyli, a przybywszy nad Dunaj, zajęli kraj Rugów, których
królestwo zburzył r. 487 Odoaker.
Wiadomo nam już, że Turyngowie składali się z germańskich
Anglów i Warinów, którzy za czasów Tacyta mieszkali w południo-
wym Szlezwiku. Kiedy przybyli na lewy brzeg Łaby, nie wiemy; nie
ulega jednak wątpliwości, że owej wędrówki nie odbyli razem z Łan-
gobardami; przypuścić raczej należy, że natarcie ich spowodowało Lan-
gobardów do opuszczenia kraju i szukania dogodniejszych siedzib i wa^-
runków na południu.
Anglowie i Warinowie usadowiwszy się w okolicach zamieszka-
łych przez Durzyńców, przybrali od nich nazwisko, lub raczej Niemcy
sąsiedni nazywali ich państwo mianem starodawnem „Turyngią^. Je-
szcze przed śmiercią św. Seweryna, który działając wśród krajowców
naddunajskich w królestwie Rugiów, umarł około r. 480, zapuścili oni
już swoje zagony aż do Dunaju, jak z drugiej strony Alamanowie od
zachodu i).
Państwo Turyngów nie trwało jednak długo, bo roku 531 uległo
potędze króla frankońskiego, który zawładnął głównemi ich ziemiami^
jak o tem Teodebert, syn Teodoryka, donosi cesarzowi Justynianowi:
„id vero, quod dignamini esse soUiciti, in quibus proyinciis habitemus,
aut quae gentes nostrae sint, Deo adiutore, ditioni subiectae, Dei nostri
misericordia feliciter subactis Thuringis et eorum proyinciis acquisitis,
extinctis ipsorum tunc temporis regibus" etc.
^) Eugippii Yita 8. Seyerini rozde. HI : «et rex (Ragoram) inquit, hunc popal urn,
pro qao benevoIu8 peccator accedis, non patiar Alamannormn aut Tharingorom ini-
qaoruin 8aeva depraedatione yastari.
o SŁOWIANACH MIĘDZY RENTSM A ŁABĄ I T. D. 119
Współcześnie z Anglami i Warinami przybyli do środkowej Eu-
ropy Saksonowie^ którzy osiadłszy w ziemi Hadola rozszerzyli się ku
górze harcowskiej i na zachód kn Renowi, niszcząc do szczętu ludność
słowiańską rzadko rozsiadłą po tamtych błoniach bagnistych.
b. Państwo Samona.
Z upadkiem państwa turyngskiego Frankowie stali się panującym
narodem w środkowej Germanii; nad morzem północnem dzierżyli wła-
dzę Saksończycy, w południowych Niemczech, a mianowicie za Dunar
jem, rozprzestrzeniali się gw^ałtownie Alamańczycy pod nazwą Szwabów
i Bawarczyków. Przytłumiona była zatem Słowiańszczyzna zachodnia
na całem terytoryum pierwotnej Germanii od Alp do morza północnego
i tylko nad Ratanicą aż do czeskiej granicy Słowianie zachowali byt
niezależny. W tych tutaj stronach powstało od czasów Marowodowych
pierwsze znów państwo słowiańskie poważniejszego zakroju. Donosi
o niem frankoński pisarz Fredegar, co następuje: IV, rozdz. 48. Anno 40
(1 j. 623/624) regni Cblotariae homo, nomen Samo, natione Francos
de pago Senanago, plures secum neguciantes adciyit, exercendum n&-
gncium in Sdayos coinomento Winedos perrexit. Sclayi iam contra
Ayaris coinomento Chunis, et regem eorum Gagano ceperant rerellare.
Winidi befulci Ohunis fuerant iam ab antiąuito, ut, cum Chuni in
exercitu contra gentem qualibet adgrediebant, Chuni pro castra aduna-
tnm illomm stabant exercituin, Winidi yero pugnabant. Si ad yincen-
dum preyalebant, tunc Chuni predas capiendum adgrediebant; sin autem
Winidi superabantur, Chunorum auxilio fulti yirebus resumebant. Ideo
befulci yocabantur a Chunis eo, quod dublicem in congressione certa-
mine yestila priliae (yexilla proelii) facientes, antę Chunis precederint.
Chuni iemandum annis singulis in Esclayos yeniebant, uxore8 Sclayo-
ram et fiUas eorum strato sumebant; tributa super alias oppressiones
Sclayi Chunis solyebant. Filii Chunorum, quos in uxores Winedorum
et filias generayerant, tandem non subferentes, maliciam ferre et op-
pressione, Chunorum dominatione negantes, ut supra memine, ceperant
reyellare. Cum in exercito Winidi contra Chunus fuissent adgressi,
Samo negucians, quo memorayi superius, cum ipsos in exercito perrexit;
ibique tanta ei fuit utiletas de Chunis facta, ut mirum fuisset et nimia
multitudo ex eis gladio Yinidorum trucidata fuisset. Winidi cementes
utilitatem Samones, eum super se eligunt regem, ubi 80 et 5 annos
regnayit feliciter. Plurea prilia contra Chunis sui regimini Winidi in-
iaerunt; suo consilio et utilitate Winidi semper Chunus superant. Samo
120 WOJCIECH KĘTRZYŃSKI.
12 uxores ex genere Winodorum habebat, de ąnibus 22 filius et 15
filias habuit".
ly. rozdz. 68, 631/632: „Eo anno Sclavi coinomento Winidi in
regno Samone neguciantes Francorum cum plure multetudine interfe-
cissent et rebus expoliassint5 haec fuit initium scandali Inter Dagober-
tum et Samonem regem Sclayinorum. Dirigensąue Dagobertus Sycha-
rium legatarium ad Samonem, paetens, ut neguciantes, quos sui inter-
fecerant, aut res inlecete usorpaverant , cum iusticia faceret emendare.
Samo nolens Sicharium vedere nec ad se eum yenire permitteret, Si-
charius yestem indutus ad instar Sclayinorum, cum suis ad conspectum
peryenit Samonem; uniyersa, quod iniunctum habuerat, eidem nunciayit.
Sed, ut habit gentiletas et superbia prayorum, nihil a Samone, que sui
admiserant, est emendatum, nisi tantum placeta yellens instetuere, de
hys et alies intencionibus, que inter partes orte fuerant, iustitia redde-
retur in inyicem. Sicharius, sicut stultus legatus, yerba inproperiae,
quas iniunctas non habuerat, et menas adyersus Samonem loquitur, eo
quod Samo et populus regni sui Dagobertum diberint seryicium. Samo
respondens, iam saucius dixit: „Et terra, quam habemus, Dagoberto
est et nos sui sumus, si tamen nobiscum disposuaerit amicicias con-
seryare". Sicharius dicens: „Non est possebelem, ut christiani et Dei
seryi cum canebus amicicias conlocare possint". Samo ae contrario
dixit: „Si yos estis Dei seryi et nos Dei canes, dum yos adsiduae
contra ipsum agetis, nos permissum accepimus, yos morsebus lacerare^.
Aegectus est Sicharius de conspectum Samones. Cum haec Dagoberto
nunciassit, Dagobertus supenreter iubet de uniyersum regnum Austra-
siorum contra Samonem et Yinidis moyere exercitum; ubi trebus tur-
mis falangę super Wenedus exercitus ingreditur, etiam et Langobardi
solucione Dagoberti idemque osteleter in Sclayos perrixerunt. Sclayi
his et alies locis e contrario preparantes, Alamanorum exercitus cum
Crodoberto duci in parte, qua ingressus est, yicturiam optenuit, Lan-
gobardi idemque yicturiam optenuerunt et pluremum nummerum capti-
yorum de Sclayos Alamanni et Longobardi secum duxerunt. Austrasiae
yero cum ad castro Wogastisburc, ubi plurima manus forcium Wenę-
dorum inmurayerant, circumdantes, triduo priliantes, pluris ibidem de
exercito Dagoberti gladio trucidantur et exinde fogaceter, (^mnes tin-
turius et res, quafl habuerunt, relinquentes, ad propries sedibus reyer-
tuntur. Multis post haec yecibus Winidi in Toringia et relequo8 yastan-
dum pagus in Francorum regnum inruunt. Etiam et Deryanus dux
gente Surbiorum, que ex genere Sclayinorum erant et ad regnum Fran-
corum iam olem aspecserant, se ad regnum Samonem cum suis tra-
dedit. E8taque yicturia, qua Winidi contra Francos meruerunt, non
o SŁOWIANACH MIĘDZY REKEM A ŁABĄ I T. D. 121
tantum Sclayinorum fortitado optenuit, ąaantum demeiitacio Austrasio-
rum, dum se cernebant cum Dagoberto odium incurrisse et adsiduae
€xpoliarintur".
Nad relacyą Fredegara, który pisał około r. 658, należy się do-
brze zastanowić. 2 całego opisu przez niego podanego wynika, że
o Słowianach czyli Wendach, oraz o ich położeniu i siedzibach jasnego
nie miał wyobrażenia. Bo co opowiada o Słowianach, będących w nie-
woli awarskiej, tudzież to, co donosi o Słowianach, którym panował
przez lat 35 Samo, nie odnosi się i nie może się odnieśó do jednego
i tego samego plemienia słowiańskiego.
Jordanes bowiem, piszący w VI wieku, zna już na wschód od
Szwabii Bawarczyków „nam regio illa Suavorum ab oriente Baibaros
habet, ab occidente Francos ... a septentrione Thuringos" *).
Ponieważ rzeka Lech była granicą, która dzieliła Szwabów i Ba-
warczyków, przeto przypuścić należy, że wówczas ich siedziby sięgały
ku wschodowi przynajmniej do rzeki lnu, jeżeli nie dalej aż do rzeki
Aniży (Enns*). Awarowie zaś mieli swą główną siedzibę w Pannonii
t. j. w kraju Chrobatów, których gnębili w sposób haniebny. Co zatem
Fredegar opowiada o Wendach, którzy buntowali się przeciw Awarom,
awym panom, może się odnieść tylko do Słowian zaaniskich, a nie do
tych, którzy byli w najbliższem sąsiedztwie Turyngii.
Inni to znów Słowianie, przeciw którym wojska longobardzkie
i alamańskie w roku 631/632 walczą zwycięsko, choć Fredegar wiąże
ich ściśle z Samonem, który, na co ciągle baczyć należy, bezpośrednim
był sąsiadem Turyngii. Jeżeli zaś Langobardowie z Włoch północnych
i Alamanowie, przez których tu rozumie się albo Szwabów albo Ba-
warczyków, połączyli się przeciw Słowianom, to wyprawy ich skiero-
wane były tylko przeciw nieprzyjacielowi, który mieszkał pomiędzy
nimi. Mowa tu niewątpliwie o Słowianach korutańskich, mieszkających
w dzisiejszej Karyntyi i przyległych krajach.
Wyprawa Langobardów poza Dunaj, gdzie Słowian Samonowych
szukać należy, nie miałaby celu, jak każdy o tern przekonać się może,
kto patrzy na mapę i była zresztą niemożliwą, bo Langobardya była
wówczas państwem niezależnem, niepodległem władzy królów fran-
końskich.
Jeżeli zaś r. 632/33 Saksonowie obowiązują się bronić granic
frankońskich od Wendów, gdyby król Dagobert ich uwolnił od trybutu.
*) Rozdz. LV.
') Zeass 8tr. 372 : Die Ostgrenze der Baiem bildete die Enns in ihrem zor Do-
naa gewendeten Lanfe. Bis hierher waren die Araren Torgedrungen.
122 WOJCIECH KĘTRZYŃSKI.
to oczywiście mowa o północnych Słowianach, chód z opowiadania
Fredegara zdawaćby się mogło, że i to się odnosi do Słowian Samo-
nowych.
Niejasności te w podaniu Fredegarowem, pochodzące stąd, że autor
wszystkie owe wiadomości, które miał o Słowianach, odnosił do tego
narodu, nad którym panował Samo, były przyczyną, że różni w różnych
stronach pomieścili jego królestwo.
Conyersio Bagoariorum et Carantanorum, która pochodzi z ósmego
wieku, umieszcza państwo Samona w Karyntyi; nowsi zaś badacze prze-
noszą je zwykle do Czech. Ostatnia hypoteza ma tę dodatnią stronę,
że Słowianie Samona są zarazem sąsiadami Awarów i Serbów, lecz
nie uwzględnia tej okoliczności, że kraje między Dunajem a Menem
tylko w zachodniej części były własnością frankońską, że Ratanica
jeszcze roku 805 była granicą wschodnią imperium Karola Wielkiego,
że ówczesna Turyngia nie graniczyła z Czechami, ani Czechy z innemi
ziemiami (pagi) frankońskiemi. Fredegar zaś nic nie donosi, jakoby
wojsko frankońskie wtargnęło do Czech, które jednak miały swoją
nazwę odrębną — Cihu-Winidi, Beo-Winidi, lub Boiohaemum — i nie
mógł o tem nic donieść, gdyż królestwo frankońskie nie graniczyło
z Czechami, skoro między czeską granicą a Batanicą znajdował się
szmat ziemi, który dotąd zachował byt niezależny i wolność.
Że tutaj w tej części dawnej Germanii leżało królestwo Samo-
nowe, dowodzi właśnie okoliczność, że graniczyło bezpośrednio z Tu-
ryngią i innemi ziemiami frankońskiemi, albowiem poddani jego „multis
post haec vecibus Winidi in Toringia et relequos yastandum pagus in
Francorum regnum inruunt" lub „cum Winidi iusso Samone fortiter
sererint et sepius, transcesso eorum limite, regnum Francorum yastan-
dum, Toringia et relequos pagus ingrederint'^ ^).
Co Fredegar o Samonie podaje, jest po części niewątpliwie bajką.
Według niego Samo miał być kupcem frankońskim, który Wendom
pomagał w walce z AwaramL Przekonawszy się o jego dzielności, wy-
brali go swoim królem; panował 35 lat, miał żon 12 słowiańskich,
22 synów i 15 córek.
Frankowie przeszło już od wieku byli chrześcijanami; powinien
nim być i Samo, skoro był Frankończykiem. Tymczasem król Samo
jest poganinem, jak tego dowodzi nie tylko liczba żon jego, lecz także
rozmowa jego z Sycharyuszem, posłem Dagobertowym.
Na zdanie wyrażone przez Samona: „Nasza ziemia będzie Dago-
berta i my będziemy jego, gdy zechce zawrzeć z nami przyjaźń",
') Fredegar IV, 74
o SŁOWIANACH HIĘDZT RENEM A ŁABĄ I T. D. 123
odpowiada pos^: ^Non est possebelem, ut christiani et Dei seryi
cum canebus amicicias conlocare possint^.
Gdyby Samo był Frankończykiem , byłby z pewnością szukał
przyjaźni króla frankońskiego, byłby otaczał się Frankami i im sprzy-
jał, ale tego wszystkiego niema ani śladu w relacyi Fredegara. Prze-
ciwnie kupcy frankońscy nie byli bardzo bezpieczni w granicach jego
państwa, a poi^a króla Dagoberta Samo wzbraniał się przyjąć.
0 miejscu, gdzie nieszczęśliwa dla Franków toczyła się bitwa^
Yogastisburc^ nic nie wiadomo. Uczeni niemieccy przypuszczają, wy-
chodząc z założenia, że Samo był królem czeskim, że mowa tu o za-
ginionej miejscowości „Tugast", która miała leżeć nad Ogrzą w Cze-
chach.
1 ja sądzę, że zaszła pomyłka w nazwie; mniemam, że należy
czytać „Mogastisburc". Mogast, po polsku powiedzielibyśmy dziś Mo-
goszcz, leży mniej więcej w połowie drogi pomiędzy Pfortzheim nad
Reganicą a Banitami (Bayreuth) nad Paganicą.
Po wyparciu Franków z granic państwa władza Samona była
tak dalece ustalona, że nawet Derwan, książę „gente Surbiorum, quae
ex genere Sclayinorum erant et ad regnum Francorum iam o lem
aspecserant^, wyłamawszy się z pod władzy frankońskiej, poddał się
SamonowL
Ten książę Derwan dla uczonych niemieckich istną był zagadką,
bo według nich lwowianie co dopiero mieli przybyć nad Labę, a otóż
księstwo jego od bardzo dawna „iam olim" było w zależności od
Franków!
Dla nas nie jest to rzecz wcale nadzwyczajna, chodzi tylko o to^
aby wiedzieć, w której okolicy on panował.
Że księstwo jego nie leżało za Salą t. j. na wschód od tej rzeki,
nie ulega żadnej wątpliwości, bo Frankowie dopiero za Karola Wiel-
kiego przekroczyli tę rzekę. Państwa zatem Derwana należy szukać
na zachód od Sali, zwłaszcza, że Słowianie, mieszkający na lewym
brzegu, byli niewątpliwie członkami tegoż samego narodu, co Słowianie
na prawym brzegu. Za owych czasów zaś posiadali Frankowie nad
dolną Salą i Łabą tylko Turyngię zdobytą r. 531, a księstwo Derwana
mogło stanowić część tylko posiadłości turyngskich. Derwan zatem byt
lennikiem królów frankońskich, a poprzednicy jego podlegali może już
królom turyngskim; z upadkiem państwa turyngskiego i owo księstwo
przeszło pod naczelną władzę Frankończyków.
Jeżeli zatem nasze przypuszczenie jest uzasadnione, to księstwem
owem mogła być tylko ta część Turyngii, która w późniejszych cza-
sach dopiero t. j. za Karola Wielkiego została na nowo przyłączona
124 WOJCIECH KĘTRZ\^'SKI.
do państwa frankońskiego. Granicami jego były prawdopodobnie z je-
dnej strony rzeka Sala, a z drugiej rzeka lima aż pod Wojmir (Wei-
mar), stamtąd do Erfurtu nad rzeką Gera i w kierunku tejże rzeki
aż do Menu, gdzie, nie wiadomo w którem miejscu, schodziły się gra-
nice księstwa i królestwa Samona.
Państwo zatem Samona sięgało od ujścia limy do Sali i Erfurtu
aż do Dunaju.
Samon umarł około r. 658 zostawiwszy po sobie 22 synów, którzy
słowiańskim zwyczajem prawdopodobnie podzielili pomiędzy siebie oj-
cowiznę i zburzyli to od razu, co ojciec pracą całego życia postawił.
To też jest przyczyną, że o królestwie Samona nic więcej nie słychać
i że w końcu r. 803 lub krótko potem owe ziemie należące niegdyś
do niego, poddały się Karolowi Wielkiemu nieomal dobrowolnie, bo
o żadnej walce nie słychać.
Nieco dłużej zachowali swą niezależność polityczną Słowianie
lipańscy po obu brzegach rzeki Jasnej (leetzel). którzy niepokoili dzier-
żawy niemieckie w ziemi bardowickiej ^) i dalsze aż do Alery. Walki
te trwały do XII wieku, albowiem bunty Sasów przeciw cesarzom,
Tsamieszki, które powstały po śmierci duka Magnusa i sąsiedztwo za-
łabskich Obotrytów nie pozwoliły Niemcom owego zakątka od razu
ujarzmić.
Że zaś roku 1144 występują już komesowie luchowscy i warp-
kowscy. roku 1158 dannenbergscy, ta okoliczność dowodzi, że ziemie
owym hrabiom podległe, były już na Słowianach zdobyte. Kiedy cały
kraj Niemcy wzięli w posiadanie, sprawa ta jeszcze nie jest wyświe-
tlona dokładnie, ale przypuszczają, że dzieła tego dokonał albo Henryk
Dumny albo Henryk Lew*).
c. Niewola Słowian zachodnich.
Opanowanie krain słowiańskich przez Niemców pociągn^o za sobą
zup^ą zmianę wszelkich stosunków dotychczasowych. Ofiarą padli
przedewBzystkiem wielmoże słowiańscy, którzy w obronie samodziel-
ności narodowej i politycznej przodowali. Oni albo zginęli w boju, albo
wzięci do niewoli stali się niewolnikami, których sprzedawano nieraz
') Miasto Bardewik nie jest pozostałością po Langobardach, jak Niemcy utrzy-
mują, albowiem rzeczka, nad którą leży, nazywała się według kroniki wielkopolskiej
Barda.
' ») Meitzen II, 152, 370. 372, 493 etc.
o SŁOWIANACH MIĘDZY KBNRH A ŁABĄ 1 T. D. 125
aż do krajów muzułmańskich, albo jeżeli szczeńcie komu sprzyjało, ten-
uszedł na wschód do krain jeszcze nie ujarzmionych. Majątki ich
przypadły w udziale zwycięzcom.
Nie ulega wątpliwości, że niektóre rody, które będąc w dobrych
stosunkach z najezdcami, działały na ich korzyść a na szkodę rodaków
luh z innych powodów zasłużyły na pobłażanie i życzliwość panów
niemieckich, utrzymały się przy swoich majątkach i przy swojej na-
rodowości, ale stosunki były już wówczas tak się ułożyły, że germa-
nizacya musiała nastąpić niebawem i to przez małżeństwa z Niemkami.
W okolicach, które nas tutaj bliżej obchodzą, udało nam się zna-
leść ledwie kilka przykładów.
Traditiones et antiquitates klasztoru fuldajskiego wspominają (42,
nr. 312), że „Belesta tradidit s. Bonifatio quicquid in LuteraJia et in
Lupence marca hereditatis habuit in campis, silyis, pratis, pascuis, areis^
edificiis, mancipiis^. Jest to niewątpliwie Bolesta, a w jego posiadło-
ściach, z których Lupence, Lupnitz = Lipnica, istniała jeszcze znaczna
liczba Słowian.
Słowianinem był także prawdopodobnie „Slawo^, który ze swoją
małżonką „tradit s. Bonifatio bona sua in yilla Mechitamunil in pago
lagesgewe^ ^).
Nieco wyraźniejsze ślady wolnych osobistości pochodzenia sło-
wiańskiego znajdujemy w naddunajskich okolicach; w dolnym Altaichu
byli n. p. opatami Wencesław (Wenceslaus), który umarł r. 1068 lub
1069 i Bolesław (Boleslau), który umarł r. 1160').
Boku 1336 występuje w dokumencie Ulrich des Yenden kint yon
Byriogspurch '), a r. 1463 zmarł w Augsburgu „Latislaus de Achdorf
oanonicus hoius ecclesie^ *). Stowiańskiemi były także znakomite rody
Sobolów (Zobel) ^) i GoUierów z przydomkiem Schluderer ^).
Jeżeli Kindlinger: Mtlnsterische BeitrUge II, str. 120^ przytacza
ostęp „possegsi sunt 9 manai a Sclayonicis militibus^, to przypuścić
należy, że owymi „milites^ byli również wielmoże słowiańscy, którzy
własność swą ofiarowawszy kościołowi, trzymali ją nadal jak lennicy
kościelni. Obowiązkiem ich była i^użba wojenna konna.
Do kategoryi osobiście wolnych należeli prawdopodobnie t. zw.
O Tradit et Antiquit. Fold. i, Nr. 69.
*) Mon. Boica Zł (Monnmenta Niederaltacbensia).
*) Mon. Boica YI (Mon. Baarbergensia r. 1336).
*) Nacrologia Oermaniae I, atr. 69.
^ Sepp str. 36.
•) Sepp str. 30—31.
^ Wutz: Deutsche Yerfassangsgeschichte Y, 157.
126 WOJCIECH KĘTRZYŃSKI.
li beri, o których w Traditiones et Antiąuitates Fuldenses 43 Nr. 70
czytamy: ,,In Engelmarestat liberorum 17 unnsqui8qne plenam yictimam
dat, qnod nos dicimns friscinge, 3... Quidam liberorum id est
Sclavorum cum libra lini et uno ove et uno panno solvunt, alii fru-
mentum dant id est 3 modos ayenae, 1 modum siliginis et dimidium tri-
tici..." oraz beneficiati^), o których 43 Nr. 69 się mówi: „In Ludera
Sclayi cum pleno beneficio 11, cum dimidio 4"; tudzież zapewne co-
lon i 2), o których jest wzmianka 43 Nr. 63: „In Ugesberge... Sclavi
9 singuli 1 libram lini et unam paltenam, unam gallinam cum 5 oyis.
Sunt alii Sclayi coloni singulos porcos, singulas oyes debentes, ex-
ceptis tribus, quorum quisque duos porcos et 2 oves debent".
Jeżeli co do milites przypuścić należy, że jako lennicy siedzieli
na własnym gruncie ofiarowanym kościołowi, to liberi, beneficiati i co-
loni trzymali kościelne grunta w dzierżawie, z których płacili czynsze.
Największa jednak część ludności słowiańskiej po utracie bytu
politycznego i wolności stała się własnością pańską t. j. świeckiego
lub duchownego pana albo cesarską i uprawiała rolę jak przedtem tak
i nadal na korzyść naturalnie swych nowych panów.
Ludność słowiańska, należąca do skarbu panującego, nazywała
się „Sclayi fiscales lub fiscalini^ ^); położenie jej było jak wszędzie
indziej znośniejsze ^). Słowiańskie nazwy osad przechowały się przewa-
żnie w dobrach fiskalnych.
Ludność słowiańska jako niewolna była tak dalece znana, że jej na-
zwa w wymówieniu niemieckiem „Sklaye" stalą się synonimem niewolnika.
Ludność ta, o ile wchodzą w rachubę okolice, które nas przede-
wszystkiem obchodzą, rządzona była według własnych praw, o których
tu i ówdzie zachodzą wzmianki n. p. „caetera yero legitima iura
Slayorum, quae constituta sunt pro caedibus yel furto
aliisque culpis, quae suboriri poterunt. tempore vel loco, quo ab-
bati placuerit, persolyere debebant" ^) (1136). W zapisie zaś królowej
*) Ob. Waitz V, 371.
*) Ob. Waitz V, 205.
^ Waitz V, 225.
*) Ale i z nimi obchodzono 8i§ nie zawsze łagodnie; gdy n. p. chodziło o to,
aby zabezpieczyć jak%ś okolicę przez załogę niemiecką lab kolonię, a nie było pod
ręką odpowiedniego miejsca, to po prosta wygnano Słowian z odwiecznych ich siedzib,
zostawiając ich własnemu przemysłowi lab kijowi iebraczema i śmierci głodowej.
Gospodarstwa zaś słowiańskie zajęli Niemcy. Wynika to niewątpliwie z Formalae im-
periales 1. 2 (M. G. H. Legam sectio Y), gdzie czytamy: „Qaaliter nos daobas fideli-
bas nostris de Saxonia... duas yillas iaris nostri trans Albiam fluyiam in pago illo
' constitntas . . . ezactis inde Sclavis, in proprietatem concedimas''.
') Schannat: Yindemiae literariae. CoUectio II, str. 2 — 3.
o SŁOWIANACH MIĘDZY RENEM A ŁABĄ I T. D. 127
Byksy, którym kościołowi kolońskiemu r. 1057 darowuje zamek Saal-
feld z przyległościami oraz posiadłości swoje w Orlej, czytamy pomiędzy
iimemi: „Hoc qnoque firma ratione constitnens, ut liberis yel smordis,
YenatoribuB siye cuiuscunąue generis homiiiibus ad hanc dominationem
pertinentibus, qai suis temporibus iura et optimas consuetudi-
nes habaisse probare poterint . . .^ a w dalszym ciągn ^facta est hec
traditio in Salayeldon secnndum legem et ritum gentis illius^ ^).
Stosownie do tego zdarza się nieraz, że w wykazach cz3rnszowych
mówi się tylko ogólnikowo, że Słowianie płacą swoje „debitnm^ n. p.
43 Nr. 5: „In Esgenebach . . . duo Sclayi cum suo debito^; tamże Nr. 11:
„In Lupenzo... Sclayi yero 50 cum suo debito^; tamże 51 „ad Huni-
felt... Sclayi 35 cum suo debito solyunt libras totidem lini^; tamże 58
„In Goltbach... Sclayi 5 cum suo debito^.
Zazwyczaj jednak wymieniają opisy czynszowe dokładnie, co
każdy dać obowiązany; przedmiotami zaś daniny czyli czynszu były
przedewszystki^Di: len, w^a, sukna różne (phalta, phaltena, pannus),
kozzi (koszule), lodices (dery lub kołdry), kury i jaja, wieprze, barany,
owce, prosięta (yictimae porcinae), zboże (frumentum), owies, pszenica
(siligo), orkisz (triticum), słód (bracium), miód (situlae mellis) ^) itp.
Tych to Słowian ma się na myśli, gdy w dokumentach^) wspo-
minają „o rustici Slayi^ n. p.: „Conradus Dei gratia praepositus s. Ma-
riae in Erford uniyersis yolumus esse declaratum, quod super causa
diu coram nobis yentilata ex parte yenerabilis domini Henrici abbatis
et capituli s. Petri in Erfordia ex una et rusticos Slayos in Erm-
Btete ex parte altera pro quadam decima iam dictae ecclesiae talis
transactio coram nobis est habita: Rustici Slayi praenominatae
yillae consignayerunt dimidium maldrum annonae Erfordiensis mensu-
rae singulis annis praedicto abbati persolyendum ab illis personis, quae
Yulgariter in eadem yilla „Alderman^ *) appellantur; insuper si Slayi
yel foro yel quacumque commutatione sibi contraxerint aliquos mansos
Theutonicorum eiusdem yillae, eandem decimam sine contradictione
persolyent, quam Theutonicus inde persolyit; si yero Theutonicus a Slayo
fflye emptione yel qualicunque modo mansum commutayerit, eandem
decimam debitam praedicto coenobio exinde sicut et de reliquis mansis
suis exsolyet. Mensura etiam decimalis a praedicto abbate ibidem insti-
tuta perpetuo permanebit, quarum XVI complebunt maldrum Erfor-
tensem. Acta sunt haec anno incarnationis Dominicae 1227^.
') Lacomblet: Urkandenbach fUr die Geschichte des NiederrheinB I, Nr. 192.
*) Daty te wyjęto z Traditiones et Antiąoitates Fuldenses Dronkiego.
') Schannat: yind. Liter. CoUectio II, str. 121.
*) Mowa tu zapewne o „staroście*^.
128 WOJCIECH KĘTRZYŃSKI.
O Smerdach, o których w innych krajach bywa często mowa^
znaleźliśmy wzmiankę tylko w przywileju królowej Ryksy powyżej
zacytowanym, oraz w notatce klasztoru korbejskiego o posiadłościach
w Sertisleye „possessi sunt mansi 30 a latis Teutonicis, 12 a Tuiurdia
(wyraz ile odczytany zamiast Smurdis), 9 a Sclavonicis militibus".
Smerdowie prawdopodobnie nie bardzo różnili się od innych Słowian,
bo według Meitzena byli oni zwyczajnymi czynszownikami; Waitz zań
uważa ich za kolonów^).
O gościach słowiańskich wspomina tylko dokument-) z r. 113&
temi słowy:
„Notum sit omnibus Christi veritatem sectantibus, praesentibus
et subseąuentibus, Sigefridum quendam Erpesfurtensem s. spiritus aspi-
ratione succensum, propria pecunia III mansos in yilla, quae Becke-
steti dicitur, ennisse sanctoque Fetro principi apostolorum coenobitisque
praedicti apostoli commorantibus in Erpesfurt absolute tradidisse pro
salyatione yidelicet suae animae uxorisque nec non omnium parentum
cognatorumque salute: pro quo praedio suscipiendo ad incolendum de-
derunt pro oblatione unum mansum haereditarii praedii iacentis iuxta
praedictam yillam quatuor Slayi de saepe nominata yillula, hospites
Ludeyioi comitis proyinciae, quorum ista sunt nomina: Luzicho,
Herolt, Odalrih, Cuno. Hi quatuor yiri susceperunt praediotos quataor
mansos, tam illum, quem obtulerant, quam illos tres, propter quo8 ac-
quirendos proprium mansum tradiderant haereditarii iure praedii ita^
ut, quum quis istorum obierit, filius eius aut prosimus propinquus offerai
abbati praedicti coenobii VII solidos et in haereditatem defancti suo*
cedat; solyunt autem praedicti Slayi ter in anno singulis yicibus 13 so*
lidos; hoc etiam propter praedictam oblationem ab abbate impetrarunt^
quod adyocato nullum placitum persolyunt; caetera yero legitima iora
Slayorum, quae constitata sunt pro caedibus yel furto aliisque culpifi^
quae suboriri poterunt, tempore yel loco, quo abbati placuerit, persol-
yere debebunt. Huius constitutionis plurimi exsistunt testes etc. Acta
sunt haec anno ab incarnatione Domini 1136^ itd.
Inną zupełnie kategoryę przedstawiają L zw. seryientes, o któryoh
wspominają Tradit. et Antiqu. Fuld. 43 Nr. 4: „InSulaho... seryientes
Selayi 35". Seryientes stanowią tu niewątpliwie czeladź domową; do
nich należą także owi „yenatores", o których wspomina darowizna
królowej Ryksy, oraz owi „selayi" cesarza Ottona, o których nadmie-
nia Liudprand rozdz. 23; byli to jego koniuchy.
') Meitzen II, 241. Waitz V, 157.
^ Schannat: Yindemiae literariae. CoUectio II, str. 2 — 3.
o SŁOWIANACH MIĘDZY KSNEM A ŁABĄ I T. D. 129
Na bardzo nizkim szczeblu społeczeństwa musieli być ci Slowia-
nie, którzy byli niewolnikami ludzi niewolnych; o takim jest mowa
w Trąd. et Ant. Fuld. 43 nr. 4 „yillieus 1 dimidium mansum et 1
Sclarum habens^ . . .
W czasach, z których nasze wiadomości pochodzą, ludnośó wiej-*
ska co do narodowości była już bardzo mieszana, co nikogo zadzimó
nie powinno, kto uwzględni, że tyle wieków niewoli upłynęło już nad
owymi krajami; obok ^owian występują także jako ludzie niewolni
Saksończycy n. p. Trąd. et Ant. Fuld. 43 Nr. 50: „In Rora... Saxo~
nes 18, Sclavi 75".
O Frankończykach niewolnych wspomina 1. c. 48 Nr. 11: „In
Łupenzo... Sclairi rero 50 cum suo debito; insuper 28 Sćlavi kozzots
reddunt et alii 55 Franci similiter reddunt^.
Ale obok Słowian, Saksończyków i FiPankończyków wymieniają
zapiski faldajskie jeszcze całe flzeregi luddoś<^i zależnej n. p. 43 Nr. 23:
„In Glerstungen 5 territoria, lidi 60, quoruili 24 singuli porcum singu-
liqne pannnm ex proprio lino et 6 galliftad cum ovis 200; ex his 36
singnlos porcos et singulos panno0 ex pfoprio lino et 8 gallinas cum
ovi8 150. Insuper aKe hubę 82 siflgulas oveft et eorum mulieres 3 ca-
misiałeA 3 ex lino dominico et 3 gallinad cum oyis 100 et cum tri-
dnano seryitio. Insuper 55 Scla^i singulos porcos singulasque phaltas
et 8 g&Uinas cum ovis. Ad haeó 23 S6lavi dingulos poroos, iiisupei^
95 Sdayi, ex ąuibus 150 librę Uni debetltitf singuleąue paltene. Coloni
23 singuli 2 porcos et 2 oves, łnsupeif coloni 20 singulos porcos ef
eomm 10 singulas oyea. Mole 7, ecd^ie 2 ctim deoimatioiie et 4 hu-
bis. Noralia 23 denarios reddunt. Beneficii sunt 2 oppida et una huba.
Summa 320 sołidi^.
48 Nr. 47: „In Biberaha lidi 6, Sclavi 36, serritores 87, tribu-
tarii 12, qui unam yictimam solrunt. Limares yilla 11 sunt tributarii,
pisestores 2 cum suo beneficio*'.
48 Nr. 68: „In Biscofesberch antiquitu8 pertinebant 2 territoria,
lidi 40 cum plena redditione sui debiti; insuper hubę 70 singule sin**
gulos porcos singulasque oves et singulos pannos reddunt. Coloni 66
singulas oves cum triduano seryicio; seryitores 30 singuli 3 modios
ayene et 1 modium siliginis et dimidium tritici. Tributarii 80 statutum
eensum yel cottidianum seryicium persolyentes^ etc.
Jakiej więc narodowości byli owi „lidi, coloui, seryitores, tribu-
tarii, piscatores^ etc.?
Wiemy już z tego, co przedtem przytoczyliśmy, że Słowianie
1 j. naturalnie pierwotni mieszkańcy, posiadali jeszcze swoje odrębne
prawa, według których ich sądzono i rządzono; tak samo misia się
BosprAwy Wydi. bltt.-fiIox. T. XŁ. 9
130 WOJCIECH KĘTRZYŃSKI.
niewątpliwie rzecz z owymi Saksończykami i Frankończykami, o któ-
rych wspominają zapiski.
Należy zatem przypuścić, że wszyscy lidi, coloni, seryitores, tri-
bntarii, piscatores, siedzący w dobrach fnldajskich, nie byli rządzeni
ani według prawa słowiańskiego, ani według prawa saskiego lub fran-
końskiego, lecz że podlegali innym prawom i zwyczajom, które wyro-
biły się były w posiadłościach duchownych, tak że pod pewnym wzglę-
dem owych Słowian, Saksończyków i Frankończyków uważać można
za warstwę uprzywilejowaną, tamtych zaś za ludzi będących w mniej
korzystnem położeniu.
Jeżeliby zaś tak było, to w liczbie owych lidów, kolonów, sena-
torów, danników, rybaków itp. mogłoby się znajdować nie mało ludzi
pochodzenia słowiańskiego, którzy jako podarowani lub kupieni, albo
jako jeńcy wojenni dostali się w posiadanie klasztoru, a jako nie po-
chodzący z pierwotnej ludności miejscowej, nie korzystali i korzystać
nie mogli z praw tamtej przysługujących.
Jak zaś obchodzono się ze Słowianami, którzy nie będąc niewol-
nikami, stanowili księstwa pod własnymi książętami i tylko pośrednio
podlegali dukom niemieckim i ich komesom, o tem dają pewne wyo-
brażenie słowa księcia Przybysława, wyrzeczone w Bukowcu (Ltlbek)
do biskupa, który Słowian namawiał do przyjęcia chrztu: „Yerba tua,
o yenerabilis pontifex, yerba Dei sunt et saluti nostre congrua, Sed
qualiter ingrediemur hanc yiam, tantis malis irretiti? Ut enim intelli-
gere possis afflictionem nostram, accipe patienter yerba mea; populus
enim, quem aspicis, populus tuus est et iustum est nos tibi pandere
necessitatem nostram. Porro tui iuris erit compati nobis. Principes enim
nostri tanta seyeritate grassantur in nos, ut propter yectigalia et ser-
yitutem durissimam melior sit nobis mors quam yita. Ecce hoc anno
nos, habitatores breyissimi anguli huius, has mille marcas duci persol-
yimus, porro comiti tot centenaria et necdum eyicimus, sed cotidie
emungimur et premimur usąue ad exinanitionem. Quomodo ergo yaca-
bimus huic religioni noye, ut edificemus ecclesias et percipiamus bap-
tisma, ąuibns cotidiana indicitur fuga? Si tamen locus esset, quo dif-
fugere possemus? Transeuntibus enim Trayenam, ecce similis calamitas
illic est, yenientibus ad Penen fluyium, nichilominus adest Quid igitur
restat, quam ut omissis terris feramur in marę et habitemus cum gur-
gitibus? Aut que culpa nostra, si pulsi patria, turbayerimus marę et
acceperimus yiaticum a Danis siye institoribus, qui marę remigant?
Nonne principum erit hec noxa, qui nos propellunt?^)
^) Helmoldi Chronicon Slavoram I, 83.
o SŁOWIANACH MIĘDZY RENEM A ŁABĄ I T. D. 131
d. Chrystyanizacya Słowian zachodnich.
Od czasu, jak Niemcy przyjęli chrześcijaństwo, nauka Chrystu-
sowa musiała się stać także udziałem Słowian ujarzmionych przez nich
lub od nich zależnych. Można było spodziewać się, że nowa religia
poprawi położenie uciemiężonych; lecz niestety zwrot taki nie nastąpił.
Byli wprawdzie monarchowie i biskupi, którym dobro Słowian leżało
na sercu, po większej części jednak zaprowadzenie chrześcijaństwa po-
większyło tylko wyzysk Sowian i zarazem ich niechęć. Karol Wielki
nie krępując się przesądami, polecił biskupowi założonego r. 741 bi-
skupstwa wHrzburgskiego „ut in terra Sclayorum, qui sedent inter Moi-
num et Radanziam fluyios, una cum comitibus, qui super eosdem Sclayos
i^nstituti erant, procurarent, uź inibi, sicut in ceteris chństianorum
locis, ecclesie construerentur, quatenus ille populus noyiter ad christia-
nitatem conyersus habere potuisset, ubi et baptismum perciperet et
predicatorem audiret et ubi inter eos, sicut inter ceteros christianos,
diyinum officium celebrari potuisset...^ ^).
Do nich odnosi się także owo rozporządzenie, które odkrył i wy-
•dał Dr. Bichard Doye*), a którego tekst jest następujący: „Statutum
est, ąualiter Sclayi et ceterae nationes, qui nec pacto nec legę Salica
utuntur, post perceptam baptismi gratiam constringendi sint, ut diyinis
fiacerdotnmque suorum obteniperent praeceptis. Quia secundum canoni-
eam diffinitionem ecclesiasticis iusiurationibus implicitis cura accusandi
proclamandique scelera committitur, quae infra onmem parochiam illam,
•euius diocesani sunt, perpetrantur, summa diligentia obseryandum est,
ut nullus idiyinae legis transgressor, licet alterius conditionis yel paro-
Hshiae sit, in synodica stipulatione reticeatur.
Quod si qui8, cuiu8cunque sit gentis, nationis yel linguae, eon*
temto Dei omnipotentis tunore, ita irreyerens deprehensus fuerit post
huiusmodi sacramentum, ut iurata per quodcunque ingenium siye ex-
^usationem aut dissimulationem notitiae yiolare presumat; a cuiuscunque
nationis yel linguae yiris, nobilibus tantum et numero testimonio con-
gruentibus, periurii yel alicuius criminis impetitus fuerit noxa, penitus
•quia unius legis et gentis non sunt^ obiectione remota, aut yindictae
periurii subiaceat aut se impetita .suspicione igniti ferri iudicio expurget.
') Mon. Oerm. Hist Legam SecUo Y, Formulae imperialeB Nr. 40.
') Dr Richard Doye: Untenuehaiigen ilber die Sendgerichte z dodatkiem: yon
d«m Sendreehte der Main and Rednitiwenden w Zeitschrift fUr deatsehot Kecht ond
deateche RechtowiBsenschaft. TUbingen 1859. Tom XIX, str. 882—384. Akt poyrjUzy
jK>chodxi prawdopodobnie a końca IX lab z początka X wieko.
9»
132 WOJCIECH KĘTRZYŃSKI.
Quodsi temeritatis obstinatio in neutro sanctae Dei ecclesiae satisfacere
Yoluerit, a liminibuB et eommunione eiHsdem sanctae Dei ecclesiae ha-
beatur disclusus et exlex, quousque resipiscendo canonicis obtempera-
yerit institntis. Fraeterea festiritates dominicas ceterasque anni solemni-
tated obfi(ervaiidas in paroehiali ecclesia a sacerdote łndictas quicunque
aliqiio operę temerare praestimj^derit rei qaidquid tunc laboifare praeter
id, qiiod ad dolliesticnin appatatum eiasdem diei illdiget; vel qui legi^
tiifia ieiutiia hoe est qiiadiragesimam et IV tempera et yigilias esu car-^
nitkiA contamiiłCbyerit, ant qtii idolotkita, qtiod trebo dicitnr, ^el obtti'
letit aut mailducayerit; cLut qai tnortnos TLOń in atrlo ecclesiae, sed ad
tnttmlos, quod dieimns morę g<9trtilinm bou^i^, sepelierit; ćitit dedmas
dare HolueiHt; aut qui a sacierdote in eeclesia baimitus fuerit ad pla-^
cetmn episeopi sire arehłpresb^teri et yenire contempserit: canonicis
i^idueiis saeerdos eum pro huiusmodi praevaricatione et negligentia ad
poenłtudiMm ilivitet Quod si Contempserit, e&actot' publicus id est
centurio aut sutrd Yicarius Cum sacerdote pergat ad domum buiusmodi
praestłulptoris et de śua faCuItate tibnti aliquid pretii, borem sive aliad
aliquid tollat, propter quod proterrus cotuittiiigatur, ut humiliatus a sua
praritate iMipiACat. Qnod ipsum in ecclesiastica sacerdotis potestate
loCAltott manead^ donec traiisgredsor ab inctilpato crimine aut e^pur^
gafi4o Mt poeniteńdo sMi^faciat Qilod8i iflfifa spacium unius septitnanae
ila redipiierit^ sibi subkltini ^ecipiat supellectilem. Si VBto ad flnita^
indudas eotktumsLi, tekire distulerit, etiamsi postmodutn poenłtentiae se
siibdiderifi, pi^optei^ ^eglectttd atitem faidirciaś sit iiot arbitrio sacerdotis,
depositiita ift ecdlesiasticoA liftus sei^yafe aut repeteńti condonafe. Ouod^i
qidsqt(iM« tam małe pei^tiat inrenitui", Ut ńe6 oihUipotentis Dei ter-^
rillm tln)rore mc iafctoifa rei optmi damźto atteń«atui^, ab hninsmodi
Bceleris obstinatia ad resipiscefldum coerceri podsit, deCretuni est ab*
eCi^lesia eselu^nm h^bodana prirari commiiiiłone et tunc demum, si sit
ilscalinds ćolonus, omnia, quaecunque potfddet, a rei publicae ministra
infiscefitur et in dominicam redigantur potestatem. Si quis autem in
suo vel in alteritis praedio ita scelerodus e^stiterit, simili modo cum
centurione dominus eiusdem praedii, quaecunque habuerit, ab illo au<^
ferat, saaeque rendicet potestati. Si rero ipse centurio aut dominus
hoc agere negleserit, sit ipse, quod est, quem rebus foret et tuetur,
esrcommunicatus et tamen nibilominus per ducem et comitem e^pulsus,
illius infiscentur substantiae^.
Biskupi rzadko kiedy dbali o dobro owieczek słowiańskich, po-
wierzonych ich opiece. Zacny wyjątek stanowi jednak Werner, biskup
merseburgski *) f 1093, o którym jego biograf donosi: „Verum quia
') Mon. Germ. Hist. SS. XII, sir. 246.
o SŁOWIANACH MIĘDZY RENEM A ŁABĄ I T. D. 133
Sclayonicae linguae admodum ignarus erat et eum cura pastoralis
ScIaYorum genti, qiiorum mułtitudinem copiosam error adhnc idolatriae
detinebat, verbum salutis credere cogebat, libros Sclayonicae linguae
sibi fieri iusait, ut latinae linguae character, quem intelligebat, idiomata
linguae Sclavorum exprimeret et quod non intelligebat, yerbis striden-
tibus intelligendum aliis infunderet^.
Przeważnie jednak słuiyła nauka chrześcijańska w ręku duchow-
nych niemieckich za narzędzie uciemiężenia, jak na to i Niemej i Sło-
wianie narzekali. Tak zwane ^Registrnm Sarachonis^ klasztoru kor-
bejskiego^), przez który wyspa rańska naprzód została nawrócona, pi-
sze: „Rugiacensis insulae Sclayi ad patrimonium s. Viti spectant, sed
ob ayaritiam et insolentiam yillicorum nostrorum a fide
defecerunt".
Helmold zaś mówi I, 83: „Creyit igitur opus Dei in Wagirensi
terra... Et recesserunt Sclayi, qui habitabant in oppidis circumiacen-
tibus et yenerunt Saxones et habitayerunt illic. Defeceruntque Sclayi
paullatim in terra ^.
Że w tych wyrazach niema przesady, potwierdza i Meitzen,
który krótko wyrażając się mówi: „Diese Bekehrung aber war von
Unterwerfung kaum zu scheiden" ^j.
Po nawróceniu Słowianie byli z początku albo zupełnie wolni od
dziesięcin, albo płacili mniejsze od Niemców.
W dyecezyi juwawskiej (Salzburg) zniósł tę wolność arcybiskup
Gebhard (f 1088) i zastąpił mniejsze dziesięciny pełnemi:
Qui primus decimas constrinxit reddere iustas
Sclayorum gentem tanti ductoris egentem^).
Vita zaś Gebhardi archiepiscopi *) tak mówi: „quia gens Sclayo-
rum in eius episcopii terminis posita antę ipsius tempora aut nuUas
aut paucissimas reddere consueyit (decimas et exactione8)^.
Tak samo było i na północy, a Meitzen sam przyznaje, że mata
dziesięcina, niechętnie płacona, była przyczyną, że Słowian wypędzano
s posiadłości, a zastępowano ich Niemcami płacącymi pełną dziesię-
cinę^). Tak i Kościół stał się biczem na Słowian i narzędziem ich
tępienia ^.
^) Falkę: Codex traditionum Corb. Sarachonis registrom Nr. 747, str. 44.
^ Meitzen II. 368—369.
*) Gęsta archiepiscoporum Salisbargensium w Mon. Oerm. Uist. 86. XI, str. 20.
«) Tamie XI str. 36.
') Meiteen II, 473—474.
^ Do sprawy dziesięcin odnoszą sie prawdopodobnie także słowa papieża Za
134 WOJCIECH KĘTRZYŃSKI.
e. Germanizacya Słowian zachodnich.
«
Zważywszy, że ludność słowiańska, gdy została ajarzmioną, nie
była jeszcze zbyt liczną, że wśród niewoli warunki rozrostu nie były
pomyślne, nie można wątpić, że germanizacya musiała prędzej lub pó-
źniej nastąpić, zwłaszcza że Niemiec nigdy nie lubił stosować się do
innych, a mianowicie do niższych klas, jakimi byli wobec niego Po-
wianie. Byli zatem z obowiązku zniewoleni poduczyć się mowy nie-
mieckiej. Niebezpieczeństwo germanizacyi wzmogło się, gdy chrześci-
jaństwo zacz^o się szerzyć wśród Niemców. Za dumne, aby się zniżyć
do maluczkich, duchowieństwo niemieckie postąpiło tak, jak i dzisiaj
wśród Słowian w państwie pruskiem. Dla własnej wygody poświęciło
język narodowy swoich owieczek, narzucając im nie tylko obcy język,
ale i obce imiona. Dla Niemca słowiańskie imiona były jakby pogań-
skie, bo ich nie rozumiał; chrzcząc zatem dzieci słowiańskie, nadawano
im imiona niemieckie, tak że dziś w dokumentach nikt nie rozróżni
Słowianina od Niemca, lub Niemca od Słowianina. Nie często wpraw-
dzie wymienia się w dokumentach imiona Słowian, ale gdzie to ma
miejsce, są one prawie zawsze niemieckie n. p. „quatuor Slavi de sae-
penominata yillula, hospites Ludoyici comitis, quorum ista sunt nomina;
Luzicho, Herolt, Odalrich, Cuno"*).
Tak się działo za dawnych czasów; ale że i dziś nie dzieje się
inaczej, tego dowodem są Mazury pruskie, gdzie duchowieństwo nie*-
mieckie lub zniemczone wytępiło zupełnie imiona polskie; pełno tam
dziś Gottliebów, Fritzów, Albertów, Wilhelmów itp., ale z imionami
polskiemi nie łatwo się spotkać.
Jak dzisiaj ucywilizowane Prusy rugują język polski ze szkół,
urzędów i sądów, a nauczycielom nawet zakazują używania mowy oj-
czystej wśród własnej rodziny, tak postępowano i dawniej, ale to były
wtedy czasy barbarzyńskie.
Landgraf Fryderyk saski zakazał roku 1327 pod karą cielesną
mówić po słowiańsku; w Anhalcie i Nowym grodzie nad Salą (Nien-
burg) wyrugowano r. 1298, a w Lipsku 1327 język słowiański z są-
dów. Na wyspie rańskiej wymarło tamtejsze narzecze r. 1404*).
charyassa w liście do 6w. Bonifacego: „Etenim de Sclaris christianomm terram inha-
bitantibas, si oportet censom accipere, interrogasti, frater. Hoc ąoidem consiliam non
indiget, dum rei causa est manifesŁa. Si enim sine tributo sederint, ipsam quandoqaft
propriam sibi yindicabunt terram; si yero tributum dederint, norunt dominatorem
ipsnm babere terram**. Ob. Jaffś Bibl. rer. Germ. III, Nr. 80, str. 226.
^) Ob. str. 128. ') Sepp str. 75. Meitzen II, 2^2.
o SŁOWIANACH MIĘDZY RENBM A ŁABĄ I T. D. 135
W Bawaryi również nie obchodzono się po ludzku z mieszkań-
cami pochodzenia słowiańskiego. Książę Henryk orzekł w dokumencie
wydanym roku 985 w Ranshofen pod Braunau ^): „Sclayi etiam eius-
dem coadunationis distńctui subiaceant aut exterminentur^. Hasło
„ausiotten^ nie jest zatem wynalazkiem filozofa Hartmana.
Kiedy w różnych stronach terytoryum przez nas omawianego
język słowiański wygin^, o tern nie przechowały się żadne wiadomości;
w puszczy tylko łuńskiej (LUneburg) przetrwał do zeszłego wieku.
Dowodem tego Jan Parum Schultze ze wsi Stlthen, należącej do pa-
rafii Kusten, który umarł około r. 1734. Schultze był prostym rolni-
kiem i zostawił po sobie kroniczkę, przy której umieścił także słowni-
czek języka wendyjskiego. W kroniczce mówił: „Ich bin ein Mann
Yon 47 Jahren; wenn mit mir und den noch drei Personen es yorbei
ist in unserem Dorf, alsdann wird wohl Niemand recht wissen, wie
ein Hund auf wendisch genannt wird" ^).
f. Nieco o kulturze Słowian zachodnich.
Pierwsze wiadomości o stanie kultury Słowian podaje nam Ce-
zar^); są one ciekawe, choć niedokładne, bo nie znając osobiście sto-
sunków, polegał na informacyach innych osób, a pisząc, nie umiał już
wszystkiego ściśle rozróżnić, co do Słowian się odnosiło, a co do Ger-
manów.
Za Cezara znajdowali się Słowianie, przynajmniej nadreńscy,
w stadyum przejściowem z pasterstwa do rolnictwa; zboża (frumentum)
hodują jeszcze nie wiele, a przeważnie żywią się mlekiem i mięsem.
Mięsa dostarczają im zwierzęta domowe oraz polowania, którym od
młodości oddają się z zamiłowaniem. Słowianie byli ludźmi silnymi
i wysokimi (inmiani corporum magnitudine homines); odzienie ich skła-
dało się z futer, które — naturalnie w porze cieplejszej — nie zakry-
wały całego ciała. Kąpanie się w rzekach było już wówczas, jak
i w późniejszych czasach, ogólną potrzebą^).
Stosunki z obcymi kupcami były skronme, skoro ludność miała
O Sepp Btr. 58.
*) Kalina: Jana Parum Sznlcogo słownik jęsjlui polabakiego w Rozprawach
Akad. Umiej. krak. Wydz. filol. Sery a II, tom III, p. 3.
«) De beUo Gallico IV, 1—3.
*) Eigilis Yita a. Sturmii w Mon. Germ. Hitt. SS. II, itr. :>69! „ubi... saper
flumen Foldam yadit, ibi magnam Sdayorom moltitndinem reperit tliiminis aIveo na-
tantes, larandis corporibus se immersisse** etc.
136
\NOJCISGH KĘTRZYŃSKI.
tylko takie potrzeby, jakie sama potrafiła zaspokoić. Dla tego też in-
teres kupców nie polegał tak na imporcie towarów, jak raczej na za-
kupywaniu taniem łupów wojennych. Cennych koni celtyckich nie
sprowadzano, lecz używano rasy domowej, małej i brzydkiej, lecz bar-
dzo wytrwałej i wytrzymałej.
Wśród walk jazda skakuje nie raz z koni i walczy pieszo; konie
wyuczono czekać, a do nich walczący uciekają się na nowo w razie
potrzeby. Siodła nie są w używaniu, bo uchodzą za znak zniewie-
ściałości.
Książąt Słowianie nadreńscy jeszcze nie mieli; zwyczajem ich
było w razie niebezpieczeństwa zwoływać starszych na naradę, a o de-
oyzyi i postanowieniach uwiadamiać lud cały przez posłańców. Zaczęto
jednak już się łączyć dla własnej obrony, a do wojny dostarczano
piechoty i jazdy *).
W wyprawach wojennych jednak istnieli naczelnicy czyli wodze,
bo bez nich nie byłoby ani planu ani posłuszeństwa w wykonywaniu
rozkazów, od czego powodzenie głównie zależy. Takim wodzem naczel-
nym był prawdopodobnie Aryowist, zwany przez Rzymian „rex"; takimi
byli także Nazwa i Cębr (Nasua et Cimberius fratres) *).
powianie mieszkali w miejscach otwartych — oppida — które
stawiano z drzewa; wobec najazdu nieprzyjacielskiego opuszczano je,
a kobiety z dziećmi i całym dobytkiem chroniły się do lasów, gdzie
były bezpieczne'*).
Jak jeszcze w późniejszych czasach pomiędzy pojedynczymi na-
rodami jak n. p. pomiędzy Polską a Pomorzem i Prusami były puszcze,
które te kraje dzieliły, tak było już i za czasów Cezara, „publice
maximam putant esse laudem, quam latissime a suis finibus yacare
agros" *).
Co zaś Cezar na samym początku^) opowiada „ex quibus (pagis)
quotannis singula milia armatorum bellandi causa ex finibus educunt.
Beliqui, qui domi manserunt, se atque illos alunt; hi rursus inyicem
anno post in armis sunt, illi domi remanent. Sic neque agricultura nec
ratio atque usus belli intermittitur. Sed priyati ac separati agri apud
eos nihil est neque longius anno remanere in uno loco colendi causa
licet^, to są szczegóły, które doskonale stosują się do narodów żyją-
cych z rozboju, jakimi byli Skandynawczycy i jakimi są dziś Arabowie
w Afryce środkowej, ale nie do Słowian, którzy siedzieli już od wie-
ków na swej ziemi. Okoliczność zaś, że nie posiadano wówczas roli pry-
») De bello Gallico VI, 10. — «) Tamże I, 37. — ») Tamże IV, 19. — *) Tamże
IV, 3. — *) Tamże IV. 1.
o SŁOWIANACH MIEDZY BSMBM A ŁABĄ I T. D. 137
watnej, oddzielnej, może niewątpliwie ńciągnąó się do słowiańskich sto-
smików, skoro rodziny i rody bardzo długo siedziały na grunoie współ-
njrm. Zresztą cała wiadomońó nie jest zbyt jasna.
Tacyt podawszy w rozdziałacli 2 — 27 ogólną charakterystykę
Germanów, na którą złożyły się niewątpliwie zwyczaje i obyczaje nie-
mieckie i słowiańskie, wymienia w rozdziałach poświęconych Swewom
tylko takie szczegóły, które jako wyjątki nie dały się pomieścić w głó-
wnym obrazie.
lwowianie zacaesują włosy w bok i związują je w węzeł; tym
nkład^n włosów różnią się oni tak od Germanów -Niemców, jak od
swoich niewolników, którzy noszą włos krótko strzyżony. Czasem noszą
ów pukiel włosów na wierzchu głowy. Książęta i wielmoże (principes)
noszą włos ozdobniej zaczesany^).
Frzedewszystkiem zastanawia Tacyta pobożnoóó i religijność Sło-
wian; sam wspomina o świętym gaju Semnonów*), o kulcie Nerta^
na wyspie rańskiej, o gaju Nahanarwalów ^) z świątynią holców (Alei);
był zatem i stan duchowny, były i obrządki kultowe. Część Swewów
czciła, jak Tacyt utrzymuje. Isidę^. Isidą jest niewątpliwie bożek
polski „Jasa^, o którym wspominają Statuta provincialia z XV wieku
w ręk(^isie 1627 biblioteki Ossolińskich k. 263': „Item prohibeatis
plausus et cantilenas, in quibus invocantur nomina idolorum „lado,
yleli, yassa, tya^, .que consuererunt fieri tempore festi penthecosten^.
Ta strona życia słowiańskiego uderzała także późniejszych auto-
rów. Helmold powiada I, 52: „Invaluitque in diebus illis per uniyer-
sam Slayiam multiplex idolorum cultura errorąue superstitionum; nam
praeter lucos atque penates, quibu8 agri et oppida redundabant, primi
et praecipui erant Proye deus Aldenburgensis terre, Siwa dea Polabo-
mm, Radigast deus terre Obotritorum. Hiis dicati erant flamines et
sacrificiorum libamenta multiplexque religionis cultus. Porro sollempni-
tates diis dicandas sacerdos iuxta sortium nutum denunciat conyeniunt-
que yiri et mulieres cum paryulis mactantque diis suis hostias de bobus
et oyibus, plerique etiam de hominibus cristianis, quorum sanguine deos
suos oblectari iacticant. Post cesam hostiam sacerdos de cruore libat,
ut sit efficacior oraculis capescendis. Nam demonia sanguine facilius
inyitari, multorum opinio est. Consummatis iuxta morem sacrificiis,
populus ad epulas et plausus conyertitur^ etc.**')*
Komentarz to jakby do Tacyta, a choć słowa Helmolda odnoszą
^) Germania rosds. 88. — ') Genn. 39. — *) Genn. 40. — *) Germ. 43. —
') Gerin. 9. — *) Podobnie wyraśa się i Thietmar yi, 18: Qaot regionee eont in his
partibns, tot templa habentnr et simolacra demonom singula ab infidelibus colontnr.
138 WOJCISCH KirrRZYŃSKI.
się głównie do nadłabskich i nadodrzańskich Słowian, to jednak wątpić
nie można, że tak samo było kiedyś między Renem a Łabą.
Bogów i bogiń nie wyobrażano jeszcze w posągach; zaznacza to
Tacyt wyraźnie przynajmniej co do Nahanarvalów „nolla simulacra".
O Haryaoh czyli góralach mówi Tacyt, że czarne mają tarcze
i ciała tatuowane.
Do szkicu, który nam zostawili Cezar i Tacyt, nie można już
wiele dorzucić z czasów późniejszych, gdzie niewola niemiecka gnębiła
coraz bardziej Słowian zachodnich. Że panowało u nich wielożeństwo,
tego dowodem król Samon, który miał żon 12. Wierność małżeńska
znana była powszechnie, tak iż św. Bonifacy, który Słowian nie lubił,
że byli poganami, pomimo to ich stawiał drugim za wzór, pisząc: „Et
Wenedi, quod est foedissimum et deterrimum genus hominum, tam
magno zelo matrimonii amorem mutuum obseryant, ut mulier, viro
proprio mortuo, yi^ere recusat. Et laudabilis mulier inter UIob esse
iudicatur, quae propria manu sibi mortem intulit et in uno strue pariter
ardet cum viro suo" ^).
Z notatki powyższej wynika także, że ciała zmarłych palono na
stosie, oraz że żony nieraz po śmierci mężów zadawały sobie śmierć.
Ubranie nosili Słowianie inne od Franków, co wynika stąd, że
poseł frankoński, nie mogąc dotrzeć do Samona, który go nie chciał
przyjąć, „yestem indutus ad instar Sclayinorum cum suis ad conspe-
ctum peryenit Samonem^ *).
Miecze nosili Słowianie krótkie jak Saksończycy, „longis cultellis,
ut hodie Sclavi pro gladio utebantur" ®).
To jest nieomal wszystko, co bezpośrednio o stanie kultury Sło-
wian zachodnich wiemy; nieco światła na tę cienmą sprawę rzuca je-
szcze okoliczność, że Niemcy niejedno przejęli od Słowian, co natu-
ralnie także na rachunek kultury słowiańskiej policzyć należy.
Przyznają sami Niemcy, że wyrażenia w górnictwie używane są
słowiańskiego pochodzenia^); Słowianie zatem musieli być nauczycie-
lami Niemców pod tym względem; znani byli także w Niemczech stąd,
że umieli wyrabiać sól, a Qazuini całą tę czynność opisuje^). Ze Ba-
warczycy od nich przyjęli chmiel i od nich nauczyli się warzyć piwo,
wynika stąd, że „Hopfen^ u nich nazywa się ze słowiańska „hummel=
chmiel" ^,
O List Bonifacego do króla Aethilbalda w Jaff^ Bibl. rer. Germ. III, str. 172.
«) Fredogar IV, 68.
') Vita Altmanni episcopi Palaciensis 1 1^^ ^ ^on. Germ. Hist. SS. XII, str. 229.
*) Dahn: Urgeschichto der germ. nnd rom. V5lker IV, 187. Sepp str. SO itd.
^) Ob. str. 52. *) Sepp str. B3.
o SŁOWIANACH MIĘDZY REMEM A ŁABĄ 1 T. D. 139
Już za czasów Ladwika Pobożnego ogród chmielny nazywa się
po łacinie „humalare*^.
I kapnsta była Słowianom wcześniej znana, aniżeli Niemcom,
którzy swój „KopfkoU^ dziś jeszcze miejscami nazywają ^kapis^ lab
„kapns^, jak nad Benem, co jako „gabusia" przeszło do średniowiecznej
łaciny ^).
Tak samo ma się rzecz z chrzanem, który w pc^udniowych Niem-
czech nazywa się „Krenn^.
Miód do picia (meod) dostał się nawet do Anglii^), a chleb nasz
sti^ się udziałem nieomal wszystkich narodów germańskich od Gotów
począwszy: po got. ,,hlaifs", po staroszwedzku „hleifr^, po anglosaks.
,,hlaf^, po Staroniem, „hleib^, po średnioniem. ,,leip^, a teraz „leib lub
laib« 8).
I „Pflug" = pług jest w języku niemieckim obcym wyrazem,
przejętym niewątpliwie od Słowian, co Grimm już przypuszczał^).
Nowsi wolą go wyprowadzać od Czuchońców, byleby nie przyznać, że
Niemcy coś winni Słowianin.
Nadmienić jeszcze należy, że najdawniejsza kamienica w Mona-
chium, w której obecnie mieści się archiwum miejskie, była własnością
rodziny słowiańskiej Gt)llierów z przydomkiem Schluderer i jej za- ^
wdzięczą swój początek^.
Badając narzecza niemieckie będzie można znaleść jeszcze wiele
wyrazów, które poświadczą, że z nazwą i rzecz przeszła do Niemców.
Podobnie rzecz się ma i z gockim językiem, gdzie wyrazy, nie spotykane
w innych językach germańskich, a znajdujące się w słowiańskich, są
pożyczone od Słowian, a nie odwrotnie, jak dowolnie wbrew wszelkiej
logice utrzymywano do niedawna.
ZAKOŃCZENIE.
Na tem kończę mą pracę, której celem było wyświetlenie prawdy
od wielu nieuznawanej lub umyślnie zaćmiewanej, a nie, jak szowinizm
lubi głosić, zamach na zasłużone stanowisko Niemców w dziejach świata.
^) Sepp atr. 82.
*) MtUlenhoff IV, 274.
^ HttUenhoff lY, 345. Dzió jeszcEo mówi się w niektórych okolicach „Laibbrot
cmd Łieibkachen".
*) Orimin: Geschichte der deatschen Sprache I, 56.
*) Sepp str. 30—31.
140 WOJCIECH KĘTRZYŃSKI.
Stanowisko Niemców w historyi jest tak ńwietne, że rezultaty mojej
pracy, choć wypadły dla nich pod pewnym względem ujemnie, nie
odbiorą im wiele blasku, zwłaszcza ie za to ich pierwotna ojczyzna,
Skandynawia, tern większem świadem zajaśnieje w dziejach.
A czego nie zdziałała ta mała Skandynawia? Ludy z niej wyszłe
rozsiadły się szeroko po całej Europie od Dniepru i morza Czarnego
do Atlantyku, od Anglii aż do brzegów północnej Afryki. Gdzie się
spotkały z wyższą kulturą rzymską, straciły wprawdzie swą narodo-
wość, ale stały się zarazem podkładem i podstawą nowego rozwoju,
bo przelewając swe soki nie zepsute w organizm przeżytych Rzymian
i rzymskich prowincyałów, użyźniły i rozgrzały na nowo wypalone ich
serca i zobojętniałe dusze.
Gdzie zaś spotkały się z kulturą mniej rozwiniętą, tam organi-
jsacya wojskowa, wyrabiająca się z konieczności w zawodzie korsarzy
i rozbójników lądowych, czem przez długie wieki byli Skandynaw-
czycy, dawała im przewagę nad słabszym, bo pielęgnującym swe
trzody lub pracującym w polu i roli, a nie rozbijającym Słowianinem.
Udało im się to mianowicie w okolicach nadreńskieh, gdzie usadowili
się w czasie bardzo dawnym, bo na kilka wieków przed Chrystusem.
Z biegiem czasu i Niemcy, parci skandynawską naturą, zaczęli
gwałtownie rozszerzać się; Frankowie zdobyli Gallię, lecz utracili swą
narodowość; Alamanowie ujarznuli Słowian naddunajskich i podalpej-
skich, a Saksonowie na ostatku zajęli cały brzeg morski od Renu aż
do Dźwiny. Wszędzie było postępowanie ich jednakowe; gdzie tylko
mogli, zabierali słabszym ich mienie, a ich samych zamieniali w nie-
wolników, pracujących dla nich i za nich.
Przyszli zatem Skandynawczycy i Niemcy krótką drogą do go-
towego, zdobyli odrazu to, na coby musieli w innych warunkach pra-
cować przez całe wieki. Osiągnęli wyższy i nareszcie bardzo wysoki
stopień kultury krwią, krwawym potem i mieniem słowiańskiem, a dziś
niestety odzywają się na nowo owe starodawne instynkta, bo czem
różni się dzisiejszy hakaty sta od pierwotnego wikinga lub warega?
nie rzeczą, lecz fonną!
Niemcy prawie wszystko zawdzięczają SłoYrianom, Słowianie im
nędzę tylko niewymowną i niewolę, nazwaną przez nich kulturą!
I myśmy oszczędzeni przez nich w prawieku, przytulali ich od
Xin wieku we własnym kraju, nadając im ziemię i dobra, szanując
ich język, zwyczaje i prawa, myśmy usadowili zakon niemiecki na
ziemiach chełmińskiej i michałowskiej. Jak nam się odwdzięczyli, o tern
świadczą dzieje i dzisiejsza nasza niedola.
Tylko plemiona ruskie pomimo dwukrotnego najazdu: Gt)tów,
o SŁOWIANACH MIĘDZT RBKBM A ŁABĄ I T. D. 141
którzy poszli dalej, i Waregów, którzy wsiąkli do narodu, zyskały na
zetknięcia się z narodami skandynawskimi, bo przejęły się tern, czego
brak było wszystkim Słowianom, władzą silną i szacunkiem dla niej^
a tą władzą Bosya dziś góruje nad Niemcami, których toczą choroby
wypływające z nadmiernego rozwoju przemysłu i życia parlamentar-
nego. Czy ona kiedyś pomści krzywdy Słowianom wynądsone?
Z podziwem patrzymy na foztrój dziejów niemieckich, z podzi-
wem chylimy czoło przed ich wielkością i potęgą; ale serca nasze są
zimne. Na podziw zasłużyli Skandynawczycy i Kiemcy, o miłość na-
rodów Niemcy nie starali się nigdy.
<E>-
TREŚĆ.
Str.
I.
Ślady słowiańskie na ziemi sachodnio-niemieokiej.
a. Uwagi wstępne 3—5
b. Słowiańskie naiwy miejscowe w Niemczech poładniowych i w kra-
jach alpejskich 6-12
c. Słowiańskie naswj miejscowe w Niemczech pi^ocnyoh i środkowych 12 — 16
d. Hipotezy niemieckie o nazwach słowiańskich 16 — 29
e. Znaczenie nazw słowiańskich. Osiedlenie się Słowian 29—34
f. Nazwy wsi niemieckie a ludność słowiańska 34—47
g. Rzekomi Celtowie mi^y Renem a Wizerą 47—63
h. Słowianie znani byli Rzymianom pod nazwą Swewów i Wenedów . 63 — 61
i. Nazwy miejscowe słowiańskie znane jui Rzymianom 61 — 66
U.
Hipotezy uczonych niemieckich o Germanii i o Germanach.
a. Charakterystyka Mtlllenhoffa 66—69
b. Germania obejmowała nie tylko narody germańskie czyli niemieckie,
lecz takie słowiańskie. Myt o synach Manna 69—90
c Wi^ nie była wschodnią granicą Germanii. Silingae 90—96
d. Rozłączenie Niemców i Skandynawczyków nie nastąpiło nad Wisłą.
Trądy cye narodów skandynawsko-germańskich o ich pochodzenia 96 — 114
m.
Dzieje Słowiańszczyzny zachodniej.
a. Najazdy skandynawskie 114—119
b. Państwo Samona 119—124
c. Niewola Słowian zachodnich 124 — 130
d. Chiystyanizacya Słowian zachodnich 131 — 133
142 WOJCIECH KĘTRZYŃSKI.
atr.
e. Gtermaniiacya Słowian zachodnich 134—185
f. Nieco o knltone Słowian zachodnich 135 — 139
zakończeni* 139—141
Mapy:
I. Veatagia Slayonun in Germania meridionali.
II. Yeatigia Slayonun in Germania media,
m. Yestigia Slayonun in Germania septentrionalL
rv. Yeetigia Slayonun in HeWetia.
y. Germania Caesarea.
YL Tacitea Germania Magna.
"^11. Tacitea Ghirnuwia propria.
LATA SZKOLNE JANA ZAMOYSKIEGO
przes
Witolda Nowodworskiego.
Najmniej zbadanym i wyświetlonym okresem w życiu Jana Za-
moyskiego, kanclerza i hetmana w. koron., są jego lata szkolne, t j.
ezas, kiedy okształcił się ten wielki nmysł o zdolnościack tak różno-
rodnych. Wprawdzie'^ mamy rozprawkę Pawła Popiela o pobycie Za-
moyskiego w Padwie i Wenecyi^), lecz praca ta niewielką posiada
wartość nankową. Autor rozwodzi się zbyt szeroko, jak na zakres swej
rozprawki, nad urządzeniem uniwersytetów włoskich w średnich wie-
kach, przyczem podaje fakty z życia ich zewnętrznego, nie wnikając
wcale w stan umysłowości Włochów, nic przeto nie umie powiedzieć
o ideach,^które Zamoyski mógł sobie przyswoić w Padwie, niedokładne
ma wiadomości o profesorach, na których "^wykłady Zamoyski tu uczę-
Bsczał; nareszcie zarzucając Heidenszteinowi, biografowi Zamoyskiego^
mylność w podawaniu faktów, czyni to niesłusznie i sam pop^ia błędy,
bo źle jest obeznany "ze źródłami, na które się powołuje a wymienia
ieh bardzo wiele.
O latach szkolnych Zamoyskiego mówią także St. Windakiewicz >)
i Józ. Kallenbach % ale to, co podają, można nazwać potrąceniem raczej
o sprawę, aniżeli jej wyświetleniem, z czego zarzutu robić im nie wy-
') Paw^ Popiel, Jan Zamoyaki w Padwie i Wenecji, Kraków 1876.
^ Si. WindakiewicE, Padwa, Stadynm i daiejów cywiliaacji polfkiej, Kraków 1891.
*) Lee hnmaniatea Poloaais (Index leetionum qaae in nniyenitate Fribnrgenai
1891).
144 wrroŁD nowodworski.
pada, bo wykształcenie Zamoyskiego nie stanowi właściwego przed-
miotu ich badań.
Brakuje tedy naszej historycznej literaturze pracy, któraby wy-
świetlała, w jaki sposób ukształtował się umysł wielkiego człowieka.
Że brak ten jest pożałowania godny, nie trzeba chyba tłómaczyć. Wy-
kształcenie zagraniczne urobiło Zamoyskiego na prawdziwego męża
stanu, jak sam to twierdził o Padwie (Patavium virum me fecit)^).
Brak ów spowodował właśnie, iżeśmy postanowili rozproszyć nieco
mrok otaczający lata młodzieńcze kanclerza, aby ułatwić tym sposo-
bem badania przyszłemu dziej opisowi. Musimy z góry uprzedzić, iż
mieliśmy pod ręką materyały nader szczupłe, co odbiło się niekorzy-
stnie na naszem opowiadaniu; szczegółowem i dokładnem być ono nie
mogło.
Bzecz naszą rozpoczynamy od podania kilku faktów z życia
przodków Zamoyskiego, a to dla tego, żeby w charakterze jego ozna-
czyć, o ile możność na to pozwala, te cechy, które po przodkach swych
odziedziczył.
Rodzina Zamoyskich pochodzi z Wielkopolski i należy do jednego
z naj starożytnie] szych rodów szlacheckich, którego herbem był herb
Eożlarogi albo Jelita, stąd też nazwa rodu — Jelitczycy.
Wielkopolska była krajem drobnej własności szlacheckiej; wielkie
posiadłości spotykały się tu bardzo rzadko *). Mnożące się rodziny szla-
checkie dzieliły się ziemią pomiędzy siebie, wskutek czego powstawały
działy tak drobne, że nie mogły wyżywić swych właścicieli. Więc
musieli oni z konieczności przesiedlać się do innych prowincyi Bee-
czypospolitej ^). Niedostatek był główną przyczyną emigracyi, ale cza-
sem pobudkę do niej stanowiła także i żądza zbogacenia się na ob-
czyźnie. Od pc^owy XV-go wieku szlachta polska z wielką skwapli-
wością rzuciła się do uprawy roli, zaniechała — rzec można — rzemiosła
rycerskiego i całkiem się oddała gospodarce rolnej, przjrtem do taki^o
stopnia, że te dążności stanu szlacheckiego przyczyniły się wielce do
zmiany stosunków społecznych w Polsce. Gdy się zaczęła rozszerzać
uprawa roli, zabrakło ziemianom robotnika. Więc ażeby go pozyskać,
szlachta zaez^a wymagać od włościan, kft<kvy wydzierżawiali u niej
grunta, robocizny zamiast czynszu i krępować swobodę i<^ ruchów^}.
*) St Windakiewica, op. cii. str. 85.
>) A. Pawiński, Polska XVI w. pod względem geog^raficsno-sta^tjcsnym (źró-
dła ddejowe^i XII). Wielkopolska t. I. 164—170).
*) K. SBfljnocha. Jadwig^a i Jagi^o (Dai^a t. Y. 4).
*) Edm. Stawiski, Poszukiwaniti do historyi rolnictwa krajowego Warssawa 1858
str. 85 -1-86.
ŁATA 8ZK0ŁNE JANA ZAMOYSKIEGO. 145
Stopniowo przytwierdzono kmiecia do gleby i zawieszono nad nim su-
rowe, bo nawet okrutne prawa poddaństwa, tak iż różniło się ono bar-
dzo mało od zwykłej niewoli.
Do wychodźców szlacheckich, którzy na obczyźnie poszukiwali
bogactw, należał praszczur rodziny Zamoyskich Tomasz z Łażnina^).
W Wielkopolsce miał on trzy posiadłości ziemskie: Łaźnin, Zawadowo
i Wzdary^). Częśó ostatniego majątku, dopłaciwszy pewną sumę pie-
niędzy, zamienił on na Zamość i Wierzbę, majętności położone w ziemi
chdmskiej **), i tu przeniósł swoją gospodarkę, a posiadłości swe wiel-
kopolskie sprzed^ albo odstąpił krewnym swoim*).
Tomasz Zamoyski ^) miał dwóch synów: Floryana i Macieja ^); osta-
tni godzien jest naszej uwagi; jako przedstawiciel tej szlachty, która
z zamiłowaniem uprawiała sztukę rycerską, poczytując służbę wojskową
za właściwe dla siebie powołanie. Maciej dowodził oddziałem żołnierzy
zaciężnych u króla Kazimierza IV-go. Służył przez jakiś czas w woj-
sku króla węgierskiego Macieja Korwina, a po powrocie do Polski bral
udział w różnych wyprawach wojennych, np. w wyprawach przeciw
Tatarom ').
Floryan Zamoyski nie odznaczał się skłonnościami rycerskiemi:
spędził on całe życie w zaciszu wiejskiem, zajmując się gospodarką
i wychowaniem swoich dzieci®).
^) St. Dańczewski (Herbarz wielu domów Korony polskiej i W. X. Litewskiego
1757, C7sąk& L str. 187) nazjwa go Qaae8itor bonoram. W genealogii doma Zamoy-
■kicli, któr^ ułożył nan Jan Zamoyski, wskazaną jest inna pobudka, mianowicie ią-
daa sławy rycerskiej, — studium militiae p. Stemma Samosciorum ab Ulnstrissimo
Heroe Joannę Samoscio conscriptum et filio dedicatum, Samoscii an. 1609.
*) Dnńezewski op. cit. nazywa go dziedzicem na mniejszym Łaźainle i Zawa-
dowie. Łaźnin, obecnie Łazin, znajduje się w powiecie łowickim, p. Słownik geografi-
czny; Wzdary (zapewne Żdiary) w województwie łęczyckiem p. A. Pawiński, Polska
Xyi w. etc. Wielkopolska t. Ii. 101 — 102. Majętności te zawierały w sobie po kilka
łanów, więc dziwimy się, skąd autor artykułu Zamość w Słown. geegraf. zaczerpnął
wiadomość, iż przodkowie Zamoyskicb usadowieni byli w Wielkopolsce na pół-łankach.
*) B. Paprocki, Herby rycerstwa polskiego, wyd. 18&8 r. str. 258.
*) Ueidensztein (CoUectanea yitam etc. str. 6) tak mówi: hic (t. j. Tomasz
z Łaźoina) .... patrimonio fratribus yel cesso yel yendito in Bełzensi primnm palati-
natu BuBsiae domicilium constituit
*) Paprocią, op. cit 258 i Heidensztein op; cit. 6 wywodzą nazwisko jego od
nazwy jego majętności na Rusi. v
*) Paprocki wymienia Macieja, nie określając stosunku jego pokrewieńitwa do
Zamoyskicb, lecz Maciej, jako syn Tomasza, figunge w Stemma Samosciorum.
^ Paprocki, op. cit 258.
^ Stemma Samosciorum tak o nim mówi:
Hic pius pius et frugi transąuille transiit aevum,
Ultra annos centum protulit usque dies,
Bosprawy Wyd«. liUt-filos. T. ZŁ. 10
146 WITOLD NOWODWORSKI.
Miał on dwóch synów: Mikołaja i Feliksa. Mikołaj Zamoyski
ujawnił na pola działalności politycznej znakomite zdolności; im on
zawdzięczał stanowisko sekretarza królewskiego, oraz referendarza i sławę
wytrawnego prawnika. To właśnie sprawiło, iź wszedł do składa ko-
misyL której zlecono poprawić istniejące prawa i ułożyć z nick jeden
statut. Komisya spełniła swoje zadanie, lecz sejm odrzucił statut, przez
nią ułożony; jest to statut, zwany statutem Taszy ckiego ^). Mikołaj Za-
moyski o tyle był wybitną postacią, iż Padniewski, znany podkanderzy
Zygmunta Augusta, zaliczył go w poczet znakomitości współczesnych *).
Sława Feliksa Zamoyskiego była skromniejszą; ale i on przerastał
swemi zaletami pospolitych ludzi. Zygmunt stary za dzielną obronę
Rusi od napaści tatarskich zaszczycił go łaskawym listem pochwalnym
i obdarował majątkiem Tworyczów ^). U swoich zaś ziomków — szlachty
ziemi chełmskiej i województwa bełskiego Feliks Zamoyski cieszył się
wielkiem poważaniem, tak iż poruczano mu zaszczytne urzędy ziemskie
wojskiego, sędziego i podkomorzego*).
Feliks miał trzech synów: Stanisława, Flory ana i Mikołaja. Pier-
wszy z nich odznaczył się rozumem niepospolitym i wybitnem uzdol-
nieniem w dziedzinie' spraw wojskowych. Za czyny waleczności, doko-
nane w wojnach z Wołoszą, Tatarami, zakonem kawalerów mieczo-
wych i Moskwą, otrzymał on niemało zaszczytów i nagród. Zygmunt
August mianował go hetmanem swego wojska nadwornego, nadał mu
starostwa zamechskie i bełskie i ofiarowywał kilkakrotnie godność ka-
sztelana i nawet wojewody, lecz Stanisław Zamoyski wymawiał się od
tego zaszczytnego urzędu i dopiero w 51-ym roku życia zgodził się
go przyjąć ^). Zdaje się, iż fakt ten należy tłómaczyć sobie w ten spo-
sób. W XVI w. szlachta toczyła zawziętą walkę z możnowładztwem
duchownem i świeckiem o przywileje w tym celu, aby przekształcić
Militia excolait natos MoBisąae seyeris
Sic Yitae penaans otia lentae saae.
Naiwiflko jego, jako świadka przy układania zapisa darowizny, napotykamy w jednjm
z dokumentów, umieszczonych w zb. n-^^ty izdowajemyje Wilenskojn Archieografi-
czeskoju kommisyjeju** t. XIX 8tr. 17. Nr. 48.
') Yol. leg. (wyd. Petersb.) t I. str. 499 i Starodawne prawa polskiego pomniki
t. Ul. str. V — VI.
*) Paprocki, a ca nim Niesiecki przytaczają urywki z dzieła Padniewskiego
^lHogia yirornm illustrium.''
*) Paprocki op. cit. 259.
*) Akty, izdow. Wileńsk. Archieogr. Kom. t. XIX NN. 66, 78, 82, 88, 94, 103.
Feliks Zamoyski był takie łowczym chełmskim p. S. Ptaszycki, Opisanije knig i aktów
litowskoj metryki str. 234, N. 186.
*) Paprocki op. cit. 260.
ŁATA SZKOIiNE JANA ZAMOYSKIEGO. 147
państwo na ustrój, oparty na zasadach zupełnej równości szlacheckiej.
Zawziętość szlachty na stan moźnowładczy, zwłaszcza duchowieństwo,
była tak wielką, iż popchnęła szlachtę do rzucenia się z wielkim za-
pałem w wir ruchu reformacyjnego, w nadziei, iż protestantyzm dopo-
może jej urzeczywistnić upragnione ideały społeczno-polityczne. Prąd
ten pociągnął za sobą i Stanisława Zamoyskiego: przyjął on naukę
Kalwina^). Jako jeden z najwybitniejszych działaczy szlacheckiego
stronnictwa reformy^). Stanisław Zamoyski nie chciał należeć prawdo-
podobnie do stanu możnowładców, ażeby nie zrazić do siebie swej braci
szlachty, jako też i dlatego, że stan ten z jego punktu widzenia
wielkie szkody zrządził interesom państwa.
Oto wiadomości urywkowe, które zdołaliśmy zgromadzić o przod-
kach naszego Jana Zamoyskiego. Powstaje pytanie, czy jest rzeczą
możliwą wyciągnąć z nich jakieś wnioski. Mnie się zdaje, że pokusić
się o nie, chociaż dane są nader szczupłe, nie zawadzi. Ma się rozu-
mieć, że gdybyśmy byli w posiadaniu szczegółowych wiadomości o ge-
nealogii naszego bohatera nie tylko w linii męskiej, ale i żeńskiej,
wnioski nasze byłyby bardziej stanowcze. Wszakże i obecnie można.
Jak się zdaje, twierdzić co następuje. Przodków Jana Zamoyskiego ce-
chowały zdolności do gospodarki rolnej, spraw wojskowych i polity-
cznych. Dość przypomnieć sobie Tomasza, Macieja, Mikołaja i Stani-
sława Zamoyskich, ażeby się przekonać o słuszności tego twierdzenia.
U przodków Jana 2^moyskiego zdolności owe ujawniały się każda
zosobna, u naszego zaś Jana, jak to zobaczymy następnie, połączyły
się razem i wystąpiły na jaw w wyższym stopniu potęgi.
Jan Zamoyski urodził się w nocy z dnia 19 na 20 marca 1542
roku^ w Skokówce, posiadłości swego ojca Stanisława. Był to zamek
') W r. 1551 Stan. Zamojski pnerobU w Starym Zamościa kościół katolicki
na f^abór" protestancki, p. Słownik geograf, pod wyrazem Zamość.
*) Mikołaj Bej, który snął go dobr/.e, z wielkiemi pochwałami mówi o jego ro-
aamie, p. Pnęało ze Zwiersyńca, Poznań 1882 atr. LX XIV.
*) Tylko u jednego Heidenszteina (Collectanea Titam resąae geataa Joannia
Zamoyacii etc. Poananiae 1861) mamy rok 1541, ale i to skutkiem omyłki, popełaio-
nej zapewne przez przepisywacza (napisał zamiast MDLII — MDLLI. t. j. opaścił je-
dno I), bo ten sam Heidensztein powiada (ib. 138), że Zamoyski umarł 3 czerwca
1605 r., mając lA 63, skąd wynika, iż sie urodził w r. 1542. O śmierci Zamoyskiego
mianowicie tak pisze: tandem die tertii menaia Jnnii, anno 1605, anno aetatia
•ezagesimo ąuarto, quem cum ineuntem grutulati ei amici faisnent, quod dimacterium
•nperaaaet, praesagiena quasi animo, mortem non ]onginquam, qai aczagesimum ter-
tinm anperaaset, ei singnlos, qai 8abseqiierenŁar, annoa climactericoa esso respondit.
Zaanaczymy jeszcze świadectwo nuncyusza papieskiego kardynała Yalentiego, który
w Jipca r. 1604 tak pisze o Zamoyskim: Cancelliere di Polonia & Gioyanni Zamoscio,
10*
148 WITOLD NOWODWORSKI.
Z początku drewniany a następnie murowany, zbudowany przez Za-
moyskich w celu obrony od najazdów tatarskich, które srodze dawały
się we znaki południowym ziemiom Rzeczypospolitej. Matka Jana
Anna, z domu Herburtówna, odumarła go, gdy był jeszcze dzieckiem,
więc pozostali on i brat jego Auctus na pieczy ojca jedynie*). Szczę-
ściem posiadali w nim opiekuna troskliwego i rozumnego, który, cho-
ciaż sam „domowego ćwiczenia^ ^), rozumiał jednakże potrzebę nauki
i pragnął daó synom jak najlepsze wykształcenie. Więc oddał najpierw
syna Jana do szkoły w Krasnym Stawie, gdzie ten kształcił się pod
kierownictwem znanego w swym czasie uczonego Wojciecha Ostrow-
skiego^. Wykłady odbywały się tu według planu szkół średniowie-
cznych, t. j. wykładano t. zw- septem artes liberales i gramatykę, re-
torykę, dyalektykę, arytmetykę, geometryę, muzykę i astronomię, lecz.
szkoła musiała być dobrze urządzoną i prowadzoną, skoro mogła przy-
gotowjrwać uczniów do studyów za granicą. Zamoyski właśnie wyjechał
na życzenie ojca swego do Paryża*), mając nie więcej jak lat 15*^),.
per quanto dice esso di 62 anni compiti nel Marso passato .... (Cellectanea Titam
resqae gestas etc. str. 215). Co się tyczy dnia arodsenia, to Paprocki (op. cit. 262^
tak o tern pisze: urodsS się z niedziele na poniedziałek Dominica Letare w roku 154S.
Niedziela ta przypadała wtedy na dzień 18 kwietnia (p. H. Grotefend, Handbnch der
historigchen Chronologie des deatsohen Mittelalters and der Neuzeit, HannoTcr 1872).
Wiadomość Paprockiego stwierdza antor listu do arcyksiccia austryackiego Karola (Bis.
bibl. Zamoyskich N. 1646) i kardyni^ Yalenti (nel Marżo passato). St. Duńczewski
(Herbarz wielu).
^) Auctus posiadał znakomite zdolności, ale agin^ jeszcze młodzieńcem w po*
tyczce z Tatarami, p. Stemma Samosciorum.
*) O Stanisławie Zamoyskim M. Bej, który go znał dobrze, tak powiada:
Domowegoć ćwiczenia, ale Włoszku miły
Jeśli mi go oszukasz, będziem cie chwalili,
Bo ocz go kolwiek spytasz, wnet Moskwicin z niego.
Znajdziesz słuszną odpowiedź wedle stanu swego,
Więc stc k temu tym para, poczciwa myśl jego.
Aby mćgł na wszem uibyć stanu rycerskiego
Lecz cóż po takich ludziach niedbałej koronie
Wziąwszy drugi tarcz z drzewem porzuciwszy planie.
(Przęsło ze Zwierzyńca Mikołaja Beja. Poznań 1884 str. LXXIV).
*) Duńczewski (op. cit. ) nazywa go „laureatus.**
*) B. Plenkiewioz w swem dziele „Jan Kochanowski, jego ród, żywot i dzieła*^
(Jana Kochanowskiego dzieła wszyskie t. lY. str. 55) mylnie powiada, że Zamoyski
z Krasnego Stawu udał się na dalsze nauki do Strassburga.
^) Chwilę wyjazdu Zamoyskiego za granicę możemy tak określić. Do Padwy
Zamoyski mógł pnybyć najpóźniej na początku roku 1561, bo już we wrześniu tegoż,
roku zajmuje wpośród tamecznej młodzieży polskiej wybitne stanowisko konsyliarza
(Archiwum do dziejów literatury i oświaty w Polsce t. VII. str. 172). Pobyt jego wd»
ŁATA SZKOŁNB JANA ZAMOYSKIBOO. 149
<co Świadczy zarazem o znakomitych zdolnościach młodzieńca. Na py-
tanie, dla czego to miasto Stanisław Zamoyski wybrał dla swego syna,
nie możemy dać ścisłej odpowiedzi. Sądzićby raczej wypadało, że jako
wyznawca kalwinizmu, powinienby był pomyśleó o wysłaniu syna do
miasta, gdzie kwitnęła naaka Kalwina, ażeby syn utwierdził się w za-
sadach swej wiary. Heidensztein powiada^), że Stanisław Zamoyski
wydal syna na dwór delfina francuskiego Franciszka, t. j. przyszłego
króla Francyi Franciszka II. Stąd wnieść należy, że musiał posiadać
na tym dworze jakieś stosunki, których natury bliżej określić nie je-
steśmy w stanie; prawdopodobnie miał tu znajomych. Dla zrozumienia
tego przypomnijmy sobie, że Katarzyna Medici, matka Franciszka,
miała podówczas na swym dworze w roli błazna nadwornego Jana
Krasowskiego, syna kasztelana podlaskiego; ten był w takich łaskach
u swej pani, iż zdołał wpłynąć nawet na jej postanowienie ubiegania
się o koronę polską dla syna Henryka').
Chwila, kiedy przybył Zamoyski do Paryża, była jedną z naj-
bardziej znamiennych w dziejach umysłowości francuskiej; nowe kie-
runki umysłowe, uznające swobodę badania za niezbędny warunek roz-
woju wiedzy ludzkiej, które reprezentował podówczas humanizm, od-
niosły świetne zwycięstwo nad scholastyką — która tamowała rozwój
nauki broniąc z wytrwałością godną lepszej sprawy obskurantyzmu
umysłowego. Twierdzą obronną scholastyki i prawomyślności katolickiej
Fran^ miał trwać według Heidensateina (CoUectanea yitam etc str. 8) około 4 lat-
€0 stwierdaa i sam Zamoyski, powiadają w li6cie do Pawła Manacyausa, iż pnepę,
dził w tym kraju kilka lat, a to chyba może oznaczać nie nmiej jak trzy lata (patrs
dodatek I). Na stndya tedy w Poryta i Strasabarg^ wypadsio odliczyć 4 lata co naj-
mniej, skąd wynika, że do Francyi mćgł adać się najpóźniej na początku roku 1557.
O ircBeśniejszym wyjeździe trudno myfileć, bo był zanadto miody: przecież w począ-
tkach 1557 r. miał dopiero lat 15. Późniejszy wyjazd jest niemożliwy, bo cała po-
wyższa rachuba, oparta na świadectwach niezbitych, w niweczby się obróciła. Więc
prawie stanowczo twierdzić możemy, że wyjazd Zamoyskiego do Francyi nastąpił na
początku r. 1557. Na poparcie tego obrachunku przytaczamy jeszcze taką uwagę. Pa-
procki (Herby rycerstwa Polskiego, wyd. r. 1584 str. 196) świadczy, iż Zamoyski
słuchał w Paryża wykładów matematyki u Jana Penny, ten zaś dostat katedrę tej
nauki zaraz po ukończeniu uniwersytetu w roku 1557 i w następnym roku umarł.
(Charles Waddington, RamuP, sa yie, ses ócrits et ses opinions Parisl855p. 111
i Abel Lefranc, Histoire de collage de France, Paris 1893 p. 381). Powyższe obliczenie
stwierdaa się świadectwem, zamieszczonem w Aktach synodów protestanckich (Actorum
synodalium in Distr. Min. Pol. Conjunct, etc. Ms. bibl. Zamoyskich N. 1182 1. 1 str. 3);
według tego świadectwa Zamoyski na początku r. 1560 ud^ się na naukę do Niemiec
t. j. do Strassburga.
*) CoUectanea Titam resque gestas etc. 8.
*) A. Traczewskij, Polskoje bezkorolewje, Moskwa 1869 str. 280.
150 WITOLD N0W0DW0B6KI.
opartej na zasadach średniowiecznych, była Sorbonna; kollegiam kró-
lewskie (Collfege de France), założone przez Franciszka I, stanowiła
najważniejsze ognisko wolnomy sinych prądów duchowych. Niektórzy
profesorowie tutejsi byli protestantami albo podejrzywano ich przynaj-
mniej o przychylność dla nowinek religijnych, idących z Niemiec
i Szwaj caryi^). Dzielnym i utalentowanym bojownikiem nowych idei
był znakomity filozof ówczesny Piotr Bamus. Umysł oryginalny i ba-
dacz nieustraszony, powstał on zuchwale przeciwko od wieków uzna-
wanej powadze Arystotelesa, czczonego przez scholastykę jako boży-
szcza, i w swych dzidach (zwłaszcza w Aristotelicae Animadyersiones)
usiłował dowieść, często paradoksalnie, iż niektóre pisma mędrca ze
Stagiry są podrobione, inne zaś zawierają w sobie naukę zupełnie fat-
sz3rwą. Napaść ta była tak zuchwałą, iż obskuranci z obawy o trwa-
łość gmachu swej wiedzy uderzyli na trwogę i wezwali pomocy prze-
ciwko Ramusowi władzy królewskiej. Franciszek I. kazał zniszczyć
pisma filozofa, jemu zaś samemu zabronił roztrząsać publicznie kwestye.
filozoficzne '). Ale kiedy wstąpił na tron Henryk II, czasy się zmieniły
i król zezwolił Ramusowi miewać wykłady i pisać dzieła w sprawach
filozoficznych, lecz co jeszcze ważniejsza, w sierpniu 1551 r. zamiano-
wał go profesorem języka łacińskiego i literatury rzymskiej w kolle-
gium królewskiem ^. Wtedy w życiu filozofa nastąpił okres najszer-
szego rozgłosu i największych wpływów (1551 — 1561). Nowość i śmia-
łość poglądów tudzież znakomity dar wymowy skupiały około niego-
tfumy słuchaczów i mówiono, że liczba ich dochodziła czasem do 2000;
od czasów Abelarda nikt nie zażywał dotąd takiej wziętości. Wy-
kłady miały piętno oryginalne i jakkolwiek Ramus był profesorem
literatury, zajmował się jednakże bardziej kwestyami filozoficznemi^
aniżeli literackiemi. Rozbiór dzieła Cycerona „o losie^ (De fato) na-
stręczał mu sposobność przełożenia słuchaczom konieczności zmian w dzie-
dzinie retoryki i dyalektyki; wykładając Georgiki Wergiliusza, roz-
prawiał o fizyce; traktat p. n. sen Scypiona dawał mu możność po-
mówienia o astronomii.
Ramus był wtedy u szczytu swej sławy i nawet król Henryk II.
zasięgał u niego rady co do sprawy, jakie reformy należy przeprowa-
dzić w dziedzinie wykształcenia wyższego we Francyi. W roku 1557
wyznaczono w tym celu komisyę, a do składu jej wszedł także
Bamus.
*) Charleg Waddington, op. cit str. 128. *) Ibid. str. 40 — 68. ■) Ib. Btr. 79.
*) Ch. Waddin^on, op. cit. str. Si.
") M. Crevi&r, Historie de rUniTersitć de Paris. Pam 1761 t. YI 25 — 28.
LATA SZKOLNE JANA ZAMOYSKIEGO. 151
Uniwersytet paryski przebjrwal podówczas chwilę nader kryty-
czną. 2jabnrzenia nieustanne pomiędzy studentami, gwałty, których do-
puszczali się na mieszkańcach stolicy, sprawiły, iż król wydał prze-
ciwko nim bardzo surowe rozporządzenia. Spadła na uniwersytet —
powiada ze smutkiem jego dziejopis, — klęska tak okropna, jakiej nie
doznawał w przeciągu 700 lat swego istnienia. Studenci poszli do wię-
zienia, na wygnanie i nawet na szubienicę; gmachy szkolne zamknięto,
wykłady ustały i tam, gdzie niegdyś życie wrzało, zapanowała cisza
głucha *).
Król dał się jednakże wkrótce ułagodzić i życie w uniwersytecie
przybrało swój bieg normalny^). Nie przestawało ono wszakże być
nader burzliwem, bo się ostro ścierały wrogie sobie prądy umysłowe.
Najzawziętszym przeciwnikiem Ramusa i najżarliwszym zarazem
wielbicielem i obrońcą Arystotelesa był Jakób Charpentier (Carpenta-
rius). Zręczny mówca, umiał on także przyciągać do siebie liczne tłumy
buchaczów, często liczniejsze nawet od tych, które słuchały Ramusa ').
Rozgłos sporu filozoficznego i wziętośó profesora sprawiły, że i Za-
moyski należał do słuchaczów Charpentier'a — i przytem prawdopodo-
nie do najpilniejszych. Albowiem wpływom tego uczonego zapewne
przypisać należy ów szacunek, jaki żywił w latach późniejszych dla
Arystotelesa *),
Do obudzenia w naszym młodzieńcu zapału i uwielbienia dla sta-
rożytności przyczynili się także niemało i tacy znakomici filologowie,
jak Adryan Tumńbe, Dyonizy Lambin i Lćger Duchesne (Leodegarius
a Quercu), tem bardziej, że był to umysł nader żądny wiedzy. Mamy
wiadomość, że 2jamoyski studyował w Paryżu matematykę u słynnego
uczonego Jana Penny. Ten był uczniem Ramusa, który pokładał w nim
wielkie nadzieje. Ramus, podziwiający zdolności swego ucznia, uzyskał
dlań katedrę matematyki w koUegium królewskiem, lecz wyldtady
Penny'ego trwały niedługO; albowiem w rok potem umarł*).
*) Historia UniTersitatis Parisiensis aatore Caesare Eg^ssio B u 1 a e o X>u Boulay
t. VI 490.
*) CroTier, op. cit. 29 — 67 (opis zaburzeń).
*) I, Bertrand, Ramus et Charpentier BeTue de deux Mondes 1881 15 Mars 296.
*) Charpentier nie wykładi^ jeszcze podówczas w kollegiam królewskiem ale
dopiero w latach 1566 — 1574 i przytem matematykę, p. Abel Lefranc, Histoire da
Collage royal p. 381. St^ wynika, ie Zamoyski uczęszczał w Paryża nie tylko na wy-
kłady profesorów koUegium królewskiego, lecz i Borbonny.
^) Ch. Waddington, op. cit. 110—111. Naiwiska profesorów, których Zamoyski
słachiJ w Paryża, podają Paprocki (Herby rycerstwa wyd. 1584 r. str. 196) i A. Burski
(Collectanea Titam resqae gestas etc. str. 193), przyczem ten ostatni wymienia Lara-
152 WITOLD NOWODWORSKI.
Mówiąc o pobycie Zamoyskiego w Paryża, musimy zaznaczyć
jedną zdaniem naszem nader znamienną cechę środowiska umysłowego,
w którem się obracał nasz młodzieniec: oto zupełną swobodę badań;
nie dogmatyzm, narzucający swe poglądy ludziom bezwzględnie, nie
pytając, czy są przekonani o ich prawdziwości, lecz krytycyzm, prze-
mawiający do rozumu ludzkiego i usiłujący go przekonać, nie zaś
ujarzmić, cechują wykłady uczonych paryskich, o których wyżej mó-
wiliśmy. W takiem środowisku umysłowem łatwo mogła wyrobić się
tolerancya dla przekonań innych ludzi, a ta właśnie stanowiła jeden
z zasadniczych rysów Zamoyskiego w przeciągu całego jego życia.
Kształcenie się dalsze w Strassburgu i Padwie cechę tę jeszcze bardziej
rozwinęło i utrwaliło, jak o tem przekonamy się niebawem.
Zamoyski musiał przyswoić sobie w Paryżu niemało wiadomości
naukowych, bo odznaczał się tu pracowitością wielką, ujawnił, jak na
wiek młodzieńczy hart duszy nielada. Zycie dworu, na którym miał
przebywać według życzenia swego ojca, rychło mu się sprzykrzyło,
więc porzucił je dla nauki, której zdobywaniu oddawał się z wielką
pilnością i wytrwałością^).
Po trzechletnim z górą pobycie 2jamoyski powrócił na krótki od-
poczynek do ojca, ażeby następnie udać się na dalsze studya za gra-
nicę^. Ojciec posyłał teraz swego Jana do Niemiec, mianowicie do
Strassburga, który słynął podówczas, jako jedno z najważniejszych ognisk
protestantyzmu. Gorliwy wyznawca kalwinizmu, Stanisław Zamoyski
biua, gdy Paprocki nie naiywa go wcale. Wiadomości tych sprawdzić nie mogli&my;
jedno tylko twierdzić możemy, że Zamoyski uczęszczał na wyUady Tarn&be^a i Lam-
bin^a nie w kollegium królewskiem, bo pierwszy wykładał tu w latach lbŁ7 — 1566
język grecki, którego Zamoyski dopiero zaczął uczyć się w Paryżu, przytem według
Paprockiego u Kenć Guillon^a, dragi zań był profesorem kollegium już po wyjeidsie
Zamoyskiego z Paryża bo w latach 1561 — 1572; patrz Abel Lefraac, op. cit. str. 381.
^) Heidensztein, op. cit. str. 7.
*) Twierdzenie to zasadzamy na wiadomości, ktćrej wskazanie zawdzięczam na-
szemu znakomitemu historykowi T. Korzonowi. W Actorum Syoodaliuin in Districtu
Min. Pol. conjunct. etc. (bibl. Zamoyskich Ms. 1182) T. I. str. 3 mamy taki zapisek
pod r. 1560: „Fssi Stanisław Zamoyski, Łowczy chełmski, syna swego p. Jana, w lat
18 młodzieńca uczonego, który na ten czas na naukę mii^ wyjechać do Niemiec
a potym do Paryża, zborowi i Modlitwom zborowym oddał i tam pan Zamoyski młody
piękną uczynił rzecz, modlitwom się zborowym oddawaj ąc i siebie zborowi ofiarując*
Wiadomość tę powtórzył Andrzej Węgierski w dziele swem „Systema Historico-chrono-
logicum Ecclesiarum slaYonicarum per provincias yarias** Trajecti ad Khennm 1652
pag. 134: — 135. Synod ów odbył się 24 kwietnia. Daje to nam możność określić
E większą ścisłością chronologię pobytu Zamoyskiego za granicą. Jeżeli we Francyi
był z górą trzy lata, to pierwszy wyjazd musiał nastąpić albo na początku 1557 roku,
jak to wyżej twierdziliśmy, albo w końcu r. 1556. Odnosić powyższej wiadomości do
ŁATA SZKOLNE JANA ZAMOYSKIEGO.. 153
uczynił to prawdopodobnie dla tego, że pragn^ głębiej wpoić w swego
syna zasady swego wyznania. Jeżeli ten cel miał na względzie, to
musimy przyznać, że wybór był nader trafny.
W Strassburgu od r. 1538 istniała szkoła, urządzona przez zna-
komitego pedagoga-humanistę Jana Sturma. Łączyła ona w sobie dwa
zakłady i szkołę średnią, na 9 klas podzieloną, której uczniowie mu-
sieli podlegać ścisłemu regulaminowi szkolnemu i powtóre rodzaj uni-
wersytetu, w którym odbywiJy się wykłady publiczne i którego słu-
chacze nie byli skrępowani przepisami szkolnymi. Wykładano tu teo-
logię, fizykę, prawo cywilne, sztukę krasomowstwa, matymatykę, tu-
dzież języki łaciński, grecki i hebrajski ^).
Celem wychowania zdaniem Sturma powinny były być wiedza,
krasomowstwo i pobożność czyli, jak sam się wyrażał, mądra i kra-
somówcza pobożność (sapiens atque eloquens pietas)'). Wychowanie
tedy miało charakter religijny, lecz Sturm, jako gorliwy i prawdziwy
humanista, cenił przedewszystkiem znajomość języków klasycznych
oraz literatury, odznaczał się tolerancyą religijną i żywił nawet na-
dzieję, iż jest możliwem połączenie kościołów protestanckich z kato-
lickim*). Więc Zamoyski znowu trafił do atmosfery duchowej, nie fa-
natyzmem przesiąkniętej, lecz napojonej łagodnością i pobłażaniem dla
przekonań, które z nią nie licowały.
W Strassburgu kwitn^a teologia protestancka, ale kwestye teo-
logiczne Zamoyskiego mało interesowały. U Starma ćwiczył się on
nie w umiejętności prowadzenia sporów religijnych, lecz w sztuce kra-
somowstwa; zarazem studyował dalej język grecki, z którym zapozna-
wać się zaczął już był w Paryżu, znajomości atoli doskonałej tego
języka nigdy nie posiadł, czego w latach późniejszych mocno żałował*),
pierwszego wjjozda niepodobna, bo w takim razie trzeba byłoby całkiem wynacić
lata szkolne we Francyi: przeoie jaż na początku r. 1561 Zamoyski jest w Padwie
a stamt^ powraca do krają, aby wstf^pić do służby w kancelaryi królewskiej.
*) Les statnts et priyilćges des Unirersltes francaises depois lenr fondation
jasqii'en 1789 t. IV. 67 — 70.
*) O charakterze nauczania w Kzkole Starma patrz Friedrich Panlsen, Gesohi-
chte des gelehrten Unterrichts anf den dentschen Schalen and Uniyersitftten, Leipzig
1885 str. 193 — 198.
*) I. Kallenbach, Les humanistes polonais w Index lectionum, qaae in Uniyer-
sitati Frlbnrgensi etc. 1891 str. 21.
*) Heidensztein w Collectanea yitam etc. str. 8. Zdauiem naszem Kallenbach
przesadza, a nawet fałszywie przedstawia wpływ Starma na Zamoyskiego; aator ten
powiada: c*est sans doute aa gymnase de Starm qne le jeane Zamoyski acquit le goClt
•de reloqnenoe et d^reloppa ces grandes facaltćs oratoires, qai, plus tard, ont fait de
Ini on PeiicUs polonus (Les Hamanistes polonais str. 22). Studya Zamoyskiego trwały
154 WITOLD NOWODWORSKI.
Pobyt Zamoyskiego w Strassburgu trwał krótko, zaledwo kilka
miesięcy, albowiem profesorowie tatejsi nie mogli zaspokoić wszystkich
potrzeb umysłowych młodzieńca. On zapewne już wtedy marzył o ja-
kimś zawodzie publicznym, w kraju ojczystym, więc potrzebną mu
była znajomość nauki, która do tego najlepiej mogła go przysposobić,
t. j. znajomość prawa ^). Pod tym względem Zamoyski nie róźn^ się
od reszty swych rodaków ze stanu szlacheckiego i szlachta przede-
wszystkiem interesowała się nauką prawa, co jest rzeczą zupełnie zro-
zumiałą, bo tylko nauka prawa mogła zapoznać ją ze sprawami pań-
stwowemi, które w swych rękach trzymała. Tej zaś nabyć w Strassburgu
niepodobna było. Przez kilka lat wykładał tu prawo słynny w swoim
czasie francuski prawnik Franciszek Hotmann, autor dzieła „Franco-
Gallia^, ale ten był już wtedy Strassburg opuścił, skutkiem czego
liczba słuchaczów prawa tak się zmniejszyła, iż powstała nawet obawa,
ażeby z braku ich nie trzeba było wykładów prawa zawiesić zupełnie ').
Wobec tego 2jamoyski powziął zamiar wyjechania do Włoch,
gdzie wiedza prawnicza zdawien dawna kwitnęła, chociaż w XVI w.
mocno już była podupadła. Że ten kraj mianowicie wybrał, nic w tern
dziwnego, szedł on pod tym względem za przykładem swych rodaków;
którzy w XVI w. tłumnie Włochy zwiedzali, zwłaszcza w połowie tego
stulecia (1540 — 1670)'). Mówiąc o pobudkach, które sprawiły, iż ZŁ-
moyski udał się na dalsze studya do Włoch, nie należy także zapo-
minać o uczuciach zachwytu i uwielbienia dla kraju cywilizacyi sta-
rożytnej, któremi byli przejęci wszyscy wogóle humaniści.
Ojciec 2jamoyskiego chętnie przystał na tę podróż, albowiem syn
stawał u samego źródła wszelkiej wiedzy, tak zapatrywano się pod-
ówczas na Włochy*).
Zamoyski przybył do Włoch w chwili, kiedy się one znajdowały
wstanie wyczerpania umysłowego. Humanizm i odrodzenie doszły w swym
rozwoju do naj bujniejszego rozkwitu w pierwszej ćwierci XVI stulecia.
zbyt krótko w Strndsburifn, abj mogły dae takie rezaltaty, o jakich mówi Kallenbach;
powtóre, jeszcze przed swym wyjazdem do Niemiec Zamoyski okazał już znakomita
zdolno6ci krasomówcze: mowa jego na synodzie r. 1560 wywarła niemało wraienie na
jego współwyznawców, o czem wyżej str. 152.
') Patrz, co mówi o tem Barski Collectanea str. 194.
*) Les Statats et Priyilóges des Univ. franc. t. IV. 74
") St. Windakiewicz, Padwa, Studyom z dziejów cywilizacyi polskiej, Kraków
1891 str. 10.
^) Heidensztein w Collectanea etc. str. 8.
ŁATA SZKOLNE JANA ZAMOYSKIEGO. 155
poczem nastąpił upadek zupełny^). Dla rozwoju umysłowego Włoch
skończyła się jedna faza ewolacyi i powstałaby, prawdopodobnie, ry-
chło nowa — faza ścisłych badań naukowych i śmiałych, oryginahiych
uogóhiień filozoficznych, gdyby reakcya katolicka nie zdusiła nowego
mchu w samym jego zarodku *). Od połowy XVI stulecia inkwizycya
i cenzura zaczęły srożyć się we Włoszech z siłą niepohamowaną, tak
iź w przeciągu krótkiego czasu herezye doszczętnie wytępiono, a książki
niekatolickie prawie wszystkie zniszczono w kraju; zabito zarazem
swobodę myśli i badań, ten nieodzowny warunek rozwoju naukowego
i ruch umysłowy prawie całkiem ustał ^).
Nieco dłużej, aniżeli w innych krajach włoskich, utrzymał się
on w rzeczypospolitej weneckiej. Rząd tego państwa gorliwie bronił
swych praw zwierzchniczych od roszczeń władzy papieskiej do wtrą-
cania się w sprawy wewnętrzne Wenecyi. To też istniał tu osobny
urząd inkwizycyjny, ustanowiony przez rząd republiki i niezależny od
Bzymu^}. Inkwizycya wenecka była pobłażliwszą od papieskiej dla
kacerzy i wolnomyślicieli, więc studenci niemieccy, z wyznania pro-
testanci, mogli swobodnie uczęszczać do uniwersytetu padewskiego^).
Dla tego też w Padwie panowała, jak to wkrótce ujrzymy, swoboda
dla różnych poglądów filozoficznych, nawet takich, które odrzucały
najważniejsze zasady nauki chrześcijańskiej, panowała przynajmniej
w chwili, kiedy tu przebywał Zamoyski.
Uniwersytet padewski składał się z dwu wyższych zakładów
sztuk wyzwolonych i prawa ^). Każdy zakład nosS miano uniwersytetu
*) Pier Leopoldo Ceechi, Torąuato Taaso und italienisches Leben im ZYI Jahr-
hnndert (pneklad s włoskiego) Leipsig 1880 str. 6.
*) John Addington Symonds. Renaissance in Ital. The catolic Reaction. London
1880 Part n p. 136 — 137.
*) M. PhilipBon, La contrę — róyolation r^ligiense an KYI siacie, Brazellea 1884
etr. 184, 203 — 204.
*) L Ad. SymondB op. cit. Part I p. 204 — 106.
*) M. Philipson, op. eit 280.
*) Organisacyę 8amoni)da uniwerByteckiego opisujemy na podstawie s tata ta,
wydanego w r. 1564. (De constitntionibas et immonitatibas almae nniyersitatis ioris-
tarom libri lY. Patarii 1564), chociaż przy wstąpienia Zamoyskiego do nniwersyteta
prawomocną była dawniejsza ustawa. Poprawić ją postanowiono w r. 1561 a zadanie
to zlecono komisyi z czterech profesorów (p. Jacobus Facciolatus, Fasti Gymnasii Pa-
tarinL Patairii 1757 Pars posterior p. 17), która pracę swoją skończyła w r. 1563
(p. przedmowę do statuta z r. 1564). Stąd wynika, ża chociaż astawę wydrukowano
dopiero w roku następnym, jednakże Zamoyski, który był w 1563 — 1564 rektorem,
ntógl już trzymaó się przy spełniania swych obowiązków — nowej ustawy. Ka-
osprawiedliwienie tego, że opisując organizacye uniwersytetu, powołujemy się na ustawę
156 WITOLD NOWODWORSKI
(uniyersitas artistarum et uniyersitas iuristarum), a całość nazywano
gimnazyum (Gymnasinm Patayinnm). Studenci — wszyscy wogóle —
dzielili się na przedalpejskich i zaalpejskich; nadto ci, którzy pocho-
dzili z tego samego kraju, stanowili osobne stowarzyszenie czyli t. zw.
nacyę. Ilość ich na wydziale prawa, czyli wedłag ówczesnego wyra-
żenia na uniwersytecie prawników, wynosiła 23; szły one w porządku
następującym: niemiecka, polska, czeska i t. d. ^). Przedstawicielem
nacyi był wybrany przez nią konsyliarz, na którego wkładano obo-
wiązek pilnowania interesów stowarzyszenia. Nacya niemiecka miała
dwa głosy, a reszta tylko po jednym. Prawie wszystkie sprawy swojo
młodzież uniwersytecka rozstrzygała zapomocą głosowania według nacyi;
porządek taki obrad zaprowadzono w tym celu, aby zabezpieczyć in-
teresa studentów zaalpejskich, którzy liczebnie ustępowali studentom
przedalpejskim ').
Na czele każdego wydziału czyli uniwersytetu znajdował się rektor,
którego studenci obierali z pośród siebie na rok jeden w sposób na-
^stępujący. Każda nacya wybierała najprzód jednego obiorcę i obiorcy
już, złożywszy przysięgę, iż będą postępowali sumiennie, wybierali więk-
szością za pomocą karteczek (więc głosowanie było tajemne) rektora*
Jeżeli głosy podzieliły się równo, głosowanie powtarzano; gdy podział
równy głosów znowu się wydarzał, sprawę ostatecznie rozstrzygali bi-
skup, podesta i kapitan miasta przy współudziale składającego swój
urząd rektora. Rektor musiał odznaczać się wpośród kolegów swoich
zaletami rozumu i charakteru oraz hyć człowiekiem zamożnym, ponie-
waż urząd jego wymagał wystawnego życia, co pociągało za sobą zna-
czne koszta '). Zaszczytny ten urząd sprawowali po kolei najgodniejsi
przedstawiciele studentów przedalpejskich i zaalpejskich^).
Nadanie godności rektora odbywało się z wielką uroczystością
w katedrze miasta, w obecności biskupa i najwyższych urzędników
z r. 156 (, moiemj przytoczyć jeszcze i ten wzgląd, Łe zmiany, poczynione przez ko-
ni isyę, dotknęły nie podstaw organizacyi, lecz tylko lada życia nniwersyteckiego (p.
przedmowę do statutu z r. 1564). Sayigny w swem wiekopomnem dziele „Geschichte
des rSmischen Rechts im Biittelalter, Heidelberg 1834 Bd. III) opiera opis swój uni-
wersytetu padewskiego na wszystkich ustawach razem, ponieważ różnice pomiędzy
ustawami były bardzo nieznaczne.
») lib. X stat. II. «) lib. I stat. lU.
') lib. I stat. yill. Wyobrażenie niejakie o kosztowności życia rektora może
dać fakt następujący: w r. 1560 rektor Bartl. Fryderyk yon Ossa wydal na potrzeby
8 wego urzędu 14000 dukatów, p. Sayigny, Oesch. des rOm. Rechts im Mittelalter III.
(wyd. r. 1834) 281.
*) lib. I. stat. V.
ŁATA SZKOLNE JANA ZAMOYSKIEGO. 157
miejskicb, tu świeżo obrany rektor, przyodziany w płaszcz purpurowy,
otrzymywał oznaki swej władzy: kapturek złoty, sadzony drogimi
kamieniami, statuta uniwersytetu, pieczęć i berło srebrne, które niósł
zawsze przed rektorem bedel *).
Zatwierdzony przez senat wenecki, rektor cieszył się wielkiem
poważaniem i zażywał znacznych zaszczytów. Na wszelkich uroczy-
stościach dla niego pozostawiano drugie miejsce po biskupie padewskim
(trzecie należało do rektora uniwersytetu sztuk wyzwolonych) *). Władza-
rektora była rozległą, lecz i obowiązki, które miał do spełnienia nie
łatwe, albowiem musiał czuwać nad porządkiem i spokojem w uniwer-
sytecie, rozsądzać wszelkie sprawy pomiędzy studentami, rozdawać
stopnie naukowe, porozumiewać się z władzami odnośnemi, jednem
słowem pilnować, aby wykonywano statuta, przyczem miał prawo ka-
rania tych, którzy przeciwko nim wykraczali. Niegdyś studenci sami
powoływali profesorów na wykłady uniwersytetu, przy czem, ma się
rozumieć, najważniejszą rolę odgrywał rektor. W r. 1445 atoli prawo
to odebrano studentom; wprawdzie przywrócono je rychło potem z pe-
wnemi ograniczeniami, lecz w r. 1560 ostatecznie pozbawiono go stu-
dentów. Odtąd katedry profesorskie obsadzał wyłącznie według swego
uznania senat wenecki; miasto Padwa zachowało tylko prawo rozpo-
rządzania katedrami trzeciego stopnia (in tertio gradu) ^). Wszakże
i teraz rektor mógł wywierać wpływ pewien na ciało profesorskie uni-
wersytetu, gdyż miał władzę pilnowania, aby profesorowie wykładali
według przepisów istniejących i aby wypłacano im regularnie pensye *).
Najważniejszym obowiązkiem rektora było czuwanie nad porząd-
kiem życia studenckiego, przyczem mógł studentów, którzy popełnili
wykroczenia, karać grzywnami albo wydaleniem z uniwersytetu. W pe-
wnych wypadkach konsyliarze nacyi mogli zabiegać przed rektorem
o łaskę dla ukaranych albo sami ukarani mieli prawo apellacyi do
podesty. Władza rektora ściągała się, ma się rozumieć, tylko do spraw
w zakresie życia uniwersyteckiego, zwykłe przestępstwa należały do
kompetencyi sądu miejskiego^).
Zastępcą rektora był prorektor a pomocnikami jego w sprawach
sądowych syndyk i syndycy nacyi poszczególnych «).
*) StCEBgólŁj urocsyBtoici p. a Jac. Phil. Tomasini, Gymnssiam PatarinumL
Utiai 1654 8tr. 45—55.
*) ib. Btr. 56.
^ SaYigny, op. dt. III. 294.
*) Konstjt. B r. 1564 lib. I. stat Xy.
*) Sa^igny, op. cit. IH. 285.
«) Konstyt. % r. 1564 lib. I. stat. XXIV i XXV1L
158 WITOLD NOWODWORSKI.
Taką była w najogólniejszych zarysach organizacya uniwersytetu
padewskiego. Teraz zaś kilka słów o powszedniem życiu jego studen-
tów. Do Padwy gromadzili się młodzi ludzie z różnych krajów Europy,
różnego pochodzenia i różnych wyznań, tak że pomiędzy nimi łatwo
mogła wybuchnąć walka skutkiem nienawiści narodowościowej albo
religijnej. Studenci włoscy spoglądali wrogo na przybyszów z za gór
alpejskich i młodzież uniwersytecka dzieliła się, jak to już widzieliśmy,
na dwa wielkie odłamy : studentów przedalpejskich i zaalpejskich.
Wpośród Włochów istniały dwa stronnictwa: wicentyńskie i breściań-
skie. Jednakże najmocniej nienawidzili się Niemcy i Polacy, przytem
nie tylko z pobudek narodowych, lecz i religijnych: wpośród Niem-
ców było wielu protestantów, gdy tymczasem Polacy wyznawali ka-
tolicyzm *^).
Do tych przyczyn zatargów pomiędzy studentami łączyła się je-
szcze rozwiązłość ich życia. Na naukę do uniwersytetów zagranicznych
mogli udawać się tylko ludzie przeważnie zamożni; ci mieli na myśli
nie tyle nauki, ile wesołe przepędzenie czasu, używanie przyj emnostek
tego życia. A jako młodzi ludzie, w których krew, jak ukrop, wrzała,
.przebierali często miarę, więc uczty ich stawały się często istnemi ba-
chanaliami, a rozrywki zamieniały się na skandale, w których przy-
x^hodziło i do krwi rozlewu^).
Nareszcie musimy zaznaczyć jeszcze jedną okoliczność. Współza-
wodnictwo profesorów, zazdroszczących sobie sławy i wziętości śród
młodzieży, wywoływało często rozterki w jej łonie. Ambitni profesoro-
wie usiłowali ściągnąć do swego audytoryum jak największą iłość dtu-
ehaczów, zarzucając na młodzież całą sieć intryg, byle tylko odnieść
zwycięstwo nad swymi współzawodnikami. Wskutek tego pomiędzy
studentami tworzyły się stronnictwa zwolenników tego lub owego pro-
.fesora i burzliwość życia studenckiego jeszcze się wzmagała^).
Zamoyski przybył do Padwy w końcu 1560 lub na początku
1561 roku *) i wstąpił na wydział prawa czyli według ówczesnego wy-
1) St. Windałdewicz, op. cit. 81 — 82.
*) W r. 1563 Polacy wzniecili wpo6ród mtodziety potężne poroszenie przeciwko
Niemcom, jako kacerzom, p. St. Windakiewicz op. cit. 84. Że wszyscy studenci Polacy
byli katolikami, obawiamy się twierdzić to stanowczo.
*) Plenkiewicz, Żywot Jana Kochanowskiego w Dzieła wszystkie IV, 139.
*) Z tym objawem w źycin oni wersy teta padewskiego zapoznamy się, gdy po-
trącimy o stosnnek prof. RoborteUo do prof. Sigonio.
^ p. wyiej str. 154. Na dowód prawdziwości naszej rachuby możemy przytoczyć
jeszcze następującą uwagę. Kurs nauk na wydziale prawa trwał 4 lata (p. G. Giomo,
L'archiyio anticho delia uniyersita di Padora w Nuovo Archivio Veneto t. VI. 387)^
LATA SZKOŁNB JANA ZAMOYSKIEGO. 159
rażenia do uniwersytetu prawników. Kurs nauk trwał tu przynajmniej
4-ry lata *) i studenci prawnicy obowiązani byli uczyć się prawa cy-
wilnego i kanonicznego według pandektów, komentarzy Bartola i dekre-
talii; nadto musieli uczęszczać na wykłady filozofii moralnej w uni-
wersytecie sztuk wyzwolonych, tudzież na wykłady historyi kościoła
i mogli słuchać, jeżeli tego życzyli sobie, wykładów prawa feudalnego ^).
Te nauki obowiązywały Zamoyskiego, jako słuchacza wydziału pra-
wnego. Ale żądza wiedzy była u niego tak wielką, że słuchał on na-
wet wykładów medycyny. Nie zawadzi tu dodać uwagi, że prawo
i medycyna najbardziej pociągały do siebie ówczesną młodzież, nie zaś
studya filologiczne, którym oddawano się jeszcze z takim zapałem tak
niedawno i czasy zachwytów humanistycznych dla Włoch już minęły^,
młodzież studyowała prawo i medycynę z pobudek czysto praktycznych,
dla korzyści materyalnych, które z tych nauk mogła wyciągnąć w przy-
szłości ^).
Głównymi kierownikami Zamoyskiego w Padwie byli profesoro-
wie następujący: Franciszek Karol Piccolomini, Bassianus Landus,
Karol Sigonio, Guido Paucicoli, Tyberyusz Deciano i Gabryel Tul-
lopio *).
Jeżeli mamy wierzyć Paprockiemu, Zamoyski oddał się najpierw
z zapałem studyom nad filozofią ^). Wiadomość tę możemy uznawać za
prawdopodobną z następujących względów. Na uniwersytecie padewskim
panowała najzupelniejsza swoboda badań; ta budziła ducha krytycy-
zmu i dawała możność roztrząsania takich kwestyi, które na innych
Zamojski zaś 5 kwietnia 1565 roka otrzymaZ od sonata weneckiego w swoim rodzaja
świadectwo o ukończenia naak w uniwersytecie p. P. Popiel, Jan Zamoyski w Padwie
i Wenecji str. 46.
*) p. przjpisek powyższy.
*) Przez filozofię moralna trzeba rozumieć przedewszystkiem komentowanie pism
psychologicznych i etycznych Arystotelesa. U Tomasiniego p. op. cit. str. 323 mamy
taką kategoryę profes.: Professores philosophiae moralis ex Aristotele.
*) Patrz skargi Sigonio na brak zamiłowania do studyów filologicznych wpośród
młodzieży Caroli Sigonii Opera omnia Mediolani 1737 t. VI.
^) Nazwiska te przytacza Paprocki (Herby rycerstwa polskiego wyd. 1534 r.
str. 196), niektóre w postaci skażonej. Oto są jego ^owa: w Padwie naprzód ksiąg
de anima n Picolhonlna a artem paryam a Bassiana Landa .... Z Sygoniuszem na-
kładał, a Yidum Pamirolam et apud Decianam stachał. Skażenie nazwisk przemawia
według mego zdania za tern, że wiadomościom Paprockiego możemy zaufać: oczywista
rzecz, iż faktów, podawanych przez siebie, on nie wymyślił, lecz wniósł je do swego
da^eła w tej postaci, w jakiej znalazł je tam, skąd odnośne wiadomości zaczerpnął.
Osoby, o których mówi Paprocki, istotnie żyły podówczas, kiedy Zamoyski był w Pa-
dwie i działały w tych rolach, jakie przypisuje im Paprocki.
*) Ibid.
160 WITOLD NOWODWORSKI.
uniwersytetach włoskich, pod naciskiem reakcyi katolickiej, usunięto
z zakresu nauki, jak np. kwestyę nieśmiertelności duszy. Tymczasem
uniwersytet padewski zajmował nader żywo spór, który toczyli w tej
kwestyi pomiędzy sobą znani podówczas filozofowie Piccolomini i Pen-
dasio. Pierwszy, zwykły komentator Arystotelesa, dowodził, że dusza
jest nieśmiertelną; drugi, ayerroista, wskazując na sprzeczności w do-
wodach przeciwników swoich, zaprzeczał nieśmiertelności i dzięki swej
wymowie, zjednywał dla swej nauki licznych zwolenników^).
Z wielkiem prawdopodobieństwem możemy przypuszczać, że ta
ważna kwestya filozoficzna musiała zwrócić uwagę młodzieńca tak chci-
wego wiedzy, jakim był Zamoyski. W jego duszy powstały, a może
i przedtem już istniały różne wątpliwości dotyczące zasad religijnych
a zwłaszcza tych, które sam wyznawał, a więc żeby je rozstrzygnąć,
żeby odnaleść prawdę upragnioną, zagłębił się w czytanie książek re-
ligijnych, przedewszystkiem pism ojców kościoła*). Sympatye, które
zdołał już zapewne obudzić w nim do filozofii Arystotelesa jeszcze
Charpentier w Paryżu, pociągnęły go na wykłady nie Pendasio, prze-
ciwnika Arystotelesa, ale na wykłady Piccolominiego. Pod wpływem nauki
tego filozofa, ksiąg czytanych oraz otoczenia katolickiego wątpliwości
religijne zaczęły się rozpraszać, Zamoyski odzyskał zachwianą wiarę,,
przyczem uwierzył w prawdziwość dogmatów tego wyznania, które
jemu jako Kalwinowi, wydawały się dawniej fałszywymi i w duszy
jego dokonał się przewrót cały: odrzuciwszy błędy,jak teraz już sądził,
Kalwinizmu, przeszedł on na wiarę katolicką^).
*) Pier Leopoldo Cecchi, op. cit. str. 12 — 64.
^ HeidenBztein w Collectanea Titam etc. Btr. 10.
") Powstaje pytanie, w jakiej wiene bjł ochncionj Zamoyski, lecs Tozstnygiiąć'
go nie moglińmy dla braka materyała historycznego. O fakcie aaś nawrócenia Za-
moyskiego na katolicyzm czerpiemy wiadomości z dwóch źródet. Heidensztein (Collec-
tanea etc. 9 — 10) powiada, ie czytanie pism ojców kościoła pobudziło Zamoyskiego
do odrzucenia błędów Latra. Stąd wnieśćby wypadało, ie Zamoyski był Luteraninem,
ale zdaje się, ie wyraz „Luter** oznacza u Heidenszteina nie specyalne wyznanie pro-
testanckie, ale wogóle protestantyzm; tak przynajmniej ja tłómaczę sobie to wyraienie
w biografii Zamoyskiego. Drugiem źródłem są Akta synodów protestanckich, na które
powoływaliftmy się już wyżej. Tu znajdujemy taki dopisek, skrei^lony w czasie później--
Bzym: Ten pan Jan Zamoyski póki był we Frandey, był Ewangielikiem, ale g^y po-
tem do Padwie jechał na naukę, zostiJ katolikiem rzymskim .... Andrzej Węgierski
(Systema Historico-chronologicum etc. wyd. 1652 str. 134 — 185) tak mówi o tym
fakcie : Et sanę, quam diu in (Germania et Oallia yixit, Beligionem Erancelioam eon-
stanter professus est. Postqnam autem in Italiam Patayium migrayit, studiorum con-
tinuendorum causa, sensim ab illa recedere cepit ac postea Komano-catholicam am-
]>lexus desemit. Ze źród<^ nie dowiadujemy się, kiedy nastąpiło mianowicie nawrócenie.
ŁATA SZKOŁNB JANA ZAMOYSKIEGO. 161
Skłonności humanistyczne, które rozwinęły się u Zamoyskiego,
jeszcze pod bytność jego w Paryżu, sprawiły, iż stał się nader pilnym
uczniem znakomitego historyka -humanisty Karola Sigonio, który roz-
począł w roku 1560 wykłady filologii klasycznej O- Uczony ten od-
znaczał się głębokością i rozległością wiedzy, dojrzałością sądów, wzo-
rowym wdziękiem stylu łacińskiego. On pierwszy zaczął krytycznie
badać i dokładnie objaśniać starożytności świata klasycznego, a dzieła,
dotyczące tej dziedziny, które pozostawił, stanowią epokę w dziejach
tych badań. Jako profesor, nie mógł pociągać swoją wymową, gdyż
nie posiadał przyjemnego i czystego głosu i — co najważniejsza —
wysławiał się z wielką trudnością, lecz za to jako człowiek łagodny
i towarzyski, łatwo zyskiwał przyjaciół*). Młodzież, zwłaszcza Polacy,
lubiła bardzo swego profesora, który chętnie udzielał rad i wskazówek,
i tłumnie odwiedzała jego wykłady; niektórzy brali u niego lekcye na-
wet prywatne. Sigonio mówił o Polakach z wielkiemi pochwałami*);
zauważył niepospolite zdolności Zamoyskiego i ten stał się jego naj-
bardsdej ulubionym uczniem^). Nie dość na tem. Zamoysld tak się
wyróżniał umysłem z pomiędzy swych kolegów, że Sigonio zwrócił nań
uwagę słynnego humanisty Pawła Manuciusza, który przebywał podów-
Jednakio prawie napewno twierdzić mo£einj, ie stało sie to już w pierwszym roka
pobjta Zamoyskiego w Padwie. Przypomnijmy sobie, że naeya polska była katolicką,
Oeżeli byli protestanci, to stanowili nieliczne wyjątki), Zamoyski zaś joź we wrześnin
r. 1561 roku piastował zaszczytny urząd konsyliarza. Można domyślać się, że właśnie
nawrócenie jego podniosło go w oczach towarzyszy i wpływy jego na nich zwiększyło.
^) Tomosini, Gymnasiom Patarinum. Utini 1654 str. 341.
*) Patrz jego życiorys, napisany przez Mnratoriego^w Caroli Sigonio Opera omnia
edita et inedita Mediolani 1732 str. Xy— Xyi. Życiorysów pióra Krebsa (Karl Sigonins
i Franciosiego (Della rita e delie operę di Carlo Sigonio) nie mogliśmy, niestety F
dostać.
") P. Dispntationnm Patarinamm libri JI. Sigonio tak o Polakach tu powiada :
... — cni enim ignota) est nobilissimae Polonorum gentis propensio erga me animi
iingnlaris? cni studia, cni of&cia mea erga illam gontem perpetua sunt obscnra? quis
ąnantnm ab illa mihi gente tribuatur, ignorat? cum illustrissimus Comes Stanislaus Tar-
noTins in darissima omnium ejus regni familia natus, juyenis, cum ayita gloria, tum
propriifl Yirtntibus omni honore dlgnissimus, cum reliqui omnes Poloni, adolescentes
leetisflimi et superiore anno, cum tu (j. j. Bobortello) fiononiae eras et etiam, post-
quam tu ad disciplinam transalpinis, ut ais, nationibus tradendam occurristi, me non
solum publice et priratim andierint, sed omni etiam studio atque omni officio pro ipso-
rum hnmanitate eomplezi sint? (Opera omnia t. VI. str. 313).
*) 4) St. Windakiewicz, op. cit. str. 60, przypisek 5, twierdzi, że Zamoyski brał
prywatne lekcye u Sigonio, przyczem powołuje się na zbiór listów Pawła Manuciusza,
nie wskazując niestety! stronicy, o którą mu chodzi. Ja w Epistolarum Pauli Manutii
libri X. Coloniae Agrippinae 1572 (i w innych wydaniach) faktu tego nie odszukid^em.
Romfnwj Wjds. bisŁ-flloz. T. XL. 1 ^
162 WITOLD NOWODWORSKI.
czas w Rzymie, i Manucyusz młodego adepta ą;as9czycił ko^^sponden-
cyą^). Zamoyskiemu przytem chodziło nię tylkp o sławę, o tojn^as
w kołach humanistów, lecz miał on na względzie i pirą^tyc^e korzy-
ści także. Myślał on już teraz, — w pierwszym ipki; studyów sn^yc^i
w Padwie, o przyszłej swej karyerze w ojczyźnie, więc juź teraz czy-
nił zabiegi o to^ żeby pozyskacS dla siebie w Polsce wpłyiyowycb p|ro-
tektorów, którzy by płatwili mu przystęp do urzędów publiczpycji, bo
taka karyera najbardziej go pociągana.
Piotr Myszkowski, wybitny humanista polski, słynął jako wspa-
niałomyślny mecenas uczonych i znany był nie tylko w kraju, ale i za
granicą. Tak pozostawał on w przyj azpy eh stosunkach z Manuciuszem.
Jako sekretarz królewski, mógł on łatwo wyrobić teinu, kogo zaprote-
gował, urząd w kancelaryi króla. Zamoyski wiedział o tern wszystkiem
bardzo dobrze. Otóż, żeby osiągnąć cel zamierzony, udał się on naj-
pierw do Sogonia, aby ten polecił go Manuciuszowi, od tego zaś otrzy-
inał już list polecający do Myszkowskiego 2). Zabiegi te uwieńczył sku-
tek pomyślny, bo Myszkowski zwrócił na Zamoyskiego uwagę i zaczął
go protegować ^), a Zamoyski, jak to zobaczymy, dostał się do kance-
laryi królewskiej.
Ta zapobiegliwość praktyczna może nas razić trochę, bo mamy
przed sobą 19 -letniego dopiero młodzieńca i w takim wieku troska
o karyerę nie powinna zaprzątać umysłu człowieka, na taki wiek przy-
stają bardziej rojenia o szczytniej szych celach. Ale nie zapominajmy,
że gonienie za kuryerą, nawet z krzywdą dla wymagań moralności,
stanowiło cechę właściwą humanistom, więc Zamoyski ulegał tylko
wpływom epoki i otoczenia.
^) Manaciasz tak piszo do Zamojskiego: Saepe mihi antea litterae Caroli Si-
gonii cni ąnantam tribaam non ignoras, praeclarnin et hamanitatis et ingenii doctri-
naeąae tnae testimoninm dederant. Itaąne te eram complextis amore non mediocri, sic,
ut farorem tuae laadi znirabiliter, idąno nt ipsa illastri aliqao digno intelligeres, Te>
hementer caperem. Ut opŁabam, ita contigit. Nam cum ta animam indaiisses ralere me
gratia apud Potrnm Miscorium, florentem viram honoribus, opibus omniqae yirtute,
facile impetravit a me ^igonius, cum tao nomine rogaret, at ei te commendarem lit-
teńs quam possem diligentissime. Yernm, ut est Miscorius in liberales doctiinas egre-
gie animatus et ingeniornm ezistimator intelligens, non dabito, ąuin tibi apud eum
TirtuB taa, quam mea commendatio profutora sit... Epistolaram Pauli Manutii libri
X Coloniae Agriphinae MDLXXII p. Si4.
') Patrz przypisek powyższy i list Manucinsza do Piotra Myszkowskiego, umie-
szczony w przytoczonym tam zbiorze zaraz po liście do Zamoyskiego. List do My-
szkowskiego ma datę Komae XIY Kalend. Octob. MDLXI.
*) W drugim liście do Zamoyskiego tak pisze (ib. str. 348): Est, car gaudeam,
capere te fructum aliqaem ez iis litteris, qaa8 ad omatissimum rimm, Petrom Misco-
yiam, de te scripseram . . .
ŁATA ą^OŁNB J49A Z4MOT9KIBOO. )6^
TjT^ąza^em powz<!icił do Padwy z Bolonii we wrześniu 156^ r. ^)
'dfagi f^J^T^J hiimai^sta- filolog Franciszek Bobojrtello. Ąni|)itpy aż do
{^różności i zacozumiały aż do grubiaństwa, uważał się on za Kajwięr
}fsz/ego uczoi^ęgo i puał sobie za nic najznakomitszy pb ludzi swego
c^u, ^p. Erazma z Rotterdamu nazywał literatem-nieukiem '). Sigor
nio, który przewyższał go pod względem uczoności, pozwolił sobie razu
j^nęgo uczypió kilka uwag krytycąmych nąd jego dziełem, dotypzą-
cem stafożytno4(2i grecko-rzymskich, co wprawiło w gniew Bobortella.
Fopiiędzy up^pnymi rozpoczęła się gorąca polemika i odtąd żywili oi^i
do siebie wzajem mocną nienawiść (od r. 1557)^). Wprawdzie, przy-
szło następnie między nimi do pojednania, lecz było ono zbyt krótko-
trwałe.
Otóż skoro tylko Bobortello przybył do Padwy, natychmiast roz-
począł knowania przeciwko swemu współzawodnikowi, chcąc go upo-
korzyć w ten lub inny sposób. Tak najpieryr zamierzył pozbawić go
prawa wykładów zrana, bo te godziny ranne oddawano zwykle profe-
sorom, którzy zajmowali katery pierwszorzędne (in primo loco); jednakże
usiłowania Robortello były bezskuteczne*). Za swym ulubionym profe-
sorem ujęła się nacya polska, przyczem Zamoyski odegrał najważniej-
szą rolę. Ten, według opowiadania Heidenszteina ^), przybył razu je-
dnego do Bobortella, aby zasięgnąć u niego informacyi w jakiejś
kwestyi naukowej, lecz Bobertello posądził Zamoyskiego o podstępne
zamiary, mianowicie wydało mu się — i może zupdtnie słusznie, — że
Zamoyskiego przysłał doń Sigonio w tym celu, ażeby wytknąć mu jego
nieuctwo, więc Robortello, rozjątrzony tym domysłem, obszedł się z Za-
moyskim wprost po grabiańsku. Dotknięty do żywego tym postępkiem
uczonego, Zamoyski rozpoczął agitacyę przeciwko niemu wpośród na-
cyi polskiej i pozyskał wszystkich swych rodaków dla Sigonia. W ło-
nie młodzieży utworzyły się dwa stronnictwa : Niemcy stanęli po stro-
nie Robortella, Polacy i Francuzi po stronie Sigonia. Rozterki pomiędzy
stronnictwami tak się wzmogły, że wdanie się senatu weneckiego stało
się koniecznem. Stronnicy Robortella wysłali do Wenecyi tylko 2-ch
') Tomii^mi, op. cit. Rtr. 342.
*) P. list Sigonia do Bernardą Naugerio w Caroli Sigonii opera omnia t. YI. 1,
albo Dispntationum PataTinarom libri II ib, str. 306, albo nareszcie Nicolai Gomneni
Papadopoli Historia Gymnasu Patayini Yenetiis 1726 t. I str* 318—319 (krótki ^cio-
rys Kobortello).
*) P. przedmowę, zwróconą przez Sigonia do Bobortello w Sigonii Emendatio*
jijua adrersas Franciscum Bobortellam libri II (Opera omnia t. VI).
*) Dispntationam Patari narom lib. II w C. Sigonii Opera omnia t. Yl. 256.
*) Collectanea yitam etc. 8—9.
11*
164 WITOLD NOWODWORSKI
delegatów; przeciwnicy zaś, idąc za radą Zamoyskiego, wyprawili de-
legacyę, złożoną z przedstawicieli różnych narodowości. Gdy delego-
wani stanęli przed senatem*, okazało się, iż Sigonio ma za sobą prawie
wszystkie nacye, gdy tymczasem Robortella dwie tylko popierają*)
W liczbie delegatów był także Zamyski, mianowicie jako przedstawi-
ciel narodowości polskiej ^). Senat wenecki rozstrzygnął spór na rzecz
Sigonia i Robortello poniósł porażkę^), wskutek czego zapałał jeszcze
większą nienawiścią do przeciwnika, walka przeto pomiędzy współza-
wodnikami zaogniła się jeszcze bardziej. Najpierw rozpoczęli zatarg
o salę wyldadową; tu Sigonio musiał ustąpić przed Robortellem i na
prośbę studentów przeniósł swe wykłady do drugiej sali, przyczem sta^
nowisko jego, jako profesora, nie straciło przez to nic na znaczeniu^).
Następnie Robortello (w r. 1562) zaczął nalepiać na ścianach uniwer-
sytetu ogłoszenia, w których wychwalał własną metodę nauczania, na-
zywając, chociaż i nie po imieniu, swego współzawodnika ignorantem
i człowiekiem bez wszelkich zdolności ^), więc walka wybuchła na nowo.
Sigonio chwycił za pióro, ażeby zdemaskować postępowanie przeciwnika
i napisał przeciwko niemu rozprawę polemiczną. Knowania Robortella
') Collectanea yitam re<qae gestaa etc. sir. 9.
*) Archiwom do dziejów literatury i oświaty w Polsce t. YII, str. 172 I 1661
XI. 11 Solrentar Johanni Sario 10 librae, qao8 ezpendit Yenetiie, deputatus in causa
mntatae horae lectionnm Caroli Sigonii. Stąd niewątpliwie wynika, 2e Zamoyski byt
w Wenecyi dla załatwienia sprawy Sigonia; tymczasem P. Popiel w rozprawie swej
„Jan Zamoyski w Padwie i Wenecyi'' (str. 34;) fakt ten odrzuca, oskarżając Heiden-
szteina o podanie fid!szywej wiadomości. Jak powierzchownie autor powyższej rozprawy
zbadał przedmiot i źródła, do niego się ściągające, niech świadczy to, co mówi o sto-
sunku Zamoyskiego do Sigonia (ib. str. 34—35) „Zamoyski wtedy do Wenecyi nie
jeździł, bo jeszcze nie był urzędnikiem uniwersytetu (autor mógł nie wiedzieć, ponie-
waż protokóły nacyi nie były jeszcze wydane, że Zamoyski piastował już podówczas
urząd konsyliarza), cała ta rzecz działa się w roku 1569 (Popiel wie tylko o pierw-
szym zatargu Robortella z Sigoniem, drugi xaś zatarg przeoczył), kiedy jeszcze Za-
moyskiego w Padwie nie było; wreszcie Sigoniusz w roku 1664 udał się do Bolonii
(z dzieł samego Sigonia Popiel mógł przekonać się, że słynny humanista był w Bo-
lonii już w drugiej połowie 1563 r. p. w Opera omnia t. YI mowę jego De ingenio
excoIendo), Robortellus zaś aż do śmierci w Padwie wykładał. Nawet i co do tak blis-
kich Zamoyskiego z Sigoniuszem stosunków musimy Heidenszteinowi na słowo wie-
rzyć** (gdyby Popiel zajrzał do przytoczonego przez czas wyżej zbioru listów Pawła
Manuciusza, znalazłby łatwo potwierdzenie słów Heidenszteina.
^ P. Disputationum PataWnarum libri n w Opera omnia VI. 314.
*) P. dodatki do Disputationum PataT. w Opera omnia t. YI i Tomasini, Qy-
mnasium Patarinum str. 410 i następ.
*) Sigonii Opera omnia t. VI, str. 226 i następ.
ŁATA SZKOLNE JANA ZAMOTSKIBGO. 165
tak obrzydziły mu pobyt w Padwie, źe się przeniósł do Bolonii; Ro-
bortello zaś pozostał w Padwie aż do samej śmierci (r. 1567)^).
Oprócz Sigonia Zamoyski zjednał sobie i drugą znakomitość uni-
wersytetu padewskiego — Gabryela Fallopio. Uczony ten badaniami
swemi w dziedzinie anatomii uczynił imię swoje nieśmiertelnem. Po-
lacy bardzo chętnie uczęszczali na jego wykłady i w jego szkole wy-
kształciło się wiele naturalistów polskich'). Zamoyski należał do naj-
bardziej lubionych uczniów Fallopio. Dar wymowy taką mu pozyskał
sławę w Padwie, że gdy znakomity medyk umarł (9-go października
1562 r.), zlecono Zamoyskiemu wygłosić mowę na jego pogrzebie. W tej
mowie Zamojski powiada, że Fallopio żywił dla Polaków wielką sym-
patyę (summum illud in gentem Polonam studium) i że los pozbawił
go w osobie Fallopio najdroższego przyjaciela (amico dulcissimo et per-
necesario) *).
Jak widzimy, Zamoyski oddawał się w Padwie z zapałem stu-
dyom przyrodniczym, ale specyalnym przedmiotem studyów, dla któ-
rych przybył do Padwy, było prawo; tego zaś uczył się tu pod kie-
rownictwem słynnych prawników ówczesnych Tiberio Deciano i Guido
Panciroli. Z nich najbardziej zasługuje na uwagę ten ostatni.
Był on zwolennikiem znakomitego prawnika Alciato, który nadał
nowy kierunek nauce prawa we Włoszech. Połączywszy studya pra-
woznawcze z filologicznemi i historycznemi, i wyzwoliwszy prawozna-
wstwo z więzów rutyny, Alciato dokonał rdzennej reformy w dziedzi-
nie nauk prawniczych*).
Stan ich na wszechnicach włoskich XVI w. był wprost opłakany:
profesorowie zaniechali nawet komentowania prawa rzymskiego, co sta-
nowiło niegdyś jedyny przedmiot ich badań, a zajmowali się tylko
glosami^). Panciroli, jako uczeń Alciata, inaczej postępował, stosował
^) Nacja niemiecka, której Hobortello był nlnbieńcem, postawiła nad jego gro-
bem pieknjr pomnik p. Papadopoli, Historia Gjmnasii, Patayini, Yenetiis 1727. I.
31ft-319.
*) 8t. Windakiewica op. cit. str. 48.
*) P. Joannis Zamoscii Oratio habita Patarii in fdnere eicellentissimi Tiyi Ga-
brielis Fallopii IV Id. Oct MDLXII. Jeżeli wierzjć Paprockiemn, Zamoyski przema-
wiał w zastępstwie Sigonio, który od łez nie mógł mówić, p. Herby rycerstwa pol-
skiego, str, 196, wyd. 1584 roku.
«) Sarigny, Gesch. des r5m. B. im Mittelalter Heidelberg 1831, Bd, VI. 363—864.
') ib. Ul. 54:7. Francesco Schnpfer (Mannale di Storia del diritto italiano, 2-a
ediz. 1895. p. 612) tak powiada: Nei secoli XVI, XVn e XVUI la sienza gioridica
italiana e decadata: gia nel cinqnecento non occupa piu ii primo posto e nei dne se-
coli snccessiri non tiene neppore ii secondo. Non solo lo splendore delie aniversit4
ara renato meno eon TAlciato etc.
i66 WITOLD NOWÓDWÓRSkl.
boi^iem w swych kotńentarżacli prawmczyćK metodę Badania History-
cznego, usiłtijąc wyjdśnić pochodzenie pewnego pra-c^a, załnldry pra^^-o-
dAwcy, okolicznością ^^ jakich prawo zostało wydaile i t. j[). ^). Jako
^rofesorj Panćiroli stadowi! jedną z najpiękniejszych oźdUb liniwerśy-
tJbitL padewskiego^).
iteżeli wiisrzyć Paprockiemu, Zamoyski znajoniośćią prawa prze-
wyższał swoich kolegów; celował on także w studyach nad prawem
iiieniieckiem albo cesarskiem, czem koledzy jego nie iiiogli się pochlu-
bić"). NiewątplitHe Zamoyski odznaczał ślę wiedzą bardzo rozległą^
skutkiem czego rosły jego powaga i uznanie wpośród kolegów. W roku
1563 postainowili oni wybrać go rektorem wydziału prawnego. Wyko-
nać tetl zamiar było rzeczą nielada, ponieważ stroniiictwo przeciwne
niethieckie, wrogie Polakom, miało przewagę, ale Pokcy liczyli na sym-
patye innych narodowości i na nienawiść ich do Niemców. Nadto ucie-
kli si^ oni do takiego podstępnego wybiega. Ogłaszając Niemców za
kacerzy i odszczepieńców, zdołali oni oburzyć przeciwko nim inne iia-
cye i wywołać niemały popłoch w łonie riacyi niemieckiej. Środek był
radykalny i zastosować go nie było trudno, ponieważ reakcya katoli-
cka zagarniała już i Padwę, w r. 1564 papież Pius V ogłosił bullę;
która zabraniała nadawać stopni nauko^yych różnowiercom i chociaż
Niemcom udało się na razie odwrócić od siebie niebezpieczeństwo, je-
dnakże uznanie bulli papieskiej przez rząd wenecki świadczyło; że
i w Padwie rychło już nastąpi koniec wolności badań naukowych
i wyznań religijnych*). Nim to nastąpiło, kacerze niemieccy cieszyli
się jeszcze na wszechnicy znaczną swobodą. To też popłoch wśród mło-
dzieży niemieckiej trwał niedługo i Niemcy zaczęli skupiać swe siły,
a zamierzyli użyć gwałtu, aby pokonać swych przeciwników. Pod po-
zorem, że podczas wyborów mogą wybuchnąć rozruchy i że wtedy
wypadnie nawet z orężem w ręku bronić się przeciwko nieprzyjacie-
lowi, nacya niemiecka uzbroiła w tym niby celu aż 140 ludz^, właści-
wie zaś uczyniła to dla tego, żeby zagrodzić wstęp swym przeciwni-
kom do sali, gdzie miały się odbywać wybory. Wtedy Polacy chwi-
cili się nader zręcznie następującego manewru wyborczego. Postawiwszy
kandydaturę Zamoyskiego, utrzymywali ją w tajemnicy i pokryjomu
też wpośród innych narodowości zdobywali dla niej stronników, o któ-
*) P. życiorys Pancirolicg'0 w Bibliotece Modenese o Notizie delia viŁa e delie
operę degli scrittori ModeneFi... Modena, 1783 t. IV. fitr. 16.
>) ib. IV. str. 6.
') Herby rycerstwa polskiego, wyd. 1584 r. str. 196.
*) G. Giomo, L*archivio anticho delia uniyeraita di Padora w Nuovo Archirio
Veneto t. VI, str. 192.
« •• •
I.ATA dZltOŁNE JANA ŻaMOYŚKIEOO 1B7
rybh śapeWne nie Irtiaiio tti było, ponieważ Zainoyśki cieszył się jiiź
niemałym rozgłosem. Jednocześnie w tym celu, ażeby odwrócid uwagę
stroniiićlwa przeciwnego od swego ptawdziwiego kaiidydiElta, nacya pol-
ska |>ód£lła jawnie na rektora, jako kandydata, ińńą zupełnie osobę.
30 lipca stanął przed wicerektorem Polak Walenty Skultet i w imie-
niu swej nacyi oznajłiiiŁ, że Polacy bhcą mieć rektorem swego todaka
Piotta itłoczewśkiego. Wtedy Niemcy i ich stronnicy zaczęli dokładać
wszelkich usiłować, ażeby tę jawną kandydaturę polską obalić; tym-
czasem Polacy pracowali po cichu nad urzeczywistnieniem swego isto-
tnego projektu. W tej kampanii Wyborczej ssasfcedł jakiś wypadek, któ-
rego nie zdołaliśmy sobie wytłómaczyć. Polacy chcieli odroczyć wy-
bory, przeciwko czemu Niemcy założyli protest z powodzeniem, wy-
bory przeto nastąpiły w oznaczonym terminie, mianowicie 4 sierpnia.
Wynik ich musiał przerazić Niemców niepomału, albowiem z 25 gło-
sów obierających rektora, 17 padło na Zamoyskiego, 7 obiorców po-
dało próżne kartki i niemiecki kandydat jeden tylko głos dostał ^).
Jakkolwiek Zamoyski zawdzięczał swój obiór na rektora prze-
ważnie podstępnemu działaniu swych rodaków, jednakże fakt wyniesie-
nia jego do tak znakomitej godności stanowi niewątpliwie świadectwo
owej popularności, jakiej zażywał w uniwersytecie dzięki swym zdolno-
ściom i swej wiedzy. Jakkolwiek prawnik co do swej specyalności,
wszakże najwięcej czasu poświęcał pod kierownictwem Sigonia na stu-
dya nad starożytnością klasyczną. O jego gorliwości i pracowitości
w tej dziedzinie świadczą wyciągi z utworów starożytnych pisarzy*)
i dzieła, które podówczas napisał.
Pierwsze dzieło, traktujące o przymiotach doskonałego senatora,
Zamoyski zamierzał przesłać senatorowi hr. Stanisławowi Tarnowskie-
mu, wojewodzie sandomierskiemu^), jako przedstawicielowi rodziny,
*) Archiwum do dziejów literaŁary i oówiatj w Polsce, t. VII, str. 172 — 173
i J>t. Windakiewicz, op. cit. Si — 87.
') Rękopis tych wyciągów przechowuje się w bibl. Zamoyskich.
^ W drugiem swem dziele ,,De senatu romauo libri II" (Venetiis 1563, str. 6
i Argentorati 1608, str. 21) Zamoyski tak o tern pisze: Primum aatezn, quod attinet
ad incorruptam famam, scio. ut improbum senatorem civita.s habeat neminem, magia
optari et expeti, quam aut effici aut sperari posse. Neque ausim aftirmaro multos se-
natores Romae ac ne Scaurum ąuidem, aut CatuJum, aut Nasicam, quos miris in coe-
lam fert laudibus Cicero, tales fnisse, qualem ac quantum in u o libro, quem ad
Illastrissimum Comitem et Senatorem Sapientissimu m ac constan-
tissimnm, Stanislanm Tarnov!nm, Sendomirien som palatinum breri
mittam, informayi et eipressi.
168 WITOLD NOWODWORSKI.
która była z Zamoyskimi w najlepszych stosunkach^). Co się stało
z tem dziełem, nie wierny^).
Drugie dzieło o senacie rzymskim, wydrukowane pierwszy raz
w r. 1563, zjednało Zamoyskiemu wielką sławę w świecie naukowym ^).
*) Dziad Jana Zamoyskiego (nio w prostej linii), Mikołaj Zamoyski, miał być
wychowawcą znakomitego hetmana Jana Tarnowskiego, jak twierdzi Paprocki, op. cit
wyd. 1858, str. 259, a za nim Niesiecki op. cit. X. 56. Nasz Jan Zamoyski kolegował
w Padwie se Stanisławem Tarnowskim, którego Sigonio (opera omnia i. YI. 313) na-
zywa ,Javeni8 cam avita gloria, tom propriis Yirtutibns omni honore dignissimaB*^,
wielki zaó poeta włoski Torqaato Taeso, osobisty jego przyjaciel, nczcił pochlebnymi
wyrazami w swym poemacie U Kinoldo, p. Pier Antonio Serrassi, La vita di Torąnato
Tasso Bergamo 1790. 1. 115. Ten Tarnowski był synem wojewody sandomierskiego.
Przy tej sposobności nie możemy nie wypowiedzieć przypaszczenia, ie Zamoyski pozo-
stawał także w przyjaznych stosunkach z Torąnatem Tasso ; przypuszczenie się to samo
przez sie nasnwa, gdyż poeta włoski był podówczas stadentem wszechnicy padewskiej,
więc za pośrednictwem St. Tarnowskiego masiał znać dobrze grono studentów polskich.
*) Znał je, jak się zdaje, Sz. Starowolski, albowiem pomiędzy innemi tak pisze
o Zamoyskim (Simonis StaroYolscii Scriptorum Polonicomm ('KxaTOvia;) Francoforti
1625, str. 39):... libros de senatn romano roni ta lectione et eruditione refertos edidit;
tom de perfecto senatore syntagma, sic accurate confectam at ad ye terom scri-
ptonun landem pervenivet.
") Na dowód tego przytaczamy świadectwo, które badacze nasi, o ile mi wia-
domo, przeoczyli. Znany w swoim czasie poeta Daniel Hermann Prosak wygłosił w r.
1567 przy otwarciu Akademii strassburskiej mowę rymowaną, w której tak wychwala
Zamoyskiego :
Quin et Joannes Samoscius hic quoque yixit,
Quo (yeluti ąuondam Marcello Romulidnm gens)
Sarmati insigni nunc sese jactat alumno;
Quem Padus ipse suum Bectorem amplexus honore,
Tota sed ingenium mirata est Ausonis ora,
Galliaąue ipsa triplex. Jurenis floren te sub aevo
Summa quod ezoptans Martem conjungere Musis
gemper erat risns Romano deque Senatu
Miranti Italiae monimenta illustria toti
Prima rudimenta at Gallis Mayortia liquit.
Hic erit (atque haud yana reor) yenientibus annis
Turbati fulcrum Begni, si forsan Erynnis
Defectu ex Kegum et delectu saeriet orta
Consilio atqne armis lapsas hic restitnet res.
P. Danielis Hermanni Nidburgensis Borussi de Instituta Academia Argentinensi
Oratio publice habita Argentinae in Templo Praedicatorum Anno 1567 w Poemata
academica, aulica, bellica excusa Rigae Liyonum An. 1614 Nie mieliśmy pod ręką
wydania tej mowy z r. 1567, nie możemy przeto podać świadectwa w pierwotnej jego
formie, a musiało ono brzmieć wtedy trochę inaczej , mianowicie nie zawierało na pe-
wno przepowiedni o przyszłej wielkości Zamoyskiego. Dzieło „De senatu romano'*
wyszło niewątpliwie z pod pióra Jana Zamoyskiego, jak tego dowiedli już badacze;
z tem wszystkiem musimy znowu potrącić o kwestyę, kto był autorem owego dzieła?
ŁATA SZKOLNIE JANA ZAM0Y8KIBG0. 169
Jest to rozprawa z dziedziny badań nad starożytnościami rzym-
skiemi, przyczem autor ma na względzie dwa cele: czysto -naukowy,
albo raczej literacki i praktyczny. Po pierwsze, zapoznać się z orga-
nizacyą i działalnością senatu rzymskiego jest rzeczą niezbędną dla tego,
ponieważ ostatnimi czasj wyrażono powątpiewanie, ażeby młodzieniec w tym wieku,
w jakim byt Zamoyski, mógt napisać dzieło tak doskonałe pod względem formy (St.
Windakiewicz, op. cit. str. 60). Za antora tej znakomitej rozprawy uważano ongri Si-
gonisk. Historyk francuski de Thon (Historia sui temporis. Coloniae Allobrogum 16S0
t. y. p. 1179) podaje, jakoby sam bigonio wyznał, że rozprawę ową napisał. Ale już
Huratori, wydawca dzieła słynnego humanisty, powątpiewa, ażeby rozprawa „De se-
natu romano** była utworem Bigonia, chociaż bywa mu przypisywaną; falso tamen
haec Sigonio tributa suspicor, powiada w życiorysie tego uczonego (C. Sigonii O^cra
omnia Mediolani 1731 t. I. str. XV1U). Za autorstwem Zamoyskiego, oprócz dowodów,
które przytaczane były przez badaczy, przemawiają zdaniem naszem jeszcze bardziej
pnekonywające, bo zaczerpnięte z samej rozprawy. Po pierwsze, napotykamy wyrazy,
które samą formą świadczą, że autorem dzieła nie >Sigonio. Ze prawa obywatelstwa
rzymskiego nadane były po ukończeniu wojny związkowej (bellum sociale* większości
mieszkańców Italii, dowiódł tego pierwszy — powiada autor rozprawy — Sigonio:
,Jam a Carolo Sigonio demonstratam est in extremo libro errum, in qnibus antiąua
jura Italiae (p. Opera omnia V. 439) rotundissime et litteris explicavit illustrissimis**
(str. 9 wyd. 1608 r.). O sobie, jako autorze, Sigonio chyba tak nie powiedziałby. ł'o-
wtóre, autor rozprawy, chociaż w nader delikatnej formie, pozwala sobie wypowiadać
zdania niezgodne z zapatrywaniami Sigonia. Historyk Appianus podaje, że liczbę człon-
ków senatu rzymskiego powiększono za konsulatu Sulli i Rnfusa, co Sigonio (rozprawa
nazywa go tu „doctissimus vir et antiąuitatis Yeteruniąue scriptorum peritissimus**)
tłómaczy w ten sposób, iż wyborów dokonali ówcześni cenzorowie Caenar i Crassus
(p. Opera omnia Y. 203); z powodu tego obja.^nienia autor rozprawy dodaje uwagę:
•go mailem suspicari id extra ordinem factum** (str. 15). W kwesty i wieku, wyma-
ganego dla kandydatów do senatu nasz badacz powiada (str. 31): Itaque libentius assen-
tior Carolo Sigonio, riro acumine ingenii summo et in conjicienda antiquitate prope
divino, qui annum senatorium eum, qui sequerctur quaoaturam, fnisse suspicatur. Przy-
toczymy jeszcze kilka zwotów nader charakterystycznych: Carolus Sigonius concludit
argumentis haud leyissimis et infirmissimis . . . (str. 87). Autor rozprawy był Polakiem,
bo na str. 34 tak się wyraża: cui (zwyczajowi rzymskiemu obierania na senatorów
wyższych urzędników państwa) non dissimilis ridetur consuetudo, quae in Hep. nostra
obserratur. Nam qui cepernnt pontificatum aut majorem magistratum, ut qui palatini
aut castellani facti sunt, in maximo et grarissimo totius liegni polonici concilio locum
habent. Sozprawę pisał człowiek młody, niedoświadczony, albo niepewny swej wiedzy
albo pragnący pochlubić się swoją erudycyą. |Quae lex quando lata sit, incertum est
neque ejus alibi in reterum libris, quos legerim, fit mentio (str. 33). Sigo-
nio, znawca starożytności klasycznej, chyba nie użyłby podobnego wyrażenia. Neque
tamen ego in eo, quo dicit (Plutarch) libro id scriptum reperire potui, cum totum
diligentiasime perlegissem (str. 30) cum rero studiose tempus istius S. C. quaorerem
inciti in Plinii Jnnioris epistolam . . . (104) Idem obserrayl aportius in proemio tertio
oratorii lib. a Cicerone scriptum (109) etc. Zastanowiliśmy się nad kwestyą autorstwa
rosprawy „De senatu romano** nieco dłużej, niż może wypadało, ale to dlatego, że
pragnęlibyśmy ^ożyó tę kwestyę na zawsze w archiwum historyografii.
170 WITOLD N0^0I>W0Ri8kl.
kto chce rozumieć należy eiie dzida pisairzy rzymskich; po wtóre, znajo-
jomośó taka. jak sądzi autbr, jest nader pożyteczną i illa tych, którzy
stoją u steru państwa (aut iis, qui ad enhemacula Reip. abceśsun suni,
utilior? str. 2).
Badacz stawia przed sobą następujące zadania do rozwiązania:
wyjąć z utworów pisarzy starożytnych te wiadonioSci o senabife, nd
które dotychczas nie zwrócono jeszcze uwagi, zebrać wszystko to, co
tu i owdzie znaleźć można u badaczy, którzy kwestyę daną roztrzą-
sali i nareszcie dać wizerunek senatu, może i niezupełnie wykończony,
czasem do rzeczywistego nie zbyt podobny, wszelako oparty zawsze ńa
świadectwach niewątpliwie wiarogodnych (str. 3). Wpr«LtC^dzie, obfitość
cytatów szkodzi płynności wykładu, lecz obyć się bież nich niepodobna,
ponieważ wykład w przeciwnym razie traci wielce na mocy przeko-
nywania o prawdziwości tego, co się twierdzi (3).
Zamyski dzieli rozprawę swoją na dwie części: 1) o senatorach^
2) o senacie. W pierwszej części autor podaje określenie pojęcia „se-
nator" w związku z określeniem pojęcia „obywatel rzymski" i roz-
trząsa kwestyę, do kogo należała władza obierania senatorów, jak do-
konywano obioru, jakim warunkom powinien był zadośćuczynić kan-
dydat do senatu, na czem polegały obowiązki senatora i t. p. Pisząc
tę część swej rozprawy Zamoyski kierował się niewątpliwie wskazów-
kami, które daje w tym względzie Sigonio w dziele swo^em „De anti-
quo jurę civium Romanorum"; w 2-gim rozdziale 2-giej księgi tego
dzieła mistrz Zamoyskiego omawia, chociaż nie tak szczegółowo też
same kwestyę, które wyżej zaznaczyliśmy i Zamoyski powtarza nawet
w ślad za Sigoniem też same cytaty, lecz przytacza zarazem i wiele
własnych. Zupełnie samodzielnie autor nasz opracował tylko tę część
swego dzieła, w której mówi o obowiązkach, zaszczytach i nagrodach
senatorów.
Druga księga rozprawy poświęconą jest roztrząsaniu kwestyi^
w jaki sposób odbywały się posiedzenia senatu, więc autor rozstrzyga
pytania takie jak np., co należy rozumieć przez wyraz „senat", komu
wolno było wchodzić do senatu, kto miał prawo zwoływania jego zgro-
madzeń i t. p. Tę księgę rozprawy należy uznać za rzecz, samodziel-
nie przez Zamoyskiego wykonaną; kierowników w tej części dzieła on
mieć nie mcWl, gdyż nikt przed nim o takie kwestyę nie potrącał,
a tem bardziej nikt podobnych kwestyi nie rozstrzygał. Autor świa-
domy był swego położenia, albowiem sam powiada (str. 161), że sprawę^
jak się odbywały obrady senatu, osłaniał mrok gruby, który on roz-
proszyć spróbował. Świadomość samodzielności badania sprawiała, ii
Zamoyski, jako badacz niedoświadczony, tracił pewność siebie, powąt-
ŁATA SZKOLNE JANA ZAMOYSKISaO.
171
piewal o prawdziwości wyników, do których dochodził (p. str. 13(J
134, 144, i48).
Jaką posiada wartość naukową rozprawa Zamoyskiego? Ściśle
rozwiązać tego pytania nie możemy, bo zbywa naih iia specyalnej wie^
dzy, niezbędnej dla podobnej oceny, wszelako śądźiniy, że naaka w za-
kresie pytań, przez Zamoyskiego poruszonych, niewielkie postępy ód
jego czasów uczyniła, rozprawa przeto Zamoyskiego i obecnie nie sira-
ciła na wartości w pewnych, ma się rozumieć, granicach. Głębśzisgb
wszakże znaczenia nie ma i iiiieĆ nie mogła, albówieiń rola dziejowa
senatu irzymskiego uszła zupełnie uwagi badacza, zresztą ujść musiała,
ponieważ Zamoyski żył w czasach, kiedy tak poważnemi kwestyami
jeszcze się nie zajmowano i humanistów interesowała nie tyle histofya
świata starożytnego, ile archeologia. To też rozprawa Zamoj-skiego —
powtarzamy to jeszcze raz — jest rozprawą starożythiczą, nie zaś hi-
storyczną *).
Młody autor przypisał ją swemu protektorowi Piotrowi Myszkow-
skiemu, który na początku r. 1563 (26 marca) otrzymał urząd pod-
kanclerzego*), przypisał i exemplarz przesłał w tym celu — rżecź
oczywista — aby jeszcze bardziej zjednać go sobie. Należy tu jeszcze
raz podkreślić fakt bardzo ciekawy, bo rzucający światło na charakter
Zamoyskiego, jako przyszłego działacza politycznego, mianowicie ten,
źe umiał wyrabiać dla siebie stosunki nader wpływowe np. umiał ująć
sobie przedniej szych senatorów weneckich Aloizego Mocenigo, Ma-
rina de Cavallis i podestę weneckiego Bernarda^). Nie ulega wątpli-
wości, że nawiązywaniu podobnych stosunków sprzyjało sprawowanie
przez Zamoyskiego tak zaszczytnego urzędu, jakim był urząd rektora
uniwersytetu, tern bardziej, źe spełniał obowiązki tego urzędu nader
chlubnie. Za jego rektoratu doszła nareszcie do skutku poprawa statu-
tów uniwersytetu. Na początku roku 1563 Zamoyski jeździł w tej spra-
^) Przy tej sposobności pozwoliły sobie nczjnić zarzut naszym badaczom, iż nie
poznali sie bliżej z dziełem Zamoyskiego, skutkiem czego ocenie jego należycie nie
amieja. Eoizon zaznacza, iż Zamoyski nie zgłębił mądrości politycznej i cnót obywa-
telskich senata rzymskiego i wyraża żal, że Zamoyski, bawiąc na terrytoryum Wone-
cyi, nie zbadał urządzeń tej sławnej arystokracyi i obioru dożów. Znakomity historyk
stanowczo za wiele wymaga od młodogo studenta, gdyż nawet mistrz jego Sigonio, głę-
boki znawca starożytności, nie zdoien był chyba podjąć się podobnego zadania, (.'óż
dopiero mówić o wymaganiu, ażeby Zamoyski zbadał urządzenia Wenecyi! Humaniści
przecie instytucyami współczesnemi mało się interesowali i XVI w. na porównawcze
studya urządzeń polityczno-społecznych nie mógł się jeszcze zdobyć, bo to nastąpiło
dopiero w XIX wieku.
*) Zródłopisma do dziejów Unii. Część drnga str. 154.
*) B. Paprocki, op. cit. 261.
172 WITOLD NOWODWORSKI.
wie do Wenecyi i uzyskał od senatu zatwierdzenie poprawionej ustawy
uniwersyteckiej ^). Zasługi Zamoyskiego względem uniwersytetu były
tak znaczne, że postanowiono imię jego uwiecznić przez stosowny na-
pis na ścianie sali uniwersyteckiej. Napis ten tak opiewa:
Sariuszowi Zamoyskiemu, Stanisława Starosty Bełskiego i Het-
mana Nadwornego Synowi, obojga praw Doktorowi, Polakowi, Rekto-
rowi dobrze zasłużonemu, szkoła prawników poświęciła 1 Września
15642).
Zasługi Zamoyskiego ocenił nie tylko uniwersytet, lecz nawet
senat wenecki; ten wydał mu 7 kwietnia r. 1565 nader chlubne świa-
dectwo, polecając go królowi Zygmuntowi Augustowi*). W urzędzie
rektora, powiada to pismo, tak doskonale i świetnie się sprawował, że
nie tylko serca całej młodzieży dla kształcenia umysłu nauką do Pa-
dwy przybyłej, ale i wszystkich obywateli zwłaszcza zaś urzędników
naszych w szczególny sposób pozyskać potrafił.
Polecenie pochodziło od rządu państwa, które odgrywało podów-
czas w stosunkach międzynarodowych bardzo ważną rolę, więc nic
dziwnego, że wraz z protekcyą takich osób, jak Myszkowski, otwo-
rzyło Zamoyskiemu wstęp do kancelaryi królewskiej, kiedy powrócił
do kraju, co nastąpiło w r. 1565*).
Jako sekretarz królewski, Zamoyski wykonał pracę nielada. Po
śmierci podskarbiego koronnego Sobka król polecił swemu młodemu
sekretarzowi, który słynął z uczoności, uporządkować archiwum pań-
stwowe (metrykę koronną), co stanowiło sprawę nieodbicie potrzebną,
bo archiwum, powimo rewizyi, dokonanej przez Kromera, znajdowało
się w stanie wprost oj^akanym: w skarbcu królewskim panował nie-
ład okropny, tak że i najważniejszych dokumentów trudno było od-
szukać, Zamoyski nie uląkł się olbrzymiej pracy, którą wykonać na-
leżało, lecz zabrał się do niej z wielką sumiennością i gorliwością
i dzięki swej wytrwałości doprowadził archiwum do znakomitego ładu,
albowiem i księgi i dokumenty nie tylko w pewnym porządku umie-
ścił, ale i do rejestrów wpisał, nie tylko rejestra sporządził, ale i treść
dokumentów oznaczył, przez co — rzecz naturalna — odszukanie ich
^) Archiwom do dziejów literatary i oówiatj w Polsce, t. YII. str. 173 i 1564
I. 3. Petrus Glocerias et Staaislaus Penasens depuŁati snnt cum Zamoscio Yenetias in
causa statutorum corrigendorum.
*) P. Popiel, Jan Zamojski w Padwie i Wenecyi str. 30. Doktorat otrzymał
Zamojski — prawie stanowczo to twierdzić moiemj, chociai źródła, które mieliśmy
w rozporządzeniu, nic o tern nie mówią, — za rozprawę o senacie rzymskim.
») Ib. str. 46.
*) Wnosić tak możemy ze świadectwa, które Zamoyskiemu wydal senat wenecki.
ŁATA SZKOŁNS JANA ZAMOTSKIEOO. 173
i zapoznanie się z ninń stały się bez porównania łatwiejszemi ^). Za
wykonanie tej pracy Zamoyski otrzymał od króla nagrodę, na którą
dobrze zasłużył, mianowicie królewszczyznę zamecbską..
Praca ta przyniosła Zamoyskiemu i inną jeszcze wielką korzyść,
bo dała 'mu możność zapoznać się doskonale z dziejami ojczystemi,
która to znajomość wyświadczyła mu w przyszłości nieraz znakomitą
usługę.
W tym okresie życia 2^moyskiego nic jeszcze nie zapowiada
w nim zdolnego polityka, przynajmniej źródła, któremi mogliśmy roz-
porządzać, milczą o tem, obecnie nie ujawnia on jeszcze skłonności do
działania na polu spraw politycznych, lecz pozostaje uczonym, którego
przedewszystkiem sprawy naukowe interesują. Jako polityk, Zamoyski
ukaże się nam dopiero po śmierci Zygmunta Augusta, podczas bezkró-
lewia, 1 j. w chwili, kiedy każdy obywatel Rzpltej powinien był ze
szczególniej S2^ uwagą zająć się sprawami polityki, tem bardziej pod-
czas owego bezkrólewia, kiedy wielu obywatelom wydawało się, że
Rzpltej z powodu wygaśnienia dynastyi i zwłaszcza z powodu rozterek
wewnętrznych grozi niechybna zguba. Wtedy wystąpią w Zamoyskim
na jaw znakomite zdolności mówcy i polityka i przytłumią zdolności
uczonego, w charakterze Zamoyskiego dokona się przełom i Zamoyski
zjawi się przed nami w innej zupinie postaci.
^) O tej pracj Zamojskiego Paprocki (Herbj rjc. wyd. t858 str. 262) tak pisie:
„tak £e go potem król pomieoiony po imierci Sobka podskarbiego koron, posłał do
odbierania skarbu, z którego nie wjjecbiU!, aż wszystkie przywileje i pisma przeczytał
i porządnie s terminował i rozłożył, co od 4w. Marcina do świątek czytając we dnie
i w nocy korrygował. Heidensztein powiada (Collectanea etc. str. 11), że praca Zamoy-
skiego trwała trzy lata (per trienniam). Badacze nasi pracę tę Zamoyskiego przeoczyli:
np. T. Wierzbowski (Krzysztof Warszewicki i jego dzieła, Warszawa r. 1887 str. 232)
mówi, co następuje: Przeszło 30 lat pod Warszewickim (w r. 1551) Marcin Kromer
był już ułożył inwentarz koronnych przywilejów i dokumentów z polecenia samego Zy*
gmanta... nic tedy nie wie o pracy Zamoyskiego.
w SPRAWIE SANKCYI
STATUTU MAZOWIECKIEGO PIERWSZEGO
#
Z r. 1532.
Napisał
Oswald Balzer.
I.
Polityczne tło i zasadnicza strona sprawy kodyfikacyi prawa sądowego
mazowieckiego w wieku XVI.
Przyłączenie księstwa mazowieckiego (dzielnicy czersko-warszaw-
flkiej) do Korony Polskiej, dokonane r. 1526, zrodziło, zaraz w naj-
bliższym czasie po tem zdarzeniu, konieczność wyraźnego określenia
stosunków prawnych, ziemi tej dotyczących. Chodziło przytem o dwie
po kolei rzeczy: naprzód o ustalenie wzajemnego stosunku pomiędzy
Mazowszem a Koroną, w której skład nowonabyta ziemia weszła,
a następnie o rozstrzygnięcie pytania, jakiem prawem w stosunkach
swoich wewnętrznych sądzić się mają nadal Mazowszanie: dawnem
swojem prawem mazowieckiem, czy też nowem po części prawem ko-
ronnem. Pierwsza z tych spraw wkraczała w zakres stosunków pra-
wno-politycznych; zagadnienie drugie obejmowało całą sferę prawa są-
dowego. Obie, z istoty rzeczy, domagały się odmiennego załatwienia.
Zmienione obecnie stanowisko prawno-polityczne Mazowsza, które z odręb-
nego, pod rządem osobnych książąt zostającego państewka, miało się
przetworzyć w część składową większego organizmu politycznego, pod
berłem króla, rozkazującego całemu szeregowi innych ziem, domagało
się wydania nowych postanowień, któreby stosunek kraju tego i jego
mieszkańców do Korony Polskiej ustaliły; stosunek zaś ten musiał się
STATCT MAZOWIECKI PIERWSZY 175j
jn^ oprzeć ;ia odmiennych podstawach, aniżeli przed r. 152^. Inaczej
przedstawiało się pytanie co do prawa sądowego, jakie tu w przyszło-
ści miało obowiązywać. KUkuwiekowa odrębność polityczna Mazowsza
stworzyła w ziemi tej, bądi to przez praktykę zwyczajową, bądź też
przez miejscową, dość żywo rozwiniętą działalność nsta^^odawczą ksią-
żąt, szereg |instyti;cyj i powideł w zakresie prawa sądowego, które,
liibo co do zasadniczych podstaw nie o wiele odbiegały od powszecjmego
prawa polskiego, w szczegółach przecież przedstawiały lici^ne, bliżej lub
dalej w porównaniu z niem idące różnice. Nie można tedy było my-
śleć o natychmiastowem usunięciu dawnego prawa mazowieckiego w tej
ziemi, bez wywołania tamże daleko sięgjgącego przewrotu w życiu pra-
wnem, społecznem i ekonomicznem; nie parł też do tej zmiany konieczny
interes ówczesnego państwa polskiego, które w równym stopniu, jak ja-
kiekolwiek inne państ^ro ówczesne, w granicach swoich znieść mogło
bez uszczerbku wielką różnorodność terytoryalnych praw sądowych.
Bardziej zawiłą i drażliwą, ale przez to właśnie tem pilniejszą
do załatw^ienia, przedstawiała się sprawa pierwsza. Zaraz od pierwszej
chwili zarysowało się tu przeciwieństwo dwu programów politycznych.
Mazowszanie zmierzali do wywalczenia jaknaj dalej idącej odrębności
politycznej wobec Korony, a zarazem też do zapewnienia sobie wyjąt-
kowego stanowiska w ponoszeniu ciężarów państwowych, t. j. służby
wojennej i świadczeń podatkowych; natomiast król, jako też sejm walny
koronny dążyli do tego, ażeby przetworzyć Mazowsze w zwykłą pro-
wincyą Polski, takie samo województwo koronne, jak szereg innych,
zdawna tu należących ziem, a zarazem też, ażeby szlachtę mazowiecką
pod względem ponoszenia ciężarów państwowych porównać w zupeł-
ności ze szlachtą koronną. Załatwieniu tej sprawy poświęcona jest
cała akcya polityczna najbliższych trzech lat (1526 — 1529) i), ześrod-
kowująca do tyla interes obu stron, że, o ile przynajmniej wnioskować
można z dochowanych źródeł, na poruszenie pytania drugiego, t. j.
sprawy odrębności prawa sądowego mazowieckiego, ani czasu nie stało,
ani też nie nadarzyła się stosowna po temu sposobność.
W istocie też widzimy, iż przedmiotem rokowań i układów pomię-
dzy Mazowszem a królem i sejmem koronnym były w owym czasie wy-
łącznie tylko kwestye prawno-polityczne. Jeszcze w legacyi Zygmunta I na
sejm warszawski z r. 1528 zaznaczono wyraźnie, iż Mazowszanie domagają
się na razie potwierdzenia dawnych swoich przywilejów i wolno-
ści (privileg%a et immunitates), zatem tylko przywilejów politycznych.
') O szczegółach por. Balzer, Sejm mazowiecki pod rządem koronnym 1526 —
1540 r. w Księdze pamiąt. Uniw. lwów. wydanej z powoda jabileasza Uniw krak. str. 5 n.
176 OSWALD BALZER.
dającycli im pewne korzyści pod względem ponoszenia ciężarów publi-
cznych; że zresztą tak, a nie inaczej, ustęp ten rozumieć należy, wynika
ponad wszelką wątpliwość z odpowiedzi Zygmunta na powyższe żąda-
nie, zapowiadającej, że król potwierdzi tylko takie przywileje, które
prawom jego nie uwłaczają i winnemu od Mazowszan obowiązkowi
służby wobec niego i obrony pospolitej królestwa się nie sprzeciwiają ^).
Nawet takie wzmianki w źródłach z lat 1526 — 1529, z których pozor-
nie zdawałoby się wynikać, że już w tym czasie sprawa zapewnienia
odrębności prawu sądowemu mazowieckiemu wyraźnie została poru-
szoną i na porządek dzienny obrad publicznych wytoczoną, po bliż-
szem wglądnięciu w treść ich trzeba będzie pozostawić na uboczu. Tak
w dokumencie z r. 1526, wydanym zaraz po zajęciu Mazowsza, stwier-
dza król, jako Mazowszanie prosili go, aby im zatwierdził ich przywi-
leje, prawa i wolności (eorum primlegia^ tura et libertates)^ przez da-
wniejszych książąt nadane, i przy tychże prawach, przywilejach
i wolnościach (in eisdem iurtbus^ privilegiis et Uhertatihus) na przyszłość
ich utrzymał. Istotne znaczenie powtórzonego tu dwukrotnie zwrotu
o dawniejszych prawach mazowieckich, który, ogólnie biorąc, możnaby
także odnieść od prawa sądowego, wyjaśnia dalszy ciąg dokumentu,
w którym król, zgadzając się w zasadzie na takie żądanie, przyrzeka
na przyssdym sejmie walnym potwierdzić Mazowszanom rzeczone prawa^
przywileje i wolności, ale tylko w tym razie, kiedy je uzna za słuszne
i odpowiednie, jak niemniej, jeśli się przekona, iż zostały prawnie przez
dawniejszych, prawnie panujących książąt udzielone ^). Z całego sze-
regu zastrzeżeń tych wynika, że chodzi tu o wolności polityczne Ma-
zowsza, i że zatwierdzenie uzyskają tylko te z nich, kt<Sre postawio-
nemu przez króla programowi zupełnego zjednoczenia tej ziemi z Ko-
roną sprzeciwiać się nie będą. Podobnież rozumieć należy żądanie
Mazowszan, przedstawione na sejmie krakowskim z r. 1527, ażeby król
zatwierdził i utrzymał ich prawa, przywileje, zwyczaje i wolności
(iura, privilegia, cansuetudinesy lihertates), jakich używali od szeregu wie-
ków pod rządem książąt. Że i tutaj „prawa i zwyczaje" odnoszą się
tylko do zakresu stosunków prawno-politycznych, a przedewszystkiem
do sprawy obrony ziemskiej, dowodzi ponad wszelką wątpliwość odpo-
wiedź królewska na powyższe żądanie: Zygmunt nie ma w tej mierze
*) Qaa6 iuribus Maiestatifl snae non officerent et qQae debito ipsorum territio
erga Maiestatem snam et commanem defensionem Regni non contrarenirent. Acta
Tomic. X. nr. 31.
*) Eoram iara et privilegia iasta et honesta legitimeąae emanata ac libertatef
etiam iaste et legitime concessas a principibas Mafioviae legitime imperantibus. Ibid.
Vm. nr. U2,
STATUT MAZOWIECKI PIERWSZY 177
nic inn^o do podniesienia, jak tylko to, że pomiędzy złoźonemi mn
przywilejami dawniejszych książąt znalazł dokument księcia Bolesława,
stwierdzający, iż szlachta mazowiecka winna jest służbę wojenną swemu
księciu (zatem obecnie królowi polskiemu); że jednak sporną była rze-
czą, w jaki sposób służbę tę spełniać należy, przeto odkłada rzecz całą
na czas późniejszy ^).
Dopiero, kiedy układ komisarzów królewskich, zawarty z Ma-
zowszanami na walnym sejmie w Warszawie, dnia 11 lutego 1529 r.,
jako też wydany na tej podstawie przywilej piotrkowski Zygmunta I
z 27 grudnia t. r., rozstrzygnęły zasadniczo stosunek prawno-polityczny
Mazowsza do Polski, wcielając je w skład Korony jako zwykłe jej
województwo, a zarazem porównywając szlachtę mazowiecką z koronną
pod względem ponoszenia ciężarów państwowych *), przyszła kolej na
sprawę drugą, t. j. na urządzenie stosunków prawa sądowego. Jak
gdyby dla zaświadczenia na zewnątrz, że oba przywileje z r. 1529 sta-
nowią punkt zwrotny w tej sprawie, spotykamy tu pierwsze w tym
przedmiocie postanowienia, tak jednak wyraźne, stanowcze i zasadnicze,
że sprawa cała została w nich od razu przesądzoną i załatwioną. Orze-
czono mianowicie, że wszystkie ustawy ziemskie księstwa, zwyczaje
i artykuły, stosowane w sądach ziemskich i grodzkich, mają być utrzy-
mane według dawnej modły, i to tak, że im nie będą uwłaczały od-
mienne zwyczaje koronne; jak niemniej, że sprawy sądowe z Mazowsza,
przez apelacyą do trybunału królewskiego lub sejmowego przypadłe,
nie mają tam być sądzone inaczej, jak tylko zwyczajem i prawem
mazowieckiem, zdawna w księstwie stosowanem ^. Utratę odrębności
politycznej wynagrodzono tedy Mazowszanom utrzymaniem odrębności
prawa, w sądach zachowywanego.
Zwrócono już przedtem uwagę na to, że z chwilą wydania powyż-
szych postanowień zrodziła się potrzeba rychłego podjęcia pracy około
skodyfikowania prawa sądowego mazowieckiego. Przemawiał za tem prze-
de wszy stkiem wzgląd zasadniczy, ażeby miejscowe prawo, przez utrwa-
>) Acta Tomic. IX. nr. 80.
*) Por. Balzer, Sejm maiowiecki pod rządem koronnym 1526 — 1540, sŁr. 6.
*) Art. 3. przywileju piotrkowskieg'0 z r. 1529: Omnia stacata terrestria eias-
dem dacatas, consuetudines et articulos quoad indicia terrestria et castrensia... conser-
yamns et confirmamas inzta antiąuam eiasdem dacatna consnetudinem, quibas non de-
bent derogare norae consnetndinefl Begni perpetno. Art. 4: Cansae... ducatns MazoYiae
ad nostram Maiestatem et conyentum Regni... derolntae iudicari non debent alio iure
et modo, solum consuetndinibns et iare ipsius dncatns, ąnibas omnes subditi in eodem
dncatn ab antiqao gandent et indicantar, appellationesąne bulnsmodi fieri et serrari
debent inxta reterem consaetadinem, in terris Mazoviae semper serrari solitam. Bandtkie,
las Pol. 466.
Rospntwy WydJc. hUt.-fiIoK. T. XL. 12
178 OSWALD BAŁZBB.
lenie jego zasad na pińmie, uchronić od przewidywanego wpływa prawa
koronnego, jaki obecnie na Mazowsza byłby się był mnsiał objawić
i na niespisane prawo przetwarzająco oddziaływać. Nie bez znaczenia
był też wzgląd praktyczny, a^by sądom najwyższym, jakie odtąd
w sprawach mazowieckich orzekać miały, sprawowanym poza grani-
cami Mazowsza, i w przeważnej części z sędziów niemazowieckich zło-
żonym, podać wskazówkę, w jaki sposób rozstrzygać należy sprawy
tamtejsze. Przyłączyła się nadto potrzeba wprowadzenia niektórych
zmian, ze względa na zmienione stanowisko prawno-polityczne Mazowsza,
o ile okoliczność ta oddziałać też musiała na urządzenia prawa sądowego.
Wreszcie nasuwała się też myśl przeprowadssenia przy tej sposobności
innych jeszcze reform, ze względu na niektóre, dawniejszym zwycza-
jem wytworzone zasady, które się przestarzały i zmienionym potizebom
samego społeczeństwa miejscowego już nie odpowiadały. Zamierzona
kodyfikacya prawa mazowieckiego miała tedy głównie i przedewszyst-
kiem stwierdzić i utrwalić to, co wytworzyła przeszłość; obok tego
jednak, lubo w nieznacznej i podrzędnej mierze, miała ona przynieść
zarazem pewną reformę urządzeń dawniejszych.
Tak więc przywileje: warszawski i piotrkowski z r. 1529 sta-
nowią formalną podstawę wszystkich, jakie później przedsięwzięto, ko-
dyfikacyj prawa mazowieckiego; istotną i właściwą ich przyczyną stała
się odczuta w społeczeństwie tamtej szem, z utratą samoistności polity-
cznej Mazowsza, potrzeba warowania odrębności prawa sądowego ma-
zowieckiego. Stąd tłómaczy się, dlaczego za rządów książąt do takie]
kodyfikacyi na szersze rozmiary nie przyszło; jak niemniej, dla czego
już nawet po wygaśnięciu Piastów, w okresie przejściowym 1626 — 1529 r.,
kiedy sprawa odrębności Mazowsza w stosunku do Korony była
jeszcze w zawieszeniu, sprawy kodyfikacyi tej nie tylko nie podjęto,
ale nawet i nie poruszono. Nie jest też wykluczonem przypuszczenie,
że sprawa ta mogła była wziąć obrót zgoła inny, gdyby było przyszło
do odmiennego urządzenia stosunku prawno-politycznego Mazowsza do
Polski, i że, gdyby w jakiejś formie, n. p. pod rządem królewica, było
się udało utrzymać nadal odrębność tej ziemi, Mazowsze, jak przedtem
-za panowania książąt, tak też i teraz nie byłoby w ogóle doczekało
się osobnych, większych kodeksów prawa sądowego, jakie tu powstały
w ciągu wieku XVI.
Wiadomo, że kodeksów takich jest trzy: dwa pierwsze pochodzą
z najbliższego dziesięciolecia po ostatecznem wcieleniu Mazowsza do
Korony r. 1529, trzeci zamyka niemal całkiem dokładnie pierwsze
pięćdziesięciolecie, licząc od tejże daty. Zabiegi około skodyfikowania
prawa mazowieckiego były zatem i usilne i wielokrotne; zdawałoby
STATUT MACOWISCKI PIERWSZY 179
«ę, że nawet za caęste, jak na okres csasu stosunkowo tak krótki.
Zjawisko tłómaesy nam odmienaość dąskeń, pod których hasłem doko-
nywano każdej z tych trzech kodyfikacyj.
Dla wyjaśnienia pnEebiega sprawy w głównych jej fazach, przy-
p(»nnieć maszQ ogólnikowo szereg faktów, przeważnie już znanych.
W niespełna półtora roku po wydaniu przywileju piotrkowskiego,
gromadzi si^ dnia 5 marca 1531 r., sejm mazowiecki w Warsza-
wie, pod przewodnictwem ówczesnego wojewody mazowieckiego' i wi-
cesgerenta królewskiego, Wawrzyńca Prażmowskiego, i po piętnasto-
dniowyeh obradach (do 19 marca t. r.) uchwala projekt kodeksu praw
mazowieckich, obejmujący w kształcie, w jakim się do naszych cza-
sów dochował, 248 artykułów ^). Projekt przedłożono królowi do sankcyi
na sejmie walnym krakowskim z r. 1531/2 '). Hasłem, pod którem
dokonała się niniejsza praca kodyfikacyjna, było warowanie odrębności
prawa sądowego mazowieckiego wobec prawa koronnego, a zarazem,
w myśl postanowień przywileju piotrkowskiego, utrzymanie dawniej-
szych jego właściwości, zasad i urządzeń, jak je tu był wytworzył
-starodawny zwyczaj i ustawodawstwo miejscowych książąt średnio-
wieczne. Reform jest stosunkowo niewiele i bez zasadniczego zna-
czenia.
Zaraz w najbliższych latach potem, na kilku sejmach mazo-
wieckich, z pośród których w nauce uwzględniano dotąd sejm, zgro-
madzony w Warszawie dnia 12 października 1536 r., pod przewodni-
ctwem nowego wojewody i wicesgerenta, Piotra Goryńskiego, podjęto
nową próbę skodyfikowania prawa mazowieckiego. Za podstawę, za-
równo co do porządku i następstwa artykułów, jako też brzmienia
i treści poszczególnych postanowień, służy jej statut poprzedni, tak, że
nowa ta praca, zarówno co do układu jako też i tekstu, przedstawia
się w znacznej części jako powtórzenie i dość wierne odbicie tamtej.
Są jednak także różnice. Statut nowy zawiera 259 artykułów ^), jest
^) Nie liczi}c ozc&ci dodatkowych, jako to: zbioru 25 statutów masowieckicb
średniowiecznych, przywileju piotrkowskiego z r. 1529 i dekretu króla Zygmunta
0 męiobójcach a r. 1532.
*) W ostatnich czasach zajmowali się genezi) i historyą tego statutu: Dunin,
Dawne miizowieekie prawo (1880) 16 — HO i dr. W i n i a r z, który przedmiotowi temu
oMbni| poświęci! rozprawę: O zwodzie zwyczajów prawnych mazowieckich, okładu
Wawrzyńca z Praimowa (Rozpr. Akad. Umiej. XXXII. 91—169 i osób. odb. 1895).
') Nie licząc tu części dodatkowych, jakiemi są: zatwierdzający dekret Zygmunta
1 z r. 154:0, trzy dekrety tegoż króla z r. 1532, o dziedziczeniu kobiet, o zakładach
sadowych, i o graniczeniu dóbr królewskich, 25 statutów książąt mazowieckich z wie-
ków średnich, przywilej piotrkowski z r. 1529 i dodana później ustawa piotrkowska
•dla Mazowsza z r. 1538.
12*
180 OSWALD BALZER.
zatem o 11 artykułów bogatszy od poprzedniego, co wynikło stąd, że
ze Statutu pierwszego opuszczono zupełnie 8 artykułów, dwa ściągnięto
z innemi w jeden, a wreszcie dodano tu artykułów nowych 21. Po-
nadto 77 artykułów Statutu pierwszego przedostało się do drugiego
w kształcie nie tylko stylistycznie, ale i co do treści mniej lub więcej
zmienionym. Hasłem, pod którem dokonywano niniejszej kodyfikacyi,
było zatem wprawdzie także, jak poprzednio, warowanie odrębności
prawa mazowieckiego wobec koronnego, ale zarazem też myśl prze-
prowadzenia na wewnątrz pewnych, dalej sięgających reform prawnych^
które miały usunąć szereg zasad, wytworzonych w czasach dawniej-
szych, a przez to odpowiedzieć w części zmienionym stosunkom życia^
w części zaś nowym dążeniom spc^eczeństwa szlacheckiego na Mazo-
wszu. Statut ten uzyskał ostatecznie sankcyą królewską dnia 17 sty-
cznia 1540 r.
W zgoła odmiennych warunkach podjęto trzec^. z rzędu kodyfi-
kacyą prawa mazowieckiego. Wystarczyło pół wieku przynależności
politycznej Mazowsza do Polski, ażeby prąd asymilacyjny, idący z Ko-
rony, podkopać zdołał do gruntu zasadę odrębności prawa sądowego
mazowieckiego. Upodabniają się stopniowo, jedno po drugiem, urzą-
dzenia mazowieckie na wzór koronnych, i to w praktyce zapewne na
rozmiary o wiele szersze, aniżeli o tem sądzić możemy z zachowanych
pomników ustawodawczych. Ale i te pomniki rzucają dość jaskrawe
światło na zasadniczy kierunek rozwoju całej sprawy. Już na sejmie
z r. 1543 przyjmują Mazowszanie cały szereg postanowień, zawartych
w wydanej równocześnie konstytucyi koronnej, pośród nich także kilka
przepisów, wchodzących w zakres prawa sądowego ^). Sejm lubelski
z r. 1569 zarządza, iż w sprawach o rozgraniczenie dóbr na Mazowszu
dawani być mają komisarze według prawa koronnego, a zarazem znosi
odrębny środek prawny w procesie, jaki znało dawniejsze prawo ma-
zowieckie, t- z. postępowanie per litteras infoimatorias *). Dalej sięga-
jące znaczenie miała reforma, przeprowadzona jeszcze przedtem, na
sejmie z r. 1565, zarządzająca skrócenie przewodu prawnego mazowie-
ckiego, przyjęta wówczas przez większość ziem mazowieckich ^\ a w r.
1567 przez dwie pozostałe, warszawską i czerską, które jej zrazu były
się jeszcze oparły *). Mimo odrębne kodyfikacye prawa mazowieckiego,
dokonane świeżo za Zygmunta I, sprawa przyjęcia prawa koronnego
*) Maciejowski, Hist. praw. słów. VI. 292.
') y o 1. leg. II. 790. 792. O znaczeniu postępowania per litteras informato-
rias por. Balzer, Geneza trybunału koronnego 86 — 87.
«) V o 1. 1 e g. II. 695.
*) I b i d. n. 731.
STATUT MAZOWIECKI PIKRWSZY 181
W tej ziemi wisiała niejako w powietrzu, po części już pod koniec jego
rządów a bardziej jeszcze za panowania jego syna. Już w Statucie
z r. 1540 zastrzeżono Mazowszanom wyraźnie możność przyjęcia prawa
koronnego ^); toż samo przewiduje konstytucya z r. 1565 2); skądinąd
dowiadujemy się, że za Zygmunta Augusta nie tylko w tym roku, ale
kilkakrotnie na innych sejmach poruszano tę sprawę ^). Wreszcie na
sejmie koronacyjnym Stefana Batorego w Krakowie r. 1576 przyjęło
Mazowsze prawo polskie, zastrzegając sobie tylko utrzymanie niektó-
rych dawnych swoich zwyczajów, równocześnie na piśmie podanych *).
Kiedy ani na tym sejmie, ani na najbliższym toruńskim z r. 1576, nńmo
nalegania sejmiku głównego (generalnego) mazowieckiego s). do formal-
nej sankcyi zwyczajów tych nie przyszło, ponowił tenże sam sejmik
główny mazowiecki, już po ukończeniu sejmu toruńskiego, żądanie swoje
w legacyi, wysłanej do Stefana 15 maja 1577 roku *), poczem
wreszcie zwyczaje otrzymały zatwierdzenie królewskie w Malborgu
dnia 10 czerwca t. r. ''). Szczupły to już co do objętości kodeks
prawny, z 46 artykułów złożony, a i z tych nie wszystkie zdają
się byó mazowieckiego pochodzenia; obliczono, że tylko 30 z nich od-
nieść się da do przepisów, zawartych w poprzednim Statucie mazo-
wieckim z r. 1540; inne, jeżeli nie wszystkie, to w każdym razie część
ich, zawiera zasady prawa koronnego zwyczajowego, których stwier-
dzenia domagali się Mazowszanie tylko dla tego, że ich nie podały wy-
raźnie statuty koronne ^). Reforma, przeprowadzona w latach 1576/7
dokonała się zatem pod innem zupełnie hasłem, aniżeli obie dawniejsze;
w przeciwieństwie do tego, co stanowiło główne zadanie zabiegów kody-
fikacyjnych za Zygmunta I: utrzymanie i zachowanie odrębności prawa
*) Si aliqaando iariboB et consaetadinibus se coaeqaare Kegni nostri subditis yo-
luerint, quod in eonim arbitrio est positom, tum eoram ratio aeqaaliB cam aliis est
fatara. Yol. leg. I. 563.
*) Acz to (odmiana zwycsajów i statutów mazowieckich) będzie za czasem być
mogło za ich (Mazowszan) społecznem zezwoleniem. Ibid. II. 695.
») Ibid. U. 927.
*) Ibid. II. 927—928.
^) Pawiński, Począt. panów. Stef. Batorego nr. 32.
^ Ibid. nr. 87.
») V o 1. I e g. II. 931—950.
^ W konstjtucyi krakowskiej z r. 1576, która w niniejszym nstępie przeszła
dosłownie do formolki wstępnej w zatwierdzeniu Zwyczaj óni z r. 1577, wyraźnie szcze-
gół ten podniesiono: Tego tylko osobliwie dokładając, ii tei mają swoje osobliwe nie-
które zwyczaje... drugie też, acz tymże kształtem w Polszczę bywają obserwowane,
jedno, że ich erpresse w polskim statucie nie masz opisanych, tedy te sobie tak
•w mocy zachowują. Ibid. II. 927. 931.
183 OSWALD BALSBR.
sądowego, dokonano teras recepeyi prawa koronnego, tak gruntownej
i WBseclistronnej, że 2 dawnego prawa mazowieekięgo pozostały jvA
tylko S2C2U||tki w pewnej ilości odrębnyeh sasad i przepisów prawnyeh,
których ntrzymania domagały się jeszcze stosnnki miejscofwe. Czy i o ile
dalszy rozwój życia prawnego na Mazowszu przez powolną praktykę
zdołał nsnnąd takie i te odrębności, na to otrzymamy może z czasem
odpowiedź po zbadaniu zabytków sądownictwa mazowieckiego z cza-
sów późniejszych.
Dla oznaczenia wszystkich trzech omówionych co dopiero kody-
fikaeyj używamy w dzisiejszej naszej nauce pewnych utartych nomen-
klatur. Pierwszą z nich nazywamy Zwodem (zwyczajów prawnych
mazowieckich) albo Statutem Prażmowskiego, drugą Zwodem
albo Statutem Goryńskiego, trzecią Eksceptami mazowie-
ckiem i. Z tych tylko ostatnia nazwa jest współczesną; znajduje się
ona już w uchwale sejmiku głównego mazowieckiego z r. 1576 % tak
też mieni je potwierdzający dekret królewski z r. 1577 ^); ma ona
pcoiadto tę zaletę, iż rzeczowo jest zupełnie usprawiedliwioną. Inaczej
ma się rzecz z dwiema pierwszemi nomenklaturami: są to określenia
konwencyonalne, źródłowo nieuzasadnione, a prócz tego rzeczowo błędne.
Okoliczność, że obie pierwsze kodyfikacye oparły się w przeważnej
części na zwyczajach poprzednio wytworzonych, nie usprawiedliwia
jeszcze użycia nazwy Zwodu zwyczajów prawnych; na takich zwycza-
jach opierały się bowiem częstokroć i inne współczesne kodyfikacye,
i opierać się też zazwyczaj na nich musiały. To, co w obu kodyfika-
cyach było reformą, nowością, w czem zatem zwyczaj dawniejszy zo-
stał zniesiony, zmieniony lub uzupełniony — a wiemy, że takie reformy
na mniejsze lub szersze rozmiary zostały tu przeprowadzone — znaj-
duje w owej nazwie, wbrew rzeczywistemu stanowi rzeczy, zupełne
zaprzeczenie. Bądź co bądź oba kodeksy, skoro za współdziałaniem
powołanych do tego czynników ustawodawczych nabyły jako takie,
mocy obowiązującej, stały się prawem statutowem, czyli inaczej: Sta-
tutami, bez względu na to, w jakiej mierze i zakresie wsiąknęły
w nie elementy dawnego prawa zwyczajowego; mianem statutów trafnie
je też wyróżnić możemy od rzeczywistych zwodów prawa zwyczajo-
wego, układanych przez osoby prywatne, niezatwierdzonych przez wła-
dzę prawodawczą, z jakimi dość często spotkać się można w ówczesnej
Polsce, nie wyjmując samego Mazowsza ^). Nie ma też racyi zwać
*) Aby rękojemstwo kmieci w tj ezceptj kładzione nie było. Pawińnki,
Pocz. panów. Stef. Batorego nr. 32.
•) Które to eicepcje i t. d. Vol. leg. II. 932.
^ Użycie nazwy: Zwód zwyczajów prawnych, dałoby sie usprawiedliwić conaj-
STATUT MAZOWnCSKI PIERWSZY 183
ich Statutem Frażmowskiego lab Goryńskiego. Przypadkowa okoli-
cznośóy ie sejm mazowiecki z r. IbSl^ który ułożył projekt kodeksu
pierwszego, odbył się pod przewodnictwem Frażmowskiego, a sejm ma-
zowiecki z r. 1536, któremu zawdzięczamy jeden z projektów kodeksu
drugiego, obradował pod przewodnictwem Goryńskiego, nie przesądza
pytania tego bynajmniej; nie przesądza go także, w stosunku do
drugiego z tych statutów, napis tytułowy, zamieszczony w wydaniu
Wietorowem: Statuta dueatus Mazoviae... collecta et in unum volumen cam-
portata opera atque diligenłia Magnifici Domini Fetri Gorinski i t. d.
Sam Gh)ryński, podając rzecz do druku, mógł z łatwo zrozumia-
łych powodów skorzystać ze sposobności, aby w ten sposób związać
swoje nazwisko z doniosłą pracą kodyfikacyjną, do czego miał zresztą
formalną — ale tylko formalną — podstawę, jako przewodniczący sejmu
z r. 1536; wydawcy zań, jak wszystkim innym wydawcom z owych
czasów, podanie nazwiska dostojnej osoby na czele publikacyi, mogło
iść tylko na rękę. Gdyby się naprawdę wykazać dało. iż autorem
kodyfikacyi pierwszej jest Prażmowski, a drugiej Goryóski, w całości,
czy chociażby w przeważnej części, nazwy owe możnaby przyjąć jako
usprawiedliwione. W rzeczywistości jednak dowodów takich nie po-
siadamy wcale. Co większa, jakkolwiek co do Prażmowskiego nie jest wy-
kluczonem przypuszczenie pewnego, dalej idącego wpływu, na same
treść pierwszego Statutu, to jednak, jak okażemy niżej, sama ostateczna
jego redakcya spoczywała w ręku innej osoby; co się zaś tyczy dru-
giego Statutu, a mianowicie tych jego ustępów, którymi się różnił od
poprzedniego, jest rzeczą bardzo prawdopodobną, iż udział Goryńskiego
w jego złożeniu był najmniejszym, i że wielu, może przeważnej części
zmian, z jakiemi się tu spotykamy, dokonano jeszcze przed rokiem
1536. Kwestya autorstwa obu Statutów, sprowadzona do właściwej
miary, musi tedy w zasadzie pozostać nierozstrzygnięta; lub też, jeśli
się ją ma rozstrzygnąć zewnętrznie, trzeba bc^dzie autorstwo przyznać
pełnym sejmom mazowieckim, które projekty obu Statutów składały;
na wszelki przypadek łączenie nazwisk obu wicesgerentów z tytułami
Statutów nie ma istotnej podstawy i powoduje niepotrzebne zamieszanie
pojęć. Wobec czego okazuje się potrzeba wyszukania innej nazwy,
któraby miała uzasadnienie w przestrzeganej współcześnie terminologii,
a odpowiadała dokładnie charakterowi i treści obu zabytków.
Nazwy współczesne zabytków tych dochowały się w kilku źró-
dłach z XVI wieku; znaczenie i powaga ich są tern większe, że w prze-
więcej w sŁosanka do kodytikacyi pierwszej, o ile się wyznaje tcorja, iż nie obj-
skala ona sankcji królewskiej.
184 OSWALD BALZER.
ważnej części są to akta urzędowe. Nazwę Statutu z r. 1531 podaje
tytuł do spisu artykułów w nim zawartych, umieszczony na czele rę-
kopisu Metryki koronnej: Repertorium in Stałuta ducatus Mazoviae^ jako
też dopisek, znajdujący się na końcu tegoż, jako też wilanowskiego
rękopisu: Finis Słatułorum ducatus Mazoviae^)\ tęż samą nazwę dla
Statutu z r. 1540 zawiera przytoczona powyżej karta tytułowa wydania
Wietorowego, Na czele zaś samego tekstu tegoż wydania, nad potwier-
dzającym dekretem królewskim z r. 1540, zamieszczono napis: Proemium
Constitutionum Mazovien8ium 2). Konstytucya sejmowa z r. 1564 mieni
tęż same (drugą) kodyfikacyą Statutem mazowieckim*^), a dekret
królewski z r. 1577, zatwierdzający Ekscepta mazowieckie, nadaje jej
miano Starego Statutu *), wobec którego zatem Ekscepta same
przedstawiają się jako Statut nowy. Nawet jeszcze pisarze XVin w.,
powołując się na tę, nieobowiązującą już podówczas kodyfikacyą pra-
wną, jako źródło historyczne, nazywają ją: Statutem mazowie-
ckim ^). Stąd nasuwa się wniosek, iż wszystkie trzy kodyfikacye
najwłaściwiej nazwać Statutami mazowieckimi, odróżniając je wzaje-
mnie od siebie liczbami porządkowemi. T. z. Statut Prażmowskiego
otrzymałby tedy nazwę Statutu mazowieckiego pierwszego;
Statut z r. 1540 (GoryńskiegoJ nazwę Statutu mazowieckiego
drugiego; dla Eksceptów moźnaby zatrzymać bądź to dawniejszą ich
nazwę, bądź też określić je jako Statut mazowiecki trzeci.
Skrupuły, jakie mogłaby zrodzić powyższa nomenklatura, a zwłaszcza
przeprowadzone w niej liczbowanie, ze względu na to, że z dawniej-
szych jeszcze czasów znamy kilkadziesiąt innych statutów mazowie-
ckich, jak niemniej, że w czasie między r. 1531 a 1577 wychodziły
na sejmach walnych osobne konstytucye mazowieckie (n. p. 1538,
1543 r.), powyższem liczbowaniem nieobjęte, usuwa spostrzeżenie, że
do wyrażenia Statut przywiązaną tu jest pewna szczególna myśl,
a mianowicie znaczenie przeprowadzonej na szerokie rozmiary, i jak na
stosunki ówczesne dość wyczerpującej kodyfikacyi prawa sądowego,
jaką nie są ani dawniejsze statuty książąt mazowieckich, ani współ-
czesne konstytucye sejmów walnych dla Mazowsza. W tem samem rozu-
mieniu mówimy o Statutach litewskich pierwszym (1529), drugim (1566)
*) Metr. kor. t. I. fol. 1 i 109; Re kop. Wilan. fol. 116.
») B and t kie, lus Pol. 365. 367.
^ A ii postępek prawnj, w Statucie mazowieckim opisany i t. d.
V o 1. leg. II. 696.
*) Zwyczaje województwa mazowieckiego z Starego Statat u... wyjęte i zo-
stawione. Ibid. II. 931.
^) Niesiecki. Herbarz, wyd. Bobrowicza I. 203.
STATUT MAZOWIECKI PIERWSZY 185
i trzecim (1588), jakkolwiek Litwa już w wiekach średnich uzyskała
szereg osobnych statutów i przywilejów ziemskich, i jakkolwiek przez
<5ały ciąg XVI stulecia wychodziły tamże liczne inne, szczegółowych
spraw dotyczące uchwały sejmowe.
Zewnętrzne dzieje dwu ostatnich kodyfikacyj mazowieckich znane
są w nauce naszej od dawna, i nie przedstawiały nigdy wątpliwości,
przynajmniej co do najważniejszych szczegółów i zasadniczych pytań.
Znaliśmy ich tekst autentyczny, ogłoszony współcześnie drukiem; wie-
dzieliśmy, że oba, pozyskawszy sankcyą króla i sejmu, stały się pra-
wem obowiązuj ącem, mogliśmy też najdokładniej określić datę ich sank-
cyi, zatem także chwilę, w której obowiązywać poczty ^). O wiele
niedokładniej znaną była do niedawna, a po części znaną jest i dzisiaj
historya kodyfikacyi Statutu pierwszego, współcześnie drukiem nieogło-
szonego, a nawet i teraz jeszcze dostępnego nam tylko w rękopisach.
Aż do czasów Dunina (1880) mieliśmy najbłędniejsze wyobrażenia
o tem, jakim jest właściwy tekst owej kodyfikacyi; dziwnym trafem
uważaliśmy za Statut pierwszy zabytek, który nic z nim nie miał wspól-
nie. Po ustaleniu pytania co do tekstu, które zresztą i teraz jeszcze
co do pewnych szczegółów wymaga uzupełnienia, nasun^a się dalsza
wątpliwość, częściowo już i przedtem poruszana: czy Statut ten uzyskał
zatwierdzenie, a zatem stał się prawem obowiązuj ącem, czy też pozostał
tylko projektem zamierzonej, ale w rzeczywistości niedokonanej kody-
fikacyi. Pod tym względem nowsi badacze głoszą zapatrywania wprost
sprzeczne: jedni wypowiadają zdanie, że Statut został zatwierdzony,
inni zaś mniemają, że mu zatwierdzenia odmówiono ^). Pytania, w ja-
kim czasie sankcya udzieloną została, nie poruszyli nawet ci, którzy
się za nią oświadczyli. Mamy tu zatem jeszcze szereg wątpliwości,
nad któremi koniecznie zastanowić się trzeba, tem bardziej, że pytanie
samo przedstawia pierwszorzędną doniosłość dla historyi prawa mazo-
wieckiego; od tego bowiem, w jakim duchu wypadnie rozwiązanie, za-
leżeć będzie odpowiedź, czy Mazowsze, w pierwszych latach po przyłą-
czeniu do Korony, zostawało pod rządem samych tylko dawniejszych
^) Pewną niedokładność popełnia się tylko, nawet w najnowszych badaniach,
prawa mazowieckiem a poświęconych, jeśli się Eksceptom nadaje datę 1576 r. Jakkol-
wiek bowiem Ekscepta przyjął ostatecznie sejm tornński, zwołany na 4i października
1576 r. (P a w i ń s k i, Pocz. pan. Stef. Batorego nr. 22), to jednak samo zatwierdzenie
królewskie tego Statuta, o które sejmik główny mazowiecki upominać się mnsiał je-
szcze dnia 15 maja 1577 r.. wyszło dopiero pod datą 10 czerwca 1577 r. Por. wyiej
w tekście str. 181.
*) Za sankcyą przemawia Dunin, Dawne prawo mazow. 22; przeciw sankcyi
oświadcza się W i n i a r z, O zwodzie zwycz. praw. Wawrz. z Praimowa 12 n.
186 OSWALD BALZBR.
statutów ksiąźęcycli, zresztą zaś niespisanego prawa zwyczajowego, ozy
też uzyskało zaraz wtedy osobny kodeks statutów, który w życie pra-
wne tamtejszego społeczeństwa wnieść mógł ideę ładu i porządku^
a zarazem zawiązek reform. Ponieważ po bliższem rozpatrzeniu matę-
ryału źródłowego doszedłem do przekonania, że dowody, przemawiające
przeciw sankcyi Statutu pierwszego, są tylko pozorne, a dowody jakie
dotąd na stwierdzenie sankcyi przytaczano, tylko ułamkowe i niewy-
czerpujące, przeto podejmuję sprawę sporną raz jeszcze w nadziei, że
mi się ją uda wyświetlić dokładniej.
II.
Postulaty mazowieckie i Legacya sejmowa z r. 1534 nie dowodzą, jakoby
Statut pierwszy nie uzyskał sankcyi.
Nielicznym jest poczet rzekomych dowodów, jakie dotąd udało
się nagromadzić na poparcie twierdzenia, jakoby projekt kodyfikacyi^
ułożony na sejmie mazowieckim z r. 1531, nie uzyskał sankcyi kró-
lewskiej.
Uderzało niewątpliwie wszystkich, choć tego wyraźnie nie podno-
szono, że już w kilka lat po złożeniu tego projektu przychodzi do
skutku druga z rzędu kodyfikacya prawa mazowieckiego. Okoliczność
ta mogła nasunąć mimowolne przypuszczenie, że Statut pierwszy sank-
cyi nie uzyskał, ile że większych kodyfikacyj nie tworzy się na tak
krótkie okresy czasu, jako też, że właśnie dla tego już w r. 1536
trzeba było na nowo podjąć akcyą kodyfikacyjną, ponieważ poprzednia
nie doprowadziła do zamierzonego skutku. Wątpliwość tę można dzi-
siaj uważać za usunięt'\. Podniesiono słusznie, iż to, co zawarł tekst
Statutu pierwszego, wydało się samym Mazowszanom, już w najbliż*
szym czasie potem, w wielu szczegółach nieodpowiedniem, zatem potrze-
bującem reformy; niżej nakreślimy jeszcze ogólne tło, na którem owo
dążenie powstać i rozwinąć się mogło; bądź co bądź stwierdzić trzeba,
że hasło do podjęcia ponownej kodyfikacji wyszło od Mazowszan sa-
mych. Nie da się natomiast wykazać, iżby u tych czynników, któ-
rych zadaniem było udzielenie sankcyi Statutowi pierwszemu, t. j.
u króla i sejmu walnego koronnego, powstały lub powstać były mo-
gły ważniejsze trudności co do zatwierdzenia, w chwili, kiedy go
miano udzielić projektowi z r. 1531.
Przyjmowano wprawdzie, że trudność taką stworzył sam król
Zygmunt I, że mianowicie zmierzał on do zrównania prawa (sądowego)
mazowieckiego z koronnem, i że skutkiem tego nie udzielił sankcyi
odrębnemu Statutowi mazowieckiemu, którego zadaniem głównem było-
STATUT MAZOWIICKI PIERWSZY 187
warować jego odrębność ^). Mniemaniii temu zbywa na wszelkiem^
eliociaiby tylko pośredniem nzasadnieniii, a kłócą się i niem waaystkie,.
doś6 łicane wiadomości źródłowe, jakie o tej sprawie posiadamy.
Wfoakże nie kto inny, jeno Zygmunt I, w przywileju piotrkowskim,
z r. 1529, zatwierdził niedwuznacznie i stanowczo odrębność prawa są-
dowego mazowieckiego; wszakże tylko on mógł zwołać i w rzeczywi-
stości zwołał sqm mazowiecki z r. 1531, który opracował projekt Sta*
tnta pierwszego '); on też zwołująe takiż sejm w r. 1536, wyraźnie
mn przekazuje zadanie ułożenia nowego projektu Statutu ^); on projek-
towi nowemu daje sankeyą r. 1540; za jego wreszcie rządów na aej-
maeh k(Ht>nnycIi wychodzi kilka odrębnych ustaw mazowieckich. Zwró-
ciliśmy jaź poprzednio uwagę na to, że odrębność terytoryalnych praw
sądowych nie wadziła zasadniczo interesom państw ówczesnych; nie
miał więc także Zygmunt I istotnych powodów do jej zwalczenia.
Sama zaś myśl skodyfikowania prawa mazowieckiego mogła dlań chyba
tak samo być upragnioną, jak mu przez cały ciąg jego rządów pożą-
daną była kodyfikacya prawa koronnego i litewskiego; dla tego słu-
szniej i właściwiej upatrywać w nim raczej orędownika, aniżeli prze-
ciwnika kodyfikacyj mazowieckich.
Pewne nieporozumienie u niektórych badaczów zachodzi co do
traeciego argumentu, mającego rzekomo przemawiać za przypuszczę-
niem, iż Statut pierwszy sankcyi nie uzyskał. Mam tu na myśli za-
pisek, umieszczony na zaginionym dziś rękopisie płockim tegoż Statutu,
o którym wiadomość w drugiej połowie ubiegłego stulecia podał Jano-
cki. Zapisek ten, prawie współczesny samemu Statutowi, stwierdza, iż
Statut został cofnięty (suppressa) za sprawą królowej Bony *). Wiadomość
tę przyjmowano zwykle z pewnem lekceważeniem, dając jej dowolne
tłómaczenia, lub przecbodząc nad nią do porządku dziennego — zupeł-
nie niesłusznie. Sam fakt istnienia takiego zapisku, stwierdzony przez
Janockiego. nie może podlegać wątpieniu; skoro zaś wiadomość, jaka
się tu zawiera, jest prawie współczesną, to nie ma racyi podawać jej
*) Maciejowski, Hist. praw. eHoyr, I. 195.
*) Że w istocie Zygmunt I zwołał sejm mazowiecki z r. 1531 dla opracowania
projekta Btatatn, stwierdzają wyraźnie słowa mandatu królewskiego z 27 marca t. r.:
qnod in conrentn Warschoriensi praeterito iussu et mandato nostro novissime
celebrato, cnm... aggressnm esset negotinm iuriam eorrigendornm et
coneinnandornm i t. d. Dodatek I
*) De statotis et consaetadinibai iadicioram coUigendis. li pis Ossol. (Acta
Tomic.) nr. 178 fol. 841.
*) Statuta qaidem illa Bonae reginae instinctu potissimo fuisse sappressa, exem-
plari vetnsto, quod Plociae in Bibliotbeca Ordinis fratrum Praedicatorum serTatar,'mana
paalo recontiori est adscriptum. Janociana II. 225 nr. 186.
188 OSWALD BALZER.
wiarogodności w wątpliwość, dopokądby za tem jakieś powody rze-
czowe lub inne wskazówki źródeł nie przemówiły. Ponieważ nie udało
się ich dotychczas odszukać, przeto w zapisku powyższym upatrywać
winniśmy poważne świadectwo historyczne, z którem na seryo liczyć
się należy, które zatem bezwarunkowo spoźytkowanem być winno przy
rozjaśnieniu dziejów Statutu pierwszego. Zaznaczyć jednak należy, że
w sprawie, o którą na tem miejscu idzie, wiadomość ta żadnego nie
może dać wyjaśnienia. Zwrot bowiem, iż Statut został cofnięty (statuła
.... fuisse suppressa) da się równie dobrze odnieść do projektu Statutu,
jako też do Statutu już zatwierdzonego. Pytanie, czy Bona przeszko-
dziła sankcyi, czy też wpłynęła na cofnięcie obowiązującego już kode-
ksu prawnego, nie znajduje tu zatem żadnego wyjaśnienia; da się ono
rozwiązać dopiero po rozważeniu wszystkich innych okoliczności, prze-
mawiających za sankcyą lub przeciw niej. Żadną jednak miarą nie
można powyższej wiadomości uważać a priori za dowód, iż sankcya
nie nastąpiła.
Jedyną wskazówką źródłową, która mogłaby nasunąć pewne
wątpliwości, azali Statut pierwszy uzyskać mógł moc obowiązującą, są
dwa ustępy, zawarte w pismach, odnoszących się do sejmu walrego ko-
ronnego, odbytego w Piotrkowie w początkach r. 1534, pod nieobecność
króla, który zajęty był podówczas na Litwie tamtej szemi sprawami.
Upłynęły wtedy prawie trzy lata od czasu, w którym sejm mazowie-
cki uchwalił projekt Statutu pierwszego, a blisko półtora roku od chwili,
w której rozstał się z tym światem ówczesny wicesgerent królewski
na Mazowszu, Wawrzyniec Prażmowski. Jednem z tych pism są po-
stulaty, przedłożone przez posłów mazowieckich, drugiem zaś legacya,
wysłana z sejmu do króla, w której poruszono także niektóre sprawy
mazowieckie. Podaję tu dla bliższego rozbioru odnośne miejsca w do-
słownem brzmieniu:
W Postulatach mazowieckich czytamy tedy: Nam Ula (statuła),
quae olitn Magnificus dominus Prażmowski Celsitudini Suae (regi) Cracoriae
t7'adiclerat, non dum er ant revisa et co nfo rmata; in quo Statuto, per
olim dominum palałinum porrecto, continentur nonnulli articuli in
gravamen et praeiudicium totius nohilitatis, Quos articu-
los olim dominus palatinus ultra toluntatem omnium consiliariorum et
nohilitatis imposuit et indiocit; et ommissio plurimorum articu-
lorum in eisdem statutis facta est propter conflagrationem aliguot
sextemorum in domo ricariorum Varsaviensium, uhi eiusmodi statutum trans-
crihehatur per notarium domini Popelskij decani Varsaviensis ^).
*) Bpis Czart (Acta Tomic.) nr. 272 str. 286. Por. też W i n i a r z 13 aw. 1
STATUT MAZOWITSCKI PIERWSZY 189
W Legacyi zaś sejmowej znajdujemy ustęp: Cum omnes domini et
nuntii Mazotnenses testentur, statułum illud ^) ..... negue in ohaewałione
unguam fuisse, negue de voluntate aut sententia ipsorum per dominum
olim palatinum^ atatutis Maiestati Begiae traditis insertum esse,
ut et plerague alia per ipsum as su ta ^).
Rozważmy przedewszystkiem końcowy ustęp Postulatów. Wynika
z niego, że projekt Statutu pierwszego, omówiony na sejmie mazowie-
ckim z r. 1531, znalazł się był następnie w domu wikaryuszów war-
szawskich, gdzie go przepisywał notaryusz dziekana tamtejszej kolle-
giaty, Popielskiego; przyczem część rękopisu, skutkiem nieszczęśliwego
wypadku, zgorzała. Do samego tylko mechanicznego skopiowania pro-
jekt ten widocznie nie był tu oddany; sami Mazowszanie stwierdzają,
że miał być później jeszcze przejrzany i uzgodniony (retnsa et confor-
matajy co niestety nie nastąpiło. Znaczy to, że sam sejm mazowiecki
z r. 1531 ostatecznej, stylistycznie wykończonej redakcyi projektu nie
dokonał; i nie dziw, że jej dokonać nie mógł, jeśli zważymy, że na
rozpatrzenie i omówienie całego, bądź co bądź ogromnego, w blisko
250 artykułach złożonego materyału prawnego, poświęcić mógł zale-
dwie 15 dni czasu. W czemkolwiek zadanie sejmu ułatwionem było
przez częściowe spożytkowanie gotowych już, dawniej istniejących, pry-
watnych zwodów prawa zwyczajowego, przyznać trzeba będzie, że
praca jego musiała nosić znamiona pośpiechu, i że ostateczne ułożenie
całego tekstu Statutu trzeba było odłożyć na później, zlecając to zadar
nie czy to jakiejś komisyi, czy też jednej tylko, uzdolnionej do tego
osobie, chociażby nawet, jak w tym wypadku, z zamiarem lub zastrze-
żeniem dodatkowej rewizyi. Komuż tedy pracg nad ostatecznem uło-
żeniem projektu zlecono? Przytoczony poprzednio ustęp podaje wska-
zówkę, gdzie owego redaktora szukać należy. Bez przyczyny nie zna-
lazł się chyba projekt w rękach duchowieństwa warszawskiego, i może
nie przypadkiem tylko spotykamy przy tej sposobności wymienione
nazwisko dziekana Popielskiego.
Jaką rolę odgrywał Popielski w ówczesnem życiu publicznem na
Mazowszu? Przedewszystkiem stwierdzić można, że brał żywy bardzo
udział w podjętych właśnie wtedy pracach nad kodyfikacyą prawa
*) Mowa ta o statucie ks. Janusza s r. 1525 o karania mciobójców, przydanym
w potwierdzenia króla Zy^manta I z r. 1532 do Statutu pierwszego mazowieckiego
(przy końcu).
*)Rpis Czart. (Acta Tomic.) nr. 272 str. 275. Por. też Win i ar z 14 uw. 1.
Oba te ustępy znal już i pierwszy zwrócił na nie uwago, z podaniem cytatu odno-
śnego tomu i strony rękopiśmiennych Tomicy anów, Janocki, Janociana II. 226, choć
zużytkował je jedynie tylko w celu ustalenia daty zgonu Prażmowskiego.
190 OSWALD BAŁSSER.
maBowieckiego. Albert Popielski, dziekan warszATraki, wymieniony jest
w sKerega nczestników sejmu warszawskiego z r. 1531, na którym
powstał projekt niniejszego Statutu pierwszego '); on też należy do
składu sejmu warszawskiego z r. 1536, który opracował jeden z pro-
jektów Statutu drugiego *). W liście uczestników obu sejmów wymie-
niony jest: pierwszym razem na czele wszystkich innych dostojników
duchownych; drugim razem, z pośród przedstawicieli kleru, jacy się
tu zgromadzili, sam jeden tylko podany jest imiennie. Widocznie wzbił
się tu do wielkiego znaczenia nie tylko wysoką swoją godnością ka-
pitulną, ale zarazem powagą zdania i doświadczeniem. W jakiej szkole
je zdobył, na to rzuca światło zapisek z 4 października 1527 r., mie-
niący Alberta Popielskiego podkanclerzym księstwa mazowieckiego (vi'
cecancellaritis ducatus Mazotńoe) ^). Zapisek pochodzi z czasu, w którym
podkanclerstwo mazowieckie mogło już być tylko reminiscencyą prze-
szłości; wskazuje on w każdym razie to, iż Popielski musiał spra-
wować urząd podkanclerzego w ostatnich czasach samoistności polity-
cznej Mazowsza. Jakoż w istocie w godności tej spotykamy go jeszcze
w r. 1525, za rządów Janusza III ^). Wskazówki te wyjaśniają po-
stawione poprzednio pytanie. W pojęciach ówczesnych osoba, piastu-
jąca godność kancelaryjną, była przed wszystkiemi innemi powołaną
do redagowania aktów i pism urzędowych; to też nic dziwnego, że gdy
się okazała potrzeba złożenia ostatecznej redakcyi projektu statutow^o,
sejm z r. 1531 zlecił to zadanie „ostatniemu podkanclerzemu mazo-
*) Bandtkie, las Pol. 367. Ta, jako też w kilka innych źródłach, wjatepaje
on pod nazwą Popielzmski, gdzieindziej pod nazwą Popielski. Dodawane aawsze imię
Albertas i godność dziekana warszawskiego nie pozwalają jednak wątpić o identy-
czności osoby.
») Ibid. 372.
') Terr. castr. Yars. t. 15 str. 262.
*) Por. dekret tegoż księcia przeciw heretykom z r. 1525 w Vol. leg. I. 448,
gdzie między świadkami wymieniony: Albertas de Popielzino, canonicns VaTsaviensis
et ducatas MazoTiae saccamerarios (sic). Ostatni wyraz jest niewątpliwie biednym,
ile ie nie istniała godność podkomorzego księstwa mazowieckiego, jeno tylko osobne
godności podkomorzych: czerskiego, wiskiego, zakroczymskiego, ciechanowskiego i t. p.;
powtóre Popielski, jako kanonik warszawski, nie móg} w ogóle spełniać świeckiej fank-
cyi podkomorzego. Zamiast succamerarias naleiy zatem czytać: saccancellarins. W ten
sam sposób dostojnik, wymieniony w rzeczonym dekrecie bezpośrednio przed Popiel-
skim, Mikołaj Żukowski, proboszcz koUegiaty warszawskiej, nazwany ta został dacatus
MazoTiae camerarius; obdarzono go znowa godnością świecką, i to taką, która nie
istniała. Z Metr. kor. t. 41 dowiadujemy się, ii sprawował arząd kanclerza księstwa
mazowieckiego conajmniej od r. 1524 ai do śmierci Janusza III, a następnie tet w cza-
sie krótkotrwałych rządów Anny mazowieckiej; zamiast camerarius naleiy zatem w po-
wyższym ustępie czytać: cancellarius.
STATUT MAZOWIBOKI PIERWSZY 191
L^, osobie, której przeszłość dawała dostateczną rękojmię, iż
se stylem i językiem urzędowym i prawniczym dobrze jest obeznaną.
StaA się to mogło tem łatwiej, źe Popielski brał osobisty udział w tym
-sejmie, a przeto myól i zamiary sejmujących łatwo mógł wyrozumieć
i w świeżej zachować pamięci ^). Nie bez znaczenia była może i ta
•okoliczność, ie Popielski z dawna już zostawał w jakichś bliższych
stosunkach z Prażmowskim ^), i że skutkiem tego sam wicesgerent
wskazać go mógł sejmowi na redaktora projektu.
Nie ma zatem podstawy do twierdzenia, jakoby właściwa, osta-
teczna redakcya projektu spoczywała w ręku Prażmowskiego. Tego
rodzaju żmudnych prac, wymagających zresztą dobrego wyszkolenia,
nie podejmowali zazwyczaj ówcześni dostojnicy niekancelaryjni. Za-
warte w Statucie zwroty, jak: ludicia..,. zuppariorum dominus palatinus
cum consensu..., consiliarorum.,., abrogavit, albo Dominus palatinus de com-
miuni omnium cansensu..,. hoc tempus..., transposuit ^), nie dowodzą bynaj-
mniej, jakoby Praźmowski był redaktorem wspomnianych tu, tem mniej
-zaś jakichkolwiek innych ustępów; wynika z nich tylko tyle, że jego
zdanie w samych obradach sejmu z r. 1531 miało, w niektórych przy-
najmniej sprawach, znaczenie górujące, i nieraz też zaważyło stanowczo
na szali. Należało mu się to z urzędu, jaki sprawował: namiestnika
królewskiego i pierwszego dostojnika ziemskiego na Mazowszu, a bar-
dziej może jeszcze dla jego znajomości stosunków miejscowych i do-
świadczenia w rzeczach prawnych, jakie sobie mógł wyrobić przez
gorliwe i sumienne wypełnianie nałożonych na się obowiązków wyż-
szego sędziego w tei ziemi. Nie często o ówczesnych dostojnikach
spotkać można tak bezstronną, pustego panegiryzmu pozbawioną, a prze-
cież tak rzetelną i daleko idącą pochwałę działalności urzędowej, jaką
nam o Prażmowskim przechowały źródła współczesne, po części takie,
gdzie jej najmniej moglibyśmy się spodziewać: akta urzędowe. Zna-
mienną jest już rzeczą, że gdy na sejmie walnym z r. 1534 posłowie
«
') w csasie tjm iyl zresztą takie jeszcze Mikołaj Znkowski, ostatni kanclerz
mazowiecki (por. nw. poprz.) i brał nawet adział w sejmie z r. 1531. Bandtkie, las
Pol. 367. Przyczyna, dla cze.o nie on, ale Popielski otrzymał zlecenie dokonania re-
^lakcyi projektu, jest obojętną; mogło się to stać n. p. dla podeszłego wieka Żukow-
skiego i t. p. Uwagi godną jest rzeczą, że w liście uczestników sejmu z r. 15B1
Popielski wymieniony jest przed Żakowskim.
*) Już r. 1527 król Zygmunt I, pragnąc uwolnić wieś królewską Badzikowo od
ciąiącego na niej długu, jaki jeszcze książę Janusz III zapisał był na niej Popiel-
akiemo, skłania Prażmowskiego, podówczas kasztelana czerskiego, do zapłaty Popiel-
akiemn 200 kop groszy, w zamian za to zaś daje Prażmowskiemu przyzwolenie na
wykupno wsi królewskiej Kębłowice z rąk Pawła Kuli. Metr. kor. t. 40. str. 676.
*) Statat pierwszy, Metr. kor. t. 1. fol. 91' 106.
192 OSWALD BALZER.
mazowieccy podnieśli przeciw niemu przytoczone poprzednio zarzaty
co do rzekomych nadużyć z projektem Statutu pierwszego, cały senat
polski stanął w obronie pamięci zmarłego, wyrzucając posłom niesto-
sowność ich postępowania ^). Wymowniejszym jeszcze jest akt Zy-
gmunta I z r. 1532, wydany w najbliższym czasie po zgonie Prażmow-
skiego, w którym król stwierdza, że stratę tego męża boleśnie odczuli
zarówno on sam, jako też senat i inne stany królestwa 2), przyczem
król, mając wzgląd na znaczne utraty, które ponosił, objeżdżając
często Mazowsze dla wymiaru sprawiedliwości, zwalnia jego
dziedziców od obowiązku wyrachowania się z dochodów stacyi w dzier-
żonem przezeń starostwie zakroczymskiem, za przeciąg całego ubiegłego
roku. Okoliczności te tłómaczą wystarczająco powagę Prażmowskiego
na sejmie mazowieckim z r. 1531, a zarazem naprowadzają na domysł,
że gdy sejm ten oddał spisanie projektu w ręce Popielskiego, Praż-
mowski nie odnosił się zapewne obojętnie do dalszej pracy byłego
podkanclerzego, że się z nim w tej sprawie mógł stykać, wskazówek
i rad rzeczowych udzielać, nasuwające się wątpliwości omawiać i roz-
wi^ywa<5. . ^
Popielski spełnił w całości poruczone sobie zadanie. Ze ostate-
czna redakcya projektu była już gotową, dowodzi okoliczność, iż część
jego spaliła się w czasie, kiedy go przepisywał na czysto pisarz pod-
kanclerzego. I nie ma jakiejkolwiek podstawy do przypuszczenia, ażeby
ów tekst Statutu pierwszego, jaki obecnie posiadamy, przedstawiał co
innego, jak właśnie owę ostateczną redakcya Popielskiego, z możliwymi
późniejszymi dodatkami Prażmowskiego, o których jeszcze niżej będzie
mowa. Tak więc, cokolwiek o tym Statucie da się powiedzieć doda-
tniego czy ujemnego pod względem jego układu, stylu, jasności wyra-
żenia i ścisłości prawniczej, w ogóle pod względem jego strony ze-
wnętrznej, to wszystko policzyć będzie trzeba przedewszystkiem na
karb Popielskiego. Pamiętać tylko trzeba o tem, że skutkiem owego
nieszczęśliwego wypadku ze spalonymi sekstemami, dzisiejszy tekst Sta-
tutu nie przedstawia nam pełnej redakcyi Popielskiego, i ogółu uchwał,
powziętych przez Mazowszan na sejmie z r. 1531, Posiadamy więc
tylko niezupełny tekst projektu, jakkolwiek zdaje się, że braki nie są
zbyt wielkie. Przemawia za tem okoliczność, że przy ogłoszeniu no-
wej redakcyi r. 1540 uznano za potrzebne dodać do Statutu pierwszego
*) Rpis Caart. (Acta Tomic.) nr. 272 str. 292 n. Por. też W i ni ar z 15 uw. 1.
') Qui (Prażmowski) .... rebns hnmaniB decedens non param nobis primoribas-
qae et proceribus aliinąne Regfni nostri ordinibus desiderium sui reliąnit. Metr. kor.
t. 4r8. atr. 208.
STATUT MAZOWIECKI PITCRWSZY 193
tylko 21 artykułów, a i z tych nie wszystkie chyba ponawiały zagi-
nione uchwały z r. 1531, jako że znajdujemy pośród nich niektóre
postanowienia, zostające w ścisłym związku z nowo zbudzonemi dąże-
niami reformy, jakie się dopiero po ułożeniu Statutu pierwszego obja-
wiły na Mazowszu.
Bądź co bądi, projekt, jaki mógł być przedłożony królowi do
sankcyi, był częściowo defektownym. Czy jako taki mógł, chociażby
w potwierdzeniu królewskiem, uzyskać moc prawa obowiązującego?
Innemi słowy: czy sankcya, udzielona projektowi ułamkowemu, mogła
uchodzić za ważną, skoro była w nim objawioną tylko część woli,
chociażby nawet przeważna, sejmu mazowieckiego? A następnie: czy
można było ważnie udzielić zatwierdzenia, chociażby nawet owej ura-
towanej części projektu, skoro ostateczna jego redakcya, dokonana przez
delegatów sejmu mazowieckiego, nie została jeszcze przez sejm ten rozpa-
trzoną i zatwierdzoną, jak to widocznie było zamiarem Mazowszan?
I wreszcie, czy można było ważnie sankcyonować projekt, w którym
wicesgerent poczynił samoistne dodatki, na sejmie nieuchwalone, a na-
wet wbrew woli sejmu tutaj wtrącone, jak to z naciskiem podnoszą
Postulaty mazowieckie i Legacya sejmowa z r. 1534? Wszystkie te
pytania łączą się najściślej z innem, zasadniczem: jakiem jest stano-
wisko prawne sejmu mazowieckiego za Zygmunta I, a mianowicie czy
i w jakich rozmiarach przysługiwał mu podówczas udział w prawo-
dawstwie? Sprawie tej poświęciliśmy na innem miejscu szczegółową
uwagę ^), dla tego ograniczymy się tutaj do przypomnienia najważniej-
szych szczegółów, do wyjaśnienia rzeczy służących.
W ostatniej dobie panowania książąt sejm mazowiecki skupił był
w swem ręku zarówno władzę ustawodawczą, jak i najwyższą są-
dową w całem księstwie. W jakim zakresie władzę tę, przedewszyst-
kiem prawodawczą, utrzymać należy pod rządem koronnym, o tem
rozstrzygnąć miał ogólny kierunek polityki, zastosowanej podówczas
do Mazowsza. Ogólnie biorąc, w świetle ówczesnych urządzeń polskich,
ustawodawcza władza sejmu mazowieckiego dała się pomyśleć w spo-
sób dwojaki. Przedewszystkiem jako władza na wskroś samoistna,
współdziałaniem jakiegokolwiek innego czynnika niekrc^powana, a więc
w tym sposobie, iżby sejm wykonywał prawo stanowienia ustaw, nie
zasięgając niczyjej sankcyi, chociażby nawet samego króla, na wzór
i podobieństwo wieców koronnych, które na zasadzie przyznanej po-
szczególnym województwom autonomii ziemskiej, przez cały ciąg wie-
ków średnich, a także i w początkach stulecia XVI, wykonywały
^) Balzer, Sejm mazowiecki pod rządem koronnym 1526 — 1540.
Rosprmwy Wyda. higt.-fllom. T. XŁ. 13
194 OSWALD BALZER.
przygodne ustawodawstwo w przedmiotach prawa sądowego, jako też
co do niektórych podrzędniejszych spraw miejscowego zarządu. W tych
rozmiarach i w tym zakresie raógl rząd polski nie stawiać przeszkód
w wykonywaniu władzy prawodawczej przez sejm mazowiecki, uznając
w nowonabytym kraju zasadę autonomii ziemskiej w tych samych gra-
nicach, jak ją uznawał także w innych ziemiach polskich. W istocie
też są dowody, iż sejm mazowiecki, już nawet po wydaniu przywileju
piotrkowskiego z r. 1529. uchwalał lauda, rozstrzygające poszczególne
pytania z zakresu prawa sądowego, na wzór laudów, stanowionych
przez wiece ^).
Rozważmy zaraz na tem miejscu, czy można sprawę kodyfikacyi
Statutu mazowieckiego pierwszego zaliczyć do niniejszego działu usta-
wodawczej działalności sejmu warszawskiego? Przedmiotem kodyfika-
cyi miało być prawo sądowe, zatem ta sama gałęź prawa, w której
zakresie poruszało się zazwyczaj polskie ustawodawstwo wiecowe; w tej
mierze nie nastn^czałyby się zatem przeszkody zasadnicze. Ale już ta
okoliczność budzi poważne wątpliwości, że w tym wypadku chodziło
o stworzenie wielkiego kodeksu prawnego, z kilkuset artykułów złożo-
nego, który cały obszar stosunków prawa sądowego wyczerpywał. Takich
szerokich zadań nie obejmowało nigdy polskie ustawodawstwu wiecowe
XV i XVI stulecia. Lauda wiecowe z owych czasów składają się
z jednego, w najlepszym razie z kilku, wyjątkowo z kilkunastu arty-
kułów, które uchwalali zgromadzeni na wiecu urzędnicy, dla rozstrzy-
gnięcia nasuwających się wątpliwości; nawet najobszerniejszy, jaki [)o-
siadamy, zabytek tego rodzaju, t. z. laudum łęczyckie z początków
XV w., z 66 artykułów złożone -), jest właściwie zbiorem kilku, w ró-
żnych czasach wydanych uchwał wiecowych. Całe ustawodawstwo
wiecowe ówczesne nosi znamię dorywczości i przygodności; rozwija
się zatem na podstawie wprost odmiennej, aniżeli ta, na której oparto
myśl wydania Statutu mazowieckiego pierwszego, jako wyczerpującego
kodeksu prawa sądowego. Ponieważ jednak różnica jest tu raczej ilo-
ściową niż jakościową, przeto dla rozjaśnienia wątpliwości musimy je-
szcze sięgnąć do samej treści Statutu. Zaznaczyć tedy trzeba, że w Sta-
tucie jest cały szereg przepisów, których sejm mazowiecki nie mógł
bezwarunkowo wydawać sam przez się i sam od siebie, jako że wkra-
czały w zakres stosunków, co do których, z istoty rzeczy, także innym
^) Tukie laudum sejmu mazowieckiego z r. 1534, w przedmiocie imania złoczyń-
ców, zaczerpnięte z Rekop. Peters b. Lat. F. II. 185 fol. 90—93 ogłosiłem jako
Dodatek V w mojej pracy: Sejm mazowiecki pod rządem koronnym 1526 — 1540 r. sir.
31 n. Tamże str. 26 n. kilka innych laudów, wydanych przez tenie sejm przed r. 1529.
*) U a n d t k i e, Iiis Pol. 194 n.
STATUT MAZOWIECKI PIRRWSZY 195
czynnikom pozostawić należało głos rozstrzygający. Tak znajdujemy
ta postanowienia, określające właściwość sądów królewskich (art. 115. 177),
nie mówiąc już o innych artykułach, przepisujących sposób postępowania
przed tymiż sądami (n. p. art. 5. 14 19); nie zabrakło także przepisu o za-
kresie władzy sądowej wicesgerenta królewskiego (art. 218); podobnież
określoną tu jest władza starostów (art. 77), którzy według zasad, utrzyma-
nych podówczas jeszcze w Koronie, uważani byli za urząd w ścisłem tego
słowa znaczeniu królewski, zatem taki, co do którego możność rozporzą-
dzania się trzeba było pozostawić królowi. Dodajmy, że są tu także posta-
nowienia o odgraniczeniu dóbr królewskich od szlacheckich (art. 178), że
nawet jeden z artykułów zarządza czasowe wygnanie mężobójców nie
tylko z Mazowsza, ale z całego Królestwa polskiego (art. 225), a zrozu-
miemy, że były to sprawy, o których Mazowszanie sami między sobą
ostatecznie rozstrzygać nie mogli, i że potrzeba było tutaj jeszcze współ-
działania innych czynników, ażeby kodyfikacya mogła ważnie przyjść
do skutku. O tem nie było zresztą żadnej wątpliwości u współczesnych.
Statut mazowiecki drugi, który powstał wśród tych samych warunków
zewnętrznych, co i pierwszy, uzyskał moc obowiązującą nie przez
uchwałę sejmu mazowieckiego, ale dopiero na zasadzie zatwierdzenia
królewskiego z r. 1540; podobnież i o Statucie pierwszym przechowała
się nam wiadomość, iż podany został królowi ^), oczywiście nie w in-
nym chyba celu, jak tylko dla wyjednania mu sankcyi.
Drogim kształtem, w jakim po zajęciu Mazowsza byłaby się dała
atrzymać dawna władza tamtejszego sejmu, byłby ten, ażeby mu w spra-
wach, dotyczących tej ziemi, bez względu na ich charakter i doniosłość,
przyznać prawo ustawodawcze łącznie z naczelnikiem państwa, królem.
Król i sejm mazowiecki byliby tu zatem stanęli obok siebie jako dwa
równorzędne czynniki ustawodawcze, od których łącznego współdziała-
nia zależałoby dojście do skutku praw na Mazowszu obowiązujących,
i to w tym sposobie, że brak pełnej zgody jednego z nich stanowiłby
też istotną przeszkodę w ich powstaniu. W tym wypadku jednak sejm
mazowiecki byłby tu poniekąd zajął takie samo stanowisko, jakie miał
sejm walny koronny w innej Polsce; naprawdę byłby to niejako drugi
sejm walny, znaczeniem i władzą równy lub podobny tamtemu, tylko
że z ograniczonym terytoryalnie zakresem działania. W tym kształcie
jednak byłby się stał najsilniejszą dźwignią odrębności Mazowsza, któ-
rej usunięcie leżało właśnie w interesie rządu polskiego. Dla tego też
rząd ten, zaraz od pierwszej chwili po nabyciu księstwa, występuje
z programem usunięcia władzy ustawodawczej sejmu mazowieckiego
*) Qaae (statata) olim Magnificos dominns Praimowski Celaitndini saae... tradi-
derat. Postulaty mazowieckie z r. 1534. Hpis Czart. nr. 272 str. 286.
13*
196 OSWALD BALZER.
i przeniesienia jej w całości na sejm walny koronny, jak mu ona przy-
sługiwała w odniesieniu do innych ziem polskich; naodwrót Mazowsza-
nie kładą zrazu nacisk na utrzymanie dawniejszych atrybucyj swego
sejmu. Po pewnych wahaniach, którym sprawa ta ulegała w okresie przej-
ściowym 1526 — 1529 r., nastąpiło wreszcie stanowcze jej załatwienie
na zasadzie przywileju piotrkowskiego z 27 grudnia 1529 r. Polityka
rządu koronnego odniosła tu tryumf zupełny. Z postanowień przywi-
leju tego, w części bezpośrednio niniejszej sprawy, w części zaś ogólnie
całego stosunku Mazowsza do Korony dotyczących, wynikało, iż wła-
ściwym organem ustawodawczym dla nowonabytej ziemi stał się sejm
walny koronny, jak nim był dla innych województw polskich; że se-
natorowie i posłowie ziemscy z Mazowsza wchodzą w skład senatu i izby
poselskiej sejmu walnego jaku istotna ich częśó składowa, podobnie jak
senatorowie i posłowie innych ziem koronnych; że wreszcie sejm mazo-
wiecki poza granicami ustawodawstwa wiecowego, które pozostało nie-
tknięte, żadnej innej władzy ustawodawczej wykonywać nie może. Od
r. 1529 sejm warszawski traci tedy stanowczo znaczenie organu usta-
wodawczego na Mazowszu, w ścisłem tego słowa znaczeniu. Może on
odtąd conaj więcej rozpatrywać i roztrząsać sprawy, jakie na sejmie
walnym mają być załatwione; może w najlepszym razie uchwalać pe-
wne wnioski czy projekty; ale to, za czem się oświadczy, ma już dla
właściwych czynników ustawodawczych conaj więcej znaczenie rady,
czy życzenia, nie posiada samo przez się mocy wiążącej. Zresztą działa
sejm mazowiecki od r. 1529 tylko jako wyższa instancya sądowa, i dla
tego w przywileju piotrkowskim pojawia się dlań po raz pierwszy
urzędowa nazwa sejmu sądowego (conventio generalia iudiciaria). Wszelako
i tej funkcyi nie zdołał sejm ten utrzymać na długo. Kiedy w r. 1540
przyszło do reformy instancyj apelacyjnych na Mazowszu, wykreślono
sejm warszawski z ich szeregu, w następstwie czego instytucya ta
przestała istnieć. Pojawiający się od czasów Zygmunta Augusta sej-
mik główny mazowiecki nie zostaje w żadnym związku z dawnym sejmem
mazowieckim, i jest tu nowością, wprowadzoną przez proste tylko na-
śladownictwo urządzeń koronnych, a mianowicie istniejących zdawna
w Polsce sejmików głównych dzielnicowych, korczyńskiego i kolskiego *).
Ze spostrzeżeń tych wyprowadzamy na razie jeden wniosek dla
wyjaśnienia sprawy, o którą chodzi: że, skoro do złożenia Statutu
pierwszego zabrano się w czasie, kiedy sejm mazowiecki stanowczo już
został pozbawiony władzy ustawodawczej, przeto też i Statut ten nie
mógł powstać za współdziałaniem rzeczonego sejmu jako czynnika roz-
strzygającego; owszem, potrzebnem tu było, jak co do innych spraw
^) Balzer, Sejm mazowiecki pod rządem koronnym 1526 — 1540 r. sir. 7 n.
STATUT MAZOWiECKI PIERWSZY 197
mazowieckich, współdziałanie sejmu walnego koronnego. Ażeby zda-
nie to bliżej jeszcze wyjaśnić i utwierdzić, rozpatrzmy historyą dwu
dalszych kodyfikacyj mazowieckich, Statutu drugiego i trzeciego.
2jaczynamy od Statutu trzeciego (Eksceptów) z r. 1577. Zajmo-
wały się niemi dwa sejmy walne z r. 1576, krakowski koronacyjny,
odbyty w początkach, i późniejszy toruński, zebrany pod koniec tegoż
roku. Juź na pierwszym z nich Ekscepta, ułożone widocznie na sej-
miku głównym warszawskim, podane zostały do rozpatrzenia i zatwier-
dzenia króla i sejmu. Ponieważ jednak dla braku czasu nie mogły być
przez sejm „rewidowane", przeto stanowczą w tej mierze uchwałę odło-
żono na czas późniejszy; już jednak wtedy orzekł sejm, że aż do owej
uchwały, Ekscepta mają mieć na Mazowszu tymczasową moc obowią-
zującą. Uwagi godnym jest szczegół, zaznaczony w odnośnej konsty-
tucyi, że stało się to za przyzwoleniem króla, jako też wszystkich se-
natorów i po^ów koronnych *); jakkolwiek sprawa miała charakter
ściśle mazowiecki, nie rozstrzygali tu zatem wyłącznie przedstawiciele
Mazowsza. Ostateczna uchwała co do Eksceptów zapadła na sejmie
toruńskim; że i tym razem stało się to za współudziałem wszystkich
składników sejmu, dowodzą słowa zawarte w zatwierdzeniu z r. 1577:
„potym na sejmie toruńskim przez posły mazowieckie i wszech
innych ziem są Nam i panom Radom podane" *). W świetle
tych spostrzeżeń tłómaczyć należy okoliczność, na pozór dziwną, że
pismo królewskie, zatwierdzające Ekscepta, wyszło nie na sejmie, ale
dopiero w blisko pół roku po jego ukończeniu, w czerwcu 1577 r.
w Malborgu. Wykazują one, że król nie występował tu bynajmniej
jako samoistny czynnik tworzący prawo, bez udziału sejmu walnego;
owszem, zgoda sejmu była już przedtem uzyskaną, a tylko formalne
zatwierdzenie dla jakichś przyczyn zewnętrznych przeciągn^o się przez
kilka miesięcy. Gdyby wywód ten pozostawiał jakie wątpliwości, roz-
proszą je petyta sejmiku głównego mazowieckiego z 15 maja 1577 r.,
w których sejmik ten, nastawając o rychłe załatwienie sprawy, podnosi,
że Ekscepta zostały już poprzednio przez sejm uchwalone i wszystkie
formalności co do nich ułatwione, jeno dotychczas jeszcze nie przeszły
przez kancelaryą królewską ^).
^) Accedente ad id consenBU praesenti nostro ac consiliariomm Kegni ac nun-
tiorum terrestriom in praesenti conrenta congregatomm. Y o 1. leg. II. 927. Por.
toś odnośną do tego wsmiankę w później szem zatwierdzenia Eksceptów z r. 1577: I My
ze wszemi stany na ten czas warowaliśmy im je i potwierdzili. Ibid. II. 931.
*) Ibid. n. 931.
*) Gonsaetndines z prawa naszego dawnego wyjęte weding przysięgi króla Jmci
i uchwały sejmowej zatrudniają i hamują; proszą, aby Jkmśó, jako in freąiienti
senatn na sejmie blisko przeszłym, solenniter wziąwszy je od panów posłów naszych,
198 OSWALD BALZER.
Historya kodyfikacji Eksceptów służyć może za podstawę do snu-
cia wniosków analogicznych o przebiegu akcyi kodyfikacyjnej Statutu
pierwszego tylko pod jednym względem: a mianowicie, w jaki sposób
postępowano w tej mierze na samym sejmie walnym; nie daje nato-
miast podstawy do porównań co do wzajemnego w tej sprawie stosunku
dwu organów, państwowego i wojewódzkiego, które przytem współdzia-
łały. Projekt Eksceptów spisano bowiem na sejmiku głównym war-
szawskim, gdy natomiast w czasie powstania Statutu pierwszego istniał
jeszcze dawny sejm mazowiecki. Tem cenniejsze są dla nas wskazówki,
jakie podaje przebieg kodyfikacyi Statutu drugiego z r. 1540, że
projekt Statutu tego ułożony został przez taki sam sejm mazowiecki,
co i projekt Statutu pierwszego; przyczem pamiętać należy, iż w czasie
tym stanowisko prawne sejmu mazowieckiego, zatem także i stosunek
jego do sejmu walnego, były takie same, jak w r. 1531.
W mandacie z 20 sierpnia 1536 r., zwołującym sejmiki ziemskie,
a także sejm mazowiecki przed zapowiedzianym na dzień 1 listopada
t. r. sejmem walnym krakowskim, oświadcza król, iż Mazowszanie pro-
sili go, aby im wolno było naradzić się między sobą nad zebraniem
statutów i zwyczajów sądowych, a następnie odnieść je do króla ^);
czyniąc zadość tej prośbie, poleca on odbyć sejmiki ziemskie^ któreby
się nad tą sprawą zastanowiły, a zarazem posłów z p^ną mocą wy-
brały; posłowie ci mają się potem zebrać na sejmie mazowieckim, gdzie
sprawę tę omówią i postanowią ^). Stanowisko sejmu warszaw-
skiego określono tu zatem dwukrotnie wyrazami, które niezupełnie się
pokrywają; powiedziano raz, iż ma on nad Statutem naradzić się (con^
sultare)^ drugi raz, iż ma o nim postanowić (constituere)^ zresztą
zaś zastrzeżono tylko sankcyą samego króla, nie wspominając nic
o sejmie walnym. Sam sejm mazowiecki wyraża się też ogólnie o zło-
żonym przez siebie Statucie (drugim), iż przyszedł on do skutku za
wspólnem zezwoleniem i zgodną wolą zgromadzonych ^; w dalszych,
poszczególnych jego artykułach, powołanie owego wspólnego przyzwo-
podać był Ichmo&ć panów pieczętarsów raczył, aby terai jaż je za
pieczęcie koronna w liczbie artykułów i słowy, jako są od panów posłów naszych po-
dane i podpisane, wydać rozkazać raczył, nic nie przeciągfając. Pawiński, Poczi|t.
panów. Stef. Batorego nr. 87.
^) Qiiia Tero rogati sumas nomine nobilitatis dacatns Maioviae, ut liceret eis de
statatis et consaetadinibos iadiciorom colligendis inter se consnltare et postea
adNosdeferre. RpisOssol. (Acta Tomic.) nr. 178 f. 84.
*) Ut in eisdem particnlaribos conrentibas boc ipsom faciant et nontios, qai de
ea re in ipso conrenta commoni terrestri (t. j. na sejmie mazowieckim) agere et eon-
stituere possint, com plena facnltate eligant. Ibid. fol. 84.
*) Ck>mmani omnium consensn et Yolontate concordi. Bandtkie, los Pol. 372.
STATUT MAZOWIKCKT PIEKW8ZY 199
lenia powtarza się jeszcze dośd często. Możnaby stąd wziąd pochop
do twierdzenia, źe w sprawie niniejszej sejm mazowiecki był w istocie
czynnikiem ustawodawczym we właściwem tego słowa znaczeniu, po-
wołanym, przy współudziale samego króla, a z wyłączeniem sejmu
walnego, do uchwalenia Statutu. Bliższe wglądni^cie w rzecz usuwa
jednak możliwość takiego przypuszczenia.
Przedewszystkiem bowiem zwaźyd należy, iż wspomniane tu sej-
miki ziemskie, jako też i sam sejm mazowiecki, zwołane zostały z ra-
cyi zapowiedzianego równocześnie, wnet po nich odbyć się mającego
sejmu walnego. To, czego miały dokonać, zostawało zatem w ścisłym
związku z przyszłą akcyą centralnego organu ustawodawczego; innemi
słowy; miały one przygotować materyał do uchwał sejmu walnego.
Gdyby rzecz miała się inaczej, król byłby zwołał sejm mazowiecki
osobno, nie oglądając sig na termin sejmu walnego. Z tego punktu
widzenia tłómaczyć też należy znaczenie słów, zawartych w mandacie,
iż tekst Statutu będzie królowi podanym do zatwierdzenia: miał mu
on być podanym na sejmie walnym; i tutaj więc miano na myśli
współudzit^ organu centralnego. Wymowniejszą od tych rozumowań
jest treść legacyi królewskiej, wysłanej na sejmiki mazowieckie, przy-
toczonym poprzednio mandatem zwołane. Wzywa tu król szlachtę
tamtejszą, ażeby swoje statuty i zwyczaje sądowe zebrała i przebrako-
wała, nad nimi się wspólnie naradziła, w tem, co wymaga reformy,
odpowiednie zmiany przeprowadziła, a następnie ułożony w ten sposób
tekst Statutu przez posłów swych na sejm walny odesłała^), oczy-
wiście nie w innym celu, jak tylko dla tego, ażeby sejm ten o rzeczy
samej ostatecznie mógł postanowić. Zaraz w następnym ustępie legacyi
zastrzega król, iż z projektu togo zatwierdzi wraz z senatorami
koronnymi te prawa i zwyczaje, które uzna zaodpowiednie*).
Współudział niemazowieckich składników sejmu walnego przy zamie-
rzonym akcie ustawodawczym jest tu zatem z góry zastrzeżony, podo-
bnie, jak się rzecz miała przy zatwierdzeniu Eksceptów; różnica za-
chodzi tylko w tem, że mamy tu wymienioną jedne tylko izbę sejmową
(senat), podczas gdy przy Eksceptach współdziałały obie, zatem także
') Permisit etiam Kegia Maiestas ipsarom Dominationnm Yestraram rogatn, ut
constitationes et iaris consaetadines receptas in onnm coinportent et scligant. Itaquo
hortatar Dominationes Yestras, at ea de re nonc in commnne consnltent, habi-
toqiie delecta legom et consuetudinam, et qaae ridebantar in his commcndanda et
emendanda, emendent et conscribant, ac ad generalia comitia per nnntios
saosmittant. BpisOssol. nr. 178 f. 88.
*) Ibi vero Regia Maieitas, cum dominis coniliariis Regni, leges et
consuetudincs, qaa9 aequabile8 esso consuerit, irrefragabili edicto buo sanciet et con-
firmabit. Ibid. f. 88.
200
OSWALD BALZER.
izba poselska. Nie można jednak do tej różnicy przywiązywać zby-
tniego znaczenia: nie jest ona istotną i rzeczową, lecz raczej tylko ze-
wnętrzną, stylistyczną. W czasach, kiedy wydawano Ekscepta, zna-
czenie szlachty w Rzeczypospolitej było już tak wszechwładnem, że
w tekstach konstytucyj sejmowych nie przepominano nigdy o przyzwo-
leniu jej przedstawicieli, t. j. posłów ziemskich ; natomiast w czasach
Zygmunta I bardzo często jeszcze statuty sejmowe, przez reminiscen-
cyą stosunków dawniejszych, zawierają formułkę o przyzwoleniu sa-
mego tylko senatu, nie wspominając nic o zgodzie posłów ^); a przecież
współudział izby poselskiej, w myśl statutu radomskiego z r. 1505,
musi tu być za każdym razem dorozumiany i uzupełniony, skoro odno-
śne postanowienia przychodziły do skutku na sejmie. Gdyby i ten
argument nie wystarczył, przypomnieć można jeszcze ustęp, zawarty
w przedmowie do urzędowego wydania zbioru Statutów Zygmuntowskich
z r. 1524, według którego zawarta w tymże zbiorze, uchwalona w Piotr-
kowie r. 1523 Formuła processus (kodeks przewodu sądowego koron-
nego) przyszła do skutku za zgodą samego tylko króla i senatu ^) ;
z przypadkowo dochowanego listu, opisującego szczegółowo przebieg sejmu
piotrkowskiego z r. 1523, dowiadujemy się, że sprawa uchwalenia Far-
muldę processus była właśnie podówczas przedmiotem bardzo ożywionych
rozpraw w izbie poselskiej, i że dla tego zrazu ogłoszono ją jako prawo
obowiązujące tylko w Małopolsce, ponieważ posłowie wielkopolscy zgo-
dzić się na nią nie chcieli ^). Zwrot stylistyczny w legacyi królew-
skiej z r. 1536 o przyzwoleniu samych tylko senatorów koronnych na
Statut mazowiecki drugi, nie przesądza tedy w niczem kwestyi zasa-
dniczej o łącznym współudziale całego sejmu walnego, zatem także
izby poselskiej, przy dokonaniu tego aktu ustawodawczego. Jakoż,
kiedy ostatecznie przyszło do sankcyi Statutu drugiego, stało się to nie
gdzieindziej, jeno tylko na sejmie walnym; sejm ów zwołany był bo-
wiem na 11 listopada 1539 r. ^). a obradował jeszcze conaj mniej 17
') Por. Btatnt z r. 1510: de consilio consiliariorom nostromm; consiliaiiifi no-
stris id ipsnm suadentibaB; de consilio omniom regni consiliariomin; consiliariis no-
stris consentientibuB. Y o 1. leg. I. 368. 372 bis, 373. Ststnt i r. 1532: cnm assensa
et consilio totios senatas. Ibid. I. 510. Statat z r. 1539: deqae senatornm et con-
siliariomin nostromm sententia. Ibid. I. 549. Statat z r. 1540: ita cum senatoribns
noBtris constitnimas. Ibid. I. 558. Statat z r. 1543: yisom est nobis et consiliariis
nostris. Ibid. I. 571. We wszystkich tych astepach niema nigdzie powołanego
przyzwolenia izby poselskiej.
*) Adiecimns praeterea Formolam processas iadiciarii.... per Nos et consiliaiios
nostros approbatam. Ibid. I. 359.
•) Acta Tomic. VI. str. 341 n.
«) Metr. kor. i. 59 fol. 117.
STATUT MAZOWIECKI PIERWSZY 201
marca 1540 r. ^); dekret zaś królewski, zatwierdzający Statut, nosi
datę 17 stycznia 1540 r. *).
Cóź tedy mamy sądzić o wzmiankach, zawartych w mandacie
królewskim z r. 1536, według których sejm mazowiecki miał powziąó
uchwałę (constituere) co do Statutu drugiego, i jak tłómaczyó zawarte
w samym Statucie zwroty o zgodnem przyzwoleniu (consensus) jego
uczestników? Dopiero w świetle powyższych wywodów rzecz cała
nahiera właściwego znaczenia. To, na co się zgodził sejm mazowiecki,
było wprawdzie uchwałą, ale tylko na wewnątrz, mającą znaczenie
dla niego samego; niedostawało jej powagi ze wnętrznej, t. z. uchwała
ta nie miała mocy wiążącej przy dokonaniu samego aktu ustawodaw-
czego, do którego powołanymi byli tylko: król i sejm walny. Innemi
słowy: sejm mazowiecki powziąć mógł wprawdzie, za zgodą uczestni-
ków, uchwałę co do projektu Statutu, ale nie mógł, choćby za
współudziałem króla, a z wyłączeniem sejmu walnego, uchwalić sa-
mego Statutu.
Rozpatrzone tu dzieje drugiej i trzeciej kodyfikacyi prawa mazo-
wieckiego dają podstawę do wyrobienia sobie zdania^ w jaki sposób
przyjść mogła do skutku kodyfikacya pierwsza, której szczegółowego
przebiegu nie możemy śledzić tak, jak u tamtych, dokładnie, dla braku
wyczerpujących wiadomości źródłowych. Szczególnie ważną jest tu
analogia, jakiej dostarcza historya Statutu drugiego; warunki bowiem
formalne i stosunki zewnętrzne, wśród których powstał, były zgoła te
same, co i przy uchwaleniu Statutu pierwszego. W obu wypadkach
cały punkt ciężkości zamierzonej akcyi ustawodawczej był i musiał
być ześrodkowany w sejmie walnym; sejm mazowiecki, który przytem
w8p<Udział£i, był już tylko sejmem sądowym, nie prawodaw-
czym we właściwem tego słowa znaczeniu, jak się go mylnie do
ostatnich czasów nazywało. Jako taki nie mógł on sam brać udziału
w ostatecznem rozstrzygnięciu pytania, jakim ma być Statut mazowie-
cki; musiał on tę sprawę pozostawić powołanemu do jej przeprowa-
dzenia centralnemu organowi ustawodawczemu w Koronie, na co jest
zresztą wyraźne świadectwo źródłowe '). Jak w r .1536, tak też i w r. 1531
mógł mu on przedłożyć conaj więcej projekt Statutu, udzielić in-
f ormacyi, jakiemi są urobione z dawna zasady prawa mazowieckiego,
objawić wreszcie życzenie co do pożądanych ze względu na zmienione
^) Pod tą datą wychodzą konHtytacye sejmowe i uniwenały poborowe tegoż
sejmn^ a wyraźnym dodatkiem: actam in conTentione generali. Metr. kor. t. 57
fol. 211. 218. 222; t. 61 fol. 189. 201. 209.
*) Bandtkie, las Pol. 367.
*) Por. niiej.
202 OSWALD BALZER.
stosunki przeobrażeń lub uzupełnień prawa. Takie zadanie zakreślał
mu wyraźnie sam król; w mandacie, wydanym w najbliższym czasie
(27 marca 1531 r.) po odbyciu rzeczonego sejmu, wyraża się on, iż
zadaniem tego sejmu była naprawa i zestawienie praw na Ma-
zowszu obowiązujących ^), przyczem pod naprawą rozumieć należy
wnioski co do pożądanych reform dawnego prawa zwyczajowego. Je-
szcze dobitniej i wyraźniej określił to zadanie swoje sam sejm mazo-
wiecki z r 1531 w opracowanym przez siebie projekcie. Wstępne
słowa Statutu pierwszego nie mówią bynajmniej o współudziale jego
w uchwaleniu Statutu; stwierdzają one tylko, iż sejm ten zgroma-
dził się dla zebrania i spisania dawnych ustaw i zwyczajów ma-
zowieckich -). Kiedy zaś powstała tu różnica zdań co do zakresu
prawa dziedziczenia, jakie przyznać należy kobietom, przyczem większa
część dygnitarzów jako też posłów miejscowych oświadczyła się za jego
rozszerzeniem, a inna, mniejsza część, za ścieśnieniem, nie omieszkała
większość, jeszcze w czasie trwania sejmu, conajpóźniej 14 marca 1531 r.,
zwrócić się do osób wpływowych z prośbą, ażeby zarówno u senato-
rów koronnych, jako też przez nich u króla poparły jej myśl, i przez
to przyjęcie odpowiedniego postanowienia na sejmie walnym umożli-
wiły **). Rozumiano dobrze, iż zarówno król jako też sejm walny, ma-
jąc przed sobą dwie sprzeczne informacye w tej samej sprawie, mogliby
się przychylić do któregokolwiek zdania, zatem także do zdania mniej-
szości, którego bądź co bądź za uchwałę sejmu mazowieckiego nie mo-
żnaby było uważać *).
Uwagi powyższe wyjaśniają ostatecznie, jaka była zasadnicza
wartość zarzutów, podniesionych ze strony mazowieckiej przeciw Sta-
tutowi pierwszemu na sejmie piotrkowskim z r. 1534. Biorąc zarzuty
owe dosłownie i w całej rozległości, a pamiętając zarazem, iż tekst,
przedłożony przez Prażmowskiego, był tylko informacyą dla króla i sejmu
^) Quod in conrentu Warschoriensi praeterito cum.... aggressnm esset n e g o-
tiumiarium corrigendorum et concinnandorn m... Por. Dodatek I.
') Ad colligendam et conscribendum statata et consuetadines ter-
rarnm Mazoviae. Metr. kor. t. 1 fol. 58; K e k o p. W i 1 a n. fol. 60.
•) Por list Krzyckiego do biskupa Tomickiego z daty 14 marca 1631, w któ-
rym Krzycki, na prośbę większości sejmu mazowieckiego, sprawę tę poleca Tomickiemu,
i prosi o wstawiennictwo u króla. Gpis Czart. (Acta Tomic.) nr. 215 str. 485.
Por. Winiarz 11 uw. 2.
*) Instancye w tej sprawie odniosły na raiie ten skutek, ie król mandatem
z 27 marca 1531 r., a na tej zasadzie wicesgerent Prażmowski mandatem z 27 maja
t. r. polecili sndom mazowieckim, aieby aż do załatwienia niniejszego spora przez
BBJm walny koronny, wstrzymały się z wydawaniem jako toż ogzekucyą wyroków w spra-
wach o dziedziczenie kebiet. Por. Dodat^^k I i II.
STATUT MAZOWIECKI IIERWSZY 203
walnego, będziemy przecież musieli stwierdzić, że, jeśli złożona przez
Popielskiego redakcya Statutu nie została poddaną ponownej rewizyi
sejmu mazowieckiego, i przez to nie we wszystkiem może odpowiadała
jego zamiarom, to inforraacya mogła l)yó w istocie częściowo błędną;
że, jeśli przedtem zgorzało kilka sekstemów projektu, to była niezu-
pełną i niewyczerpującą ; że wreszcie, jeśli Prażmowski poczynił tu su-
mowobae dodatki, to — w najgorszym razie — była spaczoną; ale wszyst-
kie te okoliczności nie dowodzą, iżby sejm walny, gdyby nawet o tem
wszystkiem z góry wiedział, nie mógł Statutu w takim właśnie kształ-
cie przyjąć i uchwalić, i u króla zatwierdzenie dlań wyjednać; albo
też, iż))y Statut, na podstawie tak wadliwej informacyi uchwalony, mógł
z tego powodu formalnie uchodzić za nieważny. Sejm walny bowiem
i król. jako wyłącznie rozstrzygające czynniki ustawodawcze, mieli
wobec udzielonej sobie informacyi zupełną swobodę działania i mogli
uznać taką, jaka była, za dobrą i wystarczającą.
Cóż jednak sądzić o owych dodatkach Prażmowskiego, na które
później tak się użalali Mazowszanie? Byłże to w istocie jakiś akt sa-
mowoli z jego strony, a zarazem podstępne i nieszczere działanie wobec
sejmu mazowieckiego? Ażeby rzecz wyrozumieć, rozważmy warunki,
wśród których kodyfikacya przychodziła do skutku. Chodziło o stwo-
rzenie obszernego, o ile możności wyczerpującego kodeksu praw są-
dowych mazowieckich. Sejm walny, choć był tu wyłącznie powoła-
nym do ustawodawczego orzeczenia, choć zresztą w składzie swym,
w obu izbach, jednoczył także żywioły mazowieckie, nie mógł się pod-
jąć pracy przygotowania same;;o projektu. Było to zadanie nazbyt
obszerne, i nie takie, dla którego możnaby tu było znaleźć i czas po-
trzebny i grunt stosowny. Gdyby zresztą pod tym względem istniały
jakie wątpliwości, byłoby je rozwiało doświadczenie, jakie w tej mierze
zebrano co do wlokącej się już od dłuższego szeregu lat, a wtedy je-
szcze nieukończonej sprawy korrektury praw koronnych. Trzeba było
zatem złożenie projektu zlecić jakiemuś innemu czynnikowi, poza obrę-
bem sejmu walnego stojącemu. Nikt lepiej nie nadawał się do tego.
jak sejm mazowiecki sądowy: jednoczył on w swym składzie dostoj-
ników, urzędników i posłów mazowieckich, z miejscowem prawem naj-
lepiej obznajomionych; przytem, spełniając zdawna wyższe sądownictwo
ziemskie, stykał on się z niem ciągle w żywem jego zastosowaniu.
Informacya, udzielona przezeń sejmowi walnemu, w kształcie odpowie-
dnio ułożonego projektu, choć na zewnątrz nie miała mocy wiążącej,
była przecież sama w sobie bardzo pożądaną, mogła nawet na wewnątrz
cieszyć się wielką powagą. W każdym razie jednak nie był sejm ma-
zowiecki jedynem, jakie się pomyśleć dało, źródłem informacyi. Ani
204 OSWALD BALZER.
on sam nie miał wyłącznego na to przywileju, ani sejm walny nie
miał obowiązku szukać jej u niego wyłącznie. Mógł i miał prawo
szukać jej także gdzieindziej, gdzie się ją spodziewał znaleźć dobrą
i trafną; w zasadzie byłby mógł nawet sięgnąć wyłącznie do innego
źródła, z zupełnem pominięciem sejmu mazowieckiego. Taką właśnie
drogą postępowano już od lat kilkunastu w Koronie, w sprawie przy-
gotowywanej tamże od dawna kodyfikacyi prawa polskiego. I tam zamie-
rzono oprzeć Korrekturę nie tylko na dawniejszych statutach, ale także
na wytworzonem zdawna prawie zwyczaj o wem; i tam zakrzątano się
gorliwie około zebrania prawa zwyczajowego w każdem województwie,
ażeby potem spisy tegoż prawa przedłożyć do zużytkowania korrekto-
rom, a przez nich, w opracowanym ostatecznie projekcie kodeksu, sej-
mowi walnemu Ale w Koronie zadanie zebrania praw zwyczajowych
nie zostało zleconem żadnemu ciału zbiorowemu, choć i tutaj byłyby
się znalazły organy, do takiej pracy stosowne i odpowiednie, n. p. wiece,
sprawujące wyższe sądownictwo ziemskie, z miejscowych dostojników
i urzędników złożone; zadanie to poruczono tutaj wojewodom poszcze-
gólnych ziem, wychodząc z zapatrywania, że jako pierwsi dostojnicy,
a zarazem przewodniczący wieców, sami zdołają ustalić obowiązujące
zwyczaje prawne. O tem zebraniu praw zwyczajowych przez woje-
wodów koronnych wspominają liczne współczesne listy i mandaty kró-
lewskie ^); zarządza je statut sejmowy z r. 1520 *), a co uwagi godniej-
sza, to samo zarządzenie powtarza statut sejmu z r. 1532 % tego sa-
mego sejmu, na którym toczyła się sprawa zatwierdzenia Statutu
mazowieckiego pierwszego. Mógł tedy król i sejm, idąc tu za wzorem,
stosowanym w Koronie, również i przy dokonaniu kodyfikacyi mazo-
wieckiej, korzystać z informacyj wojewody mazowieckiego, uzup^ia-
jacy eh projekt sejmu tamtejszego; tym zaś wojewodą, a zarazem wi-
cesgerentem królewskim na Mazowszu był wtedy właśnie — Prażmo-
wski. Bezwzględnie rzecz biorąc, moźnaby sobie nawet zadać pytanie,
czy Praźmowski nie był do tego powołanym bardziej, niż którykolwiek
inny wojewoda koronny co do zwyczajów swojej ziemi; przypominamy
wiadomy szczegół o sumiennem pełnieniu funkcyj sędziowskich, jaki
o nim przekazały źródła. W tem leży zasadnicze wyjaśnienie jego
współudziału w tej sprawie. Moźnaby tu poruszyć jeszcze pewien
wzgląd praktyczny. Nie należy zapominać, że sejm mazowiecki z r. 1531
') Por. piBma z r. 1513, 1514, 1521, 1526 i 1527. Acta Tomic. n. nr. 158.
in. nr. 6. VI. nr. 1. VI1L nr. 7. IX. nr. 76. 283.
») Vol. leg. I. 393.
^ Ibid. I. 600.
STATUT MAZOWIECKI PIIBRWSZY 205
dokonał pracy złożenia projektu bardzo pospieszie, w ciągu dni kilku-
nastu; że skutkiem tego nie było tu rękojmi nie tylko zupełnego wy-
czerpania przedmiotu, ale brakowało nawet pewności, czy nie pominięto
jakichś przepisów ważnych, aktualne znaczenie przedstawiających, w za-
mierzonym Statucie istotnie potrzebnych. Wszakże sam sejm warszawski
przy końcu swojego projektu zastrzegł, iż utrzymuje na przyszłość
w mocy inne statuty i zwyczaje, których dla krótkości czasu zebrać
i spisać nie było można *). Co z tych pominiętych statutów i zwy-
czajów na szczególne jeszcze zasługiwało podniesienie, na to mógł
snadno królowi i sejmowi walnemu zwrócić uwagę — wojewoda ma-
zowiecki
Bozważmy wreszcie, w jakim zakresie Prażmowski zrobił użytek
z przysługującego mu prawa; na czem polegały lub polegać mogły jego
uzupełnienia, przynajmniej te, z których Mazowszanie później byli nie-
zadowoleni? Pamiętając o tem, że już w r. 1540 wydany został Sta-
tut drugi, który widocznie miał na celu usunąć to, co Mazowszanom
wadziło w Statucie pierwszym, musielibyśmy, biorąc rzecz ogólnie,
zwrócić uwagę na te artykuły, które w Statucie drugim zostały co do
treści zmienione, jako też te, które w nim zupełnie opuszczono.
Pierwszych, jak wiadomo, jest 77, drugich 8 we właściwym tekście,
a ponadto, jako część dodatkowa, statut o rrężobójcach, na 10 artyku-
łów rozłożony *). Co do grupy pierwszej zachowanie Prażmowskiego
polegałoby na tem, iż tekst pewnych artykułów, przez sejm mazowie-
cki z r. 1531 uchwalonych, samowolnie zmienił; co do grupy drugiej
na tem, iż pewne postanowienia, przez sejm wcale nieuch walone, sa-
mowolnie dodał. Zwrócić tedy musimy uwagę na to, że zarówno Po-
stulaty mazowieckie, jako też Legacya sejmowa z r. 1534, jakkolwiek
w niczem nie oszczędzają Prażmowskiego, nie zarzucają mu przecież,
iżby w czemkolwiek spaczył myśl uchwalonych przez Mazowszan arty-
kułów, a więc, jakoby poczynił w nich jakiekolwiek zmiany; pierwsza
z nich mówi tylko ogólnie o niektórych artykułach na szkodę szlachty
dodanych*); druga wymienia szczególnie statut o mężobójcach, jako
też inne artykuły przydane*). Nie można wątpić, że gdyby wina
^) Omnes alias consaetadineB, pririle^ia et articolos terrestres.... qnafl.... ob tam
breye tempas conyentioniB istins coiligere et conecribere non poterant, in Wgore sno et
robore perpetno resenrayeront. Art. 248.
*) Por. Btr. 179.
") In qao statato.... continentar nonnalli articnli in grayamen et praeindiciam
totioa nobilitatis. Qno8 articulos olim dominuB palatinuB.... imposnit. Bpis
C a a r t. (Acta Tomic.) nr. 272 str. 286.
*) Statntam illud (do homicidiis) .... neqae de volantate ant sententia ipsoram
206 OSWALD BALZER.
Prażmowskiego, w rozumieniu Mazowszan, była sięgała dalej, nie by-
liby mu oszczędzili najcięższego zarzutu, t. j. świadomego przekręcenia
istotnie już objawionej i w projekcie wyrażonej woli; z tym zarzutem
jednak, mimo wszystko, przeciw niemu nie występują. Tak więc w do-
chodzeniu pytania, co jest samoistnym dodatkiem Prażmowskiego, mu-
simy się f>graniczyć wyłącznie do grupy drugiej, t. j do artykułów,
które w Statucie drugim opuszczona.
Spotykamy tu, jak już wspomniano, przede wszy stkiem 8 artyku-
łów, należących do właściwego tekstu Statutu pierwszego. Dwa z nich
(art. 97 i 98) zawierają przepisy o sposobie graniczenia dóbr królew-
skich od szlacheckich, oba, jak z samej ich treści wynika, oparte na sta-
rodawnym zwyczaju, zatem takie, których utrzymanie na przyszłość
orzekała w zasadzie końcowa klauzula generalna Statutu, potwierdzająca
całe dawniejsze prawo zwyczajowe (art. 248). Co ważniejsza, jeden
z tych artykułów wymaga przy graniczeniu obecności panującego, drugi,
przeładowuje [)roces graniczny niedogodnym dlań formalizmem. Oba
zniesione zostały dekretem królewskim z 29 stycznia 1532 r. ^); sam
dekret zaś nie pozostawia wątpliwości, dla czego się to stało: oto dla
tego, że przewód taki zarówno dla króla, jak i dla jego skarbu był
uciążliwym % Oba te artykuł j^ nie mogły zatem w niczem wadzić Ma-
zowFzanom, owszem miały dla nich nawet pewną wartość, podnosząc
znaczenie ceremoniału granicznego^ jako też utrudniając dowód granic
dóbr królewskich, na korzyść stanu szlacheckiego. Nie na tem więc
chyba polegały dodatki Prażmowskiego, na które się uskarżano w r. 1534
per dominum olim palatinuin... insertam esse, ut ot pleraqne alia per
ipRnm a 8 8 u t a. K p i s Czart. nr. 272 str. 275.
^) Mam ta na mjśli pr2epi8, wydrukowany w Statacie drugim p. t. De bonis re-
galibus limitiindis. Bandtkie, lus Pol. 417. Zewnętrznie nie jest on tu wyróżniony
jako osobny dekret królewski ; nie ma tei w nim nmieszczonej daty, pod któr^ został
wydany. Widocznie jednak nie należy on do wła&ciwogo tekstu Statutu dmgiogo,
jest bowiem stamti^d wyleczony, a mianowicie znajduje się już nawet po końcowej
klauzuli tegoż Statutu o otrzymaniu wszystkich dawniejszych ustaw i zwyczajów ma-
zowieckich. (Ibid. 414). Z tego wypływa, że zawdzięcza swoje powstanie osobnemu
aktowi ustawodawczemu. Poni''waż zaś bezpośrednio przed nim zamieszczono tu dwa
dekrety królewskie z 29 stycznia 1532 r., a bezpośrednio po nim nie następuje joż nic,
jak tylko zgrupowany w osobną całość zbiór statutów mazowieckich średniowiecznych,
przeto słuszna przypuścić, że także i ów przepis o graniczeniu dóbr królewskich wy-
dany został jako osobny dekret, równocześnie z dwa innymi dekretami królewskimi
z 2d stycznia 1532 r., do których go tu bezpośrednio przyłączono. Opuszczono tylko
formułkę wstępną i końcową, może dla tego, że je dwa razy przedtem powtórzono;
skutkiem czego sam przepis wygląda pozornie jakoby artykuł statutowy.
') Nonnihil nobis et fisco nostro damni allatura esse yidebatur. Bandtkie,
ins Pol. 417.
STATUT MAZOWIECKI PIERWSZY 207
Dwa inne artykuły dotyczą stosunków kmiecych: jeden z nich stanowi,
że kmieć, wydający córkę poza granice Mazowsza, winien panu, według
starego zwyczaju, zapłacić jeden wiardunek kunnego (art. 121); druo-i
przepisuje, że szlachcic, jeśli był pomocnikiem w zabójstwie kmiecia
lub w ogóle nieszlachcica, nie ma być pociąganym do odpowiedzialności
sądowej, jeno tylko sprawca główny (art. 159). Oba postanowienia
przestrzegają ściśle interesów szlachty przeciw ludności poddańczej,
i to po części w granicach zbyt daleko zakreślonych; ale właśnie
dla tego oba nie mogły stanowić przedmiotu zgorszenia dla posłów
szlacheckich, zwłaszcza przy ułożeniu Statutu drugiego, którego doko-
nano właśnie pod hasłem większego jeszcze ścieśnienia praw ludności
włościańskiej, aniżeli to uczynił Statut pierwszy. Tak więc i do tych
dwu artykułów nie odnoszą się chyba zarzuty Mazowszan. podniesione
przeciw Praźmowskiemu na sejmie piotrkowskim. Jest rzeczą najpra-
wdopodobniej szą, że jak tamte, tak też i niniejsze dwa artykuły umie-
szczono w Statucie pierwszym wprost z woli sejmu mazowieckiego
z r. 1531 ; jeśli je zaś w redakcyi drugiej opuszczono, to tylko dla tego,
że ostatni był krzycząco niesprawiedliwym, a pierwszy, jak się tego
już domyślano, dla tego, że przedstawiał podrzędne znaczenie; podobnie
jak dwa inne, na wstępie wymienione artykuły o graniczeniu dóbr kró-
lewskich, dla tego nie weszły do Statutu drugiego, iż zniósł je dekret
z r. 1532. Dwa dalsze artykuły określają stosunki prawne kobiet do
nieruchomości, i to w sposób wielce dla nich korzystny: jeden stanowi,
że córki po śmierci ojca, pokąd za mąż nie wyjdą, nie mogą być z dóbr
ruszane przez braci (art. 80); inny, że kobieta, której ojciec na dobrach
zapisał pewną sumę, nie może być z nich skupioną na zasadzie t. z.
taksy ziemskiej (t. j. na podstawie oszacowania, dokonanego przez
krewnych i sąd), jeno tylko przez spłatę całkowitej, przez ojca zapisa-
nej wartości pieniężnej (art. 163). Oba te artykuły, gdyby je nawet
był dodał Prażmowski, odpowiadały chyba zamiarom większości sejmu-
jących z r. 1531, skoro na ówczesnym sejmie mazowieckim większość
ta oświadczyła się także za rozszerzeniem praw kobiet przy dziedzi-
czeniu nieruchomości ^). Nie jest zresztą wykluczonem przypuszczenie.
że i owe artykuły weszły do pierwotnego tekstu projektu, uchwalo-
nego r. 1531, że zatem nie są dodatkiem Praźmowskiego; jeżeli bowiem
większość, uznająca szersze prawa kobiet, nie mogła się zgodzić z mniej-
szością co do rzeczy najważniejszej i najdalej idącej, t. j. dziedziczenia
kobiet w dobrach nieruchomych, i z tego powodu odnośnego postano-
wienia w sam tekst Statutu nie wprowadziła, to jednak co do pytań
*) Por. Btr. 202.
208 OSWALD BALZKR.
bądź co bądi podrzędniejszych, znaczeniem swojem tak daleko nie się-
gających, jak pytania w art. 80 i 163 rozstrzygnięte, mogła doprowa-
dzić do zgody, a przeto też i odnośne postanowienia w projekcie za-
mieścić. Art. 238, opuszczony w Statucie drugim, stanowi, że pozwany
o zwrot dóbr nieruchomych, jeśli się zasłoni zarzutem, iż posiada je
po ojcu, dziadach i pradziadach, przez czas dawności ziemskiej, ma
prawo twierdzenie to udowodnić pełnymi świadkami, a w takim razie
wychodzi zwycięsko z procesu ^). Zawarty tu przepis, zarówno o stro-
nie dowodzącej, jak i o skutkach przeprowadzonego dowodu, jest
tylko przypomnieniem elementarnej zasady mazowieckiego 2), jako też
w ogóle polskiego przewodu sądowego, jakiej tu przestrzegano zarówno
przedtem jak i później; w samym tekście artykułu wyraźnie też za-
znaczono, iż jest on wzięty z prawa zwyczajowego. I ten więc przepis,
gdybyśmy nawet przyjęli, że go dodał Prażmowski, nie mógł później
stać sig kamieniem obrazy dla Mazowszan; jego pominięcie w Statucie
drugim dałoby się usprawiedliwić wprost przypuszczeniem, iż nie chciano
tu powtarzać myśli, wyrażonej w ten sam sposób w całym szeregu in-
nych szczegółowych postanowień tegoż Statutu 3). Ostatni wreszcie
z należących tu artykułów (221) stanowi, jakie opłaty należą się pod-
komorzemu za jego czynności urzędowe: jeżeli jedna strona zawezwała
go do dokonania wizy i, winna mu zapłacić kopę groszy; jeśli obie to
uczyniły, każda płaci po kopie *). Nie mamy podstaw źródłowych do
') ArŁyknł ten, nieuws^lędniony w ostatniej pracy o Statucie pierwszym, przy-
taczamy tu w pełnem brzmienia: De praescriptione patrimonii. Si ąais
citaYorit pro possessione et tenuta aIiquomm bonorum, alle^ans ista bona ease propria,
et iura super eadem bona produzerit, ci tatuś Tero eadem bona sua patrimonium suum
in responsione nominaverit, asserens ea tenere et pacifice possidere post patrem, arum,
praeayum et ultra post praedecessores suos iure naturalis successionis et le^time tan-
qaam rerum patrimonium suum, qui semper fuerunt in continua et pacifica possessione
dictorum bonorum absąue omni impedimento et inqaietatione actoris et eius anteces-
sorum, in quibu8 bonis praescriptionem terrestrem satis longo tempore retinuerit, iudi-
ci om in tali casu decemere debet citato plenis testibus supportare suam possessionem
et praescriptionem terrestrem iuzta responsionem, quod ipsa tenet ex praearo, avo,
patre in pacifica possessione; qua probata actori silencium, et citato pax perpetua
(w rękop. błędnie: pacem perpetuam) pro eisdem bonis iadicialiter imponi debet inzta
consuetudinem terrae. Metr. kor. t. I. fol. 104.
') Por. Schoennet, Dowód ze świadków w prawie mazowieckiem 33 n.
«) Ibid. 33 n.
*) I ten artykuł, pominięty w ostatniej pracy o Statucie pierwszym, podajemy
tu w caIo6ci: Pretium succamerarii a risione. Quando succamerarius capitalis
alicuius terrae recipitur per aliqaem ez iure ad yisionem pro aliqua haereditate, se-
zagenam grossorum pretii habere debet ab eo, qui eum recipit et oonducit. Si [ab] ntra-
que parte recipitur, ntraqne pars unam sezagenam sibi solyere debet et non plus.
Metr. kor. t. I. fol. 100.
STATUT MAZOWIECKI PIERWSZY 209
porównania, jakiemi były przedtem i potem taksy podkomorskie za
„widzenie^; z tekstu artykułu, zastrzegającego, że ponad wymienione
powyżej należytości podkomorzy więcej pobierać nie powinien, wy-
nika jednak niewątpliwie, że w przepisie tym mamy albo zniżenie da-
wniejszej taksy, albo przynajmiej wyraźne jej ustalenie, zmierzające
do usunięcia nadużyć, jakicb się tu może dopuszczali podkomorzowie.
W jednym i drugim wypadku przepis taki mógł być tylko pożądanym
dla szlachty, ułatwiając jej dochodzenie prawa w sporach granicznych.
Dlatego przyjąć możemy, że i ten artykuł uchwalony został przez
sejm mazowiecki z r. 1531, a nie jest dodatkiem Prażmowskiego;
gdyby zaś nim nawet był, to, pomijając nawet drobnostkowość sprawy,
i biorąc wzgląd na sarnę treść postanowienia, przyznamy, że Mazowsza-
nie nie mieliby żadnego powodu występować później przeciw niemu.
Jedynym dodatkiem, co do którego na pewno da się powiedzieć,
że pochodzi od Prażmowskiego, i którego nie zawierał pierwotny pro-
jekt Statutu^ uchwalony r. 1531, jest statut o mężobójcach, ks. Janu-
sza m mazowieckiego z r. 1525, umieszczony tu w potwierdzeniu
Zygmunta I z 29 stycznia 1532 r. Że statut ten został później do-
dany, podnosi przedewszystkiem wyraźnie przytoczony poprzednio
ustęp Łegacyi sejmowej z r. 1534 ^). Pewniejszą jeszcze wskazówkę
podaje miejsce jako też forma, w jakiej go tu zamieszczono. Przede-
wszystkiem znajduje się on na samym końcu całego kodeksu, a więc
w miejscu dla siebie niewłaściwem, wszystkie bowiem statuty dawniej-
szych książąt mazowieckich, w liczbie 25. jakie na przyszłość utrzymać
chciano, podano w kodeksie na jego czele; nie można wątpić, że gdyby
i ten statut, według pierwotnego zamiaru Mazowszan, miał był wejść
w skład kodeksu, byłby się znalazł w jego części początkowej, pośród
innych statutów dawniejszych. Powtóre: żaden ze statutów książęcych
nie jest zaopatrzony formułką ratyfikacyjną króla, z jedynym wyjąt-
kiem niniejszego statutu o mężobójcach; dowodzi to, że dostał się
w skład kodeksu w odmiennych warunkach, aniżeli tamte. Wreszcie
następuje on w kodeksie po artykule (248), który, powołując się na
wszystkie poprzednio tu zamieszczone statuty i zwyczaje, dodaje klau-
zulę ogólną o utrzymaniu na przyszłość wszystkich innych, wyraźnie
niepodanych statutów i zwyczajów: z samej treści artykułu tego wy-
nika, iż w pierwotnym projekcie musiał być ostatnim, i że to. co po
nim w kodeksie następuje, jest dodatkiem późniejszym.
Rozważmy pobudki, które na zamieszczenie tego dodatku wpły-
nąć mogły. I^ypomnieć winniśmy, że w czasach Zygmunta I warunki
*) Por. str. 189 i tamże pnjp. 1. 2.
Busprawy Wjrds. blit fllos. T. XŁ. 14
210 OSWALD BALZER.
i rękojmie bezpieczeństwa życia i mienia ułożyły się w całej Polsce
nad wyraz niekorzystnie. Przyczyniło się do tego pewne rozkiełzanie
obyczajów i rosnąca samowola szlachty, z drugiej zaś strony upadek
najwyższego sądownictwa, skutkiem wadliwego ustroju, jaki mu jeszcze
w wiekach średnich nadano ^). Szczególnie zagnieździły się męźo-
bójstwa, wzruszając do najgłębszych podstaw porządek społeczny
w kraju ^). Nasuwała się myśl, sama przez się, ażeby takiemu stanowi
rzeczy zapobiec przez stosowne przepisy ustawodawcze, a mianowicie
przez zaostrzenie kar na mężobójców, jako też przez sprężyste wyko-
nywanie wydanych w tej mierze postanowień przeciw winnym. Osta-
tnia z ustaw dawniejszych, przedmiotowi temu poświęconych, uczyniła
już po części zadość temu zadaniu. Statut z r. 1496 podniósł głów-
szczyznę szlachecką do 120 grz., polecił męźobójców karać wieżą jednego
roku i sześciu niedziel, zarządził wreszcie, iż obwiniony o mężobójstwo,
gdyby uciekł z królestwa, podlegać ma karze infamii *). Ale i te
środki nie wystarczały jeszcze. Kiedy po objęciu rządów przez Zy-
gmunta I, w trzech pierwszych latach jego panowania, mężobójstwa
mimo to w zastraszający sposób szerzyć się poczty, zwrócił król ba-
czną na tę sprawę uwagę i postanowił zapobiec złemu przez stosowne
zaostrzenie przepisów ustawowych. Po raz pierwszy na sejmie piotr-
kowskim z r. 1510 udało mu się przeprzeć ustawę, przedmiotu tego
dotyczącą, która była znakomitą reformą statutu z r. 1496. Utrzymała
ona nie tylko oznaczoną poprzednio główszczyznę i karę wieży; zarzą-
dziła ponadto, iż o każdym wypadku mężobójstwa starostowie miej-
scowi winni natychmiast donosić królowi, pod wysoką grzywną pie-
niężną lub utratą urzędu; a zarazem postanowiła, iż na takie zawia-
domienie sąd królewski wezwie winnego do odpowiedzialności; zerwała
zatem stanowczo z zasadą oskarżenia prywatnego; orzekła następnie,
iż rodzina zabitego ma otrzymać dobra mężobójcy w zastaw, póki
główszczyzny nie zapłaci, a gdyby dobra na to nie wystarczały, pole-
ciła winnego więzić aż do zadośćuczynienia, chociażby ponad ustawowy
termin kary; postanowiła wreszcie, że kara konfiskaty dóbr co do osia-
dłych, a infamii co do nieosiadłych, ma być stosowaną nie tylko wobec
tych, którzy uciekli z królestwa, ale w ogóle wobec wszystkich
którzy na pozew sądowy nie staną przed królem ^). Zapoczątko-
wana przez króla akcya zanadto się usprawiedliwiała sama przez
się, ażeby ktokolwiek odważył się był wystąpić przeciw niej otwarcie
^) Por. Bal 2 er, Geneza trjban. koron. 93 n. 104 n.
*) Jui statat piotrkowski z r. 1510 podnosi: Homicidia.... in Beg^o nostro ino>
lererant. Vol. leg. I. 370.
») Ibid. L 274
*) Ibid. 1. 370. 371.
STATUT MAZOWIECKI PIERWSZY 211
i stanowczo; niemniej przeto, godząc surowo w dwa najcenniejsze klej-
noty szlacheckie, wolność osobistą i własność ziemską, nie była pozba-
wioną pewnych stron drażliwych dla tego stann, nawet pośród naj-
przedniejszych jego przedstawicieli — na sejmie. To też, nie odrzucając
wniosków królewskich, i godząc się na nie w zasadzie, próbowano
przynajmniej osłabić ich doniosłość, przyjmując odnośne postanowienia
tylko na pewien, z góry określony, krótki przeciąg czasu, jakoby za-
rządzenie wyjątkowe, w niezwykłych stosunkach wydane; poczem miały
odzyskać moc obowiązującą dawniejsze, łagodniejsze przepisy. Statut
z r. 1510 uchwalony został tylko na przeciąg pięciu lat Nie zraziło
to króla w niczem; otwarty, stanowczy orędownik ładu i porządku
w państwie, nie złożył broni w wypowiedzianej raz temu występkowi
walce, i przez długi czas swoich rządów z rzadką wytrwałością pro-
wadził ją bez ustanku. Stąd na wielu późniejszych sejmach sprawa
mężobójstw wraca na porządek dzienny obrad; treść postanowień, jakie
przy tej sposobności zapadały, wskazuje, iż król ciągle walczyć musiał
z ukrytym oporem sejmujących: zrazu przedłużano moc obowiązującą
statutu z r. 1510 na coraz mniejsze okresy czasu czterech, trzech
i jednego roku (1523, 1532, 1538) ^), aż wreszcie r. 1539 wyraźnie
nznano, iź statut ten jest za surowy, i przyzwolono tylko na odnowienie
statutu z r. 1496; podobnież postanowił także i późniejszy sejm z r. 1543 *)
Z tem większą usilnością popierał król sprawę tę poza sejmem, przez
samoistne rozporządzenia edyktowe, niewiązany małostkowymi skrupu-
łami przedstawicieli szlachty; przyczem nie ograniczał się tylko do po-
leceń wydawanych starostom, aby uchwał sejmowych ściśle przestrzegali,
ale niejednokrotnie, kiedy na sejmie nie zapadła odnośna uchwała, sa-
modzielnie przedłużał na pewien przeciąg lat moc obowiązującą statutu
z r. 1510, albo (później) statutu z r. 1496. Takich edyktów królew-
skich przeciw mężobójcom z całego okresu rządów tego władcy, znamy
ilość bardzo wielką, dwa z r. 1510 ^), jeden z r. 1512 ^), dwa z r. 1524 %
i po jednym z lat 1532 «), 1535 ^ i 1540 ®). Doliczywszy tu nieustanne
nawoływania króla w legacyach sejmikowych przed każdym niemal
sejmem walnym, szczególnie w drugiej połowie jego panowania *), wzy-
') Yol. leg. I. 402. 609. 582.
^ Ibid. L &49. 573.
') Metr. kor. t. 24. fol. 465; Acta Tomic. I. nr. 86.
*) Castr. Chęcin, t. 3. fol. 17.
') Ibid. t 3. fol. 237; Metr. kor. t. 36. str. 868.
^ Metr. kor. t. 47. fol. 370.
O Terr. Beli. t 9. str. 1136.
") Ibid. t 10. Btr. 50.
*) Acta Tomic. I. — X. pata.; Metr. kor. pasi.
14*
212
OSWAIiD BALZER.
wające do obmyślenia środków na poskromienie mężobójstw, będziemy
mieli, w samej ilości przywiedzionych tu szczegółów, jako też w samym
fakcie tak częstego ich powtarzania się, wymowny dowód na to, jak
bardzo sprawa ta leżała królowi na sercu, i jak statecznie, gorliwie
i wytrwale zmierzał on do pomyślnego jej załatwienia.
Spostrzeżenia powyższe tłómaczą same przez się, że także i na
Mazowszu, po przyłączeniu tej ziemi do Polski, polityka królewska
zmierzać musiała do osiągnięcia tych samych celów, jakie sobie co do
niniejszej sprawy założyła w Koronie. Nie było lepszej po temu spo-
sobności, jak właśnie w owej chwili, kiedy miało przyjśó do zatwier-
dzenia Statutu mazowieckiego pierwszego, kodeksu praw sądowych,
zatem także prawa karnego, który miał tutaj na przyszłość uzyskać
moc obowiązującą. Osobne załatwienie tej sprawy stawało się tu tern
potrzebniej szem, że to, co projekt Statutu w przedmiocie niniejszym
postanawiał, było już zgoła niewystarczającem. Postanowienia o męża-
bójstwach, rozrzucone zarówno w dołączonych 25 statutach dawniej-
szych książąt, jako też w kilku artykułach właściwego tekstu (art. 119.
157. 159. 162. 166. 187. 188. 225. 226) obracały się wszystkie jeszcze
w granicach wyobrażeń średniowiecznych, pojmujących tę zbrodnię jako
występek prywatny, i określały dla tego tylko różne wysokości głów-
szczyzn, albo też urządzały starożytny ceremoniał wróżby i pokory.
Niedostawało przepisu, który, chociażby tylko w tych rozmiarach, jak
statut koronny z r. 1496, byłby tu wprowadził elementy prawno-publi-
czne. Zatwierdzenie projektu w tym kształcie, w jakim został po-
dany, byłoby zatem mogło sprowadzić najgorsze następstwa; byłoby
pośredniem zapewnieniem daleko sięgającej bezkarności mężobójcom.
Trzeba było koniecznie dodać tu jakieś przepisy, któreby sprawę ni-
niejszą przystosowały o ile możności do wzorów koronnych, a przez to
też w pojmowaniu samego występku wysunęły naprzód moment publi-
czno-prawny. Gdyby dla tych przepisów udało się znaleźć jaką pod-
stawę w dawniej szem ustawodawstwie mazowieckiem, najważniejsze
trudności formalne byłyby usunięte; boć przecie cała niniejsza akcya
kodyfikacyjna dokonywała się pod hasłem utrzymania dawnego, rodzi-
mego prawa mazowieckiego. Na szczęście, podstawa taka znalazła się;
dostarczył jej wzmiankowany statut o mężobójcach, wydany przez ks.
Janusza III r. 1525. Statut ten podwoił dawniejszą główszczyznę* szla-
checką z 48 na 96 kop groszy, nałożył na mężobójców jednoroczną
karę wieży, co do niejawiących się pozwanych zarządził konfiskatę
dóbr; co do tych, których majątek nie starczy na zapłatę głowszczyzny
lub którzy w ogóle majątku nie posiadają, postanowił, iż na żądanie
pokrzywdzonej rodziny mają być karani gardłem; przydał zarazem
STATUT MAZOWIECKI PIERWSZY 2 13
postanowienie, że układ, zawarty później z rodziną zabitego, nie znosi
kary wieży i konfiskaty majątkn; różne rodzaje krewnobójstwa obłożył
nie tylko konfiskatą, ale też zaostrzoną karą śmierci; wreszcie starostom,
pod wysokiemi grzywnami pieniężnemi, snrowe postępowanie przeciw
mężobójcom zalecił ^). Niewątpliwym wzorem, na którym się ta ustawa
oparła, był statut koronny z r. 1510; w niektórych wymiarach kary
posunęła się ona wszelako jeszcze dalej od samego wzoru. Łatwo tedy
zrozumieć, że, jak w Koronie samej statut z r. 1510 nie cieszył się
popularnością, tak też tem bardziej na Mazowszu surowe przepisy
ustawy z r. 1525 spotkać się musiały z niezadowoleniem i oporem.
To też już r. 1526, po śmierci Janusza, za krótkotrwałych rządów
księżniczki Anny, szlachta mazowiecka cofnęła całą ustawę. Niemniej
przeto sam fakt jej wydania stworzył ważny precedens, do którego
obecnie odwołać się mógł Zygmunt: statut ten, w ponownem zatwierdze-
niu królewskiem, mógł być przywrócony napowrót jako prawo obo-
wiązujące.
Otóż i geneza dodatku owego w Statucie mazowieckim pierwszym.
Byłoby rzeczą próżną i bezcelową dochodzić, czy pierwsza pobudka do
tego uzup^nienia wysda wprost od króla, który skłonił Prażmowskiego
do wydobycia aktu z zapomnienia i przyłączenia go do Statutu, czy
też naodwrót sam Praimowski zwrócił mu nań pierwszy uwagę, i zna-
j^ j^?^ dążności, podsunął myśl zatwierdzenia Januszowego statutu.
W jednym i drugim wypadku szedł on tu królowi na rękę, służąc
zarazem idei ładu i porządku spc^ecznego w swej ziemi. Godzi się
okoliczność tę zapisać na tem miejscu; jedyny to dodatek, jaki na
pewno da się przypisać współdziałaniu Prażmowskiego, rzuca bowiem
jaskrawe światło na rozjaśnienie kwestyi, jakiemi pobudkami wojewoda
mógł się kierować w swoich uzupełnieniach projektu z r. 1531.
Zapytajmy jednak ostatecznie: w jakichkolwiek rozmiarach Pra-
żmowski poczynił tu dodatki, czy było ich więcej, czy tylko ten jeden,
niewątpliwy, czyż możliwą było rzeczą, ażeby je mógł przyjąć sejm
walny ? I, jeżeli sam projekt, jaki sejmowi przedłożono, był niezupełny
z powodu spalenia się kilku seksternów, jeżeli nawet w redakcyi tego,
co ocalało, nie wszystko odpowiadało rzeczywistej woli Mazowszan,
czy taki projekt mógł tu być uchwalonym? Jeżeli bowiem poprzednio
stwierdzić mogliśmy, iż cały punkt ciężkości akcyi ustawodawczej nie
tkwił w sejmie mazowieckim, ale w sejmie walnym, to z drugiej strony
nie należy zapominać o tem, że Mazowsze miało tu także swoich przed-
stawicieli, zarówno w senacie, jak i w izbie poselskiej. Trzeba też
*) Por. Dodatek III.
214 OSWALD BALZER.
pamiętać o tern, że wchodzący tu dostojnicy-senatorowie jako też po-
słowie mazowieccy, to byli ci sami, którzy należeli do sejmu mazowie-
ckiego, i to niemal ogół jego crionków, bo wszyscy, którzy się i tam
gromadzili, z odliczeniem chyba niższych urzędników ziemskich. Co
było nieodpowiedniem i niepożądanem dla sejmu mazowieckiego, to
mogło i musicio być takiem samem dla przedstawicieli Mazowsza na
sejmie walnym; nie można też wątpić, że tutaj rzecz cała byłaby się
musiała spotkać z taką samą zasadniczą opozycyą, jaką w danym wy-
padku mógłby był stworzyć sam sejm warszawski. I jeiSliby odnośne
protesty czy zarzuty nie miały tu znaleźć posłuchu, to musielibyśmy
chyba przyjąć, że stanowisko przedstawicieli Mazowsza na sejmie wal-
nym było upośledzone, albo też, że sejm ten głosami innych przedsta-
wicieli koronnych miał możność i prawo zmajoryzowania ich jako
mniejszości.
Wiadomo, że ani jedna ani druga możliwość nie da się pomyśleć
w ramach ówczesnej organizacyi sejmowej. Stanowisko senatorów i po-
słów wszystkich ziem było równorzędnem, a zasada stanowienia ustaw
formalną większością głosów obcą była ówczesnemu parlamentaryzmowi
polskiemu. Owszem, nie możemy wątpić, iż przedstawiciele mazowieccy
mieli w niniejszej sprawie głos — przedewszystkiem rozstrzygający.
Pamiętać należy, iż ze stanowiska sejmu walnego była to sprawa par-
tykularna, jednej tylko ziemi, nie zaś całej Korony dotycząca.
Wprawdzie w tego rodzaju sprawach, o ile się tu rozstrzygamy, sejm
walny — cały — miał formalnie zastrzeżony głos dla siebie. Stąd
naprzykład tlómaczy się zaznaczony poprzednio szczegc^ o przyjęciu
Eksceptów z r. 1577 przez cały senat koronny i całą izbę poselską ^);
stąd także w czasach Zygmunta I wydawano niejednokrotnie ustawy
partykularne, powołujące przyzwolenie obu pełnych izb sejmowych ').
Ale to prawo udziału całego sejmu w sprawach partykularnych speł-
nii^o w zasadzie jedne tylko funkcyą praktyczną; możnaby ją okre-
ślić jako ujenmą. To znaczy: jeżeli w jakiejś zamierzonej ustawie
pj-rtykulamej znajdowi^o się postanowienie, które czy to interesowi
całego państwa, czy też innych ziem szkodzićby mogło, natenczas sejm
przez odmówienie swej zgody mógł przeszkodzić dojściu do skutku ta-
kiej ustawy. O ile względy tęgo rodzaju nie wchodziły w rachubę^
*) Por. tir. 197.
^ Por. ttatat i r. 1540: Tenramin Podoliae et Rassiao nimiiiB a nobis
petantiboB.... Noi cmn contiliariis nostrit et terrarnm Regni nostri nnn-
tiis.... statiiimoB. A dalej: ConsiliariiB nantiitąne Maioris Poloniae terramm no-
bla reeensentibnB.... proinde nnirersis consiliariii ^t terraram nnntiiB Be-
gni noBtri oenBentiboB, BtatnimoB. Yol. leg. I. 662. 568.
STATUT MAZOWIBCKI PJKRWSZY 215
zatem o ile projekt ustawowy obracał się wyłącznie w zakresie inte-
resów miejscowych, pozostawiano rzecz całą przedstawicielom odnośnej
ziemi, i jeśli przytem nawet, w tekście ustawy, powoływano przyzwo-
lenie całego sejmu, to miało to znaczenie tylko formalne. Bzeczowo —
uchwała należała do owego szczuplejszego grona, które miało tu zupełną
swobodę poruszania się, tak w kierunku dodatnim jak ujemnym, t. z.
mogło uchwałę przyjąć albo ją odrzucić. Szczególnie zaś, jeśli przed-
stawiciele miejscowi przeciwni byli pewnej ustawie dla odnośnej ziemi
przygotowanej, żadna większość głosów sejmowych, i żadna, choćby
z największym naciskiem objawiona wola całego sejmu, nie mogła ich
do tego przynaglić. Dowodu dostarczają przytoczone poprzednio obrady
nad Formuła processus z r. 1523 ^), gdzie skutkiem oporu posłów wiel-
kopolskich kodeks ten przewodu sądowego dał się wprowadzić zrazu
jako prawo obowiązujące tylko w Małopolsce. Dla tego w partykular-
nych ustawach sejmu walnego powoływano też czasem wyłącznie przy-
zwolenie samych tylko przedstawicieli miejscowych *) ; działo się to
mianowicie często w odniesieniu do ustaw mazowieckich, jak n. p.
w statutach z r. 1538 ») i 1543 *).
Tak więc stwierdzona poprzednio zasada o formalnem prawie
astawodawczem sejmu walnego, z wyłączeniem sejmu mazowieckiego,
nie usuwa bynajmniej wątpliwości co do pytania, czy Statut pierwszy
mógł być zatwierdzonym, jeżeli w czemkolwiek nie odpowiadał woli
i zamiarom Mazowszan; mieli oni bowiem tutaj taką samą możność
udaremnienia akcyi kodyfikacyjnej, jaką w przeciwnym razie byłby
był miał sejm warszawski. Wątpliwość tę usuwa spostrzeżenie inne,
źródłowo stwierdzić się dające: że stanowisko przedstawicieli Ma-
zowsza woboc projektu Statutu, zajęte na sejmie walnym, który miał
go uchwalić, było zgoła innem, aniżeli stanowisko ich wobec uchwa-
lonego już Statutu, na jakiem stanęli w r. 1534, w znanych nam już
Postulatach i Legacyi do króla.
Pod datą 29 stycznia 1532 r., zatem równocześnie z trzema in-
nymi^ omówionymi poprzednio dekretami królewskimi, w chwili, kiedy
sprawa zatwierdzenia Statutu była właśnie na porządku dziennym obrad
sejmowych, wyszedł inny jeszcze, czwarty z rzędu dekret Zygmunta I?
vr przedmiocie jednania stron co do t. z. zakładów sądowych (v<id%um^
>) Por. str. 200.
^ Por. n. p. statat z r. 1507: ad snpplicationem [nnntioram] terrarum Bassiao.
Vol. leg. I. 365.
") SammiB precibaB consiliariomm nostromm ac nuntiomm nobilitaiis dacatiu
sea palatinatas Mazoriao permoti... eonstitnlmus et ordinamns. Ibid. L 536.
^) Maciejowski, Uist. praw. bIow. VI. 288. n. paBsim.
216 OSWALD BALZER.
poena vallała). Przedmiotem tym projekt Statutu, przedłożony do za-
twierdzenia, zajmował się na trzech miejscach. Tak mianowicie za-
mieszczony w nim statut ks. Bolesława IV z r. 1448 ^) stanowił, że
jeśli między stronami zwaśnionemi zakład taki przez księcia czy też
przez sąd postanowionym zostanie, a jedna z nich dopnóci się czynu, z po-
wodu którego zakład przepada, naó wczas, gdyby się nawet strony poje-
dnały później między sobą nie tylko po wydaniu wyroku, ale chociażby
nawet przedtem, zakład taki należy uiścić. Jak się statut wyraża,
dziać się to miało dla skarcenia zuchwałości stron, a, jak tu niewątpli-
wie uzupełnić należy, głównie i przedewszystkiem ze względów fiskal-
nych; zakłady bowiem przypadały w całości lub w połowie na rzecz
skarbu książęcego. Ten sam przepis powtórzył także włączony do pro-
jektu statut zakroczymski Bolesława V z r. 1482 ^, przydając, iż za-
sada w nim wyrażona utarła się już z dawna jako prawo zwyczajowe.
Sam wreszcie właściwy tekst Statutu pierwszego zawarł takie samo
postanowienie w art. 72, stwierdzając ponownie ów dawny zwyczaj.
Otóż wspomniany dekret Zygmunta z 29 stycznia 1532 r., powołując się
na wstawienie się senatorów jako też prośbę posłów mazowieckich '),
a zarazem podnosząc to jako szczególną łaskę ze strony króla ^), wpro-
wadził tu ważną reformę: orzekł mianowicie, że zakład, mimo jednania,
ma być wprawdzie płacony, jak inne kary sądowe, jeżeli jednanie
nastąpiło po wyroku; że jednakowoż strony wolne są od jego zapłaty,
jeśli się pojednają przed wyrokiem sądowym. Przydał zarazem, że przez
to znosi zwyczaj zdawna w tej ziemi przestrzegany, jako też postano-
wienia, zawarte w przywilejach dawniejszych książąt ^), t z. odniósł
się wyraźnie do trzech przytoczonych poprzednio miejsc Statutu i uchylił
ich zastosowalność.
Zarówno wyraźne wzmianki dekretu, jako też sama jego treść
wskazują, że było to ustępstwo ze strony króla na rzecz szlachty ma-
zowieckiej, zrzeczenie się pewnej części swoich praw fiskalnych na jej
korzyść. Niewątpliwie zatem nie przyszło ono do skutku za pobudką
samego króla; stało się to na żądanie Mazowszan, zarówno senatorów
jak i posłów, o czem zresztą dekret również wyraźnie wspomina. Oko-
liczność ta jest ważną z dwu względów: naprzód bowiem stwierdza
') Bandtkie, los Pol. 466.
*) Ibid. 462.
") Ad intercessionem noBtrorom eonsiliariomm et ad petitionem nontionuD eiiu-
dem ddcatas (Kuotim). Ibid. 416.
^) De gratim noitra speeiali admittimiis. Ibid. 416.
*) OoEmTiB yeteri coninetadine et priTilegils dncam HasoTiae.... probibitom erat
i t. d. Ibid. 416.
STATUT MAZOWIECKI PISRW8ZY 217
poprzedni wywód, że przy dokonaniu niniejszej kod3rfikacyi brały adział
obie izby sejmowe, chociażby tylko przez przedstawicieli miejscowych;
powtóre zań, i o to tu przedewszystkiem chodzi, że ci sami członkowie
sejmu mazowieckiego, którzy ułożyli projekt Statutu w r. 1531, opa-
trzywszy się później na sejmie walnym, iż zawiera on pewne nieko-
rzystne dla nich postanowienia, sami z żądaniem ich reformy zaraz
wystąpili; albo, gdybyśmy tu nawet przyjęli, że ustępy owe zawdzię-
czają swe powstanie mylnej redakcyi Popielskiego czy też dodatkom
Prażmowskiego (co w każdym razie niepodobna byłoby odnieść do
tekstu statutów z r. 1448 i 1482), że zaraz z miejsca przeciw temu,
co im wadziło, wystąpili. Z tern zestawić trzeba dalszy szczegół: że
prócz dekretu o zakładach, jako też znanego nam już dekretu o dzie-
dziczeniu kobiet, nie dochował się żaden inny współczesny dekret kró-
lewski, któryby projekt Statutu, w interesie i na żądanie samych Ma-
zowszan, w czemkolwiek zmieniał lub uzupełniał. A jednak przyjąć
musimy koniecznie, że skoro na sejmie walnym przedstawiciele mazo-
wieccy zakrzątali się około naprawy pewnych wad projektu, jako też
uzup^ienia jego luk, to nie mogli tej rzeczy robić połowicznie; gdyby
zatem w projekcie nie dogadzały im jakiekolwiek inne postanowienia,
czy to mylnie przez Popielskiego zredagowane, czy to samowolnie przez
Prażmowskiego dodane, to byliby zażądali tak samo odpowiedniej reformy
przez stosowny dekret królewski, jak to uczynili co do tamtych. Skoro
dekretów takich niema, to widać, że na wszystko inne, co się w pro-
jekcie zawierało^ dali swe przyzwolenie. I nie można tu bronić się
przypuszczeniem, że może król wobec niektórych żądań mazowieckich
zachował się odpornie, a przeto dekretów reformujących nie wydał;
w takim bowiem razie Mazowszanie mieli możność, wraz z niewygo-
dnymi dla siebie artykułami, odrzucić cały projekt Statutu; ale wtedy
też nie byłby się był mógł pojawić, jako rzecz zupełnie bezprzedmiotowa,
dekret królewski o zakładach, zmieniający niektóre jego przepisy.
Zwracamy dalej uwagę na to, iż dekret o dziedziczeniu kobiet
wyraźnie stwierdza, jako na sejmie mazowieckim z r. 1531 zgroma-
dzeni tam dostojnicy i posłowie zgodzili się na wszystko, co się w pro-
jekcie zawiera, z wyjątkiem jedynej sprawy, dotyczącej rzeczonego
dziedziczenia, co do której objawiło się dwojakie zdanie ^). Przyjmijmy
ta omyłkę po stronie króla, w granicach możliwości najdalej idącą: że
inną po części była wola sejmujących z r. 1531, a innym, skutkiem
^ In qao ąoidetn conirento YarschoYienBi, licet consiliarii nostri et nobilitas
illiiu dneatiiB de aliis modii et consnetadinibas secam convenerint et
eoBCordarerint, tamen de hac re, yidelicet de feminaram saooessione,
neutiqaam Becufti conveiiire poterant. Bandtkie, Ioa Pol. 415.
218 OSWALD BALZER.
zmian Popielskiego i dodatków Praźmowskiego przedstawiał się tekst
Statutu, przedłożony na sejmie walnym. W każdym razie przyznać
będziemy musieli, że król, mówiąc ó treści uchwał mazowieckich
z r. 1531, nie mógł mieć co innego na myśli, jak tylko ów tekst, jaki
mu rzeczywiście przedłożono, jedyną piśmienną informacyą, jaką w tej
mierze rozporządzał, zatem z owemi rzekomemi zmianami i wtrętami
podkanclerzego i wojewody. Mówiąc zatem o zgodzie Mazowszan na
cały projekt, miał na myśli wszystkie jego postanowienia, i to w tem
brzmieniu, jak je tu zamieszczono. Widocznie i przedstawiciele mazo-
wieccy, z pominięciem dwu zaznaczonych przedtem szczegółów, przyj-
mowali podówczas ów projekt w całej rozciągłości, taki, jakim był, bez
zarzutów; inaczej byliby królowi zwrócili uwagę na jego usterki, a wów-
czas w dekrecie, wydanym wśród toczącej się właśnie sprawy przy-
jęcia Statutu, w obecności tych, którzy sprawą tą bezpośrednio byli
interesowani, i każdej chwili mogli dać świadectwo prawdzie, nie byłby
się był mógł znaleźć przytoczony ustęp — niezgodny z rzeczywistym
stanem rzeczy.
Najbardziej znamiennym jest szczegół, przechowany w dekrecie
przeciw mężobójcom. W potwierdzeniu z 29 stycznia 1532 r., dekre-
towi temu udzielonem, oświadcza król, że stało się to na żądanie Pra-
źmowskiego, jako też innych senatorów i posłów mazowieckich ^). Jeżeli
tedy, w zupełnej sprzeczności do tych słów, na sejmie z r. 1534 po-
słowie mazowieccy twierdzili, że ustawa o mężobójcach właśnie wbrew
ich woli została do Statutu wcielona, to trzeba powiedzieć, że ktoś tu,
świadomie czy nieświadomie — rozminął się z prawdą. I żeby nie
badać wewnętrznych znamion wiarogodności, a ograniczyć się tylko
do zewnętrznej strony całej sprawy, zapytujemy: kto snadniej mógł
zboczyć od prawdy, czy król, który dekret swój wydawał na sejmie,
obradującym właśnie nad sankcyą Statutu, w obecności tych, którzy
najlepiej o przebiegu sprawy wiedzieli, czy też posłowie mazowieccy
z r. 1534, w części, jeżeli nie przeważnie inni, aniżeli ci, którzy
Statut przyjęli, po upływie dwu lat, kiedy szczegóły obrad łatwiej już
mogły zatrzeć się w pamięci, i kiedy osoba, upatrzona na kozła ofiar-
nego w tej sprawie, była już — nieboszczykiem?
W ten sposób udało się stwierdzić, że wszystkie zarzuty, jakie
w r. 1534 podniesiono przeciw formalnej stronie dokonanego przedtem
aktu kodyfikacyjnego, były właściwie nieuzasadnione: że w stanowczej
chwili Mazowszanie ani przeciw tekstowi Statutu, z pod czyjejkolwiek
on wyszedł ręki, ani przeciw dodatkom, jakiekolwiek w nim poczy-
}) Sinceritate toa (Prażmowski) et aliis consiliariis nostris et nantiis terrestri-
bu8 dacatai nostri MazoTiae idem apud nos petentibai. Por. Dodatek III.
STATUT MAZOWIECKI PIERWSZY 219
niono, nie występowali, i że nie troszczyli się też o luki, jakie w nim
powstoly z powodu spalenia się kilku sekstemów. Poprzestali jedynie
na nielicznych uzupełnieniach i poprawkach, o których poprzednio była
mowa. W czasie, kiedy sprawa zatwierdzenia Statutu stała na po-
rządku dziennym obrad sejmowych, n i e b y ł o tedy żadnych isto-
tnych przeszkód do sankcyi; i dla tego sankcya ta, za zgodą
wszystkich interesowanych czynników, mogła mu być udzieloną.
Jakże jednak wytłómaczyć, że już w najbliższym czasie potem
zrywa się taka burza przeciw przyjętemu Statutowi, że próbowano, nie
hcząc się zbyt dokładnie z prawdą, podawać w wątpliwość formalne
warunki jego ważności; że już w kilka lat potem przedsięwzięto pono-
wną jego redakcyą, która kilkadziesiąt artykułów co do treści zmie-
niła, kilka opuściła i przeszło dwadzieścia nowych dodała; jak wreszcie
rozumieć chociażby owo przyjęcie statutu o mężobójcach, tyle niedo-
godnego dla szlachty, i raz już poprzednio osobną uchwałą zniesionego?
Wątpliwości te wymagają koniecznie dodatkowego wyjaśnienia, jeżeli
poprzedni wywód przyjąć mamy za usprawiedliwiony.
Przyponmieć tedy musimy przedewszystkiem, że sam projekt Sta-
tutu z r. 1531 złożony został z niesłychanym pośpiechem. Kilkunastu
zaledwie dni potrzebowano na ułożenie kodeksu, który prócz 25 sta-
tutów dawniejszych książąt, obejmował półtrzecia sta artykułów. Po-
sługiwano się częściowo przy tej pracy różnymi gotowymi zbiorami
dawniejszych zwyczajów, dla jej ułatwienia i przyspieszenia; ale ani
owe zbiory nie wyczerpywały poszczególnych materyj i działów prawa,
ani też nie zawsze istniała pomiędzy niemi zupełna zgodność przepi-
sów, ani wreszcie nie wszystko, co zawierały, lubo się opierało na da-
wniejszym zwyczaju, odpowiadało nowym, zmienionym potrzebom. Na
dokładne, gruntowne rozpatrzenie tych wszystkich szczegółów, na prze-
prowadzenie stosownych zmian i uzupdnień na uzgodnienie wszystkich
sprzeczności, wobec ogromu materyału, jaki ogarnąć należało, brakło
niewątpliwie czasu na krótkim sejmie mazowieckim z r. 1531; tem
mniej można było taką pracę podjąć na sejmie walnym, który miał do
załatwienia szereg ważnych spraw ogólno-państwowych, i co do poda-
nego do sankcyi Statutu mazowieckiego polegać musiał przedewszyst-
kiem na informaeyi sejmu warszawskiego. Jak rychło jednak sami
przedstawiciele Mazowsza, ci sami, którzy projekt uchwalili, opatrzyli
się co do niektórych jego braków, dowodzi przeprowadzona za ich na-
leganiem zmiana przepisów co do zakładów, dokonana już na t3rm
sejmie walnym, który projekt miał zatwierdzić. Tem snadniej mogły
różne braki wystąpić zaraz w najbliższym czasie po jego zatwierdzeniu:
rzecz świeżo ukończona, dopiero co gotowa, wywołuje zazwyczaj nie
220 OSWALD BALZER.
tylko zainteresowanie ale i krytykę; a pola do krytyki było tu po-
dostatkiem. Przytem, kiedy Statut poczęto stosować w praktyce, mogły
zaraz w pierwszej chwili wystąpić na jaw różne jego niedostatki, na
które może nawet nie było sposobności zwrócić uwagi wśród teore-
tycznych obrad, przeprowadzonych na sejmie warszawskim z r. 1531.
I tak rzecz zrazu przyjęta, mogła już w najbliższych potem latach
okazać się z wielu względów niewystarczającą, a w ślad za tern zrodzić
dążenie do odpowiednich reform, któremu zapewne wielka ilość zmian,
przeprowadzonych ostatecznie w Statucie drugim, zawdzięcza swój
początek.
Ponadto działały tu pobudki innej jeszcze treści. Niewątpliwie —
trudno wymagać i spodziewać się od społeczeństwa ówczesnego grun-
townie urobionego zdania w rzeczach polityki prawodawczej, a zarazem
jasno postawionego, stale przestrzeganego programu legislatywnego,
szczególnie w zakresie urządzeń prawa sądowego. Trudniej niż gdzie-
indziej było o nie u Mazowszan. którzy aż do ostatniej niemal chwili,
skutkiem kilkuwiekowego odgraniczenia swego księstwa i zaścianko-
wego rozwoju stosunków tamtejszych, nie przeszli jeszcze tej szkc^y
publicznego życia na szersze rozmiary, w jakiej już od dłuższego czasu
uczyła się szlachta koronna. Chwilowe, nie zawsze dobrze odważone
zapatrywania, zrodzone wśród przypadkowego ułożenia się stosunków
poglądy i dążności, pewna krewkość usposobienia, samorzutność i odru-
chowość działania, właściwa ludziom owej doby, powodowały, że uchwa-
lano nieraz przepisy prawne, które w najbliższym czasie potem, wśród
odmiennego ułożenia się warunków, porzucano dla innych, częstokroć
wprost sprzecznych. Prino na to dowodów w ponmikach ówczesnego
ustawodawstwa. Wybieramy dwa, oderwane, do Mazowsza się odno-
szące. R 1511, jeszcze za rządów książęcych, uchwalono na sejmie
warszawskim statut, który jeszcze tego samego roku inny sejm zmie-
nił i poprawił ^). R. 1536, przy ułożeniu projektu Statutu mazowi^
ckiego drugiego, ustanowiono pewne warunki, pod którymi szlachta
żądać może rozgraniczenia swych dóbr od majątków sąsiedzkich *).
W r. 1538 konstytncya sejmu walnego, wydana dla Mazowsza na żą-
danie jego przedstawicieli, określiła ten sam przedmiot zgoła odmiennie
w przepisie, który z poprzednim zostawał w sprzeczności ^. W r. 1540
projekt Statutu drugiego, za zgodą Mazowszan, uzyskał sankcyą kró-
*) Articnli.... de pace oommoni in conyentioiie Yarsohoriae pro die S. Andreae
posita conscripti et in alia diaeta per dominos emendati anno Domini 1511. Macie-
jowski, Hist. praw. slow. YI. 173 n.
^ B a n d t k i e, Ina Pol. 405.
») Vol. lag. I. 537.
STATirr MAZOWIKCKI PnCRWSZT 221
lewską, zaczem przywrócono dawniejsze postanowienia o warunkach
graniczenia dóbr szlacheckich. W ten sposób stało się, iż w ciągu lat
czterech zmieniano trzykrotnie zapatrywanie na ten sam przedmiot.
Możemy na karb tej nieurobionej, niekonsekwentnej polityki pra-
wodawczej policzyć niejeden zarzut, z jakim się Statut pierwszy wnet
po zatwierdzeniu spotkał, niejedne zmianę, jaką w nim zaraz potem,
w redakcyi drugiej, przeprowadzono. Możemy zwłaszcza, z tego punktu
widzenia, wytłómaczyć sobie chwiejne stanowisko Mazowszan wobec
statutu o mężobójcach. Już raz przedtem ta chwiejnośó objawiła się
tu dość jaskrawo: boć przecie sejm mazowiecki, który statut ten
w r. 1526 znosił, to był ten sam sejm, który go w r. 1525 za wolą
Janusza III uchwalił. Że obecnie, przy sposobności zatwierdzenia Sta-
tutu pierwszego, zgodzono się na odnowienie jego przepisów, na to
wpłynęło chwilowe ułożenie się stosunków. Naglił o to król; przema-
wiał za tem Prażmowski, którego po śmierci można było wprawdzie
obrzucać zarzutami, ale który za życia był — powagą i potęgą; po-
pierali myśl tę zapewne inni dostojnicy mazowieccy. Ponadto sejm
walny sadził się właśnie wtedy na odnowienie statutu koronnego
z r. 1510 na przeciąg dalszych lat trzech dla całej Korony ^); nie
mogło Mazowsze tej samej sprawy zostawić zupinie niezałatwionej,
skoro ją już poruszono. Zbyt wiele, i z różnych stron, było moralnego
nacisku na przedstawicieli mazowieckich, i zbyt niewygodnem stano-
wisko przeciwników, ażeby się było można dalej opierać; dla tego,
choć z ciężkiem zapewne sercem, dano przyzwolenie na renowacyą.
Ale kiedy wnet potem jednemu z „braci^, używającemu snąć miru
pośród szlachty, zastosowanie statutu groziło utratą wolności i fortuny,
zerwała się przeciw niemu burza *); stąd wynikły zaczepki, wymierzone
przeciw statutowi na sejmie z r. 1534, stąd także nie dopuszczono już
do zamieszczenia go w Statucie drugim. I trzeba dodać, że odtąd za-
chowali już Mazowszanie większą konsekwencyą w tej sprawie; prze-
pisów z r. 1525 nigdy już potem nie odnawiano; a nawet jeszcze w r. 1543,
kiedy za naleganiem króla zgodzono się przyjąć na Mazowszu statut
korcimy o mężobójcach, łagodniejszy, jaki już podówczas obowiązywał
w samej Polsce, t j. statut z r. 1496, stało się to za przyzwoleniem
jedynie tylko większości posłów mazowieckich, i to w tym sposobie,
*) Vol. leg. I. 509.
*) Wiadomo, iż sarzaty, podniesione na aejmie b r. 1534 przeciw statatowi
o mężobójcach, najściślej wiązały się ze spraw- Wiszniewskiego, którego z powodu
popełnionego zabójstwa zamknięto w wieży i pozbawiono dóbr. Bpis Czart nr. 272
itr. 274 — 5. Por. cytat u Winiarza 14 nw. 1.
222 OSWALD BAI^ER.
Że im zastrzeżono na przyszłość prawo dowolnego odstąpienia od tych
przepisów ^).
Dalszą pobudką rychłej zmiany stanowiska, jakie zajęli Mazo-
wszanie wobec Statutu pierwszego, były nowe po części dążności spo-
łeczne, jakie się tu wnet, skutkiem oddziaływania wpływów koronnych,
zbudziły pośród szlachty miejscowej. Pamiętajmy o tem, że w czasie,
kiedy układano projekt tego Statutu, mijał zaledwie piąty rok od wy-
gaśnięcia dynastyi książęcej, a niecałe półtora roku od ostatecznego
przyłączenia Mazowsza do Korony. Mogły zatem do projektu przedo-
stać się niektóre zasady, urobione przez dawniejszy zwyczaj i ustawo-
dawstwo mazowieckie, które szlachcie tamtejszej dawały względnie
mniej przywilejów, aniżeli je podówczas była już zdobyła dla siebie
szlachta koronna. Uwaga ta dotyczy zwłaszcza przepisów, określają-
cych stosunek panów do kmieci; wiadomo, że sprawa chłopska nie była
jeszcze przeszła na Mazowszu przez ten zasadniczy kataklizm, jaki jej
w Polsce zgotowało ustawodawstwo z końca XV i pierwszej ćwierci
XVI stulecia. Dla tego przepisy Statutu pierwszego, dotyczące stano-
wiska prawnego kmieci, są jeszcze dla stanu tego względnie korzystne^
w każdym razie korzystniejsze, aniżeli w ustawodawstwie koronnem;
władza i prawa panów wobec ludności poddańczej nie sięgają jeszcze
tak daleko, jak u szlachty polskiej. Ale w ciągu kilku najbliższych
lat mogła się szlachta mazowiecka, dopiero co z polską w zasadzie
zrównana, nauczyć wiele na przykładzie koronnym; w ślad za tem
musiała się też zaraz zbudzić dążność do odpowiedniej reformy stosun-
ków chłopskich. Wykazano już, iż jednem z głównych has^ pod
którem dokonywano drugiej redakcyi Statutu, była właśnie owa re-
forma, nieprzyjaznym wobec ludności wieśniaczej duchem przejęta. Im
rychlej da się dokonać, tem pożądańszą była dla stanu szlacheckiego.
I to jest może wzgląd, z którym pc^ączyć należy wiadomość zaginio-
nego rękopisu płockiego o przyczynieniu się królowej Bony do cofnię-
cia Statutu pierwszego ^). Właśnie w r. 1530 otrzymała Bona zapis
dożywocia na królewszczyznach całej ziemi płockiej '); dla tej, z chci-
wości dobrze znanej pani, pierwszorzędną doniosłość przedstawiało py-
tanie, jak się tu ułożą stosunki chłopskie. Ziemia płocka podlegała
podówczas już ustawodawstwu koronnemu, ale właśnie dla tego, że
sąsiadowała bezpośrednio z województwem mazowieckiem, gdzie stano-
wisko prawne chłopów określono szeregiem korzystniejszych przepisów,
') Maciejowski, Hist. praw. slow. YI. 291.
«) Por. Btr. 187.
•) Metr. kor. t. 44. fol. 397'.
STATUT MAZOWIECKI PIERWSZY 223
groziło niebezpieczeństwo, że miejscowa ludność rzaci się w tłumną
emigracją na Mazowsze, której nawet przepisy o ściganiu zbiegłych
kmieci nie zdołają zapobiedz, i przez to wartość królewszczyzn zna-
cznie się obniży. W ten sposób złożyło się przypadkiem, że ta sama
władczyni, której ręka zaciężyła tak fatalnie nad korrekturą praw ko-
ronnych, znienawidzana coraz bardziej w spc^eczeństwie, a przecież
kierująca jego sprawami nie tylko przez króla, ale i na sejmach przez
oddane sobie kreatury, stanęła też w szeregu przeciwników Statutu
mazowieckiego pierwszego, i spowodować mogła rychłą jego ponowną
rewizyą.
Nie było po temu zarówno dla niej, jako też dla niezadowolonych
z własnego dziria Mazowszan, sposobniejszej chwili, jak właśnie podów-
czas. Nastała doba najostrzejszego przesilenia w wewnętrznych dzie-
jach Polski za Zygmunta I. Sejm z r. 1532 kończy ów okres prac
nad uporządkowaniem domowych spraw państwa, nad utwierdzeniem
ładu w niem i porządku, nad przeprowadzeniem potrzebnych reform
w którym wprawdzie nieraz potykać się trzeba było z poważnemi tru-
dnościami i niejedna myśl zdrowa natrafiła na nieprzezwyciężone prze-
szkody, ale w którym praca cała rozwijać się mogła mniej więcej
prawidłowo, a nawet przeciwieństwa polityczne ścierały się ze sobą
w sposób więcej poważny i godziwy. Naraz zmienia się wszystko
prawie do niepoznania. Słabość i ustępliwość króla, rosnąca buta ży-
wiołów przewrotowych, demoralizacya i korrupcya polityczna, szerzona
przez królowę na dworze i w sejmach, wydają smutny owoc: anarchią.
Przez kilka lat trwa w Polsce wielkie zamieszanie wewnętrzne: szereg
sejmów, odbywanych częściowo pod nieobecność króla, często bez udziału
licznych, najpoważniejszych senatorów, nieobsyłanych czasem posłami
z całych dzielnic, rozchodzi się na niczem, albo też wydaje uchwały
potępienia godne; sejm z r. 1533 nie przyznaje nawet poboru, o który
trzeba było zwrócić się do sejmików głównych; z dwu sejmów z r. 1534
drugi uwiecznia swą smutną pamięć stanowczem odrzuceniem Eorre-
ktury praw koronnych; sejmy z r. 1535 i 1536, przez współczesnych
jnź pogardliwemi przezwiskami określane, odznaczają się takiem po-
deptaniem powagi parlamentarnej, że posłowie, którzy dla pośmiewiska
zjawiali się na nich przebrani w wilcze skóry, nie tylko mogli brać
udział w obradach, ale nawet wzbić się na stanowisko przewodników
całej izby poselskiej. Kończy się wszystko na najstraszniejszym po-
gromie moralnym, jaki za ostatnich Jagiellonów poniosły królewskość
i idea państwowa — na wojnie kokoszej. Zjednoczone co dopiero
z Koroną Mazowsze, wciągnięte w ten wir politycznych zamieszek,
skazane na to, ażeby w najsmutniejszych warunkach odbyć pierwszą
224 OSWALD BALZSR.
szkołę politycznego życia, nie mogło samo świecić wzorem i przykła-
dem doskonałości. Walka przeciw Statutowi pierwszemu była w za-
sadzie walką przeciw idei ładu i porządku, jaką on wyobrażał; i jeśli
przytem nawet chodziło o zastąpienie go Statutem nowym, to zawsze
mogła się wydać pożądaną: nasuwała się tu sposobność utargowania
pewnych ustępstw przy drugiej redakcyi, czy to w odmiennem okre-
śleniu stosunku pana do chłopa, czy to w usunięciu surowych przepi-
sów statutu przeciw mężobójcom. W tej dobie przesilenia była naj-
lepsza po temu sposobność; trzeba było z niej korzystać, trzeba się
było spieszyć; nikt bowiem nie mógł przewidzieć, czy później znajdzie
się stosowna do tego pora. I przez to stała się rzecz niezwykła, pra-
wie że wyjątkowa, jaką mają do zapisania dzieje prawodawstwa nie
tylko już polskiego, ale w ogóle europejskiego. Wielkie kodeksy pra-
wne,' do jakich należał i nasz Statut, choć czasem bardzo niedoskonałe,
wystarczają społeczeństwom częstokroć przez całe stulecia, a powstają
w każdym razie na to, ażeby na dłuższy okres czasu urządzić i upo-
rządkować stosunki prawne. W samej istocie i charakterze kodeksów
takich tkwi idea stałości i ciągłości. Jeśli nawet zmiany i uzup^nie-
nia okażą się potrzebnemi, dzieje się to zazwyczaj przez szczegółowe
dodatki i nowele. Nasz Statut już zaraz po zatwierdzeniu zaczepiono
w całości, a w kilka lat potem zastąpiono go Statutem nowym. Ale
był to tylko wynik szczególnego, wyjątkowego ułożenia się stosunków
w państwie; a przeto niema w tern jakiegokolwiek dowodu na to,
jakoby Statut sam nie był mógł uzyskać zatwierdzenia.
UL
Dowody, stwierdzające, ii Statut pierwszy nsyskat sankcyą.
Powyższe nasze uwagi miały na celu usunąć nastręczające się
w sprawie sankcyi Statutu pierwszego wątpliwości. Uzupełniamy je
teraz dowodami dodatniej treści, wykazującymi, iż Statut ten w rze-
czywistości został zatwierdzony.
Pierwszym z nich jest nadpis, zamieszczony na czele spisu artykułów
Statutu w rękopisie Metryki koronnej. Stwierdza on wyraźnie, iż
Statut uzyskał zatwierdzenie króla Zygmunta I ^), a że spisem objęte
zostały wszystkie bez wyjątku tytuły całego kodeksu, przeto nie mo-
żna wątpić, iż szczegół o zatwierdzeniu odnosi się do całej kodyfikacyi,
*) Kepertoriam in Statuta Dacatus Masoyiae per Serenissimam dominom domi-
num Sigismandnm primnm.... confirmata. Metr. kor. t. 1 fol. 1 nielicsb. Ka
asczegót ten iwrócił jnź awage Danin, Dawne pmwo maiow. 22.
STATUT MAZOWIECKI PIERWSZY 225
nie zaś do pewnych tylko jej części, n. p. zamieszczonego na czele
zbioru 25 statutów średniowiecznych. Jak cały rękopis, tak teź i ów
spis artykułów pochodzi z wieku KYI, i to, jak wskazuje pismo, naj-
prawdopodobniej z pierwszej jego połowy; nie jest wykluczonem przy-
puszczenie, źe powstał on jeszcze za Zygmunta I ^), i to mianowicie
w tym czasie, kiedy Statut drugi nie był jeszcze wydany, a więc przed
rokiem 1540. Zapisek jest zatem albo współczesny, albo conajmniej
prawie współczesny, i jako taki posiada wszelkie znamiona wiarogo-
dności; nabiera on większej wagi przez to, źe znajduje się w egzem-
plarzu, przeznaczonym widocznie do użytku kancelaryi królewskiej,
skoro rękopis dochował się pośród ksiąg tejże kancelaryi. Przez to
zapisek ten nabiera poniekąd znaczenia świadectwa urzędowego; i dla
tego, gdybyśmy już żadnych innych nie posiadali dowodów na to, iż
Statut pierwszy uzyskał sankcyą, byłby on sam wystarczającym
argumentem, zwłaszcza skoro nic nic można przytoczyć na poparcie
zapatrywania przeciwnego.
Są wszelako jeszcze inne, pośrednie lub bezpośrednie wskazówki,
przemawiające za powyższem twierdzeniem.
Zwrócimy się przedewszystkiem do owych czterech, poprzednio
już omówionych, równocześnie pod datą 29 stycznia 1532 r. wydanych
dekretów królewskich *). Dwa z nich wyszły niewątpliwie z inicya-
tywy królewskiej; jeden, o męźobójcach, jako uzupełnienie luki w pro-
jekcie Statutu, drugi, o graniczeniu dóbr królewskich, jako zmiana za-
wartych tamże przepisów, które okazały się nieodpowiednimi. Dwa
inne, wydane na żądanie samych posłów mazowieckich, wykazują przy-
padkowo te same znamiona: jeden, o dziedziczeniu kobiet, uzupełnia
to, czego w projekcie nie dostawało, drugi, o zakładach sądowych,
zmienia kilka przepisów, zawartych w Statucie. Przyjmując, iż projekt
został zatwierdzony, będziemy mogli wszystkie owe dekrety uważać za
nowele do Statutu, za pomocą których oba czynniki rozstrzygające,
król i przedstawiciele mazowieccy na sejmie walnym, zmierzali do
przeprowadzenia pewnych swoich szczególnych celów, jakie się wśród
rokowań nad sprawą ogólną, t. j. nad zatwierdzeniem Statutu, wyłoniły.
Przyjmując natomiast, iż rzecz miała się odwrotnie, a więc, że Statut
zatwierdzenia nie uzyskał, stanęlibyśmy wobec dziwnej i trudnej do
*) Okolicznofić, że w przytoczonjrm co dopiero nadpisie król określony jest sło-
wami: Sigismondns p r i m a s, nie dowodzi, jakobj zapisek powstał później, n. p. za
Zygmunta Augusta; już bowiem za życia Zygmunta I, skutkiem elekcyi królewica
r. 1530 i zaprzysiężenia przezeń praw w r. 1687, odróżniano obu Zygmuntów cyframi
porządkowemi.
') I ten szczegół poruszył, lubo bliżej go nie rozwinął, Dunin, 22.
Bosprawy Wydz. hUt. filos. T. XŁ. 15
226 OSWALD BALZER.
wytłómaczenia zagadki: dla czego do ustawodawczego określenia prz}'-
szło tylko co do tych przedmiotów, których w projekcie brakowało
i które po części były sporne (mężobójstwo, dziedziczenie kobiet), jak
niemniej tych, które w projekcie urządzono w sposób nieodpowiedni
(graniczenie króle wszczyzn, zakłady); a natomiast nie przyznano mocy
obowiązującej całej przeważającej ilości innych postanowień, które
w projekcie zamieszczono, i co do których nie było zasadniczej różnicy
zdań ani po jednej ani też po drugiej stronie. Wszakże całą akcyą
podjęto z tym, z góry wytkniętym zamiarem, ażeby stworzyć dla Ma-
zowsza kodeks prawa sądowego; wszakże zrobiono wszystko, co do jej
urzeczywistnienia prowadzić miało: zwołano sejm mazowiecki dla uło-
żenia projektu, sejm ten projekt taki opracował, projekt ten polecono
odpowiednio zredagować, i w istocie taka jego redakcya doszła do
skutku; następnie przedłożono rzecz gotową sejmowi walnemu; aż wre-
szcie w ostatniej chwili, mimo że wszystkie czynniki, powołane do za-
łatwienia sprawy, godziły się na całość — cofnięto się, i w tem wła-
śnie, co nie przedstawiało żadnych wątpliwości, zawahano się wyrzec
ostatnie, rozstrzygające słowo. Pobudki takiego postępowania wyma-
gałyby koniecznie jakiegoś usprawiedliwienia, którego szukamy na-
próżno.
Szczególnie ważnym jest w tej mierze dekret o graniczeniu dóbr
królewskich. Jego treść jest tego rodzaju, że wyrozumianą być może
tylko w odniesieniu do przepisów Statutu; zawiera on tylko uchylenie
pewnych jego postanowień, w których miejsce nie wprowadza jakiejś
nowej, stałej zasady, ograniczając się wyłącznie do tymczasowego za-
rządzenia. Wyraża sig on mianowicie w ten sposób: Consuetudinem
vero de bonis.... regiis.,., limitandis, quae si tła, ut scripta erał, ste-
łisset, nonnihil nobis et fisco nostro damni allaiura esse videbatur, eum
scripta easet ad modum etc... et ea propter hunc articulum ad eon-
V en tum a li urn regni tractandum distulimus, ubi,.., cum ordini-
bus Regni et ducatus illius (Mazoviae) constituemus et ordinabimu s...
Interim vero.... in litteris commissionum.... informationem praescribemus ^).
Ów „zwyczaj spisany", na jaki się dekret powołuje, są to oczywiście
artykuły 97 i 98 projektu; treść bowiem zwyczaju, w dekrecie przyto-
czona, pokrywa się z treścią rzeczonych artykułów ^. Otóż król, uchy-
lając zastosowalność tych przepisów, zastrzega przedewszystkiem wy-
raźnie, iż o przedmiocie tym naradzi się i postanowi ostatecznie przy-
szły sejm walny; znaczy to, że co do innych przedmiotów, projektem
^) Ban dt kie, los Pol. 417.
') Por. nadto Btr. 206 aw. 1.
STATUT MAZOWIBGiU PISBWSZY 227
objętych, me zachodziła już potrzeba wydawania postanowień dopiero
w przyszłości. Ważniejszym jeszcze, i wprost rozstrzygającym jest
nstęp, według którego skarb królewski byłby narażony na szkodę,
gdyby zwyczaj co do graniczenia dóbr królewskich pozostał takim,
jak jest napisany. Król podnosi zatem wyraźnie, że gdyby ni*
niejszym dekretem nie uchylił owego zwyczaju, miałby on moc obo-
wiązującą, i to nie jako zwyczaj w praktyce przestrzegany, ale jako
zwyczaj spisany, t j. jako artykuł 97 i 98 Statutu. Artykuły te mo-
gły zaś obowiązywać tylko wtedy, jeśli przyjmiemy, że sam Statut,
którego część składową stanowiły, uzyskał zatwierdzenie powołanej do
tego władzy ustawodawczej.
Posiadamy następnie dowód, że Statut pierwszy został też ogło-
szony jako prawo obowiązujące. Wydawane w tym czasie ustawy ma-
zowieckie zawierają częstokroć w formułkach promulgacyjnych polecenie,
wystosowane przez króla do wicesgerenta, ażeby treść ich ogłosił, jako też
zarządził, czego potrzeba, iżby ogłoszenie takie przez władze niższe doko-
nanem zostało. Taką formułkę zawiera n. p. znany nam dekret o mężobój-
cach ^) tudzież o zakładach sądowych ^. Wynika stąd, że w pierwszym
rzędzie troska o ogłaszanie ustaw spoczywała na wicesgerencie. Z tymi
szczegółami zestawić należy ustęp Postulatów mazowieckich z r. 1534 :
In quo Stałuto (t. j. w Statucie pierwszym) .... continenłur nonnulli arii-
euli in gravamen et praeiudicium totius nobilitatia. Qiws articuloa olim do-
minu8 palatinus (Prażmowski) ultra voluntatem omnium consiliariorum et
nobilUatis impoauit et indixit'^), Indixit nie może znaczyć nic innego,
jak tylko: zapowiedział, ogłosił; sens zdania jest zatem taki: Praż-
mowski nie tylko w Statucie poczynił samowolne dodatki, ale je zara-
zem ogłosił jako prawo obowiązujące. Tak więc ze strony samych
przeciwników Statutu poświadczony mamy szczegół, iż nastąpiła jego
publikacya. Wprawdzie jest tu mowa o ogłoszeniu samych tylko do-
datków wicesgerenta; ponieważ jednak, według twierdzenia Mazowszan
*) Ideo mandarnuB Sinceritati (w adresie dekretu snajdowało się nazwisko Pra-
źmowskiego, jako wicesgerenta) .... qaatenas statutum hoc... ad notitlam omnlam et
Biognlomm dedaeat et praesentes litterafi nostras in libros terrestres omnium distri-
ctaom Tna Sinceritas, Palatine, iuBcribi et iuduci faciat. Por. Dodatek I.
*) Ideo committioiuB Tuae FideUtati et mandamas, praecipiat id nostra auctori-
tata in omnibus iadiciis et districtibus ducatus istius publicari etc. Bandtkie, lus
PoL 417. Ze nakaz powyższy skierowany był do Praimowskiego, dowodzi okoliczność,
ie ma polecono ogłosić dekret we wszystkich s^ach i powiatach księstwa mazowie-
ckiego, i to pod powagą królewską. Czynności tej mógł dokonać tylko wicesgerent-
wojewoda. W adresie dekretu wymieniony jest zresztą wyraźnie Praimowski.
") Bpis Czart. nr. 272 str. 286.
15*
228 OSWALD BALZER.
Z r. 1534j weszły one w skład Statutu, przeto nie można rzeczy poj-
mować inaczej, jak tylko, że dodatki te razem z całym Statutem ogło-
szone zostały. Gdybyśmy zaś, ze względu na poprzednie nasze wy-
wody, przyjąć chcieli, że pod owymi dodatkami rozumianą jest wyłącznie
ustawa o męźobójcach ^), która wyszła w kształcie osobnego dekretu
królewskiego, to zawsze jeszcze utrzymaćby należało twierdzenie o pu-
blikacyi całego Statutu; stanowi ona bowiem integralną część jego
tekstu 2).
Wreszcie posiadamy dowody, iż Statut pierwszy w najbliższych
czasach po jego wydaniu był też w istocie w praktyce stosowany.
Art. 152 tegoż Statutu postanowił mianowicie, odmieniając zwyczaj po-
przednio przestrzegany, że sam akt wwiązania w dobra, za pośredni-
ctwem woźnego dokonany, nie wystarcza do przeniesienia tytułu wła-
sności, ale ponadto trzeba jeszcze, ażeby woźny akt ten w księgach
sądowych zeznał. Ten sam przepis ponowił także Statut mazowiecki
drugi (z r. 1540), z tym dodatkiem, że rygorowi postanowienia tego
podlegają wszystkie wwiązania, dokonane od dnia 5 marca 1531 r. ^,
t. j. od daty, pod którą zebrał się sejm mazowiecki dla ułożenia pro-
jektu Statutu pierwszego*). Przyjmowano, że postanowienie to nie zostaje
w żadnym związku ze sprawą sankcyi Statutu pierwszego, i że mamy
tu do czynienia jedynie tylko z przepisem, który nadał sobie wsteczną
moc obowiązującą. W tym razie należałoby jednak wytłómaczyć dal-
sze pytanie zasadnicze: jakie mogły być pobudki, które przy dokona-
niu drugiej kodyfikacyi z r. 1540 skłonić mogły sejm walny do ta-
kiego zarządzenia? Szukalibyśmy ich napróżno. Przedewszystkiem
podnieść należy, iż w całym Statucie drugim niema jakiegokolwiek
innego artykułu, którego rygor rozciągniętoby do czasów przeszłych,
tak że już z tego punktu widzenia rzecz cała przedstawiałaby się jako
wyjątkowa. Powtóre, przepis ten, pojęty jako ustawa o wstecznej mocy
obowiązującej, nieoparta o żadną z dawniejszych, rzeczywiście wyda-
nych ustaw, byłby w wysokim stopniu niesprawiedliwym, a zarazem
mógłby się był stać źródłem wielkiego zamieszania w zakresie stosun-
ków własnościowych na ówczesnem Mazowszu. Jeżeli dawniejszy zwy-
') Liczba mnoga: nonnulU articali, quo8 articulos, niekoniecznie sprzeciwiałaby
się takiej interpretacji, gdyż sam statut o meżobójcach podzielony był na 10 oso-
bnych artykułów.
») Por. niżej str. 230.
^ Et haec intromissio a data conrentionis, qaae erat YarschoYiae pro Dorni-
nica Reminiscere anno Domini 1531 et recognitione praeconis debet inscribi et iadnci
in libram terrestrem. B a n d t k i e, lus Pol. 394.
**) Niniejszy szczegół porasza też Dunin, 22.
STATUT MAZOWIECKI PIERWSZY 229
czaj dokonywania wwiązań był odmienny, a Statut pierwszy, który go
zmieniał, nie uzyskał sankcyi, naówczas oczywistą było rzeczą, iż nie
tylko do roku 1531, ale i później, aż do sankcyi Statutu drugiego,
wwiązania te w wielu wypadkach mogły być przeprowadzano bez
wpisu do ksiąg sądowych; jeżeli zaś Statut drugi zażądał obecnie tej
formalności co do wszystkich wwiązań od r. 1531 począwszy, to tem
samem zachwiewał i podawał w wątpliwość cały szereg tego rodzaju
aktów dawniejszych, co do których brakujące formalności nie łatwo
już, przynajmniej nie w każdym wypadku, uzupełnić się dały. Prze-
pisem powyższym szlachta mazowiecka skręciłaby bicz sama na siebie,
z przyczyny zupełnie niezrozumiałej, tem trudniejszej do wyjaśnienia,
że chodziło tu o rzecz pierwszorzędnej wagi, o stosunki własności
ziemskiej. Zgoła inaczej przedstawi się nam cała sprawa, jeżeli przyj-
miemy, że Statut pierwszy, jako ustawa zatwierdzona, wszedł też zaraz
w zastosowanie; wtedy bowiem okaże się jasno, że szlachta mazowie-
cka rzeczywiście już odtąd miała obowiązek przestrzegać nowych for-
malności przy wwiązaniu; przepis Statutu drugiego skierowany był
zatem tylko przeciw tym, którzy w^brew wyraźnym postanowieniom
obowiązującego prawa stosowali się jeszcze do starego zw)'czaju, po-
przednio już zniesionego; jako taki nie był tedy ani niesprawiedliwym,
ani też większego zamieszana w zakresie stosunków własności ziemskiej
sprowadzić nie mógł. Jest zresztą, mimo wszystko, pewna niedokła-
dność w oma wian j^^m tu przepisie: Statut pierwszy nie obowiązywał bo-
wiem od dnia 5 marca 1531 r., ale od daty nieco późniejszej ^); i dla
tego, zasadniczo rzecz biorąc, należało dopiero od owego terminu później-
szego stawiać wymagania nowych formalności przy wwiązaniach. Przy-
czyna leżała w tem, że w tekście Statutu pierwszego, jakim rozporzą-
dzano przy dokonywaniu redakcyi drugiej, nie było wskazówki co do
rzeczywistej daty jego sankcyi ^); dla tego oparto się o jedne z dat,
która w tekście tym znajdowała się, t. j. datę zebrania się sejmu ma-
zowieckiego, który projekt Statutu uchwalił. Jak powierzchownie
przytem rzecz oceniano, dowodzi okoliczność, że nie uwzględniono przy-
najmniej daty zakończenia obrad sejmowych (19 marca 1531 r.) ale
datę ich rozpoczęcia, pod którą nawet sam projekt nie mógł być jeszcze
uchwalony. Bądź co bądź, zasadnicza myśl postanowienia przeziera zeń
całkiem wyraźnie: wymaganie nowych formalności przy wwiązaniu,
począwszy od rzeczonej daty wstecznej, postawione zostało dla tego, że
je przepisywał już Statut pierwszy, i że skutkiem uzyskanego zatwier-
dzenia należało się doń zaraz zastosować w praktyce.
1) Por. niżej str. 236.
*) Por, niżej str. 238.
230 OSWALD BALZER.
Dalszym dowodem praktycznego stosowania Statutu jest sprawa,
poruszona w Legacyi sejmowej z r. 1534. Znajdujemy w niej prośbę,
wystosowaną do króla, ażeby w odniesieniu do jednego ze szlachty ma-
zowieckiej, który dopuściwszy się męźobójstwa, podległ rygorowi de-
kretu o męźobójcach z 29 stycznia 1532 r., uchylił zastosowalność tej
ustawy. Na poparcie tej swojej prośby przytaczają Mazowszanie oko-
liczność, iż Praźmowski wbrew ich woli ustawę o męźobójcach wcie-
lił do Statutu pierwszego^). Ustawa ta, formalnie rzecz biorąc,
była odrębnym dla siebie aktem prawodawczym, wyszła bowiem
w kształcie osobnego dekretu królewskiego, z osobną intytulacyą wy-
stawcy i osobną datacyą; zewnętrznie tylko połączoną została ze Statu-
tem pierwszym, przez to, źe ją wpisano do jego rękopisów, tuż po wy-
czerpaniu tekstu właściwego. Gdyby Statut pierwszy nie był uzyskał
sankcyi, nie wadziłoby to w niczem zastosowalności samej ustawy o mę-
źobójcach, wydanej z zachowaniem wszystkich form i warunków, po-
trzebnych do nabycia obowiązującej mocy prawnej. Ale w takim razie
Mazowszanie byliby mogli zaczepiać same tylko ustawę, pojętą jako
odrębną dla siebie całość. Tymczasem proszą oni o uchylenie jej skut-
ków jako części składowej większej całości, t. j. Statutu pierwszego,
i przyznają w ten sposób pośrednio, źe cały ów Statut miał w owym
czasie moc obowiązującą. Przyczyna łącznego traktowania obu ustaw
nie trudno da się odgadnąć: ze względu na rękopiśmienne ich pcJą-
czenie uważano dekret o męźobójcach za integralną część składową
Statutu pierwszego. Bądź co bądź, istniało tedy podówczas pośród sa-
mych Mazowszan przeświadczenie, iż obowiązywała nie tylko ustawa
o męźobójcach, ale i cały Statut, do którego ją dodano. W ten sposób
Legacya z r. 1534, uważana za główny dowód twierdzenia, jakoby
Statut pierwszy sankcyi nie uzyskał, dostarcza właśnie najwymowniej-
szego świadectwa na to, że go w r. 1534 stosowano jako prawo obo-
wiązujące, że zatem przedtem musiał uzyskać zatwierdzenie królewskie.
Nie pochlebiamy sobie, iżby się nam udało wyczerpać wszystkie,
jakie dziś jeszcze istnieć mogą, dowody o zatwierdzeniu i stosowania
Statutu pierwszego. Przypuścić można, że znajdą się one jeszcze, może
wcale liczne, w aktach sądowych województwa mazowieckiego z czwar-
tego dziesiątka lat wieku XVI. Kto znajdzie możność i zada sobie
trud przejrzenia tych aktów, może przy niejednej sprawie sądowej
spotka się z powołaniem Statutu pierwszego jako prawa obowiązują-
cego, podobnie jak w innych aktach sądowych powoływano nieraz
wyraźnie obowiązujące w danym czasie ustawy. Pozostawiając tę
O Por. nstep z Legacyi, przytoczony na str. 189.
STATUT MAZOWIECKI PIERWSZY 231
sprawę poszukiwaniom innych, pragniemy na tem miejsca zwrócić uwagę
na jeden jeszcze szczegół, podrzędoiejszej zresztą wagi, i taki, który sam
przez się dowodu nie stanowi, a przecież na tle spostrzeżeń poprzednich
w właściwem dopiero staje oświetleniu i poniekąd spostrzeżenia te po-
piera. Mam tu na myśli stanowisko króla wobec zapoczątkowanej przez
Mazowszan ak?yi nad ułożeniem Statutu drugiego. Zwołując sejm ma-
zowiecki z r. 1536, który miał się zająć opracowaniem nowego pro-
jektu, nadmienia król wyraźnie, iż czyni to na żądanie i prośbę Ma-
zowszan; wzywa ich przytem, ażeby się dokładnie nad sprawą zasta-
nowili, potrzebne ustawy i zwyczaje wybrali, poprawili wszystko,
w czem okazuje się potrzeba zmiany; dodaje wreszcie, że gdy projekt
podany zostanie sejmowi walnemu, król wraz z senatem, wybrawszy
wszystko, co będzie stosownem, zatwierdzi nowy Statut niewzru-
szalnym edyktem^^. Kiedy zaś wreszcie przyszło do sankcyi Sta-
tutu drugiego w r. 1540, zarządził dekret potwierdzający, iż ma on
być podany do druku, ażeby na przyszłość żadnych już wątpli-
wości nie budził, a zarazem polecił, ażeby Statut ten, tak jak zo-
stał spisany, bez żadnych zarzutów i oporu w sądach stoso-
wano i przestrzegano^). Jest w tych zwrotach jakoby przebłysk
zniecierpliwienia z powodu tego, co się działo przedtem, a zarazem za-
powiedź odmiennego, stanowczego postępowania na przyszłość. Na tle
poprzednich naszych wywodów zrozumiemy jedno i drugie: niecierpli-
wiło króla, iż Statut pierwszy, dopiero co zatwierdzony, tak rychło
spotkał się z oporem i dążnością do zastąpienia go innym; z tem łą-
czyła się zapowiedź, iż król nie da się już potem tak łatwo skłonić
do cofnięcia Statutu drugiego, skoro on z kolei uzyska zatwierdzenie.
Ale jakież król miałby powody dotykać tych szczegółów, gdybyśmy
przyjęli, że projekt z r. 1531 nie uzyskał sankcyi, i że wszystko, co
aż do r. 1540 przedsięwzięto, było tylko szeregiem prac przygotowawczych
do wydania pierwszego za rządów koronnych Statutu mazowieckiego?
IV.
Data sankcyi Statutu pierwszego.
Zarówno Postulaty mazowieckie, jako też i Legacya sejmowa
z r. 1534 stwierdzają, iż Statut podany został królowi (do sankcyi)
przez wicesgerenta-wojewodę Prażmowskiego; pierwszy z tych zabyt-
') Ibi rero Segia Maiestas.... irrefragabili edicto ano sanciet et con-
finnabit. Rpia O 8 s o 1. nr. 178. fol. 88.
*) Ne qaid veTO ambiguitatia deinceps pariant ... at has ipsas constitationea
atqTie mores, ita ąnemadmodtim conacripti aunt, abaąne ulla exceptioxie et contradic-
tiono iii indiciis colant et obseryent. B if n d t k i e, lua Pol. 367.
232 OSWALD BALZER.
ków przydaje nadto szczegół, że stało się to w Krakowie ^). Sprawa
zatwierdzenia Statutu była tedy w każdym razie rozpatrywana jeszcze
za życia Prażmowskiego. Według dotychczasowego, powszechnie przy-
jętego mniemania, możnaby tu zatem myśleć jeszcze o roku 1533,
w którym wojewoda rzekomo miał umrzeć; w rzeczywistości data jego
śmierci jest nieco wcześniejszą. Jeszcze dnia 21 września 1532 r. bie-
rze on udział w rokach sądowych, odbytych w Warszawie -); już zaś
w przywileju z 30 listopada t. r. Zygmunt I mieni go zmarłym, i to
z tym dodatkiem, iż przybywszy niedawno do Krakowa, rozstał się
tamże ze światem ^). Śmierć Prażmowskiego przypada zatem na mie-
siąc październik lub listopad 1532 r. Ponieważ zaś sejm warszawski,
który projekt Statutu uchwalił, rozszedł się 19 marca 1531 r., przeto,
nie odliczając już nawet żadnego czasu na pracę redakcyjną Popiel-
skiego, możemy przyjąć, jako najobszerniejsze granice chronologiczne.
w obrębie których data sankcyi da się umieścić, czas pomiędzy 20
marca 1531 r., a październikiem lub listopadem 1532 r.
Ponieważ w jednym z dwu tych ostatnich miesięcy Prażmowski
bawił w Krakowie, przeto nasunąćby się mogła myśl, czy nie do tego
czasu dopiero należy odnieść poświadczony w Postulatach mazowie-
ckich szczegół o dokonanem przezeń w Krakowie podaniu projektu do
sankcyi królewskiej. Przypuszczenie takie upada jednak wobec tego.
że ani w październiku, ani w listopadzie 1532 r. nie odbywał się żaden
sejm walny w Krakowie, czy też chociażby gdziekolwiek indziej
w państwie. Wiemy zaś, iż sprawa nie mogła być załatwioną gdzie-
indziej, jak tylko na sejmie walnym; nie brak też wyraźnego na to
dowodu źródłowego. Oto znany nam dekret królewski o dziedziczeniu
kobiet na Mazowszu stwierdza, że zarówno sprawa dziedziczenia, jako
też wszystkie inne, projektem Statutu objęte przedmioty, miały być
naprzód rozpatrywane na sejmie mazowieckim (z r. 1531), a następnie
na 8 e j m walny odniesione, gdzie król, za radą senatorów, zatwierdzić
miał to, co się okaże stosownem i odpowiedniem *). Ponieważ zaś
^) Nam iUud (statutiim), qaod olim magnificus dominuB Prażmowski Celsitudini.
Suae Cracoriae tradlderat.... IUud statntum (de homicidis) per dominum olim palati-
nom Statatis Maiestati Keg-ine traditis insertom esse. R p i s C z a r t. nr. 272 str.
274. 286.
^ Torr. castr. Tars. t. 9 str. 355.
') Qui nuper hic ad nos Cracoviam reniens rebasqae humanls decedens... Metr.
kor. t. 4-8 str. 208.
*) Keieceramus primum in conrentum ducatas Mazoviae... ut... de hac re, vide-
licet saccessioue et haereditatione feminarum et allis suis consuetudinibas, modis et
iuribus secum conyenirent et concordarent rarsusąue in conventum praesenteni
Uegni generałem omnia illa afferrent, ut nos ea despicieutes nostro et eenatus
STATUT MAZOWIECKI PIERWSZY 233
W całym, oznaczonym poprzednio okresie czasu, odbył się tylko jeden
sejm walny, zwołany rzeczywiście do Krakowa na dzień 6 grudnia
1531 ^), a obradujący do końca stycznia 1532 r., przeto musimy przy-
jąć, że tutaj właśnie sprawa zatwierdzenia Statutu została wytoczoną
na porządek obrad, i że na tym właśnie sejmie załatwioną też być mu-
siała. Udział Prażmowskiego w obradach sejmu, jako pierwszego do-
stojnika mazowieckiego i jednego z najprzedniejszych senatorów, lubo
bezpośrednio przez żadno z dostępnych nam źródeł niepoświadczony,
rozumie się sam przez się.
Wypowiedziano mniemanie, że Praźmowski projekt Statutu przed-
łożyć mógł królowi do sankcyi dopiero po 29 stycznia 1532 r. ^), a to
dla tego, ze przyłączona doń ustawa Janusza III o mężobójcach, w za-
twierdzeniu Zygmunta I, nosi właśnie powyższą datę. Zwracamy wsze-
lako uwagę na to, iż rękopisy, w których przechował się nasz zabytek,
nie są bynajmniej tekstami projektu, ale Statutu już zatwierdzonego,
i to nawet tak, że żaden z nich nie jest oryginałem, ale wszystkie
kopiami zaginionego pierwopisu. Jeżeli tedy ustawa o mężobójcach
znajduje się w rękopisach razem ze Statutem, to można to połączenie
wytłómaczyć przypuszczeniem, iż jako nowela do Statutu została doń
po dokonanej sankcyi przydaną, ale nie można stąd wysnuwać wniosku,
jakoby sam projekt Statutu dopiero po 29 stycznia 1532 r. podano
do sankcyi. Byłoby to tem trudniej, że owa data znajduje się
w zatwierdzeniu Zygmunta I, udzielonem Januszowej ustawie; Praź-
mowski nie mógł tedy królowi podawać do zatwierdzenia ustawy już
przedtem przezeń zatwierdzonej; owszem, rzecz musiała się mieć prze-
nostri decreto, quae visa fuerint idonea et licita, approbomus et confirmemas. Bandt-
kie, las Pol. 41<^. O znaczenia formułki co do współudziału tamcgo tylko senatu,
por. str. 2(0. Ze zrcszti| i wtedy brali udział w obradach i uchwałach posłowie,
por. str. 218. Co do samej sprawy dziedzicsenia kobiet stwierdza ja2 także tymcza-
sowy mandat królewski z 27 marca ló31 r., ii miała ona być rozpatrywan.*} na przy-
szłjm sejmie walnym: iSed illas usąue ad futurum regni generałem conventum
praedlctum reiciatis, in quo nos, ccmmunicato cum praelatis et baronibus tam
regni quam istius ducatus consilio.... constituemus, prout rei aequitas et de-
centia postulare yidebitur. Por. Dodatek I. Ze wzmianki o udziale samych tylko
senatorów w załatwieniu tej sprawy nie należy tłómaczyó całkiem ściśle, dowodzi
mandat Prażmowskiego, wydany w tej samej sprawie d. 27 maja 1531 r., stwierdza-
jąc/ wyraźnie, iż na przyszłym sejmie walnym zajmie się nią zarówno senat jak
i ixba poselska: donec Kegla Maiestas cum consiliariis et nuntiis huius duca-
tas in coDventione generali regni.... tractabit et sanctiet id, quod erit Beipu-
blicae proficuum. Por. Dodatek U
M M e t r. k o r. t. 46 fol. 101.
*) Skutkiem mylnego rozwiązania daty, wypadł właściwie termin jeszcze pó-
źniejszy, t. j. po 30 stycznia 1532 r.
234 OSWALD BALZER.
ciwnie: królowi podano do zatwierdzenia ustawę przezeń niezatwier-
dzoną, poczem dopiero nastąpić mogło zatwierdzenie.
Ponadto zważyć należy następującą jeszcze okoliczność. Oma-
wiane kilkakrotnie dekrety z 29 stycznia 1532, o ile posiadają data-
cyą ^), podają wszystkie wyraźnie, iż wyszły na sejmie walnym: datum
in convention€ generali 2). W tym dniu odbywał się zatem jeszcze niewąt-
pliwie sejm krakowski. Odbywał się jeszcze dnia 31 stycznia t. r.;
posiadamy bowiem ogłoszony pod tą datą, również na sejmie walnym
krakowskim, dekret królewski o odbywaniu roków ziemskich na Ma-
zowszu *). Nie znamy natomiast jakiejkolwiek ustawy, uchwalonej na
sejmie pod datą późniejszą, i nie dochował się nawet żaden inny do-
kument późniejszy, z którego datacyi możnaby wnioskować, że go
wydano na tymże sejmie. Stąd wniosek, iż dzień 31 stycznia 1532
był ostatnim, albo przynajnmiej jednym z ostatnich dni sejmu kra-
kowskiego. Dla tego zgoła nieprawdopodobnem byłoby przypuszczenie,
żeby z tak ważną i obszerną sprawą, jak zatwierdzenie całego kodeksu
prawa sądowego, można było występować na samym schyłku obrad
sejmowych, kiedy już brakowało stosownego dla niej czasu.
Tak więc pytanie co do daty wręczenia projektu musimy pozo-
stawić na uboczu jako niezałatwione; niema bowiem jakiejkolwiek
podstawy do jego rozwiązania. Gdyby chodziło o wyrażenie prawdo-
podobnego przypuszczenia, moglibyśmy raczej przyjąć, że projekt ów
wręczonym został królowi przez Prażmowskiego zaraz po przybyciu jego
na sejm, a zatem w pierwszej połowie grudnia 1531 r. Jest to zresztą
rzecz podrzędna; ważniejszem i zasadniczem dla nas jest pytanie, kiedy
projekt uzyskał sankcyą. Ze względu na poprzedni wywód przyjąć
należy, iż mogło się to stać w jakimkolwiek dniu w czasie trwania
sejmu, zatem między 6 grudnia 1531 r. a 31 stycznia 1532 r. Zwróćmy
obecnie uwagę na to, że z czterech nowel do Statutu trzy, datowane,
wydano równocześnie dnia 29 stycznia 1532 r., a czwarta, niedatowana^
prawdopodobnie również tego samego dnia wyszła *). Okoliczność ta
daje nam podstawę do przypuszczenia, że właśnie pod tą datą ześrod-
kowała się cała działalność konfirmacyjna króla i sejmu co do posta-
nowień w sprawach mazowieckich, jakiemi się podówczas zajmowano,
że zatem i cały projekt Statutu pierwszego, na sejmie krakowskim
zatwierdzonego, uzyskał sankcyą pod tąż samą datą. Nie można też
') T. z. wszystkie, z wyjątkiem dekretn o graniczeDiu dóbr królewskich.
") B a n d t k i e, lus Pol. 416. 417 i Dodatek lU.
«) Terr. castr. Yars. t. 15. str. 1188-1189.
♦) Por. wyżej str. 206 uw. 1.
STATUT MAZOWIECKI PIERWSZY 235
przyj%ć, iżby mógł ją uzyskać później, dla tego, że wydawanie uzu-
pełniających i zmieniających nowel do Statutu jeszcze niezatwierdzo-
nego nie miałoby żadnej rozumnej racyi. Również nie dałoby się
utrzymać mniemanie, jakoby Statut zatwierdzono wcześniej, a no-
wele wydano później. Zważmy, że oba czynniki, o sprawie tej prze-
dewszystkiem rozstrzygające, król i przedstawiciele mazowieccy, miały
przytem pewne szczególne cele do przeprowadzenia, które też w istocie
osiągnięto przez nowele: każdy zmierzał do tego, ażeby Statut w pe-
wnym kierunku uzupełnić, a co do innych szczegółów zmienić. Pokąd
Statut był niezatwierdzony, istniała możność uzyskania ustępstw po
stronie drugiej, nawet w tych sprawach, gdzie jej interesy krzyżowały
się z interesami przeciwnymi; gdyby natomiast Statut zatwierdzono
naprzód, a wydanie nowel odłożono na później, nie było pewności, czy
strona druga, wobec dokcmanego faktu głównego, nie cofnie się przed
ustępstwami w szczegółach. Kto mógł zaręczyć Mazowszanom, że po
ostatecznem przyjęciu Statutu, król skłoni się do uzupełnienia go prze-
pisami o dziedziczeniu kobiet w duchu większości, i że nie da może
poriuchu tym, którzy bronili zdania przeciwnego? I na odwrót król,
któremu tak bardzo zależało na wprowadzeniu surowej ustawy przeciw
mężobójcom, czyż nie miał słusznych powodów obawiać się, iż Mazo-
wszanie, mając już zatwierdzony Statut w ręku, nie zgodzą się na
przyjęcie tych niewątpliwie dla siebie niepożądanych, wśród obrad
może nawet gorliwie zwalczanych przepisów? A dalej, jeśli uciążliwe
dla skarbu postanowienia o formalizmie graniczenia dóbr królewskich,
jako też niewygodne dla szlachty przepisy o zakładach sądowych, po-
zostawione bez zmiany w tekście Statutu, byłyby wraz z całym Statu-
tem uzyskały sankcyą, bez równoczesnego wydania zmieniających je
nowel, któż mógł zapewnić, że później druga strona, której interes
w obu wypadkach był właśnie wprost przeciwny, zgodzi się na stoso-
wne zmiany? Rzecz cała ułożyła się w ten sposób, że trzeba było
wszystkie poruszone na sejmie sprawy ustawodawcze mazowieckie za-
łatwić łącznie i współrzędnie, warunkować jedne drugiemi, ażeby uzy-
skać wzajemne ustępstwa; zaczem też i sankcya dla nich wszystkich
musiała wyjść równocześnie.
Tak więc Statut mazowiecki pierwszy uzyskał za-
twierdzenie dnia 29 stycznia 1532 r., w jednym z ostatnich
dni sejmu krakowskiego z r. 1531/2, równocześnie z czterema uzupcł-
niającemi go lub zmieniaj ącemi nowelami. Ponieważ Statut drugi,
który go zniósł, zatwierdzonym został 17 stycznia 1540 r., przeto m o c
obowiązująca tego pierwszego wielkiego kodeksu prawa sądowego
mazowieckiego trwała przez lat blisko ośm.
236 OSWALD BALZER.
Zapytać można: dla czego to. co w Statucie tym wymagało uzu-
pełnienia lub zmiany, przybrano w kształt nowel, zatem osobnych de-
kretów królewskich, formalnie od Statutu wyodrębnionych; dla czego
raczej nie postąpiono w sposób, który sam z siebie nasuwałby się jako
najwłaściwszy, i jaki dziś niewątpliwie znalazłby zastosowanie: ażeby
artykuły uzupełniające wtrącić we właściwych miejscach, jako istotną
część składową projektu, to zaś, co w nim domagało się naprawy,
usunąć przez stosowną zmianę tekstu redakcyi odnośnych artykułów.
i poprawionemu dopiero w ten sposób projektowi dać sankcyą, tworząc
jednolitą, formalnie doskonałą całość, bez dodawania jakichkolwiek de-
kretów uzupełniających? Powtóre. jakże sobie wytłómaczyć, że w Sta-
tucie zatwierdzonym pozostawiono bez zmiany pierwotną redakcyą po-
stanowień o graniczeniu dó1)r królewskich i o zakładach sądowych,
a dodanemi nowelami przepisy te zniesiono lub gruntownie zmieniono?
Wszakże, skoro zarówno Statut jak i nowele wydano pod tą samą
datą, to powstawała skutkiem tego antinomia, i mogło się stać wątpli-
wem, które z sprzecznych postanowień ma być stosowanem. Ażeby na
pytania te odpowiedzieć, przypomnieć trzeba, że ówczesna technika ko-
dyfikacyjna bardzo jeszcze była niewydoskonaloną, jak niemniej, ze
sama praca nad złożeniem kodeksów natrafiała na różne trudności
z jakiemi już dzisiaj liczyć się nie potrzeba. Było widocznie zamia-
rem, Statutu tego nie drukować, jak go też w istocie nie wydruko-
wano; los ten spotykał niejedne ówczesną konstytucyą sejmową, jak
o tern dziś na pewno wiemy, chociażby z uzupełnień Tomicyanów;
spotykał też zwłaszcza często większe kodyfikacye prawne, jak n. p.
wydany prawie równocześnie Statut litewski pierwszy (1529), a później
także i drugi. Tekst projektu, jaki przedłożono sejmowi, miał tedy
jako autentyk służyć za podstawę dla późniejszych odpisów; i nie
było rzeczą bezpieczną kreślić go i uzupełniać dopiskami, jeśli się nie
chciało stworzyć pod tym względem precedensu dla samych kopistów,
a przez to zrodzić zamącenie co do właściwego brzmienia ustawy. Po-
nadto było to rzeczą wprost niebezpieczną z innego jeszcze powodu. Je-
dna bowiem czy kilka poprawek, przeprowadzonych w tekście, mogły
dać pochop do szerokich rozpraw nad całym szeregiem innych popra-
wek możliwych, chociażby one nie dotyczyły już rzeczy zasadniczych
jeno tylko samej wyraźniejszej czy stosowniej szej redakcyi odpowiednich
przepisów. Możliwość taka nasuwała się tu bardziej, aniżeli gdziekol-
wiek indziej; wiemy bowiem, iż ostateczna redakcyą projektu doko-
naną została poza obrębem sejmu mazowieckiego, i nie była mu podaną
do rewizyi. Na takie szerokie rozprawy nie miał już czasu sejm kra-
kowski, który sprawami mazowieckiemi zajął się pod koniec swych
STATUT MAZOWIECKI PIERWSZY 237
obrad ^); groziło zatem niebezpieczeństwo, źe w takim razie sprawa
wydania Statutu nie dałaby si.^ odrazu załatwić, i źe ją trzeba będzie
odłożyć na czas późniejszy, kiedy juź może nie znajdą się tak pomyślne
po temu warunki, jak obecnie. Takiego wyniku rzeczy nie mógł sobie
życzyć ani król, który przez cały ciąg swoich rządów dążył statecznie
i wytrwale do skodyfikowania różnych praw w państwie obowiązują-
cych, i niejednego juź w tej sprawie doczekał sie zawodu, ażeby roz-
myślnie narażać się na możliwość zawodu nowego; ani Mazowsza-
nie, którz}% jak wszystko za tem przemawia, nie mieli podówczas za-
sadniczych zarzutów przeciw projektowi, a w których interesie leżało
uzyskać jaknajrychlej osobny kodeks zastrzeżonego im odrębnego
prawa sądowego. Przez to stało się, źe projekt sejmu mazowieckiego
z r. 1531 przyjęto tu jakoby całość nietykalną, to zaś, co w nim wy-
magało zmian i uzupełnień, określono osobnemi nowelami.
Co do antinomii, jaka stąd wynikła, przypomnijmy, że jeśli na-
wet w dzisiejszych, subtelnie obmyśliwanych i przygotowywanych ko-
deksach nie zawsze można się jej ustrzec, to tem mniej, przy niedo-
skonałej technice kodyfikacyjnej, mogła ona razić w ustawach z owych
czasów. W Statucie naszym było i tak pełno antinomij. Kłóciły się
przedewszystkiem z sobą różne postanowienia 25 ustaw dawniej-
szych książąt mazowieckich, do Statutu przydane i równocześnie z nim
zatwierdzone, jako że wydawano je wśród różnych, częstokroć odmien-
nych warunków, w różnych czasach z ostatniej ćwierci XIV i przez
e^ły ciąg XV stulecia; były dalej sprzeczności między ustawami ksią-
żęcemi a różnemi postanowieniami właściwego tekstu Statutu; kto wre-
szcie zadałby sobie trud, mógłby zestawić spory zapewne poczet anti-
nomij pomiędzy samymi przepisami tekstu właściwego. Żeby nie po-
przestać na tym jednym przykładzie, sięgnijmy jeszcze do Statutu
mazowieckiego drugiego i przypomnijmy, że równocześnie z nim za-
twierdzono także 25 dawniejszych ustaw książęcych, tak samo
z sobą jako też z postanowieniami Statutu w niejednem sprzecznych ;
ponadto zaś dodano tu, i razem z nim bez zmiany wydrukowano nie-
które nowsze ustawy mazowieckie, które znowu w pewnych szczegó-
łach sprzeciwiały się jego przepisom. Tak przydane tu konstytucye
mazowieckie z r. 1538 podawały zgoła odmienne warunki graniczenia
dóbr szlacheckich, aniżeli je określał Statut 2); tak pozostawiono tu też
w całości artykuł przywileju piotrkowskiego z r. 1529 o czterech in-
stancyaeh sądowych w sprawach mazowieckich, podczas gdy Statut
') Por. niżej str. 239.
*) Por. str. 220.
238 OSWALD BAŁZSR.
sam zmniejszył łiczbę instancyj do trzech, wykreślając z ich rzędu
sejm warszawski ^). Dodane do niezmienionego Statutu pierwszego no-
wele, o ile zostawały z nim w sprzeczności, nie przedstawiały zatem nic
wyjątkowego, a nadto nie mogły też rodzić zasadniczych wątpliwości
w praktyce. Dla sędziów ówczesnych jasną było rzeczą, że skoro
w Statucie zachowano pewien przepis, który usuwa lub zmienia no-
wela, wydana osobno, chociażby nawet równocześnie, to trzeba uwzglę-
dnić nowelę, a nie odnośny artykuł Statutu; i dla tego w praktyce
mogli stosować rzeczywiście obowiązujące prawo, lepsi w tem od nie-
jednego z dzisiejszych „jurystów", który zacietrzewiwszy się w rze-
czach formalnych, traci zmysł dla zrozumienia istotnej woli pra^
wodawcy.
Z czterech znanych nam nowel jedna tylko, t. j. ustawa o mc-
żobójcach przeszła do rękopisów, w których dochował się tekst Sta-
tutu pierwszego; trzy inne ogłoszono drukiem dopiero przy Statucie
drugim ^). W zasadzie tekst Statutu pierwszego mógłby był nie poda-
wać także żadnej noweli, skoro każda z nich, formalnie rzecz biorąc,
była osobnym aktem ustawowym; nie tyle wi<^c zadziwia tutaj brak kilku
nowel, ile raczej okoliczność, dla czego podano tylko jedne z nich, nie
Y/szystkie. Przypuszczeń, jakie dla wyjaśnienia tego pytania nasunąćby
się mogły, jest kilka, przedewszystkiem dwa. Naprzód przypomnieć
należy, iż żaden z rękopisów, jakie posiadamy, nie jest oryginałem;
SĄ to wczesne wprawdzie, ale zawsze już pochodne odpisy *). Nie
można tedy przesądzać, czy w autentyku nie znajdowały się i inne
nowele, z których kopiści zachowali tylko najważniejszą. Powtóre, przy-
jąć też można, że ponieważ ustawa o mężobójcach przedstawiała szcze-
gólne znaczenie dla króla, przeto z polecenia jego przepisano ją przy
Statucie, opuszczając inne nowele, które nie miały już dlań tak wielkiego,
zasadniczego znaczenia. Jakkolwiekbądż, ustawa o mężobójcach, złączona
w ten sposób zewnętrznie z Statutem samym, musiała przez to ucho-
dzić za istotną • jego część składową. Stąd tłómaczy się, dla czego
już na sejmie z r. 1534 zarzuty przeciw tej ustawie skierowane, połą-
czono najściślej z zarzutami przeciw całemu Statutowi *).
Dekretu królewskiego, zatwierdzającego Statut pierwszy, nie prze-
chowiJ nam żaden z jego rękopisów; tem różni się jego tekst od Sta-
») Por. 8tr. 196.
») Band t kie, Iu8 Pol. 414 416. 417.
*) Mam ta na myśli rękopisy Metryki koronnej i Wilanowski; odpis w Tekach
Namszewicza jest kopia pierwszego z nich, z końca XyiII wieka.
*) Por str. 230. '
STATUT MAZOWIECKI PIERWSZY 239
tntu drugiego, na którego czele znajduje się taki dekret ^). Nie można
jednak z tego powodu podnosić jakichkolwiek wątpliwości przeciv/ po-
przednim wywodom o sankcyi Statutu; nawet bowiem w konstytncyach
sejmowych, za Zygmunta I drukowanych, opuszczano częstokroć for-
mułki zatwierdzające, poprzestając na podaniu samych tylko postano-
wień sejmowych, w stosowne artykuły ujętych. Bez takich formułek
zatwierdzających ogłoszono konstytucye z lat 1510, ISll, 1519, 1520,
1521, 1523 2), nie mówiąc o wydanych później, jak z r. 1543, 1544 8).
Nie ma też dekretu, potwierdzającego nasz Statut, w księgach kance-
laryi królewskiej; wszelako i ten wzgląd nie zachwiewa w niczem
poprzednich naszych spostrzeżeń. Do ksiąg tych zapisywano wpraw-
dzie zazwyczaj uchwały sejmowe i rozporządzenia królewskie; nie była
to jednak reguła bez wyjątku. Niejednokrotnie w zwykłych księgach
sądowych, czasem w innych, prywatnych zbiorach, rękopiśmiennych
czy drukowanych, spotykamy rozporządzenia królewskie, niekiedy nawet
dekrety sejmowe, których napróżno szukalibyśmy w księgach kan-
clerskich czy podkanclerskich. Ażeby nie wybiegać daleko poza
przedmiot, zwracamy tylko uwagę na to, że niema w tych księgach
żadnej z czterech omówionych nowel mazowieckich z r. 1532, jak nie-
noLniej, co ważniejsza, i w tym wypadku stanowcza, niema tu także
dekretn królewskiego z r. 1540, zatwierdzającego Statut mazowiecki
drugi.
Powróćmy raz jeszcze do dat, ażeby rzucić promień światła na
przebieg obrad sejmu krakowskiego z r. 1531/2, o ile one dotyczyły
zamierzonej i dokonanej tamże kodyfikacyi mazowieckiej. Widzieliśmy,
iż sejm ten trwał jeszcze 31 stycznia 1532 r., i że w tym, lub jakim-
kolwiek najbliższym dniu zakończyły się jego obrady. Natomiast ude-
rza, że wszystkie ustawy koronne wydane na nim zostały już pod datą
20 stycznia t. r. Powyższą datę noszą obszerne, widocznie cały poru-
szony materyał wyczerpujące konstytucye sejmowe *); pod tąż datą
wychodzi także uniwersał o poborze wiardunkowym ^), jako też drugi
osobny uniwersał o czopowem ^. Nawet szczególne sprawy koronne^
jakie się jeszcze do załatwienia nasunęły, rozstrzygnięto rozporządze-
niami z 20 stycznia; datę tę nosi dekret królewski o czasie odbywa-
^) Bandtkie, las Pol. 367.
^ V o 1. I e g. I. 366. 374 387. 392. 396. 399.
*) Ibid. I. 566. 682.
*) Ibid. I. ^99.
^ M e t r. k o r. t. 46 fol. 148'; t. 47 fol. 234'.
V b i d. t. 46 fol. 153'.
240
OSWALD BALZER.
nia roków ziemskich bełskich ^). Ź późniejszych dni, przez które je-
szcze* odbywał się sejm krakowski, nie dochowały się jakiekolwiek
uchwały koronne. Znaczy to, iź sejm ze wszystkierai sprawami ogólno-
państwowemi ułatwił się był już dnia 20 stycznia, i że, gdyby tylko
o nio chodziło, byłby się był mógł rozejść już pod tą datą. Jeżeli
jednak mimo to ti-wał aż do 31 stycznia, a dopiero 29 stycznia przyjął
ostatecznie zarówno Statut pierwszy, jako też uzupełniające go nowele,
to oczywisty stąd wniosek, iż właśnie dziewięć a wzgl. jedenaście
ostatnich dni sejmu poświęcono załatwieniu spraw mazowieckich. Nie
chcemy przez to przesądzać, czy i przedtem już, wśród obrad nad spra-
wami koronnemi, nie poruszono częściowo także mazowieckich; bądź
co bądź stwierdzić trzeba, iź główna akcya sejmu w sprawach mazo-
wieckich ześrodkowała się właśnie w tym ostatnim okresie jego obrad.
Przyjmując nawet, że jej przedtem nie podjęto wcale, otrzymamy sto-
sunek 9 dni obrad sejmu walnego do 15 dni obrad sejmu warszaw-
skiego z r. 1531; lub, odliczając dnie świąteczne, stosunek dni 7 do 12.
Rozważając warunki, wśród których dokonywała się praca obu sejmów,
będziemy musieli przyznać, iź sejm krakowski poświęcił sprawie sto-
sunkowo baczniejszą uwagę, aniżeli sejm mazowiecki; inna rzecz bo-
wiem radzić nad gotowym już projektem ustawy, aniżeli projekt ów
dopiero układać. Na wszelki przypadek znajdujemy w tym szczególe
ponowną wskazówkę na stwierdzenie okoliczności, iż sejm krakowski
nie zajmował się jedynie nowelami mazowieckiemi; gdybyśmy bowiem
nawet przyjęli, iź niektóre sprawy, jak statut o mężobójcach, dały je-
szcze pobudkę do rokowań i sporów, to jednak przy ówczesnym spo-
sobie prowadzenia obrad, nie można przyjąć, aby tych kilka szczegó-
łów zajęło dziewięć dni rozpraw sejmowych; musiała tu być niewąt-
pliwie rozpatrywaną sprawa obszerniejsza, t. j. projekt całego Statutu.
I, skoro co do przeważnej części jego postanowień nie było zasadni-
czego oporu, jakże potrafilibyśmy usprawiedliwić zdanie, iż Statut
nie uzyskał zatwierdzenia?
V.
Prace przygotowawcze nad ułożeniem Statutu mazowieckiego drugiego.
Trzy projekty tegoż Statutu z lat 1533, 1536 i 1539.
Poprzednie uwagi nasze wyczerpały główny przedmiot niniejszej
pracy, a mianowicie pytanie, czy i kiedy Statut mazowiecki pierwszy
został zatwierdzonym. W rozdziale niniejszym i następnym zamierzamy
*) T e r r. B e I z t. 9 str. 907. 949; Castr. Bełz. t. 162 atr. 55.
STATUT MAZOWIECKI PIERWSZY 241
omówić jeszcze niektóre szczegóły, z sprawą tą w dalszym już zostające
związku, nieobojętne wszelako dla dziejów ustawodawstwa mazowie-
ckiego, jak się one w najbliższym czasie po wydaniu Statutu pierw-
szego rozwinęły.
Zwracamy tedy przedewszystkiem uwagę na znany już poprze-
dnio, ale dotąd zupełnie niewyzyskany ustęp, zawarty w przytoczonych
już kilkakrotnie Postulatach mazowieckich z r. 1534. Podniósłszy
wiadome zarzuty przeciw Statutowi pierwszemu, domagają się tu Ma-
zowszanie u króla: Itetn quod Maiestas Sua Regia Statut a ducatus
Mazopiae per daminum palatinum modernum et consiliarios nec
non nuntios terrarum [Mazoviae] Suae Serenissimae Maiestati Regiae porri-
genda approbare et confirmare gi^atiose dignaretur ^). Jest tu zatem mowa
o nowym projekcie Statutu, różnym widocznie od Statutu pierw-
szego, skoro mu się go przeciwstawia, który miał być królowi przed-
łożonym do zatwierdzenia. Czy w chwili, w której Postulaty mazo-
wieckie spisywano, był on już gotowym, czy też miał byó dopiero
w przyszłości opracowanym? Pożądanego wyjaśnienia dostarcza nam
w tej mierze słowo porrigenda. Że jest tu mowa o doręczeniu, które
później miało nastąpić, tłómaczy się tem, że na sejmie walnym z r. 1534
król obecnym nie był; bawił on właśnie podówczas na Litwie. Z dru-
giej strony nie można przyjąć, iżby wzmianka o zamierzonem dorę-
czeniu odnosiła się do projektu jeszcze nieistniejącego; znaczyłoby to,
że Mazowszanie przesądzali o rzeczy, która w przyszłości dopiero miała
dojść do skutku, i to w czasie, kiedy nie było po temu żadnej isto-
tnej i rozumnej przyczyny. Na cóż bowiem przydałoby się Mazowsza-
nom prosić króla z góry o zatwierdzenie Statutu, który jeszcze nie
istniał? Wszakże ani oni sami nie mogli wiedzieć, jaką będzie
treść projektu jeszcze nieułożonego, ani też król nie mógł go za-
twierdzać, skoro, jako nieistniejący, projekt taki nie mógł mu być
jeszcze znanym. W tym wypadku spodziewalibyśmy się raczej, iż
Mazowszanie prosić go będą o złożenie sejmu w Warszawie, któ-
ryby nowy projekt opracował, a potem dopiero przyjdą doń z proś-
^ o jego zatwierdzenie; i wtedy też, ale dopiero wtedy, prośba taka
miałaby uzasadnienienie. Jeżeli mimo to przedstawiciele Mazowsza
zapowiadają królowi wręczenie projektu i z góry proszą dlań o sank-
*)BpiB Czart. (Acta Tomic.) nr. 272. str. 286. Por. tei cytat n W i ni ar z a
13 nw. 1. Uzupełniam w tekście wyraz: Mazoyiae, gdył chodzi o doręczenie królowi
Statutu mazowieckiego, który mógł obchodzić przedewszystkiem tylko senatorów i po-
słów mazowieckich, nie zaś w ogóle koronnych. Dodany szczegół, iż obok nich ma go
wręczyć obecny wojewoda (mazowiecki) nie pozostawia zresztą pod tym względem
żadnych wątpliwości.
Rozprawy Wjd£. bI«t.-fl1os. T. ZŁ. 16
242 OSWALD BALZER.
cyą, to jest w tem dowód, iż w czasie, w którym prośbę wystosowano,
istniał już projekt nowego Statutu.
Kiedy i wśród jakich okoliczności projekt ten złożono? Ażeby
na pytanie to odpowiedzieć, trzeba przedewszystkiem wyjaśnić inne.
które się z niem bezpośrednio łączy: kto jest owym palatinus modemus^
zatem wojewodą (i wicesgerentem) mazowieckim, sprawującym władzę
w czasie spisania i wysłania Postulatów (1534 r.) ?
Na pytanie to dotychczasowi badacze dziejów ustawodawstwa
mazowieckiego odpowiadali jednozgodnie, iż był nim Stanisław Śrzeó-
ski, rzekomy następca Prażmowskiego, a poprzednik Goryiiskiego na
tym urzędzie. Najbliższem źródłem tej wiadomości jest Janocki, poda-
jący następujący po pierwszym, Brzeskim, szereg wicesgerentów z na-
stępującemi datami: Prażmowski (f pod koniec 1533, »tc), Stanisław
Śrzeński (f 1535), następnie Goryński *). Janocki opiera się znowu na
Niesieckim, który podaje tę sarnę listę, z odmiennemi nieco datami,
nie określa bowiem czasu śmierci Prażmowskiego, a Srzeńskiemu umie-
rać każe dopiero r. 1536 -)• Powołuje się przytem na właściwe źródła
pierwotne, t. j. nagrobki Srzeńskich, podane u Okolskiego i Starowol-
skiego. Zwracając się do Okolskiego, znajdujemy tu wiadomość o na-
grobku Stanisława Srzeńskiego, zwanego Gradem, wojewody mazowie-
ckiego, zmarłego rzekomo 30 marca 1636 r.. jako też o nagrobku Feliksa
Srzeńskiego, wojewody płockiego, którego tekst nie podaje bynajnmiej,
czyim był synem, a zarazem w jakim czasie umarł ^), Starowolski na-
tomiast przytacza nagrobek Feliksa, wojewody płockiego, z dodatkiem,
iż był on synem Stanisława, wojewody mazowieckiego, i że zmarł
(Feliks) 30 marca 1636 r. *). Zestawiając obie wersye ze sobą, przy-
jął Niesiecki, za drugą, iż Feliks był synem Stanisława, a za pierwszą,
po zredukowaniu daty rocznej śmierci o całą setkę, iż Stanisław umarł
r. 1536. Nie chciał dostrzec, że oba jego źródła kłócą się ze sobą
w rzeczach zasadniczych, wedKig jednego bowiem tekst nagrobku okre-
śla pochodzenie Feliksa, według drugiego nie; w pierwszym ta sama
data śmierci odnosi się do Stanisława, w drugim do Feliksa. Które
z nich jest błędnem, nie opłaciłoby się dochodzić; mylą się bowiem
oba. Znacznie od obu wcześniejszy Paprocki podaje oba nagrobki w au-
tentycznem brzmieniu; zawierają one zgoła odmienne szczegtSy. Tak
przedewszystkiem nagrobek Stanisława Srzeńskiego, wojewody mazo-
^) Jan o elan a II. str. 106 nr. 49, str. 226 nr. 118.
') Niesiecki, Herbarz, wjd. lip. I. 203.
') Okolski, Orbis Polonus L 153.
*) Starowolski, Monnm. Sann. 490.
STATUT MAŻOWlflCIĆI PIERWSZY 243
wleckiego, swanego Gradem, który zmarł 30 marca 1436 i*., a nastę-
pnie nagrobek Feliksa Śrzeńskiego, wojewody płockiego (bez podania
pochodzenia), który zmarł 19 września 1554 r. *). I Paprocki w ni-
ezem się tn nie myli: w istocie bowiem w dokumentach z r. 1412 — 1435
występuje Stanisław O-rad *), raz nawet wyraźnie Stanisławem Gradem
ze Śrzeńska nazwany ^, jako wojewoda płocki, co, ze względu na istnie-
jąci^ podówczas udzielność Płoeka mogło dać pochop do nadania mu
w nagrobku tjrtułu wojewody mazowieckiego; żył także w pierwszej
połowie XVI stulecia Feliks Śrzeński, wojewoda płocki, występujący
w tej godności r. 1534, jako jeden z wysłańców, którzy mieli królowi
zawieśó znaną nam Legaoyą odbywającego się podówczas sejmu piotr-
kowskiego *). Ale ów Feliks nie mógł być żadną miarą synem Sta-
nisława Grada, ani też sam Stanisław, który według nagrobku dożyć
miał 140 lat wieku, zatem urodził się jeszcze pod koniec Xin stule-
cia, nie mógł być wicesgerentem mazowieckim po śmierci Prażmow-
skiego, i umierać r. 1536 ! W początkach XVI wieku (1505 i 1506 r.)
występuje wprawdzie inny Stanisław Śrzeński jako kasztelan wiski ^),
co do którego możnaby nawet przyjąć, że był ojcem Feliksa, wojewody
płockiego; nie mamy jednak żadnego śladu, iżby się posunął kiedykol-
wiek do godności wojewody mazowieckiego; gdybyśmy już zaś chcieli
twierdzić, że ją przecież uzyskał, to możnaby tu myśleć conajwięcej
o ostatniej dobie panowania książąt, ale bezwarunkowo nie o czasach
zostawania Mazowsza pod berłem króla polskiego, nie tylko ze względu
na dowody przeciwne, jakie zaraz niżej podamy, ale także i dla tego,
że w tym wypadku musielibyśmy go spotkać w bardzo dokładnych
listach dostojników i urzędników mazowieckich, jakie się nam przecho-
wały z r. 1525 ®) i 1531 ^, chociażby na jakimś innym jeszcze, od wo-
jewodzińskiej godności niższym urzędzie. Tymczasem obie listy nie
wymieniają go wcale; w czem dowód, że zmarł przed r. 1525.
Tak więc skutkiem dziwnego pomieszania wiadomości źródłowych
przez dawniejszych, niekrytycznych heraldyków, przyjmowanych na
wiarę w dzisiejszej nauce, zrodziło się twierdzenie o Stanisławie Śrzeń-
skim, jako następcy Prażmowskiego na wicesgerencyi i województwie
mazowieckiem. Autentyczne źródła mówią zgoła co innego. Pod datą
») Paprocki, Herby, wyd. Turów. 400. 401.
*) Kod. djpl. Masow. nr. 150. 163. 176.
») Ibid. nr. 162.
*) Epis Czart. nr. 272 8tr. 271. Por. te* cytat u Winiarza 14. uw. 1.
*) Vol. leg. I. 809; Kod. djpl. Mazow. nr. 282.
•) Vol. leg. I. 448.
Ó Bandtkie, Ina Pol. 367. 368.
16*
244 08WAŁD BALZER.
4 lutego 1533 r. Zygmunt I nadaje wicesgerencyą na Mazowsza Ja-
nowi Łoskiemu z Woli Chinowskiej, dawniej kasztelanowi wiskiema
(1525 — 1531) ^), a w chwili mianowania wojewodzie mazowieckiemu *j.
Wojewodą mazowieckim był zatem Loski ustanowiony już przedtem,
według zwyczaju bowiem, jakiego podówczas przestrzegano, obie no-
minacye: na województwo i wicesgerencyą przychodziły do skutku
z osobna, i to tak, że palatynat dostawał się upatrzonemu kandydatowi
rychlej, aniżeli wicesgerencyą ^). Ponieważ jednak odstęp czasu po-
między niemi bywał zazwyczaj stosunkowo krótki (kilka dni, conaj-
więcej miesiąc) *), przeto możemy przyjąć, iż Loski otrzyma! woje-
wództwo mazowieckie w samym początku r. 1533, lub conajwcześniej
przy końcu r. 1532. I nie mógł go otrzymać rychlej, skoro wiemy,
iż śmierć Prażmowskiego przypada na październik lub listopad 1532 r. ^}.
Na wszelki przypadek niema pomiędzy Prażmowskim a Łoskim miej-
sca na Śrzeńskiego czy też jakiegokolwiek innego wojewodę. Jako wo-
jewoda-wicesgerent występuje Loski na sejmie sądowym mazowieckim
pod datą 15 czerwca 1534 r. ^. Kiedy umarł, niewiadomo dokładnie;
ponieważ jednak dekret królewski z 13 października 1535 r., mianu-
jący Goryńskiego wojewodą mazowieckim, wyraźnie zaznacza, iż nowy
dostojnik obejmuje ten urząd po śmierci Leskiego ^, przeto wynika
stąd, iż zgon jego nastąpił na krótko przedtem, jak nienmiej, że znowu
pomiędzy Loskim a G-oryńskim nie da się umieścić żaden inny woje-
woda. Tak więc z pocztu wojewodów i wicesgerentów mazowieckieh
wykreślić należy stanowczo nazwisko Śrzeńskiego, a w jego miejsce
wstawić pomijanego dotąd zupinie Loskiego. On też jest owym pala-
tinus modemus, o którym wspominają Postulaty z r. 1534.
Ponieważ sejm piotrkowski, z którego Postulaty owe wysłano do
króla, rozpoczął się już dnia 6 stycznia t. r., a nowy projekt Statutu
był już w tym czasie gotów, przeto nie mógł on powstać później, jak
w r. 1533. Z drugiej strony nie można dlań przyjąć także wcześniej-
szej daty rocznej, ile że projekt ten złożono widocznie za rządów no-
wego wicesgerenta, który wtedy dopiero uzyskał tę godność; i byłoby
O Vol. leg. I. 448; Bandtkie, lue Pol. 367.
*) Metr. kor. t. 48 str. 608.
*) Tak Piotr Goryński mianowany sos tał wojewodą mazowieckim 18 paźdaier-
nika 1535 r., a wicesgerentem 10 listopada t. r. ibid. t. 51 fol. 136. 143% Podo-
bnież następca Goryńskiego, Piotr Gamrat, mianowany wojewodą mazowieckim 15 gm-
dnia 1542 r., a wicesgerentem 23 gmdnia t. r. Ibi d. t. 64 fol. 74*. 84.
*) Por. nw. poprz.
») Por. str. 232.
^) Por. Balzer, Sejm mazow. pod rządem koronnym, str. 31 Dodatek V.
■) M e t r. k o r. t. 61 fol. 136.
STATUT MAZOWJECKI PIERWSZY 245
rzeczą zgoła nieprawdopodobną, ażeby jeszcze za życia PrażmowskiegOj
którego osoba tak ściśle się związała z pierwszą kodyfikacyą mazo-
wiecką, można było przystąpić do rewizyi Statutu. Tak więc pierwszy
widoczny objaw opozycyi przeciw Statutowi pierwszemu przyniósł ze
sobą już rok najbliższy po jego zatwierdzeniu; data ta schodzi się ści-
śle z początkiem owego okresu w rządach Zygmunta I, w którym
wybuchło przesilenie w wewnętrznem życiu państwa, stwarzając grunt
podatny do kwestyonowania i obalania tego, co wprowadzono niedawno
dla zabezpieczenia porządku i ładu społecznego.
Samego projektu z r. 1533 nie znamy; o treści jego posiadamy
tylko dwie niewyczerpujące wskazówki: jedne szczególną, iż nie za-
wiera! on już statutu Januszowego o męźobójcach, skoro go równo-
cześnie tak ostro zaczepiano; i drugą ogólną, że opuszczono w nim
pewne, bliżej nam nieznane, dla Mazowszan niedogodne artykuły, w re-
dakcyi pierwszej rzekomo przez Prażmowskiego dodane. Ponieważ je-
dnak dążność i charakter całego ruchu, jaki się już podówczas obja-
wił, są jakościowo te same, jakie istniały w czasie ostatecznego do-
konania drugiej z rzędu kodyfikacyi mazowieckiej z r. 1540, przeto wolno
wypowiedzieć przypuszczenie, iż czę^ć, może nawet znaczna, zmian,
uzupełnień i opuszczeń, jakie wykazuje Statut drugi w porównaniu
z pierwszym, mogła się już znajdować w projekcie z r. 1533. A wobec
tego twierdzenie, przypisujące autorstwo wszystkich tych nowości sej-
mowi mazowieckiemu z r. 1536, trzeba będzie postawić pod znakiem
zapytania; równem bowiem prawem można tu przyjąć także częściowe
przynajmniej autorstwo sejmu mazowieckiego z r. 1533. Tern mniej
można stawiać pewnik o autorstwie Goryńskiego; jeśli już bowiem
czysto zewnętrzna okoliczność przewodniczenia na sejmie warszawskim
miałaby o tej sprawie rozstrzygać, to urasta teraz Goryńskiemu współ-
zawodnik w osobie Łęskiego. To też pomiędzy obu tych dostojników,
a ściśle rzecz biorąc, pomiędzy oba sejmy z r. 1533 i 1536 trzeba bę-
dzie rozdzielić, w stosunkach bliżej określić się niedających, nie tylko
winę tego, co w reformach Statutu drugiego jest zarzutu godnem, ale
i zasługę w przeprowadzeniu tego, co w nim występuje jako postęp
i zmiana dodatniego znaczenia.
Nie znamy dalszych losów projektu z r. 1533; wiemy nie tylko,
iż zatwierdzenia nie uzyskał, ale ponadto nie znajdujemy żadnej
wzmianki, iżby stanowił przedmiot obrad na którymkolwiek z sejmów
walnych. Nie było też w istocie warunków po temu; kilka najbliż-
szych sejmów odbyło się pod nieobecność Zygmunta; inne, w których
król brał udział, skłóciły do tyla wewnętrzne rozterki i waśni, że już
nie tylko spraw partykularnych, ale nawet najważniejszych spraw
246 OSWALD BALZER.
Ogólno -państwowych nie było można na nich załatwić. Na ten czas,
już za wicesgerencyi Goryńskiego, przypada zwołanie sejmu mazowie*
ckiego z r. 1536 celem uchwalenia nowego projektu Statutu. Stało się
to, jak wiemy, na żądanie samych Mazowszan ^); widocznie po latach
kilku doszli do przekonania, iż projekt z r. 1533 wymaga uzupełnień czy
poprawek; nie jest też, jak niżej to wskażemy, wykluczonem przypu-
szczenie, że i sam król, przy ponownej rewizyi, zmierzał jeszcze do
przeprowadzenia pewnych celów, którym nie odpowiadał projekt po-
przedni.
Czy tekst Statutu drugiego, jak go ostatecznie w r. 1540 za-
twierdzono i wydrukowano, zawiera w istocie niezmieniony w niczem
projekt sejmu warszawskiego z r. 1536, jak się to powszechnie przyj-
muje? Pod tym względem uderza przedewszystkiem dziwne zjawi-
sko: że na zatwierdzenie trzeba było czekać całych lat cztery. A przecież,
gdyby projekt z r. 1536 dla żadnego z czynników, o sprawie rozstrzy-
gających, nie przedstawiał wątpliwości czy niedogodności, należałoby
się raczej spodziewać, iż uzyska sankcyą w rychlej szym czasie. I była
niewątpliwie po temu sposobność jeszcze przed rokiem 1640. Właśnie
po przejściu wielkiej zawieruchy z r. 1537, zebrał się w początkach
r. 1538 sejm walny w Piotrkowie, jeden z najważniejszych z całego
okresu rządów Zygmunta I, który w obszernych konstytucyach zała-
twił szereg pierwszorzędnych spraw państwowych 2). Nie dość na tem;
tenże sam sejm wydał nadto osobne konstytucye dla Mazowsza, roz-
strzygające również wiele ważnych pytań, jakie dotyczyły tej ziemi ^).
Jeżeli tedy z całej działalności sejmu tego przebija widoczna dążność
do uporządkowania zagmatwanych stosunków w Polsce, i jeżeli wśród
obrad, jakie się tu toczyły, zwrócono też szczególną uwagę na sprawy
mazowieckie, to słusznie można się domyślać, iż sprawa zatwierdzenia
Statutu drugiego, którego projekt był już wypracowanym, przedstawiająca
dla Mazowsza pierwszorzędną doniosłość, musiała wtedy spotkać się
jeszcze z jakiemiś przeszkodami, z powodu których trzeba ją było
odłożyć. Ta sama uwaga dotyczy też obrad sejmu krakowskiego
z r. 1539, które również doprowadziły do wydania obszerniejszych
konstytucyj koronnych ^), ale z zatwierdzeniem Statutu ułatwić się nie
zdołały. Można przyjąć, że trudności nie wychodziły od przedstawi-
cieli mazowieckich. Boć skoro Mazowszanie uchwalili nowy projekt
w r. 1536, to nie było powodu, aby mu się sprzeciwiali na sejmach
') Por. str. 19b\
«) Vol. leg. L 516 n.
'') Ibid. I. 536 n.
*) Ibid. L 546.
STATUT MAZOWIECKI PIERWSZY 247
walnych; raczej król mógł ta stawiać jeszcze pewne przeszk<)dy.
Z jakich przyczyn — tego możemy się tylko domyślać. Zwróciliśmy
już poprzednio uwagę na okoliczność, iż rychła opozycya, jaka się
przeciw Statutowi pierwszemu zbudziła, mogła go w pewnej mierze
zniechęcić i zniecierpliwić ^); być może zatem, iż teraz umyślnie tom-
poryzował, wyczekując, czy sami Mazowszanie nie uznają jeszcze po-
trzeby jakichś zmian i uzupełnień w projekcie; przytem mogły też
powstać sprzeczności pomiędzy nim, a wysłańcami tej ziemi co do za-
mieszczenia w nowym Statucie pewnych postanowień, których projekt
nie zawierał, albo opuszczenia innych, które królowi wydały się nie-
dogodnemi. Na wszelki przypadek powstawała możność poddania pro-
jektu z r. 1536 ponownej rewizyi, wzgL opracowania nowego projektu,
któryby owe sprzeczności uchylił. Zobaczmy, czy na poparcie tego
przypuszczenia dadzą się przytoczyć jakiekolwiek wskazówki źródłowe.
W Bibliotece cesarskiej w Petersburgu, ze zbiorów niegdyś Bi-
blioteki Załuskich, znajduje się, pod sygnaturą Lat. F. II. 185 r*^ko-
pis z XVI wieku, zawierający Statut mazowiecki. Nie miałem mo-
żności zbadać go osobiście, i dlatego poniższe moje wywody przedsta-
wiam z zastrzeżeniami; posiadam wszelako dość dokładne wiadomości
o jego stronie zewnętrznej i układzie zawartego w nim tekstu, które
pozwalają wyrobić sobie zdanie o stosunku tego zabytku do obu Sta-
tutów mazowieckich z r. 1532 i 1540 -). Tekst rękopisu zgadza się
w przeważnej części z obu Statutami, nie pokrywa się wszelako z ża-
dnym; owszem łączy on w sobie niektóre właściwości Statutu pierw-
szego z właściwościami drugiego. Na ogół biorąc, zbliża się najwię-
cej do Statutu drugiego. Tak z 8 artykułów redakcyi pierwszej, które
opuszczono w drugiej, nie zawiera 7; natomiast pomieszczono w nim
już wszystkie 21 artykuły, o które redakcya druga bogatszą jest od
pierwszej. Niemniej też porządek i następstwo artykułów idzie tu,
z zaznaczonymi poniżej wyjątkami, w całości za redakcya drugą, wy-
kazując w ten sposób w wielu względach różnice od układu redakcyi
') Por. str. 231.
*) Bliższych szczogółów o rękopisie adzielil mi uprzejmie dr. Józef Korze-
uiowski z przygotowanego przez siebie sprawozdania o poszaki w aniach w bibliote-
kach i archiwach zagranicznych. Kilka uzupełniających wyjaśnień zawdzięczam uprzej-
mości p. Stanisława Ptaszyckiego w Petersburgu. Obu tym uczonym skłudam
na tern miejscu gorąco podziękowanie za udzieloną mi łaskawie pomoc. — Prawdopo-
dobnie niniejszego rękopisu dotyczy opis Janeckiego, Janociana II. 225 nr. 118.
Ze zawarty w nim tekst Janecki odnosi do r. 1631 i przypisuje autorstwo jego Praż-
luowskiemu, wynikło Ftąd, że na początku znajduje się wzmianka o sejmie warszaw-
skim, odbytym w r. 1531 pod przewodnictwem Prażmowskiego, ta sama, która
w dosłnwnom brzmieniu przeszła także do Statutu drugiego z r. 1540.
248 OSWALD BALZER.
pierwszej. Jak się przedstawia rzecz co do zmian, przeprowadzonych
w samej treści 77 artykułów, określić nie umiem; informacye moje nie
sięgają bowiem tak daleko; pytanie to da się zresztą rozwiązać dopiero po
ogłoszenia tekstu Statutu pierwszego, jako też na podstawie autopsyi
niniejszego rękopisu. Stwierdziwszy wszelako, iż co do samego układu
rękopis ten tak bardzo jest zbliżony do redakcyi drugiej, możemy przy-
jąć z wielkiem prawdopodobieństwem, że także i w owych 77 artyku-
łach przeprowadzone już zostały, przynajmniej w znacznej części, owe
zmiany, któremi się ona wyróżnia od pierwszej. Prócz tych podobieństw
co do właściwego tekstu, zachodzą jeszcze dalsze co do części dodat-
kowych. Tak niema w rękopisie statutu o mężobójcach, który podała
redakcya pierwsza, a który nie znajduje się w drugiej; natomiast są
tu zamieszczone dwa dekrety królewskie, w redakcyi pierwszej nieza-
w^arte, o zakładach sądowych i dziedziczeniu kobiet. Różnica w po-
równaniu z redakcya drugą zachodzi tylko w tem, że porządek ich
jest przestawiony, jak niemniej, że oba przedzielone są przywilejem
piotrkowskim z r. 1529, który w Statucie drugim następuje dopiero
po 25 ustawach książęcych z wieków średnich. Niema tu natomiast
konstytucyj mazowieckich sejmu piotrkowskiego z r. 1538. które za-
mykają Statut drugi.
Właściwości, któremi rękopis zbliża się do Statutu pierwszego*
polegają na tem, że zamieszcza on art. 97 tegoż Statutu o graniczeniu
dóbr królewskich, którego nie ma już w redakcyi drugiej; nie zawiera
wszelako także łączącej się z tymże artykułem noweli z 29 stycznia
1532 r.: De honis regalibus limiłandis, którą obok innych, równocześnie
wydanych, zamieściła redakcya druga. Tutaj moźnaby jeszcze zali-
czyć inny szczegół, że przed art. 3 Statutu pierwszego (Citałio ad
praesenłiam prindpis) zamieszczono artykuł De citatione et conciłatione
intra terminos, którego wprawdzie w redakcyi pierwszej niema, a którj'
posiada już redakcya druga, wszelako zamieszcza go dopiero po art.
trzecim.
Od obu Statutów wyróżnia się wreszcie rękopis tem, że nie za-
wiera artykułu: De concitałione post mortem rei (St. I. art. 21; St. II.
Bandtkie 370), natomiast zamieszcza laudum sejmu warszawskiego
z r. 1534: Consuetudo de captivandis furibus, którego one nie mają.
Brakuje tu także 25 statutów książęcych z wieków średnich. Wreszcie
porządek artykułów Statutu pierwszego 140. 141. 142. 143, w tem
miejscu zupełnie zgodny z porządkiem Statutu drugiego, został
w rękopisie zmieniony; następują one po sobie w ten sposób: 140. 143.
141. 142.
Z podanego tu przeglądu treści wynika przedewszystkiem. iż rę-
STATUT BfAZOWlECEI PIERWSZY 249
kopisu naszego nie można uważać za prosty tylko odpis, chociażb}^ na-
wet defektowny, któregokolwiek Statutu, a mianowicie nawet nie za
odpis Statutu drugiego; w tym razie bowiem nie wytłómaczylibyśmy
sobie, skąd się tu mogły wziąć niektóre artykuły, zawarte w redakcyi
pierwszej, jako też inne, których i tam niema, a które musiałyby być
zaczerpnięte z innych źródeł. Niemniej też nie dałoby się utrzymać
przypuszczenie, jakoby rękopis był prywatną kompilacyą obu Statutów,
której za główną podstawę służyła redakcya druga; i w tym bowiem
razie pozostałoby bez wyjaśnienia pytanie, skąd się wzięło laudum
o imaniu złoczyńców z r. 1534; co ważniejsza, nie dałaby się pomy-
śleć żadna rozumna przyczyna, dla której kompilacyą taką mianoby
składać z dwu Statutów, z których jeden przestał już obowiązywać.
Nie pozostaje zatem nic innego, jak tylko przyjąć, że tekst zawarty
w rękopisie jest zabytkiem o samoistnem znaczeniu, który powstanie
swoje zawdzięcza jakiemuś szczególnemu, dla osiągnięcia pewnego
praktycznego celu podjętemu aktowi. Ponieważ zaś nie jest ani Sta-
tutem pierwszym ani drugim, a natomiast łączy właściwości obu, przeto
należy go uważać za tekst projektu, złożonego już po sankcyi Sta-
tutu pierwszego, a przed zatwierdzeniem drugiego, wśród przygotowań,
zmierzających do zastąpienia kodyfikacyi poprzedniej nową, zmienio-
nym dążeniom społeczeństwa mazowieckiego lepiej odpowiadającą ko-
dyfikacyą.
Do jakich czasów projekt ten odnieść należy? Najbliższe przy-
puszczenie, jakieby się tu nasunąć mogło, że jest to projekt z r. 1533,
wykluczyć należy stanowczo; mieści się w nim bowiem już wspo-
mniane laudum o imaniu złoczyńców z 15 czerwca 1534 r., a ponadto,
po artjT^kule 33 następuje tu znana wstawka o odbytym pod przewo-
nictwem Goryńskiego dnia 12 października 1536 r. sejmie warszaw-
skim, który niniejszy projekt uchwalił. Wstawka ta określa zarazem
początkową datę okresu, do którego powstanie projektu odnieść można.
Było widocznie zamiarem redaktorów podać w nim także te ustawy,
Mazowsza dotyczące, które przyszły do skutku już pod rządem koron-
nym, jak tego dowodzi zamieszczony tu przywilej piotrkowski z r. 1529.
Jeżeli mimo to nie podano tu konstytucyj mazowieckich, uchwalonych
na sejmie piotrkowskim z r. 1538, to trzeba stąd wysnuć wniosek, iż
projekt złożono jeszcze przed dojściem ich do skutku; że zaś ów sejm
piotrkowski rozpoczął obrady już dnia 6 stycznia 1538 r., przeto datę
ułożenia projektu można odnieść conajpóźniej do r. 1537. Mając do
wyboru pomiędzy datą 1536 i 1537 r. oświadczyć się musimy za
pierwszą, nie tylko dla tego, że rok 1537, skłócony największą zawie-
ruchą polityczną z czasów Zygmunta I, mało nastręczał pola do podej-
250 OSWALD BALZER.
mowiinia czynności kodyfikacyjnych, jako też, że niema jakiegokol-
wiek ćladu, iżby w roku tym odbywano jakikolwiek sejm mazowiecki
celem ułożenia projektu; ale głównie i przedewszystkiem dla tego, ii
mamy wyraźną wiadomość, jako sejm taki złożony był na 12 paździei^
nika 1536 r., i że sejm ten projekt rzeczywiście uchwalił. Ponieważ
zaś tekstu, zatwierdzonego w r. 1540 nie możemy już uważać za pier-
wotny projekt z r. 1536, przeto nie pozostaje nic innego, jak tylko
przyjąć, że jest nim tekst, podany w rękopisie peters-
burskim.
Ważną jest rzeczą wyświetlić pytanie, jakie znaczenie przy osta-
tecznej sankcyi Statutu drugiego na sejmie z r. 1540 mógł mieć ów
pierwotny tekst projektu z r. 1536; a mianowicie, czy korzystano tu
zeń bezpośrednio, czy też miano już podówczas pod ręką jakiś nowy,
odmienny projekt późniejszy. Ogólnie biorąc, możnaby przyjąć za-
równo jedno jak drugie. W pierwszym wypadku czynność sejmu
z r. 1540 polegałaby na tem, że w projekcie z r. 1536 pewne arty-
kuły dodano, inne opuszczono i wogóle przeprowadzono wszystkie
zmiany, które mu nadały taki kształt, w jakim uzyskał zatwierdzenie;
w drugim razie możnaby przyjąć, że owe zmiany, czy to w całości,
czy też przynajmniej w pewnej części, przeprowadzono w nowym, pó-
źniejszym projekcie, i że on właśnie stanowił dla sejmu z r. 1540 go-
towy materyał do zatwierdzenia. Przypuszczeniu pierwszemu sprzeci-
wia się analogia wypadków, jakie towarzyszyły sankcyi Statutu pierw-
szego; widzieliśmy bowiem, że tam z tekstu właściwego ani nie usuwano
artj'kułów zbytecznych, ani też go nie uzupełniano artykułami, które
uznano za potrzebne; utrzymując tekst jako całość nienaruszalną, przepro-
wadzono wszystkie zmiany przez osobne nowele, dodane do tekstu w kształ-
cie odrębnych dekretów królewskich ^). Nie chcąc wszelako na ten
szczegół kłaść wyłącznego nacisku, zwracamy jeszcze uwagę na okoli-
czność następuj ;icą. Moglibyśmy sobie wytłómaczyć ostatecznie, iż sejm
z r. 1540, mając przed sobą projekt z r. 1536, mógł w nim wykreś-
lić artykuły zbyteczne, a dodać inne, które uznał za potrzebne; ale
zguła już niewytłómaczoną pozostałoby dla nas rzeczą, dla czego miałby
dokonywać pewnych zmian w samym układzie materyału. Przestawki
te, jak wynika z podanego poprzednio zestawienia, dotyczyłyby w czę-
ści porządku artykułów, w właściwym tekście Statutu zawartych,
w cz(^ści zaś porządku ustaw, zamieszczonych tu jako rzeczy dodat-
kowe. Jedyną pobudką do ich dokonania byłaby chyba dążność do
systematjTczności i przejrzystości w układzie Statutu; tu jednak nie
») Por. str. 236.
STATUT MAZOWIBCKI PIERWSZY 251
dałoby się wyjaśnić, dla czego się ograniczyła do tak małego zakresu
i przyniosła tak nieznaczne skutki: wiadomo bowiem, źe Statut drugi,
nawet w tym kształcie, w jakim go zatwierdzono, jest wzorem kodeksu
na wskróó niesystematycznego. Ponadto dążenie do systematyczności
układu nie stanowiło właściwości ówczesnych zabiegów kodyfikatorskicb;
z drugiej strony sejm wabiy miał zanadto wiele ważniejszych spraw
państwowych do załatwienia, ażeby sobie miał zaprzątać głowę tego
rodzaju drobiazgami. Tak więc nasuwa się tu przypuszczenie inne:
iż sejm z r. 1540 miał przed sobą jakiś późniejszy projekt, opraco-
wany ponownie przez sejm mazowiecki, który mu służył za właściwą
podstawę przy zatwierdzeniu Statutu drugiego.
Ze' spostrzeżeniem tem łączy się p3^nie dalsze: do jakich czasów
odnieść powstanie owego późniejszego, ostatniego z rzędu projektu?
Przedewszystkiem zwracamy uwagę na to, że w tekście zatwierdzonego
w r. 1540 Statutu znajdują się już, jako dodatek do niego, oprócz
przywileju piotrkowskiego z r. 1529, nadto także konstytucye mazo-
wieckie, uchwalone na sejmie z r. 1538 (7 marca) ^), Możemy przyjąć,
że znajdowały się one już w projekcie samym, podobnie jak w pro-
jekcie z r. 1536 zamieszczono jedyną, jaka do tego czasu wyszła była
pod rządem koronnym, ustawę zasadniczą mazowiecką, t. j. przywilej
piotrkowski z r. 1529. Z tego wypływałby wniosek, że projekt ostatni
powstał po 7 marca 1538 r. Ważniejszą, i bardziej stanowczą jest
okoliczność inna: że ani na sejmie z r. 1538, ani też na sejmie z r. 1539
nie przyszło jeszcze do zatwierdzenia Statutu drugiego. Gdyby już
podówczas istniał projekt odpowiednio zmieniony, do przyjęcia sposo
bny, tak jak istniał przed sejmem z r. 1539/40, naó wczas sankcya
byłaby mogła nastąpić rychlej. Widocznie zatem projekt złożono do-
piero w r. 1539, a to po 28 lutego, w którym obradował jeszcze
pierwszy sejm z tego roku 2), a przed 11 listopada, w którym to dniu
rozpoczął się sejm krakowski z r. 1539/40 ^j. Okoliczność, że mimo
to utrzymano w nim wstawkę, która przeszła także do Statutu za-
twierdzonego, o sejmie warszawskim z r. 1536, i że skutkiem tego
znaczna część Statutu, od art. 34 począwszy, przedstawia się jakoby
wyłączne dzi^o tegoż sejmu, nie osłabia w niczem poprzednich wywo-
dów; tak samo bowiem utrzymano tu na czele tekstu zapiskę o sejmie
warszawskim z r. 1531, o którym wiadomo, że złożył projekt Statutu
*) Bandtkie, lus Pol. 469.
*) Pod tą datą wychodzi ostatni znany mi akt, datowany z tego£ sejmu. Metr.
kor. t. 58 fol. 26\
^ Ibid. t. 59 fol. 117.
252
OSWALD BALZER.
pierwszego; a dodać trzeba, że nawet w szeregu 33 artykułów, po za-
pisku tej następujących, które na zewnątrz przedstawiają się jakoby
wyłączne jego dzieło, naliczyć można w Statucie drugim trzy arty-
kuły dodane, a trzy co do treści zmienione. Przepisując mechanicznie
znaczną część tekstów dawniejszych, utrzymano w ten sposób pewne
wzmianki, które już dokładnie nie odpowiadały rzeczywistości. Podo-
bnież nie możemy się dziwić, że w tekście Statutu drugiego, zatem
przypuszczalnie także w ostatnim projekcie, niema wzmianki o sejmie
mazowieckim z r. 1539, który go właśnie ułożył; sejm ten bowiem
przeprowadził już tylko stosunkowo nieznaczne zmiany w projekcie
z r. 1536, i dla tego nie było powodu, a zapewne też i stosownego
miejsca, do zaznaczenia, iż doszedł do skutku. Tak samo niema tu
żadnej wstawki o sejmie mazowieckim z r. 1533, którego projekt słu-
żył niewątpliwie za podstawę do opracowania projektu z r. 1536, a po-
średnio z r. 1539, pomimo że reformy, jakie przeprowadził w tekście
Statutu pierwszego, mogły tu, ilościowo i jakościowo, sięgać najgłębiej
i najdalej ^).
Porównywając projekt z r. 1536 z przypuszczalnym tekstem
projektu z r. 1539, lub chociażby nawet z samym Statutem z r. 1540,
zyskujemy niespodziewane oświetlenie pytania, w czem leżał powód
dłuższej, kilkuletniej zwłoki w jego zatwierdzeniu. Pomijając brak
25 statutów średniowiecznych, których w rękopisie petersburskim dla
tego może nie przepisano, iż bez zmiany dały się zaczerpnąć z tekstu
Statutu pierwszego, jako też brak konstytucyj mazowieckich z r. 1538,
których oczywiście nie podobna było uwzględniać w projekcie o dwa
lata wcześniejszym, główne różnice rzeczowe pomiędzy nim a Statutem
drugim objawiają się w następujących szczegółach. Przedewszyst-
kiem zawiera projekt z r. 1536 dawny, z Statutu pierwszego wyjęty
przepis o graniczeniu dóbr królewskich, jak wiadomo, uciążliwy dla
skarbu królewskiego, i to bez podania noweli z 29 stycznia 1532 r^
która go uchyliła; pomimo, że dwie inne równocześnie wydane nowele
zostały tu umieszczone. Widocznie Mazowszanie, mimo chwilowego
ustępstwa w r. 1532, nastawali przecież na to, aby utrzymać stary zwy-
czaj w tej sprawie, przeciwko któremu król już raz poprzednio był się
oświadczył; z tego to powodu musieli też natrafić na opór z jego strony.
Po wtóre jest tu zamieszczone laudum z r. 1534 o imaniu złoczyńców,
które w motywach swoich wyraźnie podnosi, iż zmierza do ukrócenia
władzy starostów na korzyść władzy patrymonialnej panów nad chło-
pami. Wzbrania ono mianowicie starostom ścigać chłopów, powołanych
*) Por. str. 2i5.
STATUT MAZOWIECKI PIERWSZY 253
po raz pierwszy lub dragi o złodziejstwo, i przekazuje te sprawy są-
dom pańskim; dopiero za trzeciem powołaniem uznaje ono właściwość
sądu starościńskiego ^). I przeciw temu przepisowi musiał wystąpić
król zarówno w interesie utrzymania ładu społecznego, jako też w obro-
nie uszczuplonej władzy swojego urzędu wykonawczego. Jako trzeci
punkt sporny pomiędzy królem a szlachtą mazowiecką dałoby się po-
myśleć jego żądanie, może takie, na które największy kładł nacisk,
o zamieszczenie w nowym Statucie dekretu o mężobójcach, jak go po-
dawał Statut pierwszy, opuszczonego już niewątpliwie w projekcie
z r. 1533, a także w projekcie z r. 1536. Na wszelki przypadek wy-
jaśniają przytoczone szczegóły zasadniczą stronę sporu i tiómaczą
zwłokę w zatwierdzeniu: były jeszcze różne sprzeczności między kró-
lem a Mazowszanami, skutkiem których sprawa nie od razu dała się
załatwić.
Tak więc, zanim przyszło do sankcyi nowego Statutu, w ciągu
krótkiego czasu lat ośmiu, jakie upłyńmy od przyjęcia Statutu pierw-
szego, trzeba było trzechkrotnie składać coraz to odmienne projekty
nowej kodyfikacyi, wszystkie przedzielone od siebie okresami trzech-
letnimi: 1533, 1536 i 1539 r. Do ostatecznej zgody doszło dopiero,
jak zwykle w podobnych wypadkach, przez wzajemne ustępstwa. Sta-
tut z r. 1540 opuścił przepis o graniczeniu dóbr królewskich, zastępu-
jąc go znaną nam nowelą z r. 1532; opuścił także laudum o imaniu
złoczyńców; ale nie pomieścił statutu o mężobójcach, choć na wszystkie
trzy inne nowele, równocześnie z nim wydane, znalazło się tu miejsce.
Ustępstwo króla w tym ostatnim kierunku schodzi się z równoczesnem
prawie ustępstwem jego w odniesieniu do Korony; zwróciliśmy już po-
przednio uwagę na to '), że właśnie w r. 1539 król po raz pierwszy
zgodził się, aby na przyszłość nie odnawiać statutu piotrkowskiego
o mężobójcach z r. 1510, jeno tylko statut łagodniejszy z r. 1496.
VI.
Nowe szczegóły z życia Piotra Goryńskiego.
Udało mi się zebrać sporą wiązankę nieznanych dat z życia
Piotra Goryńskiego, które w związku z kilku szczegółami, poprzednio
już ogłoszonymi, pozwalają skreślić wcale dokładną biografią tej osobi-
stości, a zarazem rzucają pewne światło na jej charakter i działalność
^) Por. Balzer, Sejm mazowiecki pod rządem koronnym 1526 — 1540 r. Do-
datek V.
*) Por. 8tr. 211.
254 OSWALD BALZER.
publiczną. Ponieważ Gorj^^ński, jako wieesgerent mazowiecki, przewo-
dniczył obu sejmom warszawskim z r. 1536 i 1539, na których zło-
żono dwa projekty Statutu drugiego, a stąd też nazwisko jego za-
zwyczaj ściśle bywa łączonem z dziejami ówczesnych zabiegów kody-
fikacyjnych na Mazowszu, przeto zestawiam poniżej zebrane szczegóły,
w nadziei, że rzucą pewne światło na rolę, jaką przytem mógł
odegraó.
Nie zdaje się, iżby ród Goryńskich był mazowieckiego pochodzę^
nia. Przed Piotrem niema tu jakichkolwiek śladów jego istnienia *);
nie istnieje też na Mazowszu wieś Goryń czy Gorynino. Herb, którego
używali Goryńscy (Poraj czyli Róża), wskazuje raczej pochodzenie
wielkopolskie, tam bowiem w przeważnej części rozsiedlone były rody,
do herbu tego należące. W jednym z dokumentów Piotr nazwany jest
amicus et necessarius podkanclerzego Tomickiego 2)^ w dwu innych eon-
sanguineus Chojeńskiego, podkanclerzego, a później kanclerza koron-
nego ^). O jakiemś współklejnotnictwie, a zatem chociażby dalszem
pokrewieństwie po mieczu z obu tymi dostojnikami nie może tu jednak
być mowy; Tomiccy pieczętowali się bowiem herbem Łodzią, a Cho-
jeńscy herbem Abdank. Można tu zatem przyjąć tylko pokrewieństwo
po kądzieli, albo powinowactwo, uzasadnione jakimiś dawniejszymi,
bUżej nam nieznanymi związkami małżeńskimi między rodem Goryń-
skich. a dwu wspomnianymi co dopiero rodami. Ponieważ zarówno
Tomiccy jak i Chojeńscy mieli osiadłość w Wielkopolsce, przeto
i ten szczegół wskazuje, iż właściwe gniazdo, z którego się wywodzili
przodkowie Goryńskiego, leżało w tej dzielnicy. Jak się ono nazywało,
dzisiaj określić nie można, niema bowiem i w Wielkopolsce wsi Go-
rynia. Na przestrzeni całej ówczesnej Rzeczypospolitej istnieją tylko
trzy osady tego nazwiska, jedna w Radomskiem, a dwie w Prusiech *);
musimy zatem przyjąć, że do jednej z nich przenieśli się przodkowie
Piotra z Wielkopolski, i od niej też, z ustaleniem się nazw rodzinnych,
wzięli późniejsze swoje nazwisko. Ponieważ w dekrecie z r. 1540
Piotr nazwany jest Petrus a Gorinino^). a z trzech dzisiejszych Go-
*) To, co Niesiecki, Herbarz I. 202. IV. 215 podaje, jakoby jnż w r. 1511
inay Piotr Goryński był wojewodą mazowieckim, polega na oczywistem nieporozomie-
niu, a mianowicie na mylnie odczytanej dacie dokumentu, wspominającego o wojewo-
dzie mazowieckim Piotrze Goryńskim, który odnieść nale^ do czasu między r. 1535
a 1542, zatem do osoby niniejszego Piotra.
*) Acta Tomic. IX. nr. 120 (1527).
») Metr. kor. t. 48 str. 733 740. (1532).
*) Słown. geogr. U. 728.
^) Bandtkie, lus Pol. 367.
STATUT MAZOWIECKI PIERWSZY 255
ryniów jeden tylko, t. j. Goryń w powiecie chełmińskim, przy granicy
powiatu grndadądzkiego, nazywał się dawniej prawdopodobnie Goryni-
nem, jak to wskazuje obecna jego nazwa niemiecka: Gorinnen,
przeto tę miejseowojć przedewszystkiem związać należy z bistoryą rodu
GoryAskich. Tutaj nie mogli się oni przesiedlić z Wielkopolski ry-
chlej, jak dopiero po rewindykacyi Prus, zatem conajwcześniej w dru-
giej połowie XV wieku. Byli zatem w Prusiech homines novi, Ale
i tutaj długo nie zagrzali miejsca. Kasz Piotr, jeżeli nie któryś 2 jego
przodków, utracił tę majętność; jakkolwiek bowiem później zatrzymał
nazwisko rodowe, z imienia jej urobione, to jednak nie pisze się nigdy
haeres de Gorinino; występuje tylko jako dziedzic Ojrzanowa, jednej
z posiadłości swej żony ^). W chwili, w której miał rozpocząć karyerę,
zdaje się, że posiadał conajwięcej jakiś dział wioskowy; takie przynaj-
mniej przypuszczenie nasuwa znany ustęp z paszkwilu na sejm walny
r. 1535, wyrażający się o Gorynskim, podówczas już wojewodzie ma-
zowieckim: sine caeteris sars unica^).
Miał jednak spryt, kark giętki, gorącą chęć wydobycia się na
wierzch i - najlepszy po temu środek, protekcyą. Z pomiędzy swo-
ich krewniaków wybrał najbardziej wpływowego, wszechwładnego
w owych czasach Tomickiego i rozpoczął karyerę — od wysługiwania
mu się. Najwcześniejszy akt, jaki się nam o Gorynskim dochował,
stwierdza znamienite usługi, oddane przezeń podkanclerzemu i jego do-
mowi. Jestto list Tomickiego z roku około 1527, pisany do Mikołaja
Boglewskiego, chorążego czerskiego, z prośbą, ażeby ułatwił Goryń-
skiemu małżeństwo z swoją siostrą Katarzyną, wdową po zmarłym nie-
dawno Janie Ojrzanowskim, cześniku liwskim i staroście warszawskim.
Tomicki zaznacza dość wyraźnie, iż Goryński niczego bardziej nie
pragnie, jak przez stosowne i godne małżeństwo utrwalić swój los;
w zamian przyrzeka z swojej strony pomoc i opiekę ^). Nielada to były
widoki dla biedaka, prawie że nieposesyonata, jakim był Goryński;
pani cześnikowa była bowiem właścicielką dwu kluczów na Mazowszu,
jednego w powiecie tarczyńskim, z siedmiu wsi złożonego, do których
należał też Ojrzanów, i drugiego, w powiecie liwskim, obejmującego
cztery wsie. Nie była to jej ojcowizna; miała bowiem przynajmniej
jednego brata, który, według zasad polskiego prawa spadkowego, wy-
kluczał siostry od dziedziczenia dóbr ziemskich; oba klucze, widocznie
własność pierwszego niegdy jej męża, skupiła ona po owdowieniu od
«) Bandtkie, lus Pol. 367. 372.
*) Corp. pogtar. latinor. III. 279.
*) Acta Tomic. IX. nr. 120.
256 OSWALD BALZER.
jego krewnych płci żeńskiej, na które spadły w braku męskich przed-
stawicieli rodziny. Instancya Tomickiego odniosła pożądany skutek;
już w pierwszej ćwierci r. 1527 Goryński jest mężem Katarzyny Bo-
glewskiej - Ojrzanowskiej. Ale tytuły, jakie Katarzyna do rzeczonych
dóbr posiadała, nie były jeszcze całkiem pewne; jej prawo opierało się
bowiem na kupnie u kobiet z rodu Oj rżano wskich, było zaś wątpłi-
wem, czy owe kobiety mogły się swobodnie dobrami temi rozporządzać.
Istniała jeszcze podówczas na Mazowszu zasada, za którą oświadczyła
się mniejszość na sejmie warszawkim z r. 1531 ^), że kobiety w ogóle
od dziedziczenia dóbr ziemskich mogą być usunięte, przez dalszych
nawet krewnych płci męskiej; jeszcze zaś przy końcu wieku XVI żyła
jakaś boczna gałąź Oj rżano wskich (w Łęczyckiem) *), która mogła wy-
stąpić z żądaniem unieważnienia aktu sprzedaży. Żeby więc zabezpie-
czyć Katarzynę i jej męża przed roszczeniami z tej strony, wstawili
się za nimi u króla senatorowie — nie trudno się tu domyśleć prze-
dewszystkiem Tomickiego — i wyjednali u niego przywilej, z datą
11 kwietnia 1527 r., mocą którego Zygmunt zatwierdził tytuły Kata-
rzyny do rzeczonych dwu kluczów, a nawet na przyszłość przyznał tu
prawo dziedziczenia potomkom żeńskim Goryńskich na wypadek, gdyby
zabrakło potomstwa męskiego ^).
Ten pierwszy, znany nam wypadek z życia Goryńskiego, mał-
żeństwo z bogatą wdową, rozstrzygnął o całej jego przyszłości, a zara-
zem stanowił punkt wyjścia w dalszem powodzeniu, które mu już stale
odtąd towarzyszyło w życiu. Związał go przedewszystkiem z obcem mu
dotąd Mazowszem ^) i dał tu od razu silne oparcie materyalne. Prócz
tego przyniósł inne jeszcze korzyści; przez żonę wszedł Goryński
w koligacye z kilku potężniejszymi domami na Mazowszu i w Koronie.
Boglewscy, z dawna w księstwie osiadli, wybili się jeszcze w wiekach
średnich do większego znaczenia i piastowali wielokrotnie ważne do-
*) Por. Btr. 202.
*) Paprocki, Herby 324
•) Acta Tomic. IX nr. 121.
*) Ze Goryński przed poślabieniem Bog^lewskiej nie miał osiadłości na Mazowsza,
a mianowicie, ie nie leżała tu owa jego sors unica, o której wspomina dyalog
o sejmie z r. 1535, dowodzi okoliczność, ii w całym szerega późniejszych aktów, do-
tyczf^cych majątku Goryńskich na Mazowsza, wymieniane są zawsze tylko te wsie,
które Katarzyna wniosła Piotrowi w posaga, niema zaś wzmianki o jakiejkolwiek
posiadłości samego Goryńskiego. Nawet znajomości z Boglewską nie zawarł Goryński
na Mazowsza; poznał ją pierwszy Tomicki w r. 1526 w Warszawie, towarzysząc kró-
lowi w czasie pierwszej jego podróży na Mazowsze, i dopiero po powrocie do Krakowa
naraił to małżeństwo Goryński emu, który widocznie aż do tego czasu przebywał na
dworze Tomickiego. Acta Tomic. IX nr. 120.
STATUT MAZOWIBGKI PISRWSZY 257
stojeństwa ziemskie; rodzona siostra Katarzyny, Zofia, była żoną Ło-
skiego ^), podówczas (1527) kasztelana wiskiego, a wnet potem wojewody
i wicesgerenta mazowieckiego, poprzednika Piotra na tej godności; ja-
kiś bliższy związek krwi łączył też Katarzynę z Tomaszem Sobockim,
cześnikiem nadwornym, późniejszym kanclerzem koronnym *). Do po-
parcia krewniaków własnych przybywało więc nowe poparcie licznych
kolligatów żony, i to znowu bardzo wpływowe. Ale Goryński nigdy
go nie miał dosyć; więc szukał go jeszcze gdzieindziej, przez wysługi-
wanie się. I oto rzecz szczególna: jeszcze w r. 1531 małżonkowi ko-
biety, posiadającej dwa klucze na Mazowszu, biskup wileński Jan na-
daje w akcie urzędowym tytuł: fidelis 8ervitor noster, i za pcJożone
wobec siebie usługi zwraca mu Ojrzanów, który przedtem zapisała była
biskupowi Katarzyna Boglewska *).
Skutki tych wielostronnych związków i łączącej się z nimi pro-
tekcyj nie długo dały czekać na siebie. Już w r. 1531, „na instancyą
senatorów" Zygmunt I nadaje Goryńskiemu, jego żonie i ich potom-
stwu ważny przywilej jurysdykcyjny, t. z. „prawa nieodpowiednie"
(tura non responswa), t. j. wyjmuje ich z pod władzy wszystkich niż-
szych sądów, poddając jedynie orzecznictwu roków książęcych (termini
ducales)] zarazem zwalnia ich na przyszłość od opłaty wszelkich kar
sądowych, w jakie mogliby popaść ^). Ale taki przywilej nie mógł je-
szcze wystarczyć Goryńskiemu; uśmiechały mu się intratne urzędy
i zaszczyty dostojeństw ziemskich. Poparty wpływami swoich potę-
żnych orędowników, zyskuje tedy rychło jedne godność po drugiej,
i to w tak szybkiem po sobie następstwie, iż rzecz ta nawet w ówcze-
0 Metr. kor. t. 48. str. 734. 736.
*) W akcie z r. 1542 Sobocki nazwany wnjem (aTuncnlas) dzieci Goryńskiego
s Katarsjnj. Wierzbowski, Materyały do dziejów pism. polskiego nr. 123.
O wujowstwie w ścisłem tego słowa znaczenia myśleó tn nie można, gdyż w tjm wy-
padku Katarzyna musiałaby być siostrą Sobockiego, wiadomo zaś, że była z domu
Boglewską; jest tu zatem tylko jakiś dalszy stosunek powinowactwa, którego bliżej
określić nie umiem. Miał o nim wiadomość i Niesiecki, Herbarz VIII. 437, ale
wyjaśnił rzecz błędnie, przyjmując, że jedna z córek Sobockiego, Agnieszka, była
żoną Piotra Goryńskiego. Ponieważ Katarzyna Boglewska przeżyła także drugiego
męża (występuje bowiem jeszcze w r. 1547, Asses. kor. t. 6 fol. 238*), przeto trze-
baby przyjąć, idąc za Niesieckim, że Goryński miał dwie żony, z których Agnieszka
Sobocka była pierwszą. Niema wszelako jakiegokolwiek wiarogodnego świadectwa,
któreby przypuszczenie takie popierało. Nadto Sobocki, który później dopiero wystę-
puje na widownię publiczną, był, jak wszystko za tem przemawia, młodszym od Go-
ryńskiego, lub w najlepszym razie mniej więcej dorównywał mu wiekiem; nie mógł
tedy Goryński mieć jego córki za żonę.
*) Metr. kor. t. 45 fol. 379.
*) Ibid. t. 46 fol. 379\
Bospirawy Wyds. Usk-flloz. T. XL. 17
258 OSWALD BALZER*
snych stosunkach słusznie zadziwiać może. D. 29 listopada 1532 r.
otrzymuje starostwo ciechanowskie ^); d. 9 kwietnia 1533 r. mianuje
go nadto król wojskim ciechanowskim ^)j a już w półtrzecia roku
później, d. 13 października 1535 r.. po śmierci swego dziewierza Ło-
skiego, nie przeszedłszy nawet przez zwykłą drabinę godności po-
średnich, choćby jakiejś kasztelanii, powołany zostaje Goryński na naj-
wyższe dostojeństwo ziemskie, palatynat mazowiecki ^); poczem zaraz
10 listopada t. r. następuje nominacya jego na wicesgerenta królew-
skiego *). Człowiek, który na Mazowszu był prawdziwym homo novus,
który nie dawniej jak przed laty ośmiu przy żenił się tu był do dóbr
bogatej wdowy, a przedtem był niczem, bo jednym z owego wieloty-
siącznego, szarego tłumu szlachty zagrodowej, „serwitor*^ biskupi z r. 1531,
wyniósł się naraz w całem księstwie — ponad wszystkich. Nie byłyby
mu tu może pomogły wpływy wszystkich jego znamienitych opiekunów,
gdyby, wierny trądy cy i całego swego życia, nie był szukał poparcia
jeszcze gdzieindziej, u osoby, która z pośród wszystkich była orędo-
wnikiem najpotężniejszym, szafującym w państwie wszelkiemi godno-
ściami — u samej królowej Bony. Dekret nominacyjny Goryńskiego
na wojewodę zaznacza wyraźnie, iż godność tę uzyskał: ad intei-cessio-
nem Reginae.
Na województwie i wicesgerencyi utrzymał się Goryński przez
lat siedm, aż do śmierci. Zmarł na krótko przed 26 listopada 1542 r.,
pod którą to datą z kancelaryi królewskiej wychodzi dokument, wspo-
minający o tym wypadku jako niedawno zaszłym ^). Następca jego,
Piotr Gamrat, otrzymuje mianowanie na województwo mazowieckie
dnia 15 grudnia, a na wicesgerencyą dnia 23 grudnia 1542 r. **).
Jeszcze przy śmierci, a nawet po śmierci Gt)ryńskiego, okazało się, że
wszystko czem był, zawdzięczał żonie, i że krewniacy żony mieli po
jego zgonie stanowić o losach pozostałej rodziny. Umierając, powie-
rzył Goryński opiekę nad dwojgiem nieletnich dzieci krewnemu żony
Tomaszowi Sobeckiemu, cześnikowi nadwornemu, a król osobnym przy-
wilejem potwierdził to jego zarządzenie, usuwając wyraźnie od opieki
wszystkich stryj ców rodowych i klejnotników, z samym Goryńskim
spokrewnionych, którym się ona właściwie z prawa należała ^.
^) Metr. kor. t. 48 str. 218.
*) Ibid. t. 48 str. 830.
'Ó Ibid. t. 51 fol. 136.
^) Wiersbowski, Materjaly I. nr. 85.
*) Ibid. I. nr. 123.
«) Metr. kor. t. 64 fol. 74\ 84.
'') Omnes alios patruoa tam g^ermanos ąuara denodiales ... remorendo. Wie ra-
fo o wski, Materyały I. nr. 123.
STATUT MAZOWIBCKl PIERWSZY 259
Do czego zdążał, i co mu na sercu leżało, kiedy przez szczęśliwy
zbieg okoliczności zapewnił sobie byt i dobił się znaczenia i wpływa
przez wysokie dostojeństwa? Wyjaśnienia niech nam dostarczą pisma
urzędowe. Z daty 21 grudnia 1532 r. dochował się szereg równocze-
śnie dokonanych aktów, zawierających tranzakcye w sprawie dóbr
ziemskich Goryńskiego, a raczej jego żony. W jednym z nich Kata-
rzyna, pożyczywszy od Chojeńskiego, biskupa przemyskiego, sumę
10000 złp., zapisuje mu przeważną część dóbr swych, należących do
klucza w powiecie tarczyńskim *). W drugim, w zamian za pożyczkę
1000 złp. zapisuje Katarzyna temuż Chojeńskiemu wszystkie cztery
wsie, stanowiące jej klucz w powiecie liwskim •). Dwu równocześnie
zeznanymi aktami Chojeński, „z szczególnego afektu krewniactwa^ za-
pisuje oba klucze Goryńskiemu '*). Wreszcie aktem, znowu z tejże
daty, Goryński dobra, ustąpione sobie przez Chojeńskiego, zapisuje swej
żonie *). Wróciło więc wszystko tam. skąd wyszło, i trudno się oprzeó
przypuszczeniu, że mamy tu do czynienia z czynnościami prawnemi
pozomemi, przedsięwziętemi dla osiągnięcia pewnego ukrytego celu.
Jakim on mógł być, można się tylko domyślać. Ponieważ już r. 1533
podjęto pierwszą próbę rewizyi Statutu mazowieckiego pierwszego, przeto
słuszna przypuścić, że już pod koniec r. 1532 zdawano sobie na Ma-
zowszu dokładną z tego sprawę, jako nowa kodyfikacya prawna stała
się tu rzeczą potrzebną, i że w istocie rychło może dojść do skutku.
Przytem nie można było przewidzieć, w jaki sposób w nowym Statu-
cie rozstrzygniętą zostanie sprawa dziedziczenia kobiet, czy przypadkiem
nie utrzyma się ze swem zdaniem mniejszość z r. 1531, i nie przeprze
teraz postanowienia, wbrew dekretowi królewskiemu z 29 stycznia 1532 r.,
któreby prawa kobiet pod tym względem ścieśniało i ograniczało. W ta-
kim razie tytuł prawny Goryńskiej do całego posiadanego przez nią majątku,
mimo nawet przywileju, udzielonego jej przez króla w r. 1527, mógł
się stać znowu wątpliwym. Żeby się zabezpieczyć przeciw możliwym
roszczeniom współklejnotników pierwszego męża, przedsięwzięła ona
tedy powyższe akty, na mocy których prawo do majątku przelanem
zostało kolejno na dwie inne osoby, a dopiero potem znowu na nią;
jak na ówczesne stosunki, można w tem było znaleźć podstawę do sta-
wiania zarzutów, albo przynajmniej do zawikłania procesu, gdyby w isto-
cie druga strona praw swych dochodzić chciała. Jakkolwiekbądi,
*) Metr. kor. t. 48 8tr. 727.
') Ibid. t. 48 8tr. 780.
*) I b i d. t. 48 Btr. 733. 740.
«) I b i d. t. 48 8tr. 743.
17»
260 OSWALD BALZER.
jeżeli ten domysł nasz jest trafnym, stwierdzić trzeba, że chodziło tu
tylko o obronę tego, co dla Goryóskich było wszystkie m, co sta-
nowiło podstawę ich bytu, bez czego, nie tylko ekonomicznie, ale i spo-
łecznie, nie mogliby mieć żadnego znaczenia. Nie gardzono wszelako
i innymi sposobami przysporzenia sobie fortuny, nie przebierając w środ-
kach. Zdarzyło się, że biskup poznański Jan, ten sam, u którego przed-
tem, jeszcze na stolicy wileńskiej, Goryński był serwitorem, ustanowił
przy śmierci kilku wykonawców swego testamentu, między nimi także
Goryńskiego, zapisując im za poniesiony trud 3000 kop groszy. Kiedy
więc ks. Eliasz Ostrogski, któremu biskup zapisał wieś Januszpole,
żądał od egzekutorów wydania tej wsi, odmówił mu Goryński, domagając
się naprzód zapłaty sumy, przeznaczonej sobie jako wykonawcy testa-
mentu. Jakiekolwiek postanowienia testament biskupa co do pierw-
szeństwa tej pretensyi zawierał, żądanie samo nie świadczy o wysokim
poziomie moralnym uprawnionego; zdaje się wszelako, że nawet w te-
stamencie zarządzenia takiego nie było, gdyż król, rozstrzygając w r.
1539 wszczęty z tego powoda spór, polecił wydać ks. Ostrogskiemu
zapisaną wieś, odkładając na później sprawę zapłaty wynagrodzenia
dla egzekutorów ^). W rok potem uwikłał się Goryński w spór z mia-
stem Przasnyszem, żądając odeń, jako starosta ciechanowski, pewnych,
zbyt daleko idących świadczeń na swoją korzyść. Przynaglał miano-
wicie mieszczan tamtejszych, ażeby własnym kosztem spławiali Wisłą
sep (daninę w zbożu) aż do Zakroczymia, jakkolwiek według dotych-
czasowego zwyczaju obowiązani byli spławiać go tylko do Ciechanowa;
ponadto od przybywających na targ z chlebem ściągał targowe, któ-
rego przedtem wcale nie pobierano. Sprawa wytoczyła się przed króla.
I stał się wypadek, jaki nie często spotykał wówczas magnata w spo-
rze z chudopachc^kami: Przasnyszanom przyznano słuszność w obu
względach, a nawet zwolniono ich od obowiązku spławu do Ciecha-
nowa *). Mniejszymi były tytuły prawne pana wicesgerenta, aniżeli
jego pożądliwość grosza ').
Oto żywot człowieka. Całą jego treść wypełniają: dążenie do
karyery i fortuny, a cały zasób środków, za pomocą których je osią-
gną, wyczerpują: bogaty ożenek, koUigacye, protekcye. Ilekroć w źró-
dłach mowa o jego zasługach, są to zawsze wysługi wobec wpły-
^) Metr. kor. t. 68 fol. 31.
^ Ibid. t 61 fol. 112.
') Kilka innjch szczegółów z życia Goryńskiego zawierają jeszcze Wierzbow-
skiego Materyały 1. nr. 83. 91. 113. 114. 115. 116. 120. 121.' 122.
STATUT MAZOWIBCKI PIKRWSZY 261
wowych protektorów, od których można się było spodziewać poparcia
w różnorodnych sprawach osobistych. Że w r. 1586 Zygmunt I poru-
czył Goryńskiemu dopihiowaó formalności posagowych przy ślubie
księżniczki Anny mazowieckiej z Odrowążem i), w tem nie można
upatrywać dowodu szczególnego dlań zaufania ze strony króla, boć,
skoro ślub odbywał się w Warszawie, osoba wicesgerenta mazowiec-
kiego była wprost przez swój urząd wskazaną do załatwienia tego aktu.
Janocki, który skądsiś zaczerpnął dobrych i autentycznych wiadomości
o Gteryńskim, skoro wiedział o względach, jakimi się cieszył u Bony *),
nazywa go hotno callidus et factiosua '). O publicznych zasługach Go-
ryńskiego zupełnie głucho w źródłach. Nie udało mi się też odszukać
aktu, któryby, jak o Prażmowskim, stwierdził, iż obowiązki swego
urzędu spełniał gorliwie i nadstawiał dla nich fortuny.
Co do autorstwa jego w łożeniu projektów Statutu drugiego, za-
znaczyliśmy już poprzednio, iż mylną jest rzeczą wysuwać je naprzód;
należy ono całemu sejmowi mazowieckiemu z r. 1536 i! 1539, w tem
zaś, co one wziąć mogły z projektu poprzedniego, sejmowi z r. 1533.
Gdybyśmy zaś chcieli mówić o pewnym, obok innych, stosunkowym
udziale w autorstwie, to przypomnieć trzeba, że Goryński miał po
temu warunków mniej, niż którykolwiek z członków sejmu; albowiem
jako świeży przybysz na Mazowszu nie mógł znać dokładnie dawniej-
szych zwyczajów tej ziemi, które stanowiły główny substrat Statutu.
Jeżeli w czemkolwiek podał myśl reformy, to można się domyślać,
z jakich pobudek i w jakim duchu; w tym wypadku najsnadniej mo-
żnaby mu przysądzić postanowienia, zmierzające do pogorszenia doli
chłopów, choć tutaj zapewne winę dzielą z nim całe sejmy mazowie-
ckie, i te, które się odbywały za niego, i ten, który obradował je-
szcze za Łoskiego. W ogóle tedy związek Goryńskiego z dziejami
Statutu mazowieckiego drugiego jest tylko czysto zewnętrzny. A po
tem, co nam wykazał żywot tego człowieka, przyznamy chyba, że Sta-
tut drugi nic na tem nie zyska, nawet zewnętrznie, jeżeli tytulaturę
jego zdobić będziemy nazwiskiem Goryńskiego.
^) Rpis ObboI. t. 178 Btr. 70.
*) Janociana, II. 107.
^ Ibid. U. 106.
262 OSWALD BALZER.
DODATKI 7
I.
Zygmunta I mandat do sądów w księstwie mazowieckiem, polecający im
wstrzymać się od sądzenia spraw o dziedziczenie kobiet w dobrach nieru-
chomych aż do zasadniczego rozstrzygnięcia tego pytania na przyszłym
sąimie walnym koronnym,
wydany w Krakowie d. 27 marca 1531 r.
luductio litterarum Maiestatis Regiae pro haeredi-
tatę femellarum 2).
Sigismundus, Dei gratia rex Poloniae, magnus dux Lithaaniae,
Russiae, Prussiae, Mazoyiae etc. dominus et haeres.
Uniyersis et singulis, palatino, dignitariis, iudicibus, subiudicibus,
capitaneis, ceterisque officialibus, iudiciis terrestribus et castrensibus
praesidentibus, in ducatu nostro Mazoviae ubilibet constitutis, sincere
et fidelibus dilectis gratiam regiam.
Sincere et fideles dilecti. Cum nuper retulissent ad nos dignitarii
ac officiales et bona pars nobilitatis istias ducatus, qnod in conyentu
Varschoviensi praeterito, iussu et mandato nostro novissime celebrato,
cum inter alia, quae in communem consultationem proponebantur,
aggressnm esset negotium iurium corrigendorum et concinnandorum.
inciderit non parva controversia et difficultas de feraellis post obitnm
parentum suorum, deficiente prole mascula derelictis, contendentibns
nonnnllis ipsas femellas in tali casu pro yeris haeredibns censendas,
bonaąue parentum derelicta perinde ac masculos possessuras esse, aliis
vero c^ntrarium sentientibus et trahentibus se ad consuetudinem quan-
dam in ducatu isto ab antiquo obseryatam^ iuxta quam femellae ipsae
in bonis suis patrimonialibus non haereditarent, sed pretio de illis re-
dimerentur, nos eam ipsam controyersiam molesto animo ferentes eam-
que distrahere et sopire yolentes, suspendi illam duximus et suspen-
dimus harum serie litterarum ad futurum regni nostri generałem con-
yentum. Interim yero yolumus mandamu3qne yobis, sic prorsus habere
yolentes, ut a cognoscendis et diffiniendis actionibus et causis, eandem
controyersiam concementibus, hoc est de femellis deficiente prole m^-
^) Pisownia, także w imionach własnych, zmodernizowana.
*) Tak B.; Ldtterae Sacrae Maiestatis regiae de consenso iadicii ingrossatae C.
STATUT MAZOWIECKI PIERWSZY 263
scula post obitam parentum suorum relictis, yos non intromittatis, sed
illas nsąue ad futurum regni generałem conyentum praedictum reicia-
tis, in quo nos, communicato cum praelatis et baronibus tam regni,
quam istius ducatus consilio, impendemus omnem operam nostram, ut
de ea ipsa controyersia ita constituamus, prout rei aeąuitas et decentia
postulare yidebitur. Pro gratia nostra praemissa facturi.
Harum, quibus sigillum nostrum est impressum, testimonio litte-
rarum. Datnm Cracoyiae, feria secunda post Dominicam ludiea, anno
Domini MDXXXI, regni nostri XXV.
Ad mandatum Regiae Maiestatis propńum.
Terr. Btonsc. t. 6 fol. 206—206*; Terr. castr. Czenc. t. 9 fol. 274*— 276.
n.
Wawrzyńca Prażmowskiego, wojewody i wicesgerenta mazowieckiego, man-
dat do sądów ziemi czerskiej w tejże samej sprawie,
wydany w Łomiy, d. 27 maja 1531 r.
Litterae domini Palatini.
Laiirencius Prażmowski, palatinus ac yicesgerens Maiestatis Re-
giae in ducatu Mazoyiae, capitaneus Zacroczymensis, generosis dominis
Floriano Paris, capitaneo Czimensi et pincemae Nurensi, Serafino
Oborski de Zalesie, iudici, Stiborio Swiderski, snbiudici, caeteri8que di-
gnitariis et officialibus iudiciorum terrae et districtuum Czimensium,
amicis dilectis.
Generosi domini, amici dilecti. Allatae sunt mibi litterae Sacrae
Maiestatis Regiae, quibus sua Maiestas inhibuit et interminatus est, ne
amplius yestris iudiciis pro causis compositionis, reemptionis bonorum
sexus feminei, quibusyis propinquitatibus procedi audeant, sed omnes
causas in illis punctis et executione suspendant, prout sunt, donec Sua
Maiestas cum consiliariis et nuntiis huius ducatus in conyentione ge-
nerał! regni pro controyersia huiusmodi compositionis tractabit et sanc-
tiet id, quod erit Reipublicae proficuum. Ideo yestris Generositatibus
auctoritate Maiestatis Regiae mandando praecipio, ne audeant in talibus
casibus quicquam iudicare aut in illis procedere. Sub gratia Maiesta-
tis Regiae aliter non facturi.
Datum Lomźae, sabbato antę Pentecosten, anno Domini mille-
simo quingentesimo tricesimo primo.
Laurentius Prażmowski, qui supra, propria manu subscripsit.
Terr. castr. Czersc. t. lOa fol. 135—136.
264 OSWALD BALZER.
m.
Zygmunta I dekret o męźobójstwach na Mazowszu, zawierający potwierdze-
nie takiegoż dekretn ks. Jannsza III mazowieckiego z r. 1525,
wydany na sejmie walnym w Krakowie d. 29 stycznia 1532 r.
Constitutiones noyae de homicidiis.
Sigismundus, Dei gratia rex Poloniae, magnus dux Lithuaniae,
Rnssiae, totiusqae Frussiae ac Mazoyiae etc. dominus et haeres. Ma-
gnifico et generosis Laurencio de Praźmowo, palatino, castellanis, capi-
taneis aliisąue dignitariis et officialibus nostris dilectis gratiam nostriam
regiam. Magnifici et generosi, sincere nobis et fideles dilecti. Quod
dum hic cum omnibus statibus regni nostri conyentum generałem tenu-
issemus, inter alias actiones publicas, quae hic egimus, communi sub-
ditorum nostrorum petitione hortati sumus, ut homicidia, quae iam
postposito Dei et hominum, immo legumque publicarum timore, adeo
inter subditos regni nostri, hoc praecipue tempore, inoleyerunt, ut plu-
rimum yereamur, ne diyina ultio in nos et regnum nostrum ob hoc
sequatur ^), et proinde ea ratione moti, nolentes homicidia huiusmodi
impunita esse, et sine debita animadversione *) praeterire, de unanimi consi-
liariorum **) nostrorum regni nostri sententia *) et decreto, statutum
regni de homicidiis, illud sancitum, quod iam abrogatum et sublatum
fuerat, ad petitionem consiliariorum nostrorum et nuntiorum terrestrium
innovamu8. Proinde nolentes etiam animadversioni publicae praete-
rire occasionem homicidiorum ^) huiusmodi etiam in ducatu nostro Ma-
zoyiae patrandorum, Sinceritate Tua ®) et aliis consiliariis nostris et
nuntiis terrestribus ^ ducatus nostri Mazoyiae, idem apud nos peten-
tibus, et instaurandum et innoyandum etiam duximus statutum de ho-
micidiis huiusmodi per illustrem olim lanussium, dominum ducem
Mazoyiae, praedecessorem nostrum immediatum et consiliarios eius
sancitum, quod statutum huiusmodi sequitur:
1. Poena duplicata capitis occisi.
Item homicidae et interfectores nobilium post ultimam proclama-
^) Bp.: seąaentur.
*) Rp.: adyersione.
") Bp.: consilionun.
*) Bp.: sententia nostra.
^) Bp.: homicidiamm.
^ Bp.: Sinceritati Toae.
*) Bp.: nontionim terrestrium.
STATUT MAZOWIECKI PIERWSZY 265
tionem possnnt statim et debent citari a parte laesa ad praesentiam
nostram pro capite interfecto. nbi absque omiii exceptioiie in termino
primo peremptorio iuri parere et respondere homicida tenebitur. Quo
negante bomicidium ^\ pars laesa testibus plenis, nobilibus, bene fama-
tis et possessionatis illum coniurare debet. Quos testes in eodein
termino nominabit, et tandem in sex septimanis ducat in proprio di-
strictu. Eo facto homicida sic convictus statim capi debet per officia-
les nostros et in carceres poni tenerique illic ad unius anni decursum
irremissibiliter, nec inde dimitti debet, donec duplicatam poenam capi-
tis nobilis, yidelicet nonaginta 8ex sexagenas grossorum amicis occitsi
solvat in eflFectu. Citatio vero contra talem homicidam debet dari et
inferi per praeconem et duos nobiles in domum seu bona eiusdem
bomicidae ąuataor septimanis antę terminum.
2. Homicida non comparens.
Si yero talis homicida non comparuerit citatus, omnia bona eius
confiscari debent, de quibus parti laesae solntionem capitis facere te-
nebitur, aut illi bona eiusdem bomicidae tradi ^) taradiu tenenda, denec
homicida snmmam praedictam pro capite occiso exolvat, et carceris
poenam unius anni expleat. Quod si bona bomicidae ad summam
praefatam capitis se non extendant, vel ipse homicida sit impossessio
natns, talis per capitaneos nostros inquiri et capi debet. Quod si non
habuerit, unde solyat, parte laesa instigante et coniurante, homicida
capite plectatur. Et si capitanei nostri, per partem laesam admoniti,
istud facere neglexerint ac recusaverint ^), quinquaginta sexagenas mi-
nus duabus poenae nobis solyere tenebuntnr.
3. Homicidae conseryator.
Item si qui8 nobilis in domo aut bonis suis aliquem yagum ac
impossessionatum foyerit aut conseryayerit, et ille de domo aut bonis
eius exiens, bomicidium in ducatu nostro perpetrayerit, talis conserya-
tor homicidae tenebitur homicidam huiusmodi tradere officialibus no-
stris et parti laesae, alias solus poenas suprascriptas pro eo pendere
et pati debet. Et hoc, si pars eum laesa plenis coniurare testibus
praesumpserit, quod istum homicidam yagum ad hoc in domo et bonis
foyerit et seryayerit, et quod istud bomicidium cum scientia et yolun-
tate eius perpetrayit.
4. Quod si homicida moriatur in carcere.
Item si talis homicida in carcere moreretur, successores de bonis
^) Bp.: homicidum.
*) Bp.: tradere.
*) Bp.: praecasaTerint.
266 OSWALD BALZER.
eius non plus solum quadraginta octo sexagenas amicis ocoisi pro ca-
pite solyere tenebuntur.
6. De patricidis.
Item si ąuis patrem, matrem, fratrem, sororem, patruum, maritus
uxorem aut illum. cui in bonis succedere deberet, interfecerit. talis
patricida proclamatus, et per amicos occisi, ut supra, convictus, ab
omni successione cum pueris suis ad bona illius, quem occidit, remo-
veri et privari ^) debet, et ipse patricida aliquo mortis genere atrociori
perdi et puniri, ut caeteri exemplo mortis suae turpissimae a tam ne-
fando retrahantur facinore.
6. Poena patricidii inter coniuges.
Item inter yirum et uxorem tali patricidio subsecuto, omnes do-
nationes, dotalicia, dotes, successiones et inscriptiones quaecunque
ei, qui occiderit socium suum, non cedunt in commodum, sed ad ami-
cos occisi devolvuntur.
7. Patrieidae non comparentes.
Item si tales patrieidae citati comparere non curaverint nec po-
tnerint ^) per ofEciales nostros apprehendi, ipso facto infames erunt
et bona eorum confiscari debent. Nihilominus tamen capitanei no-
stri, ut eos apprehendant, curare debent omni studio sub poena supra-
scripta.
8. De oecisione feminae nobilis.
Item, qui feminam nobilem cuiuscumque status interfecerit, con-
victus per amicos eius, ut supra scriptum est, infamis erit et pro ea-
pite occiso feminae summam suprapositam nonaginta sex sexagenas
solvere tenebitur; et insuper poena, quae ^) nobis pertinet, sexaginta
marcae numeri et monetae Polonicalis solvi *) debebit.
9. De homicida non permittente se proclamari.
Item si quis homicida non permiserit se proclamari *) et cum parte
laesa componeret, volens bas poenas constitutas evadere, talis. si ho-
micidium manifestum fuerit, per capitaneos nostros capi debet et in
turri spatio unius anni detineri. Et si sint bona ipsius, confiscari de-
bent, neque sibi restitui, nisi prius carceris poenam expleat.
10. Mandatum praemissa exequendi.
Ideo mandamus Sinceritati et Fidelitatibus Vestris praesentibus,
quatenus statutum hoc de homicidiis, per illustrem dominum lanussium,
^) Rp.: remoTere et priTare.
*) Bp.: poterint.
") Rp.: nie ma qnae.
*) Rp.: BolTore.
^) Rp. proclamare.
STATUT MAZOWIECKI PIERWSZY 267
dncem Mazoyiae, antecessorem nostrum sancitum, per publicam itiini-
sterialinm proclamationem ad notitiam omnium et singulorum dedncat
et dedncant ^); et praesentes litteras nostras in lihros terrestres omnium
districtuum -), Tua Sinceritas Palatine, inscribi et induci faciat; patra-
tores vero homicidiorum et capitaneos nobis negligentes deferat, poenis
in statnto suprascripto contentis irremissibiliter puniendos. Sic et non
aliter factura Sinceritas Tua et Fidelitates Yestrae pro debito sao et
gratia nostra.
Datum in conventione generali Cracoviensi, feria secunda antę
festum Purificationis Sanctissimae Dominae nostrae Mariae proxima,
anno Domini millesimo ąuingentesimo tricesirao secundo, regni vero
nostri yigesimo Bexto.
Metr. kor. t. 1. f. 107—109.
') Bp. niema et dedncant, które to nznpeZnienie ze wz^^lędn na podwójny adroR
jest ta koniecznem.
*) W rp. nastepnje zbędne słowo: litteras.
-♦^♦-•^
Kalimach i znajomość państwa tureckiego w Polsce
około początku XYI w.
Napisał
Franciszek Bujak.
I. Kalimach.
Szereg naszych pisarzy geograficznych okresu humanistycznego
rozpoczyna Kalimach, powszechnie za należącego do naszej literatury
uważany^). I słusznie, albowiem ambitny ten i niesłychanie utalento-
wany Toskańczyk, znalazłszy na polskiej ziemi przytułek i obronę
przeciw Euryi rzymskiej, która go ścigała za głośny spisek na życie
papieża, Pawła II, ułożony wespół z Flatiną i Pomponiuszem Laetusem,
głośnymi humanistami, przywiązał się do tej krainy i do życzliwych
sobie jej mieszkańców, zżył się i obył dziwnie szybko z naszymi sto-
sunkami, stał się obywatelem naszego państwa i jako taki działał
słowem i piórem aż do śmierci.
Nim jednak zabierzemy się do rozpatrzenia jego działalności jako
geografa, musimy się usprawiedliwić, dlaczego pierwszeństwa w tym
względzie odmówiliśmy Grzegorzowi z Sanoka, o którego poglądach
na nasze pochodzenie i pierwotne dzieje opowiada Kalimach w roz-
dziale 17 i 18-tym swego Vita et mores Gregorii Sanocei^), Ponieważ
on w imieniu własnem wypowiada gdzieindziej (w żywocie kardynała
Zbigniewa Oleśnickiego) odrębne zapatrywanie tej samej kwestyi do-
tyczące, możemy sądzić, że jest to istotnie opinia Grzegorza samego^).
Skrytykowawszy w dosadnych słowach brednie naszych kronikarzy,
a zwłaszcza mistrza Wincentego, te słowa wkłada Kalimach w usta
^) Finkel w Mon. Pol. hist. YI. 176. Zeissberg i WiszniewskL
*) Mon. Pol. hUt. VI. 193 i 194.
*) Może nas w tern przekonania wzmocnić poniekąd i ńwiadomośó, ie życiorys
Grzeg^oTza powstał jeszcae za jego życia, a więc nie powinien się z prawdą mijać.
KALIMACH I ZNAJOMOŚĆ PAŃSTWA TURECKIEGO W POLSCE. 269
swego opiekuna: „Rozważając nasze obyczaje i instytucye dochodzę
do tego przekonania, że Polacy pochodzą od ludu Wenetów, który
mieszka nad Oceanem między Peucyami i Sarmatami. Albowiem w po-
koju i na wojnie tak samo się zachowujemy, z tą samą rzeźkością
i ze śpiewem rozpoczynamy bój, a nadzieję zwycięstwa pokładamy
w konnicy uzbrojonej we włócznie. Oni nie chcą przeżyć wodza lub
go na placu porzucić, my to za rzecz występną i haniebną poczytu-
jemy. U nich władzę królewską pewne prawa i instytucye miarkują,
nad nami nie ma także król absolutnej władzy. Zarząd gospodarstwem
domowem i troskę o zasoby oba narody kobietom poruczają. Tam nie-
ma żadnych miast, my również w miastach, acz są one u nas bardzo
wielkie, nie mieszkamy. Zarówno my, jak i oni, zwykliśmy nie obierać
siedzib przyległych sobie, ale żyć oddzielnie, domy zdała jedne od
drugich stawiać i to z materyału prostego. Nadto ten sam strój i czę-
ste używanie futer zwierzęcych; tak u nas, jak u nich, nie różni się
niczem strój kobiecy od męskiego tylko Inianemi chusteczkami, które
ocieniają głowy. Co do wyposażenia żon i okupu mężobójstwa pewną
sumą pieniężną, to samo prawo u obu (narodów) obowiązuje". W dal-
szym ciągu jest zwrócona uwaga na analogię kary za kradzież, na
wspólną obu narodom gościnność, zamiłowanie wystawnych uczt i pi-
jaństwa, na sposób odżywiania się i zwyczaj używania łaźni. Ci Wene-
towie, żyjąc w zimnej i niegościnnej, pc^ocnej krainie, z biegiem czasu
rozsiedlili się, jego zdaniem, po Sarmacyi aż do Dniestru, później nad
Wisłą się usadowili, ze wzrostem ludności zalali Dacyę a wreszcie
i niiryę. Że to jest jeden szczep, mieszkający od Oceanu (Bałtyku) po
Adryatyk, dowodzi najlepiej język, który jest jeden i ten sam u wszyst-
kich, cokolwiek tylko zmieniony przez zetknięcie się i obcowanie z ró-
żnymi obcymi narodami.
Choć niewiadomo, które plemię dowiańskie nazwane tu jest We-
netami, ani kogo oznaczają Peuoini i Sarmaci, moglibyśmy podziyńać
mądrość naszego ziomka, widzimy bowiem, że jako „człowiek wyższy
nad swój wiek" trafnie pojął porównawczą metodę etnografii, czem
przypomina poniekąd starożytnego Strabona, i dal zarazem przykład
jej właściwego zastosowania bez puszczania się na banalne etymologie
i genealogie. Niestety ta bystrość i głębokość umysłu Grzegorza jest
figlem humanistycznym Kalimacha^), albowiem cały powyżej przyto-
*) Zdaje się, ie cała dawa i wielkofi6 Orzegona s Sanoka jest tworem p^ego
wdzięcsności chwalcy-biografa, którj w tym wypadku działał w przekonania wła6ci-
wem wszystkim hamanistom, te moie swem piórem nnieśmiertelnić lab zniesławić na
wieki, kogo się ma podoba.
270 FRANGISZRK BUJAK
czony ustęp (c. 18) traktujący o pochodzeniu Polaków od Wenetów,
zaczerpnięty jest z Tacytowej Germanii. Kalimach odnosi do Wenetów
i Polaków to. co Tacyt wogóle o Germanach lub pojedynczych ple-
mionach mówij biorąc jego tekst zupełnie dosłownie ^) lub z niewielkiemi
zmianami stylisty cznemi i dorabiając odpowiednio zwroty, to podo-
bieństwo miedzy Wenetami i Polakami zaznaczające. Wobec tego, co
najwięf*ej moźnaby Grzegorzowi przypisywać znajomość tego dziełka
tacytowskifgo i wyszukiwanie tych analogii, ale przecież takiego po-
równywania poglądów Tacyta do wszystkich Germanów się odnoszą-
cych ze stanem Polski w XV w. za naukową opinię uważać nie można.
Grzegorz bowiem dobrze czuł i rozumiał całą różnicę między Słowia-
nami a Niemcami i chyba tak dalece w domysłach się nie gubił, żeby
aż w pewnych ludach (np. Swewach), opisywanych jako germańskie
przez Tacyta, upatrywał Słowian, bo wiadomo, że takie hipotezy (Sem-
bera, Kętrzyński) zjawiły się w naszym wieku dla udowodnienia
tubylstwa Słowian nad Odrą i Łabą, a jemu o to bynajmniej nie
chodziło ^).
W Żyioocie kardynała Zbigniewa Oleśnickiego^ pisanym zapewne
w roku 1480 poświęca Kalimach cztery początkowe rozdziały etno-
grafii polskiej 3), w których przedstawia czytelnikowi cztery bardzo
') Wykazał to Tadeusz Sinko w pracy drukowanej w Eo$ tom VL, Lwów 1900
pod ty tarem: De Oregorii Sanocei studiis humanioribas, str. 265 — 266.
*) Tacyt nie awaia Wenetów za Germanów, a zatem przenoszenie na nich
charakterystyki plemion germańskich jest grabym błędem. — Z drugiej strony trzeba
przyznać, ie te rysy charakterystyczne, zebrane skrzętnie z Germanii, dotó wiernie
odpowiadają stosunkom polskim w XV w. Prawdopodobnie więc Grzegorz, czy Kali-
mach, zauważywszy tę osobliwszą analogię między Germanami w I w. po Chr. a Pol-
ską współczesną, chciał ją wyzyskać, ale nie mógł plemienia słowiańskiego od Niem-
ców wyprowadzać, skorzystał tedy z tego, że Tacyt w swem dziełkn wymienia także
Wenetów, o których skądinąd wiadomo, że są Słowianami, i przypisał im wszystkie
te właściwości plemion germańskich, któremi odznaczali się także Polacy. Tak więc
jednocześnie są Wenetowie i niemieckiem i słowiańskiem plemieniem.
^ Mon. Pol. hist. YI. str. 226 — 281. — Epoka odrodzenia obok ¥riela cech
wspólnych z wiekami średnimi ma jeszcze i tę właściwość wspólną, że namiętnie
lubuje się w genealogiach osób i narodów od czasów przedhistorycznych z tą tylko
różnicą, że biblijnego Adama i Noego zastępuje klasycznemi i barbarzyńskiemi imio-
nami. Badania nad prahistoryą ludów europejskich były wówczas niesłychanie
gorliwie uprawiane, autorzy polemizowali ze sobą, wykształceni ladzie dytkatowali.
Był to zwrot racyonalny, ale do osiągnięcia na razie niemożliwy wobec braku środków.
Z czasem studya się pogłębiły a poglądy oparte na głębszej lekturze pisarzy średnio-
wiecznych początkowych i starożytnych, choć błędne, nie raziły już potem monstraal-
nością i lekkomyślną bezczelnością. — Kalimach mii^ jeszcze w owym sławionym
i wielokrotnie drukowanym „Attyli" pole i sposobność do podobnych wywodów o po-
chodzeniu Gotów i Hunnów.
KAŁIMACU I ZNAJOMOŚĆ PAŃSTWA TURECKIEGO W POLSCE. 271
pomysłowe teorye o pochodzenin Polaków; pierwsza, najśmieszniejsza,
wywodzi ich w prostej linii od Polifema i Galatei, pierwotnie zwali
się oni TryballamŁ ale wypędzeni z Tracyi tak znienawidzili swą
przeszłość, że nawet nazwy swej się pozbyli. W końcu jednak dodaje:
„Zaiste wśród takich różnic zgoła niepodobna twierdzić, co jest praw-
dziwe*^, co dowodzi, że autor słów swych nie brał na seryo. Czwarty
rozdział, również na tle fantastycznem, jest o tyle ciekawy, że opisuje
pogańskie zwyczaje i wyobrażenia religijne i prawne Polaków, które
oni mieli przejąć jakoby od Scytów. Wiadomości te czerpał zapewne
z tradycyi, bo Długosza historyi nie znał jeszcze, jak to wykazał prof.
Finkel, a my dziś nie znamy żadnej dawniejszej kroniki, któraby
te wiadomości zawierała. Kreśląc stosunki Zbigniewa Oleśnickiego
z Witołdem w. ks. lit. korzysta z tej sposobności, aby przedstawić
swój pogląd na pochodzenie Litwinów. Przyprawy humanistyczne ze-
psuły w zupełności wartość tych wywodów zawartych w rozdziale
14 i 15-ym ^). Mimo to cenny jest ten krótki rys etnograficzny Litwy,
daje on razem z odrębnym zupełnie opisem Litwy i Żmudzi Dłu-
gosza obraz nader nizkiego stanu kulturnego pogańskiej Litwy. W po-
pisach tych erudycyjnych Kalimacha widać najwięcej wpływu lektury
Herodota^) i Strabona.
Humaniści odkryli „człowieka^, jest to utarta opinia, dodać
jednakże do tego należy, że oni też pierwsi zrozumieli, iż natury i ziemi
nie należy obserwować i opisywać jedynie dlatego, że jest czemś nad-
zwyczajnem, czemu się można dziwować, ale dlatego, aby samemu ją
poznać i zrozumieć i innym uprzystępnić. Ciekawość niewykształconego
cdowieka zastępuje teraz pragnienie umiejętnego i wszechstronnego
poznania; Solinus ustępuje teraz Strabonowi i Ptolomeuszowi. Oczywi-
ście nie odrazu nastąpiła zmiana radykalna; nowa metoda geografii
^) Mon. Pol. hist. YI. 243—246. Najprzód omawia pomysły npatraj^ce ich
przodków w Gallach i Rzymianach, a następnie stawia jakby własna teoryę wykazu-
jąca pokrewieństwo Litwinów z Bosforanami. Używa w tym celu metody porównawczej,
jak poprzednio odnośnie do Polaków i Wenetów, ale również fałszywie. Jakie plemię
okrywa się n niego pod nazwą Bosforanów, trndno się domyślać. Starożytność nie
znała takiego ladn, tylko drobne ,,regnam Bosphoranam", które leżało po obu stronach
cieśniny Kercz (patrz atlas Mencke-Siegelin). Współcześnie cały Krym zajmowali Ta-
tarzy, zwani przezeń Thauroscythae, o których wiedział, że przybyli dopiero w XIII w.,
a przeciwległe wybrzeże kaukaskie dzierżyły te same, co i dziś plemiona, zwane
w Polsce podówczas ogólną nazwą Pięciogórców (Piatihorci, stąd nazwa lekkiej jazdy
litewskiej : Petyhorcy) a zapewne Kalimachowi bliżej nieznane.
*) Ważna jest takie okoliczność, że K. cytuje przy tej sposobności Herodota
którego znał zapewne w ttómaczeniu łacińskiem Wawrzyńca Walii.
272 FRANCISZEK BUJAK
Ugruntowała się powoli i daleko później, jednakże już u humanistów
XV w. widzimy ten zwrot; nie tylko wypadki i ludzie, manekiny
Opatrzności, zasługują na ich uwagę, ale i ziemia, i przyroda, i urzą-
dzenia społeczne. Typem takiego humanisty jest Eneasz Sylwiusz, ta-
kim jest także poniekąd i nasz Kalimach.
W głośnem swem dziele: Historia rerum gesłarum in Hungaria et
contra Turcos per Wladislaum Poloniae et Hungariae regetn^ które powstało
najprawdopodobniej r. 1487 ^), pojmuje rozsądnie zadanie swoje jako
historyka oświadczając we wstępie 2), że uważał za swój obowiązek po-
łożenie tych ziem, na których się wypadki rozgrywają, oznaczyć dla
łatwiejszego zrozumienia opowiadania, ale zarazem odsłania się w nim
humanistyczna natura. Nie zadowala się więc współczesnemi nazwami,
lecz stara się uwzględnić przedewszystkiem starożytną geografię i do
niej dostosowuje obecne stosunki, kreśląc obraz wschodniej Europy.
Stoi tu autor na stanowisku atlasu Ptolomeuszowego '^), ale czy znał
go w wydaniu Donisa już wówczas istniejącem, niema pewności.
Ogółem biorąc jest to szkic zbyt pobieżny i wcale bałamutny. Oto co
czytamy o Polsce właściwej: „Górne dorzecze do źródła tudzież rów-
niny pcJożone między górami sarmackiemi (Karpaty) i początkiem
Wisły, nadto same góry Sarmackie dzierżą Polacy, których kraina
leżąca w obrębie granic Germanii i Sarmaeyi, tyle w jednej co
i w drugiej, i rozciąga się przez te okolice, które od początku zamie-
szkiwali Ombrony, Saboki, Sidony i Wisburgi*^. Ponieważ właściwie sie-
dziby tych ludów kładli starożytni w Małopolsce i Śląsku, więc
o Wielkopolsce wcale nie ma wzmianki u Kalimacha, tern mniej
o Mazowszu. Mówiąc o mons Carpatus przy Węgrzech każe K. przy-
puszczać, że nazwę tę nadaje Tatrom, tymczasem poniżej Siedmiogród
rozdziela od Multan Karpatami, stąd wniosek, że u niego montes Sar-
matici i mons Karpatus to 2 osobne systemy górskie*). Węgry i po-
łudniową Słowiańszczyznę daleko pewniejszą ręką oznacza, i klasyczne
reminiscencye nie wprawiają czytelnika w zakłopotanie, jak niektóre
nazwy do obszaru północnej Słowiańszczyzny się odnoszące. Na uwagę
zasługuje okoliczność, że Kalimach rozróżnia: „Montana Valachia" (tj.
Multany) i „Valachia altera, cui Moldaviae nomen est". Tak nazywano
wówczas i długie czasy później obie części dzisiejszego królestwa Ru-
munii, gdy tymczasem w bieżącym wieku utarła się dla południowej
») S. Kwiatkowski w Mon. Pol. hist. VI. a. 13.
') Mon. Pol. hiBt. VI. 8. 20 s dołu.
*) S. Kwiatkowski w Mon. Pol. hist. VI. uwagi na str. 21 — 23.
*) W atlasie Donisa mons Sarmaticas jest odroślą Karpat rozci^aji^cą sie naj-
więcej kn północy, ai do źródeł Warty.
KAŁIMACH I ZNAJOMOŚĆ PAŃSTWA TURBCKIBOO W POLSCE. 273
niewłaściwie nazwa Wołoszczyzny (jest to nazwa słowiańska Rumunii),
a północną zwie się zarówno Multanami jak i Mołdawią. Wydawca
tego dzieła Kalimachowego sądzi ^), że powyższy traktat geograficzny
jest własnością literacką Kalimacha. Podane tu wiadomości były zresztą
dość znane wówczas; dodać należy, że przedewszystkiem sam autor
i jego przyjaciel Grzegorz z Sanoka znali dobrze z własnych podróży
południową Słowiańszczyznę, dlatego też ona dość jasno się przed czy-
telnikiem zarysowuje, gdy strony północne przedstawiają się w mglistej
szacie starożytnej.
Kalimacb nie poprzestaje jednakże na tym ogólnym wstępie,
owszem wśród opowiadania wtrąca, jakby dla urozmaicenia, ustępy
geograficzne. Do nich należą:
rozdział 37 *) zawierający ogólną, ale wcale trafną charaktery-
stykę Bułgaryi pod względem fizycznym;
opis dwóch dróg, które prowadzą z Orsowy nad Dunajem do
Gallipoli; pierwsza między Rodope a jeziorem Bistonia (Burgiul) krótsza,
ale uciążliwsza i dla wozów nie do przebycia, druga dalsza przez
dolną Bułgaryę ku wschodowi, a następnie wzdłuż morza Czarnego,
choć górzysta, jednak dla wozów dostępna*);
ustęp o rzece Panisus (dziś Prawadi)*);
opis położenia Warny ^). Ponieważ ustęp ten wykazuje, jak grun-
townie był obeznany Kalimach z terenem pobojowiska, a zarazem po-
nieważ może posłużyć za miarę jego wartości jako geografa, zamie-
szczam go tutaj w tłómaczeniu. „Bałkan (Hoemus) rozpoczyna się mniej-
więcej w okolicy Mezembryi a sięga jednolitym grzbietem aż do
Macedonii i górnej Mizyi, wysuwając na obie strony przedgórza na
kształt łokci i kolan. I najsamprzód nie opodal swego początku zwró-
ciwszy się na prawo, cofa się ku Euxynowi, powoli się obniżając
w drobniejszych odnóżach i przechodząc w dalszym ciągu w postaci
lekko wzniesionych wzgórz w równinę. W tej okolicy stosownie do
jej budowy liczne są doliny, częścią dzikie i nieurodzajne, częścią
nadające się do wypasania bydła i uprawy roli, a więc przez mie-
>) Mon. Pol. hist. VI. str. 23. uw. d.
*) Tamie str. 109 i 110. Grzbiet przepaścistego i skalistego Bałkann, niegościn-
nego nawet dla pasterzy, pochyla się na północ powoli ku Donajom; bardziej pochyłe
Jego stoki s^ pokryte głębokimi borami i Bzerokiemi paszczami, nie ma też Bnłgarya
abyt urodzajnej gleby. Przekroczenie najwyżej położonych przełęczy otwiera łatwą
drogę stokami południowymi do Tracyi, krainy daleko urodzaj niej szej i piękniejszej.
*) Mon. Pol. hist. VI. str. 143 c. 54.
*) Tamże str. 147 c. 66.
*) Tamże str. 160 c. 68.
Kospnkwy Wyds. hiit.-filos. T. XŁ. ]^g
274 FRANCISZEK BUJAK
szkańców poddane kulturze. Jedne z nich zewsząd wzgórzami są oto-
czone, inne zaś ku morzu otwarte; najbardziej uwagi godną i najpię-
kniejszą jest dolina Warny, tak z natury jak i przez zabiegi ludzkie.
Warna sama leży nad samą zatoką, niedośó nawet głęboką, aby po-
mieścić większe statki, między dwoma przylądkami, z których na
jednym mieści się Galata, na drugim zaś Makropolis. Całe wybrzeże
wokół miasta jest pokryte winnicami i innemi owocowemi drzewami.
Wnętrze doliny po prawej stronie chłopi uprawiają i zamieszkują
w nielicznych drobnych wioskach, w pobliżu Galaty opodal wzgórz
rozlewa się bagnisko, wypełnione wodą morską, które sięga na zachód
aż ku drugiej dolinie". Dzisiaj nawet dość rzadko spotyka się z tak
plastycznym i dokładnym opisem topograficznym; przynosi on zaszczyt
autorowi. Gdyby ówczesne społeczeństwo czuło potrzebę takich sumien-
nych opisów geograficznych, humaniściby się tego zapewne podjęli
i zasłużyliby się rzetelnie koło geografii, a nasz Kalimach nie opisy-
wałby Polski według atlasu Ptolomeuszowego.
Znamy jeszcze jedno dzi^o historyczne Kalimacha pod tytułem:
„Dc hiSy quae a Venełis contra Turcos tentała sunł^ ^) przedstawiające za-
biegi dyplomatyczne Wenecyi w latach 1473 — 1487 *), aby pobudzić
Tatarów i Persów do wojny z Turkami. W negocyacyach tych brał
Kalimach czynny i wybitny udział; pismo to jednak samo w sobie
nie przedstawia interesu geograficznego.
Z tego, cośmy dotąd rozpatrywali, mogliśmy powziąć wyobrażenie
o Kalimachu, iż to jest historyk, który geografię ceni, jej doniosłość
rozumie i chętnie opisy geograficzne wtrąca, gdzie może, sądząc, że
podaje czytelnikowi pewne wiadomości skądinąd wcale albo niedość
znane. Wiemy jednakże, że wydał on „De Tarłarorum tnoribus liber /.^,
wspomina o tern opat Tritheim w swem dziele: De scripłoribus eccle-
siastici8\ niestety nie było ono drukowane i żadnego rękopisu nie
udało się dotąd odszukać. Już Ciampi ^) poczytuje je za zaginione po-
dobnie jak i inne dzieło znane tylko z tytułu: Historia peregrinationum
suarum^). Ciampi domniemywa się, że ta ostatnia praca może być
identyczna z listem: „e^e exilio suo^ do Dersława z Rytwian pisanym
') Korz78t£j!em z P. Bizara, Reram Penicarum historia Frankfart 1601, gdzie
ta rzecz wydrukowana jako dodatek str. 402 — 431.
*) Por. Zeissberg, Poln. Geschichtaschreibiing str. 360 i 368.
*) Bibliographia critica I. str. 35.
*) W pierwszem wydaniu Historyi Władysława Warneńczyka, Augsburg 1519,
wydawca Scheufler wspomina Libros peregrinationum suarum, n więc dzieło to obej-
mowało prawdopodobnie co najmniej 2 księgi i zawierało iiioie opowiadanie nie tylko
o ucieczce z Rzymu, ale i o innych, zwłaszcza dyplomatycznych, podróżach; byłby to
KAŁIMACH I ZNAJOMOŚĆ PAŃSTWA TURECKIEGO W POLSCE. 275
W r. 1471 1), domysł to jednak mojem zdaniem chybiony, albowiem
list ten jest za krótki, aby go ^księgą'' nazwać, a nadto zawiera
głównie obronę przeciw prześladowaniu Kuryi rzymskiej, podróż zaś
a raczej ucieczka przed pościgiem urzędników papieskich, którzy go
pochwycić i do odpowiedzialności za wspomniany wyżej spisek pocią-
gnąć chcieli, zajmuje w nim podrzędne miejsce*). Rzecz o Tatarach
nie zaginęła jednak zupełnie, streszczenie jej przechował nam autor
w Historyi zabiegów dyplomatycznych Wenecyi przeciw Turkom.
Ealimach był w swej pierwszej podróży na Wschód podróżni-
kiem z musu, z konieczności, ale nie pozostawał wcale jedynie w roli
biernej prześladowanego. Bynajmniej nie opłakiwał swego losu, lecz
starał się położenie swoje jak najkorzystniej wyzyskać. Obok poezyi
przyświecała mu druga równie świetna gwiazda — polityka. Zuchwałe
doktryny i plany polityczne o mało go życia nie pozbawiły, nie wy-
rzekł się mimo to polityki, owszem jął się badania sprawy tureckiej
czyli kwestyi wschodniej. Wiadomości swoje rozszerzył i pogłębił
prawdopodobnie za czasów swego pobytu u Grzegorza z Sanoka. Przy-
bywszy bowiem z Konstantynopola nad Dniestr nie oddalił się od
kwestyi wschodniej wcale; był to grunt, na którym można się było
również wiele nauczyć, można było przedewszystkiem kwestyę tę po-
znać z innej nie mniej ważnej strony. Ziemia ruska była wówczas
jakby progiem świata chrześcijańskiego, o który ocierała się ciągle
i chłostała go srodze nawałnica pogańska. To też zagony ordyńskie
i walki z nimi utkwiły głęboko Kalimachowi w pamięci, wspomina
o nich w poezyach, w żywocie Grzegorza z Sanoka, kładzie na nie
nacisk w historyi zabiegów weneckich i w mowie do Innocentego VJII.
Ugaszczający go arcybiskup lwowski, długoletni obserwator i znawca
stosunków wschodnio-europejskich mógł wiele przyczynić się do usta-
lenia i ugruntowania jego poglądów w tym względzie. Od razu też
występuje w Krakowie na dworze i w kancelaryi królewskiej jako
nader rzadki w owych czasach pamiętnik wybitnego agenta dyplomatycznego. Mon.
Pol. hist. VL str. 6.
') Drukowany w Acta Tomic. L Appendix str. 1 — 6.
*) Przygody te opisał on takie w łacińskim wiersza pod tytolem : De sois ca-
lamitatibos, który zapewne odpowiadał obszerniejszemu opisowi prozaicznemu, wy^j
wymienionemu. Janecki w Specimen Cathalogi cod. mss. bibl. Zalascianae 1752 wspo-
mina na str. 33 pod nr. 87 takie Calimachi de suis calamitatibus liber proprius.
Wiadomo z testamentu Kalimacha, ie pisma swoje niewydane kazał spalić po swojej
śmierci; być moie, ie obie te rzeczy, mimo że je znano z rękopisu autora nawet
w Niemczech, należały do niewydanych. Por. np. jego list do L. Tfaedalda z 6 lutego
1490 i do bisk. wrocławskiego z 1495: Zeissberg, Polens kleinere Oeschichtsąuellen
s. 71 i 74; tudziei opis kodeksu monachijskiego, tamże s. 75 — 77.
18»
276 FRANCISZEK BUJAK
dyplomata-specyalista do spraw włoskich i turecko-tatarskich. Ten
zakres idei politycznych tak dalece go opanował, że do końca życia
po zań nie wyszedł. Działanie w tym kierunku stało się celem jego
życia, dowodzą tego wszystkie poważniejsze jego pisma. Na tem tle
daleko jaśniej i zrozumiałej występuje też jego ścisły związek z woło-
ską wyprawą Jana Olbrachta. Usługami na tem polu, acz płonnemi,
wywdzięczał się najlepiej za liczne dobrodziejstwa, których mu Polska
nie skąpiła. Ten jednostronny kierunek jego działalności politycznej
zauważył i podniósł J. Caro ^), myli się tylko utrzymując stanowczo,
iż do Konstantynopola pociągnęła Kalimacha tylko chęć poznania tego
źródła ciągłej strasznej trwogi dla całego chrześcijaństwa, które było
zarazem całym światem cywilizowanym, aby ewentualnie wiado-
mościami swemi służyć chrześcijaństwu przeciw Turkom. Tak się stało
w rzeczywistości później, ale wtedy prawdopodobnie ten humanista,
przyjaciel spoganizowanego Pomponiusza Laetusa, prześladowany przez
papieża, nie myślał narażać się jako szpieg, który chce wydrzeć ta-
jemnice najgroźniejszemu wrogowi imienia chrześcijańskiego, raczej
szedł on tam z tą samą myślą, co tylu innych 2), tj. szukał chleba
a ofiarowywał swe usługi. Nie jest to oczernianiem Kalimacha, ale
jedynie przyłożeniem doń miary, którą się go jako typowe dziecko
epoki Odrodzenia mierzyć powinno^).
Wkrótce też i w Wenecyi uchodził Kalimach za znakomitego
znawcę stosunków tatarskich, dlatego do niego zwraca się rząd wene-
^) Geschichte Polens, B. Y. Abth. II. str. 590—594 i 642—649 a Bzcsególnie
sir. 647.
*) Jalian Klacsko, w Romę et la Renaisance. Jtiles II. w rozdz. III. wymienia
Bellini^ego, Carpaccia i Bertolda działających jako artyści na dworze Mahometa II.
I Bnonarotti wybierał się także do Konstantynopola.
") Ówcześni ladzie dali liczne dowody konsekwentnego egoizma i bezwzględnej
waUd o byt. Co do Kalimacha są na to wskazówki we wspomnianym jaź wyżej liście
do Dersława z Rytwian (Acta Tomic. I. Append. str. 5); pisze on tam: Aiant me ad
imperatorem Tnrcoram confngisse. Qais non intelligit id me inritnm fecisse... Ustęp
zaś ten kończy temi słowy : Caret itaqae colpa profectio mea ad Torcos, qaod eoacta,
qnod necessaria, qaod preter institutnm et yolantatem meam faerit; laudanda esi re-
gremo ad fidfUi, qaod sponte, qaod consilio, quod optima conscientia mea evadente
facta ertiterit. Oprócz tego jeszcze cały końcowy ustęp listu poświęca K. wykazaniu
niemożliwości jakiejkolwiek chęci służenia sułtanowi. Fakt jest, że byl silnie podej-
rzany o gotowość i zamiar wsti^pienia do służby dyplomatycznej tureckiej, że starał
się nsilnie od tych zarzntów oczyścić jak najwymowniejszymi argumentami, ale te
arg^menta są tej samej wartości logicznej, co i wywody, że nie mógł uknuć żadnego
spisku na papieża i że żadnego spisku nie było. Bronić się mu łatwo było, bo za-
miary nie doszły do skutku, nie udało mu się zbliżyć do sułtana i zyskać zaufanie,
bo doradca polityczny to nie artysta nadworny.
KAŁIMACH I ZNAJOMOŚĆ PAŃSTWA TURECKIEGO W POLSCE, 277
cki przez swego posła wysłanego do Persyi z prośbą o radę i opinię
czy się uda Tatarów skłonić do walki z Turkiem ^). Kalimach poro-
zumiawszy się prywatnie z wybitniejszymi polskimi mężami stanu
a następnie z królem Kazimierzem, przesłał na ręce Bernarda Giusti-
niani'ego obszerną w tej sprawie relacyę ^\ uwzględniając oczywiście
przedewszystkiem stronę czysto polityczną i sposób prowadzenia wojny
u Tatarów, a pobieżniej zapewne traktując właściwy opis życia, zwy-
czajów ^).
Mojem zdaniem nie można wątpić, iż ta sama relacya, któraby
się może dala odszukać w archiwach weneckich, przerobiona może
nawet znacznie, aby się szerszej publiczności ukazała w czysto lite-
rackiej szacie, wyszła pod tytułem: De Tartararum moribus liber unus.
Była ona ułożona w ten sam sposób, jak relacye dyplomatów wene-
ckich. Ze streszczenia tylko się tyle dowiadujemy:
Kalimach oświadcza, że nie mógł wybadać, jak się król polski
zapatruje na zamiar Wenecyi popchnięcia Tatarów do wojny z Tur-
kami, bo nie wie, o których Tatarach w tym wypadku myślała B^plita
wenecka, jest bowiem kilka odrębnych hord. Aby więc wyrobiono
sobie w Wenecyi dokładny pogląd na sprawy tatarskie, i aby przez
to zabiegi względem Tatarów zyskały pewien określony kierunek,
kreśli Kalimach obszerny obraz Tatarszczyzny. Dziki ten lud, pędzący
życie na wozach w stepie pod gołem niebem, zajmuje olbrzymie prze-
strzenie p<^ocnej Europy i Azyi, ale mieszkający w Azyi nie zja-
*) De his, quae a Yenetis ... a Bizara str. 410.
*) De his, qaae a Yenetis... n Bizara str. 411 i 412.
*) Relacyę niniejsaą napisać mógł K. najwcześniej w dragiej połowie 1474 r.
a najpóźniej pod koniec 1476 r. Contarini, ów poseł do Persyi wysłany, spotkał się
z Kalimachem, naówczas nauczycielem królewiczów w Lublinie 19 i 20 kwietnia 1474 :
Porównaj itinerarium Contarini*ego cap. I. drukowane u Bizara Rerum Persicarum
historia 1601 str. 484 — 512 ; ustępy do Polski sie odnoszące są przetłómaczone w Niem-
cewicza Zbiorze pamiętników tom I. Przed wysłaniem relacyi odbywały się dłuższe
narady. Kalimach w „De his, quae a Yenetis...'* (u Bizara str. 412 wiersz 45) powiada,
że wydany „panlo post (t. j. po wyekspedyowaniu relacyi do Wenecyi) Romam cum
mandatis ad Sixtum Pontif. Mai." wstąpił do Wenecyi, a to nastąpiło około Bożego
Narodzenia r. 1476, już bowiem 1. i 7. stycznia 1477 przemawiał w imieniu Kazimie-
rza Jagiellończyka przed senatem weneckim w tej właśnie sprawie i powtarzał te same
argumenty, co w oma wianem piśmie przytoczył. Rezultatem tego ostatecsmym było
porzucenie przez senat przynajmniej na rasie myśli o skierowaniu Tatarów przeciw
Turkom i odwołanie specyalnego posła Jana Babtysty Treyisana w Polsce tą sprawą
się aajmującego już 18 marca 1477. Materyały do hist. Jagiellonów z archiwów we-
neckich wyd. A. Cieszkowski w Rocznikach Tow. przyjaciół nauk poznańskiego, tom
XIX (1892) str. 13—25 i 47—50. Por. Caro, Geschichte Polens B. V. Abth. II.
str. 645.
278 FRANCISZEK BUJAK
wiają się w Europie i na odwrót, tylko europejscy niepokoją azyaty-
ckie wybrzeże Bosforu cymeryjskiego zamieszkane przez „Cercetae**
(Czerkiesi) i „Zigores" (Zagórcy?). Wyjątek także stanowi horda ko-
czująca na pograniczu obu części ziemi, w zimie posuwa swe koczo-
wiska aż nad Wołgę i inną rzekę (zapewne ma na myśli Jajk-Ural)
w pobliże morza Kaspijskiego, latem zaś wędruje nad Don i dosięga
niekiedy Dniepru. Wytrwali na wszystko, chciwi łupieży są oni wszy-
scy, ale azyatyccy, choć liczniejsi i dziksi, są niedostatecznie uzbrojeni,
przeto łatwo pierzchają w boju; są to prości rabusie, którzy się wcale
nie znają na sztuce wojennej, głębsza myśl nie kieruje ich wyprawami,
lecz chwilowa korzyść. Przeciwnie europejscy i pograniczni Tatarzy
posługują się sztuką wojenną przyjętą od ludów zachodnich: działają
zawsze według planu, używają podstępów, wysyłają zwiady. W ciągłej
wojnie z Polską i Moskwą przyzwyczaili się nie tylko bronią nękać
nieprzyjaciół, lecz i ogniem niszczyć, co się uprowadzić nie da. Krj^mscy
Tatarzy, choć niechętnie znoszą zwierzchnictwo Turcyi, zbyt są nie-
liczni i słabi, aby się odważyć na podjęcie wojny, gdyby się zaś zde-
cydowali, nie wieleby wskórali. Tatarzy nadwołżańscy mogliby się
wprawdzie mierzyć z potężnym przeciwnikiem, ale chcąc wpaść do
Tracyi, musieliby koniecznie przez dzierżawy polskie przechodzić.
Wpuszczenie zaś tych drapieżnych i wojowniczych mas w granice
Polski byłoby nie tylko dla niej, ale i dla całego chrześcijaństwa rze-
czą bardzo niebezpieczną ** ^).
Drugiem dziełem Kalimacha treści geograficzno-politycznej, które
się do naszych czasów dochowało, jest: Ad Innocentium VIII pontificem
maximum de bello Turcis inferendo orałio. Mowę tę wypowiedział K-
w Rzymie na kongresie przedstawicieli państw chrześcijańskich zwo-
łanym przez papieża na dzień 25 marca 1490 r. ^) i zapewne ją później
znacznie rozszerzył i przerobioną opublikował^). Dokonał tego w prze-
^) Z fra^entów tych nie możemy jednakie odtworzyć całego dzieła, ani wy-
robić sobie dokładnego pojęcia, albowiem pod względem stylistycznym są odpowiednio
do miejsca, w którem są wtr^one, należycie przykrej one i przerobione. Homanlsta
a do tego literat tej miary co Kalimach, nie rad powtarzał temi samemi słowy dawniej
wyrażoną myńl; to jest jedna z wybitniejszych różnic między średnimi wiekami
a Odrodzeniem.
*) Caro, Gesch. Polens V. 2. str. 598.
") Mowa w tej formie, jak jest przekazana, tj. obejmująca 27 stron folio praw-
dopodobnie nie mogłaby być wygłoszona, choć był to czas, kiedy bardzo chętnie słu-
chano najdłuższych mów, jeżeli tylko cyceronowskim językiem były wypowiadane.
Burckhardt, die Kultur der Renaissance I. str. 255—262.
KALIMACH I ZNAJOMOŚĆ PAŃSTWA TURECKIEGO W POLSCE. 279
ciągu 2 lat, albowiem razem z listem z 25 marca 1492 ^) przesyła ją
Janowi IV Both, biskupowi wrocławskiemu.
Prof. Caro uważaj ją za jedyny pozytywny rezultat tych aka-
demickich debat dyplomatycznych, których bezpłodność mógł z góry
każdy bystrzejszy polityk przepowiedzieć, albowiem Kuryi rzymskiej
chodziło głównie o grube dochody, jakie przynosiły ciągle ponawiane
głoszenia krucyaty przeciw Turkom. Mowa ta jest projektem sojuszu
papieża z Polską i ma na celu wykazać, że jedynie w związku z Polską
i jej siłami można się spodziewać powodzenia w tej wojnie. Zresztą
i ze strony Polski nie było, zdaje się, stanowczego zamiaru przystą-
pienia do wojny; w gruncie rzeczy chodziło Kazimierzowi raczej o go-
dność kardynalską dla najmłodszego swego syna, o co się Kalimach
bardzo usilnie przy mawia'), wyliczając wszystkie zasługi Jagiellonów
około Kościoła położone i wielbiąc ich ród świetny; projekt niniejszy
jest raczej tylko środkiem do tego celu.
Rzecz swoją rozpoczyna Kalimach od wcale surowej krytyki do-
tychczasowych, bezładnych i nieracyonalnych usiłowań papieży w celu
wypędzenia Turków z Europy z wyjątkiem jednego Piusa II., który
jednakże dzi^a do skutku doprowadzić nie zdołał. Ponieważ najwięcej
starań dokładała Kurya, aby przeprowadzić powszechną pacyfikacyę
w świecie chrześcijańskim i cały pchnąć do krucyaty przeciw Turkom,
wykazuje niemożliwość skłonienia do udzi^u w takiej wyprawie wszy-
stkich ludów chrześcijańskich, olbrzymie trudności techniczne i prawdo-
podobieństwo ujemnego rezultatu, a nadto stawia tezę, że zgoda i udział
w tej wojnie całego chrześcijaństwa są zbyteczne, że owszem najsku-
teczniejszą ona będzie, gdy wezmą w niej udział tylko ci, których
najprędzej i najdogodniej można w pole wyprowadzić, a którzy dają
gwarancyę swoją dzielnością, że ją wieść będą energicznie i wytrwale.
Następnie uzasadniając tę tezę przedstawia stan mocarstwa tureckiego,
obejmującego rozległe dziedzictwo cesarstwa greckiego w Azy i po
Eufrat sięgające, w Europie po Dunaj. Obszary te są prawie pustko-
wiem, z dawnej kultury i dawnych licznych narodów je zamieszku-
^) ZeiBBberg, Poln. Oeschichtaschreibang str. H90 i Kleinere Geschichisąnellen
Btr. 72173. ZeiBiberg odnosi słowa lista, wyraźnie wskazujące niniejszą mowę, zawierającą
projekt wyprawy na Tarka, błędnie do Historyi nieadałycb asiłowaii Wenecyi
(De hiB, qaae a Yenetis . . .), które joi przebrzmiały, Kalimach bowiem nie omawia
w opowiadania tych asiłowań szczegółowej akcyi, któraby Tarka wyrzaciła z £aropy,
czyni to jedynie w mowie do Innocentego YIU.
*) Caro, Gesch. Polens Y. 2. str. 593. Jego zdaniem jest to ,, jedna z najgłębiej
pomyślanych i najbardziej poaczających mów, które wypowiedziane lab napisane zo-
stały w owych czasach wcale nie abogich w oratorskie prodakcye**.
*) U Bizara str. 393.
280
FRANCISZEK BUJAK
jących niema śladu, a wszędzie słychać tylko język turecki I euro-
pejskie posiadłości również rzadko są zamieszkane przez podbite ludy
słowiańskie, wyczekujące tylko sposobności do zrzucenia jarzma Klęski
wojenne, których dzieje w ostatnich kilkudziesięciu latach pokrótce
przedstawia, rozbój morski i długo grasująca zaraza do reszty osłabiają
Turków, którzy i tak powodzenie swoje nie swym siłom zawdzięczają,
lecz swej chytrości, przyjaznym okolicznościom i nieudolności poko-
nanych. O opustoszeniu mocarstwa tureckiego przekonał się Kalimach
naocznie w Azyi i Europie, tu nawet dwukrotnie. Na całej tej drodze
z Polski, t. j. od Dunaju do Konstantynopola, nie spotkał fortec ani
wojska, tylko brudna i zdegenerowana ludność rolnicza z lichych cha-
łup gapiła się na jego wspaniały orszak. Uzbrojenie tureckie jest nie-
dostateczne i wobec chrześcijańskiego nieodpowiednie (opis miecza
tureckiego). Olbrzymie zasoby złota i srebra płynące do skarbu sułtana
w szczupłej ilości z kopalń, nieco obficiej z ceł i danin a przedewszy-
stkiem z łupów wojennych, których najwięcej dostarczyła Teodozya
i Kaffa, przez ciągłe a kosztowne wojny prawdopodobnie gruntownie
nadszarpnięte zostały. Dla innych licznych narodów nie byli Turcy
tak straszni jak dla Zachodu, wszędzie spotykali silny opór i nie
jednokrotnie ponosili krwawe klęski. Wobec tego wszystkiego dochodzi
K. do wniosku, że dotychczasowe wygórowane wyobrażenia o Turkach
należy obniżyć, a z drugiej strony podnosi liczebność, zasobność i wyż-
szość uzbrojenia zachodnich narodów. Nie ma więc powodu poruszać
ich wszystkich do wojny z Turcy ą, skoro wystarczy do tego daleko
nmiejsza siła. Chodzi tylko o wybór państwa, któremu naj snadniej ją
poruczyć można. Zdaniem Kalimacha paść on powinien na Polskę^
albowiem ona stacza walki z Tatarami, rozbójniczym i zaciętym wro-
giem, który napada niesłychanie szybko i niespodziewanie, a unika
bitew, tak iż obrona i zwyciężenie go jest prawie niemożliwe. W usta-
wicznych tych i ciężkich zapasach Polska pod rządami Jagiellonów
wyćwiczyła się znakomicie, zasłużyła się wielce chrzęścił aństwu, jako
jego przedmurze ^) i złożyła dowód, że do podjęcia wojny z Turcyą
jest dostatecznie przygotowaną, zwłaszcza za Kazimierza Jagiellończyka,
kiedy do niewoli brano hanów tatarskich i wykonywano nad nimi
władzę zwierzchniczą tudzież teraz wskutek ostatniej zwycięskiej wy-
prawy Olbrachta. Już z tego i z wypraw Władysława Warneńczyka
widać dostatecznie, co Polska może i co gotowa uczynić dla obrony
^) Dobitnie i z naciskiem podnosi Kalimach, ie państwo Jagiellonów taką role
wobec Zachodu spełnia i że jego obywatele od kolebki niemal pasają się s wrogiem
chnse6cij aństwa.
KALIMACH 1 ZNAJOMA )ŚĆ PAŃSTWA TURECKIEGO W POLSCE. 281
chrześcijaństwa ^). Kalimach objaśnia jeszcze innymi przykładami z nie-
dawnych dziejów, jak wielką potęgę reprezentuje monarchia Jagiel-
lonów i jaką atrakcyę wywiera, i wykazuje dalej, jak jest Polska
rozległą i ludną ^), jak w bogactwa urosła przez bardzo rozległy handel
z zagranicą. Atoli Polska nie tylko rozporządza środkami do podjęcia
wojny z Turcyą, ma także najodpowiedniejsze do niej warunki, a mia-
nowicie blizkość położenia, łatwość dowozu żywności i dostępu ^) wcale
wygodnemi drogami. Kończy się mowa gorącą zachętą do pojęcia tego
planu, albowiem ma on najlepsze warunki powodzenia.
Rozporządzał Kalimach w chwili, kiedy powyższą mowę wygła-
szał, poważnym zapasem wiadomości i doświadczenia całego niemal
życia*), odbył już wtedy swoją drugą podróż do Konstantynopola^),
jako poseł królewski do Porty w r. 1487 ^). Musiał więc mieć zna-
czenie jednego z naj kompetentniej szych rzeczoznawców w sprawach
wschodnich, nawet na kongresie z całego świata chrześcijańskiego
zebranym, a zdanie jego przynajmniej teoretycznie musiało być wy-
soko cenione. Jego widnokrąg polityczno-geograficzny obejmuje wszy-
stko, co w danej chwili dla sprawy wschodniej miało znaczenie. Nie
możemy na razie dać ścisłej odpowiedzi, czy jego wiadomości geogra-
ficzne i poglądy polityczne były pod każdym względem zgodne z rze-
czywistością; wiele przesady, niedokładności i nieuzasadnionych wnio-
sków i analogii uderza w oczy, prawdopodobnie jest jeszcze więcej
usterek, ale ogółem biorąc Kalimach przedstawia się nam jako rozpo-
rządzający jak na owe czasy pierwszorzędnemi, tak co do rozmiarów
jak i ścisłości informacyami.
^) Że nie były to czcze przechwałki homanistyczne w zapale oratorskim wypo-
wiadane, ale silne przekonanie Kalimacha poparte zresztą powszechną w Polsce świa-
domo6cią potęgi i sił dostatecznych do sprostania takiemn przeciwnikowi, świadczy
wyprawa w<^oska Jana Olbrachta, która jeżeli bezpośrednio nie była przeciw Tarcyi
skierowana, to w każdym razie pośrednio liczyła się z tą ewentualnością.
*) Na uwagę szczeg'ólnie zasługują następujące o ludności słowa: £t terrarum
tanto spatio aequalis est gens et natio, non moribus, nou lingua, non institutis varia,
sed omnium diyinarum humanarumąne consensu simul et iure sociata, cnius si studia,
si Yolnntates, si denique ceu conspirationem quandam in omnibus agitandi rationibus
spectes, Yerias domum unam et familiam, quam nationem dixerls. U Bizara str. 396
wiersz 16 — 20.
') Tutaj zupełnie inaczej mówi K. o drogach prowadzących z nad Dunaju do
Rumelii niż w Historia rerum gestarum . . . per Wladislaum Poloniae et Huugariae
regem (Mon. Pol. hist. YI. str. 143).
*) U Bizara, str. 373 w. 47. Kalimach chwali się swem doświadczeniem i po-
dróżami.
*) Tamże, str. 380 w. 16, 381 w. 5*.
^ Zeissberg, Poln. Oeschichtsschr. str. 868.
282 FRANCISZEK BUJAK
II. Pamiętnik janczara Michała Konstantynowicza z Ostrowicy.
Ten wielkiej wagi zabytek, choć różny pod względem formy
i nastroju literackiego od prac Kalimacha, łączy się z niemi treścią
i dlatego tutaj go omówimy.
Przechodził on różne koleje od chwili zainteresowania się nim.
Pierwotnie brano u nas autora nieznanego z imienia za Polaka, a czas
powstania pamiętnika oznaczono na lata około r. 1500^), później za-
uważono, że wyszedł on już w r. 1565 w Litomyślu po czesku, nazwi-
sko autora i jego narodowość były już na pewno znane. Wobec tego
nastąpiła tak silna reakcya, iż tekst polski uznano za tłómaczenie
z języka czeskiego 2), a czas powstania jego oznaczono ze względów
filologicznych na drugą połowę XVI w. Dopiero w r. 1860 Józef
Jińćek^) wykazał, że polski tekst jest źródłem czeskiego tłumaczenia,
i że autor nie mógł pisać po serbsku. bo wtedy nikt z Serbów we
własnym języku nie pisał. Ponieważ zaś niema żadnych śladów łaciń-
skiego tekstu, więc uważa tekst polski za pierwotny i czas jego po-
wstania naznacza na okres 1490 — 1516. Nie mając pod ręką tekstu
czeskiego, nie mogę się wdawać w samodzielne badanie. Argumenta
podane przez Jirićka przekonywują mię^), podnieść jednak muszę, że
w jednym z rękopisów opisywanych przez Trębickiego znajduje się
wzmianka, że oryginał był pisanym greckim charakterem, co prawdo-
podobnie ma oznaczać cyrylicę, a nadto zwrócić uwagę na tę okoli-
czność, że znane rękopisy wywodzą się z ruskich stron Rzplitej.
Cenne to dzieło zasługuje koniecznie na nowe wydanie krytyczne.
Jak już zaznaczyliśmy, wydano je u nas dwa razy 5), ale wcale nie
użyto ani wszystkich znanych rękopisów, ani czeskich wydań z XVI w.,
') Wydanie z r. 1828 w Zbiorae pisarzów polskich Galęzowskiego II. 5; autorem
tego przypuszcsenia jest Ł. Gk>Icbiow8ki w notatce wstępnej do rękopisu w Moseom
Czartoryskich.
*) Trębicki w Bibl. Warsz. 1845 t. m. str. 229 i nast. i Załuski w przedmo-
wie do II. wydania Pamiętnika w r. 1857.
•) W ^Rozprawy z oboru historie... ** Bocznik I. str. 1—9 cytow. u Zeissberga
Poln. G^schichtsschr. str. 420, który uważa 3 znane rękopisy polskie za pochodzące
z Xyil. w. Co do rękopisu Muzeum Czartoryskich (nr. 1588, który nazywają Berdy-
czowskim), stwierdziłem, że pisany jest ręką Xyi. w., pisownia również wskazuje
wiek XVI.
*) Słowa czeskie, które się w istocie znajdują w polskim tekście, można uważać
za objaw teg^ silnego wpływu czeszczyzny w Polsce; np. na pocz. rozdz. IX siodłak
(wieśniak), wiborni (wybornyj, rozdz. XI pieszky (pieszo).
^) Wydanie trzecie z r. 1868 jest tylko na karcie tytułowej.
KAŁIMACH I ZNAJOMOŚĆ PAŃSTWA TURECKIEGO W POLSCE. 283
nadto rękopis Berdyczowski (dziś w Muzeum Czartor. nr. 1588), któ-
rym się posługiwano do druku, ma liczne braki, nie dostaje mu końca
i wśród tekstu zaznacza pisarz kilkakrotnie (rozdz. 40 i 41 i inne).
źe brakuje po kilka kart już w źródle, z którego przepisywał, w nim
samym jest wydarty koniec 3-go rozdziału i początek 4-go *), tudzież
kilka innych kart. Rozporządzamy więc tekstem niedostatecznym^
wskutek czego sąd nasz i wnioski na nim oparte mogą się okazać
zawodnymi; ograniczyć się wobec tego należy do ogólnego scharakte-
ryzowania tego pomnika.
Polskie wydania zwą go dość niewłaściwie pamiętnikiem^
bo osobiste wspomnienia i przygody autora nie wielką w nim odgry-
wają rolę; trafniejsza jest może nazwa kroniki lub historyi, jak się
zwie w czeskich wydaniach. Tytuł ten pochodzi zapewne od autora,
ale i on nie charakteryzuje dokładnie jego dzieła. Choć bowiem autor
przedstawia całe dzieje Turcyi, powstanie i rozrost tej potęgi, choć
opowiada wiele wypraw wojennych na podstawie własnych wspomnień^
to jednak za główny cel postawił sobie: zaznajomić Polskę z Turcy ą
pod każdym względem, głównie oczywista roztoczyć przed jej oczami
obraz groźnej potęgi wojennej Padyszacha, sposobu wojowania i orga-
nizacyi wojskowej osmańskiej, bo niebezpieczeństwo wojny z Turcyą
ciągle od upadku Konstantynopola wisiało nad Polską. On zaś szcze-
gólnie nadawał się do tego, bo długie lata spędził w służbie tureckiej,
jako janczar, zdobył sobie nawet imię zaufanego i dzielnego wojownika,
skoro mu poruczono komendę w jednym z bośniackich grodów, był
więc wybornym znawcą wojskowych stosunków tureckich. Nie zado-
wala się też samem przedmiotowem przedstawieniem, ale często (np.
w rozdz. 40, 46) daje rady i nauki, w jaki sposób należy podejmować
walkę z tymi wrogami chrześcijaństwa, wskazuje słabe strony potęgi
tureckiej, która nie wydaje się mu bynajmniej jak całemu chrześci-
jaństwu nieprzeliczoną ani niezwyciężoną, choć nie posuwa się tak
daleko jak Kalimach, który twierdzi, że całe państwo tureckie niemal
pustką stoi. Eksjanczar nie ubiegał się wyłącznie o laury kronikarskie,
ale pisał traktat polityczno-geograficzny, czyli, jakbyśmy dziś powie-
dzieli, memoryał o kwestyi wschodniej. Stwierdzają to jego własne
rfowa: „I będzie o tem szerzej powiedziano, jako a którem obyczajem
by to zwycięstwo za pomocą Bożą nad pogany mogło być otrzymane" *)•
Tyczy się to dokładnie opracowanego projektu wielkiej krucyaty
^) To spowodowało hr. Załuskiego wydawcy U wydania do opaaaczenia poso-
stałej reszty 4rgo rozdziała.
*) Wyd. D. (Turowskiego) str. 67 rozdz. 18.
284 FRANCISZEK BUJAK
W celu wypędzenia Turków z Europy i Caro^j^ruuu. Jt*st on obszerny
i por74dnie ułożony, co chlubnie świadczy o literackich zdolnościach
tego janczara, jeżeli sam był redaktorem swego dzieła. Ponieważ z ostrą
krytyką odzywa się o papieżu i o wszystkich monarchach zachodnich,
a z uznaniem dla Olbrachta *). więc wnosić należy, że Polsce przezna-
czył w tej krucyacie główną rolę i kierownictwo.
Oto krótka treść jego dzieła: Pierwszy rozdział poświęca autor
charakterystyce mahometanizmu i opisowi jego obrzędów, drugi jego
powstaniu tj. legendom o Mahomecio i jego zięciu Alim, trzeci zaś
nabożeństwu codziennemu. Trzy następne rozdziały zawierają bardzo
ciekawe streszczenia dwu mahometańskich kazań i dysputy teologi-
cznej derwiszów, których słuchał Konstantynowicz w meczecie, a roz-
dział ósmy traktuje o stosunkach sułtana do poddanych. Rozdziały
od 9 -ego do 37-ego stanowią część historyczną zawierającą dzieje
rozwoju państwa osmańskiego od bajecznych początków (Otman) aż
do Bajazeta II z głównym uwzględnieniem panowania Murata II
i Mahometa III, wplecione są także znaczne ustępy z dziejów serbskich
(rozdział 15 — 17 i dalej mniejsze ustępy), według l^endy opowiedziana
jest bitwa na Kosowem Polu. Dla historyi polskiej ważne są rozdziały
21 i 23. opisujące tureckie wojny Władysława Warneńczyka i jego
śmierć. W ciągu tego opowiadania miał autor nieraz sposobność za-
akcentować niektóre wiadomości charakteryzujące Turcyę, np. o pie-
chocie dworskiej (rozdz. 11), o azapach (rozdz. 12), o derwiszach
(rozdz. 22, krótko, ale treściwie), o skarbach i dochodach sułtana
(rozdz. 36), wreszcie kilka ustępów malujących jego despotyzm. Reszta
t. j. rozdz. od 38 do 47 zawierają opis wojskowości tureckiej, a więc
o rodzajach broni, sztuce oblężniczej i staczaniu bitew, a w szczegól-
ności uwydatniają stanowisko i znaczenie janczarów w państwie ture-
ckiem, oprócz tego malują administracyę państwową, urządzenie dworu
cesarskiego, stanowisko i usposobienie chrześcijan względem ucisku
tureckiego, kończy się zaś ustępem charakteryzującym Turków, jako
czartowskie plemię, niespokojne jak morze, wiecznie wojny z sąsia-
dami toczące.
Przyznać trzeba, że kronikarska strona jest daleko obszerniejsza
niż część opisowa (28 rozdziałów na 17 rozdz.) do tego stopnia, że
można powiedzieć, iż nadaje ton i charakter całości. Należy jednak
mieć na względzie, że końca tej całości brakuje. Ostatni rozdział jest
właśnie jakby wstępem do zapowiedzianego szczegółowego planu kru-
*) Wyd. II (Turowskiego) str. 54 i 56; jest wiec pod tym względem zgodnj
2 pogl^ami Kalimacha.
KAŁIMACH I ZNAJOMOŚĆ PAŃSTWA TURECKIEGO W POLSCE. 285
cyaty. Również zwrócić należy uwagę, że w opowieści historycznej
musiał autor podać i zużytkować dla jej objaśnienia bardzo wiele
wiadomości, któreby bezsprzecznie w traktacie ściśle polityczno-geo-
graficznym uwzględnił. Właśnie za stronę dodatnią i za zasługę poczy-
tać należy, że autor starał się kwestyę bałkańską gruntownie, gene-
tycznie a więc historycznie przedstawić i skreślić także instytucye
państwa tureckiego.
Historya tureckich wypraw wojennych zwłaszcza tych, w których
sam Konstantynowicz brał udział, dała mu sposobność do poruszania
kwestyi topograficznych, choć nie okazuje on wybitnego zainteresowa-
nia się niemi. Jako janczar pieszo przebiegał kilkakrotnie półwysep
bałkański od Morei do granic Kroacyi i ujść Dunaju; nie obcą mu
też była azyatycka część państwa osmańskiego, w pochodach przeciw
perskiemu Ussun-kassanowi docierał razem z całą armią turecką do
górnego Eufratu, oblegał Trebizondę, stał nad granicami Georgii, zdo-
bywał wyspę Mikilenechę (Mitilene). Wiadomości jego topograficzne
nie są zbyt liczne, ani zbyt dokładne co do szczegółów ^). albowiem
dopiero w trzydzieści kilka lat po opuszczeniu służby tureckiej spisy-
wał swe wspomnienia*), ale były one cenne naówczas, trzeba bowiem
pamiętać, że o tych stronach prawie wcale nie miano współczesnych
wiadomości. I później nie były one obfitsze, lecz posługiwano się ma-
pami i opisami starożytnymi tak, że dopiero w naszem stuleciu po-
znano i zbadano półwysep bałkański i Azyę Mniejszą.
Zwrócić należy uwagę np. na początek 18-go rozdziału, gdzie
jest wzmianka o wielkim hanie, panu tatarskim, którego stolica Kataj
leży w stronie północno-wschodniej. Potężny ten pan zdobył wiele
krain ku zachodowi słońca leżących, a granice swego państwa ozna-
czać kazał kopcami (kurhanami?). Jest to dalekie echo powszechnie
^) Niekiedy popełnia błędy np. na str. 128 (rozdz. 22) opowiada o Jednej
wielkiej wodzie, którą zowią Eafrat, a jest rychło i wielka rzeka a szeroka jako
Dnnaj, a ciecze ku północy a wpada do Czarnego morza jako i Dunaj **. Byó moie,
ma ta na myśli Kizyl-Jrmak. Na mapie tradno odszukać miejscowości wspomnianych
prseień z powoda błędnej pisowni, która prawdopodobnie nie jest jego winą, ale
kopistów.
Wyjątkowo tylko np. w M. Azyi Brussa, Sinob, Trapesont, Engari (Angora)
nie są poprzekręcane.
*) Do niewoli tureckiej dostał się po upadku Konstantynopola (1453) a przed
oblęieniem Belgradu (1456), opowiadanie właściwe kończy na r. 1464, póiniejsze dzieje
jai tylko pobieżnie rekapitultge i roswija poglądy na organizacyę państwa tureckiego.
Opuścił służbę turecką po zdobyciu Jajec przez Macieja Korwina 25 grudnia 1463 r.
Pisał w każdym razie przed śmiercią Bajazeta II w r. 1509 r. a może jeszcze przed
śmiercią Jana Olbrachta 1501.
286 FRANCISZEK BUJAK
wówczas znanej książki M. Pola. W rozdziale 21 dość dokładnie
oznaczone jest itineraryum Warneńczyka w pierwszej wyprawie bał-
kańskiej, a w rozdz. 23 (str. 76) znajduje się opis pola bitwy pod
Warną, w rozdz. 26 (str. 92. 94 i 96) wiele szczegółów do topografii
Konstantynopola. Nieco więcej opowiada o odleglejszych stronach np.
o Morei, którą Morajem zowie, „ziemia to piękna i żyzna, cała morzem
oblana oprócz u jednego miasta na H mile włoskie, co się morze nie
zeszło" 1), nazwy jednak miast są poprzekręcane (Korwo = Korono?).
Stosunkowo wiele opowiada o Azyi Mniejszej.
Charakterystyczną cechą Konstantynowicza jest wybitna skłon-
ność do legend ludowych, które jednakże kryją na dnie prawdę hi-
storyczną, opowiadanie jego przypomina też poniekąd historyczne pieśni
serbskie. Typowym tego przykładem jest rozdział 18-ty, zwłaszcza
w części swej środkowej. Niekiedy także odzywają się u niego echa
historyi starożytnej i biblijnej, opowiada np. o powstaniu Konstanty-
nopola, wspomina Daryusza perskiego, wieżę Babel i Babilon.
Jak żywo się Polska pod koniec XV i na początku XVI w.
interesowała Turcyą i planami wojny tureckiej, świadczy pozostała
literatura. Mamy jeszcze do omówienia jedno dzieło do tych spraw
się odnoszące, bardzo cenne a będące niejako rezultatem i koroną
dotychczasowych na tern polu usiłowań.
III. Opis potęgi tureclciej. (Descriptio potentiae Turciae et Ordlnatlo
belli contra illam 1514).
Sławne są relacye weneckich i rzymskich posłów o innych pań-
stwach europejskich i bardzo ważne dla geografii historycznej. Że
i Polacy ich musieli naśladować, choć może mniej skrupulatnie i pe-
dantycznie 2), przekonywa nas list Zygmunta I. do papieża Leona X^
którego treść jest następująca. „Zachęcasz nas. Wasza Świątobliwość,
do wojny przeciw Turkom, przesyłam tedy dokładny opis potęgi
tego kraju, z którego łatwo przejrzeć, że potrzeba zjednoczonych sił
całego chrześcijaństwa i wielkich skarbów do takiego przedsięwzięcia ^).
Opis ten znajduje się w III tomie Tomicyanów (str. 168 — 181) wy-
*) Mowa tu o Istmie Korynckim — wydania Turowskiego str. 112.
*) 1 Polska od pocz. XVI w. miewała czas dtatazy swjoh reprezentantów
a obcych dworów, np. Dantjszek catomi latami siedział w Hiszpanii, jednakie nie
znamy dotąd żadnych takich relacyi poselskich.
') Grabowski, Starożytności hist. pol. tom ii. str. 1.
KAŁIMACH 1 ZNAJOMOŚĆ PAŃSTWA TURBCKIBOO W P0L8CB. 287
drukowany jako mowa Wawrzyńca Miedzieleskiego ^)j posła (orator)
królewskiego, do papieża zwrócona. Był to więc memoryał zredagowany
w kancelaryi królewskiej przez najwyższych urzędników na podstawie
wiadomości zebranych przez funkcyonaryuszów polskich (posłów, agen-
tów, szpiegów) *) w państwie tureckiem, odczytany przez posła a na-
stępnie złożony w papieskiej kancelaryi do spraw politycznych. Świetny
projekt Kalimacha wypędzenia Turków siłami samej Polski przypo-
mniano sobie w Rzymie i przedstawiono go Polsce, która jednak za-
jęta kłopotami u swych wschodnich granic powróciła obecnie do
powszechnej opinii, wyznawanej dawniej przez Kuryę, że do wypę-
dzenia Turków z Europy potrzeba sił całego chrześcijaństwa.
Pomijamy tu czysto praktyczną część tej relacyi odnoszącą się
do projektu wojny z Turcyą pod naczelnem dowództwem króla Zyg-
munta I, a zwrócimy uwagę jedynie na sam zasób informacyi o pań-
stwie tureckiem. Daje ona nam pogląd na stan znajomości ziem obcych
w Polsce, a znajomość ta była istotnie niepospolita, wprost zdumiewa-
jąca. Jeżeli porównamy ją z relacyami weneckiemi lub rzymskiemi,
to z całem przeświadczeniem możemy przyznać, że stoi na równym
z niemi poziomie i przynosi zaszczyt naszej służbie dyplomatycznej.
Widnokrąg jej polityczny i geograficzny jest rozległy, sięga bowiem
od Szkocyi i Portugalii na zachodzie, po Szwecyę, Moskwę i Persyę
na wschodzie, a na południe po Egipt i Arabię szczęśliwą. Ogromna
ilość szczegółów zawartych w tym memoryale wydaje się ścisłą i praw-
dziwą i budzi zupełne zaufanie, tembardziej, że niema tu prawie
tych retorycznych zwrotów i superlatywów humanistycznych, które
każą się krytycznie i ostrożnie zapatrywać na wiadomości zgroma-
dzone u Kalimacha *)j ale styl rzeczowy, chłodny, niemal suchy.
Z natury swej zajmuje się memoryał niniejszy głównie stosun-
kami wojskowymi i potęgą wojenną Turcyi. A więc omawia jej skład
etnograficzny, liczbę wojska, rodzaje broni i daje przytem wyborny
pogląd na ówczesny stan Tatarów, dobitnie wskazujący, jak dokładnie
kancelarya królewska w Krakowie była o sprawach krymskich poin-
formowana ; opisuje mianowicie ich podział polityczny, sposób koczo-
wania i wojowania, podaje liczbę mężczyzn dorosłych i wyjaśnia zna-
czenie Tatarów dobrudzkich. Dalej omawia położenie i siłę hospodarstw
') Finkel w Bibliografii swej zwie go NiedzielBkim.
*) Zygmunt Btara} się prsj każdej sposobnoftoi o informacje, np. 1510 r. poalo-
^16 jego brata Władysława do Bohdana mołdawskiego „noritates Constantinopolitanas
eidem regi Poloniae notificanf. Wisłocki, Incimabnla typograpłiica. Krak. 1900 str. 441*
*) Zauważyć należy, że autor tej relacyi nie waha sie powiedzieć za staroży-
tnymi, że Wisła dzieli Germanią od Sarmacyi.
288 FRANCISZEK BUJAK
lennych Mołdawii i Multan, które to ostatnie nazwane jest także be-
sarabskiem, z czego wynika pewna niejasność, albowiem do Besarabii
nie mogą się odnosić słowa: „quae intra montes Hungariae situatur*',
lecz tylko do Multan samych. Po tyra zewn(^»trznym opisie potęgi po-
gańskiej przechodzi memoryał do rozważenia jej podstaw, uważając
zaś za najsilniejszą podstawę administracyę polityczną, kreśli jej
przejrzysty obraz, następnie wyłuszcza, w jaki sposób przygotowuje
się i kształci młodzież, mająca się poświęcić słnźbie państwowej i sta-
nowić gwardyę sułtańską. w końcu omawia źródła dochodów sułtana
i stosunek chrześcijan do mahometan.
Porównanie memoryału z r. 1514 z mową Kalimacha wygłoszoną
w r. 1490 pokazuje identyczność ich treści: oba pisma zajmują się
planami wojen z Turcyą pod egidą Kuryi rzymskiej i w tym celu
opisują potęgę militarną Turcyi. Ale gdy Kalimach nizko ją ceni,
memoryał późniejszy, jakby odpowiednio do ponownego wzmożenia
się energii zaborczej za- Solimana W. stara się ją we właściwem świetle
przedstawić, ani nie przeceniać ani nie obniżać; gdy tamten dla swej
natury literackiej, dla pięknej formy poświęca ścisłość, ten dba tylko
o poprawność stylu, to też każde jego słowo ma znaczenie, skutkiem
tego w daleko krótszej formie, podaje daleko więcej informacyi ^),
a kontury jego zarysu są znacznie wyrazistsze i bardziej określone.
Jednem słowem memoryał Zygmunta I. stoi daleko wyżej pod wzglę-
dem naukowym, niż mowa Kalimacha.
Widzimy więc, że znajomość państwa tureckiego w Polsce szybko
i stale wzrasta, a wyrabia się trzeźwiej szy i trafniejszy na nie pogląd.
Zainteresowanie to jednakże rozwija się ciągle w kierunku prakty-
cznym; obawa, groza najazdu jest jego źródłem, nie zapał badawczy,
nie sama żądza wiedzy, która kierowała Miechowitą, Wapowskim,
Samickim i innymi. Chronologicznie najbliższem pismem polskiem do
Turcyi się odnoszącem jest cenny opis podróży Taranowskiego do
Turcyi i odpowiednie rozdziały Kroniki świata M. Bielskiego.
') Bogactwo Bzczeg<^ów a stosankowe ubóntwo słów atradnia streBzczenie do-
kładniejsze, bo niewiadomo, na co połoiyć większy nacisk, co awydatni6 a co pominąć
należy; streszczenie takie dostatecznie i niejednostronnie informujące o całości musiałoby
być znacznie obszerniejsze od streszczenia mowy Kalimacha.
Sądy ziemskie i grodzkie w wiekach średnich.
I. Województwo Krakowskie.
(1374—1501)
Napisaf
Dr. Stanisław Kutrzeba.
Przedmiot naszej pracy stanowi historya organizacyi sądów ziem-
skich i grodzkich w Polsce, oparta na zbadaniu średniowiecznych ksiąg
tych sądów. Przedstawiamy więc obraz tej jurysdykcyi, która jest
zwyczajną, przedewszystkiem dla szlachty, z wykluczeniem wszystkich
sądów, które wobec tych uchodzić muszą za wyjątkowe, jak: sądy
kościelne, prawa niemieckiego w miastach i po wsiach, patrymo-
nialne i t d.
Kwestya organizacyi sądów ziemskich i grodzkich nie została
dotąd należycie zbadaną. Zajmują się nią w większej mierze:
senator Romuald Hubę: Prawo polskie XrV w. Sądy i ich pra-
ktyka pod koniec XIV w.,
prof. Piekosiński: Sądownictwo polskie w wiekach średnich,
Rafał Firlej : Die Gerichtsyerfassung Polens (1333—1672). Berlin.
1892.
Niektórych kwestyi dotyka ubocznie:
prof. Balzer: Geneza trybunału koronnego.
Nie wystarcza to jednak. Tylko senator Hubę i prof. Balzer
wciągają w swój zakres źródła praktyki, t. j. nasze księgi sądowe.
Bompnwj Wyda. hlat.-fllos. T. ZŁ. 4q
290 STANISŁAW KUTRZEBA
Lecz pierwszy obejmuje w swem dziele wyłącznie tylko wiek XIV,
drugi potrąca jedynie o te kwestye, by wyjaśnić stosunki XVI
stulecia.
Firlej i prof. Piekosiński obejmują wprawdzie cały okres, z re-
guły jednak uwzględniają wyłącznie ustawy, prof. Piekosiński także
dokumenty. Z ksiąg sądowych, nawet z ogłoszonych, nie korzystali.
Z dzieł polskich, które opracowują ten sam temat monograficznie
dla pewnych części Polski, wymienić możemy dwa tylko:
Dunin: Dawne prawo mazowieckie,
Bostel: Sądownictwo oświęcimskie i Zatorskie.
Obie tf monografie tyczą się dwóch prowincyi, które rozwijały się
w specyalnych warunkach, gdzie odrębnie się ukształtowały także
stosunki sądowe. Tylko druga oparta jest na księgach sądowych. Do
dzielnic właściwej Polski nie mamy zgoła żadnej monografii.
Aż nadto więc usprawiedliwiona jest ta praca, która ma podać
dokładny obraz urządzeń sądowych i ich rozwoju w jednostce ustroju,
jaką dla sądów stanowiło województwo. Wybraliśmy zaś przedewszyst-
kiem województwo krakowskie dla takiego opracowania z tego powodu,
iż jest ono w każdym razie województwem naj ważniej szem w Polsce,
a zwłaszcza typowem dla Małopolski i Rusi, które mają mniej więcej
jednakie urządzenia sądowe, w przeciwieństwie do Wielkopolski, idącej
innymi torami. Dość spojrzeć na poszczególne przywileje nieszawskie,
zwłaszc/a na te ich rozdziały, które zawierają kilka bardzo ważnych
reform sądowych, by stwierdzić, jak wybitne różnice zachodzą między
temi dwiema częściami Polski, gdy przeciwnie dla Małopolski i Rusi
jednakie mniej więcej zawierają one postanowienia.
Drugi wzgląd — to olbrzymi zasób materyału, tyczącego się tego
właśnie województwa. Zapewne żadne inne nie posiada ani tylu, ani
tak dobrze zachowanych ksiąg Część ich. oczywiście bardzo drobną,
ale dobrze wybraną, ogłosił od dawna Helcel (Starodawne prawa pol-
skiego pomniki, t. II). My zaś mogliśmy z łatwością korzystać z tak
obfitego zasobu archiwum krajowego aktów grodzkich i ziemskich w Kra-
kowie. Przeglądnęliśmy też zarówno księgi, których Helcel zupełnie
nie znał, n. p. czchowskie i bieckie, jak i te, z których korzystał.
Wybierając bowiem z tak olbrzymiego zasobu, musiał się bardzo ogcra-
niczać, dał też tylko część teico, co koniecznie uwzględnić należy.
Zadna praca, monograficzna zwłaszcza, dotycząca stosunków prawnych
województwa krakowskiego, nie będzie się też mogła obejść bez tych
poszukiwań archiwalnych, mianowicie o ile chodzi o czas od r. 1400.
Po rok 1400 wydawnictwo prof. Uianowskiego objęło wszystko, co
SĄDY ZIEMSKI1B I ORODZKIB W WIEKACH ÓRBDNIOH S9ł
można było odnaleźli, tak, iż czyni zupełnie zbytecznem odwoływanie się
do oryginałów (Star. pr. p. pomniki, t VIII) ^).
W takiej pracy, jak nasza, która ma podać główne linie i zarysy
nrządzeń i rozwoju, często nie podobna było podawaó dokładnie źródeł,
skąd zaczerpnięta pewna wiadomość, kiedy na poparcie pewnego twier-
dzenia trzebaby przyt4»czyć dziesiątki, a nawet nieraz statki miejsc,
gdzie ten sam fakt się powtarza. Z tego też powodu nie dokumentuję
nieraz ściśle twierd/eń, ale podaję jedynie tomy, bez stronicy, lub tylko
cytatów kilka, jako przykład By uzupełnić więc te twierdzenia, wy-
robione po większej części na f)od8tawie cJbrzymiego materyału, ogło-
simy osobno wybór zapisek, które objaśnijiją nam organizacyę sądów
ziemskich i grodzkich, zebranych w księgach wszystkich województw,
tak, iź ten wybór służyć będzie do umotywowaniu naszych zapatry-
wań i zastąpi w części Lrak cytłttów.
Usprawiedliwić należy jeszcze jedno, t. j. granice naszej pracy.
Obj<^4iśmy okres lat stu kilkudziesięciu, dokładniej od r. 1374—1501.
Końcowa granica — oczywiście niezupełnie ścisła, jak tego przy po-
dobnych badaniach nie podobna wymagać nie potrzebuje, sądzę,
usprawiedliwienia. Trzeba go dla daty pierwszej. W obecnej prucy
chcemy przedstawić obraz stosunków sądowych średniowiecznych już
rozwiniętych i wydoskonalonych. Dopiero wtedy, kiedy zna się osta-
teczny rozwój, można bezpieczniej przystępować do opracowania zawsze
mniej pewnych, niejasnych zwykle s^tadyów rozwoju danych instytu-
cyi, ich gmezy. Z te^o właśnie powodu rozpoczynamy pracę od chwili,
kiedy pojawiają się nasze księgi s^^dowe, główna podstawa do badań
nad ustrojem sądownictwa. A krakowskie sięgają tego właśnie roku
1374. One też stanowią podstawę naszych studyów, choć oczywiście
staramy się uwzględnić także wszystkie inne źródła, zresztą tylko nie-
wielkiego wobec ogromu pierwszych dostarczające materyału Na g^
nezę może przyjść kolej dopiero później; a trzeba ją b<^*dzie opraco-
wywać ze względu na całą Polskę, bo źródeł zbyt mało, by na ich
podstawie kreślić niepewny obraz stosunków dla jednego tylko woje-
wództwa.
Jest to pierwsza część naszej pracy. W podobny sposób będziemy
się starali opracować inne województwa, Uwzgl(^dniamy tu tylko sam
szkielet organizacyi sądów. Kwestyi kompetencyi na razie zupełnie nie
dotykamy.
^) Niewydan^ joBt jedynie najataraza kaięga proaiow^ka, majdajj^ca aic
w Waraiawie.
19*
292 STANISŁAW KUTRZEBA
Serdeczne podziękowanie niech mi tn wolno będzie złożyć JWPP.
prof. B. Ulanowskiemu za zachętę do tej pracy, prof. Piekosińskiemn
i Dr. Kniaziołuckiemu za łaskawe ułatwienia w żmudnej robocie w ar-
chiwum krajowem aktów ziemskich i grodzkich w Krakowie^).
-*•*-€•
Część I. Sądy ziemskie.
Do sądów ziemskich zaliczamy trzy główne rodzaje sądów:
1) roczki, t. j. sądy powiatowe (iudicia terrestria),
2) wiece (coUoąuia), które w województwie krakowskiem zbierają
się tylko w stolicy,
3) sądy królewskie (iudicia in curia), o ile tyczą się tegoż wo-
jewództwa. Ze względu na to, iż sąd królewski stoi także ponad są-
dami grodzkimi, mówić będziemy o nim dopiero w części trzeciej.
W tej części omawiamy nadto jeszcze
4) sąd podkomorski, który jest sądem ziemskim, lecz tylko dla
pewnych spraw, mianowicie granicznych.
Rozdział I. Roczki.
A). Podział na powiały,
W r. 1466 wymienia księga krakowska wszystkie powiaty są-
dowe ^, które składają województwo krakowskie. Jest tych powiatów
sześć, a mianowicie:
1) krakowski (cracoyiensis),
2) proszowski (proschoyiensis),
3) ksiąski (xanzensis),
4) lelowski (leloyiensis),
5) czchowski (czchoyiensis),
6) biecki (beczensis).
Miejscowościami, w których zasiada sąd, są z reguły miasta
i miasteczka, od których otrzymały te powiaty swoje nazwy, a więo:
^) Skrócenia cytatów p. w dodatkach na końcu.
*) H. n, atr. 711.
SĄDY ZUBMSKIB I OBODZKIE W WIEKACH ŚREDNICH 293
SIraków, Proszowice, Xiąź, Lelów, Czchów i Biecz. Jeśli jednak bę-
dziemy przeglądać księgi, to się pokaże, iż sądy te zasiadały także
i w innych miejscowościach, jak: Włodzisław (Wladislavia), Żarnowiec
i Wojnicz. Nie tak jasno przedstawia się ta kwestya, jakby się zda-
wać mogło, zwłaszcza z tego powodu, iż zapiski nieraz nie są jasne.
We Włodzisławiu spotykamy roczki tylko w końcu XIV i początko-
wych latach XV wieku *), w Żarnowcu również w tym czasie *), a po
raz wtóry w drugiej połowie tegoż stulecia przez lat kilkanaście^).
Również wtedy pojawiają się także roki w Wojniczu *), by znów
wkrótce zniknąć.
Z ksiąg sądowych występują od końca XIV w. wybitnie dwa po-
wiaty: krakowski i proszowski. E^rakowski jeden nigdy swej siedziby
nie zmienił; raz tylko zdarzyło się, iż roczki z powodu zarazy odbyły
się nie w Krakowie, lecz w Proszowicach^).
Inaczej z dwoma dalszymi powiatami , lelowskim i ksią skim. Tu
najwięcej trudności. Na pierwszy rzut oka widoczna, że roczki wło-
dzisławskie i żarnowieckie zostają w bliższym stosunku do lelowskich
i ksiąskich. Pojawiają się one przez czas tylko krótki: włodzisław-
skie po raz pierwszy w r. 1381, po raz ostatni w r. 1407, żarno-
wieckie istnieją od r. 1388 do 1407. Oczywiście daty niezupełnie pe-
wne, zwłaszcza co do dat końcowych, gdyż po roku 1406 jest w księ-
gach luka lat kilku. Tyle napewno można twierdzić, że znikają te
roki pod koniec pierwszego dziesiątka lat XV stulecia. Zostają tylko
roki ksiąskie^ — najdawniejsze znane z r. 1376^) i lelowskie®, —
poczynające się w znanych źródłach z rokiem 1394 ^).
*) Po raz pierwszy 17 sierpnia 1381 Ul. p. 3d. Po raz ostatni spotykamy się
z nimi w r. 1407. terr. lei. I. Księga ta, to tylko kilka defektownych poszytów.
Wobec tego, że w następnych księgach, zwłaszcza w księskich, zaczynających się
od r. 1409 i już kompletnych prawie, niema wzmianek o WłodzisZawia , moina
prsyjąć, ie te roczki przestały się odprawiać przed r. 1409. terr. pro8z. I.
*) Po raz pierwszy 31 sierpnia 1388 r. Ul. p. 270, po raz ostatni w r. 1407
terr. lei. I. Wobec tego, że nie ma o nich wzmianek w następnej lelowskiej księdze,
która zaczyna się z r. 1411, masiały one astać przed tym rokiem terr. lei. II.
") Szerzej o tem mówimy niżej.
*) Szerzej o tem mówimy niżej.
') Termini faerant oontinuati, qai Gracovie celebrari debaerunt, sed propter
pestem qne tanc Talde Cracoyie Yigebat, in Proschoricze positi faerant. H. U. p. 721
(22 września 1466).
^ terr. prósz. I. od r. 1409, zawierająca i roki ksiąskie.
Ó Ul. p. 2.
*) terr. lei. I. od r. 1411.
») Ul. p. 365.
294 STANIMiAW KUTRZEBA
Porównanie zapisek z roczków ksiąskich i włodzisławskich wy-
kazuje, iż odnoszą się one do tego samego powiatu. Widoczna to prze-
dewszystkiem z tego, iż jedne roki zastępują drugie. Tak spoty-
kamy raz wzmiankę, która wskazuje, że chodzi tylko o zmianę miej-
sca, gdzie sąd będzie zasiadał. W roku 1381 14 sierpnia notuje
księga, że następne roczki odbędą się nie we Włodzisławiu , lecz
w Książu, i to właśnie w dniu, na który przypadłyby roki ksiąskie ^).
Jeśli sprawdzamy daty, to widzimy, że roki, tak włodzisławskie, jak
ksiąskie, przypadają na ten sam dzień tygodnia — każdy powiat
ma pewne ulubione dni roczków — a nawet na te same daty '). Jeśli
przez pewien czas odbywają się roki w Książu, niema roków we
Włodzisławiu ^), i naodwrót, co trudnoby było przypisywać tylko za-
ginięciu ksiąg. Jeśli ustają ksiąskie, w tę samą księgę dalej wpisują
się włodzisławskie i naodwrót*). Wszystko to dowodzi, iż nie mamy do
czynienia z dwoma powiatami, lecz że jest tylko jeden powiat, który
później nosi stale nazwę ksiąskiego, mający dwie miejscowości, w któ-
rych zwykły dbywać się sądy: Książ i Włodzisław. Zmiana miejsca
sądu nie odbywa się przecież regularnie naprzemian w obu tych miej-
scach, lecz przez czas dłuższy, kilkomiesięczny , w jednem, poczem
sądy znów odprawiają się w dru«;iem, znowu przez znaczniejszy prze-
ciąg czasu. Zmiana zależy od woli sądu, który zapowiada, że ona na-
stąpi. Niema co do tego żadnych stałych reguł.
Jeszcze trudniej załatwić kwestyę Żarnowca. Tyle pewna, że nie
tworzy on osobnego powiatu. Od połowy r. 1390 do początku r. 1394
zachodzi w księgach krakowskich znaczna luka. Przed tą luką, jak
z zapisek widoczna, sąd żarnowiecki zajmuje wobec ksiąskiego takie
stanowisko, jak włodzisławski. Z Książa naznaczane bywają następne
roczki w Żarnowcu^), daty roczków żarnowieckich przypadają na te
dni, kit-dy odbywać powinny się roczki ksiąskie^. Kiedy są jedne,
niema drugich '). Zaliczyćby więc trzeba i te roczki do powiatu
ksiąskiego. Co więcej, odkąd pojawia się Żarnowiec, jako miejsce zbi^
ranią się sądu, znika Włodzisław. Możnaby to łatwo wytłomaczyć, ii
) Z 14 września na 28 t. m., a właśnie włodzisławskie odbjwalj się co dwa
tygodnie. Ul. p. 41.
*) Na trzeci dzień po proszowskich np. Ul. p. 142, 143, 144 i 146, nadto ta-
blice roków. Ul. p. 2l»-23».
") p. tę tablicę.
*) p. tablicę Ul. p. 14*.
») Ul. p. 266.
•) Ul. p. 23*— 24».
O ib.
SĄDY ZIEM8KIB I 6R0DZKIB W WIEKACH ŚREDNICH 295
ze względu na położenie tych miast zamiast w Książu i Włodzisła-
wiu, zaczęto od r. 1388 odprawiać roczki w Książu i Żarnowcu, by
ułatwić ludności udział w sądach. A przypuszczenie to jeszcze zyska
na prawdopodobieństwie w dalszem badaniu.
Po luce w księgach, tj. od początku r. 1394, już jest inaczej.
Jak mówiliśmy, pojawiają się wtedy roczki lelowskie, z którymi po-
przednio się nie spotykaliśmy. Roczki żarnowieckie zajmują odtąd
wobec tego sądu to stanowisko, jakie miały poprzednio wobec rocz-
ków ksiąskich. Wszystko, co wyżej powiedzieliśmy, można tu powtó-
rzyć, podstawiając tylko Lelów w miejsce Książa *). Tylko dowody
są znacznie jaśniejsze, dobitniejsze, tak iż ta kwestya żadnej nie ulega
już wątpliwości. Możemy więc stwierdzić, że od r. 1394 istnieje po-
wiat, który no:ji później stale nazwę lelowskiego, a posiada dwa miej-
sca, w których zbiera się sąd ziemski, tj. Lelów i Żarnowiec. Jak
tam, i tu także sądy odbywają się nie naprzemian w tych miejsco-
wościach, ale najpierw przez czas dłuższy w jednej z nich, a potem
przenoszą się do drugiej, znowu na okres kilkomiesięczny.
Zachodzi więc, jak widzimy, znaczna różnica w stosunkach przed
r. 1390 a od r. 1 394. Trudność w rozwiązaniu stanowią te roczki żar-
nowieckie, które poprzednio były roczkami powiiitu ksiąskiego, a po-
tem liczą się do powiatu lelowskiego.
Różnicę tę możnaby wytłomaczyć w taki sposób. Roczków le-
lowskich, ani wzmianek o sądach w Lelowie do r. 1394 zupełnie nie
spotykamy. Wprawdzie nie mamy wszystkich ksiąg sądowych, które
zostały spisane w ciągu tego czasu, jednak materyał już jest bardzo
obfity, tak iż milczenie źródeł tak stałe o roczkach lelowskich może
naprowadzić nas na domysł, czy w ogóle poprzednio one istniały?
Zdaje nam się, że śmiało można się oświadczyć za tem, że nie. Wobec
tego przypuścićby należało, że przed r. 1394 Kraków posiadał (prócz
dwu powiatów dalszych, czchowskiego i bieckiego) powiaty: krakow-
ski, proszowski i trzeci, który nazywajmy na razie ksiąskim. Pierwsze
dwa miały stałe miejsca zbierania się roczków, trzeci, bardzo ob-
szerny, bo obejmował dwa późniejsze powiaty, ksiąski i lelowski, po-
siadał dwa miejsca zbierania się roków, Książ i Włodzisław. Wobec
tego, iż mieszkańcom późniejszego powiatu lelowskiego nie były te
miejsce zbyt dogodne*), przeprowadzają w r. 1388 zmianę. Odtąd
*) Z Lelowa roczki bywają odsyłane do Żarnowca. Ul. p. H68, terr. lei I. pod
datą 23 sept. 1406, naodwrót z Żarnowca do Lelowa. Ul. p. 373. Nigdy się z Bob%
nie •chodsą. Ul. p. 3Q* i 37* i terr. lei. I. Wpisywane S2} w jedną księga. Ul. 25*
i 26* i terr. lei. 1.
*) Ksi^ i Włodzisław leżą blizko siebio, a bardzo oddalone są od Lelowa.
296 STANISŁAW KUTRZBBA
roczki odbywać się mają, jak dawniej, w Książa, a zamiast we Wio-
dzisławiu, w Żarnowcu, który był punktem daleko dogodniejszym dla
mieszkańców późniejszego powiatu lelowskiego. Ale i ta próba udo-
godnienia sądownictwa nie powiodła się. W ciągu więc mniej więcej
lat 1392 i 1393 przystąpiono do radykalniejszej zmiany. Podzielono
ten pierwotny obszar wielkiego powiatu ksiąskiego na dwa powiaty.
Pierwszy otrzymsił na miejsca zbierania się roków miasteczka: Książ
potem Włodzisław, i znów Książ ^), jak przed r. 1388; w drugim roczki
bywają odprawiane w Lelowie, gdzie dotąd sądu nie było i w Żar-
nowcu. Tak województwo krakowskie wzbogaca się o jeden powiat.
Jestto tylko hipoteza. Sądzę jednak, że można jej bronić, gdyż
za nią wiele przemawia, przeciw — nic, a w ten sposób dadzą się wy-
jaśnić trudności, którycbby inaczej niepodobna było usunąć.
Jak mówiliśmy, roczki włodzisławskie , według nas wznowione
wtedy, i żarnowieckie utrzymują się najwyżej po koniec pierwszego
dziesiątka XV stulecia. Odtąd w tych czterech powiatach odprawiają
się roczki tylko w ich głównych miastach, od których powiaty otrzy-
mały swoje nazwy, a więc w ksiąskim w Książu , w lelowskim w Le-
lowie i t. d.
Na wschód od tych powiatów znajdowały się jeszcze dwa, które
wchodziły w skład województwa krakowskiego: czchowski i biecki.
Roczki czchowskie zaczynają się od roku 1399*), księgi bieckie od
1411 r. ^). Czy te powiaty nie stanowiły poprzednio jednego wiel-
kiego, musi pozostać kwestyą otwartą. Można wskazać pewien ślad
tego, lecz zbyt słaby, by na jego podstawie budować dalej sięgające
wnioski *).
Tak więc przynajmniej od r. 1410 ma już Kraków ustalone
swoje powiaty w liczbie sześciu, jak je wymieniliśmy na początku
') Ksiąskie rociki po raz ostatni 28 kwietnia 1399. Ul. p. 695. Potem nastę-
puje luka. W latach 1406 — 1407, które znów mamy (terr. lei. I.), nie spotjkamj
Ksiąia tylko Włodzisław. Ksi^i wraca od r. 1409 terr. prósz. I.
*) Ul. p. 963 i terr. Czchów. I.
*) terr. biec. I.
*) 18 maja 1400 r. odprawiają się roczki w Czchowie; przy zapisku spotyka-
my uwagę: continuantur per dnas septimanas. Tymczasem pod t^ datą (1 czerwca)
zapisuje taż księga czchowska roczki bieckie, pierwsze, jakie znamy. I znów tu
uwaga, Łe następne continuantur feria tercia proz. post Trinitatis. Bzeczywiócie wtedy
są roczki, ale znów w Czchowie. Ul. str. 970 — 971. Toby mogło naprowadzać na
domysł, że jestto jeszcze jeden powiat z siedzibą sądu w Czchowie, i &e tylko wy.
jątkowo raz odprawiono roczki w Bieczu. Ale przeciw temu znów moina powołaó
zapisek o camerarius beczeni^is z 17 lipca 1400: o liber becensis z 28 września 1400
roku. Ul. nr. 10355 i 11190. Kwestya więc jest bardzo wątpliwa.
SĄDY ZISMSKIB I GRODZKIE W WIBKAOH ŚRBDNIOH 297
Stan ten bez żadnych zmian utrzymuje się bez przerwy przez więcej,
niź lat 50.
Rok 1466 przynosi zupełnie niespodziewane, nagłe i radykalne
zmiany, których przecież niepodobna wyjaśnić i zrozumieć dokładnie.
Ale już zewnętrzny bieg wypadków jest bardzo ciekawy, o ile go
można odtworzyć z krótkich zapisek, które pisarze ziemscy pozostawili
w księgach jako ślad tych usiłowań.
W maju r. 1465 nie dochodzą roczki lelowskie. Do dwustu mę-
żów rzuciło się na sąd z dobytymi mieczami i rozbiło go ^).
Tyle wiemy. Jaki powód, pozostaje zupełnie rzeczą nieznaną.
W księgach lelowskich następuje luka, nie zapisują przez jakiś czas
roczków. Zdziwienie rośnie, jeśli się weźmie do rąk inne księgi,
z innych powiatów. I tam roczki się nie odprawiają, gdzieniegdzie
nawet już wcześniej ustały; tak jest zarówno w Książu i Proszowi-
cach, jak i w odległych powiatach Czchowa i Biecza. Co to znaczy,
jaki powód? Co się stało z wymiarem sprawiedliwości?
Objaśnienie pewne, choć nie zupełne, znajdujemy w księgach
krakowskich. Dnia 3 marca 1466 odprawiają się w Krakowie roczki
nietylko krakowskie, ale ze wszystkich powiatów całego krakowskiego
województwa *). Dowiadujemy się dalej, iż zostały one przeniesione do
Krakowa „in districtum Cracoyiensem inficti seu coadunati^, i to na
podstawie uchwały, która zapadła na zjeździe w Nowem Mieście Kor-
czynie *).
Daremnie szukać tej uchwały. Znamy statut zjazdu korczyń-
skiego z roku 1465, który przeprowadził dość ważne reformy co do
sądownictwa w Małopolsce, np. co do terminów i t. d. Czy to o ten
^) Termini ad finem non sant terminati neque devenerunt ad condompnaclo-
nea, quia indicinm est dispercaBsam , nam ad dacenti gladii faerant evaginati. terr
lei. V. p. 102.
*) Gracovie ... termini omniam distńctuam tociuB terre GracoyiensiB . . . iazta
dominoram in conrencione generał! Noto Ciritatis Corcsin adinrencionem, continuati
fuemnt. Helcel. II. Btr. 711. Acta Cracorie . . . termini continuati secundnm landom
conrencionis Nove Civitatis ita, quod omnes districtns tocins terre GracoTienaia in
districtum Cracoriensem sunt inficti seu coadunati, unde hic in actis presentibus
omnes inscripciones et condempnaciones sunt notate et acticate. Zapiska, pominięta
przez Helcia, z tejże daty 3 marca 1466. terr. Grac. XVI. p. 319. Acta Cracoyie in
actis leloriensibuB . . . acta tamen, termini quam condempnaciones yide in actis cra-
coYiensis districtus, ibi vide, inrenies omnia. terr. lei. V. p. 102 — 103. Acta Gra-
coYie in actis Xansz . . . termini quam condempnaciones continentur in actis Graco-
Tienaibus, yide ibi, inyenies omnia. terr. XanB. IX. p. 171. Oba zapiski a tejie daty.
*) Bandtkie. Jus polonicum. str. 308—309.
298 STANISŁAW KUTRZEBA
Zjazd chodzi? czy więc prócz powyższego, znanego, jeszcze inne wy-
szły statuta? Na to wszystko odpowiedzi niema. Jako pewnik pozostaje
tylko ten fakt, że sądy z powiatów przeniesiono do Krakowa. Jaki był cel?
Przecież trudno przypuścić, by spodziewano się. że to zarządzenie da
się utrzymać dłużej. Jeden sąd dla takiego obszaru, to była rzecz zbyt
niepraktyczna, by taki zamiar mógł powstać.
Rzeczywiście też stan ten trwa nadzwyczaj krótko. Gdy przyszły
następne roczki, 2 czerwca 1466 roku ^), w Krakowie odbyły się one
już tylko dla dwóch powiatów: krakowskiego i proszowskiego, które,
jak zobaczymy, zostały w jeden złączone. Ale nie odrazu znikła bez
śladów ta reforma. Jeszcze przeszło lat dziesięć kołacze się. nim na-
reszcie wróciły normalne stosunki, które stwierdziliśmy poprzednio
w czasie przed rokiem 1466.
Sprawą uporządkowania stosunków zajął się widać wiec z maja
z r. 1466. On to przynajmniej wprowadza ciekawą zmianę w ustroju
powiatów ksiąskiego i lelowskiego. Stworzył z nich jeden duży powiat,
dla którego roki miały się odprawiać tylko w Żarnowcu. Stąd też i po-
wiat nosi nazwę żarnowieckiego^). Pierwsze roczki odbyły się 9 -go
czerwca 1466 roku ^).
Lecz i ta zmiana nie mogła być trwałą. Jakkolwiek Żarnowiec
był położony bardzo dobrze, bo prawie w środku tych dwu złączonych
powiatów, to przecież byłto okrąg zbyt duży, by mógł tworzyć jedno-
stkę organizacyi sądowej. Już w roku 14**9 następuje pewna zmiana.
Zostają wznowione roczki w Lelowie, i to za staraniem panów z po-
wiatu żarnowieckiego. Pierwsze odbywają się dnia 9 marca t. r. *).
W ten sposób powstają dwa powiaty: lelowski i żarnowiecki. W po-
równaniu jednak ze stosunkami przed rokiem 1466 zachodzi pewna
różnica, polegająca nie tylko na przeniesieniu sądów w dawnym po-
wiecie ksiąskim z Książa do Żarnowca. Okrąg żarnowiecki, czyli ści-
ślejszy powiat żarnowiecki, należał, jak już mówiliśmy, do powiatu
lelowskiego. Obecnie co do sądów zostaje on przyłączony do po wiata
») H. II, p. 717.
*) 9 czerwca 1476. Acta in Zarnowecz . . . tanc termini in Zamowecz ez lando
dominomm in coIloqaio Gracoyiensi nuper lapso protanc residenciam dnos distiictua
Yidelicet Kansznenaem et Leloriensem in unam dintrictum noram ZamoTiensem eon-
inngendo institauntur. Terr. lei. V. p. 273, p. także terr. Xan8. X. Ten wiec p. H. II.
p. 714.
*) Ibidem.
^) Termini celebrati sont et restitnti per dominos de districto ZamoTiensi. terr.
lei. lY, p. 235. Jaki hjX adział tych ,, domini'' w przywrócenia roczków lelowekich,.
i kogo przez nich rozumieć należy, niewiadomo.
SĄDY ZIRMSKIB I ORODZKIB W WIKKACH ŚRRDNICH 299
ksiąskiego, i jego roczki odbywają się, jak i roczki ksiąskie, w Żar-
nowcu. Ale przecie zachowuje się utarty podział, który obwód żarno-
wiecki zaliczał do lelowskiego, tak, iż roczki, o ile szło o sprawy
szlachty z żarnowieckiego obwodu, wpisywano nadal do ksiąg lelow-
^ich, jakby na dowód tej łączności *). Z tego powodu powstał ttn
dziwny stosunek, że powiat lelowski miał dwa miejsca sądów, a miejsce
roczków powiatu ksiąskiego znalazło się poza jego granicami.
Takie stosunki są aż do roku 1476. W końcu tego roku wglądnął
w tę sprawę król. przy współudziale swoich doradców uchylił te nowe
reformy, i przywrócił sądy w Książu i Lelowie, jak było dawniej *).
Odtąd już bez żadnych dalszych zmian odbywają się stale roczki
w Książu dla ksiąskiego, w Lelowie dla lelowskiego powiatu.
Widaó wraz z Książem i Lelowem oddzieliły się od krakowskiego
powiatu i dwa dalsze: czchowski i biecki. Ale i tu podobnie, jak w tam-
tych, nie od razu wracają normalne stosunki. Pierwsze roki po tych
wypadkach zapisane zostały 6 października 1466 r. ^). Ale nie odbyły
się one ani w Czchowie, ani w Bieczu, ale w Wojniczu, który leży
mnie) więcej w środku między temi miastami. Jak więc tam, i tu także
zmieniono miejsce, gdzie się sąd zbierał. Cel był w obu wypadkach
jednaki. Połączono bowiem oba powiaty; czchowski i biecki, w jeden
duży, musiano więc szukać innego miasta, więcej nadającego się na
siedzibę sądu tego powiatu nowego, więc miasta więcej w pośrodku
pc^ożonego. Wybrano Wojnicz, za którym przemawiały te same względy,
co za Żarnowcem w nowym żarnowieckim powiecie.
Połączenie i tu nie było trwałe, nie utrzymało się dłużej, niż
gdzieindziej. Ost^itnie roki wojnickie datują z 18 marca 1476 rijku ^)-
Nie było ich więcej w tym roku. W następnym na rozkaz króla od-
prawiają się już po dawnemu w Czchowie, pierwsze 3 lutego 1477 r. ^),
i w Bieczu, w trzy dni po tamtych^.
«) Terr. lei. IV i V.
*' 20 stycznia 1477 roka. Acta in Xan8z... termini continaati faerant et alii
positi sant in crastino dominice ocali, translati et tranRpositi de Zamowjecz in Xansi.
terr. Xan8z. Xli, p. 43; 10 marca 1477 roka. Acta in Xan8z... termini continaati
faerant et de Żarno wyecz Tice^ersa in Xan8z per dominum regem et sae serenitatis
eonsiliarios et alii positi sant feria secanda infra octavam Corporis Christi. Terr.
JLauiB. XII, p. 50. Ostatnie żarnowieckie są z 17 czerwca 1476 r. Terr. leloT. t. V.
*) Terr. Czchov. IV, p. 332.
*) Terr. Czchov. IV. i
') Termini continaati faerant et de Wojnycz de mandato Berenissimi domini i
regis reBtitati. H febr 1477 r. Terr. Czchov. IV, p. I.
*) Acta Beycz... termini continaati fuerant et de Woynycz... restitati. Terr.
biec. III, p. 1.
300 STANISŁAW KUTRZEBA
Jeszcze krócej utrzymało się połączenie powiatów: krakowskiego
i proszowskiego ^) w jeden krakowski. Razem odprawiają się one
w Krakowie przez lat trzy. Pierwsze proszowskie spotykamy znown
2 marca 1469 ^). W ciągu tego czasu raz się zdarzyło, że roczki dla
obu powiatów odbyły się w Proszowicach, a to z powodu zarazy, która
srożyła się w stolicy.
Jak więc widzimy, dążność skupienia sądów wszystkich powiatów
w Krakowie była tylko efemerycznem zjawiskiem. Ale przecież kiero-
wano się przy urządzeniu stosanków pewną zasadniczą myślą. Nowa
organizacya była zdaje się tworem obrad wiecu z maja roku 1466*).
Chciano stworzyć nowe powiaty większe, z sześciu zrobiono trzy duże,
łącząc powiat krakowski i proszowski w nowy krakowski, lelowski
i ksiąski w żarnowiecki, czchowski i biecki w wojnicki. Łączą się te
starania z reformą terminów sądowych. Wtedy właśnie zamiast co
miesiąc, zaczynają odprawiać roczki w terminach dłuższych, cztery
razy na rok. Dotąd więc, w sześciu istniejących powiatach było na
rok w województwie krakowskiem roczków nmiej więcej 72, a przy-
najmniej powinno było być tyle. Odtąd wobec tego, iż liczbę powiatów
i terminów prawie równocześnie zmniejszono, liczba ta zmalała do
12-tu na rok! Różnica to kolosalna. Szło więc widać o to uproszczenie
wymiaru sprawiedliwości. Co do terminów, reforma się zupełnie po-
wiodła. Przy łączeniu powiatów zapomniano o tem, że ludności było
nie na rękę częste odbywanie roczków, bo ją to za bardzo odrywało
od pracy, że więc dlatego przychylnie na tę zmianę patrzyła. Ale
przez połączenie powiatów wprawdzie również zmniejszano ilość ro-
czków, przecież nie na korzyść ludności, której powiększenie odda-
lenia od siedziby sądu wobec większego obszaru powiatu utrudniało
dochodzenie sprawiedUwości. Tak więc reforma upadła; po latach dzie-
więciu nie zostało już z niej nawet śladu *).
Odtąd wracają stosunki poprzednie. Kraków pozostaje aż po ko-
niec okresu, który nas tu zajmuje, przy swoich sześciu powiatach,
które wymieniliśmy na początku.
^) Acta CracoTie... termin! continiiati faerant de duobos districtibns, scilicet
Cracoyiensi et Proschoriensi (2 czerwca 14;66 r.). H. II. p. 717.
') Termin! fuerant ... de districta Cracoriensi hic riceyersa remissi. Terr.
proaz. Vni, p. 341.
") Wyraźnie stwierdza to zapiska co do połączenia Lelowa z Książem, j. w.
Zmiany w innych powiatach są równoczesne z nią, widad więc jednolitoóó działania.
Z tego powodu odnosimy te zarządzenia do wiecu z roku 1466.
*) Zarządzenia królewskie co do rozdziału powiatów: żarnowieckiego i wojni-
ckiego przypadają na ten sam czas. Widać równocześnie te kwestye załatwiono.
8ĄDT ZIBH8KIB I aRODZKIB W WIEKACH ŚRBDNICH 301
Mówiąc o miejscowościach, w których odprawiały się roczki,
dodać chcemy słów kilka o miejsca, gdzie zasiadały. Widoczna, iż
nie było specyalnych na ten cel budynków. Dość zresztą mało o tem
wiemy. W Krakowie raz zasiadają w klasztorze 00. Dominikanów
w refektarzu 1). Zdaje się, iż był to dość powszechny zwyczaj. Kla^-
sztory najłatwiej mogły dostarczyć sal obszernych dla pomieszczenia
znaczniejszej ilości